Posążki Jizo
⠀⠀⠀⠀Pod klonem ustawiono z dawna niewielki, kamienny podest, teraz gęsto omszony, który spełniał rolę lokalnego miejsca modłów. Na wierzchu znajdowało się kilka podobizn buddyjskiego bóstwa Jizo, oraz małe tabliczki z wykutymi w nich znakami kanji. Teraz obok zwykłej zastawy demonica ustawiła płytki spodek z sake i małe pudełeczko ciasteczek ryżowych. Klasnęła w dłonie.
⠀⠀⠀⠀Z drugiej strony ogrodu dotarł do niej paskudny śmiech z rodzaju tych, które nie zwiastowały niczego dobrego. Od razu poczuła w żołądku niepokój, a poza tym irytację, że ktoś zakłócił jej bezgłośną modlitwę. Napływające na zewnątrz towarzystwo chyba nawet jej nie dostrzegło, bo oto właśnie ciągnęli na środek jakąś umorusaną, omdlewającą ofiarę. Niewyszukane obelgi stanowiły większość ich porywającej dyskusji, dlatego Suiren nie od razu zorientowała się w sytuacji. Wstała z przykuca i wygładziła szatę, mimochodem zerkając w kierunku podestu.
⠀⠀⠀⠀— Nie marnuj sił na podnoszenie się ślicznotko! Na kolanach będzie ci wygodniej! — wykrzyczał ktoś rozbawiony swoim żartem, gdyż po tych słowach ogród rozbrzmiał jego donośnym śmiechem.
⠀⠀⠀⠀Sytuacja byłą dziecinnie prosta w interpretacji. Trzy demony dorwały się do samotnej kobiety. Sądząc po zapachu - ludzkiej. Suiren miała wrażenie, że jeszcze rano widziała ją na korytarzu w towarzystwie drobnego mężczyzny, najpewniej jej wybranka. Teraz nie było po nim śladu, a rozwój sytuacji sugerował, że ona również wolałaby być gdzieś indziej. Szatę miała rozdartą, a zaróżowione policzki przecinały wilgotne ślady łez. Wyrywała się.
⠀⠀⠀⠀— Nie, nie... zostawcie... — Walczyła bez szans na wygraną. Nie mogła przeciwstawić się trzem znacznie silniejszym napastnikom. A przynajmniej nie, dopóki stojąca w pewnej odległości Suiren nie zareaguje na rozgrywającą się ku jej obrzydzeniu scenie.
⠀⠀⠀⠀A z każdą chwilą zwłoki demony pozwalały sobie na więcej.
⠀⠀⠀⠀Wśród demonów to raczej dobroć spotykała się z odrzuceniem. Nic nie usprawiedliwiało jednak tego, co troje mężczyzn zamierzała zrobić z bezbronną kobietą. Pożarcie jej było ostatnim, co przychodziło na myśl, gdy obserwowało się ich śmiałe poczynania.
⠀⠀⠀⠀Głośne kroki drewnianych geta nie przyciągnęły ich uwagi. Dopiero kiedy Suiren pochwyciła w powietrzu wyciągniętą do zadania ciosu rękę, mężczyzna odwrócił się zaskoczony. Szeroko rozwarte powieki zwęziły się szybko do wąskich szparek i mężczyzna warknął, wyrywając pięść. Wydawał się jednak zbity z tropu.
⠀⠀⠀⠀— Czego?! — zapytał głupio, a wypuszczona z uścisku dziewczyna plasnęła smętnie między nimi.
⠀⠀⠀⠀Jedna samotna kobieta nie stanowiła pocieszającego widoku, szczególnie że dla dobra Hatsuyuki, Suiren przebywała tu pod swoją najbardziej ludzką postacią. Gdyby nie wysokie geta, demonom sięgałaby najwyżej do ramion. Nikt nie uznałby jej za zagrożenia. Nawet ona nie była do końca pewna, co zrobili jeżeli mężczyźni - którzy z resztą również nocowali w przybytku - wcale jej nie posłuchają.
⠀⠀⠀⠀Zachowała jednak niewzruszone oblicze.
⠀⠀⠀⠀— Goście ryokanu to nie pożywienie. Jeżeli nie pasują wam tutejsze zasady, to możecie śmiało poszukać sobie innego miejsca — oznajmiła surowym tonem, na co jeden z demonów machnięciem ręki rozorał jej policzek.
The silence is your answer.
Rash przemierzając jej drogi, obserwował zaczerwienione od wiatru twarze i całą gamę emocji na nich się malujących. Nie spodziewał się, że tak szybko przyjdzie mu wrócić do okolicy. Po raz pierwszy wracał do innego miejsca niż do swojej jaskini; norę odwiedził jedynie przelotnie, ogarniając pajęczyny u wejścia, a następnie ruszył dalej w drogę.
Ryokan miał być jego azylem, miejscem wylizywania ran i spokojem. Przystanią w wędrówce i poszukiwaniu. Z tą myślą kierował się do zajazdu, pragnął w nim odsapnąć od natłoku wydarzeń. Miał nadzieję nie spotkać tam nikogo ani tym bardziej niczego co zaburzyłoby jego spokój.
Niestety u progu zaczęły docierać do jego uszu przeróżne dźwięki. Na początku zignorował je, lecz pierwsze oznaki frustracji pojawiły się na niezmąconej spokojem twarzy.
W głowie pojawiła się myśl — świetnie się zaczyna i trzymała go na tyle długo, aż nie podjął decyzji, że po prostu przejdzie bocznym korytarzem do pokoju, jednak lamenty stawały się bardziej wyraźne, irytujące. W tle łkała jakaś kobieta, a na przodzie wtórowały głośne męskie śmiechy.
Rash przystanął u progu ryokanu, wyczuwając w powietrzu człowieka i demony. Najpewniej ruszyłby dalej mimo frustracji, kiedy poczuł dobrze znany mu zapach, a zaraz potem usłyszał dobrze znany głos.
Właścicielka zajazdu.
Suiren.
Nie brzmiała na zadowoloną, coś działo się przy posażkach, a ona zdawała się główną inicjatorką zamieszania.
Rash zawahał się chwile, zastanawiając czy ma ochotę mieszać się w awanturę. Nie był do niczego zobowiązany.
Głosy nie milkły.
Klasnął językiem o podniebienie.
Ciekawość zwyciężyła.
Zbliżył się miejsca wrzawy, jednak stojąc gdzieś z boku, wpół cieniu. Obserwował zdarzenie, które w szybkim tempie nabierało rozpędu. Demony posuwały się coraz dalej, a zrozpaczona kobieta nijak miała szansę z nimi wygrać, lecz miała na tyle szczęścia, że trafiła w zajeździe na Suiren. Demonica zgodnie z własnymi założeniami, pomysłem na ryokan twardo postawiła warunki, lecz chyba nie spodziewała się podobnej zniewagi. Demony nijak miały ochotę słuchać, wręcz przeciwnie — jej słowa je bardziej rozbawiły. Jeden z nich, ten, który smagnął jej policzek, i górując nad nią wzrostem, wyrzęził:
— A kto niby o tym tu decyduje? Ty? — Przechylił głowę na bok, zerkając rozbawiony na kompanów, którzy popychali kobietę od jednego do drugiego, jak gdyby jej ludzkie ciało było zwykłym przedmiotem.
Rash ze znużeniem patrzał na bydło skaczące po placu i dotarło do niego, że minie wiele czasu, zanim demony zrozumieją ideę tego miejsca.
Suiren najwidoczniej również szybko pojęła, być może dlatego poszukiwała sojuszników, aby móc utrzymać w ryzach pozostałą hołotę.
— Tak, ona — rzucił gdzieś za ich plecami, stojąc na wpół widoczny dla ich oczu — Macie problem z tym? — wychrypiał ostrzegawczo, a w ciemnościach błysnęły dobrze znane, zielone ślepia.
⠀⠀⠀⠀Wszystkie mięśnie spięła w gotowości, jak do walki. Kolejne śmiałe ruchy, czynione jakby na złość, na przekór jej prośbie szarpały kolejne struny jej zwykłego opanowania. Prośby i słowa modlitwy już dawno ulotniły się z umysłu skrzydlatej, zapomniała co i dla kogo zostawiła przy posążkach. Wizja zawężała się jak u wściekłego zwierzęcia, które skupione na celu zapominało o istnieniu otoczenia.
⠀⠀⠀⠀Przetarła dłonią nacięcia, pozostawiając na skórze rozmazane, wiśniowe smugi.
⠀⠀⠀⠀A kto niby o tym tu decyduje?
⠀⠀⠀⠀Kpiący ton dotarł do niej jak przez gęstą warstwę wody. Gdzieś z tyłu głowy kołatały się usłyszane właśnie słowa, ale nie reagowała. Rany na policzku zasklepiły się bezgłośnie. W jednej chwili pobłyskiwały wilgocią krwi, a w następnej policzek odzyskał jednolity, blady odcień talku. Ręka z rozrzuconymi palcami wystrzeliła w kierunku stojącego najbliżej mężczyzny - tego, który właśnie zamachiwał nogę do wymierzenia ofierze kolejnego kopnięcia. Pazury otoczyły jego łeb niczym szpony, a z pod dłoni dociśniętej do jego potylicy wystrzeliły kwiaty w monochromatycznej czerwieni.
⠀⠀⠀⠀A potem głowa demona zniknęła, pękła jak dojrzały owoc plując przed siebie ciemną krwią, która zaplamiła jego obwisłe nagle ciało, ścieżkę i wszystkich dookoła. Trwało to zaledwie kilka sekund, które wystarczyły, aby przez twarze pozostałych dwóch mężczyzn prześlizgnęły się emocje szoku i przerażenia. Gdzieś z oddali dotarły do niej ciche jak pomruki odległej burzy słowa Rasha.
⠀⠀⠀⠀Powietrze ze świstem prześlizgnęło się przez jej rozchylone wargi i w chwili, która trawa mniej niż mrugnięcie, łeb dekapitowanego mężczyzny złożył się w całość dokładnie w tym miejscu, w którym cały czas powinien być. Demon zachwiał się na własnych nogach i przechylił do przodu ratując od upadku szybkim krokiem. Zamrugał zdezorientowany nie mniej co jego koledzy.
⠀⠀⠀⠀Suiren cofnęła rękę. Cofnęła też domniemaną próbę morderstwa, jakby nic takiego nie miało w ogóle miejsca. Ale nawet wtedy, gdy wszystko inne wróciło do normy, wszędzie obok nadal perliły się ciemne krople krwi. Spojrzała pod nogi, wierzchem dłoni ścierając wilgotne plamy z policzków i szyi.
⠀⠀⠀⠀— Nie walczcie, proszę — dodała grzecznie, zwijając się przed znajomym spojrzeniem.
⠀⠀⠀⠀Tym razem, gdy zbliżyła się do skurczonej na ziemi kobiety, nikt jej nie przeszkadzał. Przeszła pomiędzy demonami i przykucnęła obok rannej i zapłakanej dziewczyny. Złapała ją za ramię, którymi osłabiała głowę i z trudem odciągnęła je od jej oczu. Ofiara była na granicy omdlenia, gałki uciekały jej w głąb czaski, krwawiła z wielu ran i była w szoku.
⠀⠀⠀⠀Chyba wszyscy po trochę byli. Nawet Suiren telepała się pod cienką warstwą ubrań i chłód jesiennej nocy nie miał z tym nic wspólnego. Palce miała zesztywniałe i wszystkie gesty wykonywała bardzo nieporadnie, jakby zapomniała w jaki sposób używa się rąk.
⠀⠀⠀⠀— Trzeba jej pomóc... — oznajmiła cicho.
The silence is your answer.
Przez chwilę przez myśl mu przeszło — jak bardzo jest wobec niego szczera, czy prezentowana wcześniej nieporadność i dobroć, to jedynie maska, a ona z gracją aktorki odgrywa spektakl?
Z trudem przeszedł obok tych myśli, obserwując rozwój sytuacji, pozwalając na eskalację prawdziwej natury kobiety.
Nie interweniował. Pozwolił jej działać, mając w końcu okazję zobaczyć to, co tak skrzętnie przed nim ukrywała.
Stał nieporuszony za plecami demonów, wzrokiem jedynie obserwując ludzkie ciało, które wiło się po posadzce.
Sytuacja nie napawała go współczuciem, a raczej znudzeniem, gdyż wielokrotnie był świadkiem podobnych scen. Większość demonów nie miała poszanowania dla ludzi, traktując ich niczym bydło do uboju, lecz tym razem sam demon padł ofiarą swojej pobratymczymi, która roztrzaskała jego czaszkę w efektowny sposób.
Mina, z jaką wrócił do stanu pierwotnego, ukazywała szok, który szybko namalował się na paskudnej, brudnej gębie demona. Suiren go znieważyła, a tego nie mógł puścić płazem; w akcie furii chciał doskoczyć do demonicy i odwdzięczyć się za zniewagę, ale Rash powstrzymał wystrzelone w jej stronę szpony, łapiąc w stalowy uścisk, tuż na przegubie jego dłoń.
— Nie radzę — wychrypial, a spod gęstej białej grzywki błysnęły jadeitowe, wściekłe ślepia. Wzrokiem z dołu lustrował zmieniającą się mimikę natręta. — Wynoście się stąd — poprosił ze spokojem, lecz jego uścisk z każdą chwilą stawał się mocniejszy, aż w końcu pierwsze delikatniejsze kości się złamały.
Chłodne grudniowe powietrze wdarło się na dziedziniec, przemierzając we frywolnym tańcu między posążkami, docierając do nich. Ciałem ludzkiej kobiety wstrząsnął dreszcz, ale nie to dla niej było najgorsze, a trauma, jaką właśnie doświadczyła. Wywrócone oczy, rażące swymi białkami, rozchylone usta i wiotkie ciało wskazywało na stan praktycznie całkowitego odcięcia od rzeczywistości. Rogacz kątem oka tylko dostrzegł ten obrazek, dopiero dłużej zatrzymał się na kobiecie w momencie, w którym Suiren zdecydowała się nią zająć.
Z uwagą, chwilowym zawieszeniem obserwował ruchy Suiren, sposób jej dbania i ofiarowania pomocy.
Niestety trwało to krótką chwilę.
Agresywny demon szarpnął ręką, co otrzeźwiło Rasha, aby ponownie zmierzyć się z nim wzrokiem i stając między Suiren a nim.
— Coś jeszcze? — zapytał, a z przedramion wolno wysuwały się ostre końcówki kości niczym u jeża.
Słowa gospodyni ryokanu odbiły się między czterema mężczyznami, rozrzedzając narastające napięcie.
Demony cofnęły się, gdyż obrót spraw nie był im na rękę, nie chciały walczyć, a bawić, co popsuła im gospodyni zajazdu.
Cienie ich sylwetek w końcu zniknęły z dziedzińca, a oni zostali sami, tym razem z ludzką przyzwoitką.
— Jak zamierzasz jej pomóc? — zapytał, stojąc nad nimi. Wsunął dłonie do obszernych kieszeń spodni.
⠀⠀⠀⠀Słyszała jeszcze ostrą wymianę, toczącą się krótko ponad nią, aż wreszcie ciężkie szuranie buciorów zastąpił sprężysty jak u kota krok.
⠀⠀⠀⠀— Uleczę ją — odparła odrobinę za szybko, odrobinę zbyt szorstko. Pytanie ledwo padło, ale perspektywa ciężkiej ciszy spadła jej na ramionach jak wypowiedziane o jedno za dużo słowo. Jakby broniła się przed zarzutem, który nigdy nie padł - bo sama go ku sobie skierowała. Ta dziwna presja, wstyd przed tym co właśnie zrobiła. Czuła się jak dziecko przyłapane na kradzieży, a wszystkiego światkiem był właśnie Rash, przed którym tak skrzętnie skrywała przez ostatnie miesiące swoje destrukcyjne moce.
⠀⠀⠀⠀I nawet nie znała powodu takiego postępowania.
⠀⠀⠀⠀Chyba, pomyślała, chyba po prostu chciałabym przed kimś wyglądać na czystą.
⠀⠀⠀⠀Oplotła palce na ramieniu roztrzęsionej dziewczyny, której twarz zastygła w wyrazie niemego krzyku. Zapach ludzkiej skóry i jej miękki, ciepły dotyk pozwolił jej powoli się uspokoić, wyrównać oddech. Nie była potworem, tylko zrobiła coś potwornego, a to różnica. Nie oznacza to jeszcze, że traciła zmysły, że stawała się jak te demony, o których opowiadał jej kiedyś Araki.
⠀⠀⠀⠀— Pomożesz mi ją wnieść na górę? Do mojego pokoju — zapytała spokojnym już, rzeczowym tonem. Uniosła wzrok na mężczyznę, rzucając mu ciekawskie spojrzenie. Dopiero teraz dotarło do niej, że tu był - i myśl dla odmiany nie przyniosła jej obaw. Z drugiej strony pojawiło się przyjemne, niemalże ciepłe uczucie tuż nad mostkiem - znowu tu jest. Mimo wszystko.
⠀⠀⠀⠀I, oczywiście, gdyby tylko spróbowała, przeniesienie cherlawej, ludzkiej dziewczyny nie przyniosłoby jej rządnych trudności, a mimo to podtrzymała uniesioną w pytaniu brew i utkwione w rogaczu spojrzenie nieprzywykłej do pracy fizycznej szlachcianki. Choć jej ojciec był zaledwie panem, wychował córki w należytych im wygodach. Nawet po stracie swojej dawnej tożsamości Suiren spoglądała na mężczyzn z szacunkiem, ale również jako osoby odpowiedzialne za, chociażby noszenie ciężarów.
⠀⠀⠀⠀Ona w tym czasie minęła go i zatrzymała się przy pierwszych drzwiach przesuwnych. Machnięciem dłoni wskazała kierunek. To było jej miejsce, jej dom, poruszała się po nim z gracją i pewnością. Oparta o framugę wpasowywała się w obrazek zabytkowego ryokanu jak malowidło w ramkę. Na miękkich, alabastrowych szatach widniały krwawe plamy, a blady policzek kobiety zdobiła rozmazana, brązowa krew. Ponad nią wisiało czujne spojrzenie.
⠀⠀⠀⠀— Rash? — przypomniała się miękkim jak miód z mlekiem tonem.
The silence is your answer.
Czy i jego Suiren mogła uleczyć? Wyrwać czarną, gęstą breję spowitą wokół martwego serca, aby chociaż choć raz mogło zabić w jego piersi?
Chciał lekarstwa. Szukał swojego lekarza. Potrzebował reanimacji, tchnięcia w jego znużony żywot iskry.
Wszystkie dni powoli się zacierały, stawały się takie same — szare, ponure, pełne krwi, samotności i ciszy. Egzystencja przypominała wegetację, walkę o bezsensowne przedłużenie życia o kolejny dzień i kolejny, i kolejny...
Uleczę ją.
Na usta cisnęły się słowa — jak? Wątpił w cudowne zdolności lecznicze demonicznej gospodyni zajazdu. Mogła jedynie zadbać o to, co widoczne gołym okiem, o zewnętrzne rany, które w porównaniu z nimi wewnątrz były małą ryską na szkle.
Rash przez chwilę zastanawiał się, czy ta kobieta po takim doświadczeniu będzie równie pustą skorupą, co oni. Czy ból oraz trauma, którego doświadczyła minie i będzie wstanie zapomnieć, wracając do swojego dawnego życia?
Ludzie go powoli zaczynali fascynować — a raczej ich sposób doświadczania codzienności. Mieli wachlarz możliwości, niekończące się możliwości. Nie ograniczało ich nic ani nikt. Nie obawiali się pogody, mogli wystawiać twarz ku słońcu, czuć jego przyjemny żar. Rogacz dałby wiele, aby kiedyś móc bez obaw zobaczyć tą odległą jaśniejącą lampę.
Suiren skuliła się pod jego wzrokiem, a może tylko jemu się wydawało, gdyż wiatr mocniej smagnął ich skóry, co nawet długowłosy sam odczuł. Nie zareagował, ani nawet nie skomentował widowiska, którego był świadkiem jeszcze kilka chwil temu.
— Pomożesz mi ją wnieść na górę? Do mojego pokoju.
Podniósł brew do góry, stojąc nad kobietami i nie ruszając się z miejsca. Pytanie z kategorii absurdalnych zbiło go lekko z tropu, lecz mina Suiren nie wyrażała rozbawienia i chęci żartu. Naprawdę oczekiwała pomocy.
Opuścił barki, rozluźniając się i kucając tuż obok nich. Złapał nieprzytomną kobietę pod kolanami, a jej tułów oparł o swoje przedramię; głowa mimowolnie opadła na klatkę piersiową.
— Rash?
Jego imię brzmiało dziwnie miękko w jej ustach. Stojąc z nieprzytomną kobietą, w milczeniu obserwował wargi Suiren wypowiadające to krótkie słowo. Pierwszy raz jego imię było bezpieczne w czyiś ustach.
— Prowadź — odpowiedział w końcu niskim, trochę ochrypłym głosem. Zbyt długie milczenie spętało mu krtań, jakby na nowo musiał się nauczyć mówić.
Podążył za Sui, przekraczając próg jej pokoju. Od razu położył kobietę na futonie, odsuwając się od niej, gdyby nagle miała odzyskać przytomność i pierwszym co zobaczyć to twarz kolejnego potwora.
— Lubisz mieszać się w nie swoje sprawy, nie?— Oparł się plecami o przeciwległą ścianę, obserwując je z boku. Gdyby nie ich niemęczące się ciało, można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że chciał odpocząć. Chociaż czy nie było w tym prawdy?
— Minie wiele czasu nim demony zrozumieją idee tego miejsca. Czeka cię wiele pracy — powiedział bez złośliwości.
Zapach krwi kobiety stał się jeszcze bardziej intensywny, gdyż kilka ciemnych plam ozdobiły jego szatę. Ślina zebrała się w jego ustach, ale on stał nieporuszony na swoim miejscu. Zdeptał odruchy, trzymając je krótko pod butem.
⠀⠀⠀⠀Jej pokój był niewielki, choć przesuwane drzwi w głębi pomieszczenia kazały sądzić, że właściwa część, ta całkowicie prywatna, ukryta była za zasłoną. Ułożone w kwadrat ściany wyznaczały przytulne lokum, które Suiren rozświetliła podpalając ogień w pojedynczym andon. Chciała wskazać demonowi płaski materac, ale on już układał na nim ranną, zdezorientowaną kobietę. Skurczona w ramionach Rasha wydawała się jeszcze mniejsza, dzieląca ich różnica byłaby wręcz komiczna, gdyby nie ciężka atmosfera całej sytuacji.
⠀⠀⠀⠀Pani Żuraw uklękła, podwijając przy tym rękawy.
⠀⠀⠀⠀Lubisz mieszać się w nie swoje sprawy, nie?
⠀⠀⠀⠀Zacisnęła usta z urazą, ale nie uniosła wzroku. Ręce wystrzeliły gdzieś na bok, skąd z szuraniem przyciągnęły wypełniony po brzegi bagaż: szmacianą torbę przewiązaną sznurem. Grzechotania, szelesty i szklane dzwonki mieszały się z pozostałymi, tajemniczymi odgłosami zwartości, gdy Suiren zatopiła wewnątrz dłonie. Przerzucała przedmioty mamrocząc pod nosem nazwy.
⠀⠀⠀⠀Krwawnik, wrotycz, trochę suszonego kosaćca i korzeń omanu. Miała nawet trochę zmielonej wisteri, choć w tej formie była już raczej niegroźna. Czasami unosiła jakąś fiolkę i przyglądała się jej zawartości pod światło, a innym razem odkładała drobny przedmiot na bok, dorzucając go do rosnącej powoli kupki.
⠀⠀⠀⠀— A ty? Pomogłeś mi, bo masz z tym jakiś związek? — odparła w końcu, odbijając pytanie w kierunku mężczyzny. Opuściła ramiona, odkładając na bok niewielki słoiczek jakiejś zgniłozielonej maści o mocnym zapachu. Spojrzała jeszcze raz na ranną kobietę i westchnęła. — Rany w końcu się zagoją, ale nie mam tu nic na emocje. Ludzie są tacy... złożeni. Trawią ich emocje, których nie potrafię dłużej zrozumieć.
⠀⠀⠀⠀Ułożyła ramiona kobiety wzdłuż jej ciała, a potem z pomocą szmatki zaczęła nakładać maść. Krew rozmazywała się na ramieniu, mieszając z ciemną mazią. Mocny zapach wielu ziół zabijał kuszącą woń krwi, choć nawet bez tego Suiren umiałaby się powstrzymać. Niedawno jadła, powróciła właśnie do Hatsuyuki i zamierzała złożyć dary w kapliczce, kiedy...
⠀⠀⠀⠀Uniosła dłoń do twarzy kobiety i gładkimi posunięciami rozsunęła kosmyki włosów z jej twarzy. Opuszki oparły się na konturze głowy; czuła ciepło bijące od ludzkiej istoty i zmrużyła powieki w niewinnej przyjemności.
⠀⠀⠀⠀— Taką drogę wybrałam. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale w życiu nie chodzi chyba o to, by zawsze osiągać sukcesy? Te drobne oznaki wdzięczności, to ciepło które czuje pod mostkiem gdy widzę radość innych... czasami to wystarcza, żeby poczuć się jak dawniej. W takich chwilach jestem szczęśliwa — wymamrotała, gładząc policzek rannej kobiety.
⠀⠀⠀⠀Jej oddech się uspokoił. Wyglądała, jakby spała i niewykluczone, że właśnie tak reagowało jej ciało. Może poczuła się bezpieczna? Teraz, gdy napastnicy zniknęli, a ciasne, skąpane w półmroku pomieszczenie dawało jej osłonę przed złem tego świata? Suiren usiadła na łydkach i przyglądała się delikatnej, ludzkiej twarzy spod długich rzęs. Spojrzenie choć ciepłe, kryło w sobie niewypowiedziane obawy.
⠀⠀⠀⠀— Dziękuję za pomoc — odwróciła się do Rasha. Odwróciła się na kolanach i lekko dygnęła, ale zaraz potem uniosła się do pionu i w dwóch krokach znalazła się tuż obok niego. Znów opadła, uderzając kolanami o podłogę i wyciągnęła w kierunku rogacza rękę. — Ciągle mi pomagasz, choć pewnie nawet nie wiesz jak bardzo. I ile to dla mnie znaczy. W zamian powinnam Ci coś dać. — Wyciągnęła w jego kierunku dłoń, miękką częścią przegubu ku górze. — Tnij. Nie obawiam się, że wykorzystasz moją słabość. Zachowujesz się jak samuraj. Z godnością. — Uniosła wzrok znad ręki na jego twarz. — Jakie życie pozostawiłeś za sobą?
The silence is your answer.
Słowa gęste wisiały między nimi, a atmosfera, pomimo ludzkiego buforu, zdawała się nie rozrzedzać.
Suiren od razu zajęła się opatrywaniem ran kobiety, a on stał i przyglądał się temu dziwnemu zjawisku. Sytuacja wydawała się absurdalna — demon ratował człowieka. Drapieżnik łatał swoją ofiarę. Kobieta podobnymi odruchami sama pchała się przed rozgniewane oblicze ich Pana, gdyż w końcu ich egzystencja jasno określała przypisaną im rolę, a on wbrew własnym uprzedzeniom również pchał się pod topór. Trudno było mu wyjaśnić, jakimi kierował się pobudkami, lecz często racjonalizował to sobie sojuszem; zawieszonym na długim kolczyku czarno-białym piórkiem.
Obserwował lawirujące w powietrzu fiolki, które Suiren obracała w palcach, a potem znowu gdzieś znikały. Czarowała nad kobiecym ciałem, tchnąć w nią na nowo życie.
— Poniekąd mam — odpowiedział, wzrokiem przesuwając po wnętrzu pokoju, który urządzony był tak jak mógł sobie wyobrazić. Wystrój pasował do łagodnego i harmonijnego oblicza Suiren; lecz obraz ten po zajściu na dziedzińcu lekko się zakrzywił. Ile faktycznie w niej było łagodności, dobroci i empatii? Czy delikatna powłoka, za którą się skrywała była jedynie zasłoną dymną dla takich naiwnych demonów jak on? Wabiła i nęciła sojuszem, pragnąc otoczyć się wianuszkiem wojowników; marionetek chcących ją ratować.
— Szczęśliwa? — Wsunął dłonie do kieszeni spodni, ostrymi pazurami skubiąc wnętrze ubrania. — A może to radość kontroli? W końcu wtedy wszystko zależy od ciebie, słabi są zależni — Obserwował jej mimikę twarzy, ponownie nadszarpując cierpliwość, jak przy każdym ich spotkaniu.
Chciał wierzyć, że Suiren kierują altruistyczne pobudki, jednak ich chciwa i fałszywa natura nie pozostawiała żadnych złudzeń. Demony na przestrzeni lat stały się doskonałymi aktorami; wtopiły się w społeczeństwo, nadając sobie nowe miano, życiorys, aby w końcu na światło dzienne wyszła ich prawdziwa twarz. A przecież każdy z nich miał ich kilka — którą oglądał u Suiren?
— Nie dziękuj — Chciał coś jeszcze powiedzieć, kiedy nagły ruch urwał słowa w pół zdaniu. Kobieta zbliżyła się do niego, zaraz tuż przed nim opadając. Spojrzał na wyciągniętą w jego kierunku rękę i podniósł brew, nie bardzo rozumiejąc jej intencji.
— Nie oczekuje w zamian niczego — rzucił, nie odrywając wzroku. Parsknął pod nosem cicho, jakby rozbawiony i pokręcił głową.
Plecami zsunął się po ścianie, siadając, ze zgiętymi kolanami w rozkroku; tak, aby jej nogi znalazły się między jego. Nie dotykając jej, pochylił się lekko w przód. Dmuchnął gorącym oddechem w jej twarz i powiedział:
— Tak, byłem psem. Takim samym, jak jestem teraz. Wtedy niczego nie chciałem zmieniać. Z dumą narażałem karku w imię innego człowieka. Moje życie zatoczyło koło. Zdechłem jako sługa i urodziłem się jako sługa — Byciem samurajem nie różniło się praktycznie niczym od życia, które zafundował im Muzan, jedynie z tą różnicą, że ich ciała były szybsze, trwalsze i silniejsze — reszta pozostawała niezmienna.
Rash miał dość trwania w impasie; dość walki dla kogoś — chciał być wolny.
Złapał jej nadgarstek w dłoń, czując pod palcami pulsujące żyły; życiodajną krew.
— Nie skorzystam, Sui — powiedział spokojnie, miękko. Nie potrzebował jej krwi.
— Jedyne czego w tej chwili chce to prawdy — kim jesteś, Suiren? Kim tak naprawdę jesteś? — Wpatrywał się zielonymi ślepiami w jej łagodne oblicze, nie puszczając ręki. Zwolnił jednak uścisk, aby sama zdecydowała czy przeszkadza jej ta bliskość.
⠀⠀⠀⠀— Lubię porządek... — przyznała z wahaniem, gładząc pojedyncze pasmo na obojczyku. — Ale jedyna kontrola, której pożądam to ta nad własnym losem.
⠀⠀⠀⠀Spojrzała na niego wydymając nieznacznie wargi. Nie trafił, nie był nawet blisko, ale sama sugestia, że za jej gestami kryło się wyrachowanie zabolało ją dogłębnie. Może to tylko wrażenie, ale jakiś chłód rozlał się w jej trzewiach, gdy to usłyszała. Miała ochotę od razu zaprzeczyć, pokiwać gorliwie głową i zrobiłaby to w najczystszej wierze. Zamiast tego zgarbiła ramiona i spojrzała na bok.
⠀⠀⠀⠀— Silni mogą zarówno krzywdzić, jak i chronić. Nawet jeżeli minie wiele lat, zanim to zrozumieją... przecież my się nie starzejemy. To co robię teraz będzie miało konsekwencje w przyszłości, więc chce zacząć jak najszybciej.
⠀⠀⠀⠀Dwa lata. To wtedy otworzyła oczy, słaba i zdezorientowana. Głęboko w lesie, w chacie mężczyzny, który zadbał o nią jak o dziecko, nakarmił ludzkim mięsem. Z początku sądziła, że są tacy sami, ale on położył wtedy dłoń na jej ramieniu i powiedział ochryple: Jestem kanibalem, zjadam ludzi, choć mam wybór, żeby tego nie robić. Ty go nie masz.
⠀⠀⠀⠀W tej jednej kwestii go nie miała. Ale sposób w jaki traktowała ludzi? Nie czyniła im niepotrzebnego zła i tego zawsze oczekiwała w zamian. Może była samotna w tym postanowieniu, ale Śmierć również chadzała bez towarzystwa. Nie oczekiwała, że stanie się pochodnią sprawiedliwości. Chciała być jedynie dobra dla samej siebie i dla ludzi, których otaczała szacunkiem. Nic więcej nie miało znaczenia.
⠀⠀⠀⠀W przytłaczających znów myśli wyrwała ją odpowiedź mężczyzny. Uniosła brwi i uśmiechnęła się lekko - z zaskoczenia. Kącik ust zadrżał, aż w końcu fali uległa reszta twarzy. Zaśmiała się nieśmiało.
⠀⠀⠀⠀— Powinnam wyrazić się jaśniej. Nie oferuję Ci mojej krwi. Chcę jedynie pokazać, że moje intencje są czyste... bo co wyraża nasze wnętrze lepiej, jeśli nie moc pochodząca z nas samych? — wyjaśniła, zachowując lekki i figlarny wręcz ton. Opadła miękko na łydki i strzeliła oczami na przegub, sugerując, żeby i on tam spojrzał. Co prawda wolała kiedy ktoś inny wykonywał cięcie - miało to dla niej dziwne, symboliczne znaczenie - ale w końcu przycisnęła do jasnej skóry palec zakończony pazurem. Ostra krawędź wbiła się w ciało, a to uległo, pękając w krótkiej linii zranienia. — Spójrz — poprosiła — to kwiat z mojej krwi. Lilia pajęcza, symbol śmierci ofiarowany w pochodach pogrzebowych i sadzony na mogiłach.
⠀⠀⠀⠀Z nacięcia wylała się krew, a ta następnie wystrzeliła ku górze w formie szkarłatnej rośliny, szklącej się w lekkim świetle i nadal jakby płynnej. Suiren wspięła się na pięty i obróciła znów w kierunku śpiącej dziewczyny. Jeszcze raz spojrzała przez ramię, upewniając się, że Rash patrzy na jej ręce, po czym wyrwała kwiat i ułożyła go na ofierze.
⠀⠀⠀⠀Na efekty nie trzeba było długo czekać. Rany na ludzkim ciele natychmiast zaczęły się goić.
⠀⠀⠀⠀— Nie wiem jakiej odpowiedzi oczekujesz... pokazuje ci wszystko. Wszystko czym jestem, nie kryję niczego. Ty mi powiedz kim jestem. Potworem, który bawi się ludzkim życiem? — zapytała, spoglądając to na niego, to na śpiącą kobietę. — Dlaczego uważasz, że próbuję Cię oszukać, Rash?
The silence is your answer.
Lubił swoją samotność. Trwał w niej tak długo, że zdążył się z nią zapoznać i polubić, całkowicie zapominając, jak to jest dzielić z kimś ambicje.
— Nie uważasz, że to nie jest dziwne, że spotkaliśmy się? — zapytał, nie doszukując się drugiego dna. Chciał wiedzieć, czy i ona nie uważała to za zrządzenie losu.
Twarz Suiren zmieniła się — mimowolnie spochmurniała, wydęła wargi i się skuliła. Trafił oskarżeniem jak kulą w płot. Być może zbyt uparcie doszukiwał się podstępu, wyrachowania i fałszu w jej działaniach; być może wobec niego była zupełnie szczera?
— Masz zamiar ściągnąć tu więcej demonów? Demonów, które opowiedzą się za twoją ideą? — Poza nim nie widział tutaj nikogo innego, a znając jej możliwości, na pewno podejmowała próby mediacji z pobratymcami.
Rash ściągnął lekko łopatki, prostując odcinek krzyżowy i unosząc brew ku górze — jej śmiech rozładował napiętą atmosferę. Rozluźnił się ponownie, przymykając na chwilę oczy, prychnął pod nosem coś na kształt ledwo słyszalnego śmiechu.
Nie domyślił się na początku, o co chodziło kobiecie, uznał, że Suiren myślała, że krew ludzkiej kobiety może w nim obudzić instynkty i chcąc zapobiec tragedii, napoić go własną krwią.
Nie rozumiał jej słów w dalszym ciągu, lecz nie przerywając, przypatrywał się demonicy.
Pazurem rozpruła przegub, z którego wyłoniła się lilia. Piękny, żałobny kwiat idealnie pasujący do niej.
Nie drgnął, kiedy złożyła roślinę na ciele kobiety, zareagował dopiero, jak dostrzegł zabliźniające się rany. Oczy na chwilę rozbłysnęły się zaciekawieniem. Pochylił klatkę piersiową w przód, tym samym kolanami dotykając ziemi. Wsparł się dłońmi o posadzkę, chcąc z bliska zobaczyć moc Suiren.
— Niesamowite — mruknął pod nosem, a potem kątem oka spojrzał na nią. Trochę w niedowierzaniu, trochę z obawą. Los obdarzył ją altruistyczną mocą; mocą, z której sam Muzan nie byłby zadowolony. Suiren bowiem stwarzała realne zagrożenie, gdyż mogła stać się symbolem wolności. Namacalną pochodnią.
— Nie pokazuj tego innym — polecił jej, wracając na swoje miejsce.
Na nowo zapadła cisza po pytaniu kobiety, ale tym razem szybko ją przerwał.
— Jestem starym z resocjalizowanym demonem. Żyje nieco dłużej od ciebie, ale nie na tyle długo świadomie, ale wiem, jacy jesteśmy. Byłem po tej stronie, byłem tym, czym gardzę, ale dzisiaj zobaczyłem coś, czego nie widziałem nigdy. Nigdy nie widziałem żadnego demona obdarzonego mocą czynienia dobra. Rozumiesz, co to dla ciebie oznacza? — zapytał, ale czuł, że ona miała tego świadomość, dlatego tak długo i skrzętnie ukrywała to przed nim. Ona również mu nie ufała, aby dzielić się z nim tą tajemnicą. Co się zmieniło?
⠀⠀⠀⠀— Nie wiem co doprowadziło do naszego pierwszego spotkania, ale czuję, że kolejne nie były już przypadkowe — odparła cicho, obserwując wyraz jego twarzy. Czy myślał podobnie? Czy też czuł, że wspólnie dążą w zupełnie nową, nieodkrytą ścieżką? Nie chciała nazywać tego przeznaczeniem, bo to sugerowałoby pewną losowość, a przecież czasami sama szukała wzrokiem jego wyrośniętej sylwetki. Bezwiednie śledziła jego ruchy, uczyła się nawyków.
⠀⠀⠀⠀Myśląc o tym opuściła wzrok zawstydzona.
⠀⠀⠀⠀— Ofiaruję im dom. Nie muszą tu zostawać, ale liczę na to, że niektórzy zechcą wrócić z własnej woli.
⠀⠀⠀⠀Tacy ludzie jak ona, zraniona brutalnością demonów kobieta, nie postawią tu nigdy więcej nogi. Myśląc w ten sposób Suiren nie powinna nawet się starać, ale coś wewnątrz kazało jej działać, nie poddawać się beznadziejności. Dlatego na jej dłoni pojawił się kwiat, dlatego wkładała teraz własne siły w leczenie człowieka, który następnego dnia mógłby stać się jej posiłkiem.
⠀⠀⠀⠀Jeżeli los tak zadecyduje.
⠀⠀⠀⠀Dzisiaj jednak nie przyłoży ręki do dziejącej się krzywdy. Niezależnie od tego czy było to wyznacznikiem jej słabości, czy wręcz przeciwnie, wyłożyła na wierzch swoje najsilniejsze karty. Moc, która mogła leczyć nie tylko demony, ale nawet ludzi. Zaufała mu na swój ułomny, demoniczny sposób.
⠀⠀⠀⠀Niesamowite.
⠀⠀⠀⠀Usłyszała szczerość w jego słowach. Spojrzała za siebie nie kryjąc szczęścia, które wypłynęło na jej oblicze w formie lekkiego uśmiechu, rozluźnionej twarzy. Nie poprawiała już nerwowo samotnych kosmyków, które raz za razem wysuwały się spod spinki. A potem jak sopel lodu spadły na nią kolejne słowa.
⠀⠀⠀⠀Zaplotła ze sobą dłonie nie rozumiejąc co takiego zrobiła nie tak.
⠀⠀⠀⠀— Dlaczego? Czy to nie jest... — zaczęła słabo, ale mocny głos mężczyzny sprawił, że ucichła, zachowała resztę słów dla siebie. Nie odrywała od niego wzroku kiedy mówił. Co to wszystko oznaczało? Dlaczego sugerował, że jej moc jest czymś, co powinna zachować w tajemnicy? Spojrzała na swoje uda i na ułożone przed nimi dłonie. Uniosła je nieco wyżej tworząc z nich malutką miseczkę, na której wyrósł nagle jeszcze jeden kwiat. Podsunęła go bliżej Rasha, przed twarz, nie rozumiejąc jego powodów. — Przecież każdą moc można użyć do czynienia dobra. Wszystko zależy od tego jak ją wykorzystamy, w jakim celu po nią sięgniemy. Czy nadal widzisz w sobie sługę? Przecież możesz wykorzystywać swoje zdolności w taki sposób, w jaki pragniesz. Śmierć nadal będzie częścią naszego losu, czy wyrwiemy się spod tych więzów, czy nie. — W którymś momencie rozmowy odwróciła się ku niemu, strąciła kwiat ze swojej dłoni i wyciągnęła ją w kierunku demona. Poczuła ciepło pod opuszkami, gdy oparła ją na przedramieniu mężczyzny.
⠀⠀⠀⠀To co mówił było w pewien sposób przykre.
⠀⠀⠀⠀— To ty widzisz w sobie sługę. Dla mnie jesteś... — Machnęła ręką w niejasnym geście. Szukała słów. — Stąpasz po tym świecie tak twardo, że z trudem wierzę, że mógłbyś się w tym wszystkim pogubić.
The silence is your answer.
— To nigdy nie są przypadki. Coś chciało, aby tak się stało — podzielił się z nią swoimi myślami, często niedostępnymi i nieuporządkowanymi. Mapa rozsianych myśli w jego głowie, często tworzyła chaos, dopiero wypowiedzenie ich na głos, sprawiało, że pojedyncze klatki filmowe łączyły się czerwoną nitką powiązań.
— Demony nie mają domu. Nie wiedzą, czym jest dom, ale jeśli go im ofiarujesz, pokażesz, czym to może być, sądzę, że wtedy wrócą — odparł, gdyż naprawdę sądził, że każdy potrzebuje miejsca, w którym mógłby poczuć spokój.
Dawniej miał norę, w której zdziczały mieszkał; w końcu poznając inne demony, wychodząc naprzeciw nieznanemu, oswajał się ze światem. Dojrzewał do potrzeby posiadania azylu.
Jego słowa rozpromieniły jej łagodną twarz. Przez chwilę w lekkim skrępowaniu obserwował jaśniejące oblicze kobiety, które w mgnieniu oka zgasło. Podmuch zimnego powietrza zabił jej radość.
— Nie rozumiesz — zaczął spokojnie, nie odrywając od niej nieporuszonego spojrzenia. Zielone tęczówki wydawały się pewne, a może po prostu był zbyt nieufny i widział wszędzie podstęp, i czające się wszędzie niebezpieczeństwo?
— Każdy demon został ulepiony z gliny: nienawiści do ludzi i egocentryzmu. Nasz... - Urwał, gdyż gula utknęła mu w gardle, kiedy miał wypowiedzieć to słowo na głos — Pan, nie stworzył nas, abyśmy wykorzystywali te moce dla dobra. Mamy być destrukcyjni. I oczywiście, każdą moc można wykorzystać w czynieniu dobra, ale to demon musi do tego dojrzeć, musi chcieć. Jednak co w momencie, kiedy założenie Stwórcy na temat nas nagle się zmienia i rodzący się demon pomimo przelania do jego krwi nienawiści, jest dobry? Co, gdy jego moc od początku idzie w kierunku dobra? Nie uważasz, że taki demon jest niebezpieczny? Że może być drogą, której Stwórca nie chce nam pokazywać? — Wpatrywał się w nią, starając się dojrzeć czy ta rozumie przesłanie jego słów.
Suiren musiała wiedzieć, że eksponując swoją moc, wystawia się na niebezpieczeństwo, zwłaszcza w momencie ratowania ludzkich żyć. Wieści się niosły, a stąpające po ulicach miast demony, czekały na okazję — okazję przysłużenia się ich Panu i wkupienia w jego łaski.
Spojrzał na kwiat w jej dłoniach. Ona nie rozumiała, a nawet jeśli jego słowa docierały do niej — nie chciała kryć się z mocą. To była jej decyzja, jej wybór. Nie zamierzał ją powstrzymywać. Rash w porównaniu do niej był ostrożny, poruszał się po lodzie na czworakach, balansując ciężarem własnego ciała, aby tafla nie pękła zbyt szybko, natomiast ona — wchodziła na środek lodu, pewna, że ten się pod nią nie ugnie, bo w końcu jest lekka.
Jego słowa być może były przykre, ale miały zalążek brutalności i prawdziwości — pokazywały trudny świat, ich świat. Rash nie był krótkowzrocznym głupcem.
— Stąpam twardo, bo dostrzegłem, że w tym świecie mogę liczyć tylko na siebie — odparł, wypuszczając powietrze z ust. Westchnął, nieco spuszczając z tonu. Rozluźnił barki i zmęczony oparł plecy o ścianę. Potylica twardo przylgnęła do ściany, a powieki ukryły oczy.
— Może jestem w tym wszystkim zbyt podejrzliwy, może zbyt przezorny, ale zbyt długo trwałem w stanie uśpienia, aby głupio umrzeć przez niewłaściwe ruchy — wyjaśnił nieco łagodniej.
Kontynuacja w tym temacie.
zt x2
Nie możesz odpowiadać w tematach