Druga forma wymagała jeszcze większej precyzji od chłopaka. Upper Smash w głównej mierze polegał na wyliczeniu, kiedy dokładnie jego kanabo zawiśnie nad głową przeciwnika. Co prawda przeciwników tutaj nie było, ale za to zostały stare kukły pozostawione z jego młodości. Zaczął spokojnie, na niewielkiej odległości od siebie. Wyrzucał jeden z końców ponad głowę jego celu, a następnie szybko stawał na łańcuchu. W ten sposób wyrzucony koniec z ogromną szybkością wędrował w dół z równie dużą siłą. Kilka pierwszych prób na małej odległości okazały się dość proste. Kilka metrów to wcale nie taki duży dystans i dlatego łatwiej było mu ocenić odległość. Jednak gdy przeszedł do większych odległości, to dopiero zaczynały się schody. Na mniej więcej siedemdziesięciu procentach jego zasięgu, kanabo zaczęło już widocznie częściej lądować obok kukły. Wywnioskował, że jego rzut nie wyrzucał końca na tyle prosto, aby ten zawsze mógł wylądować tam, gdzie powinien. Problemem było również za wczesne stąpanie na łańcuchu. Potrzebował kilka powtórzeń, aby w końcu bez zastanowienia wyrzucać i idealnie stąpać w dobrym miejscu. Po załapaniu tego powtórzył jeszcze to ćwiczenie kilka razy, aby mieć pewność, że nie musi za bardzo nad tym myśleć. Chciał, aby to wychodziło mechanicznie.
Nie odczuwał jeszcze potrzeby odpoczynku, dlatego postanowił przejść do ostatniej z technik, która wymagała ogromnej precyzji. Pozostawił sobie trzecią formę na później i wybrał formę czwartą. Było to uderzenie niczym gilotyna. Działała na podobnej zasadzie co druga, z racji, iż obie wymagały, aby w odpowiednim momencie pociągnąć za łańcuch. Tym razem jednak cios nie przychodził z góry, a z lewej oraz prawej. Kleszczowy atak był niezwykle dezorientujący, a co za tym idzie niebezpieczny. Pochwycił pozostałe kukły i porozstawiał je w przeróżnych odległościach od niego. Po raz kolejny zaczynał od najbliższych. Z tymi nie miał problemu. Jak ćwiczył tu ostatnio, to nie miał tak długiej broni, jak teraz, więc ćwiczył zazwyczaj na taki zasięg. Na maksymalnym jednak przyszły mu podobne problemy, co poprzednio. Zaciągając łańcuch do tyłu, aby następnie zaciągnąć końce, niczym bicz nie było łatwe. Przy takiej prędkości łańcucha, jeden mały błąd w obliczeniach i jego ostrze mogło polecieć zupełnie nad głową lub tez trafić w ziemię niedaleko oponenta. Kluczem tutaj było niespinanie ręki za bardzo. Musiała ona płynnym ruchem pociągnąć za łańcuch z odpowiednią siłą. Pamięć mięśniowa w tego typu technikach była kluczem, a wyćwiczenie jej wymagało dość sporo czasu. Po wielu chybieniach zaczął nabierać wprawy w ocenianiu odległości i znajdowaniu odpowiednej równowagi w jego ruchach, aby w końcu trafić w kukiełki.
Nadszedł czas na uspokojenie umysłu oraz oddechu. Nieco zmachany młodzieniec odłożył swoją broń i postanowił oddać się krótkiej sesji medytacji. Jak zabójca demonów nauka oddechu nie ograniczała się do wplatania oddychania w przeróżne czynności. Czasami potrzebował też na chwilę się uspokoić i zagłębić we własnym umyśle, jednocześnie kontrolując przepływ tlenu po całym ciele. Pomagało to w regeneracji nadwyrężonych mięśni i odzyskaniu części siły zużytej podczas trenowania. Brał równe, głębokie oddechy i powoli wyciszał umysł. W całości skupił się na tym, gdzie będzie kierował tlen w swoim ciele. Zmęczone ręce oraz nogi potrzebował go najwięcej. Po paru godzinach poczuł, jak efekty zaczęły się pojawiać. Mięśnie odżywione tlenem, aż paliły się do dalszej części treningu.
Uświadomił sobie, że za bardzo nie ma jak przećwiczyć swoją trzecią technikę. Dlatego postanowił od razu przejść do jego ulubionej. Ostatnia technika była w stu procentach czystą destrukcją. Wędrował po okolicy w poszukiwaniu większych skupisk głazów i zabrał się do roboty. Za pomocą manipulacji żywiołem powzmacniał końce swojego łańcucha, aby to nie zniszczyć ich na kamieniach. Stojąc w zasięgu swoich celów, zaczął wymachiwać dookoła siebie łańcuchem, wprawiając go całego w ruch obrotowy dookoła niego. Gdy już był zadowolony z prędkości, jaką wytworzył, posłał końce we wszystkie strony i zaczął nimi kompletnie dewastować wszystko w promieniu dziesięciu metrów. Cios jednego końca zapowiadał kolejny z przeciwnej strony. Jego broń tańczyła z celu do celu, powoli wyniszczając je na drobne kawałki. Nawet jedno użycie tej techniki było niezwykle wymęczające dla młodego zabójcy, jednak na jednym nie przestał. Gdy skończył mu się głazy, postanowił w ten sam sposób przetestować okoliczne drzewa. W ten sposób będzie miał ich więcej do trenowania następnym razem. Po użyciu tej techniki kilka razy był wyczerpany. Jednak nie był to jeszcze koniec. Ostatnim co chciał zrobić to doszlifowanie jego precyzji poruszania się z obciążeniem. Jego broń była dość ciężka, a poruszanie się w trudnym terenie z takim obciążeniem nie było łatwe. Dlatego chwycił długą linę i ruszył w okolice rzeki. Wyszukując odpowiedniego, dodatkowego obciążenia wybrał średniej wielkości kamień i zawiązał na nim linę tak, aby mógł go sobie zarzucić na plecy niczym plecak. Po podniesieniu go i zarzuceniu na plecy, przeszedł na środek płytkie rzeczki i wskoczył na wystające z wody kamienie. Będzie on teraz przeskakiwał z obciążeniem w dół rzeki, uważając, aby nie spaść po drodze. Każdy jego skok wymagał od niego pełnego skupienia. Kamienie były śliskie i źle postawiona stopa wyśle go do lodowatej wody. Parę razy prawię by mu się nie udało, dobrze wylądować, lecz jego umiejętności nie zawiodły go tym razem.
Zadowolony z jego rezultatów, postanowił spędzić tutaj ostatni wieczór. Potrzebował teraz jeszcze dobrze się wyspać i trening można uznać za skończony.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Raz jeszcze odwiedził ukrytą dolinę w górach. To tutaj jego Mistrz szkolił go na zabójcę demonów wraz z innymi świeżakami. O tej porze roku pogoda sprzyjała podróży. Śnieg stawał się rzadkością, a wiosenne ciepło powoli stawało się codziennością. Co prawda dużo lepiej by było trenować w śniegu i zimnej temperaturze. Lepiej hartuje to mięśnie i tolerancje na duże różnice temperatur. Jednak słoneczna pogoda lepiej działała na umysł rudowłosego. Dawała mu dziwny rodzaj energii i chęci do polepszania się jako zabójca. Zdecydowanie wolał cieplejsze klimaty.
Rozglądając się po otoczeniu, zauważył, że nie jest sam w tym miejscu. Najwyraźniej jeden z wychowanków Hashiry oddechu kamienia, również postanowił wrócić w to miejsce, aby potrenować. Spostrzegł mężczyznę, który aktualnie używał maszyny do ćwiczenia trzeciej techniki. Do głowy przyszedł mu pewien pomysł, ale na to przyjdzie jeszcze czas. Najpierw musiał zająć się swoim podstawowym treningiem osobistym oraz medytacją. Na sparing przyjdzie jeszcze czas, o ile ten osobnik nie opuści tego miejsca w czasie, gdy rudowłosy będzie robił swoją serię ćwiczeń. Nie marnując ani sekundy, zabrał się do roboty.
Zaczął tak jak za każdym razem, czyli kilkukilometrowa przebieżka wokoło doliny. Idealnie rozgrzewało to ciało i pomagało w ćwiczeniu utrzymania całkowitej koncentracji oddechu. Zawsze biegał do momentu, aż się nieźle zmęczy. Z jego kondycją było to niezwykle trudne przy normalnej przebieżce, dlatego za każdym razem testował swoje granice szybkości i utrzymywał je do momentu, aż będzie miał dosyć. Nie liczył, ile kółek wokół doliny robił, po prostu czekał, aż jego ciało powie mu, że już wystarczy. Za każdym razem, gdy przebiegał koło głównego placu, to zerkał czy jego możliwy przyszły partner sparingowy nadal tam był. Na jego szczęście, nie wyglądał, jakby miał kończyć trening w najbliższym czasie. Gdy już czuł, iż wystarczy tego biegania, postanowił chwilę odpocząć za pomocą medytacji.
Zatrzymując się u stóp wodospadu, postanowił połączyć medytację z ćwiczeniem swojego ciała. Nigdy tego nie robił, ale sądził, że jest w stanie na tyle się skupić na obu tych czynnościach, że nie powinny one kolidować ze sobą. Zasiadł pod wodospadem tak, aby woda spadała mu na barki i głowę. Rozpoczynając medytację, zamknął oczy, skupiając się jedynie na swoim oddechu. Z początku było mu niezwykle ciężko zignorować fakt, że ogromne ilości wody spadały mu z dość dużej wysokości na górną część ciała. Utrzymanie całkowitej koncentracji nie było takie proste w takich warunkach, ale po pewnym czasie był już w stanie utrzymać pełną kontrolę nad swoim ciałem i nawet hektolitry opadającej wody go nie rozpraszał. Zadowolony ze swoich poczynań, wstał z miejsca i podszedł na główny plac, aby po raz ostatni zerknąć, gdzie też jego potencjalny partner do sparingu się znajduję.
Na jego szczęście, osobnik nie opuścił jeszcze tego miejsca. Aktualnie odpoczywał pod drzewem, niedaleko jego pozycji. Podchodząc do niego, rudowłosy rozpoznał jegomościa. - Dai-kun... Ciekawe, że cię tutaj spotykam. Jak dobrze pamiętam, to nie przepadałeś za tym miejscem podczas naszego szkolenia. - Inouye Dai, tak się zwał ten zabójca. Razem spędzili większość treningów w tym miejscu. Dai miał to do siebie, że uwielbiał narzekać na wszystko, co nie jest obijaniem się. Oboje bardzo się lubili, ale z natury ich pracy, to niezwykle rzadko się widywali. Dai częściej przebywał na południu, ale z racji, iż tamte rejony zostały przejęte przez demony, to coraz częściej przebywał w Yonezawie. - Hoho... toż to Kiryu we własnej osobie. Wyglądasz na kogoś, kto chciałby raz jeszcze zasmakować solidnego wpierdolu na sparingu. - jego charakter wcale się nie zmienił przez te miesiące. Jego chęć rywalizacji nie miała sobie równych, na te słowa rudowłosy uśmiechnął się zadowolony z nich. - Hahaha... dokładnie takiego cię zapamiętałem. Łap za broń i szykuj się na odszczekanie swoich słów. - po jego wypowiedzi, Dai poderwał się, aby wstać i z ogromnym uśmiechem na twarzy powędrował do skrzynki z bronią treningową. Był to stalowy łańcuch z wymienialnymi kulowymi odważnikami po każdej ze stron. Z racji, iż oboje byli pełnoprawnymi zabójcami, pochwycili za największy ciężar i ustawili się na środku małej polanki gdzieś niedaleko.
Gdy oboje już byli w wyznaczonych miejscach, jedynie skinęli do siebie głową na znak gotowości do starcia i walka się rozpoczęła. Dai postawił na szybkie zmniejszenie dystansu z racji, iż broń ta nie miała za długiego łańcucha, raptem pięć metrów. Kiryu doskonale wiedział, jakie zagrywki stosuje jego przeciwnik. Jak tylko będzie próbował odskoczyć, to ten drugi użyje czwartej techniki, wiedząc, że po odskoku rudowłosy nie będzie miał czasu na blok. Dlatego postanowił nie ruszać się z miejsca i wymienić się z nim ciosami. Gdy tylko zobaczył, że jego przeciwnik rusza w jego stronę, rozpoczął przygotowania do trzeciej techniki. Wprawił końce łańcucha w ruch rotacyjny, wykorzystując każdy ułamek sekundy na przyśpieszenie wspomnianej rotacji. Dai gdy tylko zauważył, co się święci, zatrzymał się w odpowiedniej odległości, aby łańcuch rudowłosego go nie dosięgnął. Jednak wpadł w zastawioną przez Kiryu pułapkę. Gdy tylko zauważył przerwane natarcie przeciwnika, momentalnie zmienił technikę. - Go no kata... Garin Gyōbu - wykorzystał ruch rotacyjny i posłał oba końce w jego stronę, dewastując wszystko przed nim, w tym swojego przeciwnika. Osobnik nie był w stanie uniknąć tego ataku w całości, dlatego, zanim uciekł z miejsca rażenia, dostał dwa razy obiema końcami łańcucha. Jedno trafienie poszło w prawe udo, a drugie w klatkę piersiową.
Niewzruszony trafieniami, jakie mu zafundował jego przeciwnik, Dai postanowił użyć drugiej techniki. - Ni no kata... - wysłał jeden koniec wysoko ponad atakiem rudowłosego i gdy już wiedział, że jest on w idealnym miejscu, dokończył technikę. - Tenmen Kudaki. - nadepnął na łańcuch, aby momentalnie posłać wprost na głowę rudowłosego. Kiryu z racji, iż dopiero co skończył swój atak, to nie miał za dużo czasu na reakcję. Robiąc unik, uchylił się w lewą stronę, ale nie wybronił się w ten sposób całkowicie. Oberwał w prawy bark, co na chwilę zgięło jego ciało w dół. Gdyby nie był tak wytrzymał jak teraz, to pewnie uderzenie to wybiłoby mu staw. Jednak technika, której użył Dai miała jeden minus. Po takim ataku musiał zwrócić do siebie łańcuch wraz z jego końcem. Wiedząc to, postanowił wykorzystać ten czas na zrobienie kolejnej techniki. - Shi no kata... - pochwycił łańcuch z jak największą rozpiętością i posłał je w kierunku zabójcy, kończąc technikę. - Ryūmongan - Sokusei - był to strzał w dziesiątkę. Dai miał to do siebie, że nie był za szybkim oddechowcem kamienia, dlatego ciężko mu było tego uniknąć po swoim ataku. Jednakże Kiryu nie należał do ludzi najbardziej celnych. Wiedział po samym wymachu, że jeden z końców łańcucha wymierzony w górną część ciała jego przeciwnika chybi. Jednak rudowłosy za każdym razem jak używał tej techniki, posyłał drugi atak z lekkim opóźnieniem, co praktycznie zapewniało trafienie nimi obiema. Cios wymierzony w biodro przeciwnika trafił i pod wpływem bólu, jaki spowodował, Dai uchylił się do przodu, a wtedy ten drugi, nadleciał z drugiej strony i przydzwonił mu w prawe ramię.
Cztery celne uderzenia nieźle poturbowały oponenta. Ból w barku i lewej nodze mocno ograniczał jego możliwości, wiedział natomiast, że Kiryu po użyciu tylu technik na raz musi odpocząć przed wykonaniem kolejnej. Wykorzystując resztki swoich sił, postawił wszystko na walkę w zwarciu. Wybił się swoją zdrową nogą do przodu i znajdował się teraz niezwykle blisko. Chciał go uderzyć obiema końcami na raz, wykonując zamachnięcie się od góry. Kiryu nie tracąc czujności postanowił zakończyć ten sparing w klasyczny dla niego sposób. Gdy jego przeciwnik doskakiwał do niego, to pochwycił łańcuch w jak najszerszej rozpiętości, aby wykorzystać go do zablokowania ataku. Gdy tylko był pewny trajektorii zamachnięcia, wysunął łańcuch poziomo przed sobą tak wysoko, jak tylko potrafił. Był silniejszy niż jego oponent dlatego, był w stanie utrzymać łańcuch do momentu, aż jego się owinie wokół niego. Następnie puścił go całkowicie i wykorzystując siłę uderzenia Daia, jego broń wraz z orężem oponenta opadły na ziemię. Miał go dokładnie tam, gdzie chciał. Drugi zabójca lekko zdziwiony poczynaniami rudowłosego spojrzał na niego z wymalowanym znakiem zapytania na twarzy o gdy tylko to zrobił, to wiedział już co zamierzał Kiryu. Zaciągnął swoją lewą pięść do tyłu i z całej siły przywalił mu z prostego w twarz. Uderzenie posłało partnera na ziemię. - Ale masz twardy ryj Dai-kun... - rozluźnił swoją dłoń, a następnie podszedł do ewidentnie skończonego już tym sparingiem Daia. - A ty twardą pięść... - nie było sensu kontynuować tego starcia. Rudowłosy wyciągnął do niego rękę i gdy ten pochwycił ją, to postawił go na nogi i oboje poszli zasiąść nad wodospadem odpocząć i porozmawiać o ich przeżyciach. Zarówno on jak i jego kompan mieli już dość treningu.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 48 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Nie możesz odpowiadać w tematach