Posiadanie dwójki starszych braci przez większość czasu było wspaniałe i Yen czuła się dzięki temu w domu niczym księżniczka. Czasami jednak nie była w stanie zrozumieć dlaczego od niej, z jakiegoś powodu, wymagano innych rzeczy niż od chłopców. Pragnęła uczyć się walki, biegać po wzgórzach i polować, lecz wtedy najczęściej matka kładła jej dłoń na ramieniu i mówiła coś o tym, jak to obdarte policzki zniszczą jej urodę, a pokrwawione kolana zepsują piękne ubrania. Nie żeby to do niej nie przemawiało, przynajmniej w jakimś drobnym stopniu. Ona jednak chciała mieć wszystko naraz. Własny miecz niczym samuraj i piękną suknię. Miała wrażenie, że jedyne czego pragnęła, to móc któregoś dnia połączyć te dwie rzeczy.
Wyszła poza granice dworu, chociaż wiedziała, że rodzice nie lubili gdy to robiła. Ona jednak chciała doświadczyć uroków bardziej pospolitych części miasta. Szła więc jedną z uliczek, rozglądając się za atrakcjami, aż w końcu trafiła w okolice dzielnicy, pośrodku której, na kawałku zieleni, bawiła się grupka dzieciaków.
Trzej chłopcy zdecydowanie byli starsi od niej, towarzysząca im ciemnowłosa dziewczynka, mogła na oko być w jej wieku, chociaż była wyższa i miała szersze barki. Gdyby nie fryzura, można by ją uznać za czwartego kolegę.
Grali w coś, a Yenhatsu przystanęła aby z zaciekawieniem przyjrzeć się ich poczynaniom. Bardzo szybko zrozumiała, że zabawa polegała na rzucaniu kamykami, tak aby znalazły się one jak najbliżej drzewa. Wyglądała na straszliwie nudną grę i chociaż gdy zauważyła, że można zbijać kamyki przeciwników, dobrze wiedziała w jaki sposób sama by rozegrała taką zabawę aby wygrać, szybko uznała z zawodem, że nic tu po niej.
Odchodząc, kątem oka dostrzegła, że jeden chłopiec pokazał ją palcem. Uniosła wysoko brodę i udała, że tego nie zauważyła.
Miała w kieszeni jakieś drobne, które obiecała sobie wydać na słodycze, dlatego jej kolejnym przystankiem był niewielki stragan. Kupiła sobie swoje ulubione wiśnie w cukrze i skierowała swoje kroki z powrotem w stronę dworu, zadowolona z udanego wymknięcia się rodzicom.
Jedna z uliczek po drodze była mało uczęszczanym skrótem, z którego Yenhatsu lubiła korzystać gdy jej się spieszyło. Nie chciała wzbudzać podejrzeń u matki, żeby musieć słuchać kolejnego wykładu na temat odpowiedzialności, której znaczenia całkowicie nie rozumiała, dlatego bez zastanowienia skręciła w pustą uliczkę, nie zwracając uwagi na to, że grupka dzieciaków, którym przyglądała się wcześniej podążała za nią.
- Ej ty! Co tam masz dobrego? - dosłyszała zza pleców. Odwróciła się dostrzegając w końcu dzieciaki. Odezwał się chłopak, wyglądający na największego z całego towarzystwa. Mógł mieć trzynaście lat.
- Wiśnie w cukrze – odpowiedziała mu uprzejmie, starając się zachować pozory klasy wyższej. Czy tak nie robiła jej matka, za każdym razem gdy spotykała szlachcianki, o których później wypowiadała się raczej mało przychylnie?
Niestety, jak się okazało, w tym miejscu okazywanie uprzejmości nie było dobrą strategią.
- Patrzcie na nią! - roześmiał się ten, którego w myślach nazwała „Kawał Chuja” (zasłyszane od brata, nie miała pojęcia co oznacza, ale zdawało się wyrażać odpowiednie negatywne emocje). Grupka ruszyła w jej stronę. - Wygląda jak sztywniara! - kontynuował.
Yenhatsu miała ochotę odwrócić się i odejść, ale pomyślała, że nie wypada tak przerywać rozmowy. Sztywniara nie brzmiało dobrze, więc odpowiedziała pierwszym kontrargumentem jaki jej przyszedł na myśl.
- Słabo rzucasz kamieniami – oceniła, biorąc wiśnię do ust i czując jak cukier zostaje jej na policzku. Wskazała na chłopaka obklejonym palcem. - Sama widziałam. Jesteś najgorszy z całej waszej grupy, chociaż wybrałeś sobie największy kamień.
Dwóch chłopaków z tyłu i chłopco-dziewczynka zaśmiali się na ten przytyk. Kawał Chuja poczerwieniał. Chyba ze złości.
- Sama słabo rzucasz, gówniaro!
Podszedł i wytrącił jej z ręki resztę wiśni, które potoczyły się po ziemi.
- Ej! - krzyknęła z oburzeniem. - Moje wiśnie!
Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, Kawał Chuja złapał ją za ramię i potrząsnął.
- Taka mądra jesteś, bo masz kasę na słodycze i sztywniackie drogie ubrania?
Yenhatsu spróbowała uwolnić rękę, ale uścisk był mocny.
- Puszczaj! To boli!
- Myślisz, że możesz tak sobie chodzić po naszym osiedlu i patrzeć jak gramy w kamienie?
Kamienie? Cóż za pomysłowa nazwa…
Szarpnęła się kilka razy, jednak wciąż bez efektu.
- Puszczaj… mnie… głupi… chu…
W tym momencie rękaw jej ubrania pękł pod wpływem szarpaniny, a sama Yenhatsu z impetem wylądowała na ziemi, obdzierając sobie cały łokieć.
- Co za sierota… - zaszydził Kawał Chuja, trzymając w ręku kawałek rękawa. Pomachał nim. - Zostawię sobie na pamiątkę.
Yen potarła łokieć czując krew na palcach. Przez chwilę do jej oczu nabiegły niechciane łzy. Rana ją piekła, ale nie mogła się przecież rozpłakać przy grupce dzieciaków.
- Zostaw sobie! - krzyknęła ze złością. - Będzie ładniejszy niż reszta twoich ubrań!
Chłopak roześmiał się głośno. Yenhatsu nie dawała za wygraną. Chciała żeby poczuł się równie upokorzony jak ona.
- A na pewno droższy!
Strzał w dziesiątkę.
- Coś ty powiedziała?!
Widząc jak chłopak odrzuca na bok kawałek jej rękawa i rusza w jej stronę niczym rozjuszony byk, Yen wiedziała, że jest w kiepskiej sytuacji.
Czy jakby to Hayato powiedział – ma zwyczajnie przesrane.
Nie możesz odpowiadać w tematach