Gdzie w tym spektrum zaś znajdował się Takayuki? Ano nigdzie - on po prostu ćwiczył machanie mieczami. Trenował, bo sprawiało mu to przyjemność, i utrzymywało go w bardzo dobrym humorze przez resztę dnia. Dlaczego więc nie skorzystać z okazji, i ponownie poćwiczyć nieco lepiej posługiwanie się nie tylko swoim zmysłem słuchu, ale również Hikarizaką?
Młodzieniec odetchnął lekko, starając się oczyścić swój umysł przed wykonaniem pierwszych ruchów. Była to jedna z zasad, którą słyszał chyba tysiące razy od swojego nauczyciela - dobry szermierz nigdy nie atakuje, mając głowę zawaloną wszelkimi zbędnymi myślami. O przeciwniku. O możliwych kontrach. O ataku. Polegało się na skupieniu, treningu i duchu swego miecza. Stanął w lekkim rozkroku, z opuszczoną głową i zamkniętymi oczami, oddychając równomiernie. W lewej dłoni trzymał schowaną w pochwie Hikarizakę – piękny, ozdobny miecz z kawałka stali Nichirin, który splótł swoje losy z młodym latarnikiem w dniu egzaminu. W końcu wypuścił powietrze z płuc, sięgając powoli dłonią po rękojeść miecza. Nie zamierzał jednak go od razu wyciągać - najpierw musiał znaleźć odpowiedni cel. Tym zaś okazał się spory kawałek drewna, który najwidoczniej był pochodną jednej z losowych burz, które uderzały w okolice Kyoto – nieraz zdarzało się, że zabłąkany piorun powalał jakieś drzewo. Na szczęście pień nie wyglądał na bardzo twardy, więc nie powinno być szansy na uszkodzenie ostrza broni. Cóż, w takim razie pozostało tylko kontynuować. Mając umysł w pełni skupiony na wybranym celu, lekko się schylił, oplatając palcami drewnianą rękojeść Świetlistego Wzgórza. Oczy skierował na leżący kloc drewna, wypatrując miejsc w których - zdawało się - kora i powierzchnia drewna były najcieńsze, więc dałoby radę zadać najgroźniejsze obrażenia. Gdyby cel był żywy, rzecz jasna. Ale, wracając. Obserwacja i wypatrywanie słabości w strukturze pnia zajęła mu około trzy sekundy - udało mu się wykryć ich co najmniej piętnaście. Obawiał się jednak, że nie będzie w stanie dobrze wymierzyć wszystkich cięć. A na pewno nie w tak krótkim czasie, jaki sobie zaplanował - jeśli wszystko pójdzie jak należy, uderzenie powinno trwać tylko kilka sekund. Wiedział, że to było możliwe, ale nie w takiej ilości. Trzeba będzie to ograniczyć... do dziesięciu? Taką ilość raczej powinien dać radę uzyskać. Napiął mięśnie łydek, wyćwiczone przez te kilka lat treningów biegania, nachylił ciało lekko w przód i zaparł się przednią częścią stopy w ziemię, starając się stanąć tak by nie ryzykować poślizgu. Ten sposób był najpewniejszy, żeby łatwo osiągnąć maksymalną prędkość. I w końcu zaszarżował. Dzięki wyćwiczeniu wzmocnionych Oddechem mięśni, był w stanie przemknąć obok stojącego dziesięć metrów od niego pniaka w drobny ułamek sekundy. Po drodze wyprowadzając jedno z cięć - może nie było ono zabójczo silne, ale za to ekspresowe. A o to dokładnie chodziło. Ostrze zerwało korę i przejechało po powierzchni drewna, zostawiając przyzwoitą szramę. Gdy tylko wylądował na ziemi, od razu odbił się z powrotem nad pień. Polegając wyłącznie na pamięci, od razu wyprowadził cięcie - trafiając idealnie w drugi ze słabych punktów. Tym razem uderzenie spadło na fragment bez kory, który najwidoczniej większość czasu spędził w jakimś zbiorniku wody - w efekcie w miejscu uderzenia drewno było miększe, a ostrze Hikarizaki miało możliwość wyrwania w nim głębokiego otworu. Tym razem, gdy tylko dotknął podłoża, zrobił krótki obrót z poślizgiem, po czym wykonał następny atak - tym razem od dołu, celując w lekkie zwężenie na jednym z kołków. Ostrze przeszło idealnie. Cienki, drewniany plasterek opadł na wydeptaną trawę. Młodzieniec ugiął nogi, tak by po tym doskoku po prostu silnie kopnąć podłoże i wykonać następny cios. Schował ostrze katany do pochwy, przeleciał nad obalonym błyskawicą pniem i uderzył cięciem quasi-iaido (bo w końcu to z tej sztuki całymi garściami czerpała sztuka szermiercza użytkowników Oddechu Pioruna) przez całą jego długość, mniej więcej pod kątem trzydziestu stopni. Stal wgryzła się w drzewo, tworząc gładką szramę o głębokości około pięciu centymetrów. Gdyby był to żywy cel, otrzymałby obrażenia uniemożliwiające mu normalną walkę - taka rana powodowała potworny ból, a ta głębokość pozwalała użytkownikowi uszkodzić nawet niektóre większe naczynia krwionośne. Rzecz jasna, jeśli była wykonana w odpowiedni punkt na ciele. Wylądował i przygotował się na następny atak. I jeszcze jeden. I następny. Udało mu się w ten sposób wyprowadzić dziesięć uderzeń, po czym skoczył na punkt rozpoczęcia, przykucnął i rytualnie wsunął ostrze z powrotem do sayi. Obrócił się, by spojrzeć na to co uzyskał. I faktycznie, udało mu się to w zaskakująco krótkim czasie. Nieźle.
Takayuki następnie ostrożnie odłożył większość swojego ekwipunku, zostawiając go mniej więcej w suchym miejscu gdzieś pomiędzy drzewami. Nagi od pasa w górę, zaczesał palcami swoje ciemne włosy do tyłu, i stanął w pozycji przygotowania do walki - dzierżąc katanę w pochwie swojej słabszej, lewej dłoni, lekko nachylony i na miękkich nogach, by ułatwić sobie szybkie manewry. Przymknął na moment oczy, oddychając głęboko, i postarał się wyczyścić umysł ze wszystkich niepotrzebnych impulsów. Do tego treningu będzie potrzebował absolutnego skupienia. W ułamek sekundy wychylił się do przodu, złapał dłonią za rękojeść katany i szarpnął, wydobywając oręż z pochwy i wykonując nim natychmiastowe cięcie iaido w kierunku smutnych pozostałości starego, drewnianego pniaka, na którym trenował jeszcze chwilę wcześniej. Ostrze przeszło perfekcyjnie przez suche drewno, zostawiając idealnie gładką powierzchnię pod spodem. Następnie młody Zabójca przeszedł do przećwiczenia treningowej katy: schował broń do pochwy, wyprowadził dwa ciosy schowanym mieczem, następnie kontynuował trzema cięciami, by ostatecznie skończyć na silnym zamachu od góry do dołu. W tym też momencie przez zupełny przypadek uderzył pochwą miecza o stojące nieopodal drzewo; początkowo nie załapał co się wydarzyło, lecz wtedy zauważył coś co przyciągnęło jego uwagę - opadające liście. Uznał że to będzie znakomity trening precyzji cięć, wyobrażając sobie że opadające liście są pociskami skierowanymi w jego stronę. Stanął więc idealnie pod drzewem, przyjmując pozycję bojową Kaminari no kokyuu, a następnie zaczął ostrożnie obserwować moment, kiedy z drzewa spadnie jakiś stary liść. I faktycznie, nie minęło kilkanaście sekund, gdy w powietrzu zawirował pierwszy listek. Kai od razu wydobył ostrze i wyprowadził cięcie w taki sposób, że broń przecięła liść perfekcyjnie przez centrum. Chwilę później zauważył kolejny cel, opadający zupełnie po drugiej stronie - gwałtownie obrócił ciałem w taki sposób, by ręka automatycznie nakierowała broń perfekcyjnie na następny liść. W tym momencie też ujrzał opadające kolejne dwa listki: tym razem zastawił się mocniej nogami, by utrzymać balans, a następnie gwałtownie ciął z prawej na lewą, w taki sposób by cięciem po lekko zagiętej linii trafić obydwa cele jednym uderzeniem. Przez chwilę nie zauważył, żeby pojawiały się jakiekolwiek następne cele, dlatego też wyskoczył w powietrze i silnym kopniakiem zasadził cios idealnie w pień sędziwej rośliny. Z jej korony od razu odpadło mnóstwo liści, które zaczęły opadać w szybszym lub wolniejszym tempie: Takayuki zaczął od razu skupiać spojrzenie na wszystkie cele po kolei, i zaczął obliczać które cele najlepiej zaatakować od razu, a które pozostawić sobie na chwilę później. W efekcie zaczął od razu wymachiwać ostrzem w powietrzu, tnąc liść za liściem. Kilkanaście sekund później zaprzestał treningu manewru, oddychając głęboko. Było to na swój sposób męczące. Przynajmniej tyle, że wszystkie cele zostały zbite z linii... no, jeśli nie licząc tych, które były... za nim. No proszę. Można popróbować rozwinąć ten pomysł o cięcia do tyłu, by próbować też blokować ataki będące ZA NIM. Do tego jednak nie był już w stanie używać oczu: musiał przestawić się na inne zmysły – przede wszystkim jego wyczulony słuch, który kontrolował siłę wiatru i wyłapywał szum listków w powietrzu. Zamknął oczy, skupiając się na ćwiczeniach innych zmysłów. Początkowo wszystkie jego manewry zupełnie omijały liście; nie odczuwał poprawnie trajektorii wywoływanej przez wiatr, a ilość szumów dość utrudniała skupienie. Dlatego też, po jakimś czasie prób, postanowił łączyć słuch ze wzrokiem: to co mógł zauważyć, czyli cele przed nim ciął bezpośrednio, trafiając we wszystkie liście bez wyjątku, podczas gdy jeśli chodziło o ataki zza niego, bazował na słuchu. W efekcie był w stanie trafiać prawie wszystkie liście przed sobą, oraz - co jakiś czas - skasować jeden z liści za nim. Powtarzał ten trening przez kolejne godziny; ćwiczył tak długo, że był bliski osunięcia się na ziemię z wyczerpania… lecz mimo tego, i tak cały czas się uśmiechał. Sprowadzenie się do tak ciężkiego stanu? To oznaczało, że następnym razem będzie tylko lepiej!
Pitch black night for my old town
Black oceans beneath shall now swallow me
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Pitch black night for my old town
Black oceans beneath shall now swallow me
99/300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 49 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
149/300
Twój trening został zaakceptowany i wyceniony na 50 PO. Pamiętaj, aby z tym postem zgłosić się do tematu Zamówienia, w celu odebrania punktów, które mogą być dowolnie wydane w Sklepiku Mistrza Gry
Nie możesz odpowiadać w tematach