Świątynia
Niewielka świątynia poświęcona Bishamontenowi, jednemu z Siedmiu Bogów Szczęścia, opiekunowi klanu Uesugi.
Stwierdzenie to wyszło z ust mężczyzny podczas jednego z nienależących do najprzyjemniejszych spotkań z narzeczoną, a mimo to był tutaj, klęcząc przed ołtarzem i wraz z innymi prosząc o pomyślność nie tylko dla rodu, ale i dla nadchodzącego małżeństwa. Z kadzidłami w obydwu dłoniach, trzymał je na wysokości czoła; oddał dwa krótkie pokłony, po których uniósł wzrok i spojrzał na podobiznę Bishamontena, bóstwa, któremu poddany był jego klan.
W miejscu tym, gdzie światło słoneczne nie docierało, a rozstawione świece utrzymywały pomieszczenie w półmroku, rzeźba wydawała się jeszcze bardziej gniewna i bezlitosna. Gdyby tylko tchnąć w nią życie, obawiać można by się o własne; niekiedy zastanawiało go więc, czy oddanie temu okrutnemu w wyglądzie bóstwu kierowane było rzeczywistą lojalnością i wiarą czy najzwyklejszym w świecie strachem.
Zniżył wzrok i odłożył kadzidła. Wykonał trzy głębokie pokłony, przy każdym z nich złożonymi dłońmi dotykając to klatki piersiowej, to ust i czoła. Gdzieś w przestrzeni rozbrzmiewały ciche mantry, które następnie zagłuszone zostały przez przeciągle wypowiadane modły. W międzyczasie kątem oka zerknął na klęczącą nieopodal Kyoran.
Mogli prosić i modlić się ile chcieli, choćby robił to każdy mieszkaniec Osaki z osobna, ich małżeństwa nie czekało szczęście i pomyślność. Skazane było na porażkę, a porażka ta brała się tak samo z faktu doprowadzenia do nich z desperacji i zwężających się możliwości, jak i braku najmniejszego dopasowania. I choć to ostatnie rzadko kiedy liczyło się w przypadku jakichkolwiek małżeństw, u nich tworzyło coś, co źle potraktowane doprowadzić mogło do wybuchu i wzajemnego zniszczenia.
Gdy modły dobiegły końca, a świątynia zaczęła pustoszeć, dyskretnie wystawił rękę w stronę kuzynki, na znak, by wstrzymała się z powstaniem. Po obróceniu się za siebie i zorientowaniu, że zostali sami, podniósł się na równe nogi. Zza pazuchy wyjął zwój, który wcześniej zyskał zainteresowanie Kyoran.
— Legendy te na stałe nie należą do mnie, a do lokalnego archiwisty, więc miej na uwadze, że jeśli w złośliwości postanowisz je zniszczyć, to nie mi wyrządzisz krzywdę — odparł, trzymając przedmiot w obydwu dłoniach. W tej chwili daleko było mu do przytyków czy kpiącego tonu i drwiących uśmiechów. — Zanim jednak oddam je w twoje ręce, wdzięczny byłbym za wytłumaczenie, skąd ta ciekawość z nimi związana. — Zmiana zdania co do swojej decyzji nie była trudna, bo, jak to wcześniej zostało powiedziane, z pożyczeniem zwoju nie miał najmniejszego problemu. Poprzednia odmowa związana głównie była z ukaraniem jej zachowania i najzwyklejszą chęcią zrobienia na złość oraz próby upokorzenia. Zainteresowało go jednak pytanie kobiety, czy w legendy te wierzył i czy za pytaniem tym w jakiś sposób stało coś więcej niż sama dziecięca ciekawość rzeczy fantastycznych. Czymkolwiek by się to nie okazało, nie miał zamiaru tego wyśmiewać; tak jak i wcześniej powiedział, niczego nie skreślał, a stawiał pod znakiem zapytania. Zbyt wiele się wydarzyło, by uparcie kierować się zdrowym rozsądkiem i przyzwyczajeniem do rzeczy znanych i uznawanych za realne.
who's searching for redemption
Odchrząknęła, gdy uświadomiła sobie, że jej irytacja zaczęła być słyszalna także w jej głosie podczas odmawiania modlitwy. Do tej z kolei nie przykładała się, będąc w stanie już automatycznie recytować kolejne słowa i wykonywać oczekiwane gesty. Raz po raz zerkała także w kierunku Goro — ponieważ wspólne proszenie o pomyślność w małżeństwie było w sumie ich pierwszym krokiem w celu zawarcia tego związku, dopiero teraz została rzeczywiście przytłoczona myślą, że to się wkrótce miało stać. Do tej pory wizja ta nie wydawała się być aż tak blisko.
Synchronicznie z mężczyzną wykonała ostatnie gesty, nie mogąc się już doczekać aż zejdzie z oczu rodziny i będzie mogła wrócić do pokoju zająć się tym, co dla niej rzeczywiście było ważne.
Już chciała wstać, kiedy kuzyn zatrzymał ją w miejscu. Popatrzyła na niego pytająco, widocznie skonsternowana jego czynem. Wydawało jej się, że wspólne spędzanie czasu jest dla niego równie męczące, co dla niej. Więc... dlaczego? Zapragnął ją powyzywać na oczach Bishamontena?
Zaczekała jednak, podnosząc się z kolan w tym samym momencie co on. Kiedy wyciągnął zwój, Kyōran ściągnęła brwi. Przyniósł go tutaj specjalnie po to, aby pomachać jej nim przed nosem? Późniejsze słowa narzeczonego skomplikowały sytuację jeszcze bardziej. Dlaczego?
— To podpucha? — spytała spokojnie, wątpiąc w jego szczere intencje. Zmieni zdanie w ostatniej chwili i jednak utnie jej palce, kiedy sięgnie po zwój? Czy ojciec mu kazał być miłym dla niej pod groźbą innego szantażu?
Spojrzała w kierunku drzwi, węsząc spisek. Ostatecznie jednak zwróciła się twarzą do mężczyzny i skróciła dystans między nimi w obawie, że ktoś się zawróci i podsłucha to, co miała mu do przekazania. Niekoniecznie ufała jemu, ale było też w ich domu wiele więcej osób, którym nie ufała bardziej.
— One nie dotyczą jedynie bogów obecnych od stworzenia świata, prawda? Książę Shōtoku, na przykład. Albo wśród Chińczyków, którzy za swoich bogów uznają na przykład generałów, którzy pokolenia temu osiągnęli coś wielkiego. Kojarzysz coś na ten temat? — urwała, na krótką chwilę oglądając się w kierunku wyjścia, przy okazji dając rozmówcy szansę na odpowiedź. — Historia i legendy się przeplatają. A oni, ci bogowie, często mieli jakieś przedmioty, z którymi byli kojarzeni. Najczęściej broń czy ozdobę, którym przypisywano jakieś specjalne właściwości. To skoro rzeczywiście poruszali się pośród ludzi, to... gdzie to wszystko jest teraz? Niektóre z nich na pewno przekazali dalej w spadku, część pewnie zniszczono, ale czy potencjalnie magiczna broń poległego wojownika na pewno wróciła do jego rodziny? Ktoś mógł ją znaleźć na polu bitwy, o której informacje przekazano nam w piśmie, a sam artefakt złożył w świątyni, której lokację zaznaczono na mapie nieba będącej tłem jedynej ryciny prezentującej tę wojnę — wyjaśniła, cofając się o wcześniej zrobiony krok. — Od lat zajmuję się szukaniem historycznych "zabaweczek", dlatego mi na niej — wskazała dłonią na zwój trzymany przez kuzyna — zależy. Nie zwykłam nastawiać się na cud, ale coś mi mówi, że skoro moja siostra, a twoja kuzynka może być "boginią", to odnalezienie któregoś z tych przedmiotów z legend też nie jest niemożliwe.
Wyprostowała się, patrząc mężczyźnie w oczy. Wyśmieje ją, bez komentarza odejdzie czy też rzeczywiście udostępni jej ten zwój do przeprowadzenia badań?
— Nigdy wcześniej tej nie czytałam — odniosła się jeszcze do zawartej na nim legendy. — Byłam pewna, że przynajmniej z Imperium znam już wszystkie, a jednak twój znajomy archiwista dotarł do tego szybciej. — Zaśmiała się z ironii losu poprzez głośniejsze wypuszczenie powietrza nosem. Następnie popatrzyła na stojącą przy nich figurę Bishamontena. — Czy jeżeli mamy kontynuować tę rozmowę, możemy wcześniej stąd wyjść? Skręca mnie na myśl, że pospólstwo widzi go w Kiyo. — Westchnęła zniechęcona, jednocześnie krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Zaraz po tym dorzuciła półszeptem:
— Głupi bękart.
"I'll follow you down"
Po skierowanym w jego stronę pytaniu przytaknął jedynie głową, w skupieniu i milczeniu wsłuchując się w każde dalsze słowo, które wyszło z jej ust. Nie pokazywał po sobie zrozumienia czy zaciekawienia, ale tak samo nie widać było niczego, co wskazywać mogłoby na negatywne nastawienie do jej wierzeń; po prostu stał i słuchał, choć przyznać musiał, że określenie "magiczna" było ze wszystkich wypowiedzianych słów najtrudniejsze do przełknięcia. Zapytał jednak po to, by poznać odpowiedź, a nie po to, by z czegokolwiek drwić.
Wspomniana odpowiedź trwała dalej, tak samo jak i on dalej trwał w ciszy. Dopiero gdy po świątyni rozeszła się bluzga, powoli spojrzał w stronę drzwi. Krótkę chwilę potem, która spowodowana była nie namysłem, czy spełnić jej życzenie, a dalszym przetwarzaniem tego, co mu wyznała, zaczął zmierzać w ich kierunku. Ledwo kilka kroków dalej obrócił się za siebie i zerknął na Kyoran; machnął lekko głową w stronę wyjścia.
— Zwój był częścią prywatnej kolekcji pewnego urzędnika, któremu niedawno przyszło umrzeć. Rodzina sprzedała po nieboszczyku to, co mogła, choć z tego co jest mi wiadome, ten konkretny zwój nie miał zbyt dużej wartości — powiedział, po tym jak już opuścili progi świątyni i powolnym krokiem zaczęli zmierzać w jego okolice. — Jest w nim co prawda kilka lokalnych legend, które znane były mi już za dziecka, ale pozostała część wydaje się niewiadomą. Jeśli się wczytasz, zauważysz, że bliżej temu do spisanych na papierze relacji poszczególnych osób, które napotkały na swojej drodze coś niewytłumaczalnego. Niewykluczone więc, że niektórych poniosła wyobraźnia — mówiąc to, w międzyczasie dłoń ze zwojem wysunął w stronę kuzynki, by ta mogła go od niego odebrać. Sam przeczytał już całość, ale czytanie tego było dla niego jedynie ciekawostką, a nie dogłębną analizą. Nie skupiał się na szczegółach ani jakichkolwiek zbieżnościach.
Przez jakiś czas szedł w ciszy, patrząc przed siebie, dopóki nie powiedział:
— Niektórzy wspomniane przez ciebie przedmioty wyjaśniają jako coś, co tylko miało obrazować moc bogów, a nie jako jej źródło. Być może tłumaczyłoby to, dlaczego po latach czytania o nich i szukania, dalej niczego nie znalazłaś. — Nie mówił tego, by zaprzeczyć temu, co kobieta zdążyła powiedzieć; jedynie myślał na głos. — Nie twierdzę, że twoje poszukiwania są bezcelowe i pozostaną bezskuteczne; przedmiot rzeczywiście mógł istnieć, co innego z jego właściwościami. — Schował ręce do rękawów. "Aczkolwiek, tak jak powiedziałaś, na ten moment nic już nie wydaje się niemożliwe", dodał po tym i zerknął w bok na służbę, któremu akurat przyszło obok nich przechodzić. Ten, widząc ich, ukłonił się, a w Goro wywołało to kolejną chwilę poświęconą milczeniu. Stanął w miejscu i wpatrywał się w odchodzącego mężczyznę. — Wydajesz się jako jedna z nielicznych negować boskość swojej siostry — mruknął w przestrzeń zamyślonym tonem.
who's searching for redemption
Podczas spaceru przez większość czasu patrzyła przed siebie, czasem spoglądając pod swoje nogi. Mimo swojej niechęci do niego, raz po raz zerkała także na Goro, szczególnie, gdy wspominał o bardziej zaskakujących detalach.
— Orientujesz się, czy miał ich więcej? — spytała, za plecami splatając palce dłoni. — Rzadko kiedy trafiam jeszcze na jakieś, których nie znałam, więc może być to dobry trop. — Na krótką chwilę obdarzyła narzeczonego spojrzeniem, aby ponownie wrócić do obserwacji świata przed sobą. Wyciągnęła rękę po zwój, odruchowo już starając się nie dotknąć rozmówcy. Ponieważ cały czas pozostawali w ruchu, nie udał jej się ten zabieg, w związku z czym zabrała dłoń z przedmiotem tak szybko, jakby skóra kuzyna przynajmniej parzyła.
Ponownie spojrzała przed siebie, chcąc mieć pewność, że nie wejdzie zaraz na jakąś przeszkodę, po czym rozwinęła papier, aby zweryfikować słowa mężczyzny. Zatrzymała się na krótką chwilę, na szybko wczytując w zapisane znaki.
— Coś... coś w tym jest — przyznała niechętnie. Ubodło ją, że pewnie w paru innych historiach pominęła ten detal. Skupiała się zawsze na jakichś nawiązaniach geograficznych i historycznych, ale nie na tym, jak formułowane były zdania. Przeklęty poeta.
Ponownie dogoniła rozmówcę, poprzez milczenie dając mu znak, by kontynuował.
— To prawda — zgodziła się z nim w kolejnej kwestii, przytakując głową kilka razy. — Ale nie można też wykluczyć opcji, że te przedmioty otrzymały jakieś nadnaturalne właściwości właśnie przez kontakt z nimi samymi. Miecz najpierw wykuty dla zwykłego śmiertelnika, po czym dotknięty ręką boga... — Westchnęła głośno w zastanowieniu. — W zasadzie... widziałeś kiedyś Zabójców Demonów? Czy ich broń jest normalna? Zastanawiałeś się kiedyś jak to wszystko działa, skoro zwykłe miecze nie ranią potworów? Może oni są w posiadaniu... czegoś. Hej! A co jeśli... może powstanie tego wszystkiego wynika z jednego źródła? Może ktoś odnalazł jakąś nie wiem, tajemniczą skrzynię mocy z zamkniętym w środku yokai, który rozpoczął tworzenie własnej armii, a jedyne, co może to powstrzymać to ruda wydobywana z kopalni zaznaczonej na mapie, która także leżała w skrzyni? Rozumiesz, że może ktoś przez przypadek zmienił losy świata, bo otworzył coś, czego otwierać był nie powinien? Może uda nam się kiedyś odnaleźć sposób, by to odwrócić?
"Nam".
Po tych wszystkich latach obracania się pośród mitów i legend, Kyōran miała tendencje do szybkiego podłapywania tematu i rozwijania z nim związanych teorii spiskowych. W takich sytuacjach z każdą kolejną sekundą coraz bardziej się nakręcała, zupełnie nie zważając na słowa, dlatego dopiero po dokończeniu pytania uświadomiła sobie co tak właściwie powiedziała. Odwróciła twarz, przeklinając się w duchu i nieco czerwieniąc ze wstydu. Nie planowała jednak do tego wracać ani precyzować w żaden sposób, chcąc udawać w razie czego, że chodziło jej o "ludzki gatunek ogółem" a nie ich dwójkę. Nie było żadnych nas i nigdy nie miało być.
Przez patrzenie w innym kierunku, nie zauważyła służby przechodzącego koło nich. Zwróciła na niego uwagę dopiero, kiedy zauważając także brak Goro, obejrzała się za siebie.
— Już chcesz go pobić? — spytała, jednak tym razem nie w ten wredny, uszczypliwy sposób, a lekkim, żartobliwym tonem.
Wydajesz się jako jedna z nielicznych negować boskość swojej siostry.
Uniosła jedną brew. Trzymając zwój oburącz podeszła do kuzyna, także odprowadzając wzrokiem drugiego mężczyznę.
— Znam ich oboje — i Kiyo i, dzięki legendom, Bishamontena — wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że daleko jej do bycia jego reinkarnacją. Wystarczy ją przetrzymać w odosobnieniu kilka dni i rzuci się do gardła każdemu, chociażby to miał być sam Tokugawa — wyjaśniła ciszej, przenosząc spojrzenie na twarz Goro. — Nie uważasz, że to przepiękna ironia, że przedstawiany jest jako depczący dwa demony? Nie byłby zachwycony, że jednego uważają za niego samego.
Wystawiła twarz w kierunku słońca, dając sobie ogrzać policzki.
— Wspominałeś, że miałeś styczność z demonami, a jednak tu jesteś, cały i zdrowy — zauważyła, ponownie obracając głowę w jego kierunku. — Jak? Zabójca?
Nie chciała wprost okazywać nadmiernego zainteresowania, ale miała nadzieję, że Goro podejmie temat i opowie jej o tamtym dniu.
"I'll follow you down"
Zerknął na nią kątem oka.
— Nie dopytywałem — odparł, po czym dodał: — Kiedy już jednak skończysz analizować zwój, możesz zwrócić go w moim imieniu i sama się o tym przekonać. — To, co z tego egzemplarza było mu potrzebne, zdążył już przepisać, toteż równie dobrze mogła zrobić tak, jak powiedział. Jemu samemu na niewiele się przydał, bo powieści tam zawarte zdawały się aż za bardzo bez polotu, by jakkolwiek mógł z nich skorzystać; być może dla niej okażą się więcej warte.
Kolejny monolog ze strony kobiety potraktował tym samym milczeniem co poprzednim razem, ponownie nie ważąc się jej przerwać. Choć, prawdę mówiąc, i tak niewiele miał do powiedzenia w tej kwestii – temat nie był dla niego wystarczająco interesujący, by się w niego zagłębiać, a poprzednie pytanie pokierowane było jedynie ciekawością jej intencji. Nie miał jednak w zwyczaju nie skupiać się na tym, co ktoś miał mu do przekazania, nawet jeśli niekiedy tak właśnie wyglądał; nie mógł także zaprzeczyć, że niecodziennym było dla niego słyszeć taką liczbę słów z ust kuzynki, które niewymieszane by były z całym szeregiem przekleństw.
W pewnym momencie, gdy ta rozpoczęła próbę wyjaśnienia tego, co stało za całym tym nieszczęściem zwanym demonami, uśmiechnął się lekko pod nosem. Nie z rozbawienia, a bardziej swego rodzaju skromnego podziwu, że była w stanie niemalże na jednym wydechu zastanawiać się nad genezą zabójczych potworów, a jednocześnie też zasugerować zwalczenie tego, z czym nie radzili sobie nawet ci do tego wyszkoleni. Z pewnością nie był w posiadaniu takiej wyobraźni jak ona; niejeden raz rozmyślał nad istotą demonów, ale teraz głównie były to myśli krótkie, pozbawione większego zaangażowania. Nie uważał, by było to czymś, co miał pojąć – bo nawet jeśli demonom tym daleko było do boskich, nie były też czymś ludzkim.
Mimo to złym omenem wydawała mu się sytuacja, w której granica między światami zdawała zacząć się zacierać i do sfery ludzkiej zaczęło przenikać zło tego rodzaju, które było im jak dotąd nieznane. Być może to właśnie ta niewiadoma i przeczucie, że najgorsze dopiero przed nimi, sprawiało, że nie pozwalał sobie na dumanie o tym i przedwczesne ogarnięcie się lękowi. Bo ile śmierć nie była czymś, co napawało go strachem, niepokojąca była myśl, że świat, jaki znała ludzkość, nagle mógł stać się im jeszcze bardziej obcy.
Może uda nam się kiedyś odnaleźć sposób, by to odwrócić?
Nie rozumiejąc tego zdania w taki sposób, w jaki kobieta przez przypadek zainsynuowała, powiedział:
— Z pewnością masz nadzwyczajne ambicje. — Ponownie się uśmiechnął, ale nie prześmiewczo. — Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci powodzenia w twoich poszukiwaniach.
Po tym jak temat zszedł na jej siostrę, dalej nie odwracał spojrzenia w stronę kuzynki.
— Tak, ironia, rzeczywiście — mruknął pod nosem nieobecny, by po chwili dodać: — Kiedy wieść się rozeszła, wróciłem z Kioto specjalnie po to, by oddać jej pokłon; głównie z ciekawości, ale i dlatego, że wypadało. Nie wiedziałem na tamten moment, co powinienem o tym sądzić, tak jednak nie poczułem się, jakbym stał przed czymś boskim. — Ton głosu dalej miał zamyślony, by przy kolejnym zdaniu powrócić już do rzeczywistości. — Tak czy inaczej dziwi mnie, że po tym jak istnienie demonów wyszło na jaw, pozostali dalej w tę boskość wierzą. Okazała się tylko jednym z wielu, a mimo to po dziś dzień uznawana jest za jego reinkarnację. — Bądź na tym etapie klan już jedynie udawał, byle nie stracić niczego wartościowego, co za tym przekonaniem szło.
Wspominałeś, że miałeś styczność z demonami, a jednak tu jesteś, cały i zdrowy.
W końcu odwrócił twarz w stronę kobiety; przyglądał się jej przez kilka krótkich chwil.
— Nie. Człowiek — odparł lakonicznie, po czym zaczął iść dalej. — Powiedzmy, że niekoniecznie z własnej woli ocalił mi życie ktoś, kto nie znalazł się w najbardziej sprzyjającym miejscu i czasie. — Nie był człowiekiem honoru. Widział ludzi, którzy próbowali walczyć z demonami, a którzy ostatecznie kończyli marnie – a nie zamierzał umierać po to, by ktoś inny mógł żyć. Kiedy więc miecz nie dawał rady, sięgać musiał po inne rozwiązania. — Chętnie usłyszałbym, jak było w twoim przypadku — odparł, utrzymując wzrok przed sobą.
who's searching for redemption
Z pewnością masz nadzwyczajne ambicje.
— Hm? — Zamrugała dwukrotnie, uświadamiając sobie, że przez chwilę w ogóle nie słuchała poety. Kiedy w końcu dotarły do niej jego kolejne słowa, zaśmiała się krótko i z wdziękiem, z którym nie była kojarzona, ukłoniła. — Dziękuję. — I za optymistyczne życzenia i za zwój, który od niego otrzymała. Ten dzień był tak przesiąknięty paradoksem, że aż trudno jej było uwierzyć, że nie był to sen.
— A czego oczekiwałeś? — spytała, unosząc brwi. — Że jakaś "boska aura" przytłoczy cię tak bardzo, że jeszcze z budynku będziesz wychodził na kolanach? — dorzuciła żartobliwie, wyobrażając sobie przez chwilę siostrę w złotej, jasnej, boskiej poświacie. W to by prędzej uwierzyła jeśli chodziło o boskość i reinkarnację Bishamontena. — Skoro ona może być Bishamontenem, to ja od dzisiaj jestem reinkarnacją Guan Yu — stwierdziła nagle, wzruszając ramionami. — To taki chiński dowódca. I bóg, rzecz jasna. — Prawdopodobnie niewielu ze zwolenników Tokugawów byłoby z tego powodu zadowolonych, jednak wspomniany Chińczyk był dla Kyōran pewnego rodzaju idolem. Opowieści na jego temat były jej ulubionymi, a do tego fakt, że posługiwali się tą samą bronią, nakręcał ją jeszcze bardziej. — Wybierz sobie boga, wariacie.
Nad odpowiedzią na kolejne słowa rozmówcy musiała chwilę pomyśleć. Na poważnie.
— Na dobrą sprawę niewielu ludzi widziało Kiyo, więc kilka demonicznych sztuczek i fakt, że nie widuje się jej szlajającej po ulicach dodaje jej do tej boskości. A przynajmniej nie widywało. Jeden, prawdziwy Bishamonten wie, gdzie ona teraz jest — westchnęła ciężko, kręcąc głową.
Ponieważ wciąż nie uważała Goro za powiernika swoich tajemnic, nie zaczęła jeszcze toczyć piany z ust krzycząc, jak bardzo chciałaby, aby jej siostra nigdy nie wróciła do domu i najlepiej spaliła się w świetle wschodzącego słońca. I chociaż tego nie robiła, to naprawdę była temu bliska.
— Hej, a w sumie... słyszałeś może, czy takie ludzkie rzeczy jak trucizny działają na demony? — zapytała niby mimochodem, patrząc na obracany w prawej dłoni zwój. Zabójca, który "wprowadził" ją w ten świat nie powiedział nic na ten temat. Wiedziała tylko, że nie lubią niczego, co związane było z wisterią. Czy odpowiednim napojem mogłaby ich uwolnić od bycia laleczkami bękarta-demona? Z drugiej strony, czy wtedy nie pogorszyłaby statusu swojego rodu? Tak naprawdę na tej boskości jej siostry zyskali więcej niż stracili, ale przecież w razie czego mogli dalej udawać, że ta gdzieś uciekła.
Nieznane są "boskie decyzje".
— Człowiek? — powtórzyła po kuzynie, niedowierzając. Zaraz potem jednak wszystko jej wyjaśnił, w związku z czym historia przestała być tak zaskakująca, jak oczekiwała na początku.
Zaskoczyło ją natomiast zwrócenie się do niej o jej przeszłość. Kyōran zmarszczyła brwi, jednocześnie zaciskając usta w wąską kreskę.
— Nie lubię o tym rozmawiać — odpowiedziała krótko, ściszonym i jakby już lekko zirytowanym tonem. Przed kontynuacją wzięła głębszy wdech. Opuściła wzrok i kopnęła leżący przed jej stopami kamień. — Gdyby nie demon, to nie z tobą bym chwilę temu była w świątyni — rzuciła, na krótką chwilę spoglądając na twarz Goro. — A gdyby nie jeden z Zabójców, to w tej świątyni nie byłoby i mnie — dodała, znów patrząc przed siebie. Kyōran wciąż żyła tamtym dniem, dlatego starała się nie wchodzić w szczegóły, aby nie okazywać nadmiernej słabości przy swoim "przeciwniku". — Miał piękny, szkarłatny miecz. Uciął mu łeb i demon po prostu... się rozpadł. Nie życzę nikomu mojego doświadczenia — no, prawie — ale było w tym coś niepowtarzalnego.
"I'll follow you down"
Kolejne słowa kobiety pozostawił bez odpowiedzi, chociaż wyjaśnienie to go nie przekonało. Samo pojawienie się demonów powinno momentalnie dać do myślenia, że zniżyli się do służenia tak nędznej kreaturze, zamiast bóstwu – chyba że to temu właśnie tak zaciekle próbowali zaprzeczyć.
— Nic mi się nie obiło o uszy — stwierdził w odpowiedzi na pytanie odnośnie trucizn i odwrócił wzrok przed siebie. Zdążył zapomnieć już, że jego kuzynka parała się tego rodzaju rzeczami, tak jednak słowa te wydobyły z pamięci wydarzenia, którymi po kątach obarczało się właśnie ją.
Nie żeby tego typu przedsięwzięcia były mu obce.
W ciszy słuchał jej opowieści o spotkaniu z demonem i chociaż opowieść ta była uboga w wyjaśnienie, to na tyle konkretna, by mniej więcej zrozumieć, co takiego miało miejsce. Zamierzał także uszanować jej stwierdzenie, że tematu tego nie lubiła, więc w niego nie brnął.
— Nie śmiem wątpić — powiedział tylko w odpowiedzi na jej ostatnie słowa, po czym skręcił, by mogli w końcu skierować się do domu i powrócić do swoich czynności.
zt x2
who's searching for redemption
For you to come along with me
Come, follow me, i'm begging you, please
"I'll follow you down"
Tym razem rozkaz różnił się znacznie od poprzednich. Z dzielnej wojowniczki miała zamienić się w niańkę. Nie była tym faktem zadowolona, ale jak zwykle pokornie przyjęła swoją powinność i ruszyła w okolice Osaki. Miejsca, którego wcale nie znała zbyt dobrze. Słyszała o nim od Takuyi, to były jego tereny. Pełne niebezpieczeństw i demonów. Nie, żeby się bała. Zwyczajnie musiała przebywać na terytorium wroga. Decyzja o wysłaniu Zabójcy jako wsparcia dla rodziny Uesugi była na pewno kontrowersyjna. Młoda Kyōran nie była przecież samą Kiyo, a jednak pozostawiały spokrewnione. Po ataku na Yonezawę i przez wzgląd na pewne plany Korpusu odnośnie Osaki bezpieczeństwo ludzkiej części rodziny Uesugi pozostawało zagrożone. A posiadanie Zabójcy w takim miejscu mogło okazać się kluczowe. Rin nie wiedziała jak bardzo wtajemniczona pozostawała Kyōran. Nie miało to dla niej jednak większego znaczenia. Dostała rozkaz i tylko to się dla niej liczyło.
Szła dwa kroki za dziewczyną podążając niczym jej cień. Tym właśnie była. Miała odegrać rolę jej Anioła Stróża. Czy młoda Uesugi tego chciała czy nie. Ktoś inny zadecydował o jej bezpieczeństwie. Rozumiała niezadowolenie czy niepokój szlachcianki. Sama przecież nie zawsze zgadzała się z decyzjami, które podejmowano za nią. Nigdy jednak się im nie sprzeciwiała. Obojętnie jak bardzo jej nie pasowały.
- Zostałam wybrana przez moją rodzinę ze zlecenia samego Daimyo, Uesugi-sama. Powiedziano mi, że Twój zepsuł świetnie sobie radzi, ale walka z ludźmi a demonami to nie to samo - wyjaśniła, bo miała wprawę w jednym i w drugim. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Kyōran już dawno podjęła decyzję. Zwyczajnie nie chciała nikogo nowego. Nie każda rodzina Samurajska mogła pochwalić się posiadaniem Zabójców Demonów, a Asano posiadali przecież Daisuke, dumę rodu.
Rin słuchała jej dalej. Ciemnoniebieskie tęczówki pozostawały czujne, chociaż poświęcała Kyōrance całą swoją uwagę. Miała na sobie jeden z tych typowych dla Zabójców czarnych strojów. Wiedziała, że nie przekonywała swoim wyglądem. Była raczej szczupła o wysportowanej sylwetce, przez co często ją nie doceniano.
Zaufanie było kluczowe. Nie było także łatwe.
- Wiem, że nie zaufasz mi po jednej rozmowie - zaczęła wciąż za nią podążając. Fakt, że totalnie nie znała tego miejsca nie działał na jej korzyść. - Jestem tutaj, żeby Cię chronić i zamierzam dopełnić swoich obowiązków.
Kyōran wzięła sobie za punkt honoru zniechęcanie Rin. Przynajmniej tak jej się wydawało. Słysząc o Kiyo zacisnęła usta w wąską linię. Spięła się. Ewidentnie czuła niechęć do demonów, w końcu na tym polegała jej praca. Na myśl wykonywania rozkazów martwej księżniczki wywracało jej zawartość żołądka do góry nogami. Skrzywiła się lekko, nie potrafiąc tego powstrzymać. Była w końcu jeszcze młoda i niektóre emocje wychodziły z niej naturalnie.
- Obecnie służę tylko i wyłącznie Tobie, Uesugi-sama - odparła twardszym tonem niż planowała. - Moje ręce są związane dopóki sobie tego życzysz - była to jedyna odpowiedź na temat Kiyo na jaką było ją stać. Obecnie nie mogła otwarcie jej zaatakować i nie zamierzała robić nic wbrew Kyōran.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
For you to come along with me
Come, follow me, i'm begging you, please
"I'll follow you down"
- Może mam być przynętą - zdecydowała się ją odrobinę podpuścić. Coraz bardziej miała wrażenie, że Kyoran chociaż potencjalnie miała sporo władzy, wciąż musiała słuchać się swojej rodziny. Jej ojciec zdecydował o bezpieczeństwie swojej córki, więc mogła najwyżej sobie pomarudzić. Każda rodzina miała swoją hierarchię i może u Uesugi nie było wcale inaczej. Tak przynajmniej wnioskowała. - Naprawdę wierzysz, że uratuje Cię demon, Pani? - Wymsknęło jej się cicho. Nie zdążyła ukryć zdziwienia w głosie. Jeśli Kiyo miała w tym jakiś interes to pewnie tak. A miała?
I przebierz się w coś normalnego, do cholery.
- Ha-hai - odpowiedziała zmieszana lustrując swoje ubrania. Kyōran brzmiała teraz jak matka Asano. Rin dawno temu wypadła z tego co wypadało, a co nie. Od dłuższego czasu przecież podróżowała po kraju ganiając za mięsożernymi bestiami. Narażając swoje życie co noc, bo tak jej kazano. Czuła się co najmniej nieswojo uganiając za młodą szlachcianką. Miała nadzieję, że pobyt tutaj przyniesie chociaż odrobinę dreszczyku emocji. Tak, ten okropny demon Yatagarasu miał rację. Już dawno uzależniła się od adrenaliny, jaką dawało jej polowanie na demony.
Ostry ton młodej Useugi sprawił, że Rin wyprostowała się niczym struna. Stała prosto hardo starając się wytrzymać niezadowolone spojrzenie rozmówczyni. Nie odpowiedziała, bo Kyōran nie wyglądała jak gdyby potrzebowała odpowiedzi. Chyba musiała się wygadać, czy coś. Tak przynajmniej rozumiała to Rin. Kyōran jednak na tym nie poprzestała. Mówiła o siostrach, o swoich podróżach za miasto, o wychodzeniu za mąż - na co Rin jedynie mocniej zacisnęła szczęki. Na samą myśl o tych jebanych poszukiwaniach odpowiedniego kandydata, które przecież już się rozpoczęły, jej flaki wywracały się do góry nogami i nie potrafiła temu nawet pomóc. Odruchowo przygryzła policzek od środka.
- Jeśli wątpisz w moje umiejętności zawsze możesz je przetestować. Nie zamierzam tak łatwo ginąć. Mogę pokonać Twoich strażników - zaproponowała w końcu chwytając ostatniej deski ratunku, tego co potrafiła. Nie była niepokonana, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nauki Korpusu potrafiły jednak polepszyć ciało i umiejętności wojownika. Musieli w końcu dorównać demonom w walce. Chociaż rzuciła wyzwanie z pewnością siebie tak naprawdę nie wiedziała czy rzeczywiście uda jej się ich pokonać. Trochę blefowała, a trochę chyba chciała spróbować. - Jednocześnie.
Jej śmiałe zagranie nie odbiło się bez odpowiedniego echa. Nie myślała za wiele, dała się ponieść. Zdała sobie sprawę ze swojego błędu, kiedy Kyōran zaszczyciła ją szerokim uśmiechem, który pewnie nie oznaczał nic dobrego. Złapana za szatę dała się dziewczynie pociągnąć. Popchnięta nie zrobiła absolutnie nic. Gdyby młoda szlachcianka ją puściła pewnie spadała by po schodach w dół. Mogła oczywiście spróbować zamortyzować jakoś upadek, ale nie zamierzała.
- Moja śmierć byłaby mądrym użytkowaniem, Uesugi-sama? - Wyszeptała na koniec blokując z nią spojrzenie. Dopiero odstawiona do pionu odwróciła wzrok i ustąpiła miejsca. Nie chciała jej prowokować. Widocznie obydwie miały sobie coś do udowodnienia. Kyoran chciała pokazać jak bardzo nie potrzebowała Rin, a Rin totalnie odwrotnie.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
For you to come along with me
Come, follow me, i'm begging you, please
"I'll follow you down"
- Lepiej oddać córkę niż syna, przynajmniej u Asano - odparła chyba próbując zażartować, chociaż kiedy już powiedziała swoje na głos nie brzmiało to jakoś śmiesznie. Przełknęła ślinę momentalnie się pesząc. Do tej pory rozmowa jakoś się kleiła i nie chciała tego spierdolić jednorazową próbą bycie zabawną, żeby jakoś wpasować się w humor rozmówczyni.
Widziała jej irytację, widziała jej niechęć. Kyōran zdecydowanie nie miała ochoty kontynuować rozmowy o Kiyo, a jednak twardo stała przy swoim. Rin nie zamierzała się kłócić. Wiedziała, że powinna odpuścić i nic więcej nie mówić. Puścić temat mimo uszu.
- Oczywiście, Usesugi-sama, jeśli jednak będzie Twojemu bezpieczeństwu, bycie wcieleniem kogokolwiek jej nie ochroni - odparła próbując zasznurować sobie usta wszelkimi resztkami silnej woli. Nie podważała stanowiska Kiyo, mimo że bardzo pragnęła. Demon był jedynie demonem, nikim więcej. Absotlunie nie wierzyła w coś tak absurdalnego jak bycie wcieleniem boga. Rin nie należała do tej bardzo wierzącej części społeczeństwa, chociaż nie mówiła o tym głośno. Twardo stąpała po ziemi. Nie miała prawa rzucać w Kyōran argumentami. Kim była, żeby podważać jej zdanie? Mogła jedynie zapewnić ją o swoim stanowisku i oddaniu. Nic innego w tym temacie jej nie zostało. Chociaż wizja skrócenia Kiyo o głowę bardzo długo jej nie opuszczała i nie potrafiła ukryć czystej niechęci.
Oczywiście, że jej nie uwierzyła. W końcu była inteligentną, młodą Szlachcianką. Czemu zwykła dziewczyna miałaby pokonać większych od siebie, pewnie bardziej doświadczonych w boju strażników? Albo blefowała, albo rzeczywiście była tak pewna siebie. Na szczęście zaciekawiła na tyle Kyōran, że ta jej nie wyśmiała, a zwyczajnie sama chciała przekonać się o wyniku bójki. Poczuła dziwne uczucie satysfakcji. W końcu mogła z kimś powalczyć. Oczywiście ludzie byli mało wymagający w porównaniu z demonami. Dobre jedna kto niż nic.
Zabaw się.
- Rodzina już wymyśliła mi zajęcie na ten czas - odpowiedziała ciszej z ogromną dozą niesmaku, którego nie dała rady ukryć. Stara Asano już od dawna zacierała rączki szukając odpowiedniego kandydata na męża dla Rin. Nie, żeby jej córka uważała to za fatalny pomysł, ale kto przejmowałby się jej zdaniem, prawda? - Wyjeżdżasz w podróż? - Zapytała zaciekawiona, jednak tym samym spróbowała zmienić temat na jakiś bardziej przyjazny. Podróże dla wielu stanowiły coś przyjemnego Formę odskoczni. Rin kojarzyły się przede wszystkim z pracą jako Zabójca.
Kyōran wyczekała na odpowiedni moment, żeby w końcu zapytać to co pewnie najczęściej chodziło jej po głowie. O intencje. Odpowiedzi mogły być różne, chociaż Rin miała wrażenie, że ta i tak jej nie uwierzy. Obojętnie co by nie odpowiedziała. Tak czy tak zamierzała trzymać się prawdy, bo czego innego?
- Szanuję Twoją rodzinę, ale dotychczas poznałam tylko Ciebie. Rodzina Asano otrzymała takie zlecenie od samego Daimyo, dlatego tutaj jestem. Nie wiem jaki w tym ma interes Twój ojciec czy siostry, Pani - odpowiedziała wytrzymując jej przenikliwe spojrzenie. Zblokowała je z łatwością i nie zamierzała pierwsza odwracać wzroku. Była pewna swoich słów, tak samo jak nie przeszkadzał jej niewielki dystans, który je dzielił. Kyōran pewnie nie była jedyną szlachcianką, której zapewniono dodatkową ochronę. Była jednak tą, do której przydzielono właśnie Rin. Teren Osaki pozostawał jednak niebezpiecznym miejscem, zwłaszcza w ostatnich czasach. - Myślisz, że będę mu skarżyć?
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
Kiedy kobieta zapytała o domysły Uesugi, po krótkiej chwili odwróciła wzrok jako pierwsza, jednak tylko dlatego, że tę złapała za nadgarstek i pociągnęła za sobą do świątyni, do której dotychczas nawet nie planowała zaglądać. Otworzyła ciężkie drzwi i wepchnęła przez nie Asano, a zamknęła je zaraz za sobą.
For you to come along with me
Come, follow me, i'm begging you, please
"I'll follow you down"
Zmiana tematu znacznie polepszyła atmosferę. Przynajmniej z pozoru. Rin zdecydowanie bardziej wolała opowiadać o swojej niechęci do demonów niż o planach jej rodziny. Pokręciła przecząco głową.
- Chciałabym, uwierz mi - odparła naprędce nie za bardzo zastanawiając się nad niechęcią tak bardzo słyszalną w jej głosie. Na niektóre decyzje rodziny zwyczajnie nie miało się wpływu, albo jak w przypadku Rin - na żadne. - Poznam kolejnego kandydata na mojego przyszłego męża. Znowu - wyjaśniła i jak zawsze musiała dorzucić swoje trzy grosze. Nie było przecież tajemnicą, że dwóch pierwszych pożarł jakiś wygłodniały demon i od tamtej pory Rin zdecydowanie straciła na markecie panien do wydania. Cóż podobno przynosiła pecha. Oby tylko ten pech nie objął także Kyoran.
Czas spędzony przez Szlachciankę była na pewno bardziej przyjemny. Podórżowanie w odwiedziny. Herbatki, kolacje i tańce. Tak go widziała. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie dodała:
- Uważaj na siebie.
Nie rozumiała dlaczego nie mogła jej towarzyszyć. W końcu miała zapewnić jej ochronę. Chociaż jej zadanie jak i obecność w Osace miała większe znaczenie i była zdecydowanie bardziej zawiła, to stawiała bezpieczeństwo Kyoran jako priorytet. Przynajmniej z pozoru i w oczach Rin. Czy daimyo lub ojciec panny Usesugi też tak uważał? Za pewne nie do końca. Każdy miał w tym swój interes i niestety każdy był inny.
Wepchnięta do pomieszczenia przeszła kilka kroków do przodu przyglądając się dziewczynie z zaciekawieniem. Kyōran była inna niż się spodziewała. Bardziej otwarta, chociaż zarazem okropnie skryta. Nie było jej łatwo rozgryźć, nie żeby Rin miała w tym jakikolwiek interes. Poszła w ślady swojej rozmówczyni przeglądając każdy zakamarek pomieszczenia. Nie spodziewała się nikogo zobaczyć, w końcu pewnie by tę osobę usłyszała zanim weszły do środka.
Już chwilę później stała przed swoją nową właścicielką i zdecydowała się usiąść dopiero, kiedy ta ją zaprosiła. Nabicie głowy na płot nie zrobiło na niej większego wrażenia. W końcu nie jeden demon już próbował. Tym razem jednak mogłoby się rzeczywiście udać, bo Asano nie zamierzała się bronić. Słuchała Kyōran z dużym zaciekawieniem. Kiedy powędrowała wzrokiem za jej kciukiem wskazującym na niewzruszony posąg, parsknęła cicho. Zasłoniła usta dłonią, bo przecież nie wypadało, a ona zwyczajnie nie dała rady się powstrzymać. Szlachcianka bywała naprawdę zabawna, zwłaszcza kiedy się nie starała. Była też okrutnie ładna, przynajmniej w oczach Rin.
Nie odsunęła się, kiedy Kyōran niebezpiecznie zniwelowała dzielący je dystans. Wytrzymała także jej spojrzenie, przynajmniej z początku. Wyciągnęła dłoń w jej stronę, jak gdyby chciała ją do siebie przyciągnąć. Może zrobić większe wrażenie? Ta jednak zawisnęła między nimi, bo Rin oczywiście nie odważyła się jej dotknąć. Już po chwili opadła w dół, a dziewczyna jedynie westchnęła.
- Powód. Omija Cię powód, Uesugi-sama - zaczęła nie odrywając od niej ciemnoniebieskich tęczówek. Była to forma przesłuchania, z czego doskonale zdawała sobie sprawę. - Coś czego żadna z nas nie wie. Coś co się pewnie jeszcze nie wydarzyło. Ktoś jednak czyni przygotowania, a ja w Twojej ochronie to jedno z nich - kontynuowała swój tok rozumowania, bo chociaż wiedziała więcej niż Kyōran, w końcu należała do Korpusu, nie wiedziała także wszystkiego. Przydzielono ją do zadania i tego zadania miała się trzymać. Rin nie potrzebowała znać powodu swojej wizyty w Osace. Wykonywała obowiązki skrupulatnie, bo tak jej kazano. Nie zadawała zbędnych pytań. Nie miała do tego prawa. - Myślę, że jeśli poczekamy odpowiedź sama do nas przyjdzie. Tak mi się przynajmniej wydaje - dodała wzruszając lekko ramionami.
- Co do Twojej siostry. Walczyłabym z każdym demonem, obojętnie czy to księżniczka czy byle śmieć z ulicy. Nie jest wyjątkowa.
Z każdym, oprócz tego jednego.
W końcu odwróciła wzrok unikając miażdżącego spojrzenia Kyōran.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
For you to come along with me
Come, follow me, i'm begging you, please
"I'll follow you down"
Skinęła głowę na uwagę rozmówczyni. Nikt nie lubił czekać, ale nie zamierzała tego komentować. Skoro tak sobie życzyła, mogła jedynie spróbować wypełnić jej prośbę. Nie wiedziała wszystkiego, więc nie mogła też wtajemniczyć Kyoran w to co miało nastąpić. Z drugiej strony im mniej wiedziała tym bezpieczniejsza była. A to przecież było zadaniem Rin. Zapewnić jej bezpieczeństwo.
Na nagłe pytanie zachłysnęła się powietrzem. Zamrugała kilka razy analizując słowa kobiety. Nie zdążyła ukryć zaskoczenia. Nie miała zamiaru jej kłamać. Nie mogła. Obojętnie jakie musiałaby ponieść konsekwencje. Panna Uesugi domagała się prawdy. Co innego jej pozostało? Nawet, jeśli ton Szlachcianki wskazywał na jej niezadowolenie. Zblokowała spojrzenie z przenikliwymi tęczówkami Kyoran. Wyprostowała się, uderzając zaciśniętą pięścią w miejsce gdzie znajdowało się jej miarowo bijące serce.
- Asano Rin, Zabójca Demonów, ranga Kanoto - wyrecytowała nie ruszając się z miejsca. Wciąż hardo wpatrując się niebieskimi tęczówkami w swoją nową właścicielkę. Co myślała? Co zamierzała zrobić? Życie Asano należało do niej i ta wiadomość nie mogła tego odmienić. W oczach Rin jej los był bardzo prosty. Nie musiała o niczym decydować. Nie musiała ponosić żadnych konsekwencji ciężkich decyzji i wyborów. To Uesugi była tutaj od myślenia.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
For you to come along with me
Come, follow me, i'm begging you, please
"I'll follow you down"
- Ani nie niska ani nie wysoka - wyjaśniła wzruszając lekko ramionami. Ktoś mógłby jej zarzucić przesadną skromność, ale była tym razem zwyczajnie szczera. Wśród Zabójców nie było to jakimś większym wyczynem. Oznaczało zaledwie, że miała już całkiem spore doświadczenie w walce, a jej umiejętności była na ponad przeciętnym poziomie. Aż tyle, albo tylko tyle. Znaczyło to także, że przetrwała kilka starć z demonami. Nie każdy mógł się cieszyć takim sukcesem. Spora część Zabójców zwyczajnie umierała na wstępie. Na wspominkę o strażnikach uśmiechnęła się lekko. Delikatny uśmiech zdecydowanie dodawał jej uroku i odejmował kilka lat. Czasami łatwo było zapomnieć, że Rin była jeszcze młoda. Chociaż zachowywała się dziwnie poważnie, czasami wychodził z niej młodzieńczy wiek. - Wciąż chętnie bym ich dla Ciebie poskładała - dodała pogłębiając uśmiech samozadowolenia. Każdy głupi mógłby dostrzec, że walka sprawiała jej przyjemność. Kyoran była jednak znacznie bystrza i bez problemu mogła także wyczytać, że oprócz zamiłowania do walki, Rin posiadała także uzależnienie od adrenaliny i narażania własnego życia. W obronie Kyoran czy z innego, mniej ważnego powodu.
Potem niestety - dla Rin - rozmowa przeszła na mniej znośne tematy. Oczywiście nie mogła marudzić, jeśli właśnie o tym chciała rozmawiać Szlachcianka. Uśmiech jednak zniknął z jej twarzy zastąpiony neutralnym wyrazem twarzy typowej służbistki, która nie mogła powiedzieć rozmówczyni, żeby przestała pytać. W momencie poczuła się jak na przesłuchaniu, nie zrezygnowała jednak z odpowiedzi. Nie mogła, chociażby tego chciała.
- Takie było życzenie mojej rodziny. Mój kuzyn należy do Korpusu dłużej niż ja - wyjaśniła lustrując reakcję Kyoran ciemnoniebieskimi tęczówkami. Stała prosto i sztywno. Chyba tak jak powinien zachowywać się strażnik panny Uesugi. Z dystansem, a jednak blisko. Na tyle blisko, żeby ją zasłonić, gdyby coś się stało. - Dwóch poprzednich kandydatów zostało zjedzonych przez demony. To za pewne przypadek, ale zdecydowanie negatywnie wpływa to na moją reputację jako kandydatki do zamążpójścia - wyrecytowała słowa starej Asano bez krztyny urazy, smutku czy żalu. Wręcz przeciwnie. Rin nie chciała wychodzić za mąż. Nie chciała zostać w domu i opiekować się potomkami. Chciała walczyć. Chciała być przydatnym narzędziem w rękach swoich panów. Niestety powinność bardzo rzadko szła w parze z chęciami, a ona nie znajdowała się w pozycji, żeby czegokolwiek odmówić.
- A Ty Usesugi-sama? Kim tak naprawdę jesteś?
Odważyła się zapytać.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
For you to come along with me
Come, follow me, i'm begging you, please
"I'll follow you down"
Każda rodzina samurajska rządziła się swoimi prawami. Asano nie byli inni. Rodzina posiadała wielu członków, wiele odłamów, a każdy z nich był różny.
- Konkurencja rodzinna - dodała z rozbawieniem, bo Kyoran wcale się nie pomyliła. Każda część rodu chciała być tą najważniejszą, tą najlepszą i najsilniejszą, a u Asano najbardziej ceniło się ich umiejętności w boju. Niezależnie od płci. I chociaż posiadała kilku starszych braci najbardziej nadawała się na zabójcę. Dlaczego? Nigdy jej nie powiedziano. - Chociaż tak naprawdę marna ze mnie konkurencja. Jestem jeszcze przed połową drogi na sam szczyt, gdzie zasiada mój kuzyn - wzruszyła ramionami. Jej kontakty z rodziną były ciężkie i czysto służbowe. Co do Daiskue. Od zawsze był dla niej kimś innym. Bardziej ludzkim i normalnym.
- Rodzina jest podobno najlepszą swatką, prawda? - Zapytała kąśliwie nie kryjąc nawet wyrzutu. Nie była zadowolona z takiego obrotu spraw i nie potrafiła tego nawet ukryć. - Więc sama rozumiesz Pani - dodała kiwając głową w zamyśleniu. Każda kobieta musiała przez to kiedyś przejść. Prędzej niż później. Rin specjalnie spychała ten temat jak najdalej, na jak najdłużej. Niestety musiał ją kiedyś dogonić, a teraz cała sytuacja z zaręczynami rozwijała się zadziwiająco szybko. Jak dla niej stanowczo za szybko. - Pani mąż lub narzeczony jest nieobecny?
Wysłuchała jej w milczeniu rejestrując co mogła. Zainteresowania, hobby, sposób w jaki mówiła o swojej rodzinie. Zdała sobie sprawę, że rozmowa z Kyoran potrafiła być zadziwiająco przyjemna. Nie taka sztywna i poważna. Zastanawiała się, czy Szlachcianka zechce się kiedykolwiek przed nią otworzyć. Kiedyś, nie teraz. W końcu było to zaledwie ich pierwsze spotkanie. Jedno z wielu. Rin mogła być i tak wdzięczna za czas, jaki poświęciła jej Kyoran.
- Słyszałam o Tobie wiele, Uesugi-sama, ale chciałam zwyczajnie usłyszeć coś od Ciebie.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
z/t x2
For you to come along with me
Come, follow me, i'm begging you, please
"I'll follow you down"
Nie możesz odpowiadać w tematach