Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 46 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Odpowiedź była banalna, choć nieracjonalna. Wszak byle demon nie szukałby siły w sztuce. Szczególnie w tej, tak na pozór prymitywnej, jaką była sztuka kabuki. Ta frywolność, ta wolność od zawsze przyciągała Taishiro. A on ulegał jej pokusą, ciesząc się z przeogromnej zalety tych chwil, nadanej przez samo ludzkie tabu kulturowe. Samuraje brzydzą się tym urokliwym pięknem, co oddala ich od poznania jej cudowności. Dlategóż każdy wypatrzony jegomość z mieczem, będzie tym, którego pragnieniem jest skraść jego dar wieczności. A jego obecność sygnałem, że pora się zwijać.
Jego oczom szybko przykuł chłopiec, aktor o szkarłatnych wręcz włosach. O ogromnej lekkości ruchów. Jego kruche nikłe ciało lewitowało wręcz w przestworzach. Choć daleko mu było do poziomu godnego temu, który został uraczony darem Stwórcy, jego „kreatywność” w ruchach akcji scenicznej, było czymś godnego użycia w jego boskiej sztuce.
Wspaniały wręcz ślizg pod kroczem złowrogiego samuraja. Salto w bok, zakończone prostym podcięciem. Przeskoczenie zza plecy przeciwnika, wykorzystując go jako podparcie do salda nad jego cielskiej. To ostatnie wywołało ogromną falę śmiechu wśród widowni, szczególnie że sam agresor spotkał się wtedy z ziemią. Niestety ruch ten był mocno naciągany, a sam rosły młodzieniec, grającego złowrogiego samuraja przerysował mocno ten upadek. Jednak odpowiednia zręczność, połączona z równie dużą siłą, mogłaby sprawić, że ten komizm, miałby rację bytu w rzeczywistości.
Zaczerpując motywację, od tegoż jakże tragicznego komizmu, rozpoczął następnego wieczora swój jakże rozbudowany trening. Wymyślenie jakże ciekawego treningu, wzmacniające oba elementy nie było łatwe, jednak Taishiro znalazł łatwo rozwiązanie. Nie ma trudniejszego terenu, aniżeli miejska dzicz. Pełna różnych dziwnie ułożonych budynków. A od czasu krwistego księżyca, nie ma „bezpieczniejszego” miejskiego toru przeszkód, niż wspaniała Osaka.
Wdrapał się, czym prędzej na dach podekscytowany swoją przygodą. Wbijając pazury, w drewnianą konstrukcję, widział już oczami wyobraźni, jakie piękno przyjdzie mu wyzwolić, gdy nabierze odpowiedniej siły. Jaki tragizm uda mu się uwolnić.
Swoje początkowe wyzwanie wykonał niemal błyskawicznie. Co było wręcz za proste. To nie jego pierwsza wspinaczka i pierwsza zabawa w skakanie po przeszkodach. Więc może warto byłoby podnieść jej trudność.
Pewnym ruchem wyciągnął swój sztylet, przystawiając go lekko poniżej swojego lewego łokcia. Jego krwiste oczy zapaliły się na szkarłatny kolor. Jakież to wyzwanie, będzie dla niego pokonywanie tej trasy przy użyciu jednej ręki. Jednak, czy byłby w stanie zregenerować tę ranę, gdy niespodziewany w tych okolicach łowca, postanowiłby złożyć mu wizytę?
Taishiro westchnął głęboko, chowając swój sztylet. Nie był przecież, aż tak szalony, by ciąć się bez powodu. Życie demona nie jest już takie „bezpieczne” jak kiedyś. Tracąc rękę, tylko nie potrzebnie ściągałby na siebie zagrożenie, nie będąc pewny, jak szybko dane będzie mu ją złączyć z powrotem. Jednak może zawsze zrobić coś więcej, coś niemal podobnego, co da mu piękno siły i zręczności nad jego wiecznym ciałem.
Wyciągnął z kieszeni ludzki materiał leczniczy, zwany potocznie bandażem. Nic dziwnego, że tak długo leczą oni swoje rany, skoro polegają na tak kruchym materiale. Przecież jedno silne pociągnięcie i dosłownie jest w stanie je rozerwać. Pewnie dlatego zawijają wszystko przy jego pomocy co najmniej kilka razy.
Chowając swoją lewą rękę za siebie, rozpoczął żmudny proces owijania jej wokół jego szyi. Długotrwały i męczący, choć częściowo skuteczny. Gdy skończył, demoniczny artysta uśmiechnął się lekko, ciesząc się z sukcesu swoich przygotowań. Stanął w rozkroku, przyglądając się pierwszemu dachowi. Na który z przyjemnością skoczył, rozpoczynając tym samym swój trening.
Pierwsze skoki, były proste i banalne. Skakanie na zabudowania, znajdujące się blisko siebie, było wykonalne nawet dla człowieka. Jednak cóż to za sztuka, co zaczyna się finałem? Tylko taka, co chce skończyć się szybko, trwa tak niezwykle krótko.
Gdy uznał, iż pierwszy akt, zwany rozgrzewką, miał już za sobą, postanowił utrudnić sobie rozgrywkę. Będąc w biegu, szukał okazji na przeskoczenie na drugą stronę i ta się odnalazła. Niewielki stragan na środku ulicy wyglądał, jakby został wręcz stworzony tylko po to, by pomóc mu w tym zadaniu. Demon odbił się od powierzchni dachu i robiąc skok w bok, z jakże przecudnym piruetem, wylądował na jego plandece. Jakież było zdziwienie artysty, gdy ta zapadła się tuż pod nim, powodując jego upadek na ziemie. Czyżby jego lekkie ruchy, nie były aż tak lekkie, jak przypuszczał? Czy ten stragan był po prostu „trefny”?
Nie szukając wyjaśnienia, rozpoczął kolejny akt swojej sztuki treningowej. Pokonawszy ulicę, w „nudny”, przyziemny sposób, rozpoczął jakże emocjonującą wspinaczkę, przy użyciu jednej ręki. Wbił pazury w budynek, przy użyciu prawej dłoni, szybko dostrzegając problem, który nie przytrafiłby mu się wcześniej. Nie mając lewej ręki, nie może się tak efektywnie wspinać, jak z obiema górnymi kończynami. Tym samym musi szukać innej metody, która dość szybko weszła mu do głowy.
Podskoczył do góry i niemal natychmiast wbił się pazurami swojej wolnej ręki w zabudowę. Niemal natychmiast wbił w budowle swoje demonie szpony w budowlę, czując, że inaczej runie na ziemie, wraz z materiałem budowli go podtrzymującym. Popatrzył szybko w górę i w dół, oceniając swój progres. Jego skok sprawił, że uniknął połowy wspinaczki. Jednak druga połowa oczekiwała na jej pokonanie. Która wydawała się, być łatwiejsza od poprzedniej. Brakuje mu dosłownie kilku centymetrów, by wspiąć się na daszek budynku. Po którym będzie mógł z łatwością wskoczyć na szczyt budowli.
Delikatnie, uwolnił swoją lewą nogę, podnosząc ją, jak najwyżej się da, wbijając pazury w miejscu, które wydawało mu się stabilne. Następnie zacisnął głęboko zęby i ponowił ten sam manewr, przy użyciu prawej ręki, kończąc w pozycji przypominającej szpagat. Zwiększenie odległości jego stóp nad ziemią pozwoliło artyście swobodnie wyprostować swoją rękę i podciągnąć swoje ciało na upragniony daszek.
Będąc na szczycie tej kilkumetrowej konstrukcji, czuł jakby się, wspiął na szczyt góry. Co nie świadczy dobrze o jego artystycznej kondycji. Przed nim wiele ciężkich treningów, wzmacniających siłę jego kondycji, jednak wpierw, skupi się na istotniejszych ćwiczeniach. Które pozwolą mu wrócić do upragnionej Yoshiwary, bez ryzyka swoistego ujawnienia.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 47 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Tragiczna historia, choć finał szczęśliwszy. Gdy uciekła wiosenną dziś nocą, jej koszmarne cierpienie skończyło się na wieki. Dzięki wspaniałemu artyście, który pozbawił ją życia nasilając się jej ciałem. Zanim chmara ogarów, dopadła jej żałosne ciało.
Spisując tą jakże smutną opowieść nad rozszarpanym przez jego demoniczne pragnienie niewiasty, Taishiro gdybał, jak wygląd mógł wpłynąć na historię tejże niewiasty. Czy gdyby nie jej wygląd, zaznałaby tylu cielesnych katuszy? Czy gdyby była tak ubóstwiana przez mężczyzn, spotkałoby ją te krwawe cierpienie?
Na szczęście demoni wygląd jest płynny. Zmienny niczym rzeka, która nie poczeka. Ponoć wystarczy jedna myśl, by zmienić kolor włosów. Wiele myśli, by przełamać granice swojego ciała. Nie jest to jednak tak proste, jak natura tego chciała. Szczególnie, jeśli nie wiesz, jak zacząć. Wiele demonów wnet myśli, że jest to dla nich nie możliwe.
„Nie jestem zbyt biegła w tej sztuce, tak jakby zrządzeniem losu i Jego przykazaniem było, bym w wiecznym dziecku zamknięta była”
Takie bluźnierstwo dane jej było usłyszeć pod Edo. Z ust księżniczki, wybranej przez Niego. Jakże cholerną głupotą było oskarżać o swoją słabość Jego. On chce, by rośli ku Jego chwale. Nie ogranicza, z nie wiadomo jakich zachcianek.
Tą trudną sztukę trzeba jednak trenować. A idealny worek treningowy, leży tuż pod jej stopami. Uwolniwszy głowę od ciała udał się czym prędzej w kierunku malowniczego jeziora, przyglądając się uważnie malowniczemu dziełu sztuki. Jej twarz miała parę blizn. Po cięciach i poparzeniach. Jednak jej hebonowe włosy dalej miały swój urok. Podobnie, jak bursztynowe oczy, których iskra wygasła na wieki.
Stanąwszy przed swym wodnistym odbicie popatrzył wpierw na siebie, a potem na swoją głowiastą towarzyszkę. Swe srebrzyste włosy musi zamienić na ciemny. I to nie byle ciemny. Zamknął oczy i wyobraził siebie we włosach niczym drewno. Gdy je znowu otworzył, zganił swoje demonie ciało za wzięcie jego myśli zbyt dosłownie. Brąz to nie to co chciał uzyskać…
Ponownie zaserwował swoim oczom ciemność, tym razem skupiając się na innym ciemnym obiekcie. Skoro nie drewno, niech jego włosy mają ciemną kamienną barwę. Po paru minutach, efekt jego myśli, był bardziej zbliżony do oryginału. Jednak dalej daleki. Wszak żaden kamień, nie jest tak ciemny, jak te włosy…
Zamknął swe oczy jeszcze tak kilka razy. Czując bliskość celu, który jakimś cudem, jest coraz dalej. Jego artystyczna wyobraźnia sprawiała, iż jego włosy zawsze różniły się od pierwowzoru. Może nie powinien polegać na niej, a na tym, co ma przed sobą?
Wziął do ręki głowę wpatrując się dokładnie w cieniste włókna. Drugą zaś, zawinął jeden z kosmyków, tak by widzieć co robi. Nie bawiąc się, w żadne zamykanie oczu. Ta „zabawa” tylko przeszkadzała, aniżeli pomagała. Obserwował z zaciekawieniem moc ciała, która działa się tuż przed nim. Które na jego rozkaz zmieniło barwę, na tyle że jego demoni wzrok nie poczuł różnicy.
Podobnie zrobił ze swoimi źrenicami, korzystając z tafli wody. A następnie zajął się szczególikami. Nos, brwi i delikatne rysy twarzy. Tu jego idealizm musiał się poddać. Gdyż świt zbliżał się nieubłaganie. Jednak nim opuścił jeziora lice, spojrzał z uśmiechem w swe odbicie. O kobiecym pięknie twarzy. Które mimo, że umarło, to nadal żyje…
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 22 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Dla innych będzie to Słońce. Ah dziw to jest wielki. Że to, co odległe na niebie jest bardziej zabójcze od tego, co bliskie na ziemi. Przypalenia od światła bolą mocniej i goją się dłużej. Czemu Słońce jest największym demonim wrogiem? To prawda, na którą być może pozna odpowiedź. Wszak ma całą istną większość na jej poznanie. Lecz, czy sens jest szukać sensu, w statycznych prawach tego świata? To tak, jakby szukać sensu, w tym, że na ziemie wszystko spada.
Zapach jest jednak jeden, co cierpienie wymiocin i słabości na demonim cielsku wywołuję. Ciężkawy i słodki. Niczym kał, przy którym nos aż chce się zatykać. Spacerując po lesie, w ciemną noc pełni czerwca, ten zapach w nozdrza artysty wnet doleciał. Tożsamość tego zapachu wnet odkrył. To wisteria, co na śmierć demony zadręcza.
Dla większości demonów o słabej woli zapach ten byłby nie do zniesienia. Dla reszty czymś kompletnie niegodnym uwagi. Dzika wisteria rośnie przecież naturalnie. Na cóż bawić się bez potrzeby z czymś, czego dotyk będzie się czuło przez niemal tydzień?
Lecz Taishiro normalnym demonem nie był. Z uśmiechem szedł tam, gdzie piekło instynktu mówiło mu, by nie iść. Może natrafi na coś więcej niż wisteria w dziczy? A może to tylko zapach, który marny śmiertelnik w powietrzu roztoczył. By uchronić coś przed demonimi oczyma?
Fantazja demonia przyćmiła impuls każący uciekać. Przyprowadzając go na polanę z potężnym sześciometrowym drzewem, na którego końcach zielenistych liści znalazły się fioletowate wiązki kwiatów. Widok przecudny, lecz serce biło mu ciągle. Bał się tej niewinnej rośliny. Której dotyk kwiatu może zaboleć.
"Nieśmiertelne ciało mi dane. A strach mnie zalewa. Gdy widzę coś, czego dotyk jest mniej zabójczy od Słońca…"
Uznawszy swój naturalny strach za głupotę, postanowił pokonać go, póki może. Wespnie się na szczyt tego drzewota. Górując nad naturalnym demonicznym wrogiem. Podchodząc bliżej zabójczego drzewa, napotkał pierwszą przeszkodę. Jego rozwiązłe liście przejście do pnia blokowały. A wiatr zaczął sprowadzać „delikatne” niebezpieczeństwo w jego stronę. Mógłby przeciąć sztyletem, to co tuż przed nim. Ale toksyczny sok na skórę twarzy mógłby w niego wlecieć. Cokolwiek chciał zrobić, musiał zrobić jednak szybko. Stojąc tak blisko tego wroga, czuł jak świat kręci mu się w głowie.
Cofniwszy parę kroków przymierzył dokładnie swym sztyletem. Okrążając swojego przeciwnika wokół. Gałęzie bezpiecznie ścinać niż kwiaty. Lecz trafić je znacznie trudniej. Kąt musi wpierw dobry przybrać. Na wiatr poprawkę wziąć. Im więcej dolnej gałęzi zetnie, tym lepiej. Pierwszy sztylet poszedł w ruch. Ściął jedną, lecz gdzieś w gałęziach kolejna się zaczepiła. Kolejne wyzwania przed nim stawiając. Swym drugim sztyletem ściąć nie tylko dwie gałęzie musi. Lecz ściąć je tak, by swój sztylet odzyskać również. A nie wyciągać z trujących tych krzewów. Kolejny zamach wykonał, by kolejny sukces osiągnąć. Prosty świst osiągnął swój sukces. Daleko mu jednak było do pełności. Wbity sztylet odczepił się od gałęzi. Lądując prosto w stosie obciętej wisteri.
Biorąc drugi sztylet, który wylądował w krzakach, Taishiro zastanawiał się, czy faktycznie tego ostrza potrzebuje. Czy, jak dotknie sztylet „skażony” dotykiem wisteri, to czy również zacznie go pieczeć? Czy dotyk dotyku działa tak jak zwykły dotyk? Na szczęście nie musiał szabrować po tych opadniętych kwiatach. Wziął półmetrowy patyk i wygrzebał swój oręż. By przez materiał kimono, schować go przy jego pasie. Licząc, że dotyk dotyku dotyku piekliwy nie będzie.
Drzewo wisteri, stawało się silniejszym wrogiem niż przypuszczał. Jego głowa bolała coraz mocniej. Lecz, gdy droga otwarta, mógł się w końcu wespnąć. By triumf demoni swój obwieścić.
Do pnia podchodząc, pierwsze wbicie pazurami swoimi wykonał. Ciesząc się z faktu, iż trujące są jedynie kwiaty.
"Czemu demonią truciznę to drzewo tworzy? Przecież nikt co nieśmiertelne ciało ma, drewna nie je. Czemu tylko ta roślina tak powietrze te truje…"
Zadając pytania wspinał się coraz wyżej. Zadanie to proste byłoby zazwyczaj. Lecz, czuł się o dziwo coraz słabiej. Jakby ten świat stawał się coraz bardziej odległy. Czyżby tak pijani ludzie się czuli?
Poczuł, jak ciepła krwista ciecz spływa mu z nosa. Niebeczenie zachwiał się na swych nogach. W ponad połowie drogi do drzewa. Miał wrażenie, że jeśli wespnie się na czubek, nie wyjdzie z tego żywy, przy tym tempie. Jakby samo wdychanie tego było toksyczne.
Stanowszy na gałęzi, wydłużył swoją rękę sztuką manipulacji, by sięgać wyżej. Przyśpieszając w znaczący sposób swoją wspinaczkę. Dotarłszy do celu, nie ciesząc się triumfu zbyt długo. Skrobiąc pazurami niczym kot zlazł z czubka drzewa, biegnąc jak najdalej od źródła zapachu. Przez szczelinę, którą dla siebie wytworzył.
Oddaliwszy się na bezpieczny dystans, czuł to dziwne uczucie niemal do świtu. Rezygnując z kolacji tego wieczora. Zagrożenie minęło, jednak uczucie pozostało. Czy czuł się tak dlatego, że coś truło jego ciało? Czy faktycznie mógłby umrzeć, gdyby pozostał tam dalej? Rozmyślenia te dziwne, przy kąpiele w rzece go naniosły. Co jest w tych kwiatach, że ich truje mocniej niż ludzi? Dlaczego takie piękna muszą być zabójcze? I dlaczego szuka znów logiki, w siłach, które posiadać ich prawa nie mają?
Gdy kolejna noc nastała, po kolacji wręcz obfitej, demon ponownie powrócił na miejsce swych katuszy. Lecz tym razem, nie by wspiąć się na szczyt tego drzewa. Pędzlem w ruch przerysował to drzewo, tak jak najlepiej potrafił. By uchwycić jego piękno jak najlepiej potrafił. By następnie w ognistej furii pochodni spalić to drzewo na wieki. Mały pożar, w zamian za cenę spokoju wielu demonicznych istot. Układ wart na pewno skorzystania…
164/300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 49 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Czym jest sztuka? Jest to piękno ponad skalę wielką. Gdzie każdy ruch, jest niczym glina, co kształt przybrać przeróżny może. Stając się dzbankiem, miską, czy wazonem o kształcie różnym.
Dobry artysta kontrolę powinien móc nie tylko nad sceną. Lecz nad ciałem swym, co kluczem do krwawych tajemnic sztuki piękna jest kluczem. Śmiertelnicy krusi są tylko lokatorami w swym ciele. Mogą je dekorować strojami, pilnować by się nie zawaliło, jednakże nad kontrolą lokum swego cielesnego mają nikłą. Nawet czas nie minie, gdy ktoś zburzy je i koniec ich czasu nastanie.
Taishiro ten krótki zimowy dzień zamierzał na „zabawę” swym ciałem z bezpiecznego ukrycia. W domostwie w Yoshiwarze swym ukryty, na rękę swą spojrzał, zastanawiając się co stworzyć z niej może. Wyobraźnia pierwsza skupiła się na próbie kości strukturze manipulacji. By ostrożnie z fragmentu z niego ostrze wytworzyć, co nad wysokością ręki się przebiło. Z uśmiechem artysta swe dzieło obserwował, zauważając iż ciało jego powrócić do pierwotnej struktury powrócić ciało. Nie spostrzegł nawet, jak kość strzyknęła i jego manewr określany jako „manipulacja tymczasowa”, po której odpoczynek musiał zaznać na chwil kilka.
Próbę swą kontynuował po czasie, próbując podobne ostrze wytworzyć w ręce drugiej. Uważnie powtórkę obserwacji swych badał, na pergaminie zapisując wszystko. Zafascynowany możliwościami ciała swego Taishiro poszedł o krok dalej, chcąc by sztylet kościany odcieniem swym jak najbardziej do bladości skóry jego był podobny. Rezultat jego o dziw go przyprawił, gdyż spojrzał iż na sztylecie z kości skórzana narośl rosnąc zaczęła.
„Czy utworzyć w swym demonim ciele jestem w stanie, nie zniekształczając ciała swego?”
To widząc, próba kolejna skupiła się na stworzeniu konstrukcji prostszej, co kosztować nie będzie fragmentu kości jego. Wyobraził sobie kolce, co róża brutalna w swym ciele posiada i na rękach swych próbował utworzyć je z „niczego”. Poczuł, iż zabieg ten trudniejszy się zdawał, zaś ciało jego mięsa ludzkiego pragnęło coraz mocniej. Lecz sukces swój po kwadransie osiągnął, tylko po to, by po paru minutach znowu je stracić.
Do nocy było bliżej, niż dalej, co zachęcało ciekawość Taishiro do zabaw dalszych. Odkrył, że może tworzyć coś z niczego na jednej kończynie, lecz czy da radę zrobić coś na obu. Podniósł swe dłonie wysoko, myśląc nad mocą godnych artystycznych dłoni jego. Obecne pomysły nie należały do wyrafinowanych i bardziej przeszkadzały, aniżeli pomocne były. Pomysłów na to nie miał, do czasu skończenia atramentu. Co przydatne mogłoby być, na sztuki scenie i w bitewnym życia boju? Coś na co demony prymitywne wpaśćby nie mogły. Gdyż w końcu prymitywne w swym myśleniu były.
Wyobraził sobie nić, co z dłoni jego wychodzić będzie. Piękna, o kolorze wiśni, niczym krew jego. Ah jakże piękne kształty mógłby nią w powietrzu rysować. Lecz piękno swe zabójcze by było, niczym stalowa lina, co z siłą ogromną szyi perfekcyjnie pozbawić by mógł.
I tak oczom artysty ukazała się lina, co na dłoni, pod tatuażami od Kizukiego Siódmego się zaświeciły. Niczym dziecko małe bawił się narzędziem swym swoim, niszcząc garnki jednym ruchem ręki prostym. Lecz gdy czas się skończył, włóknista struna zwinęła się do ciała właściciela.
„Czy utrzymać tą magię na zawsze mogę?”
Zamyślił się artysta spoglądając na objawiający się Księżyc. Wiedząc już dla jakiej pięknej mocy będzie polować dalej…
Ocena treningu
182 / 700
Nie możesz odpowiadać w tematach