~ Oddech wziąć, już czas! ~
Czy wejście do lodowatego strumienia było mądre? Pewnie nie. Czy walka z odruchem gwałtownego wyskoczenia z wody i oddychania haustami powietrza była słuszna? Jak najbardziej. W końcu to jego umysł kontrolował ciało, a nie odwrotnie. Zanurzał się stopniowo do momentu, gdy stwierdził, że nie ma to sensu i runął cały do wody. Zimno kąsało jego ciało bezlitośnie, ale trwał tak dopóki przestał czuć ból. Nie żeby znaczyło to o jego nadludzkich możliwościach, co po prostu wyziębieniu organizmu. Żeby jednak nie było, że leżał tak i czekał na zbliżającą się śmierć. Co to to nie, próbował utrzymać w tym stanie właściwą temperaturę ciała. Oczywiście korzystając ze sztuki wpajanej mu od ostatnich paru lat - oddechem. Nie było to proste, bo tak jak nadrobił fizyczne słabości i braki w edukacji, tak idea oddechu i form była dla niego zagadką. Niby mu wychodziły, ale były cieniem tego, co potrafili lepsi wodnicy.
Nie żeby porównywanie siebie do innych miało mu pomóc, no chyba, że we wzbudzeniu gniewu. Skupił się znowu na oddychaniu, próbując dotlenić całe ciało i poczuć płynącą w nim energię. Chciał zmusić ją do ruch po ciele według własnej woli, by wygoniła zimno z jego członków i pozwoliła trwać tak pomimo bólu. Czas mijał, a spokojne oddechy które próbował robić stawały się coraz krótsze i łapczywsze. Jednym słowem nie szło mu to za bardzo, ale nie spodziewał się natychmiast wspaniałych rezultatów. Zawsze trochę odstawał. Ale był uparty, tego nie mogli mu odmówić.
Wypełzł więc z wody na ląd , nieświadom tego, że powtarza właśnie bardzo podniosły moment w historii ewolucji. Osuszył się i zmienił ubrania na świeże i suche, by nie zapaść znowu na jakieś suchoty czy inne przeziębienie. Dość miał już czasu spędzonego na pobycie w szpitalu i wysłuchiwaniu uwag medyków, że powinien bardziej na siebie uważać. No przecież się starał, nie jego wina w tym, że demony też się starały wysłać go do zaświatów. Skoro już udało mu się schłodzić, to czas na rozgrzewkę. Trucht po lesie wydawał się całkiem dobrym pomysłem. Przynajmniej miał okazję nie myśleć i skupić się tylko na tym, nie potknąć się o korzeń ani nie wydłubać sobie oka gałęzią. Biegł tak sobie spokojnym tempem przez jakiś czas, przynajmniej dopóki słońce nie wskazywało okolic południa. Zatrzymał się wtedy i odczuł, jak naprawdę jest zmęczony. Łapiąc w płuca kolejne hausty powietrza zmusił się do ruszenia dalej. Podejrzewał, że jeśli w tym momencie się zatrzyma, to nie będzie już w stanie wstać i kontynuować ćwiczeń. A chciał być przecież silniejszy. Musiał stać się kimś silniejszym niż jakikolwiek człowiek by stawić czoła temu, co przyjdzie w nocy. Nawet jeśli te demony, które spotykał do tej pory zdawały się być... Mniej agresywne, to musiał je odnaleźć i zabić. Ludzie ginęli, bo nie był w stanie ich obronić.
Rzucił się więc dalej w rytm ćwiczeń, zmuszając kolejne partie mięśni do wysiłku. Padał na ziemię i się podnosił, podciągał na gałęziach drzew i starał się wytrzymać w przysiadzie tak długo, jak ciało rwało go z bólu prosząc o przerwanie tej męki. Katował się w ten sposób do wieczora z krótkimi przerwami - nie był w końcu niezniszczalny i wiedział, że brak odpoczynku sprawi, że jutro nie będzie w stanie zrobić nic. Dlatego też zjadł parę ryżowych kulek, popił wodą z bukłaka i trenował dalej, do zapadnięcia zmroku. Wtedy to zabrał swój dobytek i wrócił na noc do Yonezawy.
Scenariusz ten powtarzał się w kolejnych dniach z drobnymi modyfikacjami. Czasem medytacja trwała krócej, kiedy indziej dłużej trwał ćwiczenia fizyczne przed złapaniem w dłonie katany. Wytargał nawet skądś drewniany pień, który z uporem maniaka taczał po placu. Wyglądało to może śmiesznie, do czasu gdy nie próbował go podnieść i odstawić po paru krokach. Wtedy robiło się komicznie. Potrafił go dźwignąć, ale przejście choćby kawałka dalej było dla niego ponad siły. Przynajmniej na początku ćwiczeń. Cieszył się, że nikt nie miał okazji podglądać jego wysiłków. Wolał trenować w pojedynkę, skupiony tylko tym co robi tu i teraz. Poza tym, kogo miałby tu zaprosić? Może i był członkiem Yonezawy, ale nie czuł się jakby przynależał do grupy. Może kiedyś się to zmieni.
Dni mijały mu w ten sposób, a ziemia na polanie stawała się coraz bardziej wydeptana i ubita, jasno dając do zrozumienia, że ta działka jest już zajęta. Kirei zaś cały czas skupiał się przede wszystkim na tym, by jego oddech pozostał równy i niewzruszony nie ważne, do jakiego wysiłku zmuszał swoje ciało. Początkowo nie widział żadnego progresu, jednak z upływem kolejnych dni spędzonych na tej polanie dostrzegł zmiany. Dłużej trwało, zanim zaczynał niekontrolowanie dyszeć byle tylko dotlenić wycieńczony organizm. Nie czuł się usatysfakcjonowany, ale wiedział, że to dopiero początek drogi w kontroli oddechu. Miał jeszcze czas i możliwości urosnąć w siłę by pokonać tych, z którymi przyjdzie mu się zmierzyć.
I choć dalej leżenie w zimnej wodzie sprawiało mu ból, to jednocześnie zdawało się w pewien sposób relaksować i uspokajać jego wiecznie rozbiegany umysł. Wyciszał się dopiero leżąc w wodzie i obserwując nieboskłon - sunące po nim chmury, wolno wędrujące słońce i przelatujące ptactwo. Oddychał ładnie, rytmicznie, z bardzo długimi przerwami między kolejnymi wdechami. Tylko trochę szczękał zębami z zimna, ale to niewielka cena za samodoskonalenie. Kruk obserwujący go z gałęzi siedział cicho, przekrzywiając tylko badawczo głowę. Czy oceniał jego postępy?
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
~ Nie wiem, pytam, boję się. ~
Polana zdążyła się już przyzwyczaić do obecności zabójcy. Nie żeby z perspektywy rosnących tu drzew jego pobyt był czymś więcej, niż zaledwie powiewem wiatru i ciepłem słonecznych promieni, jakich w swej historii doświadczyły już setki tysięcy jeśli nie miliony. Kirei związany był raczej z ludzkim cyklem życia, gdzie lęk przed przyszłością i ranienie się okruchami przeszłości zajmowały teraźniejszość. Szczerze mówiąc przechodził w tej chwili drobny kryzys. I miał zamiar go przezwyciężyć zapewniając sobie takie zakwasy, że przez najbliższy tydzień nie pomyśli o niczym innym, niż palącym bólu mięśni. Lepsze to, niż wytykanie sobie porażek, na które nie miał wpływu. Robił wszystko, co w jego mocy. Szkoda tylko, że to zwykle nie wystarczało.
Do tego celu wypatrzył sobie jedno powalone ostatnią wichurą drzewo. Było już stare i od dawna chyliło się ku upadkowi, a teraz leżało wciśnięte w ziemię, szukając schronienia przed oceniającym wzrokiem innych. Kirei miał zamiar zakłócić mu ten spokój z pomocą siekiery. Systematyczny dźwięk uderzeń ostrza w mokre i twarde drewno niósł się po okolicy przez pół dnia. Zabójca nie wspierał się w tym żmudnym procesie oddechem. Chciał się zmęczyć. Chciał zająć myśli. Czuł pot spływający mu po ciele. Czuł zdrętwiałe ze zmęczenia ręce opadające i podnoszące się raz za razem w akompaniamencie lecącej się na boki wody i kory. Cios ca ciosem szykował swoje narzędzia do dalszego treningu. Kiedy w końcu odstąpił od drzewa leżały przed nim wyrąbane pieńki, każdy kolejny większy od poprzedniego. Na ten moment potrzebował jednak chwili odpoczynku, bo nie dość, że dyszał już jak dziurawy miech, to z trudem rozprostował palce i wypuścił siekierę z rąk. Upił nieco wody ze strumienia, zjadł parę ryżowych kulek i czekał cierpliwie, aż odpocznie trochę i będzie w stanie wrócić do ćwiczeń bez wrażenia, że zaraz zwymiotuje posiłek albo wypluje własne płuca.
Przyszło mu wtedy przez myśl, że nie było sprawiedliwe. Demony przecież nie miały takich zmartwień. Dopóki jadły i unikały słońca to bolączki ludzkiego ciała już się ich nie imały. No chyba, że w rzeczywistości było inaczej. I znowu to robił. Pogrążał się w myślach zamiast działać. Złapał więc za najlżejszy pieniek oburącz i unosząc go do klatki piersiowej począł z nim spacerować po polanie. Spacer ten trwał dobrą chwilę, zanim przerodził się raczej człapanie przepełnione sapaniem i drżeniem rąk niż dostojne ukazywanie swojej tężyzny obecnym tu wiewiórkom i ptakom. Nie zniechęcał się jednak swoją słabością i stawiał krok za krokiem, coraz to chwiejniej i wolniej, aż w końcu wypuścił ciężar z rąk i padł na ziemię. Mięśnie odmówiły współpracy, czuł jakby płonęły. Walcząc o kolejny oddech podniósł się i splunął. Po co on to tak właściwie robił? Katował się w imię czego?
W odpowiedzi zabrał się za kolejny, większy fragment. Ale ledwie zdołał go podnieść i poczuł, jak ciemnieje mu przed oczami i osunął się na ziemię. Kiedy już oprzytomniał zrozumiał, że kolejne sygnały ostrzegawcze wysyłane przez jego ciało wcale nie muszą być tak delikatne, jak ten przed chwilą. Odczekał jeszcze moment i udał się w drogę do swojej kwatery. Nikomu nie pomoże jak znowu wyląduje w szpitalu. Bezużyteczny. Zbędny. Balast. Przynajmniej zasnął szybko i bez snów.
Kolejny dzień oszczędzał ręce i plecy które zakwasami przypominały mu o wyczynach z wczoraj. Zamiast tego skupił się na bieganiu, utrzymywaniu równego rytmu oddechu i ćwiczeniach poprawiających szybkość i zwinność jego ruchów. Patrząc na jego popisy żonglerki można by dojść do wniosku, że minął się z powołaniem. Może tak było, bo kule pięknie wznosiły się i opadały prosto do jego dłoni równym rytmem. Zajęcie wymagało sporego skupienia, zwłaszcza wykonywane w ruchu. Ten dzień upłynął mu w ten, dość spokojny, sposób. Wieczorem długo tłumaczył sobie, że to zupełnie w porządku, by kłaść się spać nie będąc jednocześnie na skraju wycieńczenia. Zbierał przecież siły na kolejną rundę podnoszenia ciężarów.
A te czekały na niego cierpliwie tam, gdzie je pozostawił. Tym razem najlżejszy z nich posłużył mu tylko do rozgrzewki i szybko przeszedł do większych ciężarów. Z tymi głowił się przez chwilę, czy podnosić je, czy może toczyć po polanie i zdecydował się na drugą opcję. Zapierając się nogami i nacierając całym ciałem powoli toczył je w jedną i drugą stronę, czując jak wzór kory odciska mu się na dłoni. Czas mijał powoli a trawa i ściółka powoli żłobiły się pod ciężarem. Nie był w stanie wyobrazić sobie nawet, jak silni musieli być zabójcy oddechu kamienia. Na szczęście dla siebie obrał inną ścieżkę, a może to ona wybrała jego?
Po dłuższym namyśle postanowił porąbać wszystkie pieńki poza największym i najcięższym z nich. Raz jeszcze miał pełne ręce roboty, dzieląc drewno na mniejsze fragmenty. Może później zaniesie je do Yonezawy? Do kolejnej zimy powinny już walnie przeschnąć. Przyda się chociaż do czegoś. Rąbał tak wytrwale, wyobrażając sobie że z każdym zamachem ubija kolejnego demona. Musiał byś silniejszy. Musiał stanowić zagrożenie, a nie tylko tańczyć wokół potworów nie dając się trafić. Wdech. Zamach i cios. Trzask pękającego drewna. Wydech. Powtórz. I jeszcze raz. I znowu. Ignoruj ból i zmęczenie. Ciało musiało znieść ten trud. Oswoić się z bólem. Przywyknąć do niego. Taka miała być jego droga. Nigdy więcej nie będzie już za słaby by kogoś uratować. Ciosy spadały jeden po drugim, aż w końcu polanę zasłały mniejsze i większe drwa, a Kirei wbił ostrze w największy z nich. Oczyścił umysł z myśli. Był tylko on, jego oddech i las budzący się powoli do wiosennego życia. Obmył się dokładnie w strumieniu i założył świeże szaty. Ból przenikał jego ciało. Nie starał się z nim walczyć tylko zaakceptować i działać pomimo niego. Był zmęczony ale i usatysfakcjonowany z tego, jak się sprawy potoczyły.
Przyzwyczaił się do samotnych treningów. Lubił ciszę i spokój. Z drugiej strony jednak zaczął zastanawiać się, czy obecność innego zabójcy nie przyśpieszyłaby treningu. Sam nie widział wszystkich swoich błędów i niedociągnięć, a dawno już nie miał okazji złapać za miecz w bezpiecznym sparingu. Rąbanie drewna to jedno, odcięcie głowy potwora zdolnego walczyć to inna sprawa. Uśmiechnął się lekko na myśl o czekającym na niego nowym wyzwaniu - znalezieniu chętnego do pojedynku. Nie miał tu przecież zbyt wielu przyjaciół.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
I w końcu wpadł mu do głowy pomysł na naukę, którą do tej pory rzadko się interesował. Chciał rozwinąć swoją zręczność. Dlatego też w jego ręku wesoło kołysało się wiaderko i kawał sznura. Wybrał sobie solidną gałąź na której zaczepił linę, a wiaderko napełnił wodą ze strumienia. Zamontował je na sznurze i podwiesił metr czy dwa nad swoją głową. Podobnie zrobił z kolejnymi wiadrami, obiecując oczywiście ludziom w Yonezawie, że im je odda. Trening to jedno, kradzież drugie. Liny złączył ze sobą w ten sposób by stykały się końcówkami. W ten sposób przygotował fragment polany by jednym pociągnięciem zalać okolicę wodą. Sam znajdował się w centrum rażenia i jego ambitnym celem było pozostanie suchym. A żeby uniknąć każdej kropli potrzebował nie lada skupienia i zręczności. Szybkość bowiem schodziła na dalszy plan, nie musiał wybiegać poza sferę rażenia. Prawdę mówiąc, nawet mu na tym nie zależało. Chciał tylko wypatrywać zagrożenia i płynnie unikać kolejnych porcji wody. Początki oczywiście nie były łatwe, a pierwsza próba zakończyła się niemal natychmiastową porażką. Zimny strumień wpadł mu za kołnierz, wywołując dreszcze i chęć ucieczki pod ciepły koc i ciepłe ognisko obok. Nie załamywał się jednak, wiedząc że początki zawsze są trudne.
Wadą tej metody treningu był niewątpliwie czas potrzebny do napełnienia tych wszystkich wiader i ustawienia ich z powrotem. Przy kolejnych podejściach starał się zmieniać nieco ułożenie i wysokość by nie móc zapamiętać i przygotować się do uników. Mijał mu w ten sposób dzień, a Kirei powoli czuł się coraz pewniej uchylając się i krocząc pośród wody lejącej się z góry. Nie udawało mu się co prawda pozostać nietkniętym, ale wierzył, że i do tego etapu kiedyś dotrze. Nie dziś, nie jutro, ale w końcu mu się to uda. A jeśli uniknie wody, to i atak demona czy pułapka zastawiona w jakimś podłym i mrocznym leżu mu nie straszna. W końcu jego mocną stroną nie była siła, czy wytrzymałość. Ani zręczność czy taktyka. Prawdę mówiąc nie czuł się wyjątkowy. Uparcie wierzył, że ciężko pracując znajdzie swoją drogę, a na niej uczucie spełnienia. Czymkolwiek by miało to być. Wieczorem wybrał się do Yonezawy by odpocząć w wygodnych czterech ścianach swojej kwatery. O świcie zebrał się znowu do drogi, zbierając linę i wiadra. Tym razem dorzucił do nich trochę kamyków o ostrych końcach. Ciężko powiedzieć, czy zwiększał w ten sposób szansę na unik, czy może znowu chciał znosić ból. Pozbył się też większości ubrań by łatwiej czuć spadające na niego krople. Kamienie faktycznie były ostre, tu i ówdzie lekko tnąc mu skórę. Spodziewał się tego ale i tak syknąl z bólu i zmiąl w ustach przekleństwo. Próbował jednak dalej, zastanawiając się też nad tym, jak mógłby ulepszyć to ćwiczenie. Nic mądrego nie przyszło mu do głowy, na szczęście w Yonezawie byli ludzie słynący z konstruowania różnych mechanizmów.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 25 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Kiedy przygotował plac, przyszła kolej na niego. Musiał się rozgrzać, rozciągnąć by uniknąć głupich urazów i kontuzji. Medycy w Yonezawie i tak mieli dość rzeczy na głowie, by dokładać im jeszcze jakieś zwichnięcia i skręcenia. Dlatego przez dobrą godzinę wykonywał różnego rodzaju ćwiczenia do momentu w którym nie poczuł, że jest już gotowy spróbować treningu z wyrzutniami. Widział już je w działaniu i wiedział, że były szybkie. Ustawił je tak, by strzelały w różne miejsca, utrudniając mu unik. Inaczej wystarczyłoby uskoczyć o krok i wszystkie przeleciałyby obok niego. Gdzie tu wyzwanie godne zabójcy demonów?
Z dobytym mieczem wpadł w pierwszą pułapkę. Linka aktywowała mechanizmy, a bełty ze świstem przecięły powietrze. Sparował jeden z nich, uchylił się przed trzema, ale dwa ostatnie trafiły go w biodro i udo. Choć były obłe, to zabolało konkretnie. Jak pstryknięcie palcem, tylko w wykonaniu hashiry. Kirie nie wiedział, z jaką siłą mogli go pstryknąć, ale domyślał się, że konkretnie. Pewnie mocniej niż te pociski. No nic. Po pierwszej serii przyszła pora na kolejne, za każdym razem delikatnie zmodyfikowane. Aktywował mechanizm z mieczem w sayi, odwrócony do wyrzutni bokiem, albo plecami. Chciał polegać nie tylko na wzroku, ale też i pozostałych zmysłach, nawet jeśli nie dorównywały możliwościom jego wizji. Nie mógł mieć przecież oczu dookoła głowy. Po kilku godzinach takich prób (i napełnianiu wyrzutni za każdym razem) pozwolił sobie na przerwę. Dzień przeradzał się w wieczór, skorzystał więc ze strumienia opłukując się z potu i kurzu, a potem zjadł prowiant w postaci ryżowych kuleczek z warzywami i rybą. Zostawił sprzęt i wrócił do swojego pokoju jeszcze przed zmrokiem.
Następnego dnia postanowił spróbować z żelazną amunicją, ale jeszcze nie ostrą. Nie chciał oglądać świata przez otwór we własnej nodze czy dłoni. Od rana aż do późnego wieczora biegał więc po polanie, w jednej chwili aktywując wyrzutnię, w czasie dwóch uderzeń serca zmierzyć się z zagrożeniem by później syczeć z bólu gdy pocisk mimo wszystko trafiał w spięte mięśnie. Na szczęście dla Kireia twórca ten poza użyczeniem mu sprzętu chciał przetestować na nim swój nowy wynalazek - ubranie chroniące przed pociskami. Miał je sprawdzić w starciu z metalowymi bełtami, drewno ponoć było za słabe by ujawnić potencjał tego... Dziwnego pancerza. Były to szaty uszyte z wielu warstw materiałów różnej gęstości. Było trochę sztywne i mniej wygodne niż jego standardowy ubiór, ale musiał przyznać, że tłumiły siłę uderzenia tak, że były tylko trochę silniejsze od drewnianych wersji. A może to zabójca stawał się twardszy? Tym razem podczas uników nie bał się korzystać z oddechu by zwiększyć swoje szanse. Pod koniec dnia naliczył się zaledwie kilkunastu brzydkich siniaków. Dodając jednak te, które zdążyły już nieco zmienić kolor, to jego ciało przypominało płótno szalonego artysty. Niewiele go to jednak obchodziło - liczył się tylko fakt, że szybciej i skuteczniej reagował na zagrożenie.
- Propaganda Demonów:
Autor: Suiren
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 25 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Nie możesz odpowiadać w tematach