- Ktoś tu w końcu pokazał pazurki. - rzekł ledwie słyszalnym szeptem uśmiechnięty Taishiro momentalnie wracając ze swojej gniewnej postury na spokojną. Czy to gniew Kitsune wiadrem wody na nim się stał? Czy może kontrolę nad emocjami miał większą, niż wykazał chwilę temu... - Szkoda, że ich końce tylko w stronę demonów są zwrócone. Gdyż inaczej, już dawno bilibyśmy się z Daisuke po rzezi w świątyni, a nasze wieczne życie nie było zależne od tego małego tropu...
Mogła wielokrotnie zabić tą dziewczynkę. Łapiąc ją za ręce wyrwać ją mogła, gdy z widoku straży znikli. By następnie w krzakach swe dzieło dokończyć. Nie zrobiła tego. Mogli zrobić sieczkę w świątyni. Tak się jednak nie stało, bo Kitsune szaleństwem to nazwała. Zaczynał powoli przebłysku i wątpliwości doznawać. Czy powodem jej kary słabość do ludzi nie była? Jakkolwiek jej słowa i czyny nie były osiągnął to co chciał osiągnąć. Dotarli do kapliczki.
Na widok ciał Taishiro uśmiechnął się pewnie, kwitując narzekania "małżonki" mówiąc:
- Chyba nie myślałaś, że on przyjechał tu na wakacje.
Teraz zaczęło się wszystko układać. Drapieżnik o ogromnej sile krył się za murami świątyni. On tylko mógł sprawić, że marne demony jak oni miały szanse w starciu z mistrzem oddechu pioruna. Czy to był ten samozwańczy Kizuki, o którym usłyszał w liście, który dostał w Kioto? To raczej nie był Ryo, ale być może inny z Dwunastu? A może to ta wspaniała demonica? O potędze równie wielkiej, co Kizuki... Co jednym zdaniem do grupowego sepuku samurajów namówiła? Cokolwiek to było być potężne musiało. Skoro samego Daisuke posłać tu musiano... I jego powstanie lub przybycie z tymi narodzinami związane być mogło. Skoro od tego czasu kapliczka zamknięta była...
Nie zamierzał tracić czas na rozmowę z Świnką. Wiedząc, że nie wie dosłownie nic o Daisuke. W końcu jego krew niemal nigdy nie kłamie. Jedynie wątpliwości miał, skąd Kitsune wie o jakimś mieczu o inskrypcjach ładnych. Jednak to temat na dyskusje inną.
Powoli wszedł do pomieszczenia, po otoczeniu uważnie się rozglądając. Próbując zapach poczuć demona innego i na uniknięcie reakcji jego być gotowy. Jednocześnie, zrobić chciał to co prawdziwy demon zrobić w tej sytuacji powinien. Pozostając w cieniu, wziął kawałek kończyny ciała, obgryzając ją dyskretnie. Przed Świnką przede wszystkim i w miarę możliwości i Kitsune. Korzystając z trwającej między nimi konwersacji. Chcąc nie zmarnować tej okazji jedynej. Na nabranie sił przed walką, która prędzej czy później nadejdzie.
Pytanie w jakim celu i czyżby ten uroczysty obiad był tylko dla dwojga?
Złote ślepia lustrowały okolice, szedł w kierunku punktu odniesienia, tam gdzie zamajaczyło mu światło. Choć miał nadzieje, że nie grał roli ćmy mającej wlecieć w ogień..
Matsumoto Takashi
⠀⠀⠀⠀Ciemność zgarnęła go w swoje objęcia. Cisza była niemalże kojąca. Kroki Matsumoto odbijały się echem po pustym pomieszczeniu. Zbliżał się do światła, choć to niechętnie ukazywało mu swoje sekrety.
⠀⠀⠀⠀Blada poświata kilku świec padała na twarz starszego mężczyzny. Długa, siwa broda opadała mu na klatkę piersiową. Wydawał się pogrążony we śnie, choć w dłoniach trzymał zwój papieru i bambusowy patyczek umoczony w atramencie. Tusz nie zdołał jeszcze wchłonąć w papier, błyszczał, co sugerowało że jeszcze chwile temu Kannushi dodał do swojego listu kilka słów.
⠀⠀⠀⠀Siedział na łydkach, ułożony na niewielkim podeście. Wydawał się skromnym człowiekiem, mimo tego, że według wszystkich ludzi był niesamowitą postacią zdolną przewidywać przyszłość. Trwał w idealnym bezruchu, jak marmurowy posąg.
⠀⠀⠀⠀Tup, tup, tup. Jedynym odgłosem w kaplicy było stukanie podeszw i cichy, spokojny oddech zabójcy. Od starca dzieliło go zaledwie kilka metrów. Dalej nie wypadało podchodzić. Cisza, cisza, cisza. W uszach aż od niej dzwoniło.
⠀⠀⠀⠀Na zewnątrz wybuchło jakieś zamieszanie. Takashi nie słyszał dokładnie co mogło się wydarzyć, ale zza drewnianych ścian dolatywały do jego uszu odgłosy nawoływania się, kroki biegnących ludzi, a także podmuchy silnego wiatru, które wprawiały płachty wokół chramu w łopotanie.
⠀⠀⠀⠀Kannushi przechylił się do przodu i padł twarzą na lakierowane panele. Dookoła rozbryznęła się krew.
⠀⠀⠀⠀Wszystko stało się w ułamku sekundy, kiedy wszystko wokół zdawało się błagać o uwagę zabójcy demonów. Wrażenie wkraczania w pułapkę potęgowało się z każdą chwilą. Ciszę przerwał słodki, kobiecy szept:
⠀⠀⠀⠀— Witaj mój drogi zabójco. A więc to ciebie przysłał tutaj mój ukochany Daisuke? — zapytała go niska, drobna kobieca. Jej biała skóra błyszczała w złotej łunie świec. Czerwone plamy okrywały ją w nieregularnych wzorach, a brudne, niemalże przeźroczyste włosy wpływały falami po drobnych, spiczastych ramionach aż do ziemi.
⠀⠀⠀⠀Dziewczyna leżała na poduszkach za plecami Kannushi, oblizując dłoń, którą kilka chwil wcześniej przebiła ciało starca na wylot. Różane oczy patrzyły na Matsumoto z błyskiem. Zarzuciła chudymi jak tyczki nogami i przeturlała się do godniejszej pozycji.
⠀⠀⠀⠀— Przygotowałam dla ciebie poczęstunek, a ty nawet nie przebrałeś się w szaty, które dla ciebie kupiłam? — cmoknęła z niezadowoleniem, w mgnieniu oka znajdując się za plecami mężczyzny. Objęła go drobnym ramieniem, przesuwając palcami po mundurze zabójcy.
Kitsune & Taishiro
⠀⠀⠀⠀Słowa małżeńskiej kłótni zlewały się w niejasny bełkot. Świnka zgięta w pół powstrzymywała się z trudem od zwrócenia śniadania. Smród dochodzący z kaplicy i widok ciał mieszał w głowie młodej mniszki, która mogła dziękować jedynie, że trupy były świeże; mięso nie zaczęło gnić. Poprzeplatane z fragmentami ciała ciuchy sugerowały, że ofiarami byli mnisi. Młodzi chłopcy, których broń połamano w drzazgi. Cokolwiek ich dopadło, nie mieli szansy, aby się obronić.
⠀⠀⠀⠀Oboje zignorowali Świnkę, albo uznali ją za znacznie silniejszą, niż mogła być zaledwie nastolatka. W jednej chwili dziewczynka zerwała się z miejsca i wrzeszcząc uciekła między budynki, nawołując pomocy i łkając. Nie było mowy, aby zdołała im na cokolwiek odpowiedzieć, będąc jednocześnie w tak ogromnym szoku.
⠀⠀⠀⠀Wkrótce cały chram będzie wiedział, że coś jest nie tak.
⠀⠀⠀⠀Ciemność - fizyczna i namacalna - wyciągnęła swoje macki z głębi kaplicy. Cienie wiły się po posadce, ścianach, a w pewnym momencie zaczęły nawet urastać w powietrzu. Z czarnej masy, która teraz połączyła się z wątłym cieniem Taishiro wyłoniła się ludzka sylwetka. Najpierw niewielka, przywodziła na myśl zgarbione dziecko, ale z każdą chwilą fale ropnej mazi narastały z paskudnymi odgłosami bulgotu. Z ciemności wyłoniła się drobna twarz, otoczona jasnymi włosami. Czerwone ślepia zaświeciły na tle czarnych gałek. Po twarzy Kizukiego ściekały smoliste strugi wytworzone mocą jego krwi. Ryo przerósł każde z nich, a jego gniew napierał na nich falami, wyciskał powietrze z płuc. W jednej chwili mogli poczuć się mali i bezsilni. Kolana zadrżały i oboje padli na ziemię, niezdolni aby unieść głowy. Mogli jedynie zerkać, jak jeden z Księżyców zamienia się w szkaradną bestię otoczoną cienistą masą, która wiła się wokół niego niczym gromada węgorzy.
⠀⠀⠀⠀— WYŁAŹ DZIESIĄTA! — zagrzmiał zmienionym, tubalnym głosem od którego ziemia zdawała się drżeć. Oparł ciało na wielkiej dłoni, która wyrastała z cienia wraz z górną połową potężnego ciała. Pozostała cześć skrywała się nadal w mroku. Kizuki częściowo pełznąć, częściowo idąc ześlizgnął się z podestu między pozostałe budynki. Rozglądał się na boki ignorując pozostałe dwa demony.
⠀⠀⠀⠀Minęło kilka chwil pełnych grozy, zanim przytłaczający gniew osłabł, a Kitsune i Taishiro mogli podnieść się z kolan. Z różnych stron zaczęli nadbiegać mnisi uzbrojeni w długie, ozdobne naginaty. Zatrzymywali się z nagłym szokiem na twarzy, gdy znad dachów zobaczyli ogromne, otoczone czystą ciemnością cielsko. Niektóre spojrzenia padały również na izayoizukich.
⠀⠀⠀⠀— Zajmijcie się nimi... — wyszeptał ostro Ryo, choć przy jego rozmiarach nawet szept wprawiał ziemię w wibracje. Kiedy Kizuki postawił pierwsze kroki, zdawało się że jego ciało pochłania budynki, które mijał.
Kolejność: -
Czas na odpis: 05.11 23:59
Dodatkowe informacje: Takashi jedno spóźnienie (poza zgłoszeniem)
"Słyszałem, że mnisi mają złożyć dar z młodych chłopców korpusowi, żeby mógł ich wyszkolić w boju z demonam."
Taishiro zaśmiał się lekko ciesząc się z tej śmierci którą na nich zaznała. Co w idealnym momencie do nich dotarła. Nie zaznają już nigdy cierpienia wojennej głupoty, z jaką spotka się każdy kto opór demonom stawia. Na które Kannushi skazać ich miał, by ambicje swe wielkie wypełnić. I pokłon od Wielkiego Daisuke otrzymać.
Ucieczkę Świnki jedynie drobnym westchnięciem w stronę Kitsune skwitował. Liczył, że gdy on głębiej wejdzie dziewczyną się zajmie ona. Lecz jakieś komplikacje wyjść musiały. Nie ważne to jednak było. Czasu i tak mało było. Choć nie wiedział wtedy, że aż tak go mało.
Taishiro ogromny kęs pożywienia wziął, nim poczuł wielką ciemność co niczym magnes dla kolan jego działała. Doznając drugiego w swym życiu od transformacji szoku. Które było niczym zupełnie od tego co było teraz.
Gniew Ryo był ogromny, a sam izayokizuki z wieczną pustką witać był gotów. Dopóty słowa jego z ust nie padły. Artysta szybko pojął że dziesiąta godziną żadna nie była do pobudki kogoś. Tak wcześnie i za pewne późno nie było raczej. Lecz jeśli to nie o godzinę chodzić mogło. Oznaczać to jedno mogło.
Stali się częścią wojny Kizukich co o swe wpływy walczyć chciały. A gdzie Bogowie się biją los ich sług marny. Szczególnie jeśli ich obecne bóstwo zdaje sie przegrywać, na tyle że w desperacje gniewu popadło. A ich "pan" nienawidzi przegrywać z kobietami. Szczególnie z Hime wspaniałą co na numerek pewnie jego czycha.
Popatrzył delikatnie na Kitsune gdy ich desperackie przyciąganie do kolan zdawało się opadać. A nowa rzeczywistość tak wspaniała i tak tragiczna się zdawała. Jak ogromnie wspaniała siła drzemała w tych co łaskę siedzenia u progu najwyższego zyskali.
Zadrżał instynktownie na dźwięk szeptu co rozkaz mu zadawał. Mieli się zająć armia nie małą. Co być może naiwnie myślała, iż szanse jakąś mają.
- Dużo ich faktycznie tutaj... Przedstawienie życia pora im zafundować wielkie. Los nasz marny gdy któryś z nich Boską sztukę zakłóci.
Szepnął do Kitsune, objawiając się na podwyższeniu. Wraz z najbardziej tragicznie wyglądająca dziecięcą czaszką. Ustawiając się najokazalej na tle mroczności Ryo z twarzą mroczną niczym jego cień rzekł donosnym głosem:
- Płaszczcie się i błagajcie o przebaczenie śmiertelnicy. Albowiem Bogowie prawdziwi świątynie waszą nawiedzili!
Liczac że dane zebrać mu było na siebie wzrok tych wojowniczych strażników. Ukazał im w pełni okazałości tą dziecinną czaszeczkę, robiąc drobny piruet wokół osi własnej:
- Głupia była wasza naiwna wiara! Że światło dnia ochronę wam zapewni. Przed oddaniem młodych owoców życia waszego. W obięcia tego co umrze tu dziś najmarniejszą śmiercią z możliwych. A jego pioruniste światło dające nadzieję zgaśnie na wieki. W odmętach czeluści wiecznego mroku.
Śmiejąc się mrocznie podrzucił czaszkę wysoko skupiając pełnie siły ducha i krwi swojej. Używając jej na pierwszym lepszym mnichu krzycząc:
- UCIEKAJCIE W POŚPIECHU SZALEŃCZYM ŚMIERTELNICY MARNI! ALBOWIEM TRAGICZNIE MARNY LOS TYCH CO BOGOWI CIEMNOŚCI PARADĘ WCHODZĄ...
Licząc że filozofia tłumu zadziała i wraz z jednym ucieknie reszta, podskoczył do góry wysoko by czaszkę swą kopnąć w tych co stali jeszcze. Jeśli jednak przerażająca mowa za słaba okazać się zdała, bez zawachania żadnego sztylety długie swe wyciągnął. By piruetem zgrabnym śmierci brutalnie wbiec w tych. Co Boską sztukę zakłocić próbowali... By czasu nie marnować od tego co nie zapomni zbyt szybko. Być może do końca jego oby wiecznego żywota...
Plask
Poświęcił chwile uwagi Kannushiemu - Żyje, nie żyje? Truchła nie będzie musiał chronić.
Była za nim, był za wolny. Czuł jak obejmuję go swoim ramieniem, bawiąc się.
— Może gdybyś osobiście podpisała się na liście zmieniłbym zdanie — Odpowiedział chłodno, puszczając lekko rękojeść aby ta ponownie wsunęła się z cichym łoskotem do sayi. Przeklinał to, że był za wolny, przeklinał również swój zmysł, że zbyt dokładnie wszystko wychwytuje. Wypuścił powoli oddech, pełny zimnego gniewu. Nie chciał tego robić ale musiał grać w jej grę.
— Ale wierze, że szybko zrekompensuje ten nietakt — Powiedział z przekąsem — Spodziewamy się jeszcze jakichś gości? — Dodał, nawiązując do hałasów na zewnątrz.
Kitsune kątem oka oglądała uciekającą Świnkę, jednak nie zamierzała gonić głupiego dziecka, była zbyt zajęta gnębieniem Piekielnego Artysty. I wtedy powróciła obecność Ryo i wszsytko zdrowo zaczęło się pierdolić.
Już po chwili uderzyła ją fala gniewu Kizuki. Zgięła się, zadrżała i upadła. Z satysfakcją patrzyła jak Taishiro upadał w taki sam beznadziejny sposób jedynie popierając jej słowa. Obydwoje byli tak samo bezużyteczni. Zwykłe pionki w łapach Kizuki. Żadne z nich nie było lepsze od drugiego. Zwykłe przyziemne, demonie śmieci. J e s z c z e.
W końcu jednak gniew Ryo został skierowany w stronę sprawczyni całego zamieszania. Dziesiąta. Widocznie bawiła się świetnie, a oni przeszkodzili jej w uczcie. Kitsune miała na tyle rozumu, żeby nie wciskać nosy w sprawy dwóch Kizuki. Na szczęście Ryo tego od nich nie wymagał.
Zajmijcie się nimi.
Polecenie zostało wydane. Kitsune wstała, otrzepała się i poprawiła ładne ubrania. Przeczesała dłonią długie włosy, bo przecież wygląd był bardzo ważny. Już teraz nie musiała się kryć, mogła po prostu być sobą. Jej lisie uszy drgnęły ku górze, kiedy przypatrywała się tłumom nadchodzących mnichów.
- Ty tutaj jesteś Artystą, więc pokaż im swoje aktorskie umiejętności - odszepnęła, jednak spodobało jej się, że w końcu przestał tak zrzędzić niczym stary, zgryźliwy dziad i zabrał się do roboty. Zaczął prawić mnichom kazania, ale czemu by nie? W końcu pracowali w świątyni, poświęcili Bogom całe swoje życie, więc wierzyli w takie bzdury. Kitsune zwinnie podeszła do Taishiro i chwyciła go pod ramię niczym prawdziwa żonka. Chyba zasłużył na taki niewinny gest. Trwała u jego boku obserwując bacznie poczynania tłumu. Była gotowa wkroczyć do akcji, gdyby była taka potrzeba. Miała dziwne wrażenie, że to ona posiadała tutaj umiejętności bojowe, chociaż nie używała ich chętnie. Ciemność czająca się w cieniu każdego z drzew wrzeszczała jej imię próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Chciała działać, chciała zabijać. A ona pozostawała głucha wciąż patrząc przed siebie.
Zwyczajnie czekała, w gotowości na rozwój wydarzeń.
Cały czas była gotowa stworzyć tarczę i obronić siebie oraz Artystę przy swoim boku, gdyby ktoś odważył się ich zaatakować. Brała również pod uwagę unik w bok i kontratak. Mieli do czynienia z ludźmi, więc stanowczo wolała oszczędzać swoją demonią krew i zwyczajnie zająć się nimi po barbarzyńsku. Tak czy tak liczyła, że mnisi zwyczajnie się przestraszą. Nie lubiła brudzić sobie rąk. Co jakiś czas zerkała na siebie śledząc wzrokiem przerażającą postać Ryo. Co on kombinował?
Matsumoto Takashi
⠀⠀⠀⠀Ciało Kannushi pozostało nieruchome. Należało się więc spodziewać, że ze starca ulotniło się życie. Takashi nie mógł wyczuć od niego żadnych wibracji sugerujących, że oddycha, nawet płytko. Mężczyzna leżał jak szmaciana lalka, nieruchoma, kiedy nie kierowała nią żadna ręka.
⠀⠀⠀⠀Demonica zaśmiała się gardłowo. Coś było nie tak z jej gardłem, nawet wtedy gdy przemawiała, słowom towarzyszyło głębokie bulgotanie, jakby nie przywykła do wypowiadania na raz tak wielu skomplikowanych słów. Poza tym zwracała się do zabójcy po cichu, jej słowa łaskotały go towarzyszącym temu świszczącym oddechem - cuchnącym i krwawym.
⠀⠀⠀⠀— Oh... nie potrafię pisać! Starzec był taki użyteczny, a potem... plum! Stracił całą chęć współpracy. Szkoda. — Kobieta prześlizgnęła rękę na katanę zabójcy demonów. Oplotła swoje wąskie, cienkie palce wokół dłoni Matsumoto, przyciskając ją do rękojeści. — Przyda ci się — ostrzegła łaskawie, a potem wskazała palcem w kierunku drzwi. — Myślałam, że to ty się kogoś spodziewasz. Przyjaciele?
⠀⠀⠀⠀Odsunęła się od zabójcy zwinnym ruchem. Giętkie ciało falowało, gdy stawiała drobne, niemalże dziecięce stopy po posadce pawilonu. Była zdecydowanie niższa od Takashi'ego, przypominała niedożywione dziecko, ale otaczała ją aura tak wielkiej mocy, że nie mógł mieć wątpliwości - gdyby tylko chciała, pokonałaby go jednym palcem.
⠀⠀⠀⠀— Wolałabym użyć Daisuke... ale nie będę narzekać. Padnij przede mną na kolana, zabójco, a pobłogosławię cię moją mocą.
Kitsune & Taishiro
⠀⠀⠀⠀Uzbrojeni mnisi nie byli w stanie przerwać wojennego marszu przemienionego w bestię Ryo. Cienisty stwór wlókł się ponad i między budynkami węsząc i rozglądając się za swoim celem, najpewniej drugą z Kizuki, która tego dnia zjawiła się na wzgórzu.
⠀⠀⠀⠀Pozostawił dwa demony do walki z przeszkodami, które nie były warte jego uwagi. Gniew księżyca jednocześnie ich przerażał i motywował. Musieli stanąć do walki, nawet jeżeli w liczbach ich pozycja nie wyglądała na ciekawą. Mężczyzn, chłopców a nawet wyszkolonych w boju kobiet zjawiało się co raz więcej. Niektórzy próbowali przeszkodzić Ryo, ale z jakiegoś powodu nie byli w stanie nawet wycelować w niego swojej broni. Zwrócili się więc w kierunku lisicy i piekielnego artysty.
⠀⠀⠀⠀Musieli zrobić cokolwiek, aby... ochronić swój chram?
⠀⠀⠀⠀Wyglądało na to, że kieruje nimi coś jeszcze poza honorem wojowników. Wyglądali na beznadziejnie wstrząśniętych i przerażonych. Wykrzyczane słowa Taishiro i jego pokaz nie przyniosły zadowalających rezultatów. Tylko jeden mnich, ten do którego bezpośrednio się zwrócił, padł nagle na kolana i zaczął czołgając wycofywać się z placu przed kapliczką, ale cała reszta pozostała gotowa do walki.
⠀⠀⠀⠀W ich stronę zmierzało przynajmniej dwudziestu mnichów. Nieco przed nimi zgromadzili się ci uzbrojeni w długie, zakończone ostrzami włócznie. Zbliżali się w małych formacjach z tyłu, przodu i z boku. Z balkonów wyłonili się łucznicy, którzy już teraz celowali w demony. Kilku wojowniczych mnichów odzianych było w zbroje chroniące ich przed atakami.
⠀⠀⠀⠀Nagle czwórka zachodząca ich do tyłu rzuciła się do bezpośredniej walki. W tym samym czasie z przodu wypaliły w ich kierunku ogniste strzały. Z boku dochodził odgłos naciąganych cięciw zwiastujący kolejną salwę strzał.
Poglądowa mapka: mapka
Zielony - demony.
Niebieskie - mnisi z dzidami/naginatami/włóczniami
Fioletowe - mnisi-łucznicy.
Żółte - mnisi w rynsztunku bojowym i z katanami.
Kolejność: -
Czas na odpis: 12.11 23:59
Dodatkowe informacje: Takashi jedno spóźnienie (poza zgłoszeniem)
Zachowanie Kitsune wyraźnie zdziwiło artystę. Nie spodziewał się nawet żadnego wsparcia, nawet pasywnego w tym planie. A mimo to ramienia swego użyczyła. Jakby świadoma była, iż przedstawienie jest niczym człowiek bez krwi. Bez efektywnego tańca.
Gdy ludzkość, poza wybrańcem Taishiro, ofertę szczodrą i być może jedyną tego dnia odrzuciła, a strzały dystansowców przednich w ich kierunku poleciały, artysta ani chwili się nie czekał. Zawiniętą swą prawą rękę za talię jej złapał, zaś lewą skradł wolność drugiej dłoni. By w tanecznym geście odskoczyć czym prędzej w ich lewą stronę, by strzał uniknąć, a w sytuacji "szczęśliwego" trafienia Kitsune za tarcze przed ogniem mu służyła. Uśmiechając się lekko z lekkością na palcach poruszając, w mig kolejnych strzelców dostrzegł i mnichów szarżujących w stronę jego. Puszczając Kitsune z sił całych odbił się od podłoża swego, dobywając w końcu w locie swe długich sztyletów ostrza. Chcąc manewrem powietrznym od strzał i długich włóczni uciec, tak by nad nimi za ich plecy chcąc przeskoczyć. Jeśli szybkość jego na tyle duża była, że w powietrzu po broni wyciągnięciu przebywał dalej, bez zawahania żadnego rozstał się z nimi, rzucając je brutalnie w najbliższe cele co mnichami z naginatami byli, by uzbrojone ręce przeciąć próbować, a może coś więcej nawet. Jeśli siła jego ogromnie silna była, a ich ciało kruche, po rękach reszta tułowia być mogła...
Jeśli zaś bliski lądowania był, upewnił się że cielskiem w ich stronę jest zwrócony. Nim swe dwa sztylety rzucił brutalnie w stronę mniszych szyi z nagitanami. Brutalnie za tą śmiałość chcąc ich ukarać. Za swą typowo ludzką wadę, co czas jego na bezsensowną walkę marnuje... Gdy wspaniała sztuka w księżyców obsadzie odbyć się zaraz miała...
Akcje w skrócie:
1. Taneczny odskok z Kitsune.
2. Wysoki skok i przeskoczenie zza przeciwników.
3. Rzut sztyletami w locie w ręce/Rzut w na ziemi w szyje dwóch najbliższych mnichów z nagitanami.
- Tai mistrz painta:
No i się zaczęło. Niewinne, z początku. Kitsune trzymała za dłoń Taishiro tak samo jak i on trzymał ją. Piekielny taniec stanowił początek ich udziału w walce. Kitsune pisnęła radośnie kiedy poprowadził ją wykonując piruet tym samy próbując uniknąć nadchodzących strzał. I chociaż był to radosny moment, który odzwierciedlał jej dobry humor spowodowany początkiem wspólnej, nowej zabawy, ona także cały czas była gotowa pociągnąć Taishiro i zasłonić się nim niczym tarczą. W końcu miał przetrwać najsilniejszy.
Jeśli jednak taniec wystarczył Kitsune wykorzystując impet piruetu, zaczęła biec z pełną prędkością w stronę najbliższej grupki mnichów. Cały czas zwinnie omijała grady strzał, jeśli takie nadchodziły w jej stronę. Radosny wyraz twarzy zamienił się na zacięty, kiedy pokonywała kolejne metry w stronę mnichów. Wzięła głębszy oddech, bo chciała poczuć ich strach. Już dawno zniknęła milusia i słodziutka dziewczynka. Bestia, która teraz atakowała zwykłych ludzi była od niej bardzo daleka. Chociaż wciąż uśmiechała się w tak śliczny sposób. Była kimś innym. A raczej czymś.
Kiedy dopadła do pierwszych przeciwników nie czekała ani sekundy. Nie marnowała czasu od razu przechodząc do ataku. Jej ruchy były płynne i zwinne, siłą, pazurami i zębami, zamierzała ich obezwładnić i powalić. Nie atakowała ze specjalną chęcią mordu. Jej cel był znacznie prostszy i nie spędzała czasu na dobiciu swoich przeciwników. Mieli zostać zneutralizowani i nie stanowić problemu. Był ojej obojętne czy przez połamanie nóg, uderzenie w głowę czy coś innego. Specjalnie wyrywała im broń, którą dzierżyli i z całą swoją zręcznością rzucała nią w łuczników, żeby przestali ją dodatkowo wkurwiać lecącymi, ognistymi strzałami. Nie bali się, że trafią także swoich sojuszników? Gdyby jej pazury okazały się zbyt słabe na zbroje niektórych mnichów, zamierzała wykorzystać broń białą ich przeciwników podczas swoich atakach. Dostosowywała się kreatywnie do każdej następnej sekundy walki.
Dla niej walka dalej pozostawała tańcem. Tylko tym razem solo. To ona była główną gwiazdą tego wieczoru, skąpaną w światłach reflektorów. I jak zwykle w centum uwagi, czuła się niesamowicie. Szarpała, ogłuszała i wyżynała jednego mnicha za drugim. Nie zamierzała marnować swojej demonicznej mocy. Nie na zwykłych śmiertelników. Uważała ich za zbyt słabych, żeby w ogóle mogli oglądać jej cudowną moc. Mimo wszystko cały czas trzymała ją w pogotowiu, gdyby przeliczyła się ze swoimi możliwościami i musiała jej użyć w samoobronie.
Walczyła na czas, specjalnie torując sobie drogę przez mnichów, jednak cały czas pozostawała w gotowości na unik i odskok, gdyby walka stałą się zbyt zacięta. Nie zamierzała dać się tak łatwo zranić. A przetrwanie było tutaj kluczem. Sama chciała pooglądać co takiego planowali wielcy Kizuki. Nie rozpraszała się patrzeniem na Taishiro. Wiedziała, że sobie poradzi.
Akcje:
1. Taneczny odskok z Taishiro.
2. Bieg na przeciwników i unikanie strzał.
3. Atak pazurami, pięściami i zębami + wyrywanie im broni i rzucanie w łuczników.
4. Pełna gotowość na unik.
— Wielka szkoda — Niemalże wycedził przez zęby, odpowiadając na komentarz kobiety.. Mnich zostawił po sobie zwój, jego treść mogła być kluczowa. A może było to niepotrzebne ryzyko? Miał zamiar się do niego zbliżać, krok po kroczku..
— Nie mam za wielu przyjaciół, a szczególnie takich, którzy przychodziliby do zamkniętych ośrodków świątynnych — Powiedział zgodnie z prawdą, nie wiedział co się działo za drzwiami, jednak skoro go ostrzegła oznaczało, że wkrótce mógł mieć kłopoty.. Choć pytanie było konfudujące. Po co się pytała, skoro go ostrzegała przed czymś? Czy aby na pewno chodziło o to zamieszanie?
— Nawet się nie poznaliśmy, a już mam przed tobą klękać? — Odpowiedział, próbując znów wychwycić jej spojrzenie swoim, choć zdawał sobie sprawe, że balansował na kruchej granicy udawania pewności siebie w tej sytuacji.
— Skoro jesteś skłonna udzielać mi boskich namaszczeń.. To raczej nie będzie problemem jeśli zapytam, w jakim celu? I dlaczego? I czemu ze wszystkich innych zabójców skierowałaś się po Daisuke? Niecodziennie taka nocna osobistość sprowadza do siebie filara intencjonalnie. — Zadawał kolejne pytania ze zimnym spokojem, licząc, że odpowie przynajmniej na część z nich. Jedna myśl dudniła mu głowie - Czy w ogóle mógł odmówić?
Matsumoto Takashi
⠀⠀⠀⠀Demonica obserwowała go jak czujne zwierzę. Swoboda, którą otrzymał była krucha, a każdy kolejny krok zdawał się nadwyrężać kobiecą dobroć. Hime wykrzywiała wąskie usta w paskudnym uśmiechu wędrując spojrzeniem od Takashiego, na oblane krwią ciało proroka. Doskonale wiedziała, co zabójca planował.
⠀⠀⠀⠀Nie odpowiadała, słuchała go cicho i grzecznie. Stała z rękami przy bokach kawałek dalej, a wokół nadal rozlegało się miarowe dudnienie, jakby drzewa nagle nauczyły się chodzić. Przyłożyła drobną dłoń do policzka, jakby ze wstydu.
⠀⠀⠀⠀— Mój ukochany Daisuke... — jęknęła z wyrzutem, który w jednej chwili zamienił się w pożar przytłaczających emocji. Niczym wulkaniczny pył po pawilonie rozniosła się fala jej gniewu, jej wściekłości. Kobieta podbiegła do Takashiego i płynnym ruchem cisnęła nim o podłogę. Nawet nie mógł się temu sprzeciwić, nagle świat po prostu się dla niego przekrzywił. — ZAMILCZ ŚMIECIU! — ryknęła mu w ucho, przytrzymując delikatną, drobną dłonią jego głowę. Nachyliła się nad nim, prawie kładąc policzek na ziemi. — Lubię patrzeć kiedy tarzacie się we krwi jak świnie. Tak, tak... twoje imię to Świnia. Ale jesteś moją Świnią — szeptała słodko i otarła się o niego policzkiem. — A teraz idź GRZECZNIE przywitać naszego gościa. — wysyczała, ale jęk bólu zagłuszył wszystko inne.
⠀⠀⠀⠀Matsumoto odkrył ze zdziwieniem, że to on skowycze mimowolnie z bólu. Ostry jak igła palec Hime wbił się pod mięśnie na wysokości jego karku. Czuł się tak, jakby ktoś przebił go na wylot, choć kiedy kobieta odsunęła dłoń, rana została natychmiastowo zalepiona.
⠀⠀⠀⠀Zabójca demonów zobaczył nagle samego siebie, jakby patrzył na świat z góry. Stał na podeście przed drzwiami, gdzie ci sami mnisi, którzy niedawno go tu wepchnęli drżeli w przerażeniu na widok czegoś wielkiego. Monstrum otoczone czarną mazią zbliżało się głównym placem, ale on nie odczuwał strachu.
⠀⠀⠀⠀A potem wizja zniknęła.
Kitsune & Taishiro
⠀⠀⠀⠀Uniknięcie pierwszego ataku nie wymagało od demonów szczególnego wysiłku. Ogniste strzały świsnęły obok nich i z trzaśnięciem wbijały się grotami dookoła. Taniec miał im w tym pomóc, ale zwinność demonów w porównaniu do ludzkiej była wystarczająca i teraz Taishiro z Kitsune pląsali między pawilonami jak wyrwani z wiejskiej potańcówki. W tym czasie pozostali mnisi zbliżyli się znacznie do centrum placu. Do obstrzału włączyli się pozostali, dotychczas zaczajeni z tyłu łucznicy. Słychać było naciąganie cięciw.
⠀⠀⠀⠀Walka była chaotyczna. Nie tak piękna jak mogłyby wymarzyć to sobie demony. Taishiro zamiast przeskoczyć swoich przeciwników (dwóch najbliższych mnichów) wbił się w nich i teraz kaleczył sztyletami, które bez sensu byłoby rzucać z tak niewielkiej odległości. Trzeci, uzbrojony w naginate mężczyzna cisnął nią z całej siły w plecy Artysty, a z gradu wystrzelonego w międzyczasie strzał dwie wbiły mu się w barki.
⠀⠀⠀⠀Kitsune w tym samym czasie dopadła mnicha, który właśnie rzucił swoją bronią niczym włócznią. Walczyła z nim zaciekle jak kotka i wkrótce podrapany, pogryziony mężczyzna z krwią ściekająca mu po twarzy zachwiał się na nogach i padł na ścianę budynku. Zarówno Kitsune jak i Taishiro znaleźli się nagle przy tym samym mnichu.
⠀⠀⠀⠀W międzyczasie pozostała grupa zaszła ich od tyłu. Zostali zagonieni w kąt budynku.
Kolejność: -
Czas na odpis: 17.11 23:59
Dodatkowe informacje: Takashi jedno spóźnienie (poza zgłoszeniem)
Podczas walki macie 3 akcje (atak, obrona, duże przemieszczenie się w celu ataku itp. Postarajcie się opisywać w co i jak celujecie, jeżeli dochodzi do walki). Posty nie muszą być obszerne dopóki trwa walka, lepiej napisać konkretnie i czytelnie jak wygląda dany ruch.
To właśnie ona zaprzątała jej myśli, kiedy Ryo wydał rozkaz do ataku. Chociaż znajdowali się na nieznanym terytorium otoczeni przez przeciwników. Kitsune chciała pójść do domu. Była znużona i nieszczęśliwa. Dłużyło jej się. Nie lubiła, kiedy ktoś rozstawiał ją po kątach. I chociaż Kizuki byli wyjątkowi miała ich już dość. Dość rozkazów. Mimo wszystko jako zwykły śmieć, jeden z niższych szczebli łańcucha pokarmowego nie ośmieliłaby się przeciwstawić woli Ryo. Nie miała innego wyjścia, ruszyła do ataku.
Na polu bitwy zapanował istny chaos. A to właśnie w chaosie czuła się najlepiej. Jej ruchy nie były planowane. Wręcz przeciwnie, z każdą sekundą trwania walki coraz bardziej poddawała się zwierzęcym instynktom. Działała odruchowo, idealnie wpasowując się w chaos. Jej ruchy były zwinne i szybkie. Nie zatrzymywała się ani na sekundę drapiąc i gryząc swojego przeciwnika niczym wściekła kicia. Nawet jej się spodobało, więc kiedy padł na ścianę nagrodziła go słodkim śmiechem uradowanej dziewczynki. Podskoczyła lekko ucieszona wynikiem mini starcia. Był to jednak dopiero początek. Odwróciła się napięcie spoglądając na resztę tłumu.
Robiło jej się coraz bardziej duszno. Znajdowała się między ścianą a mnichami. Z całej siły zacisnęła dłonie w pięści standardowo raniąc sobie dłonie. Jak zwykle emocje brały nad nią górę i zaczynała się wkurwiać. Nie podobała jej się sytuacja, w której się znalazła. Entuzjazm i radość z walki ulotniły się w następnej sekundzie. Jej humor zmieniał się niczym w kalejdoskopie. Zaczynała panikować niczym zwierzę zagonione w pułapkę. Cała jej demonia aura wydostała się na zewnątrz. I chociaż nie robiła tego specjalnie skierowała ją na wszystkich zebranych ludzi.
Nie od dziś wiadomo jednak, że takie zwierzęta były cholernie niebezpieczne.
W następnej sekundzie Kitsune wyszarpała włócznię z ciała Taishiro, czyli legendarny ruch ala Sui (1), a następne zaatakowała nią najbliższego z mnichów próbując go nią zwyczajnie zdzielić w głowę (2) - bardzo dramatycznie i jak na prawdziwą damę przystało. Potem wykonała unik (3) przed potencjalnymi atakami lub lecącymi strzałami. Gdyby zabrakło jej miejsca zamierzała wskoczyć na ścianę za sobą przyczepiając się do niej pazurami.
Złość coraz bardziej w niej wzbierała. Ciemność coraz bardziej uwidaczniała się w cieniach tańczących dookoła.
Zabij. Rozszarp. Zjedz. Zgnieć. Rozpierdol. Zmiażdż. Rozerwij. Rozgryź.
Czy tylko ona słyszała te szepty?
- Cicho - jęknęła do siebie, a raczej do szeptów wokół. Szeptów ciemności, która przecież wiedziała lepiej. Ona zawsze wiedziała lepiej. Gdyby jednak jej brak planu się nie powiódł cały czas trzymała ciemność w gotowości, żeby jej użyć. A może to ciemność używała Kitsune?
* w nawiasach napisałam ruchy
Każde z tych pytań przez ułamek sekundy w głowie jego zabrzmiało, na wciąż uśmiechniętej twarzy demona, gdy szaleńcze cięcia w kierunku swych dwóch rywali wykonywał, niczym treningowe worki mięsa. Zauważając po chwili pasywnego dotychczas w pełnej zbroi mnicha. Do którego rzekł z krwi jego mocą głosem słodkim, choć podłym:
- Zakuty bohater odbił wszelkie strzały i włócznie co w tym kierunku zmierzać będą. By kompanów swych i siebie uchronić. Przed zgubą iście ognistą.
W końcu przypadki nie jedne się zdarzają. Że najlepszy strzelec nie trafia, choć trafia nie tego co trzeba. Lepiej przyjąć tą jedną poradę adwersarza. Którego również uchroni się przed niehonorowym z powietrza atakiem.
Zacisnął nerwowo zęby, gdy Kitsune z jego ciała włócznie wyciągnęła. I gdy tylko to zrobiła, z pół obrotu artysta kopnął w pełni sił adwersarza swego, co celem jej włóczni nie był. Chcąc przestrzeń sztucznie stworzyć dla demonicy przestrzeń do uniku, odkopując wroga w kierunku ściany najbliższej. Gdy sam zaś chciał kontrolę drobną uzyskać po raz pierwszy dnia dzisiejszego. Nie dając się zagonić w miejsce, gdzie skończyć może niczym najmężniejszy samuraj, wyziewając żywota obrzucony stertą kamieni przez wieśniaków. Wspinając się na dach budynku. By brutalnego ataku tam dokonać, dodając sztuce iście ognistego brzmienia. Świadomy że jego nowy przyjaciel mu pomoże. Przed zadrapaniem do kolekcji kolejnym.
Intensywne rozważania przerwał, okropny jęk, najwyraźniej nie był jednym pechowcem.. A nie czekaj, to ON jęczał z bólu, trafiła w kark, wrażliwe miejsce, już wiedział, że przegrał, całe ciało tak mówiło gdy czuło jakby zostało przebite na wylot. Nie myślał, nie był w stanie, cały umysł opanowała walka o każdy strzępek świadomości, wola przetrwania rozrywała plany, spokój i skupienie.
— Obronię was — Powiedział gdy tylko udało mu się otworzyć wrota, a mnichowie wciąż tam byli. Spojrzał ku niebu, jakby starając się przekuć całą moc zgromadzonej burzy w nową siłę, która wspomoże go w dalszych wysiłkach.
Był już gotów by stanąć twarzą w twarz ze swoim przeznaczeniem.
Matsumoto Takashi
⠀⠀⠀⠀Zanim otrząsnął się z przebłysku... czego? Przyszłości? Zanim opuściła go wizja, Hime odsunęła się w tył, stając tuż przy zakrwawionym ciele i kiedy Takashi odchodził w kierunku drzwi zaśmiała się histerycznie. Pawilon przepełnił jej dziecinny, triumfalny śmiech. Choć tym razem go nie zabiła, ciężko byłoby mówić o jakimkolwiek sukcesie. Atmosferę przepełniała raczej gorycz. Ludzie byli tak mali, tak nic nieznaczący w grach prowadzonych przed demony...
⠀⠀⠀⠀Mnisi stojący przy drzwiach zadrżeli. Do głównego budynku, do którego kannushi kazał im nikogo więcej nie wpuszczać zbliżało się czarne jak smoła monstrum. Przypominało górną połowę ludzkiego ciała, które przemieszczało się ciągnąć resztę masy na wielgachnych rękach. Poza tym miało jeszcze głowę, ale na tym kończyło się podobieństwo do człowieka. Było wielkie - sięgało łbem ponad pozostałe, jednopiętrowe budynki i ociekało ciemną mazią, jakby sama ciemność przybrała materialną formę.
⠀⠀⠀⠀Było to pierwsze co zobaczył Takashi, kiedy zjawił się na podeście, zignorowany całkowicie przez strażników wejścia, którzy nie mogli oderwać od tego wzroku. Dopiero kiedy zabójca odezwał się do nich, młodszy z mężczyzn spojrzał na niego przerażony.
⠀⠀⠀⠀— Mówiliśmy mu... prosiliśmy kannushi, żeby nie wchodził w układy z demonami... ale on się uparł, że ochroni w ten sposób miasto — wyznał, przewidując najpewniej, że jego czas jest policzony. Przełknął głośno i chwycił swoją włócznie w obie ręce. — Byliśmy głupami, prawda? A teraz wszystko się skończy...
⠀⠀⠀⠀Zacisnął zęby i czekał. On i drugi mnich czekali na ruch Matsumoto, a tymczasem ogromny demon zatrzymał się na środku placu. Powolnym ruchem skierował łeb do przodu. Nie otwierał ust, a mimo to powietrze zawibrowało od jego głosu:
⠀⠀⠀⠀— Tylko tyle? Właśnie w taki sposób Hime zamierzała mnie zabić? — zapytał niskim tonem podszytym śmiechem.
⠀⠀⠀⠀W tym samym momencie Takashi poczuł, że obraz wiruje mu przed oczami. Widział, jak potężna łapa bierze rozmach i rozwala podest, na którym stał on i pozostała dwójka. Zmiótł wszystko za jednym razem, łamiąc filary i gruchocząc kamienne schody.
⠀⠀⠀⠀A potem wizja zniknęła.
⠀⠀⠀⠀Demon zaczął powoli unosić rękę.
Kitsune & Taishiro
⠀⠀⠀⠀Mnisi bronili się zaciekle. W pewnym momencie ich atak przybrał bowiem formę desperackiego unikania szalejących demonów. Trzeba im przyznać, że z unikami radzili sobie lepiej, niż przy zadawaniu obrażeń dwójce zagonionych w kąt napastników. Wszyscy byli jak w transie, choć tego nie było poznać po ich twarzach. Zaciskali zęby i parli do przodu, wymuszając na demonach wspięcie się po ścianie.
⠀⠀⠀⠀Dopadła ich konsternacja i tylko łucznicy nadal naciągali swe cięciwy.
⠀⠀⠀⠀— Kannushi obiecała, że nie przegramy... widziała to! — sapnął jeden z mężczyzn, zapatrując się wściekle na Taishiro i Kitsune, którzy znaleźli sobie miejsce na wysokości. Ten pierwszy na dachu, a demonica nieco niżej, nadal wisząc zaczepiona pazurami o krawędź.
⠀⠀⠀⠀Zza ich plecami rozległ się świst, a potem strzała spadła tuż pod nogi Taishiro.
⠀⠀⠀⠀— Poddajcie się demony! Kannushi powiedziała, że zabije tu dzisiaj swojego przeciwnika i zajmie jego miejsce! Zwycięstwo tak czy inaczej będzie nasze, gdy chroni nas taka moc! — ryknął i bohatersko załadował strzałę, uprzednio maczając ją w kleistej substancji. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów odległości i metr wysokości. Teraz, gdy większość mnichów pozostała na ziemi, walka zaczęła przypominać stado psów obszczekujące drzewo, na którym skryły się koty.
⠀⠀⠀⠀Opancerzony w lekką zbroję chłopak, który znalazł się pod samym murem wstrzymał ręką resztę ataków - częściowo spełniając wolę Taishiro. I chociaż starcie na moment ustało, gdzieś indziej nadal toczyły się pewne wydarzenia.
Kolejność: -
Czas na odpis: 27.11 23:59
Dodatkowe informacje: Takashi jedno spóźnienie (poza zgłoszeniem)
Podczas walki macie 3 akcje (atak, obrona, duże przemieszczenie się w celu ataku itp. Postarajcie się opisywać w co i jak celujecie, jeżeli dochodzi do walki). Posty nie muszą być obszerne dopóki trwa walka, lepiej napisać konkretnie i czytelnie jak wygląda dany ruch.
Wzrok swój szybko skierował w stronę jednego, co myślał, że wysokość równa pole do "negocjacji" jakiekolwiek mu daje, śmiejąc się czule, niczym do dzieci małych:
- Słodcy jesteście, gdy cierpieć pragniecie. Za rzeczy istotne, w których roli swej i innych odczytać nie potraficie. Ze swoim prostolinijnym postrzeganiem porażek i zwycięstw.
Artysta rozłożył ręce lekko niczym struna mówiąc:
- Czy wygra Bóg Ciemności, czy Bogini Kannushi, o zręczności nieziemskiej? Czy wygramy my, czy ostatni oddech mroku porażkę i zgubę naszą oznaczać będzie? Znaczenia to nie ma i nie mieć będzie dla mnie niemal żadnego. Bo największy przegrany będą tylko i wyłącznie Ci, co rady mej nie wysłuchali. Co wbrew radzie mej włócznie na sprawy Boskie podnieśli. Zaś zwycięstwo do któregoś z Bogów należeć będzie...
Zbyt dużo czasu poświęcał tym ludziom. Co choćby mieli wytężyć swe muskuły los bitwy Bogów zmienić tylko mogą. Odciągając ich od centrum wydarzeń. Jako artysta, któremu dzięki przeznaczeniu mocy, dane mu będzie przeżyć i opowiedzieć historię zwycięzcy. Nie myśląc nad tym teraz, czy i komu w nim pomoże. Oraz czy pomoc będzie potrzebna w tej kwestii jakkolwiek...
Jednak ostatnią sztuczkę artysta pokazać był gotów, nim skupi się na czymś ważniejszym. Chcąc pokazać, że mimo tajemniczego daru Hime, co jakąś im przewagę daje, błąd wielki zrobili biorąc udział czynny w tym starciu, co czas przed przedstawieniem głównym im odbiera.
Artysta rozpędził się, by skoczyć na łucznika wrogiego najszybciej jak jego ciało potrafiło. Zachęcając delikatnym ruchem ręki Kitsune, by za nim się udała. W powietrzu w mig salto w przód robiąc tak by cielsko jego przygnieść i z gracją na prostych nogach wylądować na przeciwniku swym. Zaraz po manewrze tym rozejrzał się, czy za nim Kitsune się udała.
Jeśli tak wskazał jej z diabelskim uśmiechem wiadro z tłuszczem i stojących wokół ludzi, sam zaś łapiąc za słupek z oleistą misą, co ognistą dumę trzymała. Gdy tylko wyrzuciła zawartość wiadra na największe skupisku ludzi, bądź równie interesujący cel, on poczynił to samo ze słupkiem, rzucając go tak by zapalić to co paliwem do ognia zostało. Będąc w pełni świadomy jedynej sensownej lekcji, jaką demonia księżniczka z Osaki mu przekazała. Oleisty ogień zgasić trudno. Na tyle, że woda deszczowa go nie ugasi. A wręcz sprawi, że rozpali się jeszcze gorzej, niemały wybuch robiąc. Był jednak czujny i gotowy na potencjalny unik. Gdyby artysta celem oleistego tłuszczu miał się stać.
Jeśli jednak Kitsune własne plany miała, artysta próbował zrobić to samo, próbując kopnąć celnie wiadro i rzucić słupek jednocześnie. Co skuteczność słabszą będzie miało lecz przekaz niemal podobny. Trzymajcie się z dala od konfliktu. W którym będzie jedynie niczym mrówek stado... Oraz morale tego zabójcy uderzyć. Który niczym ukryta gwiazda, czeka by w moment odpowiedni na scenie się zjawić, irytując lekko artystę biernością swoją. Taishiro nie wiedział jednak. Iż aktor piorunisty na scenie już jest. Lecz rola jego była nijak dla niego znana, pomimo iż do pewnych wniosków dochodzić zaczynał. W końcu jedynie Stwórca mógł zabić w ciemnościach demona innego...
Po za tym.. Z pewnością ta poczwara nie wysłałaby go na coś, czego by nie mógł pokonać.
— Co zrobiliście? Prosiliście? Powinniście go powstrzymać... Wchodzenie w układy z demonami zawsze źle się kończy. — Wycedził, powstrzymując się aby nie zdzielić mnicha w twarz, co oni sobie myśleli? Jakim skończonym durniem trzeba być, aby podjąć się takiego paktu? Szczególnie w granicach Edo, gdzie korpus był najsilniejszy... Wiele mógł zrozumieć, że można się bać, zostać zmuszony.. Ale TO? Samurajska dyscyplina ponownie sprowadziła jego emocja na ziemie, wróg był gdzie indziej. Musiał o tym pamiętać. Musiał..
— Byliście głupcami.. Jednak nie wszystko stracone, nie jest póki ja tu jestem. — Odpowiedział, choć pokrzepiał w tym bardziej siebie niż ich. Musiał utrzymać pewność działań, gdyby ją stracił to wiedział, że byłby na przegranej pozycji.
Gdy lekceważący ton dotarł do niego, Takashi zacisnął dłoń na rękojeści.. O nie, nie będzie się z niego śmiać. Dwa szydzące demony to stanowczo ponad jego limit tolerancji.
— Na bok! — Krzyknął, licząc, że drugi z nich sam się zorientuje co zrobić.. Wytrzymały ubiór korpusu powinien ochronić go przed drobnymi odłamkami, zasłonił mnicha, chcąc oszczędzić mu dodatkowych obrażeń. Gdy tylko zdołał się otrzepać i dojść do siebie, a mnich był kontaktowy, szybko chwycił go tłumacząc mu jak najszybciej rozkazy.
— Biegnij do miasta, ostrzeż je oraz korpus.. Powtrzymam ich na tyle ile będę mógł. Teraz. — Powiedział tonem nieprzejmującym sprzeciwu, piorunując go swoim złotymi ślepiami. Jakby sam przeklęty Raijin miał go zaraz rozszarpać*. Głęboko wierzył, że młodzieniec szybko biega i ma na tyle rozsądku, że nie pobiegnie środkiem placu.
Po czym skierował się w stronę swojego przeznaczenia. Gotowy na kolejne wizje, gotując się na kolejne działanie, które miały zapobiec rozpaćkaniu go o ziemie niczym robaka.
— Jako Filar, naprawdę nie mam czasu na wasze nędzne gierki.. Następnym razem rozwiążcie problemy sami. Jak dorośli. — Odrzekł, grając kogoś kim naprawdę nie był, jednak demon musiał mieć świadomość, że podrzędny DS nie uniknąłby jego ciosu, może uda zasiać się w nim jakiekolwiek zwątpienie..
- Nie zbliżajcie się - szepnęła słabo odskakując wyżej na mur, żeby zwiększyć od nich swój dystans. Uwiesiła się trochę niżej od Taishiro i obserwowała czerwonymi tęczówkami mnichów, którzy zachowywali się jak zombie.
Pani Kannusi powiedziała im, że wszystko będzie dobrze? Cóż pani Kitsune miała inne zdanie. Kiedy tylko mnisi podeszli tuż pod mur coś w niej pękło.
- Nie zbliżajcie się do kurwy! - Wrzasnęła ile tchu w płucach szczerząc swoje ostre kły. Była niczym dzikie zwierze w potrzasku. Czuła jak coraz bardziej brakowało jej tlenu. Była w pzamknięciu. Znowu. W niewielkim pokoju, w celi więziennej gdzieś na obrzeżach Osaki. Zamknięta. Głodna. Osamotniona. Czekająca latami na ratunek. Ratunek, który nigdy nie nadszedł. Stwórca powiedział, że miała na niego czekać. Wciąż czekała.
Teraz jednak straciła już cierpliwość. A natarczywość mnichów w ogóle tego nie polepszała. Ryknęła jeszcze raz ze wściekłości wbijając swoje pazury mocniej w mur za sobą, żeby nie stracić równowagi. W tym samym czasie wolną dłoń przyłożyła do swojego przeciwległo ramienia. Drżącym pazurem przejechała po nim tworząc pojedynczą, czerwoną szramę, z której pociekła pierwsza kropla krwi (1).
Jej lisie uszy drgnęły nerwowo, kiedy wokół rozległ się ucieszony śmiech ciemności. Tak. Przegrała walkę o silną wolę, której chyba nawet nie posiadała. Ktoś jej kiedyś powiedział, że miała nie zabijać. Taka była umowa - rozległ się głos w jej głowie. Męski, przyjemny dla ucha, tak dobrze jej znany. Umowa. Na czym polegała? Nie umiała sobie w tym momencie przypomnieć skupiając całą uwagę na szczurach zebranych tuż pod nią.
- Odsuńcie się! Natychmiast! - Zawyła wraz z siłą ciemności, która podsycała się zapachem jej demoniej krwi. Kitsune zamierzała wysłać w stronę mnichów mrok, który od razu się rozproszył. Miał za zadanie utworzyć cienkie struny zaciskające się wokół ich szyi niczym dusicielskie sidła (2). Chciała ich zwyczajnie poddusić. A może udusić? W tym momencie złość przysłaniała jej możliwość ocenienia sytuacji. Jej moc miała przy okazji ich unieruchomić, żeby dalszy plan Taishiro przebiegł bez problemów. Chciała, żeby cierpieli; żeby poczuli się osaczeni i duszeni; żeby brakowało im tlenu. Oddechu. Tak jak dusiła się właśnie ona. Osaczona w potrzasku. Zaśmiała się gardłowo z nutą szaleństwa w głosie. Nikt nigdy przecież nie mówił, że była normalna.
Normalność zginęła dawno temu w Kyoto, jako młoda dziewczyna w dni ślubu. Wtedy jej ludzkie życie miało się dopiero rozpocząć, a sam Stwórca zdecydował je zakończyć. Cały czas pozostawała w gotowości do uniku, gdyby ktoś ją zaatakował (3).
⠀⠀⠀⠀W obliczu plagi jaką były demony ludzkość miała tylko dwa wyjścia: poddać się jej, lub stać się jej częścią. Mnisi wybrali mniej honorową opcję, choć na ich decyzję wpływ miało bez wątpienia zdanie kannushi. A teraz cierpieli konsekwencje.
⠀⠀⠀⠀Zebrani tłumnie przed ścianą nie mieli okazji zareagować na to, co przygotował dla nich Taishiro. Demon błyskawicznie znalazł się przy łuczniku, który zastygł z naciągnięta cięciwą na ziemi, gdy nogi demona przyszpiliły go do posadzki.
⠀⠀⠀⠀Kamienny słup runął za sprawą uderzenia, a potem gorący olej pociągnął za sobą języki płomieni. Pochwyceni przez cieniste macki wojownicy zatrzymali się w miejscu walcząc desperacko z przeciwnikiem, którego nie mogli pochwycić. Piekło toczyło się w dół wraz z rozbryzgami tłustych kul ognia, które w jednej chwili złapały świątynie w objęcia pożaru.
⠀⠀⠀⠀Na oczach Taishiro i Kitsune rozpoczęła się brutalna rzeź, w której sparaliżowani bezdechem mnisi padali jeden za drugim gotując się we własnych zbrojach, skowycząc na kolanach, gdy żar wysysał im tlen z płuc, albo kiedy pękające na skórze bąble natychmiast pokrywały się nowymi. Nie stanowili dłużej zagrożenia, a ci, ustawieni nadal z łukami na przeciwległych budynkach wycofali się ze swoich stanowisk.
⠀⠀⠀⠀Demony w tym czasie pozostały na górze, otoczone przez kłęby ciemnego dymu i woni palonych wrogów. Ogień zaczął rozprzestrzeniać się gwałtownie trawiąc drewniane fasady. Wkrótce będą musieli się wycofać, ale żar pozostawał nawet poza ich kontrolą - wkrótce rozniesie się w głąb chramu.
⠀⠀⠀⠀Mnich schylił głowę. Okazywał w ten sposób skruchę, która jednak nie mogła mu w jakikolwiek sposób pomóc.
⠀⠀⠀⠀— Demon... on nam pomagał. Kannushi zgodził przekazywać światu jego wizje, a dzięki nim pomagaliśmy ludziom. Skąd mogliśmy wiedzieć, że tak to się skończy? Nie przewidział, że przyjdzie tutaj inny, równie mocny...! Czy to znaczy, że od początku nas okłamywał? Wykorzystał nas? — jęknął łysy chłopak, ściskając dłonie na drzewni swojej broni. Patrzył przed siebie na zbliżające się monstrum, ale postanowił pozostać na stanowisku.
⠀⠀⠀Ku nieszczęściu Matsumoto, ponieważ lepiej byłoby, gdyby już teraz mnisi zaczęli uciekać.
⠀⠀⠀Cios miał paść lada chwila, a oni wiernie czuwali przy drzwiach. Dopiero szybka reakcja zabójcy sprawiła, że młodszy z mnichów, ten który skamlał o wybaczenie padł wraz z z nim na ziemię, uchylając się przed gradem odłamków. Drugi wojownik zepchnięty siłą uderzenia poleciał kawałek dalej, lecz w kurzu, który wzbił się w górę ciężko było dostrzec, co się z nim stało.
⠀⠀⠀Przez krótką chwilę dym pochłonął wszelkie dźwięki, a potem Takashi dostrzegł leżącego obok niego mnicha, który kasłał krwią i brudem, jednak wydawał się cały. Ponad jego głową, nieco w tle pojawiły się płomienie, które gwałtownie pożerały budynki chramu. Co tu się wyprawiało?
⠀⠀⠀⠀— Przy... przydam się! — sapnął chłopak i wyczołgał się spod desek, które padły na jego plecy. Rzucił się biegiem zgodnie z wolą zabójcy i zniknął w zaroślach stromego wzgórza zanim umysł Matsumowoto przesłoniła kolejna wizja.
⠀⠀⠀⠀Cienie niczym woda rozlewały się po ziemi. Pędziły w kierunku pawilonu gotowe pochłonąć go w całości. Wkrótce cały budynek miał pokryć się czarną mazią. W środku nadal znajdowała się Hime. Czy ją również miała pochłonąć ta demoniczna moc?
⠀⠀⠀⠀Z nosa zabójcy chlusnęła krew. Czy to za sprawą wizji, czy może desek, które jego również przywaliły po upadku, tego nie wiedział. Znowu miał przed sobą możliwość reakcji. Albo zapobiegnięcia kolejnej katastrofie. Zza tumanów kurzu zaczęła wyłaniać się powoli sylwetka wielkiego demona.
⠀⠀⠀⠀Wydawał się zaskoczony. A może emocja widoczna w jego oczach była wyłącznie grą świateł? Szybko zniknęła zastąpiona przez gniew.
⠀⠀⠀⠀— Brakuje ci odwagi, aby stanąć ze mną do sprawiedliwej walki Dziesiąta?! — ryknął, a potem uderzył łapą w ziemię. Od miejsca styku pazurów zaczęły wyrastać na ziemi czarne cienie, które przesuwały się powoli w kierunku głównego pawilonu tego chramu.
Kolejność: Demony 48h --> Takashi 48h
Czas na odpis: Jak wyżej.
Dodatkowe informacje: Takashi - 1 spóźnienie.
- Ka-sai - wyszeptała sama do siebie. A może do ciemności, która zniknęła zadowolona, że została wykorzystana. Demonica wiedziała jednak, że nie był to jeszcze koniec. Wspięła się wyżej dołączając do Taishiro na szczycie budynku. Jej wzrok padł na ciemną postać Ryo włóczącą się nieopodal. Wiedziała, że powinni do niego dołączyć. W końcu to on ich tutaj przywlókł, a zadanie jakie im powierzył jeszcze się nie skończyło. Nie znaczyło to jednak, że miała na to ochotę. Wręcz przeciwnie. Wolała odwrócić się na pięcie i odejść. Była trochę leniwa i zdecydowanie nie lubiła się brudzić. Zdecydowanie bardziej pasowało się wyręczanie innymi. Dlatego też wiedziała, że musiała stać się silniejsza. Chociażby dla władzy i wygody.
Ryo od początku nie był zbyt miły. Przerażający jednak nie zbyt rozmowny. Miała okropne wrażenie, że za nią nie przepadał. Czyżby plotki o tym, że nie lubił kobiet okazały się jednak prawdziwe? Nigdy wcześniej nie miała do czynienia z Hime. Czy była ciekawsza? Pewnie przyjdzie jej się wkrótce przekonać. Póki co żaden inny Kizuki nie równał się z Minoru-sama. Jego lekki uśmiech, spojrzenie czy uwaga, którą jej poświęcił. Był milusi. Oczywiście Kitsune zdawała sobie sprawę, że była to jedynie podstępna gra; nic innego jak jego złudna osobowość. Nie umiała jednak wyzbyć się chęci bycia przez niego manipulowaną. Może po prostu chciała, żeby się nią pobawił? Tak jak bawił się innymi ludźmi i demonami. To właśnie ich łączyło. Obydwoje uwielbiali rozrywkę kosztem innych. Przypominało jej to także innego demona. O czarnych włosach i złotych oczach, z którym także miała ochotę się pobawić. Czy jeszcze ją pamiętał? A może już zapomniał? Ona nie zapomniała. Jak by mogła? Stał się częścią jednego z jej najważniejszych wspomnień.
- Chodźmy już. Piękne przestawienie, Piekielny Artysto - zwróciła się do Taishiro podchodząc do niego. I kiedy był gotowy zamierzała ruszyć w stronę Ryo po dachach budynków, na których się znajdowali. Cały czas czujnie przyglądała się otoczeniu szukając jakiś wskazówek. Nie wiedziała czy pokonali wszystkich mnichów czy może było ich więcej. Pozostała uważna, w gotowości na unik gdyby ktoś odważył się ją zaatakować. Przeskakiwała zwinnie z jednej bosej nóżki na drugą nucąc melodię pod nosem. Wyglądała jak gdyby bawiła się w klasy.
Melodia:
- Spoiler:
"Jedyna sensowna lekcja, co demonia księżniczka nauczyć potrafiła..."
Popatrzył z radością na źródła chwilowy krzyków, co zaraz od cierpień na wieki się uwolnią. Żyć nie muszą ze świadomością i odpowiedzialnością, że byli częścią jedynie demoniej gierki. W której byli nikim, dla Bogini Śwniek. A byciem kozłem ofiarnym staliby się dla tych. Co w mieście Edo sojuszników demonów na siłę pewnie szukali. Lecz wraz z ogniem ogromnym wolni się stali. Już nie muszą walczyć o względy i błogosławieństwo Hime. Mogli oddać się ciemności Bogini Śmerci. Jeśli ona istnieje jakkolwiek. Lecz wieczność tej nocy zyskali prawdziwą, w objęciach historii spisanej artysty pędzelkiem.
Przyznając w myślach, że jednak ich Bogini prawdziwa jest, a nie fałszywa, za fraki Izayokizuki złapał obalonego przez siebie łucznika melodyjnym głosem go racząc:
- Szanse masz wielką, lecz czasu tak mało. By żywot swój uratować i bohaterem tej nocy zostać. Rzecz mi coś ciekawego. O wizji Kannushi, o darze waszym. I o zabójcy, co jest tu na pewno dalej. Tym co niewiedzą niemal nic, lecz kłamstwo wyczuć jest łatwo wstanie.
Odpowiedź swą w ruchu miał dawać, gdy trzymany w uścisku mocnym dach mieli opuszczać. Spotykając po drodze Kitsune, rzekł niewinnie do niej:
- Przeprosiny, ci się należą wyraźnie. Przedstawienia tego uciekający łucznicy nie zapomną.
Przedstawienie... tak tylko można nazwać ten czas, który nocą już można nazwać. Dzień dawno się już skończył. Ci Kizuki wiedzą, jak spektakularne widowiska robić. Z dwoma miał okazję współpracować, lecz tylko z Ryo widział się bezpośrednio. I wrażenia dobrego pana nie sprawiał, swym niezadowoleniem ciągłym i brakiem rozkazów sensownych. Isamu w tej kwestii był cierpliwszy i narzędzi do działań znacznie więcej dawał. I moc Jego podwładnej. Do dziś uśmiech na twarzy jego wywołuje. Lecz, czy rzeźnikiem ludzkim stać się chciał?
Było jednak wielu tych, co poznać okazji nie miał. Jak chociażby Hime, co w cieniu wyraźnie siedziała. A może jej nigdy tu nie było i Ryo ma jakąś traumę wielką. Niemniej jej talent gimnastyczny, byłby na pewno godny oka zawieszenia. Szczególnie dla artysty, co niejedne sztuczki podobne robi. No i ta zasadzka ludzka, choć pokonana czasu im wiele zabrała. Aż szkoda wielka, że ten trud Jej pracy pozbawić życia było trzeba, lecz niestety fanatyków szczerych tylko ogień wyplenić może.
Jeśli o przedstawieniach mowa, ich mistrzem i fanem był Eiji. Wpływowy demon, mimo iż ósme miejsce w zajmuje. Jednak to pozory pewnie. Jednym głośnym przedstawieniem w Osace, uwagę na pewno jego byłby w stanie zwróci, jeśli go za patrona zechce sobie wybrać. No i jest jeszcze Satoru, ambitna demonica. Co ponoć również na sztuce i konwersacji sztukach się zna. I cierpienie ogromne za życia przeżyła. Być może litość również litość śmiercią czyni?
Rozmyślania o Najwyższych trwały w najlepsze, gdy artysta ruszał przed siebie wraz z rytmem muzyki (przyśpieszając gwałtownie, gdy ogień był blisko). Podskakując lekko wraz z nowym "przyjacielem". Który jak nie zdradził do czasu tego coś czego nie wiedział pierwszą dłoń swą straci. Gdy tylko ścieżka budynku się skończy on zejdzie z niego na pozór pewnie choć, czujnie. Może jakiś mnich dalej się tu kręci. Albo ten tchórzliwy Daisuke pojawi się przed ich obliczem wkrótce. Ogrom żywotów, które zginęły będą na zawsze winą jego. Gdyż to on, w tym miejscu się znalazł. Z powodów dalej im nieznanych. Cokolwiek jednak się działo, chciał pozostać niewidoczny dalej dla Ryo zajętym pewnie czymś, co zapewne klnięciem na Dziesiątą było, oddzielając się od Kitsune jeśli to konieczne. Oraz usta zakładnikowi zasłaniając. Mając dalej w głowie jego głos desperacki. Co o zatajonej przed nimi wiedzy wyraźnie oznajmiał.
— Drzesz się i drzesz! Myślisz, że przez kogo Hime się nie odzywa?! — Wykrzyczał w jego stronę, grając dalej swoją role, mając nadzieje, że tym razem przykuje jego uwagę, zasieje kolejne ziarno zwątpienia... Spowolnił jeszcze raz swoje bicie serca oddechem, aby sprawiał bardziej opanowanego. Cokolwiek robi Hime, musiał odwrócić od niej uwagę, skoro się nienawidzili mógł tylko na tym skorzystać. Głównym celem było jednak kupienie czasu miastu. Wzrokiem szukał dogodnego miejsca do uskoczenia przed cieniami, liczył, że uda się mu to bez wykonania formy. Jednak gdyby nie dał rady.
— Ichi no kata: Hekireki Issen... — I pomknął przed siebie w akompaniamencie wyładowań elektrycznych..
⠀⠀⠀⠀Płonący mnisi jako żywe pochodnie padali gdzie popadnie, zajmowały się ich długie szaty, a od nich iskry przeskakiwały na trawę, na drewniane ściany budynków, po których pięły się pożerając kolejne elementy świątynnych pawilonów. Od dawna nie padało, więc pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie, a pogoda jakby kpiła sobie z ludzkiego cierpienia, bo choć gęste chmury skryły za sobą błękit nieba, deszcz kłębił się w ciemnych obłokach nie mając myśli opadać na ziemię. Wkrótce powietrze stało się gorące, a wszechobecny dym gryzł w oczy i wysysał tlen z płuc.
⠀⠀⠀⠀W chramie wybuchła panika. Teraz z budynków wybiegali pozostali mnisi, uczniowie i goście odwiedzający przybytek w celu odbycia modłów. Niektórzy rzucili się z wiadrami do studni, a inni szukali najszybszej drogi ucieczki w dół wzgórza. Nie pomagało, że okolica od pewnego czasu była opustoszała. Nie było komu ratować Kanda-ji.
⠀⠀⠀⠀Pod budynkami szalały największe ognie, więc na dachach Kitsune i Taishiro byli jeszcze bezpieczni. Wędrując na podwyższeniu zbliżyli się nieznacznie do sylwety Kizukiego. Dopiero teraz otwierał się przed nimi pełen obraz sytuacji. Ryo przemieniony w niekształtne monstrum stworzone z cienia opierał się potężnymi łapami o grunt, który pochłaniała jednolita czerń. Atak skierowany był najwyraźniej na duży pawilon ustawiony na drugim końcu kamiennego placu. Tylko z czym walczył Kizuki? Tego nie mogli dostrzec bez zbliżania się do Dziewiątego.
⠀⠀⠀⠀Taishiro oddalił się powoli od Kitsune zmierzając ku ustawionym na północ budynkom, nieco poza centrum całej akcji. Tutaj płomienie jeszcze nie dotarły i pewnie nie dotrą zbyt szybko, dlatego miał dla siebie całą przestrzeń. Mógł zejść niżej i rozejrzeć się dookoła. Nieco przed nim wyrastała boczna ściana pawilonu, którą swoją mocą próbował pożreć Ryo. Co takiego kryło się w środku? Zarówno za nim jak i przed nim pojawiła się jakaś potężna aura.
⠀⠀⠀⠀Pełznący po ziemi cień nie był szybki, ale pokrywał tak wielki teren, że jedyną możliwością Matsumoto było zejść z jego drogi. Elektryzujące iskierki błysnęły wokół zabójcy, gdy uniknął czarnej plamie pożerającej budynek. Macki mroku wspinały się po ścianach i miały wkrótce zamienić pawilon w jednolitą masę stworzoną z demonicznej mocy. Po Hime nie było żadnego śladu.
⠀⠀⠀⠀Druga łapa Kizukiego opadły gwałtownie z hukiem, do góry wbiły się tumany kurzu.
⠀⠀⠀⠀— Przeszkadzasz mi robaczku... — warknął, a jego spojrzenie padło na Zabójcę Pioruna, który tak samo jak uprzednio dostrzegł nagle nieścisłości w dostrzeganym przez niego obrazie. Oto nadchodziła kolejna wizja, w której to wielki demon odwracał się powoli ku niemu szykując cienie do kolejnego ataku. Spod pazurów wystrzeliły wąskie bicze, które pędziły do Takashiego. Wizja się urwała, nagle i z kolejnym atakiem bólu. Poza tym była mniej wyraźna niż poprzednie, jakby moc Hime przestawała na niego działać.
⠀⠀⠀⠀I tak samo jak wcześniej, Ryo odwrócił się gotowy wykonać atak, który pojawił się przed oczami Takashiego kilka sekund wcześniej. Sądząc po skali poprzednich ataków, nawet jeden skuteczny mógłby na dobre pozbawić zabójcy chęci do walki - o ile po prostu nie pozbawiłby go życia.
Takashi: krew z nosa (stopień 0), dezorientacja wywołana bólem głowy (stopień 0)
Kolejność: Demony 48h --> Takashi 48h
Czas na odpis: Jak wyżej.
Dodatkowe informacje: Takashi - 1 poślizg w napisaniu swojego posta w czasie.
Odłączyła się od Taishiro, jednak nie czuła się z tego powodu skrępowana. Zazwyczaj przemierzała świat w samotności, więc czemu teraz miałoby być inaczej? Zauważyła, że Ryo bardzo znęcał się nad jakimś pawilonem. Zagrała ze sobą w kamień, papier i nożyce w głowie oczywiście przegrywając ze swoją nieograniczoną ciekawością. Zdecydowała się podejść odrobinę bliżej, żeby zerknąć co znajdowało się w środku.
Ją także nurtowało jedno proste pytanie: co kryło się w środku?
Cały czas pozostawała jednak w pełnej gotowości na unik, gdyby ktoś zamierzał ją zaatakować lub gdyby przyszło jej przyjąć jakiś rykoszet czyjegoś ataku.
Pytania w głowie artysty ćwierczały, gdy z przyjacielem swym zeskoczył z dachu. Nieświadomie Kitsune za sobą zostawiając, zaś jej nucenie wyraźnie słabsze się stawało. Z tak bliska widział potęgę pożerającą wyraźnie. Budynek pawilonu, który oplatał swymi mrocznymi mackami wyraźnie. Czyżby Hime w środku budowli była? Jednak, jeśli faktycznie tak było, czemu tylko jeden byt wyczuwał w powietrzu przed sobą. Zamiast dwóch, których spotkać powinien na pewno. Ryo, Hime i Daisuke być może. Jakby rywal Ryo zbyt silny nie był... A może Dziewiąty już silny taki nie jest?
Ze zdziwieniem ogromnym kolejną potęgę wykrył. Co gdzieś za nim była. Czy to Hime, czy Daisuke? Cokolwiek to było dla artysty oznaczało to jedno. Rywalka Dziewiątego w budynku tam nie mieszka. Zanim gdzieś być może daleko lub blisko.
Logika zjadania artysty nie zrozumiała była dalej. Lecz drobne olśnienie, prawdę rzekło mu wyraźnie:
"To powód przybycia dziewiątego kizukiego był prawdziwy."
Nie wiedział jak, nie wiedział czemu, lecz demonia intuicja rzekła mu wyraźnie. Iż nie jest tu by Hime pobić, bo jej ślady obecności ogromną złość na nim wywołała. Nie dla Daisuke zabicia, gdyż reakcja jego dziwna była i niespodziewana. A już na pewno nie jest tu osobiście, by sprawdzić, jak miecz zabójcy zdobywają.
Mając tą wiedzę w głowie zachichotał szaleńczo. Będąc gotów na swe wejście na główną wręcz scenę, podniósł człowieka, swym czerwienistym wzrokiem go racząc. Pełnym szaleństwa wielkiego. Bo jak inaczej nazwać to, co zrobić ma zamiar:
- Słowa swego nie dopełniłeś. Jednak bohaterem i tak zostaniesz. - zbierając swą krew głosem pewności wymuszonej rzekł - Obwieść głośno rywalowi monstrum. Iż pawilon pożarty przez niego być nie może. Jeśli... większą potęgę jego nie chce się wyzwolić. Przez co nie umrze tej nocy.
Opuściwszy przyjaciela swego, odrzucając go "lekko" metrów parę w walki kierunku, głęboki wdech wziął przed ruchem, który chciał dokonać. Na który odwrotu być nie może. Jednak wykonać go i tak zamierzał.
Czym prędzej przekradł się do pawilonu. Szukając wejścia od boku jego lub tyłu. Gotowym samemu je zrobić, jeśli trzeba będzie. Stawiając sumę dużą na to, że znajdzie tu czego Dziewiąty Kizuki pragnie. Być może wręcz się boi. Cokolwiek tam jest, swój strach pokonał przełamać. Byle tylko kontrolę nad tą sztukę przejąć znowu. Bać się w końcu nie powinien. Tego co umrze tej nocy. Strach ten będzie jednak realniejszy, gdy on tu nie umrze, bądź o jego samowolce się dowie. Nie wiedział też, czy i jak Kitsune zareaguje. Jednak do tego szaleństwa zapraszać nie śmiał nikogo. Gdyż tylko tak zwycięży.
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|