Zōjō-ji
Zōjō-ji zostało założone w 1393 roku. Do obecnego miejsca świątynia została przeniesiona w roku 1598, po tym, jak Tokugawa Ieyasu, wkroczył do Edo w 1590, aby ustanowić swój rząd prowincjonalny.
Po rozpoczęciu okresu Edo, Zōjō-ji stało się rodzinną świątynią rodziny Tokugawa. Służy również jako centrum administracyjne do zarządzania studiami religijnymi i działalnością Jodo shu.
Okolice świątyni zajmują powierzchnię 826 000 metrów kwadratowych, na których znajduje się również 48 mniejszych świątyń i około 150 szkół. Co więcej, przebywa tu także około 3 000 studentów, którymi są kapłani i nowicjusze.
wikipedia zojoji.or.jp
Dziś jednak, szukał zaspokojenia swoich mrocznych instynktów, w bardziej duchowym miejscu. Nie każdy szukają ucieczki od problemów w rozrywkach cielesnych. Niektórzy liczą na łaskę Bogów, że problem w jakże cudowny sposób się rozwiąże. Jest to doprawdy smutne i tragiczne, że szukają wsparcia u nieistniejących Bogów. Zamiast u tego, który faktycznie jest w stanie im pomóc.
Taishiro w cichym tanecznym kroku, krążył z ogromnym uśmiechem na ustach wokół murów świątyni, ubrany w swoje czarno-białe kimono, skrywając pod nim swoje dwa ceremonialne sztylety. Był ciekawy, jaką tragiczną historie dane mu będzie poznać tym razem. I jak wspaniałą sztukę, dane mu będzie z niej utworzyć.
Tym razem było to Zōjō-ji, które dotąd widywał jedynie z odległości. Nigdy nie był szczególnie zainteresowany religiami, choć posiadał na ich temat podstawową wiedzę. Jeśli bogowie istnieli, to z pewnością lata temu odwrócili od niego swe łaskawe oblicza. Parsknął cicho na tę myśl, zatrzymując w okolicy wejścia. Musiał przyznać, że budowle były całkiem imponujące same w sobie.
Westchnął dyskretnie, gdy niedługo po tym wiatr przyniósł do niego woń innego demona, zaś do jego uszu dotarły ciche, nieregularne kroki. To właśnie one sprawiły, że odwrócił głowę ku nieznajomemu. Nie był pewien jego intencji, lecz nie zamierzał z góry zachowywać się wrogo. Gdy tylko wzrok przybysza osiadł na nim, Kurodake skinął nieznacznie głową.
- Witaj, nieznajomy. Czyżby gnała cię tutaj potrzeba modlitwy? - zapytał półżartem, choć dobiegający spod lisiej maski głos był raczej skwaszony niż przepełniony rozbawieniem.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
- Modlitwa to typ jednostronnej rozmowy, popularny dla wielu kruchych tego świata. Szukają oni w pełnej desperacji i smutków pozie, pomocy tych, którzy wiecznie milczą. - rozpoczął melodyjnym głosem Taishiro, robiąc krok w bok - Nielicznym wybranym, których ciało stało się silniejsze i wieczne, dane było poznać prawdziwą prawdę o życiu dłuższym niż stulecie. - demon obrócił się w bok do Kurodake, racząc go drobnym uśmiechem - Po której trudno, zwracać się modlitwą do Bogów obdarzonych ciągłym cierpieniem życia bytów. Jednak, gdy staliśmy się istotami mającymi całą wieczność przed sobą, czy straceńcze błagania tych słabych, stają się dla nas niczym ziarenko ryżu zasiane na ogromnym polu ciężko pracującego chłopa?
Tancerz podniósł lewą nogę w powietrzu, obracając głowę z powrotem przed siebie, stając w scenicznej pozie bojowej do niewidzialnego wroga znajdującego się obok niego. Następnie szybkim ruchem obrócił się w przeciwną stronę, uderzając gwałtownie powietrze, pozostając cały czas zwrócony bokiem do swojego rozmówcy:
- Czego zaś szukasz ty, demonie o twarzy lisiej? W światyni Boga zapomnianego przez niejednego z wiecznych bytów?
Demon obrócił się całkowicie w kierunku starca, wykonując powolne kroki na bok, raz w jedną, raz w drugą stronę, oczekując na jego odpowiedź z pełnym niewinności uśmiechem na ustach.
Przechylił głowę na bok, wsłuchany w melodyjny głos demona. Był rozluźniony, ale nie pozbawiony czujności; w końcu bez chociaż odrobiny instynktu samozachowawczego nie zdołałby przetrwać tyle lat. Po dłuższej chwili namysłu doszedł do wniosku, że nieznajomy musiał być kimś w stylu aktora, choć nie był pewien. Sztuka nie była jego mocną stroną, może prócz sztuki terapeutycznego wbijania igieł w ciało. Jego zainteresowania były raczej przyziemne.
- Niestety, ale muszę cię zawieść; jedynie zwiedzam okolicę. Nie miałem wcześniej okazji przyjrzeć się tej części miasta - odparł, odwracając czerwony parasol i opierając jego koniec o ziemię. - Jestem Kurodake, lekarz i aspirujący ogrodnik. - Jakkolwiek zabawnie to nie brzmiało padając z ust demona.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
- Witam cię zatem Kurodake, mężczyzno o twarzy Inari, w cudownym mieście Edo. - demon lekko skinął głowę, jednocześnie podnosząc prawą nogę do góry, ustawiając się w pozycji żurawia - Mieście miliona cierpień, spisanych w momencie narodzin - Taishiro podniósł głowę, robiąc piruet o 360 stopni. - Ja jestem Taishiro. Skromny strażnik historii setek dusz, spisanych na niejednym bladożółtym pergaminie. Oraz ich ostatni pocieszyciel, na drodze ku lepszej części tego świata.
Tancerz słysząc nadpływający powiew wiatru, pozwolił sobie na chwilę bezruchu, pozwalając by jego długie włosy, powiewały przez drobny moment na wietrze:
- Jak to jest, nadawać nowe życie naturze i przedłużać skazany na śmierć żywot ludzki. Jednocześnie odbierając niejedno z nich, by przedłużyć swoje własne?
Taishiro stawał się w jego oczach, z chwili na chwilę, coraz bardziej intrygującą jednostką. Nie chodziło tylko o słowa padające z jego ust, ale też towarzyszące im gesty i ruchy. Przyciągały wzrok i niewątpliwie odciągnęłyby uwagę od treści rozmowy, gdyby głos demona nie był tak przyjemny dla uszu i melodyjny.
Na pytanie skierowane w swoją osobę wydał z siebie niski, gardłowy pomruk. Cóż, rozmówcy zdecydowanie nie brakowało bezpośredniości i nie wzbraniał się przed zadawaniem pytań o kłopotliwej naturze. Nie żeby dla demona ów temat był szczególnie drażliwy; miał pełną świadomość ironii, jaką było jego istnienie, a zarazem przeżył dostatecznie długo, by się z tym zwyczajnie pogodzić. I tak nie mógł na to nic poradzić.
- Całkiem ironicznie, lecz nieszczególnie mi to przeszkadza na tę chwilę. Żyje mi się wygodnie i nie mam na co narzekać. - Na dodatek nie musiał marnować energii na uganianie się za ludźmi i potem unikanie zabójców demonów. - Powiedz, Taishiro, spisałeś jakieś wyjątkowo intrygujące historie? Chętnie bym posłuchał, jeśli jesteś skłonny się nimi podzielić. I tak nigdzie mi nie śpieszno - rzucił, zmieniając temat na bardziej interesujący; choć nauczył się lubić życie, które wiódł, uważał je za raczej nudne.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
- Historii do podzielenia się mam zawsze pod dostatek. Szczególnie, na tą rzadką jak dwa takie same śnieżnobiałe płatki śniegu okazję. Gdzie obdarzony darem nieśmiertelności wybraniec, chce posłuchać o cierpieniach ludzkich.
Taishiro wykonał szybkich piruet wokół własnej osi, wyciągając w ruchu kilkanaście pergaminów, przekładając je od jedna do drugiej.
- Gdybym wiedział, że dar księżyca przyniesie mi tą rzadką chwilę, przygotowałbym ze swojego zbioru coś bardziej ciekawszego i kompletnego.
Demon energicznym ruchem, zaczął przekładać w szybkim tempie pergaminy, aż w końcu uśmiechnął się szeroko znajdując ten odpowiedni.
Aktor odkrztąknął chowając niepotrzebne pergaminy z powrotem pod kimono, po czym wsłuchując się w szum wiatru, zaczął śpiewać niskim melodyjnym głosem, energicznie gestykulujac każdy wiersz:
Nad Shinano swój żywot wiódł,
Choć rola nieszczęsna,
A praca też ciężka
Dla życia szczęśliwy to czas
Od lat swych najmniejszych
Lecz gdy przyszła zaraza
Jak plama ciemniejsza,
Rodziców śmiertelny całun zwiódł
Tak pracy miał więcej
Miłości ni żadnej
Choć chłopek pług stanął w róg
On pragnął coś więcej
Niż ziemia i chlewy
Niż życie od Risshun do Taish
Porzuciwszy swe ziemie
Sprzedawszy je niczym chmiele
Do Edo popędził
Jak ptak
W objęciach ni jednej
Oiranki jak pięknej
Co noc swoją jaśń zmrużył tam
Lecz miasto to wielkie,
Bez litości dla słabych
Gdy mieszek pusty się stał
Uśmiech panieniek zaniknął jak mara
Bez pisma, bez ziemi, bez fachu jak kara
Bezimienny jego żywot się stał
- Ten i wielu innych ludzi próbowali sprawić, by ich chwila szczęścia była wieczna. By ich przeznaczenie było z goła inne. Jednak, los prawie wszystkich jest bardzo tragiczny dla tych ludzi. Padają ofiarami nieszczęśliwej miłości, przypisaniem klasowym, czy też zwyczajną ludzką chęcią zaznania wiecznego szczęścia, jak w tym przypadku. Tylko nieliczni zaznają niewielkiego szczęścia wyzwolenia, z ustalonych przez Cesarza okopów klas.
Czując lekki problem ze złapaniem oddechu, spowodowany ogromnym wysiłkiem fizycznym, tamochi usiadł na schodach i z ogromnym uśmiechem zapytał swojego rozmówce:
- A jaka jest twoja historia Inarski posłańcu, jeśli przez śmiałość mogę spytać? Nawet wśród śmiertelnych istot, połączenie zawodu lekarza z ogrodnikiem jest niezwykle rzadkie? A co dopiero, kiedy nie dane ci jest zaznać przyjemności słonecznego dnia, bez którego żadna roślina nie może urosnąć?
Póki co skupił się na tu i teraz, przyglądając się gestom młodszego demona. W historii nie było nic, o czym sam nie słyszał, lecz oprawa sprawiła, że mimo to wysłuchał jej do końca z zainteresowaniem. Żałował jedynie, że nie mógł powiedzieć nic konstruktywnego; krytyk literacki z niego żaden. Skinął więc tylko głową z uznaniem, pozwalając demonowi złapać oddech. Sam zdecydował się usiąść na niższych schodkach, bokiem do Taishiro. Parasol oparł o ramię.
- Posiadam wiedzę jak leczyć roślinami od kiedy tylko otworzyłem oczy, ale nie jak je kultywować. Będąc ciągle w drodze nie było mi to potrzebne, lecz parę lat temu znalazłem swój własny skrawek ziemi i uznałem, że równie dobrze mógłbym spróbować coś wyhodować. Okazało się to całkiem przyjemnym zajęciem, choć musiałem w pewnych kwestiach znaleźć drogę naokoło. Dni pełne chmur pomagają, lecz w najcieplejsze pory nie ma ich wiele; wtedy pracuję z rana bądź o zmroku, a gdy zachodzi konieczność zrobienia czegoś w dzień, staram się zasłonić skórę przed słońcem. Jest w tym ryzyko, ale zaangażowałem się na tyle, że zmuszony jestem się z nim zwyczajnie pogodzić. Gdy jestem w podróży, nietrudno znaleźć chętnego do zaopiekowania się moim ogrodem; szczególnie wśród uboższych ludzi, którzy chwytają się każdej pracy - wyjaśnił ze spokojem, nie widząc potrzeby w ukrywaniu historii swojego życia przed demonem, szczególnie, że sam podzielił się czymś swoim. - Param się również akupunkturą. Wśród bogatych ludzi jest to popularna praktyka, więc i dochód z niej stabilny. - Czy była tak bardzo skuteczna, tego nie był pewien; jednak był na nią popyt, więc żal nie korzystać, gdy na rośliny lecznicze potrzebował pieniędzy.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
- Podobnie jest z nami istotami nieśmiertelnymi. Każdy ból w ogniu bitewnym, powoduje wzmocnienie naszego ciała. Każda odcięta kończyna przez ostrze słoneczne, staje się silniejsza po odrośnięciu. Jest pewien tragizm w życiu każdej żywej istoty, że ból nadaje każdemu z nas jeszcze większą siłę. Oraz, że niezależnie od tego, czy nasze ciało jest wiecznie żywe lub nie, nie każdy umysł jest w stanie udźwignąć siłę, jakie daje nam cierpienie.
A największy ból, dający największą siłę, dawało otrzymanie łaski krwi ich Boga. Podczas, którego nie jeden słaby umierał, kiedy silniejsi byli w stanie to udźwignąć, stając się czymś więcej. Oczywiście nie miał zamiaru mówić o tym na głos, mimo iż bardzo tego pragnął. Kto wie, czy to nie wywoła przekleństwa, spowodowane znieważeniem Jego imienia.
- A więc spędzasz swój wieczny żywot w służąc na pozór szczęśliwym ludziom. Którzy zaznali pozornego szczęścia błękitnokrwistego urodzenia. Podobnie, jak ja spędzam swój wieczny żywot, na sprawieniu radości, tym "gorzej" urodzonym.
Taishiro uśmiechnął się życzliwie, gwałtownie wstając i zeskakując o dwa schodki w dół świątyni:
- Na pewno w życiu tych wielkich jest wiele cierpienia i tortur cielesnych, na zdecydowanie innych bardziej tragicznych płaszczyznach, niż te spowodowane brakiem pieniędzy.
Demon skoczył w górę, robiąc salto w powietrzu, lądując na tym samym schodku z wyciągniętym piórem i kałamarzem:
- Być może za swojego demonicznego życia usłyszałeś niejedną tragiczną historię, ludzi którzy mają wszystko, co potrzeba im w życiu. Oraz wszystko, czego im w życiu nie potrzeba. Jeśli byłbyś łaskaw uraczyć mnie słowem o nich, moja wdzięczność byłaby przeogromna.
Zaśmiał się cicho i krótko na definicję akupunktury, która padła z ust młodszego mężczyzny.
- Masz trochę racji, Taishiro. Choć akupunktura nie musi być bolesna, jeśli jest wykonywana przez wprawione ręce. Jej założeniem jest przywrócenie równowagi energii w ciele, by w ten sposób wspomóc leczenie choroby, lecz słyszałem też inne definicje. Wszystko zależy od tego, kto był twoim nauczycielem, zgaduję - wyjaśnił.
Nie zareagował, gdy demon podniósł się nagle, nie widząc w jego zachowaniu intencji do ataku, choć nie mógł powiedzieć, że nie zaskoczyło go niespodziewane salto, które wykonał. Jak się okazało, chciał wyciągnąć od niego historie bogatszych ludzi, gdyż sam bytował wśród biedoty. Nie był pewien czym dokładnie było sprawianie radości, ale nie zależało mu na poruszaniu tematu, spodziewając się o co mogło mniej więcej chodzić. Wszak każdy demon potrzebował się żywić, a nie mieli innego wyboru niż ludzkie mięso. Jak widać każdy miał też swoje własne podejście do tematu i nie zawsze musiało to być coś w rodzaju wymordowania połowy wioski w jedną noc.
Może był w stanie nawiązać z Taishiro pozytywniejszą relację, raczej niż negatywną. Czas pokaże.
- Nie powiedziałbym, że służę tylko ludziom pozornie szczęśliwym, jak ich nazwałeś. Moje umiejętności lekarskie są dla każdego, bez względu na klasę społeczną czy posiadane dobra. Stały dochód mi to umożliwia, gdyż nie posiadam wiedzy dostatecznie dużej do zbierania i hodowli własnych produktów, nawet jeśli pracuję w tym kierunku - odparł, robiąc krótką pauzę. - Aczkolwiek rozumiem twoją chęć usłyszenia historii od strony, z którą nie masz aż takiej styczności. Musisz mi tylko dać chwilę na przypomnienie sobie czegoś dostatecznie ciekawego. Uprzedzam, że nie jestem najlepszym mówcą. - Lekki uśmiech czający się pod maską był wyczuwalny w jego niskim głosie.
Wbił spojrzenie w ciemne niebo, próbując sobie przypomnieć coś przykuwającego uwagę, choć nie było to łatwe zadanie. Z ludźmi rozmawiało mu się łatwiej niżeli z demonami, lecz spotkania te nie zapadały zbytnio w pamięć przez ich ilość. Wreszcie jednak natrafił na wspomnienie, które pamiętał wyraźniej, z większą ilością szczegółów.
- Hm, opowiem ci o rodzie Mashirao. Była to nieduża rodzina samurajska średniego szczebla, żyjąca całkiem dostatnio w Edo. Mężczyzna stojący na jej czele - Mashirao Usaburo - był powszechnie szanowanym, choć przy tym znanym ze swej skłonności do alkoholu samurajem. Od pewnego czasu już podupadał na zdrowiu i żaden lekarz nie potrafił mu pomóc. W trakcie mojego pobytu w Edo wynajął moje usługi, usłyszawszy o nich od swojego dobrego znajomego. Chodzi mi oczywiście o akupunkturę, gdyż w leczeniu jestem mniej wprawiony, posiadając wiedzę raczej podstawową jako lekarz. W tamtym czasie moja technika wbijania igieł była trochę gorsza, ale wciąż dostatecznie dobra, by powodować tylko lekki ból. Moja względna popularność jest tego zasługą.
Nie spędziłem tam wiele czasu, ale wystarczył mi on, by się dowiedzieć paru interesujących rzeczy. Jedną z nich było to, że Mashirao Usaburo był niezwykle ambitnym mężczyzną i cierpiał, nie mogąc wznieść się ponad swą klasę społeczną - o czym sam się skarżył. Alkohol był jego formą ucieczki, tak myślę. Ponadto ilekroć zabierał głos lub wykonywał gwałtowniejszy ruch, czułem lęk bijący od członków jego rodziny oraz służby. Po skończonym zabiegu otrzymałem zgodę na sterylizację igieł na miejscu, z czego skorzystałem. Gdy dotarłem do kuchni, by zagrzać wodę, zastałem tam jego żonę; szykowała lekki posiłek dla swego męża, który był uziemiony w łóżku. Jako że zwykłem poruszać się cicho, nie dostrzegła początkowo mojego przybycia. Miałem dzięki temu okazję ujrzeć, jak dosypywała proszek o znanej mi woni do jedzenia. Była to, oczywiście, trucizna. Gdy z ciekawości zwróciłem na to uwagę, próbowała mi grozić nożem, ale że była zwykłym człowiekiem, nic jej to nie przyniosło. Pamiętam, że po nieudanych próbach grożenia, a nawet zaatakowania mnie, z płaczem opowiedziała mi o cierpieniu, które przeżywali wszyscy domownicy przez Usaburo. Pod wpływem alkoholu podnosił na nich głos oraz rękę. Trwało to od lat i tylko się pogarszało, aż w pewnym momencie zaczął dobierać się do służących u nich kobiet. Za każdym razem, gdy go na tym przyłapywała, jej nienawiść do męża rosła i rosła, aż pani Mashirao zaczęła w tajemnicy przed wszystkimi dosypywać trucizny do jego posiłków - opowiedział niespiesznie, ze spojrzeniem zawieszonym w przestrzeni. - Jakiś czas po tym, jak opuściłem ich rezydencję, usłyszałem pogłoski o tragicznej śmierci Mashirao Usabury na nieznaną chorobę, która wyniszczała jego organizm już od jakiegoś czasu. Nie wiem jednak co się stało z resztą rodziny, gdyż nie było mi dane ich ponownie spotkać. Nie jestem też pewien jak dawno temu to było. - Przybrał na koniec nieco przepraszający ton, zwracając okrytą maską twarz ku Taishiro. - Mam nadzieję, że mimo to historia ta jest dla ciebie chociaż zadowalająca - dodał na koniec, wyczekując werdyktu.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
- Rodzimy się z wiedzą, która pochodzi z naszej przeszłości. Myśleniem, które nie zawsze pochodzi od naszej demonicznej istoty. Narodziny to sztuka poznawania siebie na nowo. Odkrycia ponownie swojego ja, które zniknęło z chwilą swojego powstania. Które będzie prawdziwsze od tego, które powstało w świecie śmiertelnym... Niemniej jestem niemal pewny, iż pojęcie akupunktury poznałem, na przykładzie definicji, opierając się na zwykłej teorii. Być może doświadczyłem tego cierpienia, za czasów śmiertelnego życia. Jednak wątpię, bym kiedykolwiek zadał to cierpienie komuś.
Demon zamyślił się, machając piórem:
- Mówisz, że twe usługi są dla każdego. Od bogatego do biednego. Czy zatem cena jest taka sama, dla każdego poddanego Cesarza? Czy od bogacza, żyjącego w dostatku, weźmiesz tyle co za życie kilkudziesięciu chłopów? Których dłuższy żywot tutaj, daje dłuższe życie twojej roślinnej inspiracji?
Dla białowłosego był to szczególnie ciekawy temat. Z racji swojej profesji zarabiał niejeden pieniądz podczas występów oraz niejedną monetę zabrał z ciał wyzwolonych ofiar. Jednak oprócz wydatków na alkohol oraz utrzymanie domostwa, sam nie miał jak je wydać. Czy to zatem oznaczało, że Bóg wraz z troskami pożywienia, uwolnił ich od wszechobecnej żądzy pieniądza?
Zapisawszy pergamin, popatrzył z ogromnym uśmiechem na liściastego demona:
- Siła historii to nie tylko ogrom tragizmu, czy coś nietypowego. Ale też ogrom zwyczajnych wydarzeń i związanych z tym decyzji, które niezależnie od decyzji przyniosą tyle samo nieszczęścia. Usaburo żył w nieszczęśliwym małżeństwie, szukając miłości w cielesnej rozkoszy. Zaznał drobnego szczęścia, które prowadziło do jeszcze większego nieszczęścia nie tylko jego, ale również jego żony. Ona również liczyła na szczęście, jednak niewierność męża kompletnie je odebrała. Więc postanowiła doznać je w okropny sposób, doznając jego namiastkę w postaci niemałego majątku. Jednak kto wie, kiedy ciężar zbrodni, jakich się dopuściła, odbierze jej szczęście na nowo...
Demon westchnął głęboko, po czym z lekkim żalem powiedział:
- Taki jest niestety typowy cykl życia. By ktoś mógł zaznać szczęście, czasem ktoś inny musi zaznać cierpień...
W pierwszej chwili nie zrozumiał do końca zagadnienia rzuconego mu przez demona, ale zaraz zębatki w jego mózgu wskoczyły na odpowiednie miejsce. Prawdę mówiąc, nie pomyślał o braniu od bogatych zdecydowanie więcej niż od tych biedniejszych, ale wciąż nie ubogich. Nie potrzebował góry pieniędzy; głównie tyle, by kupować produkty, których następnie mógł użyć do leczenia.
- Moja cena za usługi lekarskie jest dla wszystkich jednakowa, choć od uboższych przyjmuję zamienniki. Lubię myśleć, że leczę z powołania, niżeli dla samego zarobku; w końcu nie potrzebuję pieniędzy do przetrwania. - Wzruszył lekko barkami. - Choć bliższe prawdy byłoby prawdopodobnie powiedzenie, że zwyczajnie nie widzę innego sposobu na spędzenie swojej najbliższej wieczności, niż poprzez wykorzystywanie posiadanej wiedzy w praktyce. Nie widzi mi się życie w dziczy i wychodzenie z niej jedynie po to, by wymordować pół wioski lub przejeżdżających kupców - dodał, pozwalając, by nuta goryczy wlała się w jego niski głos.
Nie mógł jednak zaprzeczyć temu, że leczenie dawało mu pewną satysfakcję, podobnie jak uprawa roślin. Inaczej ignorowałby tych, którzy nie mieli do zaoferowania nic, co byłoby dla niego użyteczne. Nie lubił jednak się z tym obnosić przed innymi demonami, mając świadomość, że jego myślenie nie było czymś powszechnym wśród nich, wręcz przeciwnie.
Słuchając Taishiro nie był pewien, czy należał do którejkolwiek z tych dwóch grup; być może plasował się gdzieś pomiędzy, albo w ogóle poza nimi. Dla Kurodake sprawiał wrażenie wyrwanego jakby z innej rzeczywistości, choć wynikało to najpewniej z tego, że pochodzili z dwóch różnych okręgów.
- Osobiście nie uważam, by był to typowy cykl życia. Ponadto, czyjeś cierpienie niekoniecznie może przynieść ukojenie komuś innemu, a jedynie wewnętrzną udrękę. Wszak uśmiercenie kogoś jest dla większości ludzi niełatwą decyzją i robią to jedynie, gdy życie zdaje się nie dawać im innego wyjścia. Nie wiem jednak jak sprawy się miały u żony Mashirao Usabury po zabiciu męża. - Teraz odrobinę żałował, że nigdy nie zawitał ponownie do tej rodziny; mógłby wtedy powiedzieć nieco więcej na ten temat, miast tylko gdybać.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
Uśmiechnął się jeszcze mocniej słysząc przemyślenia Kurodake na temat leczenia ludzi, opierając się swobodnie plecami o jeden ze schodków:
- Chwalebny jest fakt, że traktujesz każdego równo. Niby jesteśmy zwierzętami żywiącymi się żywotami śmiertelników. Jednak patrzymy na te istoty kruche bardziej ludzko, niż większość ich gatunku. Nawet ci z nas, których istnienie opiera się na ciągłej woli pożywienia, nie patrzą na ludzi pod kątem pieniądza i pochodzenia. W porównaniu do ludzi, dla których staje się to święte.
Burakinowie są fe, bo zajmują się tym, co reszta uważa za niegodne. Chłopi oddają co do joty ostatnie ziarnko ich ryżu, by otrzymać jego skrawek z powrotem od mniej lub bardziej łaskawego pana. Samurajowie muszą patrzeć na wszystkich z góry, chełbiąc się swoją kataną, bo inaczej będą uznani za słabych. A Cesarz, mimo iż oficjalnie rządzi Japonią, tak na prawdę jest jej tylko figurantem. Demon nie wiedział, jakim cudem ten nieludzki system dalej się utrzymuje. Chyba tylko dzięki żelaznej ręce Sioguna i podatności ludu na tą "klasową" religie. Jednak nie mu zajmować się polityką żywych. Będzie z przyjemnością obserwować upadek tej kasty. Który prędzej, czy później nadejdzie, być może wraz z demoniczną dominacją na tym świecie.
Tai schował zapisany pergamin pod kimono, nucąc z radością pod nosem, słysząc przemyślenia starszego demona na temat jego odważnej refleksji:
- Mashirao Usaburo miała wiele wyjść. Mogła zwyczajnie wnieść o rozwód. Mogła zacząć to ignorować i samej pogrążyć się w uciechach młodszych mężczyzn. Mogła spróbować znaleźć sposób, na sprawienie, by mąż porzucił te praktyki, doskonale zdając sobie sprawę, że skoro nie przemoc, to rozmowa wyda się bardziej skuteczna. Lub też zwyczajnie dokonać zbrodni bardziej krwawej, ponosząc za to winę. To ostatnie wybrałaby, gdyby faktycznie była zdesperowana. Zamiast tego wybrała jedną z najbardziej wyrafinowanych, przemyślanych i zarazem bezpiecznych pod względem politycznym metod. Minimalizując nieszczęście innych oraz zapewniając sobie spokojny dostęp do majątku jej męża. Ukrywając prawdziwą prawdę przed niewtajemniczonym widzem. Ale jednocześnie nie wybrała tego najlepszego, który nie zapewniłby cierpienia nikomu.
Będzie pewnie musiał zmienić parę rzeczy w tej historii. Jak chociażby imiona, by uniknąć potencjalnych skandali. Jednak będzie miał cały dzień, by nad tym popracować. Świt słoneczny, zawsze dawał mu najwięcej weny twórczej.
Zbyt duży strach przed śmiercią był w tej sytuacji zarazem zbawieniem, jak i klątwą - pozostawało mu więc dalej żyć jako demon, który nawet nie potrafił być demonem. Bogowie, jeśli istnieli, mieli doprawdy wyborne poczucie humoru.
- Czy patrzenie na ludzi jako na kawał mięsa do zjedzenia naprawdę jest dużo lepsze niż postrzeganie ich poprzez stan majątku i pochodzenie? Wszak w obu sytuacjach widzi się jedynie to, na czym można zyskać. - Gdy jego spojrzenie powróciło na demona, dało się w nim dojrzeć chłód, którego wcześniej tu nie było.
Wiedział z doświadczenia, jak mało sensu było w próbie moralizowania swych przeklętych pobratymców; mimo to nie zdołał powstrzymać swojego języka przed wyrzuceniem tej krótkiej uwagi. Jeśli nie zależało od tego jego życie, nie potrafił być nieszczery ze swoimi myślami i odczuciami. Odetchnął głęboko i z niemałym trudem zrelaksował palce zaciśnięte wokół drewna, nie chcąc go przypadkiem uszkodzić.
Mimo cierpnącego nastroju nie ruszył się z miejsca. Być może za bardzo lubił się łudzić, mimo tylu lat na karku. Irytująca tendencja, której nie potrafił się pozbyć. Zmrużył oczy i skupił się na słowach Taishiro. Ta część rozmowy była mniej... kontrowersyjna.
- Hm. Niektóre wybory nie są oczywiste, gdy działa się pod wpływem silnych emocji. Tak samo nie wszystko jest tak proste i oczywiste, gdy się patrzy na to z zewnątrz. Zazwyczaj nikt nie wie co się dzieje za zamkniętymi drzwiami... a ludzie mają tendencje do ukrywania swoich brudów, czy to ze strachu, czy przez dumę. Dlatego staram się nie oceniać zbyt pochopnie. - Wszak sam przez wiele lat był w sytuacji, z której nie widział innego wyjścia niż śmierć lub oddanie się instynktom; wciąż miewał wątpliwości, mimo znalezienia dostatecznie dobrego sposobu na życie. - Gdy cierpienie jest codziennością, trudno myśleć o dobru innych; jeszcze trudniej jest nie przenosić owego cierpienia na swoje otoczenie. W efekcie jedyne opcje jakie widzisz to te złe... oraz jeszcze gorsze - zakończył drobną refleksją, w którą wdarła się mimowolnie nuta melancholii.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
- Lepszy, czy gorszy. Nie mi to oceniać. Wszak każdy nieśmiertelny żywot jest częścią Boskiego planu. Podobnie, jak te krótsze, które mają swoją rolę do odegrania, w tym wiecznym świecie. Jako skromny skryba, dla historii żywotów wielu, jestem tylko narzędziem, do przekazywania słów, które normalnie przeminęłyby w niepamięć. Narrator oceniający żywota innych, zamienia się w sędziego, wydających na nich wyrok, odbierając przyjemność oceny ich zachowań innym. Dlatego staram się unikać słów "lepszy" lub "gorszy". Skupiając się bardziej na tym, który żywot jest mniej lub bardziej tragiczny.
Demon podniósł się powoli ze swojej pozycji siedzącej, zastanawiając się chwilkę nad odpowiedzią:
- Jednak, gdybym miał wybrać, który z tych dwóch żywotów jest bardziej tragiczny, wybrałbym żywot demonicznego zwierzęcia. Dla którego, żywot stał się tylko i wyłącznie ciągłym polowaniem. Ciągła walka o przetrwanie, ciągła walką o pożywienie. Mimo iż traktuje żywot ludzki, bez patrzenia na nieludzkie różnice. To sam przestał być tym, któremu żywot sprawia jakąkolwiek przyjemność...
Taishiro wiedział jednak, że tego typu żywota, najłatwiej wypełniać wolę ich Boga. Słabe umysły jedzą ludzi i nie patrzą na to co przyniesie jutro. Silniejsze, zaczynają przywiązywać się do ulotnego życia, nie czując się dobrze, z pożarciem drugiego człowieka. Jedynie naprawdę silne umysły, próbują zrozumieć swoją ofiarę, nie czując żadnych wyrzutów sumienia, przed ich zabiciem. Artyście było daleko, do pierwszej i trzeciej kategorii, jednak też nie utożsamiał się z tą drugą. Śmierć to wybawienie, dla niejednego śmiertelnika, więc nie czuł się z tym ani trochę źle. Ale była też cierpieniem, dla każdego, komu zależało na jego istnieniu. Nie posiadał niestety żadnej mocy, by pozbawić cierpienia również ich...
- A jakie jest twoje zdanie na ten temat? Czy jakbyś miał moc sprawczą dania każdej demonicznej istocie rozwiniętej empatii, zmuszającej do zamartwiania nad losem ich "mięsa" lub zniesienia ludzkich podziałów, sprawiając, by każdy człowiek traktował siebie, jak człowieka. A nie jako lorda, samuraja, czy nietykalnego. I mógł dokonać tylko jednej takiej zmiany. Którą byś wybrał?
Demon uśmiechnął się niewinnie do Kurodake, obstawiając w duszy, którą z tych opcji wybierze.
Taishiro zrobił delikatny ruch ręką przed sobą, jakby chciał przyciągnąć do siebie, jak największą ilość powietrza, wydając się bardzo szczęśliwy z przemyśleń lisiego demona:
- Tak to już jest z każdą sztuką. Widz widzi więcej, słyszy więcej. I wydaje się być mądrzejszy od każdej postaci biorącej w niej udział, umiejąc z boku wychwycić każdy detal. Nie ma w tym nic złego, wszak zawsze istnieje choć promyk nadziei, że stanie przed podobną sytuacją. Jeśli zważając na swoje przeżycia zawarte w tej historii, będzie w stanie podjąć choć trochę lepszą decyzję. To dzięki sztuce opowiadania świat stanie się choć trochę lepszy. Dzięki niej, mniej... światłe umysły są w stanie dojrzeć szerokie spektrum, każdej z jego decyzji.
Westchnął ciężko na pytanie rozmówcy. Niewinny uśmiech widoczny na jego twarzy rozdrażnił go nieco. Prawie miał ochotę go uderzyć, lecz nie było to silne odczucie. Na pewno nie na tyle, by musiał się szczególnie mocno hamować. Taishiro... cóż, nie był najgorszym osobnikiem, jakiego spotkał - wręcz przeciwnie.
- Nie uważam, by miało to znaczenie, wszak na koniec dnia i tak nie posiadam żadnej mocy sprawczej. Mogę jedynie oddziaływać na rzeczywistość wokół siebie, a nawet to jest ograniczone - odparł neutralnie, powoli rozluźniając napięte mięśnie. - Nie sądzę też, by ktoś zepsuty był w stanie się zmienić, choćby i z pomocą samych bogów. Ponadto... czy rozwinięta empatia jest w ogóle potrzebna? Potrafimy racjonalnie myśleć, czy nie? Nawet leśne zwierzęta są w stanie nie mordować wszystkiego, co tylko stanie na ich drodze. - Cierpkość zauważalnie zabarwiła ton jego głosu; zaraz po tym westchnął znów i podniósł się ze schodów, otrzepując swoje ubrania. - Poza tym, czy z góry narzucone zmiany są prawdziwymi zmianami? Nie da się z nich wyciągnąć żadnych wniosków, pomijając kwestię tego, że są niemożliwe - dodał spokojniej, zwróciwszy zakrytą twarz ku demonowi.
Planował iść w swoją stronę, ale przed tym wysłuchał do końca słów Taishiro. Nie znał się na sztuce, w przeciwieństwie do demona, lecz nie miał podstaw do poddania w wątpliwości jego słów. Wszak z historii faktycznie można było wyciągnąć wnioski i wykorzystać je w praktyce. Uczenie się przez doświadczenia innych. Wydał z siebie cichy pomruk sygnalizujący, że słuchał.
- W takim razie może powinienem zainteresować się sztuką - parsknął, choć sam nie wiedział w jakim konkretnie celu. - Na razie jednak muszę iść; praca sama się nie znajdzie. Dziękuję ci za rozmowę, Taishiro. Może los kiedyś znów skrzyżuje nasze drogi - rzucił, skłaniając lekko głowę.
Po tym kontynuował wędrówkę przez pogrążone w mroku miasto, z parasolem w jednej z rąk i drewnianym plecakiem na plecach. Choć rozmowa nieco wytrąciła go z równowagi, było to zdecydowanie jedne z lepszych spotkań z innym demonem, jakie było mu dane dotąd przeżyć.
[zt]
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
Nie możesz odpowiadać w tematach