Ubrała się w grube, błękitne kimono w kwiatowym motywie. Zerknęła w lustrze na swoje rogi, czy powinna je ukryć? Musnęła palcami kość, która przypominała stare drewno. Czy czuła z ich powodu wstyd? Bo przyszedł jakiś zabójca? Jeśli miałaby umrzeć w walce, powinna zrobić to w pełnej dumie. Sięgnęła po jedwabne wstążki, przeplatając ją kilkukrotnie wokół rogów. I dlaczego myśli, że miałaby dzisiaj zginąć? Poprawiła niesforne kosmyki włosów, które próbowały się usilnie spleść z tyle co włożoną wstążką. Nie wolno okazywać strachu, nie w swoim własnym domu.
Tak przygotowana, przyszła do sali audiencji, siadając na centralnym miejscu, które jasno dawało do zrozumienia kto tutaj rządzi. Poza nią był standardowy skład strażników w liczbie 4, samurajów w pełnym rynsztunku oraz skryba z notatkami. Zazwyczaj sam ich widok odstraszał potencjalnych agresorów, ale mieli kiedyś okazję zobaczyć co sama Kiyo potrafi, kiedy zareagowali za późno. Nie wątpili, że ich księżniczka została pobłogosławiona.
- Zaproście gościa, niech opowie z jaką sprawą przychodzi na dwór oraz jak możemy mu pomóc. - Uśmiechnęła się do skryby, dając mu znak skinieniem głowy, by zawołał nieznajomego. Nie może się zachwiać, nie może okazać słabości. Ona, księżniczka Kiyo, opiekunka rodu Uesugi, wcielenie boga, nie ugnie się przed człowiekiem.
Kiedy w końcu dotarł do dworu został bardzo miło przywitany przez służbę i niemalże natychmiast zabrany do poczekalni przed salą audiencji. Jak dowiedział się od osób przemykających z jednego miejsca do drugiego, osoba na którą czekał jeszcze się szykowała i konieczne było odczekanie przez niego dłuższej chwili. W tym czasie Hayato oczywiście nie próżnował i starał sobie przypomnieć wszelkie etykiety jakie obowiązywały podczas spotkania z taką rodziną. Co prawda sam pochodził ze szlachty dworskiej, lecz w momencie kiedy zaczął piastować funkcję zabójcy musiał zachowywać się adekwatnie do swojej profesji.
Nagle drzwi od sali otworzyły się, a dworski skryba zaprosił go do wejścia. Coś jednak od samego początku wydawało się Hayato bardzo nie tak. Mniej więcej pięć minut przed tym jak został zaproszony do środka poczuł na swoim ciele dziwne dreszcze, które zawsze zwiastowały pojawienie się w jego otoczeniu demona. Kiedy przekroczył drzwi uczucie to wzmogło się jeszcze bardziej. Na ten moment mężczyzna jednak postanowił to zignorować i idąc ze wzrokiem skierowanym w dół przemierzał wraz ze skrybą całą długość pomieszczenia. Z każdym krokiem Hayato czuł jak dreszcze na jego ciele się wzmagają, aż w końcu osiągnęły niemalże punkt kulminacyjny w momencie kiedy się zatrzymali. Młody zabójca klęknął i przemówił:
- Witaj Lordzie Uesugi. Nazywam się Hayato z rodu Kama i jestem Zabójcą Demonów. Przybyłem do Pańskiego domu, aby prosić.. - w tym momencie mężczyzna powoli podniósł głowę, a jego oczom nie ukazał się żaden Lord Uesugi. W zamian za to na miejscu głowy rodziny siedział teraz byt, który stworzony został przez Muzana. Hayato spokojnie bliższą ręką dotknął pochwy miecza przy tsubie: - A więc to tutaj się zaszyłeś "Oni"? Oszczędziłeś mi czasu z szukaniem Ciebie. Uwolnij tych ludzi i odpraw ich, abyśmy mogli załatwić nasze sprawy w samotności. - Kama bardzo uważnie obserwował każdego w pomieszczeniu. Starał się również wytężyć swój zmysł, aby być przygotowanym na ewentualny atak z jakiejkolwiek strony. Mężczyzna, pomimo tego, że starał się tego nie okazywać, był w szoku. Jak to możliwe, że Ci ludzie w ogóle nie reagowali na to iż są w towarzystwie demona?
- Oh, musiało zajść drobne nieporozumienie. Zastępuję ojca, lorda Uesugi, ponieważ musiał stawić się na wezwanie sioguna. - Dość niegrzecznie chciała wejść w słowo, ale akurat mężczyzna zesztywniał na jej widok. Czyżby od razu wiedział kim ona tak naprawdę jest? Albo urzekła go ta delikatna, iście szlachecka uroda. W końcu śnieżnobiała skóra była oznaką wysokiego urodzenia, pięknem nieosiągalnym dla zwykłych śmiertelniczek.
Niestety, ten osobnik okazał się jednym z tych bystrzejszych... Ale żeby od razu wyzywać od Oni?! Jak śmiał! W jej domu, nazywać ją demonem i bestią, których ten klan mnichów sukcesywnie egzorcyzmował i wypędzał?! To, że teraz na ich czele stała bestia, no cóż, równowaga i sprawiedliwość świata, niemniej nikt obcy nie będzie się tak do niej zwracać. Najchętniej wyrwałaby mu łeb, tutaj i teraz, ale była księżniczką, nie przystało by panienka z dobrego domu dokonywała masakry w miejscu, gdzie przychodzą inni mieszkańcy Osaki po pomoc.
- Uwolnij? Ale czyż ktokolwiek z nich jest tutaj związany kajdanami? Przyjrzyj się uważnie. Nawet gdybym teraz rozkazała wyjść straży, czy pozostawiliby ukochaną córkę swego pana na pastwę nieznajomego mężczyzny z kataną? - Samuraje łypali spode łba na Hayato, kiedy ręka zabójcy zbliżała się do broni, byli gotowi zrobić to samo, ale Kiyo ruchem ręki dała im znać, żeby odpuścili. - Z resztą czy na pewno sięganie po miecz jest jakkolwiek konieczne? Wszak ten dom jest centrum kultury oraz administracji tego miasta. Przemocą posługują się zwierzęta, które są pozbawione wprawnego języka, czyż nie? - Zerknęła z pobłażliwością na zabójcę, ale w jej oczach kryło się coś więcej, pogarda wymieszana z poczuciem wyższości.
- Myślałam, że stać Ciebie na więcej, Hayato... - Wyszeptała tak cicho, że trudno było to komukolwiek usłyszeć. Może usłyszy, a może nie.
Wiedziała natomiast jedno. Zabójcy demonów to nie są osoby, z którymi będzie można pertraktować, więc cokolwiek się stanie, będzie musiała bronić swojego miejsca tak zaciekle, jak to tylko możliwe.
Hayato nie miał zamiaru zabierać dłoni z pochwy swojego miecza. Z tego co powiedziała mu kobieta wynikało, że mężczyźni przyodziani w samurajskie zbroje są tu ze swojej własnej nieprzymuszonej woli. Oznaczać to musiało, że akceptują kobietę taką jaką jest. Biedni ludzie, zapewne nieświadomi większości rzeczy jakich dopuścić może się ów stworzenie. Mężczyzna nie miał zamiaru dalej klęczeć przed demonem. Powolnym, zapobiegawczym ruchem podniósł się z miejsca i przyjął pozycje stojącą. Kobieta dalej znajdowała się wyżej od niego, ale on nie miał już zamiaru w żaden sposób kajać się przed tą istotą. Spojrzał z obrzydzeniem na Kiyo: - Zjadanie ludzi również jest domeną zwierząt, nieprawdaż? Kiedy ostatnio się posilałaś - jeden, dwa dni temu? Możesz mówić co tylko chcesz, prawda jednak jest taka, że jesteś plugawym, demonicznym pomiotem, który zniewolił duszę będącą kiedyś w tym ciele. -Delikatnie się uśmiechnął. - To nie Twoje ubrania, kosmetyki czy miejsce, w którym śpisz czyni Cię godnym miana człowieka. - zaśmiał się pod nosem. - Udajesz, że to wszystko pozwala Ci być częścią tego społeczeństwa, a chociażby Twoje rogi wyraźnie pokazują, że Ty "Oni" nie należysz do gatunku ludzkiego. - Westchnął. - Nie mam tak dobrego słuchu jak część moich braci i sióstr. Mam jednak na tyle dużo doświadczenia, że potrafię odczytać z ruchu warg to co mamroczesz pod nosem... Myślałaś, że stać mnie na więcej... Choćbym przyszedł tutaj w obdartych ubraniach, brudy, pobity, błagający o marny grosz... będę posiadał zdecydowanie większą wartość niż taki pomiot Muzana jak Ty. - Jego dłoń zacisnęła się mocniej na pochwie miecza. Hayato coraz bardziej czuł, że to spotkanie zakończyć może nie jedno, a dwa życia.
Tak właściwie to domeną ludzi jest zjadanie zwierząt. Pytanie brzmi, w którym momencie zaczyna się, a w którym kończy definicja zwierzęcia... I kto tak naprawdę jest łowcą, a kto ofiarą. - Spoglądała uważnie na Hayato, analizując każdy jego oddech oraz najmniejszy ruch. Nie mogła sobie pozwolić, by taki śmieć się panoszył tutaj w ten sposób. -Co do posiłku, jeśli jesteś głodny, wystarczyło powiedzieć. Dzisiaj na obiad był Tonkatsu, z pewnością coś zostało, a tutejsza służba doskonale zna się na gotowaniu. Zapytaj skryby jeśli mi nie wierzysz. - Wzruszyła ramionami, chociaż doskonale wiedziała, że przybysz nie skorzysta z oferty. Już wyobrażała sobie jak zastanawia się czy posiłek może być zatruty albo jak spotyka go inna drobna nieprzyjemność podczas jedzenia.
Cholera, musi się skoncentrować. To nie był czas na takie frywolne myśli, zwłaszcza jeśli samurajowie mieliby nie zdążyć. Co gorsza, ten zabójca dobierał coraz śmielsze słowa. O ile nie bała się o siebie, zwłaszcza jeśli miał być jedynie mocny w gębie, to obecni tutaj strażnicy nie byli zachwyceni na słowa rzucane tak bez jakiegokolwiek przemyślenia.
- Waż na słowa, bo mój rozkaz to jedno... Ale ich wiara, to coś znacznie większego, a nie dałeś mi ani jednego powodu, by stanąć między ich ostrzem, a Twoim ciałem. - Zamlaskała na to co miał do powiedzenia Hayato, aż coś jej nie zazgrzytało. I dlaczego mieszał do tego wszystkiego wielkiego stwórcę?! Nie mogła pozwolić, by ktoś tak bezczelnie rzucał jego imię. Powinna zgnieść jego twarz, zmiażdżyć o chłodną posadzkę... Zabić takiego śmiecia, żałosnego człowieczka. Rozszarpać każdą z jego kończyć, wyrywać kawałek po kawałku. O tak, słodki smak krwi, tak bardzo chciałaby to zrobić.
Kiyo, skup się!
O to chodzi? Już prawie się przejęłam, ale wyjawię Ci coś co nie jest tutaj żadną tajemnicą. - Nachyliła się lekko, jakby miała wyszeptać jakiś niezwykle istotny sekret. - Otóż każdy na tym dworze w mniejszym lub większym stopniu wie kim jestem, że do zwykłego śmiertelnika mi daleko... Że sam bóg, Bishamonten objawił się kapłanom jak i mej matce, by przygotować ich na moje nadejście. Nie jestem Oni, ale pobłogosławioną istotą, szczęściem i nadzieją klanu Uesugi. Może kiedy odwiedzisz jego świątynię, zstąpi na Ciebie oświecenie oraz jego łaska, pomodlę się o to kiedy już opuścisz posiadłość. - Ten świat czeka wielki moralny upadek, nie miała co do tego wątpliwości. Ten, który ciągle nazywa ją Oni, nie widzi w niej ani kropli boskości. Ślepy śmiertelnik. Gdyby największy stwórca usiadł mu na mordzie, ten też by pewnie tego nie dojrzał.
- Żyj dalej w swojej żałosnej iluzji, której daleko do rzeczywistości. - Westchnęła, uświadamiając sobie, że choćby chciała to rozmową nie wskóra niczego. Nawet dyplomacja nie jest nieskończoną mocą, a tacy jak ten zabójca, muszą być na nią wyjątkowo odporni. Zapamięta sobie to na przyszłość, by już nigdy nie próbować pertraktacji z tymi zwierzętami.
- Twoje oświecenie jest warte tyle co nic. Oczy wąsko wbite w jedyny słuszny i jakże zakłamany obraz? Kimże człowiecze jesteś, by stawać ponad mną w swej ocenie? Taki oświecony, że aż zostałeś zaślepiony przez swoją ideologię. Twoja łaska to grzech śmiertelny, a okaleczanie się... - Chwilę potrwało, nim zapach krwi ją sięgnął, ale od razu wiedziała, że ten chłopak nie kłamie. Rękawem od kimono zakryła twarz, byleby jakkolwiek obronić się przed zapachem, jaki się unosił. - Godne pogardy i współczucia. - Dodała, czując jak żądza krwi ją ogarnia. Zabiłaby go, tu i teraz. Rzucić się i przerwać tętnicę? Rozszarpać kawałek po kawałeczku? Jak smakuje jego mięso? Czy jest równie słodkie, jak zapach, który roztaczał? Tyle pytań, na które chciała poznać odpowiedź tu i teraz.
Skryba widząc co się dzieje, podbiegł do księżniczki, a samurajowie zbliżyli się o kilka kroków do zabójcy, wyczekując jego ataku. Czuć było od nich wściekłość do obcego, który tak bezczelnie się zachowywał, a na domiar złego obrażał ich boga i wiarę. Najchętniej skróciliby o głowę człowieka, ale wciąż powstrzymywał ich rozkaz. Skryba dość topornie, ale próbował pomóc wstać dziewczynie, która w próbie ostatecznego zatrzymania potencjalnej masakry, aż zablokowała wszystkie stawy. Niczym kamienny posąg, którego jedyne co może ocalić, to wstrzymanie się... Ale zapach jego krwi, niepodważalnie wyryje na niej swój ślad. Złapała ramię skryby, by spróbować wstać na równe nogi, ale było naprawdę ciężko. Każda komórka ciała wołała o pokarm, o zjedzenie go tu i teraz, ale musiała być księżniczką, boską namiestniczką tego miejsca, maską przyjętą jako własna twarz oraz myśli.
- Nie pozostawiasz mi wyboru, dlatego też na mocy nadanej mi przez ojca, a jemu przez boskiego cesarza, ja Uesugi Kiyo w akcie łaski daję Tobie, Kamo Hayato ostatni dzień w tym mieście. Masz opuścić Osake przed zmrokiem, w innym wypadku strażnicy nie okażą Ci litości. - Wycharczała przez zaciśnięte zęby, podtrzymywana przez skrybę. Trzęsła się, tak niemiłosiernie chciała wypić jego krew.
- Wynieście tego szaleńca, nim potnie się cały, a jego cuchnąca posoka skropi cokolwiek co należy do ojca! - Warknęła na strażników, będąc daleko poza poziomem przyzwoitej irytacji. Ich też powinna zabić? Niby nie, w końcu słuchali jej rozkazów, ale nadal odczuwała silne niezadowolenie. Wszystko przez tego cholernego Marechi.
Słowa demonicy nie znaczyły już w tym momencie dla niego nic. Groźby? Jak nisko trzeba upaść, aby bronić się swoim tytułem zamiast stawić czoło swojemu przeciwnikowi. Jeszcze większym aktem tchórzostwa kobiety było zasłanianie się bezbronnymi ludźmi, którzy nieświadomi tego, że ich "bogini" jest jedynie pomiotem Muzana, gotowi byli poświęcić dla niej życie.
Sprawnym ruchem, zdecydowanie szybszym niż samurajowie mogli sobie wyobrazić, schował swoje wakizashi do katany. - Masz, poczęstuj się. - rzekł wykonując tą samą dłonią zdecydowany ruch do przodu. Krople krwi rozlały się przed zabójcę i zmoczyły stojących przed nim wojowników. - Zobacz, teraz oni pachną tak samo jak ja. Mogę Ci dać tego zdecydowanie więcej. - Z jego twarzy cały czas nie schodził szyderczy uśmiech.
Lewa dłoń cały czas leżała na rękojeści katany, gotowa być wyciągniętą w każdym momencie. Nie bał się samurajów. Wiedział, że są to ludzie latami szkoleni w sztuce fechtunku. Prawda jednak była taka, że w porównaniu do zabójców byli oni bardziej postrzegani jako dzieci biegające z kijem, na którego czubku przyklejone było psie gówno. Oczywiście nie mógł całkowicie bagatelizować ich obecności i w każdej chwili musiał być gotowy na odparcie ich ataku. W przypadku ów wojów nie miał jednak zamiaru w żadnym wypadku korzystać ze swojej katany. W Yonezawie każdy zabójca musiał być również szkolony pod kątem walki wręcz, dlatego też parę uderzeń w mordę czy punkty witalne powinno szybko posłać ich na deski. Większym problemem była demonica, która cały czas siedziała przed nim. Krew Marechi niosła za sobą bowiem jedną małą, choć dosyć ważną wadę - demony przestawały się kontrolować, a co za tym idzie ich ruchy były zdecydowanie bardziej trudne do przewidzenia. Dlatego też poza swoimi oczami Hayato miał zamiar w jak największym stopniu skupić się na swoim zmyśle, wyczuwając każdy ruch powietrza na szyi i twarzy oraz drganie.
Słabość jest żałosna, ty nie możesz być żałosna... Bo jeśli będziesz, to co z Ciebie za pani?
Najwidoczniej trzeba było odrzucić bycie dobrym władcą, skoro trafiali się tacy jak on. Spojrzała mroźnym wzrokiem na swojego sługę, który zdawał się znać ten wzrok doskonale. Ukłonił się pośpiesznie i wybiegł z sali bocznym przejściem. Jeden ze strażników rzucił swoją kataną w kierunku Kiyo, odskakując do tyłu. Księżniczka szybkim ruchem przechwyciła broń w powietrzu, obnażając swoje rozdrażnione oblicze.
- Mam gdzieś jak oni pachną... Wystarczy, że nie cuchną głupotą. - Prychnęła, zmieniając zupełnie nastawienie. W tym samym czasie reszta strażników pozostawiła swoje bronie, odbiegając pod ściany sali.
- Skoro nie dbasz o zasady tego domu, nie dajesz mi żadnego wyboru, człowiecze. - Ostatnie słowo wręcz zawibrowało na jej języku, kiedy pionowymi źrenicami uważnie lustrowała Hayato. Dziwne, ale nie była do końca pewna czy to ta jego krew tak na nią zadziałała, a może to, że obrażał ją przed poddanymi? Albo oba uczucia połączyły się ze sobą, żeby teraz wybuchnąć w niej i zmusić do działania? Tylko dlaczego w głębi serca czuła dziwną inspirację, która rozlewała się po jej ciele, zmuszając ją do ruchu, już, teraz, natychmiast.
Rzuciła się na Hayato, trzymając wysoko katanę, by móc w razie czego osłonić swój najczulszy punkt, szyję. Mimowolnie z jej ust zaczęła wydobywać się dziwaczna modlitwa.
- Wznosząc nas ponad proch marnych istot, pozwól stanąć o stopień wyżej, jako wierna Tobie dusza. Znasz mnie sprzed czasu czasów, pozostaniesz wyryty w moim istnieniu poza końcem istnień, bo tylko jedna droga pozostała wybrańcom wojny. Nie ma nadziei. Nie ma dobra. Nie ma wybaczenia. Jedynie ostrze przyniesie ukojenie zmęczonym u kresu ścieżki... Niech obce mi ono pozostanie, tak długo jak długo moje nogi stąpać będą po tej plugawej i niedoskonałej ziemi. - Usiłowała wyprowadzić dwa cięcia, jedno z góry po przekątnej, a następne z odbijające z dołu.
[color=#990451][/color
Zaczęło się. Kobieta wystrzeliła w jego stronę dzierżąc miecz wysoko nad głową. Była to pozycja, którą Kama widział niemalże każdego dnia swojego szkolenia - Jodan no Kamae. Dawała ona użytkownikowi niezwykle duży impet, a co za tym idzie ogromną siłę rażenia. Posiadała w sobie jednak dwie duże wady. Pierwszą z nich mężczyzna wykorzystał niemalże natychmiastowo. Wyczekując do momentu kiedy kobieta zaczęła wykonywać cięcie, wykonał szybki uskok w lewo. Ruch ten miał "ściągnąć" Hayato z linii miecza, a jednocześnie nie spowodować dużego oddalenia się. Kiedy tylko miecz zaczął zbliżać się do końca swojej drogi Kama postanowił wykorzystać drugą wadę tej techniki. Szybkim ruchem postawił swoją prawą stopę na katanie, przyciskając ją jednocześnie do ziemi. Na tym jednak nie zakończył i wykorzystując ruch, w który zostało wprowadzone jego ciało, wykonał szybkie, silne uderzenie lewą pięścią w twarz kobiety. Ruch ten, w połączeniu z blokadą miecza powinien nieźle skonfundować kobietę i odsunąć ją od mężczyzny, który zakończył uderzenie poprzez położenie swojej lewej dłoni na rękojeści katany - gotów na atak swojej przeciwniczki.
Nie zdążyła nawet odbić miecza, by wyprowadzić drugą część ataku. Zamiast tego katana solidnie wbiła się w podłogę, a Kiyo nieopatrznie zaczęła lecieć do przodu zgodnie z ruchem pierwszego cięcia. Chciała ataku z potężnym impetem, szarżę z gatunku "raz, a dobrze", no to miała. Już zaczęła przelatywać przez katanę, zwracając twarz w kierunku Kamy z zaskoczeniem pomieszanym z ekscytacją oraz rozbawieniem, kiedy pięść trafiła na jej twarz, a właściwie otwierającą się gębę najeżoną masą ostrych i zaślinionych z głodu kłów.
Poczuła się jak szmaciana lalka pod wpływem ataku. Pewnie ten cios przesunąłby ją, ale zamiast tego uwiesiła się zębami zaciskając je jeszcze mocniej, bo jedyne co przez nią już mogło przemawiać to pierwotny instynkt demona mówiący o tym, żeby zabijać i pożerać marechi. A co innego mogła zrobić, skoro miała taki kąsek przed sobą. Wolną ręką sięgnęła po omacku po katanę, która była wbita w podłogę, ale nie po to by atakować, a żeby się bronić podczas usilnej próby pożywienia się na żywym ciele.
Z jednej strony chciałaby w spokoju zjeść, a z drugiej musiała z nim walczyć, nawet jeśli smakował tak soczyście.
Widząc ruch kobiety w stronę miecza, rozluźnił swoją lewą pięść i wydobywając kciuk z paszczy demona przełożył go pod brodę kobiety. Zacisk, który wykonał na jej żuchwie powinien w pewien sposób dać mu możliwość kontroli zgryzu kobiety. Od razu po wykonanej akcji pociągnął trzymaną żuchwą w swoją stronę, uniemożliwiając kobiecie sięgnięcie po katanę, która leżała pod jego stopami.
W tym samym czasie prawa dłoń znalazła się na rękojeści wakizashi mężczyzny, które znajdowało się nad kataną. Szybki ruch dłonią i obrót nią o 90 stopni pomógł w zatopieniu ostrza nichirin w złączeniu żuchwy z resztą czaszki demonicy. Dzięki temu Kama powinien nie mieć już problemu z jej atakiem.
Trzecią akcją, która wykonał było mocne pociągnięcie wbitego ostrza w swoją stronę. Ruch ten powinien złamać kość potwora i spowodować rozluźnienie szczęki. Kiedy tylko to się udało, Hayato wyciągnął z paszczy Kiyo swoją dłoń i wraz ze swoim wakizashi odskoczył parę metrów od przeciwniczki. Na jego twarzy pojawił się zadziorny uśmiech - właśnie pozbawił demonicę jednej z jej broni, którą były ostre niczym brzytwa zęby.
Nie była zadowolona z złapania za brodę, a później próbie pociągnięcia. Tak się chciał bawić? To może będzie tak łaskawa, że mu pomoże. Zrozumiała, że nie sięgnie już po katanę, więc z impetem odbiła się do przodu, pochylając głowę, aby raz że zrównoważyć chwyt zabójcy, a dwa to nadziać go na swoje piękne rogi. Miała gdzieś czy dostanie przy okazji ostrzem czy nie. Nawet jeśli był marechi, nawet jeśli jego krew wydawała się być niemiłosiernie soczysta i wyjątkowa, musiała skończyć ten cyrk.
- Ostatnie ostrzeżenie. - Wycharczała, kiedy ostrze zatopiło się w jej policzkach. Nie było jej łatwo mówić, ale zrozumiała, że ciężko będzie dalej pić jego krew. Tak w ogóle czy on miał jakikolwiek rozum, czy naprawdę był gotowy pozbyć się palców, a być może i większej części ręki?
Teraz przynajmniej miała jednak dużo bardziej potworny uśmiech, jedyna zaleta tej sytuacji. Pozbawiona źródła krwi, stała się wyraźnie nadąsana. Na dodatek straciła ochotę, by dalej się mierzyć z zabójcą. Miała spory problem, by poprawnie zacisnąć zęby, pewnie za chwilkę jej przejdzie bo wypiła jego krew, ale dalej nie zmieniało to faktu, że była głęboko nieusatysfakcjonowana. Dlatego jedynie przewróciła oczami i zamiast kontynuować walkę, skierowała się w stronę siedziska, gdzie znajdowała się na początku spotkania.
[color=#990451][/color
Moment, w którym kobieta odwróciła się do niego plecami, okazał się być punktem kulminacyjnym dla Kamy. Odcinając kawałek własnej szaty przy pomocy wakizashi użył jej do przewiązania zranionej dłoni. Jego wzrok zaś nawet na moment nie schodziły z pleców kobiety. Mocno zaciśnięte usta w końcu się rozwarły: - Nie dość, że nie jesteś w stanie powiedzieć mi swojego własnego imienia, to jeszcze na dodatek obrażasz mnie odwracając się do mnie plecami? - na twarzy Hayato zaczął pojawiać się delikatny uśmiech. - Nazywasz się członkinią rodu Uesugi? Czyżby cała Twoja rodzina zachowywała się jak zwierzęta? A może to Ty jesteś jedynym reprezentantem rodziny, który podczas przemiany zapomniał czym jest etykieta? - Dłoń Hayato mocno zacisnęła się na dłoni ostrza. - Zachowujesz się jak pies, dlatego też umrzesz jak pies.
Hayato w tym momencie nie mógł pozwolić sobie na dłuższą walkę. Pomimo swoich umiejętności miał świadomość, że ludzie mieszkający w tej posiadłości są zindoktrynowani do takiego stopnia, że rzucą się na niego kiedy tylko zetnie głowę demonicy stojącej przed nim. Kama zaczął wycofywać się do drzwi wejściowych: - Nie dziś, może nie jutro, ale Twój łeb spadnie na ziemię ścięty moim mieczem. - Po tych słowach wyszedł z pomieszczenia i szybkim ruchem opuścił teren posesji. Wzywając od razu swojego kruka przekazał mu informacje, które zdobył na temat rodziny Uesugi, mając świadomość, że wsparcie pojawi się prędzej niż mógłby sobie tego wyobrażać.
z/t - jesteś wolna niczym ptak
Nie podobały jej się jego prztyki. Zachowywał się jakby był kimś ważniejszym i on mógł decydowac o jej zachowaniu w JEJ pałacu. Niech się wypcha z taką etykietą, tradycjonalista bez jakiejkolwiek ogłady. Jak śmiał odnosić się do etykiety, kiedy w pierwszym odruchu zaczął ją besztać i wyzywać? Oczekiwał, że pokornie podłoży mu swój kark, by ten mógł dokonać egzekucji? Skoro sam zachowywał się jak buc w jej domu, nie będzie mu dłużna. Zwyczajnie nie zasłużył sobie na nic lepszego, więc niech zamknie swój ryj.
Rozsiadła się na podwyzszeniu, kiedy jej rany zaczęły się stopniowo regenerować. Krew marechi była potężna, musiała to przyznać. Nie mogła jednak tracić głowy dla niej. Będzie musiała nauczyć się opierać pokusie. Teraz resztki jej zasad ją ocaliły, ale następnym razem może już być za słaba, zwłaszcza że poczuła ten słodki, doskonały smak. Mruknęła rozdrażniona, dając znak swoim ludziom by mieli oko na Hayato i działania, które będzie podejmować, a sama księżniczka oddaliła się.
Z/T
Nie możesz odpowiadać w tematach