A to przecież wcale nie było tak, że za każdym razem kiedy stawał twarzą w twarz z demonem, kończył poharatany. Nauczył się jednak, że w momencie kiedy trzykrotnie już niemal skończył dwa metry pod ziemią, obsypany higanbaną, niektórzy zaczęli patrzeć na niego właśnie przez ten pryzmat. Jedni mówili, że miał niezwykłe szczęście, inni natomiast niekoniecznie chcieli podejmować jakiekolwiek misje, które wiązałyby się z jego obecnością, nazywając go po prostu pechowym. Inni z kolej zwyczajnie się z tego śmiali, nie szczędząc przytyków, głupich min czy protekcjonalności. Kolejni określali go za jego plecami różnymi dziwnymi przydomkami.
Zwykle mu to nie przeszkadzało. Z jednej strony rozumiał, a z drugiej zwyczajnie się do tego przyzwyczaił; pewnie gdyby w podobnej sytuacji znajdował się inny zabójca, sam obśmiewałby się z niego. Czasem jednak był po prostu zmęczony; szczególnie kiedy kości wciąż bolały go po ostatniej walce, a rany ledwo się zasklepiły. Demon w Edo dał mu popalić, praktycznie wyżynając obstawę jakiejś młodej szlachcianki, która chyba tylko cudem przeżyła.
Powoli dochodził do siebie, ale jak zawsze był to proces raczej żmudny. Nie przeszkadzało to jednak Ayumu w próbach zwiększenia szybkości powrotu do formy. Ćwiczył z umiarem, oszczędzając ciało i nie chcąc, żeby rany się otworzyły, ale prawdę powiedziawszy, miało to miejsce tylko dlatego, że brakowało mu partnera do ćwiczeń. Właśnie też w tym momencie machał mieczem na placu treningowym, ćwicząc poszczególne formy z przymkniętym okiem, koncentrując się bardziej na samych ruchach, drobnych niuansach w pracy obolałych mięśni, niż tym co go otaczało. W pewnym momencie poczuł jednak, jak drewniany, ćwiczebny miecz uderza o kogoś przechodzącego zdecydowanie za blisko. A może to on pomylił się w obliczeniach? Powieka podniosła się leniwie, a jego spojrzenie padło na postać białowłosego chłopaka.
- Uważaj jak chodzisz - rzucił tylko, chociaż bez większego przekonania, wyraźnie chcąc czym prędzej wrócić do dalszego treningu.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Zadowolony z siebie i swojej zdobyczy postanowił przejść się trochę po pięknych terenach Yonezawy, aby dobrze wyryć w swojej pamięci to miejsce. Wiedział już bowiem, że niedługo czeka go przeprowadzka do Kioto, znajdującego się po przeciwnej stronie Japonii. Zaszczyt ten, bo tak odbierał go Kama, należał do niewielu zabójców - głównie przez to, że miasto było na pierwszej linii ze wschodem kraju, z którego napływały demony.
Błogą chwilę zajadania się truskawkami przerwało mu nieprzyjemne uderzenie na swojej talii. Spoglądając przed siebie dostrzegł Ayumu, który najwyraźniej postanowił poćwiczyć swoje umiejętności władania kataną. Z początku neutralny wyraz twarzy Hayato, szybko zmienił się w lekki grymas kiedy usłyszał słowa mężczyzny skierowane w swoją stronę. - To chyba Ty powinieneś uważać jak wymachujesz tym kawałkiem drewna. - Na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech - W Twoim przypadku powinieneś raczej dzierżyć drewnianą laskę, a nie miecz. - Czy słowa wypowiedziane przez Hayato były prawdziwe? Absolutnie nie. Znał Ayumu i był świadom jego umiejętności. Większość swoich ran mężczyzna nabył podczas walki z demonami, dlatego też ogromnym błędem byłoby nazywanie go kaleką czy niedorajdą. Kama wiedział, że człowieka takiego jak Ayumu zdecydowanie bardziej obraziłoby traktowanie z tak zwanym "handicapem", dlatego też białowłosy nigdy sobie na to nie pozwalał. - Nie dziwie się, że nie potrafisz zapanować nawet nad ćwiczebnym mieczem. Twoja pozycja jest zła, a ruchy jakie wykonujesz zdecydowanie wybiegają od normy. Mam Ci pokazać jak się to robi? Oczywiście pod warunkiem, że tym razem wbijesz to sobie do łba. - przeszedł obok mężczyzny i stanął w odległości około trzech metrów od niego. Czekając na jakąkolwiek odpowiedź powoli kończył swoje ukochane truskawki.
- Mnie przynajmniej czynność jedzenia nie odbiera umiejętności prostego chodzenia - mruknął, siląc się na grymas, który w najlepszym przypadku mógł być traktowany, jako odbicie tego samego, co pojawiło się na twarzy Kamy, czyli kpiącego uśmiechu. Ciemnowłosy jednak wydawał się o wiele mniej skory do słownej potyczki, czy jakiejkolwiek w sumie interakcji. Podobny humor towarzyszył mu jednak za każdym razem, kiedy zdarzała się podobna sytuacja, a jego ciało znowu rozpoczynało proces rekonwalescencji. Nienawidził bezczynności i to wcale nie dlatego, że posiadał jakąś niewypowiedzianą potrzebę wyżynania demonów w pień. Zwyczajnie mu się nudziło, a sama wioska nie oferowała zazwyczaj wystarczającego wachlarza rozrywek, by rozwiać te mdłą aurę.
- Chyba cię rozum opuścił - rozbrzmiało, kiedy brwi ściągnęły się nieco, łącząc się z kpiną w głosie. Najwyraźniej trzymane przez białowłosego truskawki musiały albo sfermentować, przez co gadał jak pijany, albo napchać do nich szaleju. Obie opcje wydawały się w tym momencie równie prawdopodobne i równie uciążliwe.
- Albo wiesz co? Czemu nie - rozłożył ręce, uśmiechając się nagle nieco szerzej, jakby wyraźnie i nieironicznie ciesząc się na perspektywę tych małych lekcji. Prawdę powiedziawszy jednak, nie miał zwyczajnie nic do stracenia. Pożerająca go nuda sprawiała, że wizja możliwości obicia Hayato wydawała się o wiele bardziej barwna jak zwykle. Nie zamierzał jednak dalej kontynuować tematu. Nie słownie. Tak samo jak nie zamierzał pozwolić mu w spokoju kończyć śniadania. Skoczył do przodu, zamachując się drewnianym mieczem i celując w rękę białowłosego. Tę samą, którą trzymał jego ukochane truskawki.
[15]
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
- Sfrustrowałeś się tak bardzo, że zaatakowałeś osobę, która nie posiada przy sobie nawet broni? Czyżbyś był kaleką nie tylko fizycznie? - Na twarzy Hayato pojawił się zadziorny uśmiech. - Jeśli chcesz to możemy się ponapierdalać. Zobaczymy co jest lepsze : piorun czy wiatr. Masz drugi miecz? - Ostatnie zdanie wypowiedział samemu już rozglądając się wokół siebie w celu znalezienia drugiego kompletu broni, przy użyciu których mógłby rozpocząć z Ayu trening.
[6 i 10]
Nie możesz odpowiadać w tematach