Zanurzył się w lesie porastającym dół zbocza i usiadł na ziemi, wbijając czerwony parasol w podłoże jako dodatkowe zabezpieczenie dla rąk i szyi, które jako jedyne były odsłonięte. Miejsce było względnie zacienione przez drzewa i krzewy, a więc równie dobrze mógł się tu zdrzemnąć. Drewniany, prostokątny plecak przysunął bliżej siebie, by nikt nie myślał o ukradnięciu go. Znajdował się dostatecznie blisko traktu, by musieć się przejmować takimi rzeczami. Po pozbyciu się wszelkich drażniących gałązek zakrył swój ogon i ułożył się na plecach, stosunkowo szybko zapadając w lekki sen.
W ciągu dnia obudził się kilka razy, lecz źródłem owego stanu rzeczy okazywały się być zwierzęta leśne lub ptactwo, ewentualnie niosące się po okolicy rżenie konia. Cóż, przynajmniej nie był to krwiożerczy zabójca demonów, więc nie musiał się ruszać z miejsca aż do wieczora - gdy wreszcie słońce skryło się za górą, lecz nie było jeszcze całkiem ciemno. Patrząc w znajdującą się ponad nim czerwoną powierzchnię parasola rozważał czy lepiej będzie mu poczekać do pełnoprawnej nocy, by zapalić lampion, czy już teraz ruszyć zad. Ciepłe powietrze i umiarkowanie przyjemny sen nieco go rozleniwiły. Westchnął ciężko, próbując w znaleźć w sobie chociaż krztynę motywacji, jednak jak dotąd była to przegrana walka. Wszak w nocy będzie chłodniej...
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
Ów nieznajomy zaś... okazał się być zwykłym człowiekiem, przynajmniej pozornie. Gdy Kurodake odwrócił ku niemu głowę, nie dostrzegł niczego ponad zaskoczenie, zaś jego słowa nie sugerowały rozpoznania go jako demona. Na jego słowa lekarz machnął dłonią, podnosząc się do siadu i przeciągając.
- Nic się nie stało. To ja, wbrew zdrowemu rozsądkowi, zdecydowałem się uciąć drzemkę w takim miejscu - odparł, jakby faktycznie pojawienie się mężczyzny go wystraszyło.
Powiedziałby może coś więcej, gdyby nie podejrzana woń, która wraz z lekkim podmuchem wiatru dotarła do jego nosa. Poczuł natychmiast jak sierść na jego ogonie się najeżyła; na szczęście nie poruszył nim, choć było bardzo blisko. Nawet on - ekscentryk wśród swoich pobratymców - unikał wisterii jak ognia. Zmusił swoje mięśnie do rozluźnienia się, przyjmując swobodną pozycję.
- Jest tu dostatecznie dużo miejsca dla nas dwóch, jeśli nie przeszkadza ci moja obecność. - Wskazał ruchem głowy drzewo rosnące trochę dalej.
Owego drzewa nie otaczały krzewy, dzięki czemu można było się o nie oprzeć, a dodatkowo lekki wiatr nie zanosiłby do Kurodake co jakiś czas tego przeklętego zapachu. Wciąż nie był w nastroju do ruszenia się z miejsca. Poza tym, nie gardził towarzystwem ludzi, ostatnimi czasy czując się przy nich nieco swobodniej. Mniej jak wilk chodzący wśród owiec i próbujący się z nimi bratać, choć wciąż nie mógł całkowicie się wyzbyć z głowy owego porównania. Czym właściwie był drapieżnik, który - do pewnego stopnia, oczywiście - przeciwstawiał się swojej roli w wyznaczonym mu systemie?
Porażką, podszepnęła cyniczna część demona. Skrzywił się nieznacznie na tę myśl, choć nie było tego widać przez znajdującą się na jego twarzy maskę.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
Ucieszył się więc, że leżący pod drzewem to nie żaden typ spod ciemnej gwiazdy, który w najlepszym wypadku zwymyślałby go od najgorszych. Takagi pozostawił sobie jednak rezerwę otwartości i serdeczności z powodu maski, która zakrywała twarz nieznajomego. Skoro nie pofatygował się jej ściągnąć nawet w takim otoczeniu, to musiał mieć ku temu dobry powód. Młody samuraj nie zamierzał od razu pytać go o tą przyczynę, lecz nie zamierzał również przez to uciekać w popłochu.
- Skoro nalegasz, niekulturalnie byłoby odmówić - odparł, sięgając po jedną ryżową kulkę. - Nie spodziewałem się znaleźć w tym miejscu jakiegokolwiek towarzystwa, choć przyznaję, że to niezwykle naiwne z mojej strony. Chciałem chwilę odpocząć przed poszukiwaniami akamegashiwa, rośliny rosnącej w tej okolicy, ale musiałem przysnąć na dłużej niż planowałem. - Zaśmiał się cierpko, choć powód barwy owego śmiechu był trochę inny niż przypadkowa drzemka - o tym jednak mężczyzna nie musiał wiedzieć.
Pochylił głowę w dół, by nieznacznie odchylić spód maski i powąchać, a potem ugryźć ryżową kulkę. W ten sposób nieznajomy nie miał szans ujrzeć nawet skrawka jego twarzy, szczególnie, że lisia maska zaraz powróciła na miejsce. Nie czuł smaku ryżu, co nie było żadnym zaskoczeniem. Przeżuł i przełknął kęs, mimowolnie czując lekki zawód. Cóż, przynajmniej mężczyzna nie próbował go otruć. Kurodake miał jedynie nadzieję, że nie zwymiotuje w trakcie rozmowy od nieprzyjemnej woni. Nie był typem samotnika i lubił mieć zajęcie dla umysłu, by jego myśli nie schodziły zbyt szybko na ponury tor. Żal byłoby utracić okazję do potencjalnego poznania najświeższych plotek tylko dlatego, że jego rozmówca miał przy sobie trochę zasuszonej wisterii.
- Jak się zwiesz, jeśli wolno mi wiedzieć? Mi możesz mówić Kurodake. Jestem wędrownym lekarzem i akupunkturzystą - przedstawił się krótko, powracając do bardziej neutralnego tonu.
Czarny bambus być może brzmiało trochę za bardzo jak pseudonim, gdy okrywające go haori miało bardzo podobny motyw, lecz nie mógł nic na to poradzić. Było ostatnim, jakie znalazł w lokalnym sklepie, gdy ostatniej zimy w trakcie podróży zaskoczył go mróz, a stare wierzchnie okrycie podarło się o cierniste krzewy. Traktował to jako zwyczajny, może nawet nieco zabawny zbieg okoliczności.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
Choć, i to musiał przyznać szczególnie teraz, nie tak kłopotliwe jak perspektywa spożywania ludzkiego jedzenia w połączeniu z unoszącą się w okolicy lekką wonią wisterii, od której włos się jeżył, a instynkt kazał uciekać. Spróbował dyskretnie odsunąć się trochę bardziej, tym razem pozornie poprawiając ustawienie torby, coby się nie przewróciła, gdy się tak o nią opierał.
Przynajmniej jego towarzysz wydawał się mieć doskonały apetyt. Demon niespecjalnie przejmował się jego manierami, chociaż preferowałby, gdyby mężczyzna nie próbował aktywnie udławić się swoim pożywieniem. I mówił odrobinę wyraźniej, bo utrudniło mu to zrozumienie imienia. Na szczęście Izo sam musiał to zauważyć, bo przedstawił się ponownie po przełknięciu - i to skutecznym, o dziwo - niemałej ilości ryżu, którą sobie wepchnął przed chwilą do ust.
Na wiadomość, że Izo szedł do Osaki z listem, wydał z siebie pomruk zainteresowania.
- Do Osaki? Czy jest on może zaadresowany do głowy klanu Uesugi? - zapytał, przechylając głowę nieznacznie w bok.
W jego głosie wybrzmiała zwykła ciekawość, bo i nic więcej w tym nie było. Urzędnicy ciągle wymieniali się jakimiś listami... prawdopodobnie. Nie żeby cokolwiek o tym wiedział, będąc zwykłym, szarym lekarzem - jako kupiec było mu bliżej niż dalej do dna łańcucha pokarmowego.
Komentarz dotyczący swojego aktualnego zajęcia odrobinę go zaskoczył. Parsknął cicho, rozbawiony, przez tę krótką chwilę niemal zapominając o wisterii. Niezależnie od intencji Izo zabrzmiał odrobinę przemądrzale; jakby próbował go na czymś nakryć, szukając nieścisłości w zachowaniu. Mógł to być jednak zwykły przypadek.
- Masz rację, Izo. Akupunktura, w dużym skrócie, polega na wbijaniu igieł w ciało w celach zdrowotnych. Jednak zajmuję się też leczeniem, a jeśli nie chcę wydawać ciągle pieniędzy na rośliny lecznicze, muszę w miarę możliwości sam ich szukać - wyjaśnił. - Akamegashiwa jest właśnie taką rośliną, choć ma też nieco inne zastosowanie. Dużych liści używa się do pakowania żywności, zaś młode po ugotowaniu nadają się do jedzenia. Jednak mnie interesują właściwości jej kory i owoców; wywar z kory pomaga między innymi zapobiec wrzodom żołądka, a owoce nadają się przeciw pasożytom i powinny się już pojawić o tej porze. Zastanawiałem się również czy byłbym w stanie zebrać jedną lub dwie młode rośliny z korzeniami i przetransportować je do mojego ogrodu. - Nie zdołał do końca stłumić nuty ekscytacji, która zdradziecko wkradła się w jego głos na myśl o potencjalnym powiększeniu swojej nieco chaotycznej kolekcji, która wciąż była stosunkowo niewielka.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
Również się zaśmiał na komentarz Izo o kończeniu z rośliną, której szukał. Nim się odezwał wziął dyskretnie kolejny gryz kulki ryżowej, ignorując brak smaku. Cóż, można powiedzieć, że sam się w to wpakował. Miał tylko nadzieję, że nie będzie to dostateczna ilość, by zwrócił treść żołądka. Wątpił, by na tę chwilę było w nim coś podejrzanego, choć jeszcze nie był zbyt głodny - ostrożności jednak nigdy za wiele.
Ja na pewno miałbym na to za słabe nerwy, ale uzdrawianie ludzi to... to naprawdę szlachetne zajęcie.
Ciche westchnienie wyrwało się z piersi demona, nieco melancholijne w swej naturze.
- Miło mi, że tak to postrzegasz. Ja osobiście widzę to jako coś, co zwyczajnie powinienem robić. Moje umiejętności mogą być przeciętne, ale tak długo jak czynią jakąkolwiek różnicę, czuję się zobowiązany ich używać - wyjaśnił. - Lecz masz trochę racji w tym, że jest to fascynujące zajęcie. Pozwala poznać wiele różnych środowisk, odkrywa przed tobą tajniki ludzkiego organizmu... Choć przy tym zmusza cię do konfrontowania się z wieloma nieprzyjemnymi sytuacjami, gdy choroba jest przewlekła, a pacjent w stanie uniemożliwiającym mu zadbanie o siebie. - Szczególnie w biednych wioskach odnajdywał obrazy nędzy i rozpaczy.
Ludzie bez nadziei na lepszą przyszłość, którym czasem już tylko śmierć mogła pomóc ulżyć w cierpieniu... Nie mógł narzekać na ich istnienie, skoro miał z tego korzyść. Jednak nie oznaczało to, że nie czuł względem nich ani odrobiny współczucia i uważał, że nie zasługiwali na dalsze życie. Gdy wybierali dalszą walkę, robił co w swojej mocy, by im pomóc na ile był w stanie.
Na pytanie o ogród kiwnął głową twierdząco. Oferta pomocy była drobnym zaskoczeniem, ale zdecydował się jej nie odrzucać. Choć słońce jeszcze do końca nie zaszło, to góra uniemożliwiała promieniom dotarcie do niego i dobranie się do jego skóry. No, a w razie czego miał parasol. Uśmiechnął się lekko pod maską, mimo że gest ten był niewidoczny dla samuraja.
- Jeśli nie sprawi ci to problemu, chętnie przyjmę twoją pomoc. Akamegashiwa powinna rosnąć na obrzeżach górskich lasów, takich jak ten. Jest stosunkowo wysoka i ma duże liście, zaś młode pędy mają czerwoną barwę. Myślę, że po nich najlepiej będzie szukać. - Nie widział jej jeszcze na oczy, ale tyle znalazł w księgach i zapiskach na jej temat.
Podniósł się niespiesznie z ziemi, wolną dłonią otrzepując ubranie. Drewniana torba po chwili skończyła na jego plecach, zaś parasol w ręce, oparty o ramię. Pochylił lekko głowę i przemycił kolejny kęs ryżu, chcąc mieć tę część z głowy.
- Nie widziałeś może czegoś podobnego po drodze? - zapytał po chwili zastanowienia.
jeżeli mądrość potęguje jedynie zło
jeżeli szczęście jest przeszkodą dla zbawienia
to osądzi mnie bezduszna wieczna noc
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|