Odkąd opuściła swojego mistrza, minęło sześć, a być może i siedem lat. Docierając do wysoki położonej w górach chaty, miała wrażenie, że czas zatrzymał się miejscu. Obraz drewnianego domku, który zapamiętała, jako dziecko nie zmienił nic w swojej konstrukcji, a stojące nieopodal drewniane słupy, wiatraki i dźwignie służące do treningów, wyglądały tak samo paskudnie, poza paroma nowymi elementami.
Yen zsiadając z konia i wsuwając dłonie do kieszeni spodni, czubkiem buta podkopała ziemię, uśmiechając się lekko do siebie. Stary nawyk, który pozostał jej, kiedy zbierała wiązankę przekleństw od mistrza na temat swojego nieposłuszeństwa i lekkomyślności. Stare śmieci obudziły w niej wspomnienia, jedne z milszych, jakie nosiła w sobie.
— Staruszku! Jesteś tutaj?! — Jej głos rozniósł się echem, lecz nie otrzymała żadnej wiadomości zwrotnej. Jej mistrz miał zwyczaju kilka razy w tygodniu, schodzić do wioski u podnóża gór, robiąc zapasy. Najwidoczniej musieli się minąć, lecz to kompletnie nie zniechęciło Yenny. Wręcz przeciwnie. Chata, standardowo zamykana była jedynie na zardzewiałą zasuwę, która szybko poddała się pod siłą palców jasnowłosej, a ona weszła do środka. Minimalizm i porządek nadal pozostał nienaruszoną strefą w życiu starego mistrza. Yenna zrzuciła worek ze swoimi rzeczami, pozbywając się zbędnego balastu. Nie zamierzała czekać pokornie na swojego mistrza, a zabrać się od razu do treningu, po jaki tutaj przybyła.
Związała włosy w wysoki kucyk, ściągając górną wierzchnie odzienia łowców demonów, pozostając w cienkim trykocie. Panujący na dworze chłód miał ją zahartować i przypomnieć o dawnych, surowych czasach.
Wyszła za dom, na pole ruchomych, drewnianych wiatraków, z których ramion wystawały cienkie, długie i ostre drewniane szpikulce, które przy nieumiejętnym poruszaniu, rozcinały nie tylko ubranie, ale również skórę. Ustawione były w dwóch rzędach, obracając się naprzemienne w dwóch różnych kierunkach pomimo wiatru. Długość tego toru posiadała około dwudziestu metrów, bez możliwości zatrzymywania się bądź chwili niepewności.
Yenna pamiętała swoje początki, miała nadzieję, że pamięć mięśniowa jej nie zawiedzie. Wypuściła ciężko powietrze nosem, a ostry chłód wdarł się do nozdrzy, na chwilę mrożąc umysł.
Wyrwała się biegiem przed siebie, łatwo omijając dwa pierwsze wiatraki. Lawirowała między kolejnymi z łatwością i dziwną lekkością w stopach. Obracające się ramiona próbowały ją sięgnąć, lecz umykała w ostatniej chwili ostrym szpikulcom. Pierwsze pięć metrów poszło jej zadziwiająco łatwo, na dalszym etapie, kiedy mięśnie wolno zaczynały piec, musiała również zacząć wykorzystywać wszelkie opadnięcia i podskoki, aby wspomóc ręce we wspieraniu się o gładkie powierzchnie na samej górze wiatraków. Kilka udało się jej przeskoczyć z jednego na drugi, lecz im dalej była, tym obrotówki zmieniały swoją wysokość. Mistrz zawsze miał smykałkę do mordowania w nich wytrwałości, gdyż zawsze, kiedy sądzili, że im dalej, tym łatwiej, on ich zaskakiwał na półmetku jakąś dodatkową atrakcją.
Yenna widząc, obracające się słupy, uśmiechnęła się do siebie w duchu. Staruch nic się nie zmienił, podobnie ona — najbardziej zdeterminowana i wytrwała z grupy chłopców, charakteryzująca się ogromną wola walki.
Pięć metrów.
Niewiele brakowało.
Poznanie schematu nie było trudne, ciało same wykonywało obroty i uchylenia przed ramionami, zmuszając nogi do gnania w przód.
— Ruszasz się jak mucha w smole. I słuch też szwankuje. Rozleniwiłaś się w Yonezawie — Głos jej mistrza, wyrwał ją ze stanu skupienia, a ona odruchowo na ostatnim metrze, odwróciła głowę w stronę kierunku, z którego nadszedł starzec. Widząc pomarszczoną twarz mistrza, uśmiechnęła się lekko, ale gdy z powrotem odwróciła głowę, jej czoło spotkało się z ostrą końcówką ramienia; zadrapując je wzdłuż. W ostatniej chwili odchyliła plecy w tył, a wiatrak z prawej strony zmusił Yenn do całkowitego opadnięcia na ziemię. Kurz uniósł się w górę.
— To było nie fair. Rozproszyłeś mnie — rzuciła, leżąc na plecach i patrząc na obracające się ramiona.
— Rozleniwiłaś się. Napychają wam brzuchy w tej Yonazewie, zamiast trenować.
Zaśmiała się na jego słowa. Nie stracił poczucia humoru.
— Wydaje ci się. Po prostu twój wzrok nie jest tak dobry, jak dawniej — odpowiedziała, wydostając się z toru i spoglądając na niego; stał z koszem na plecach, wypełnionym warzywami, węglem oraz świeżymi rybami i owocami morza. Poza zgarbioną posturą przybyło mu więcej bruzd zmarszczek na twarzy oraz jego głowę smagła siwizna.
— W takim układzie, jutro przypomnisz sobie, jak się trenuje — zakomunikował, wracając do chaty.
O świcie przyszła pobudka walących talerzy o siebie, tuż nad głową Yenn. Starzec nie szczędził w metodach, gdyż doskonale wiedział, że jego podopieczna od zawsze miała spore problemy z wczesnym wstawaniem.
— No już, już — ziewnęła, a kiedy ubrana wyszła na dwór, nieco się zdziwiła.
Plac przemienił się w prawdziwą mordownię. Pniaki rozstawione od siebie w równej odległości w jednym rzędzie, a po ich obu stronach zamontowano wahadła z obciążeniem.
Nie chciała wiedzieć, o której musiał wstać mistrz, aby przygotować dla niej ten tor.
Stanęła na niewielkim podeście, zawiązując przepaską oczy i na jego znak przeskoczyła na pierwszy metrowy pal, a wówczas usłyszała świst powietrza. Worki wypełnione piachem naprzemiennie bujały się w jednej to w drugą stronę. Zwinnie ominęła pierwszą przeszkodę, czując za plecami podmuch.
— Szybciej! Nie zastanawiaj się! Bo mnie tu starość dogoni!
Sprawnie przeskakiwała przez kolejne, uchylając się i obracając bokiem w odpowiednim momencie, aby kolejne wiatraki nie miały okazji jej drasnąć. Całkowicie skupiona na swoim zmyśle, pozwalała ciału reagować, dzięki czemu pokonywała kolejne pale.
— Piruet!
Mechanicznie wyuczony ruch, przy którym nie musiała zbyt wiele myśleć. Po prostu zaufała mu i obracając się między przeszkodami, wykonywała kolejne uniki. Nabierała na prędkości oraz precyzji, odblokowując w sobie dawne umiejętności.
— W końcu! No w końcu! — Krzyczał staruszek, a Yenna w tym samym momencie, zatrzymała się na końcu trasy.
— Teraz drewniane miecze. Szybko, tempo! — Poganiał ją, samemu już łapiąc miecz, a drugi jej rzucając. Kiedy tylko go dobyła, mistrz zaatakował ją. Zwinnie uniknęła szarży; wykonując pół obrót i blokując jego miecz swoim. Mistrz, jednak szybko wycofał się i ponownie zaatakował, tym razem z zamiarem podcięcia nóg. Musiała szybko zareagować, aby w ułamku sekundy podskoczyć; podciągając nogi wysoko aż pod klatkę piersiową, a kiedy wylądowała na obu stopach, wykonała gwiazdę w tył, dystansując się od mężczyzny. Starzec ostatni raz zaatakował; rzucił w nią mieczem, a ona odbiła go drewnianą klingą.
Trening się zakończył.
— No, jeszcze coś pamiętasz — Pochwalił ją, a ona lekko ukłoniła się w pół ze szlachetnym wdziękiem.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 49 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Nie możesz odpowiadać w tematach