Całkiem przypadkiem następnego dnia złapał samuraja, z którym zawsze dobrze mu się rozmawiało i spędzało czas. Może dlatego, że miał już swoje lata - i nie padał na kolana przed każdym kuge. A może dlatego, że wiedział już, na co może sobie pozwolić z samym Yua. Zaprosił go więc do treningu kata - a tego wszak żaden samuraj chyba nie odmówi, czy nie tak?
Bokkeny służyły im dobrze. I chociaż Yua wiedział, że mógłby swojego przeciwnika zagiąć samą siłą fizyczną, to nie próbował tego robić. Sztuka Iaido Kata przeprowadziła ich przez 12 podstawowych cięć, którym towarzyszyła odpowiednia ceremonia. Precyzja i skupienie, które białowłosy tak na sobie ćwiczył, zdając sobie sprawę z ułomności własnego rozkojarzenia, przekładała się i na to - kiedy samuraj swoim stylem zwyczajnie go deklasował. Latami doświadczenia, których jemu brakowało. I latami ćwiczeń, od których Yua zazwyczaj stronił od moment rozejścia się z mistrzem. Sztuka katany była sztuką pojedynczych cięć. Nie było tu mowy o tym, by bokkeny obijały się o siebie, o parowaniu ciosów. Nie. Katany były na to zbyt delikatną bronią, nawet jeśli te wykonane ze specjalnej stali były o wiele wytrzymalsze od najlepszych swoich klasycznych odpowiedników. Szacunek do miecza było czymś, co należało zapamiętać. Demon może mieć pazury. A co tobie pozostanie, człowieku, gdy stracisz swój miecz? Wakizashi - bo samuraj zawsze żyje dwa cale od śmierci.
Dokładnie tyle, ile mierzyło wakizashi.
Koncentrując się na poprzecznych cięciach, które miały trafiać tak, by popłynęło jak najwięcej krwi, by były jak najdłuższe, mogli mówić o doskonaleniu każdego kolejnego ciosu. Uke-Nagashi, prowadzące od lewego ramienia do prawego biodra (albo raczej na odwrót) było czymś, co wywoływało na twojej twarzy krytyczny uśmiech. A na twarzy sparing-partnera raczej sympatyczny i pobłażliwy. Człowiek ten patrzył na twoje błędy i chyba widział siebie samego z młodości. Co było... miłe. I takim sposobem były wnoszone poprawki: "Nie, nie, Panie Togukawa-dono, proszę pracować ramionami bardziej stanowczo...". Przestawianie stóp, lekkie uginanie kolan, pochylanie pleców. Wszystko, by uzyskać idealną pozycję do wyprowadzenia ciosu. Yua przy samuraju odkrywał, że im dłuższe cięcie tym miał z nim problem. Że choć dobrze startował to brakowało zdecydowania w ruchu, by go zakończyć. Aż do So-Giri - cięcia w podbrzusze. Jakże szybkie, krótkie i jak skuteczne, by zakończyć walkę jednym ruchem, jeśli tylko przeciwnik nie będzie wystarczająco szybki. I to już wychodziło dobrze. Cios krótki, który można odpowiednio szybko zatrzymać, by przejść do... czegokolwiek dalej. Ofensywy czy defensywy.
Tak panowie spędzili większość swojego dnia, a Yua czerpał z doświadczenia mistrza miecza, kłaniając mu się i dziękując za nauki. Z obietnicą, że jeszcze to powtórzą. Kiedyś. Kiedyś na pewno.
Samuraj wyjechał, a Yua spędzał kolejne dni na ćwiczeniach. Z drewnianą kukłą, która nie była żadnym demonem i która nie rzucała się mu do gardła, ale uparcie i wciąż próbował powtarzać ciosy katy - tych 12 Mae Kata, które ćwiczył dnia wczorajszego z samurajem. Ponoć nie powinno się uczyć samemu. Ponoć. Jeśli uczysz się samemu, powtarzasz swoje błędy. Dlatego w końcu, po paru dniach, kiedy musiał oddać się obowiązkom wobec Eijiego, udał się do jednej ze szkół i poprosił tamtejszego mistrza o audiencję. Ten mu jej udzielił, choć przyszło z nim rozmawiać z na wpół zgiętemu. Cóż, przynajmniej Yua nie wydawało się, że nie przesadzał z tym. Za pozwoleniem pooglądał młodych samurajów, którzy byli szkoleni w dojo. Uczyć się na błędach innych - to przecież również nauka. Mistrz kata stał obok ciebie i cierpliwie czekał. Aż nie zacząłeś się z nim wymieniać wrażeniami. Czy ten młody mężczyzna nie powinien inaczej trzymać miecza? Czy tamten na pewno stawia odpowiednio kroki? Mężczyzna uśmiechał się i potwierdzał - albo zaprzeczał. Było kilka dni, w których przyszedł tylko po to, aby poobserwować młodych. Ha, młodych. Młodość w Kraju Kwitnącej Wiśni była zabawnym pojęciem. Kilka osób była tu w jego wieku - dorośli mężczyźni, którym przychodzi ginąć w imieniu swojego daimyo. I w jego imieniu żyć. A to ponoć była tylko nauka kroków, ruchów. W dalszym ciągu - ćwiczenie pamięci mięśniowej.
W wolnym czasie odwiedzał szermierza i ćwiczył z nim do perfekcji wypady Mae Kata. Zamienił bokken na Shijimę, który przecinał w swoich cichych ruchach powietrze, znacząc wypchaną kukłę kolejnymi szramami. Towarzyszyły temu krótkie komendy czuwającego mistrza. Wyciskał ze swoich mięśni wszystko, do tego stopnia, że pewnego dnia się zapomniał, nie zauważył nawet, kiedy głos mistrza zamilknął, a jedyną pieśnią był szept Shijimy i rytm jego własnego serca wygrywającego tercet. Pot płynął po twarzy i wsiąkał w ćwiczebne kimono. Raz, dwa, trzy... Przesunął przedramieniem po czole, żeby zetrzeć z niego pot i spojrzał na mistrza, który w uznaniu pochylił swoją głowę. Odpowiedziałeś mu uśmiechem. Lekkim, zmęczonym, ale zadowolonym.
Następne odwiedziny były już czystym utwierdzeniem się w przekonaniu, że ta pamięć mięśniowa, o której wspominałam, została trwale zapisana. Czas na treningu uciekał szybko i przeciągał się na kolejne dni, które tu spędzał. Aż wylądowaliśmy w jakim przeliczniku? Tygodniach? Czy to już minął miesiąc? Pogoda zaczęła się poprawiać i kwiaty sakury rozkwitały na gałęziach, kiedy opuszczał dojo mistrza z myślą, że praca włożona w ten trening była warta wysiłku. Podobno w tym świecie było jeszcze o co walczyć.
Podobno warto było walczyć.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Zmień tylko tekst z języka angielskiego na japoński, w końcu to czasy izolacji. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Odetchnął i obrócił się (nie)zgrabnie na lodzie, nieco rozjeżdżając się w tych ruchu, kiedy przeniósł ciężar ciała tylko na jedną nogę, ręka mu się zachwiała, ale skupił całą uwagę na tym, żeby cięcie nadal było gładkie i pewne, ze swoją mocą i siłą. By nie było w nim zwątpienia. Zwątpienie zabiło już niejednego. Niejednego też zabije. To nie była wyłącznie walka ze swoim ciałem - to była walka ze swoimi słabościami i swoim hartem ducha. Z tym, żeby się nie poddać i powtarzanie sobie, że nie ma znaczenia, jak bardzo cię boli, jak bardzo jest ci źle czy niedobrze. Jeśli teraz nie wytrzymasz - to czy wytrzymasz, jeśli nadejdzie ten moment, w którym będziesz musiał pokazać prawdziwe pazury i kły ze stali? Gdy zostanie przelana twoja własna krew?
Obrót zakończył się postawieniem drugiej nogi kawałek dalej, dostawienie do niej poprzedniej. Schował katanę do pochwy i pochylił się nieco w przód, by gwałtownie wyszarpnąć ją z saya i ciąć według sztuki iaido. Śnieg pokrywający brzeg jeziora poleciał w powietrze od siły podmuchu. Dobrze. Wyprostował się, dbając o to, by się nie poślizgnąć. Tylko po to, żeby za chwilę znów się obrócić i wyszarpnąć katanę z pochwy, powtarzając kolejne kroki z podstawowego kata - krok, cięcie, krok, cięcie, obrót, cięcie. Stal nie wydawała przy tym żadnego dźwięku, kiedy tańczył razem z nią. Wypad zakończony ponownym schowaniem miecza.
Yua złapał pewniej saya i wziął głęboki wdech, uspakajając oddech. Rozgrzane ciało skutecznie walczyło z napierającym mrozem. Czym jest tak naprawdę iaido? Jego kwintesencja nie kryła się w tym, jak poprowadzisz cios. Saya-no-uchi, cała filozofia tej obronnej postawy, drzemała w tym, by walka została zakończona, zanim w ogóle się rozpocznie. Uchylił niebieskie oczy, oddychając miarowo. Nie ważne, co czujesz w środku, nie ważne, co myślisz, musisz nad sobą panować, żeby już na starcie zdobyć przewagę nad przeciwnikiem. I takich sposobem saya-no-uchi, czyli chwycenie pochwy miecza przez Yua, sprawiło, że jego knykcie aż pobielały od siły uścisku. Ale ciężko było mówić o pełnej samokontroli. Zaciskał też szczęki, pielęgnując w sobie dawkę złości, jaką zawsze wyzwalały demony. Widząc jednego z nich, parszywego i śmierdzącego, tuż przed sobą. A przecież to była tylko gra wyobraźni. Źle. Zdając sobie sprawę, jak ważny jest ten pierwszy kontakt z wrogiem takie podejście było po prostu złe. Demon nie boi się nienawiści. Czy demon w ogóle czegokolwiek się boi?
Odetchnął ostatni raz tego dnia. Ostatni raz, by udać się do swojego domu i tam wziąć rozgrzewającą mięśnie kąpiel i odpocząć po wymagającym treningu.
Korzystając z tego wolnego czasu, kiedy jego ojciec znowu zajęty był swoimi sprawami kontynuował ten trening przez następne dni. Zaczynał standardowo - od zadbania o to, żeby jego własne ciało nadążało za nim. Rozciągania, przeciągania się i zwykłego ćwiczenia mięśni, by poprawić ich stan. Nie oszukujmy się - nie grzeszył nie tylko wytrzymałością ale i siłą. Potem wznawiał swoje tańce na lodzie. Dzień za dniem dbał o ten balans, dbał o to, by radzić sobie z trudnym środowiskiem, tak i dzień za dniem przynosił bardziej satysfakcjonujące w tym efekty. Mniej poślizgów - więcej konkretnych ruchów, które nie były kończone, zanim dobrze się zaczęły. Każdy dzień kończył kąpielą, by w ogóle być w stanie się poruszyć na następny dzień, ale ta passa pociągnięta została tylko przez cztery dni - przy czwartym już naprawdę miał problem z poruszeniem się. Zakwasy, ból nóg i rąk dały o sobie znać. Przesadził, oczywiście, a teraz prawie słyszał głos mistrza w swojej głowie, który upominał, że jak żeś sobie pościelił, tak się teraz wyśpisz. Nie słuchałeś - to masz. Ale głupi był mądry i po szkodzie, a Yua tutaj jednak wyciągnął swój wniosek. Nie to, że zamierzał go całkowicie zatrzymać, nie. W końcu ten trening był sposobem na oderwanie swoich myśli od spraw przyziemnych i zapomnienia chociaż na moment o sobie samym.
Zadbał o to, żeby mięśnie rozmasować i rozgrzać, nasmarować rozgrzewającym, ziołowym okładem. Trening został odłożony na następny, dłuższy czas. A przynajmniej taki liczony znów w dniach.
W tym czasie Eiji zdążył już wrócić, to i Yua wstawał wczesnym porankiem, żeby dłużej nie próżnować. Zaczął rozkładać trening w dniach i trochę odpuścił - minimalnie. Na tyle, żeby mimo wszystko dawać sobie siłę i energię na poświęcenie się codziennym obowiązkom. Znacznej poprawy od razu nie było widać, ale po jakimś czasie był w stanie zaobserwować, że wytrzymuje dłużej i dłużej, że katana jest coraz lżejsza w dłoni, że jego stopy przestawały tak tonąć w tym śniegu i każdy z kroków był gładszy. Łatwiej się oddychało i przede wszystkim - łatwiej było znieść warunki, które sobie tu narzucił. Wykonywanie battojutsu stało się o wiele prostsze, kiedy ręka ci nie mdlała od wysiłku, jaki trzeba było wkładać w samo utrzymywanie postawy, nie wspominając już o całej reszcie. Wiele jeszcze brakowało, żeby temu wszystkiemu towarzyszył całkowity, wykalkulowany spokój, ale Yua myślał prostymi kategoriami - że ma jeszcze czas. Nie śpieszył się i nie biegł na poszukiwanie potworów, które swoją siłą mogłyby go przytłoczyć. Gorzej, jeśli te potwory zamierzały znaleźć jego samego. Z tą myślą jeszcze musiał się oswoić. Uspokoić myśli. Śnieg temu naprawdę sprzyjał - kiedy wszystko było ciche, można było wyłączyć zmysły i poświęcić się temu, by w ogóle rozważyć swoje własne miejsce w świecie pełnym demonów. Ciało może być zahartowane, jak zostało już powiedziane, ale kiedy umysł nie działał to nie dało się przeskoczyć pewnych przeszkód. Ale tutaj była jeszcze długa droga przed nim. Bardzo wiele do pogodzenia między tym, czego chciał, kim chciał być, a tym, kim być miał.
♠ ♣ ♠
"The brightest flame burns quickest" -
That's what I heard her say
I need your arms to welcome me
But a cold stone's all I see.
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry.
Nie możesz odpowiadać w tematach