Tō-ji
Znana również jako Świątynia Wschodnia, to jedna z najstarszych i najważniejszych świątyń buddyjskich w Japonii. Wzniesiono ją w 607 roku na polecenie cesarza Kammu po przeniesieniu stolicy z Nary.
Tō-ji jest największą świątynią Heian-kyō. W roku 804, po swym powrocie z Chin, sławny mnich Kūkai umieścił w niej przywiezione dzieła sztuki buddyjskiej. Na terenie kompleksu Tō-ji przechowywanych jest wiele cennych zabytków sztuki japońskiej, m.in. rzeźby sakralne i rękopisy.
Zespół sakralny składa się z kilkunastu budowli, między innymi ze zbudowanej w roku 826 pięciokondygnacyjnej pagody o wysokości 57 m. Pięciokrotnie zniszczona przez pożary, obecnie istniejąca została odbudowana w 1643 roku. Główny pawilon (kondō), pochodzący z VIII w., również zniszczony przez pożar w roku 1486, zrekonstruowano na początku XVII wieku.
wikipedia.org
⠀⠀Ciemne plamy krwi jak nić Ariadny prowadziły krętymi korytarzami świątyni do celu. Zacienione pomieszczenia znikały w smugach, kiedy niczym pies tropiący kierował się za żelazistą wonią. Zapach drażnił nos, a kąciki warg podskakiwały w nerwowym tiku, ukazując wydłużony, niemalże zwierzęcy kieł.
⠀⠀Niewiele z resztą różniło go od psa. Szczególnie teraz, w stanie, którym się znalazł; pozbawiony władzy, honoru i zasad, gdzie jedynym wyznacznikiem czasu były przemijające okresy głosu i nasycenia. Tym razem ssące uczucie wewnątrz żołądka nie było nawet odczuwalne, a mimo to, jakieś przejmujące pragnienie pchało go tam, gdzie szedł. Może to instynkt - choć nie lubił myśleć o swojej naturze w ten sposób. Posiadanie instynktu jeszcze bardziej by go zezwierzęcało.
⠀⠀— Jak długo zamierzasz się ukrywać? Bawić w kotka i myszkę... — mruczał do siebie niskim tonem, od którego grdyka dostrzegalnie wibrowała.
⠀⠀Spod nóg uciekały tłuste szczury, które pod nieobecność mnichów objadały Tō-ji z zapasów. Kwaśna woń strachu ciągnęła się za nimi w ciemne tunele, ale demon wymijał ich ciasne kryjówki zmierzając do epicentrum ludzkiej tragedii. Tam, skąd dobywał się zagłuszony skowyt.
⠀⠀Im bliżej śmierci, tym wyraźniej uwypuklały się ciemnozielone pasma pod skórą. Krew w tętnicach pulsowała raptownie; ścięgna i wszystkie mięśnie napinały się w nadludzkim wysiłku, który eksplodował jednym, gwałtownym ruchem, kiedy tylko Suna przekroczył próg zacisznego magazynku.
⠀⠀Nie wysilił się nawet, aby uchylić eleganckie, papierowe drzwi. Po prostu przedarł się przez nie, taranując cienkie listewki framugi, która z trzaskiem obwieściła jego przybycie.
⠀⠀Ślepa fascynacja ograniczyła pole widzenia do jednego obiektu - żywego nadal mężczyzny, ku któremu doskoczył w okamgnieniu, tylko po to, aby przywitać go ze swoją ręką. Nasada dłoni oparła się na szmacie wepchanej w usta, a palce wygięte pod dziwnymi kątami wpiły się w twardą tkankę naciskając na nią z całej siły.
⠀⠀Pierwsza uległa szczęka. Z odgłosem pękających chrząstek wysunęła się nagle do przodu i opadła bezwładnie, w tym momencie już bezużyteczna. Pazur przeorał policzek, kalecząc przy tym miękkie struktury nosa, ciało rozrywało się niczym stary papier otaczających go z każdej strony manuskryptów. Jęk w jego głowie nasilał się, niczym gwizd w czajniku, aż urwał się nagle, gdy dłoń demona przerwała o jedno włókno za dużo.
⠀⠀Odsuną rękę, przyglądając się rozgorączkowanym wzrokiem na stróżkę płynnej zawartości, która opuszczała głowę mnicha przez najróżniejsze dziury jego ciała, nawet te, którymi właśnie je przyozdobił.
⠀⠀Dopiero wtedy, gdy ciało mnicha opuściły oznaki życia, zwrócił uwagę na pomieszczenie i towarzystwo - demona oraz jego groteskową kukiełkę. Wykrzywił się i trudno było stwierdzić czy uśmiecha się, czy powstrzymuje wymioty.
⠀⠀— Gadasz do jedzenia? — Uniósł brwi, oceniając poczytalność Aragamiego. — Jeden z tych, co stracili rozum?
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
⠀⠀— A to pech. Trafił mi się jakiś błazen — zawyrokował po chwili milczącego badania sytuacji. Nie wstając z kolan złapał się za głowę i wygiął w łuk, czołem niemalże dotykając ziemi. Równie elastyczne wyprostował się, ściągając ku dołowi skórę na policzkach w geście frustracji. Krótkie westchnięcie miało go przywrócić do zmysłów. — Tym też potrafisz mówić? — zapytał niewinnie, wskazując wyciągniętą ręką na mnicha pozbawionego teraz wyraźnych rysów twarzy.
⠀⠀Umierał krótko. Przynajmniej oszczędził im żałosnych skowytów.
⠀⠀Nie zmieniało to jednak faktu, że martwy w tym momencie mężczyzna był dla demona niczym więcej, jak posiłkiem. Sytym, sądząc po masie rozlanej bezwładnie na podłodze. Szczury najwyraźniej nigdy nie były w stanie nadszarpnąć świątynnych zapasów zbyt mocno.
⠀⠀Machnął ręką przed twarzą, słysząc wybredny ton Aragamiego.
⠀⠀— Jedzenie to jedzenie. Zakres smaku demona rozciąga się pomiędzy rzeczami zjadliwymi, a ścierwem produkowanym przez ludzi. Najlepsze jest jeszcze ciepłe — oznajmił, choć ostatnie słowa mogły zostać stłumione przez odgłosy gryzienia, gdy uniósł rękę mnicha i wyszarpał bez wysiłku jednej z jego palców. Zwisające smutno ścięgno wciągnął między wargi niczym samotną nitkę spaghetti. — Poczęstujesz się?
⠀⠀Pogodny i całkowicie rozluźniony dzielił wzrokiem porcje. Miał nadzieję, że demon, który już wcześniej spożył najwyraźniej połowę człowieka nie pokusi się na najlepsze kawałki. Chociaż pamiętając o płytkich gustach kulinarnych tworów Muzana, pomiędzy głową a stopą nie było większej różnicy.
⠀⠀— Hoshimori? Nadajesz wszystkiemu urocze imiona? — zapytał skonsternowany. Z drugiej strony zadał to pytanie, aby nie skończyło się wyłącznie na odgłosach spożywania mokrej i miękkiej tkanki ludzkich mięśni. Reszta wypowiedzi rozbrzmiała bardzo cicho, zaledwie pod jego nosem. — Chociaż zgniatacz czaszek brzmi całkiem... groźnie.
⠀⠀Poza tym zagadywanie drapieżnika, któremu najwyraźniej sprzątnął sprzed nosa przyjemność pozbawienia kwiczącej świnki życia, wydawała się dobrym pomysłem, jeżeli chciał przy tym napełnić odrobinę żołądek. A nigdy nie pogardził szybką przekąską, szczególnie jeśli nie musiał się przy niej nabiegać.
⠀⠀Suna nie należał do grona demonów leniwych, choć jego motywacja kończyła się zwykle zaraz po zaspokojeniu najpilniejszych potrzeb. Kto wie, może spędzi resztę doby wylegując się na szczycie świątyni? Teraz, kiedy mnisi ucichli na dobre.
⠀⠀— Dlaczego to zrobiłem... — Zatopił paznokieć między zęby, wyciągając z pomiędzy białych płytek jakiś uciążliwy kawałek posiłku. — Poważnie? Mam ci się tłumaczyć z bycia demonem? Zapytaj tego, o tam — wskazał ku górze, bo zawsze uczyli go, że bogowie patrzą na ludzi z góry — dlaczego zachowujemy się tak, a nie inaczej. Ale czy odpowiedź coś ci da? Ostudzi gniew? Co, wielkoludzie... jesteś rozgniewany? — zapytał, szczerząc przy tym zęby. Dla zabawy odgryziony wcześniej palec wyciągnął na całym zasięgu ramienia i dźgnął nim na wysokości kolana Aragamiego.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
⠀⠀— Ah tak. A facet bez połowy ciała to już może mówić? Ale słabizna — Nie ukrywał rozczarowania, które stało się główną emocją widoczną na jego twarzy. Często udawał młodego podlotka, ale granie idioty przychodziło mu z jeszcze większą łatwością. Można powiedzieć, że miał w tym sporo doświadczenia.
⠀⠀Nie pierwszy raz znalazł się w sytuacji, do której doprowadziła go bezmyślna raptowność. Krew nie znalazła się na podłodze świątyni ot tak, ktoś musiał ją rozlać, ktoś zdolny w mgnieniu oka przetrzepać kilka kondygnacji. Zaślepiony wonią juchy ani przez moment nie rozważył realności zagrożenia.
⠀⠀A teraz zagrożenie wyrastało przed nim niczym masywna wieża, rzucając czarny cień na wszystko to, co znalazło się przypadkiem u jej nasady, pod nogami demona.
⠀⠀Rozmowa toczyła się jednak w kierunku, którego w ogóle nie rozważał. Było niemalże... swojsko? Aragami - który zdążył przedstawić się zamaszyście, sypał właśnie kolejnymi dowcipami. Kącik ust Suny zadrżał skierowany nieznacznie ku górze.
⠀⠀— Dzięki. I tak nie zamierzałem pytać o zgodę, ale teraz jakoś lżej mi na duchu z tym występkiem. — odpowiedział, siląc się na odwzajemnienie żartobliwego tonu, który pasował do niego jak yukata w różowe kwiatki - a więc w ogóle. Może gdyby nie spinał tak mocno szczęki, albo przestał przeżuwać chociaż na moment...
⠀⠀Jedzenie wskakiwało do jego ust bez przerwy, ręka mnicha - ta, która rzeczywiście do niego należała, a nie obca, turlająca się po podłodze z przypadku - znikała w żołądku demona, gdzie miała stopić się bez śladu. Nie zamierzał przegapić okazji, szczególnie gdyby pod koniec tego uroczego spotkania mieli się jednak pobić.
⠀⠀Aragami czerpał najwyraźniej radość z zupełnie innych zabaw, które dla czarnowłosego przypominały raczej desperackie próby zabijania czasu. Ile mógł mieć lat? Wizualnie dzieliła ich różnica kilku pokoleń, choć w rzeczywistości mogli być równolatkami. Wygląd potrafił zmylić.
⠀⠀A mężczyzna na każdym kroku udowadniał, jak doskonale manipuluje otoczeniem, jak chwyta i ugniata własną wolą tkankę rzeczywistości.
⠀⠀Fascynujące, uznał Suna, który nie zwykł skrywać rzeczywistych odczuć. Wodził spojrzeniem za towarzyszem z przypadku, gdy ten błądził na stronicach papierowego zwitku.
⠀⠀— Co w takim razie kryje się za twoim imieniem? — zastanowił się na głos, odchylając się pod ścianę, aby uniknąć zderzenia z szybującą księgą. Stracił zainteresowanie tomiszczem, kiedy rozmówca również je utracił. Podświadomie śledził jego ruchy. Palce wolnej dłoni wystukiwały jakiś nieznany rytm o deski na podłodze.
⠀⠀Sachi byłby zachwycony. To był jego rytm, jego piosenka.
⠀⠀— Wojownicy nie obawiają się śmierci. Drżą jedynie przed jej naturą. Wyobrażam sobie, że śmierć z ręki demona nie jest zbyt szlachetna w oczach ich bożków. — Zerknął z ukosa na pozostałości związanego mnicha, a potem na regały za jego plecami. — Którego czcili ci dwaj? — zapytał, choć spodziewał się zamiast właściwej odpowiedzi usłyszeć z ust demona kolejny niewymuszony żart. Najwyraźniej miał dryg do kpin. Twarz Suny przesłoniła jednak powaga. Wyszarpał z ciasnego zbioru malutką książeczkę, a w zasadzie ledwo kilka stron spiętych kawałkiem grubej skóry i zdobionym wiązaniem. Papier kruszył się pod jego palcami, ale otworzył ją w losowym miejscu. — "Oddający cześć, zaślepieni wiarą we własną unikatowość, nie zauważyli, że blask Słońca przyćmiewał wszystko czym sami byli". Więc to kaplica buddyjska? — odgadł, gapiąc się na fragment tekstu, który wymagał natychmiastowej renowacji. Rozpoznał jednak ten styl tworzenia zdań, z którym zetknął się niejednokrotnie...
⠀⠀...w przeszłości.
⠀⠀Sachi zawsze wierzył w bogów. Szkoda, że jego również opuścili.
⠀⠀Zasłonił usta wnętrzem ramienia. Odłożył zeszycik na bok, nie ciskając nim w ścianę ze względu na sentyment bliźniaka do książek. Poczuł się przez to odrobinę lepiej.
⠀⠀— Okropne — ocenił, gdy Aragami ukończył swoje dzieło. — Wygląda jak niezbyt urodziwy gatunek koguta. Rzeczywiście różnisz się od demonów, które zwykle spotykałem. Masz nierówno pod sufitem. — Kliknął językiem. — Ale takim zazwyczaj się szczęści. Na przykład dzisiaj. Nie spodziewałeś się zapewne towarzysza posiłku. Ani krytyka sztuki. Choć do Sesshu ci jeszcze trochę brakuje.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
⠀⠀A więc za imionami nie kryło się nic istotnego. W najlepszym wypadku miały po prostu ładnie brzmieć i spełniać w ustach mężczyzny funkcję jeszcze jednego określenia, które można użyć w zastępstwie właściwego miana. A to tylko przypomniało Sunie, że nadal nie sprostował kwestii swojej godności.
⠀⠀— Tak właściwie... — zaczął, bez przekonania i niemal natychmiast ucichł.
⠀⠀Widzisz, Hoshimori-kun...
⠀⠀Starał się dostrzec, usilnie wlepiał swoje ślepia w twarz Aragamiego. Tyle tylko, że nie wiedział czego właściwie wypatrywać. Słowa, słowa, słowa... zalewały przestrzeń, wypełniały pomieszczenie. Nie było tu miejsca na jego własne opinie i przekonania, dlatego milczał, zajmując usta kawałkami szarpanego mięsa, oblizując palce z krwi ściekającej wolno w dół przedramienia. Zagryzł krawędź paznokcia, wyskrobując spod niego resztki.
⠀⠀Żałował, że zadał pytanie. Nie interesowała go odpowiedź, a słowa wyślizgnęły się z pomiędzy warg, zanim zdołał je powstrzymać. Odwykł od towarzystwa, za to często gadał sam do siebie, kiedy w pobliżu nie było nikogo wartego otwarcia dlań pyska. Wystarczyło to, że słuchał sam siebie.
⠀⠀Po raz kolejny tej doby wykręcił oczy, choć tym razem kulturalnie - pod powiekami.
⠀⠀— Najlepsze co mógłbyś zrobić dla swojej sztuki, to zdechnąć. Podobno dzieło nabiera na wartości, jeżeli artysta umrze, bo więcej już nie stworzy... choć w twoim wypadku... — ...mniej oznacza więcej. Uniósł tyłek z ziemi i otrzepał ubranie. Spojrzał na oklapłą dłoń, która zwisała smętnie z nadszarpniętego już ciała mnicha. — Bawisz się jedzeniem, wymuszając aby weszło z tobą w filozoficzne dywagacje... Sachi nazwałby to kwiecistym językiem. Zajmujesz się rozrywką, Aragami? Występujesz? — Skrzywił się nieznacznie, gdy unosił głowę.
⠀⠀Nie miał kompleksów, ale zerkanie na wyższych od siebie przychodziło mu z trudem. Może więc miał kompleksy, choć utajone. Takie, do których nigdy by się nie przyznał. Nie powiedziałby tego na głos, po prostu miętosił wargi tak długo, aż ułożyły się w kształt wyrażający pogardę.
⠀⠀— Nikt tak nie mówi. Co to w ogóle miałoby znaczyć? — potwierdził w ten sposób niewypowiedziane przez mężczyznę słowa. Odsunął się i przysiadł na krawędzi wewnętrznego parapetu, albo niewielkiej wnęki na książki. W każdym razie mógł w ten sposób skrzyżować nogi i rozluźnić się w czasie, gdy Aragami radził sobie z posiłkiem. — Może kobiety. Pracujesz z nimi?
⠀⠀Prowadził swoje małe śledztwo, zamieniając się nieświadomie na role. Teraz to on skryty w kącie pomieszczenia rozważał osobę przypadkowego towarzysza, może żywiciela, choć wszystko w Sunie chciałby nazwać go ofiarą, której bez konsekwencji podprowadził posiłek. Ostatecznie wyszło jednak na to, że każdemu z nich przypadło w udziale kawałek mnicha. Uczciwie.
⠀⠀Zarzucił głową, zbierając burze włosów przy jednym ramieniu. O ile stan ubrania był sprawą drugorzędną, nie lubił chodzić upaprany krwią. Skrzyżował ramiona na piersi i obserwował jak podłoga zalewa się ciepłą nadal krwią.
⠀⠀— Mógłbym przysiąc, że robisz to specjalnie, ale chyba nie wypada oskarżać o niechlujstwo kogoś twojej... — spojrzał krótko na rzeźbę i uniósł brwi. — Kogoś twojej klasy, Aragami. Tak czy inaczej... będziesz łaskawy trochę się odsunąć?
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
⠀⠀— A ja rozmawiam z tobą. Masz rację. — Pokiwał głową w zgodzie, zastanawiając się, kiedy przekroczy granicę zuchwałości, po której powinien spodziewać się ciosu. Nie urodził się miły i przez całe życie nie zrobił nic, aby to zmienić. Matka natura wiedziała co robi, dając mu niewyparzoną gębę w komplecie z umiejętnością sprawnego uciekania.
⠀⠀Nawet teraz trzymał się blisko drzwi, tak na wszelki wypadek.
⠀⠀Odrzucił pod ścianę resztki z poobgryzanej dłoni i zajął się oblizywaniem do czysta własnych palców. Naprawdę nie miał ochoty jeść wiele więcej, całe to zajście z mnichem miało być raczej żartem. Nie czuł głodu. Tu nadgryzł ręką, tam kawałek uda, jeszcze wcześniej skosztował wyłącznie gałki oczne, więc ciągnął się za nim trop niepotrzebnej śmierci.
⠀⠀Ot zajęcie dla ambitnych tropicieli i pożywka dla mściwych zabójców.
⠀⠀— Poważnie? Pracujesz jak jakiś podrzędny człowiek? Prosisz ich o pieniądze w zamiast za usługi? — wykpił go natychmiast po otrzymaniu odpowiedzi. Wyciągnął przed siebie dłoń oceniając stan przyciętych równo paznokci. — Z lekka to żałosne. Dobre może jeżeli niewielu się ciebie boi. — Ramiona podskoczyły mu w bezgłośnym śmiechu, gdy coś sobie wyobraził. — Pytasz ich też o zgodę, kiedy chcesz się pożywić?
⠀⠀Nie miał za złe Muzanowi, kiedy od czasu do czasu pozbywał się słabych demonów, jak za pstryknięciem palca. Niektórym wydawało się najwyraźniej, że demon ma zastąpić człowieka, wygryźć go z jego pracy, a potem... co? Stworzyć nową społeczność, która będzie funkcjonować jak kopia obecnej? Takim sposobem myślenia mógł się popisać Sachi, a jego nawet w ludzkim gronie traktowano jak słabeusza.
⠀⠀— Ładniejszą wersją ciebie — odparł na pytanie od niechcenia. Nie miał wiele do powiedzenia na temat kochanego braciszka. — Wydaje mu się, że świat można jeszcze obudować... zamiast go pożreć.
⠀⠀Wcześniej powstrzymywał się od osądów, ale teraz wiedział już, że nie przepada za Aragamim. Stał zbyt pewnie na ziemi, trzymał się zbyt kurczowo tego, co już znał - ludzkiego sposobu na przeżywanie własnego życia. A przecież świadomość demona była jak podmuch chłodnego wiatru w upalny, duszny dzień. Jeżeli raz zasmakuje się w tej wolności, trudno jest się ponownie ograniczyć. Świadomie nałożyć sobie na szyję węzły.
⠀⠀Ale niektórym smycz dawała poczucie przynależności.
⠀⠀— Mmm, nie widzisz różnicy? — Przeniósł wzrok na podłogę splamioną krwią, która dopiero wchodziła w deski. Wystrzelił palcem w kierunku zgiętego w siedzącego w siadzie ciała, a potem wskazał na mężczyznę, demona. — Bajzel zrobiłem ja, ale krwią ubrudzić chcesz mnie ty. W zasadzie nie mam nic przeciwko niechlujstwu, po prostu nie lubię kiedy ktoś inny robi, co tylko mu się podoba. Powiesz pewnie: hipokryta. I nie zamierzam nawet zaprzeczać. Co niby możesz mi zrobić? — Pokręcił głową. — Nie zabijesz przecież. Dlatego musisz mi wybaczyć, że lubię sobie ulżyć w słowach... albo nie musisz. I tak mnie to nie obchodzi.
⠀⠀Obił się od ściany i przystanął wyprostowany w lekkim rozkroku, tak, aby nie nadepnąć przypadkiem na mnicha, których w tym ciasnym pomieszczeniu rozwalił się na co najmniej połowę dostępnej przestrzeni. Kliknął językiem. Jak niekulturalnie.
⠀⠀— To gdzie znajduje się ta twoja legalna i na wskroś ludzka miejscówka? Może w samym centrum Edo? Kitrasz się ze strachu przed zabójcami? O mamuniu, co jeżeli wpadnie tam kontrola i okaże się, że jej bardzo ludzkiego właściciela z ludźmi łączy jedynie pora posiłku? — Przyłożył palce do podbródka udając zmartwienie. — Oh nie, nie... tylko nie mój mały, ludzki biznesik.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
⠀⠀⠀⠀— Nie potrzebuję ludziom niczego udowadniać, żeby poczuć się wartościowym — odpowiedział zamyślony, błądząc wzrokiem po ciele mnicha. Ukucnął u jego boku, tym razem wyszukując czegoś innego, niż skrawek ostygłego mięsa. Oparł łokieć na kolanie, wyprostował rękę i zaczął zataczać płaskie kręgi otwartą dłonią. Mruczał przy tym cichutko jak kot, zastanawiając się nad czymś bezgłośnie. I kiedy wreszcie namierzył swój cel, wystrzelił palce w kierunku szaty wyznawcy, wyszarpując z fałd materiału drobną, srebrną spinkę. — Mam cię!
⠀⠀⠀⠀Przechylił się w tył i przez ułamek sekundy wydawało się, że wyląduje na pośladkach, ale zdarzył wyprostować nogi, zawirować na pięcie i wrócić na swoje poprzednie miejsce. Ruch wyglądał zarazem chaotycznie i precyzyjnie. Cały Suna był chaotyczny i precyzyjny zarazem.
⠀⠀⠀⠀— Mmm mhm... to problem innych demonów. Nie zamierzam pozostawać żywy aż tak długo. Za bardzo się wszystkim martwisz, Aragami — Wycelował w niego ostrym końcem igły. Wykrzywił wargi szczerząc przy tym zęby i gest ten wydał się bardzo dziwaczny, niepowiązany z treścią ich rozmowy. Tajemnica rozwiązała się jednak, kiedy drobny kawałek metalu zatańczył między palcami demona i trafił wprost pod jego usta. — Równie niebezpieczne jest traktować swojego rozmówcę jak idiotę, tylko dlatego, że zachowuje się jak jeden — mówił niewyraźnie, grzebiąc ostrym kawałkiem zapinki między zębami.
⠀⠀⠀⠀Nie zamierzał zbytnio rozwijać tego tematu. Aragami musiał sam zrobić sobie rachunek sumienia, zorientować się, czy być może nie został ofiarą pychy, którą tak bardzo w rozmowie piętnował. Blef był bardzo skuteczną bronią, kiedy korzystający z niej sam do końca nie wie, gdzie kończy się prawda, a zaczyna gra. Ale to również wykraczało poza zainteresowania Suny.
⠀⠀⠀⠀Jego chaos był dziełem natury, nie miał ochoty zabawiać się w planowanie.
⠀⠀⠀⠀Dlatego choć był całkowicie świadomy istnienia kilku możliwości pozbawienia demona życia, nie zamierzał wyliczać ich teraz na palcach. Chodzi o to, że aby rozważać chociaż jedną z nich, musiałby kogoś dogłębnie, bardzo mocno nienawidzić, a tymczasem było wręcz odwrotnie. Życie go bawiło, świat zadowalał, a egzystencja poszczególnych indywiduum nie bardzo w tym wszystkim przeszkadzała.
⠀⠀⠀⠀W innych warunkach może nawet bawiłaby go ta rozmowa, ale pomieszczenie było tak ciasne, że ego Suny dusiło się w jego ścianach. Innymi słowy, zachowywał się grzecznie, bo nie chciał samemu sobie wadzić.
⠀⠀⠀⠀Zatrzymał dłoń. Uniósł wzrok, wodząc nim za zbliżającym się w małych zakosach Aragamim.
⠀⠀⠀⠀— Żeby płacili mi swoimi gównianymi metalowymi krążkami? — zapiał w krótkim, urywanym śmiechu. Podrzucił spinkę, którą posługiwał się jak wykałaczką i w locie strącił ją gdzieś w kąt. Ręka zatrzymała się jednak w połowie, na wysokości szyi demona. Palce Suny bezgłośnie zacisnęły się na materiale kołnierza. — A może jeszcze powiesz, że chciałbyś wypróbować moją użyteczność?
⠀⠀⠀⠀Oblizał wargi i zacisnął dwa rzędy białych zębów w dzikim, zwierzęcym uśmiechu.
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
⠀⠀⠀⠀Czy rzeczywiście w taki właśnie sposób postrzegał świat? Z perspektywy osobnika o ograniczonym czasie, z odgłosem tykającego zegara w uszach i depresyjną aurą zbliżającej się powoli wizji śmierci? Wyszczerzona morda i swobodne podejście do życia zaprzeczały, jakoby na bakach Suny znajdował się ciężar podobnej świadomości. Zamiast odpowiedzieć, uniósł brwi i mlasną głośno.
⠀⠀⠀⠀Bo ja wiem?
⠀⠀⠀⠀Nie traktował życia z należytą mu powagą, więc słowom padającym z jego ust również brakowało często szczerości. Aragami sam wpadał w te sidła, traktując wszystko co powie niesforny demon jako jego życiowe mądrości. A Suna tymczasem gadał od rzeczy częściej, niż chciałby to przyznać.
⠀⠀⠀⠀Pamięć złotej rybki pozwoliłaby szybko zapomnieć o wszelkiej maści sytuacjach. Od tych zwyczajnie irytujących, po ubarwione w elementy kompromitacji czy żenujące przypadki niewygodnych kontaktów towarzyskich. Natura obdarzyła go jednak w umysł nie mniejszy, od przeciętnego człowieka, co w przypadku osobnika z burzą czarnych loków było raczej komplementem, niż próbą usytuowania go gdzieś na środku skali. Nie zapominał więc tak szybko, jakby tego chciał.
⠀⠀⠀⠀Aragami chciałby usadowić się głęboko w zakamarkach głowy przypadkowego towarzysza, ale zamiast szoku wymalowanego na twarzy Suny, mężczyzna mógł dostrzec wykrzywioną imitację uśmiechu - wyraz niezbyt różny od tego, co zwykle przedstawiała facjata szczerzącego się demona.
⠀⠀⠀⠀— A wybacz. Zapomniałem złapać cię za jaja, przy tym jakże zachęcającym wstępie — parsknął, ścierając rękawem wszystko to, co mogłoby przypadkiem pozbawić go dalszej chęci do życia. Gdyby tylko poczuł na swoich wargach resztki wilgotnych od śliny ust demona, dopiero wtedy zaczęłyby się mdłości.
⠀⠀⠀⠀Konsternacja to mocne słowo.
⠀⠀⠀⠀— Oh, bez wątpienia jesteś bystry. Patrzysz na kobietę, widzisz że cycki i dupę ma na miejscu... — Machnął ręką. Proces doboru świty w przybytku uciech nieszczególnie go ciekawił. Nie zamierzał prowokować rozmowy, podczas której Aragami uzna, że musi wyjaśnić Sunie pewne konkretne podejmowane za zamkniętymi drzwiami zabiegi. Czas uciekał. — Filozofia pieprzenia się, blah blah... To jak z jedzeniem. Jeżeli wybrzydzasz, to może wcale nie jesteś głodny?
⠀⠀⠀⠀Prychnął. Jako demon nie odczuwał tych samych emocji co ludzie, więc nawet tak prymitywne potrzeby jak jedzenie ograniczał do minimum. Danie nie musiało wyglądać zachęcająco. Z resztą pokazał właśnie, że może wyszarpać kawałek obleśnego mnicha, czy wycałować się z Aragamim, a żołądek nie zaprotestuje nagłym skrętem.
⠀⠀⠀⠀Tak czy inaczej, każdy miał jakieś granice.
⠀⠀⠀⠀— Gdybyś zdradził mi lokalizację swojego... kurwidołka, to może jeszcze byś my się kiedyś spotkali. A tak będziesz mnie tylko wypatrywał tym tęsknym, psim spojrzeniem. — Zaśmiał się. Humor wiecznie mu dopisywał, nawet wtedy gdy świat walił się na łeb.
⠀⠀⠀⠀Radość należało dawkować ostrożnie, dlatego kiedy kwestię szybkiego posiłku miał już za sobą, otrzepał ubranie z kurzu, wszechobecnego w starej, świątynnej komnacie, i machnął mężczyźnie przed twarzą. Żadnego "dzięki", "miło było...". Odwrócił się na pięcie i wyszedł. Tak po prostu.
z/t
I'd rather sleep #615743
Instead of being sixteen and burning up a bible
Feeling super, super, super suicidal
Rage, rage against the dying of the light.
I wtedy właśnie ją zobaczyła. Nie, żeby łatwo było ją przeoczyć. Zatrzymała się jak wryta czerwonymi tęczówkami śledząc każdy ruch nieznanej postaci. Zainteresowanie wzięło górę nad rozsądkiem i głodem. Nim się zastanowiła kicała już w stronę wysokiej demonicy. Nie, żeby kiedykolwiek układała jakieś plany. Była królową pójścia na żywioł. Głupiutkim lekkoduchem, do tego tak okropnie ciekawskim. Przynajmniej z pozoru.
Poprawiła jasną suknię chwytając za materiał szponiastą dłonią, żeby łatwiej było jej się poruszać. Z początku nic nie mówiła. Zachowywała się cicho i specjalnie kryła się za drzewami w pewnej odległości. Badała teren. Nie, żeby była stalkerką czy coś. Zwyczajnie nieznany demon zrobił na niej ogromne wrażenie. Dosłownie. Czuła ekscytację widząc kogoś tak przerażającego.
Wszystko jednak kiedyś się nudziło.
- Przepraszam - zwróciła na siebie uwagę w końcu wychodząc na ścieżkę, poprawiając kotka i idąc w stronę 220 cm czystego zła. Zatrzymała się niedaleko. Zbyt blisko, żeby ją zignorować. Przekrzywiła lekko głowę, a wesołe ogniki tańczyły w jej krwistych tęczówkach. Lisie uszy nastroszyły się z nieopanowanej ciekawości. - Którędy do bramy wyjściowej? Chyba się zgubiłam.
Rage, rage against the dying of the light.
Skinęła głową zamiast jednak odwrócić się i odejść we wskazanym kierunku zrobiła coś kompletnie odwrotnego idąc za wysokim demonem.
- Masz tyle rąk od zawsze czy z wyboru? - Zagadnęła nieugięcie za nią podążając. Miała długie nogi, a i tak została zmuszona dosyć szybko nimi przewierać, żeby utrzymać dystans kilku kroków za Bodaiju. Nie zapowiadało się, żeby Kitsune zamierzała zostawić ją w spokoju. Nie teraz. Nie w najbliższej przyszłości.
Kiedy kobieta się zatrzymała, Lisica również przystanęła w pół kroku.
- Nie lubisz kotów? - Odparła poprawiając demonicznego kotka trzymanego pod pachą. Jego tyle łapki zwisały bezwładnie, tak jak dziwnie nierealny ogon. - Chcesz potrzymać? Chyba nie zrobi Ci krzywdy - dodała podchodząc do niej o dwa kroki i wyciągając kotka w jej stronę. Ten przekrzywił głowę w lewo, tak samo jak i Kitsune. Chyba było tutaj słowem klucz.
Kiedy tylko Bodaiju ruszyła do przodu, Kitsune także.
- Dzielnicy? To Twój teren? Mieszkam w Osace - odpowiedziała absolutnie nie wiedząc o co dokładnie jej chodziło. Może nie lubiła dzielić się jedzeniem, albo zwyczajnie teren świątynny był jej miejscem polowania. Patrzyła na rozmówczynię z ukosa. Bodaiju mogła klnąc w duchu, że trafiła akurat na tę fazę Kitsune. Na ten moment, w którym była niczym małe, niesforne, ciekawskie dziecko. Chwile bywały jednak ulotne, emocje szybko się zmieniały. - Jesteś taka wysoka i przerażająca.
Rage, rage against the dying of the light.
- Pasują Ci - zdecydowała nagle kiwając w zamyśleniu głową, jak gdyby niewinny komplement miał tutaj coś naprawić. Najdziwniejsze w tym wszystkiego było to, że mówiła poważnie. Pokazując rozmówczyni czarnego kotka, którego uzyskała od samego Minoru-sama stresowała się odrobinę, jak gdyby jej oceniające oko mogło przejrzeć wszystko. Przełknęła ślinę wystawiając zwierzątko w jej stronę. Przekrzywiło ono głowę na lewą stronę tak samo jak nieświadoma swojego gestu Kitsune. Jego nóżki zwisały swobodnie, a on wydawał się niewzruszony, jak gdyby niewielkie zwierzątko kontrolowało całą sytuację. Kiedy nieznajoma wskazała jej uszy, te drgnęły lekko nagle zauważone. - Szkoda - powiedziała jedynie, a kotek dosłownie rozpłynął się w powietrzu znikając całkowicie. Nie poprawiała jej co do używania własnej sztuki krwi. Nie miało to w tym momencie znaczenia. Wzruszyła jedynie ramionami dalej ciągnąć te niezręczną dla Bodaiju rozmowę.
- Zgubiłam się i szukam przewodnika - odparła absolutnie szczerze, jak gdyby nie obchodziło ją co sobie nieznajoma pomyśli, bo tak po części było. Kitsune może i była zmienna, chaotyczna. Bodaiju trafiła na te figlarną stronę lisicy tak okrutnie skorą do zabawy. Dziecinną i uroczą, tak bardzo niepasującą do otaczające je demoniej aury potwora, który posilił się już setkami ludzkich ciał. - Nie jadłabym bezczelnie. Przynajmniej nie od razu. Jestem mimo wszystko trochę głodna - odpowiedziała mrugając kilka razy i na powrót dreptając za rozmówczynią, żeby przypadkiem nie zostać w tyle. Chociaż miała raczej długie i zgrabne nogi w porównaniu z Bodaiju wydawały się króciutkie, musiała często przyspieszać kroku.
Zamyślona i zbyt skupiona na stawianiu szybkich kroków nie wyrobiła i kiedy nieznajoma nagle się zatrzymała i odwróciła weszła w nią zderzając się pewnie z którymś ramieniem. Jęknęła cicho łapiąc się za nos i cofnęła o krok w tył masując go. Spojrzała na nią z wyrzutem nie komentując tej małej wpadki.
- Zwyczajnie lubię przerażające - wyjaśniła, a jej lisie uszy ponownie drgnęły widząc jak wszystkie cztery ręce krzyżują się jednocześnie. Jej czerwone tęczówki zalśniły z podekscytowania. - Po co miałabym balować z kimś innym, skoro mam ciebie? - Zapytała zblazowanym tonem spoglądając na nią jak na idiotkę, jak gdyby odpowiedź była tak cholernie oczywista. Bodaiju wydała jej się ciekawsza niż cała reszta niegodnego jej uwagi świata.
Zwyczajnie lubię przerażające.
Kolejna wypowiedź nieznajomej sprawiła, że Bodaiju zamrugała w braku zrozumienia. I przez następne długie sekundy była to jedyna czynność wskazująca na to, że w pewien sposób była żywym organizmem.
Rage, rage against the dying of the light.
W końcu jednak, wbrew wszystkim pozorom, doszły do jakiegoś porozumienia. Cichy układ został uformowany. Fakt, że Kitsu dostała zakaz jedzenia nie był dla niej zbytnio komfortowy. Nie marudziła jednak. Nie był to przecież ani pierwszy, ani pewnie ostatni raz. Jej myśli niebezpiecznie otarły się o wyblakłe wspomnienia chłopaka ze szmaragdowym mieczem i stoickim spokojem, takim samym jakim częstowała ją właśnie wysoka demonica. Szybko więc wróciła do wpatrywania się w jej profil, kiedy ruszyły ponownie przed siebie; odganiając wszystkie niewygodne myśli o Kurokaze. Zabójcy, który już dla niej nie istniał.
Zamiast podziwiać widoki jej tęczówki zbyt często wracały do nowo poznanej. Czy rzeczywiście czegoś poszukiwała? Tak oczywiście.
- Władzy, potęgi, rozrywki, zemsty - wyliczała co raz wyciągający kolejny szponiasto zakończony, szczupły palec, bo jej lista była praktycznie nieskończona. - A teraz konkretnie towarzystwa. Jestem Kitsune - wyjaśniła uśmiechając się do niej uroczo, ukazując przy tym ładnie przydługie kły. - A ty?
Zaśmiała się cicho patrząc w końcu przed siebie, zostawiając demonicę w spokoju. Słysząc kolejne pytanie zarzuciła długimi lilowymi włosami, jak by nagle zaczęły jej przeszkadzać.
- Też wydajesz się ciekawska - skomentowała.
Rage, rage against the dying of the light.
Słysząc słowa rozmówczyni nie pohamowała przewrócenia oczami. Żaden demon nie lubił krytyki, a lisica nie była inna. Zwierzęce uszy napuszyły się z niezadowolona, gdy zagryzła policzek od środka. Jej ręce bezwiednie skrzyżowały się pod biustem przez co przypominała naburmuszoną, obrażoną księżniczkę. Nic dziwnego, w końcu po części nią była.
- Nie obchodzą mnie inni, bo mnie się po prostu powiedzie - odparła patetycznie patrząc uparcie przed siebie. Nie zamierzała się kłócić. W końcu nie widziała w tym sensu. Jej słowa miały pewną moc. Nie były zabarwione wahaniem. Kitsune pewna swojego nie bała się o tym mówić. Wygórowane ambicje nie zostawiały miejsca na niepowodzenie. - I tak oczywiście, że zastąpię jednego z nich- dodała, kiedy jedna z jej dłoni odruchowo powędrowała na ciemny znak po lewej stronie jej szyi. Pieczęć, wyróżnienie, a zarazem smycz i obrożę. Była pyszna myśląc, że mogła wszystko. Przede wszystkim jednak pozostawała niezadowolona zachowaniem niektórych Księżyców. Była nikim, wiec nie mogła ich jawnie krytykować. Nie zniechęcało jej to jednak w zdobywaniu siły i pięciu się na sam szczyt. Na wysokie miejsce, gdzie kiedyś powie im wszystkim co o nich myśli. Najsilniejsza, najpiękniejsza. A oni będą musieli ją słuchać i podziwiać. Nic więcej im nie zostanie.
- Czego w takim razie ty pragniesz? - Odbiła pałeczkę spoglądając na nią ukradkiem. Była wyjątkowa, ale dlaczego? Inna. Spokojna i stateczna. Jak by nic już nie mogło jej zdziwić. Całkowicie rożna od Kitsune.
Żartujesz.
Zamrugała kilka krotnie nie rozumiejąc. Jej brwi ściągnęły się w widocznym niezrozumieniu. Uchyliła pełne usta, jak by chciała dopytać, jednak zmilka słysząc imię demonicy. Skinęła głową w zrozumieniu.
- Bodaiju - powtórzyła z uśmiechem smakując niespotykanego imienia na języku. Uśmiech ten jednak szybko został zasłonięty. Nie odsunęła się jednak zatrzymana się w pół kroku czując ciężar dłoni na twarzy. Jej karmazynowa tęczówki rozszerzyły się w niezrozumieniu, kiedy w ciszy wpatrywala się w kobietę przed sobą. Oddychała miarowo wdychając nowo poznany zapach, a ciepło skóry dłoni przyjemnie ogrzewał jej zimny czubek nosa. Chwila trwała zaledwie sekundy, jednak lekkie mrowienie na ponownie odsłoniętych ustach pozostało.
- Wszystko we mnie ci przeszkadza czy to taki odruch? - skomentowała sucho, bo nigdy nie potrafiła trzymać języka za zębami. Pełznące gorąco oblało jej szczupłe policzki zabarwiając bladą skórę na jasno różany odzień.
Zastanawiając się krótką chwilę westchnęła w końcu.
- W centrum znajduje się herbaciarnia. Tam się zatrzymam - zdecydowała spontanicznie, bo przecież nigdy nic nie planowała. Kioto było jej obce i cholernie kojarzyło jej się z n i m. Herbaciarnia była ostatnim miejscem ich spotkania. Tej pamiętnej nocy, której zdarzenia wielokrotnie nawiedzały jej sny. Były przytłaczające, gorące i przede wszystkim cholernie dobre. Tęskniła, tylko za czym? Tak naprawdę wcale nie chciała tam wracać. - Jutrzejszej nocy wyruszę w stronę Osaki.
Nie możesz odpowiadać w tematach