Z drugiej strony co się dziwić? Wszakże to tylko młode dziewczęta były ostrzegane przez rodziców, by nie zawierzały nieznajomym. Zwłaszcza takim, którzy proponują im spacer do lasu i do tego w środku nocy. Bo przecież nikt nie porywa mężczyzn. To kobiety od zarania dziejów stawały się trofeami oraz ozdobami swych mężów, ojców, braci.
- Bez sensu. - mrugnął do siebie i przeciągnął się czując, jak kręgi kręgosłupa przynajmniej chrupoczą.
Złapał za wcześniej odgryzioną rękę swego obiadu i leniwie zaczął się nią drapać po plecach jednocześnie zastanawiając, co powinien zrobić w dalszej kolejności. Minął prawie tydzień od kiedy pojawił się w małej wiosce niedaleko Osaki. Dał kilka porządnych przedstawień, a widownia od razu go pokochała. Zarobił wystarczająco, aby nie tylko pokryć koszty wynajmu małego pokoju, gdzie mógł zaszyć się w ciągu dnia, kiedy to obrzydliwe promienie słońca wyciągały swe macki, ale również na tyle, że mógł zakupić dwa komplety całkiem ładnej biżuterii, którą niewątpliwie wykorzysta podczas polowań w przyszłości.
Wiedział, że nadszedł czas, aby w końcu opuścić swe aktualne miejsce pobytu. W ciągu tych kilku dni zjadł trzy porządne posiłki. Wnet chłopi zaczną coś podejrzewać, szukać, węszyć. Jeszcze ściągną tutaj, o zgrozo, jakiegoś zapchlonego łowcę demonów. Suzume mimochodem skrzywił się na samą myśl. Byłoby to niezmiernie niekorzystne dla jego życia i wolał uniknąć tak bardzo nieprzyjemnego spotkania. Dobrze, ale GDZIE miałby się udać? W stronę Kioto? Nie, zbyt niebezpiecznie. Może bardziej na północ? W sumie... brzmiało to trochę jak plan, choć mógł rozsypać się w drobny mak w każdej chwili. Zresztą, najwyżej pomyśli o tym przed snem, nim jeszcze nastanie poranek.
Odrzucił trzymaną rękę i sięgnął po chustkę z rękawa kimona, a następnie zaczął powoli przecierać szyję, brodę, usta. Jak zwykle uświnił się niczym warchlak podczas jedzenia. I tyle z całego uroku, gracji i elegancji, jaką prezentował jeszcze parę chwil wcześniej, gdy wabił młodzieńca w głąb lasu.
Poprawił delikatnie przekrzywioną perukę i rozsiadł się jeszcze wygodniej na kamieniu rozchylając bardziej nogi, którymi lekko machał. Był w zaskakująco dobrym humorze i nawet zbliżająca się w oddali burza, która od jakiegoś czasu złowrogo pomrukiwała na coraz bardziej ciemniejącym niebie nie była w stanie tego zniszczyć.
- Tak, zdecydowanie północ~ - pstryknął palcami podejmując ostateczną decyzję. Nucąc cicho pod nosem przymknął oczy, wsłuchując się w leśne odgłosy.
Nie wiedział skąd, ale wiedział, wręcz był pewien, że to, co potrafiło nawiedzać jego głowę, było czymś związanym z jego poprzednim życiem. Im częściej jednak dźwięk ten się pojawiał i im mocniej obijał się o wnętrze jego umysłu, zaczynał wierzyć, że nie było to żadne wspomnienie, a klątwa. Klątwa rzucona przez człowieka, któremu naraził się za życia.
Ktokolwiek to był, miał szczerą nadzieję na jego śmierć.
Wbijając pazury w korę drzewa, uderzył głową o pień po raz ostatni. Z jego ust wydobyło się ciche westchnienie rezygnacji i irytacji jednocześnie. Leniwie oderwał czoło od drzewa, a po tym, na cichy odgłos grzmotu, spojrzał w górę.
Powinien iść dalej.
Masując przestrzeń między brwiami ruszył tą samą ścieżką, którą kroczył, nim dzwonki stały się wystarczająco nieznośne. Nie był tu pierwszy raz, natomiast po raz pierwszy zobaczył tu tego siedzącego na kamieniu demona, najwyraźniej świeżo po posiłku. Zatrzymał się, obserwując go, by po krótkiej chwili namysłu powoli podejść bliżej.
Pochylił się nieznacznie nad siedzącą sylwetką i przechylił głowę w bok.
— Wyglądasz na szczęśliwą. Najedzona? — zapytał z dziwną uciechą, unosząc brwi niby w wyrazie powierzchownego zmartwienia, może nawet rozczulenia, a to w akompaniamencie uśmiechu. Chwycił za leżącą nieopodal rękę, przyjrzał się jej z niekoniecznie dużym zainteresowaniem, by po tym również odrzucić ją na bok. Zerknął na to, jak przez krótką chwilę turla się i oddala, prawie jakby nawet pośmiertnie walcząc o życie i próbując uciec, ale koniec końców się poddając.
Wzrokiem wrócił przed siebie.
— Duży człowiek jak na takiego małego demona.
Suzume uśmiechnął się radośnie, wciąż pozostając w niemalże błogim stanie i kiwnął ochoczo głową na znak potwierdzenia słów.
- Tak. To był naprawdę syty posiłek, który jadł-- hę? - zamilkł uchylając jednocześnie powieki i zdając sobie sprawę, że coś było nie tak. Nie był tu sam. Kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się ze wzrokiem nieznajomego, z jego gardła wydobył się iście żałosny kwik.
- Ożesz ty w mordkmfslvlsdvds- - reszta słów utonęła w potoku niezrozumiałego bełkotu, kiedy to odsuwając się gwałtownie do tyłu stracił stabilną równowagę i sturlał się z kamienia. Jęknął cicho od upadku mając wrażenie, że świat dookoła niego zaczął niebezpiecznie wirować. Trwało to na szczęście zaledwie parę sekund, i już po chwili ogarnął się na tyle, aby pospiesznie podnieść się z pozycji leżącej do kucającej. Wychylił głowę zza kamienia, który w tym momencie stanowił dla niego swoistą tarczę przed nieznajomym.
Jakim cudem w ogóle go nie usłyszał? Nie wyczuł? To przez burzę i grzmoty? Czy po prostu drugi demon posiadał jakieś dziwne zdolności, których Suzume nie był w stanie ogarnąć swym małym móżdżkiem?
Pokręcił gwałtownie głową starając się odegnać nawał ciężkich myśli. Nie, nie miał teraz czasu roztrząsać tego. Co się stało, to się stało. Dał się podejść niczym małe szczenię i nic z tym nie zrobi. Teraz najważniejsze, aby wyjść z tego... jakże miłego spotkania w całości i bez większych uszczerbków na zdrowiu.
Duży człowiek jak na takiego małego demona.
- Prawda? Cóż, dzięki moim umiejętnościom to nie było nic trudnego, heh! - powiedział z wyraźną nutą dumy i zadowolenia w głosie, na moment wychylając się bardziej zza kamienia. Nagle odchrząknął powracając do poprzedniej pozycji.
- Znaczy się.... jesteś wielki, więc nic dziwnego, że przy tobie wszystko wydaje się mniejsze. Nie jestem taki mały, wiesz? - wymamrotał pod nosem, mrużąc delikatnie oczy, przyglądając się uważniej drugiemu demonowi.
Zdecydowanie nie wyglądał na kogoś słabego. Jasne, mawiają, że przecież pozory mylą, ale jakoś do tej pory każdy demon, którego Suzume spotkał na swojej drodze zdecydowanie był silny na tyle, na ile wyglądał. I praktycznie zawsze przeganiał chłopaka z terenów, na których chciał się osiedlić na dłużej. Aż wreszcie zrezygnował ze stałego miejsca zamieszkania i obrał koczowniczy tryb życia.
- Nie wiedziałem, że to twój teren... hm? Masz coś tutaj. - uniósł szczupły palec i wskazał na swoje czoło.
- To kora? Tuliłeś się do drzew? Znaczy wiesz, każdy ma swoje fetysze, toleruje je. - parsknął cichym śmiechem, zakrywając usta rękawem kimona. A potem w swoich myślach zdzielił się po gębie.
Suzume, zwariowałeś? No dalej prowokuj go, a nim wzejdzie słońce twój łeb zawiśnie na najbliższej gałęzi.
- Przepraszam, jeżeli cię uraziłem! - uniósł obie ręce w geście obronnym, powoli się podnosząc i cofając.
- Tooo ja już sobie pójdę. Nie będę ci przeszkadzał. Jestem tylko małym, nic nie znaczącym demonem, który sobie przechodził. Hehe. He. - tak, to jest plan. Odwrót i szybka ucieczka. No przecież ten plan jest idealny. Co może pójść nie tak?
[...] dzięki moim umiejętnościom to nie było nic trudnego, heh!
— Oh? "Umiejętnościom"? — zapytał niby zainteresowany i wyprostował swoją sylwetkę. Uśmiechnął się ponownie, gdy ten zaczął zapierać się, jakoby nie był mały. Wtedy też tknęło go, że jego początkowe wrażenie, jakoby demon ten był kobietą, musiało być błędne. — Trudno stwierdzić, gdy siedzisz taki skulony. Pomóc ci wstać? — Mimo że brzmienie jego głosu było łagodne, można było odnieść wrażenie, że stało za nim coś jeszcze — choć sam nie zamierzał sprawić, by włos spadł mu z głowy, to jednak nie mógł powstrzymać się przed pociągnięciem tej napiętej atmosfery; to znaczy, napiętej najwidoczniej jedynie ze strony obcego mu demona, bo sam Gozu wydawał się wystarczająco zrelaksowany, a co więcej — zaciekawiony taką reakcją. Nie mógł stwierdzić jednak, czy zachowanie takie było strachem wywołanym jego samą obecnością czy może tym, że go po prostu zaskoczył, dlatego też nie zamierzał zakładać, czy stał przed nim ktoś słaby lub silny. Ktoś jednak wystarczająco interesujący, to na pewno.
Nie wiedziałem, że to twój teren... hm? Masz coś tutaj.
Uniósł spojrzenie w kierunku miejsca, na które wskazywał demon. Po tym wyciągnął rękę i dotknął czoła; poczuwszy między kosmykami włosów coś twardszego, niż być powinno, wyciągnął to i uniósł na poziom oczu. Krótko przyjrzał się kawałkowi kory, chwilę później pstryknięciem palca odrzucając go na bok.
To kora? Tuliłeś się do drzew? Znaczy wiesz, każdy ma swoje fetysze, toleruje je.
Początkowo uniósł brodę i przyjrzał się mu bez wyrazu, ale wystarczyła chwila, by i sam się uśmiechnął i ponownie cicho się zaśmiał, chociaż śmiech ten nie był odwzajemnieniem rozbawienia towarzysza. Na przeprosiny natomiast, które następnie padły, również nie odpowiedział. Przyglądał się tylko temu, jak ten nakręca się sam coraz bardziej; nie musiał nawet niczego mówić, chłopak był najwidoczniej wystarczająco wygadany i pyskaty. Mógł nawet stwierdzić, że był pod swego rodzaju wrażeniem, jak odmienne sygnały po sobie wysyłał.
Tooo ja już sobie pójdę. Nie będę ci przeszkadzał [...]
— Czekaj — rzucił, po chwili kontynuując: — Opowiedz mi o tych umiejętnościach. — Przybliżył się najpierw o krok, potem o kolejny. — To może wtedy zapomnę o tym, co powiedziałeś. I o pożywianiu się na moim terenie. — Skłamał. Nie sądził, by istniało miejsce, które mógłby określić jako swój teren; on sam również podróżował i nie zatrzymywał się nigdzie na dłużej, niż było to konieczne. — "Może" to słowo klucz, ale bez ryzyka nie ma zabawy, mam rację? — Uśmiechnął się. — Jak szybki jesteś?
To była pierwsza myśl, jaka przeszyła umysł demona na słowa wypowiadane przez nieznajomego. Oczywiście jego wrodzony instynkt samozachowawczy nakazał zatrzymać to dla siebie, nie pozwalając wypowiedzieć ani krzty negatywnego bełkotu. Nie chciał ryzykować utraty głowy. Śmierć w tak paskudnym miejscu byłaby niezwykle niefortunna dla niego. Naprawdę chciał ulotnić się z tego przeklętego lasu jak najszybciej, skryć w wynajmowanym przez siebie ciemnym pokoju, gdzie nikt ani nic nie mogło go znaleźć, zakopać pod starym kocem i przespać cały, słoneczny dzień. Albo i deszczowy, bo na taki zapowiadało się. Niestety, czuł podskórnie, niemalże całym sobą, że właśnie wpakował się w niemałe tarapaty i słodka wolność, której pragnął będzie musiała poczekać.
Kiedy padło krótkie "czekaj", Suzume jak na zawołanie potulnie zatrzymał się, choć jego plecy i tak już przylgnęły do twardego drzewa znajdującego się tuż za nim.
Czy... czy on mu groził?
Nieświadomie przełknął ślinę mając wrażenie, że jego własne serce za moment wyskoczy z klatki piersiowej i same gdzieś ucieknie, pozostawiając swojego właściciela na pastwę losu drapieżnika. D r a p i e ż n i k a. Tak, to było idealne słowo, które określało stojącego przed nim mężczyznę i aurę, którą wyczuł od pierwszych chwil, w których ich spojrzenia połączyły się w jedno. Choć nie było co się oszukiwać, dla Suzume każda istota, która była od niego większa gabarytowo wyglądała w jego oczach niczym bestia czyhająca na jego życie.
"Jak szybki jesteś?"
Rozszerzył bardziej oczy a w jego głowie zaszumiało, jakby był na alkoholowym rauszu.
Osz ty w mordę na cesarza. On mu groził!
Widząc, jak mężczyzna zaczyna się zbliżać w jego stronę, momentalnie wyciągnął dłoń przed siebie na całą możliwą długość.
- Stój! - powiedział groźnie i ostrzegawczo, a przynajmniej chciał brzmieć groźnie, choć w rzeczywistości wydał z siebie jedynie złamany odgłos przypominający pisk zarzynanej wiewiórki.
- Powiemciwszystkoaleniepodchodźbliżej! - słowa potoczyły się z jego ust w niezrozumiałym bełkocie.
- Stój sobie o tu, tam gdzie stoisz. Nie możesz naruszyć mojej przestrzeni osobistej ot tak sobie, bo masz na to ochotę. - żachnął się wyraźnie niezadowolony, wciskając się plecami jeszcze bardziej w drzewo, co dawało mu jedynie ułudną iluzję zwiększenia dystansu pomiędzy nimi.
- Mooogę ci zdradzić mój sekret, bo... - tutaj zrobił krótką pauzę i bezczelnie zmierzył mężczyznę wzrokiem od stóp aż po końcówki jasnych kosmyków, wyraźnie go oceniając.
- Nie sądzę, abyś wykorzystał moją tajemną metodę łatwego pozyskiwania jedzenia. - kiwnął głową sam do siebie jakoby potwierdzał właśnie rzuconą teorię.
- Otóż.... jestem po prostu piękny! - rozłożył ręce na boki wypinając dumnie pierś do przodu. Zapadła głucha cisza, którą przerwała przelatująca gdzieś w okolicy wrona i głośno kracząca.
- Wystarczy odpowiedni makijaż, ubranie, perfum, peruka i gotowe. Jeszcze parę ładnych słów, drobny flirt i dosłownie każdy jest gotowy iść za mną w ciemny zaułek czy też do lasu. A potem już z górki. Ja nie wiem co oni mają w głowie. Iść za nieznajomą kobietą w nieznane miejsce. - pokręcił głową na boki pełen dezaprobaty na takie lekkomyślne zachowania. I choć teraz z pewnością nie wyglądał jak piękność, to można było dostrzec, że pod warstwami zaschniętej krwi na twarzy, rozmazanym makijażu oraz przekrzywionej peruce skrywa się dość androgeniczna i nie tyle co przystojna, a ładna twarz.
- W ogóle... masz jakieś imię? - zerknął na niego ukradkiem czując, że pierwsze kroki ciekawości zaczynają przedzierać się przez grubą warstwę czystego strachu.
Nogę, którą akurat podnosił, by wykonać kolejny krok, zatrzymał w powietrzu. W reakcji na następujący po tym jednym słowie bełkot, powoli ułożył ją na ziemi. Zaciekawiony, bo takim właśnie go sprawił poprzez swoje nagłe zachowania, podniósł brew.
Nie możesz naruszyć mojej przestrzeni osobistej ot tak sobie, bo masz na to ochotę.
— Pierwsze słyszę — odparł, po tym już bez słowa słuchając opowieści o jego dosyć specyficznym podejściu do polowań. Na wzmiankę o domysłach natomiast, założył ręce na klatce i oparł brodę o zgięte palce. Musiał przyznać, że bardziej niż sama odpowiedź, interesowało go podjudzanie tego zachowania samego w sobie; znalazłby się ktoś, kto stwierdziłby, że sytuacja ta łechtała jego ego — że widok zestresowanego przed nim przedstawiciela tej samej rasy działał na niego uzależniająco.
I, cholera, miałby rację. Działał. Czerpanie z tego garściami, nawet jeśli metaforycznie, było silniejsze od niego. Gdyby jeszcze tylko ta sama osoba uznałaby, że z tego samego powodu tracił czujność — miałby taką rację jak poprzednio.
Zabrał dłoń spod brody i przeplótł ją z drugą ręką.
— A to nowość — rzucił, lekko przechylając głowę. Nie słyszał wcześniej o takiej praktyce; zwykle były to tradycyjne polowania, wyzbyte tak przesadnego cudowania i wkładu większego, niż było to potrzebne. — Uważaj, żebyś pewnego dnia to ty nie był tym, na którego polują. — Jeśli wieści o uwodzącej i zabierającej do lasu kobiecie się rozejdą, ludzie mogli stać się bardziej wyczuleni. Jednak nie był od tego, by doradzać, a co dopiero od przekonywania do tego, jakoby jego zdanie było prawdą wcieloną.
W ogóle... masz jakieś imię?
Szybko chciał przejść na ty.
— Czemu miałbym… — zaczął rozbawiony, ale jego wypowiedź przerwał odgłos miażdżonych gałęzi.
KTO…
Zatrzymał się i zerknął w bok. Nie był to krzyk, a donośny, głęboki głos, który rozległ się nie tylko wokół nich, ale zapewne również po dalszej części lasu.
ŚMIE…
Wyprostował się i spojrzał w teraz już lepiej znanym kierunku źródła głosu. Zauważając wyłaniającego się spomiędzy drzew demona — demona o wiele większego od niego, zarówno wzdłuż, jak i wszerz, uświadomił sobie, że tym razem z pewnością mogli mieć do czynienia z kimś, do kogo teren ten należał. Bez pośpiechu odwrócił się na powrót w stronę przebierańca, położył mu rękę na ramieniu i posłał pusty uśmiech.
— Spróbuj swoich sztuczek na nim — rzucił bezceremonialnie, by wraz z tym oderwać nogi od podłoża i zacząć iść w stronę przeciwną do nowego przybyłego, a po kilku krokach przyspieszyć. Choć nie musiał bać się o swoje życie, nie widziało mu się przeczekiwanie tych kilku dni w oczekiwaniu na to, aż odrosną mu kończyny. Miał jeszcze spory kawałek do przejścia. Poza tym był chełpliwy, a nie głupi.
A olbrzym zadziwiająco szybki jak na swoje gabaryty, dlatego przyspieszył.
I nie dlatego, że go irytował czy poruszał każdą nerwową struną, co było zaskakujące, gdyż Suzume irytowało praktycznie wszystko i po dłuższym czasie odpalał mu się pan maruda i jęczyciel tego świata. Powodem był fakt, że z każdym kolejnym oddechem Suzume czuł, jak nieznajomy już nie tyle co grozi mu, a jawnie zaczyna się z niego nabijać. Bo że niby co? Paradowanie w damskich ciuszkach klasyfikowało cię jako istotę niżej? Że niby był jakiś gorszy, tak? Bo polował używając swego wewnętrznego seksapilu, tak?
Fakt, w rzeczywistości nie miał jakichkolwiek szans w bezpośrednim starciu z demonami. Do tego był tchórzem, egoistą i typem osoby, która sprzeda swego najlepszego przyjaciela za kawałek nogi człowieka. Gdyby jeszcze miał przyjaciół.
Konkluzja? Może rzeczywiście był niżej niż inne demony.
Nieświadomie zaczął poprawiać na sobie delikatny i gładki materiał kimona, jakby chociaż odrobinę chciał poprawić swój wizerunek, choć na piorunujące pierwsze wrażenie było już za późno.
Jego wyraz twarzy przedstawiał w tym momencie zrezygnowanie i przegraną, lecz nim zdołał cokolwiek powiedzieć, do ich towarzystwa dołączyła się trzecia osoba, niekoniecznie mile widziana.
- O? Twój znajo- Co. Ej, czekaj. Gdzie ty- - nie zajęło mu zbyt długo, aby zorientować się, że właśnie zostaje porzucony na pożarcie gigantycznej kupie mięsa. Suzume przyłożył obie dłonie do policzków w niemym krzyku, a jego twarz przedstawiała coś, co w późniejszych wiekach będzie słynne jako "Krzyk" autorstwa niejakiego Muncha.
- TY SIĘ NAWET NIE WAŻ! - krzyknął za nim łapiąc po bokach za materiał kimona i ruszył biegiem w ślad jasnowłosego. Nawet nie musiał oglądać się za sobą aby wiedzieć, że demon ruszył za nimi. Czuł, jak pod stopami ziemia niebezpiecznie dudni a gorący oddech niemal otula jego kark.
- D-dlaczego uciekasz?! Wyglądasz na silnego! Weź mu coś zrób! - krzyknął niemalże desperackim głosem, odwracając głowę w momencie, w której jego piękna peruka została zwiana i wpadła prosto w pysk demona.
- Och nie, była droga. O, upadł. O. TURLA SIĘ! - dodał wybałuszając oczy jednocześnie przyspieszając. Cholera, nie mogą uciekać w nieskończoność. Pomimo swych zadziwiających gabarytów, ten okrągły dupek był całkiem szybki. Suzume nie wiedział czy to kwestia przypadku czy jego inteligencji, ale turlając się w ich stronę przypominał rozpędzony głaz, który w każdej chwili mógł ich zgnieść. A tego nie chciał. Na samą myśl o regeneracji poczuł mdłości.
Wypuścił z lewej dłoni materiał kimona i wyciągnął dłoń w stronę nieznajomego, zaciskając chłodne palce dookoła jego kościstego nadgarstka, szarpiąc w swoją stronę, skręcając w prawo.
- Za mną! - krzyknął do niego kierując się w głąb krzaków o gałęziach pokrytych małymi kolcami. Czuł, jak rozcinają jego delikatną skórę, aczkolwiek w tym momencie było to najmniejszym zmartwieniem demona. O ile pamięć go nie zawodziła, dziura powinna znajdować się gdzieś--
BINGO!
Pomiędzy głazami, tuż przy niewielkim wzniesieniu znajdowała się dziura, z której wyłaniała się ciemność. Wystarczająco duża, aby ich dwójka mogła prześlizgnąć się do środka, choć niewątpliwie nie unikając otarć, i wystarczająco mała, aby rozlazłe cielsko przypominające mochi nie miało szans w starciu z otworem.
- Do środka! - rzucił puszczając mężczyznę i samemu wsuwając się do środka. Opadł trzy metry i przyległ plecami do chropowatej nawierzchni ściany tuż za nim. Kiedy tylko jego towarzysz wskoczył za nim, ponownie złapał go, tym razem jednak zacisnął opuszki na materiale jego kimona i szarpnął za sobą, chcąc odbiec od dziury jak najdalej.
Na dole było ciemno i gdyby nie pojedyncze prześwity nocnego światła, nie widzieliby nawet czubka własnego nosa. Suzume zatrzymał się wreszcie po kilkunastu metrach i odetchnął głęboko, czując zapach ziemi i zbliżającego się deszczu.
- Następnym razem dobieraj lepiej kumpli. - jęknął spoglądając na jasnowłosego.
Czy myślał, że demona znowu sparaliżuje strach i zamiast uciekać, po prostu będzie stał jak słup soli i tym samym ta biegająca kupa mięsa właśnie na nim skupi swoją uwagę? Tak, tak właśnie myślał. Naiwnie najwidoczniej, bo kiedy tylko odwrócił się za siebie, chłopak deptał mu po piętach. Dwie pieczenie na jednym ogniu, niestety nie dla jego własnej uciechy, a tego, który dosyć poważnie podchodził do kwestii terytorium.
— Żebyś ty w tym czasie mógł sobie na spokojnie uciec?! Niedoczekanie! — rzucił rozbawiony, nie odwracając się w stronę biegnącego za nim nieznajomego, a po prostu dalej zmierzając przed siebie. Nie był pewien, gdzie niosły go nogi; nie znał tego miejsca wystarczająco, by do głowy przyszedł mu jakikolwiek punkt, w którym mógłby zwieść demona i uciec w najlepsze, ani też żadne, w którym mógłby się schować. Liczył więc na łut szczęścia, choć skłamałby, gdyby powiedział, że oczekiwał go z utęsknieniem.
[...] O, upadł. O. TURLA SIĘ!
Usłyszawszy to, obrócił głowę w bok, by kątem oka zerknąć w stronę szarżującego demona. Zauważając natomiast, że słowa towarzysza rzeczywiście obrazowały to, co się za nimi działo, obrócił się całkowicie i zaczął biec tyłem. Przyjrzał się turlającej się w ich kierunku demoniej kule i jak gdyby nic się zaśmiał, świadomy jednocześnie, że poruszając się w ten sposób tracił na prędkości i ryzykował wpadnięciem na drzewo czy przewróceniem się o niewinnie wyłaniający się z ziemi korzeń. Nie bał się jednak ani o to, ani o ich własne położenie. Zamiast tego poczuł napływającą adrenalinę i dziwne uniesienie.
I choć nie chciał wpaść w ręce tego potwora, fascynowała go ta sytuacja.
Nagle jednak, nim zdążył ponapawać się widokiem, został złapany za nadgarstek. Nie spodziewając się tego, mimowolnie skierował się tam, gdzie kierował go ten mniej zagrażający mu demon. Nie skupił się jednak na drodze, którą go prowadził, wzrokiem wciąż śledząc tego, co wyglądał jak zsunięte z patyczka dango.
Kiedy wskoczył do dziury i opadł na zgiętych kolanach, myślał, że był to koniec ich wędrówki — ale chłopak zdecydował inaczej, ciągnąc ich dalej w głąb, dopóki nie uznał, że oddalili się wystarczająco. Nie chciał nawet wiedzieć, jak brudne musiało być jego białe kimono, ale w tych ciemnościach nie był w jakikolwiek sposób tego sprawdzić. Zamiast więc przejmować się czymś tak błahym, przeczesał włosy i przeniósł spojrzenie w kierunku dziury. Na twarzy dalej widniał mu uśmiech.
Następnym razem dobieraj lepiej kumpli.
— A ty miejsca do pałaszowania — powiedział, odwracając wzrok od ich drogi ucieczki. Przez jakiś czas było słychać dudnienie, ale z każdą chwilą dźwięk ten coraz bardziej się oddalał. Gdy stał się niemalże niesłyszalny, rozejrzał się po otoczeniu — nawet jeśli widział prawie że tyle co nic. — Skąd wiedziałeś o tym miejscu? — Przeszedł kilka kroków, coby zorientować się, na ile było rozległe. — Tutaj chowasz się za dnia? — dopytał, zerkając w kierunku demona.
Nie możesz odpowiadać w tematach