- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Some say in ice.
- Tokage Jin. Mizunoto płomieni. – przedstawił się, przy okazji wspominając o oddechu, z którego korzystał. Ukłonił się delikatnie, z szacunku. Wyglądało na to, że jeśli chodzi o status społeczny to jako jedyny jest klasy wyższej niż chłopska lub rzemieślnicza. W korpusie nie miało to co prawda znaczenia, jednak zdarzyło mu się raz czy dwa widzieć jak zabójcy z warstwy samurajskiej obchodzili się z tytułami względem tych mniej „utytułowanych” ludzi. Tokage również zwracał na to uwagę w relacji, jednak nigdy wprost tego nie oznajmiał. Po prostu zostawiał te wiedzę dla siebie.
- Trochę nieszczęśliwie się zgrało to zadanie w czasie. – Zauważył, dzieląc się swoimi odczuciami z towarzyszami. Gdy Midoriko ruszyła prędziutkim krokiem, młodzieniec udał się za nią. Zapewne szli w kierunku miejsca, z którego kakushi mieli ich wyprowadzić z garnizonu i doprowadzić do wioski. Miejsce te było troszkę oddalone od magazynu, przy którym się spotkali zatem mieli jeszcze chwilkę na podzielenie się refleksjami. Jednak czy zarówno tsuchinoto jak i drugi mizunoto byli otwarci na rozmowę?
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Some say in ice.
- Osobiście wolałbym, żeby okazało się to prawdą. – Nie zgodził się z towarzyszem, od razu tłumacząc. - Jeśli demon tam faktycznie jest to miejmy nadzieję, że go znajdziemy. Jak to zrobimy to będzie trzeba walczyć i miejmy nadzieję, pozbędziemy się go. Jeśli jednak nic nie znajdziemy pozostaną obawy, że coś przeoczyliśmy lub że stwór dobrze się ukrył. – Dodał po krótkiej chwili. Nie minęło wiele czasu, gdy ponownie zabrał głos, w ramach dokończenia swoich rozmyślań. - Chociaż jeśli tam jest to mógł już kogoś zabić skoro są o tym doniesienia. I tak źle i tak nie dobrze… – Dorzucił na sam koniec, ostatnie zdanie wymawiając dość cicho, bardziej do siebie. Delikatnie przygryzł dolną wargę, wzrokiem jednocześnie uciekając do parkietu. Pokręcił głową, westchnął i pozostał w nadziei, że nikt nie skomentuje jego wypowiedzi i każdy pozostawi to jako puentę niezdecydowanego samuraja, który sam nie wie czego chce.
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Some say in ice.
- Zgadzam się z Tobą. - Przytaknął drugiemu mizunoto odnośnie przywykania do tego „zabiegu”. - Chociaż chwila niewygód to dość niska cena za bezpieczeństwo garnizonu. - Dodał po krótkiej chwili. Faktycznie, cała podróż nie była przyjemna, jednak mimo wszystko warto było się chwilę przemęczyć.
Jin również to widział. Uznał jednak, że to nie jego sprawa. Mężczyźni wyglądali jakby byli kimś w rodzaju miejscowej policji, natomiast kobieta była ich więźniem – potencjalnym przestępcom. Jako samuraj często spotykał się z takimi widokami i wiedział, że nie warto się angażować w te wydarzenia. Gdyby chcieli coś jej zrobić, zapewne zrobiliby to dawno. Co jednak uważał towarzysz? Czy planował zareagować?
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Some say in ice.
- Witamy serdecznie szanownych gości. W czym możemy pomóc? – Powitał, delikatnie się kłaniając. Podczas ukłonu bardziej spostrzegawczy mogli zauważyć, że skupił swój wzrok na ostrzach, które przy pasie mieli zabójcy. Gdy się wyprostował, zobaczył również kruka, należącego do Midoriko. Wtedy wszystko było dla niego już jasne. - Widzę po broniach, że należycie do korpusu… – Dodał po chwili. Wykonał delikatny krok do przodu, zbliżając się do Sosetsu. - Szanowny Pan pewnie przewodzi grupą. Z tym demonem to jakaś pomyłka. Nasz miejscowy zielarz głupieje i wymyślił sobie, że małą Yukio zabił potwór. Wichura była, drzewo się zwaliło i ją zgniotło. Żaden demon. – Zaczął tłumaczyć. Stojący za nim miejscowi kiwali głową potwierdzająco, jakby chcieli sprawić, aby upewnić zabójców w tych zeznaniach. Sam mówca również brzmiał dość szczerze i w jego głosie nie dało się wyczuć ani grama kłamstwa.
- Chyba mamy naszego zielarza, czarną owcę wioski. - Zwrócił uwagę Jin, ruchem głowy wskazując na nieznajomego. - Chyba wypadałoby go przesłuchać, co? – Zaproponował. Zerknął tylko na Midoriko i gdy otrzymał pozwolenie, ruszył w kierunku mężczyzny. Poszedł za nim za róg budynku. Jeśli pozostali członkowie grupy także ruszyli, zostali poprowadzeni między kilkoma budynkami, aby koniec końców wejść do jednego z nich. Od razu było widać, że faktycznie jest to domostwo miejscowego lekarza. Dookoła znajdowało się pełno przeróżnych ziół, a wszechobecny zapach domowej roboty lekarstw dostarczał zarówno miłe zapachy jak na przykład pachnące kwiatami maści jak i substancje, które swoją wonią były zbliżone do zwierzęcych odchodów.
- Zapraszam, zapraszam. – Powiedział, wchodząc pierwszy do swej kwatery lekarz. - Ci głupcy myślą, że to drzewo przygniotło te gówniarę. Kłamią. Kłamią. – Mówił dalej. Jego ton głosu oraz sposób w jaki się zachowywał, potwierdzały słowa sołtysa wsi – z facetem było coś nie tak. - Herbate? Wode? Sake? – Zapytał ni stąd, ni zowąd, sięgając do jednej z półek. Wyciągnął cztery czarki do sake i nie czekając na odpowiedź, zaczął nalewać alkohol. - Jakby drzewo przygniotło, to by miała obie nogi. Zwierzęta nie biorą nóg. Nie, nie. Nie u nas. - Mówił dalej, całkowicie nie pozwalając dojść zabójcom do słowa. Nalał alkohol do naczyń po czym położył czarki na małej, drewnianej deseczce. Do zestawu dołożył butelkę z alkoholem. Podniósł tacę i przeniósł na niski stolik, znajdujący się na środku pomieszczenia, wokół którego były akurat cztery poduszki, na którym można było uklęknąć aby się posilić lub napić. Zielarz usiadł przy stole, gestem ręki zapraszając do niego grupę.
- Może nam Pan więcej opowiedzieć o tym całym wydarzeniu? – Zapytał, czekając na rozwój sytuacji na tle „kulturalno-ruchowym” czyli po prostu na to czy ktoś usiądzie czy nie.
- Pewnie. Mogę, mogę! Ale napijmy się. Za zmarłą. – Powiedział zielarz, podnosząc swoją czarkę i czekając, aż reszta zespołu usiądzie.
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Some say in ice.
- Na pewno. Wiem jak mają na imię mieszkańcy wioski. – Odpowiedział, będąc jednocześnie nieco zaskoczonym oraz urażonym. Może i miał swoje lata, a jego stan nie wskazywał jakoby był w pełni zdrowy, jednak najwidoczniej z pamięcią było wszystko w porządku. A przynajmniej tak myślał.
Obrzędy pożegnalne, przeprowadzone przez obłąkanego zielarza wraz z trójką zabójców odbywały się w odpowiedniej dla sytuacji atmosferze. Nikt się nie uśmiechał ani nie żartował, a jedynie został wzniesiony toast za zmarłą. Najwyższa rangą jako pierwsza zadbała o duszę zmarłej razem z gospodarzem domu. Gdy oboje spożyli po pierwszym strzale napoju energetyzującego, doktor natychmiast sięgnął po butelkę, uzupełniając puste naczynia. Gdy zauważył, że Sosetsu ledwie musnął swoją porcję tylko burknął pod nosem.
- Gówniarze… – na tyle cicho, że w normalnych okolicznościach nie dałoby się tego usłyszeć, jednak wyczulony zmysł zabójcy wody oraz płomienia sprawiły, że ten komentarz nie uciekł w eter, a dotarł do ich uszu. Jin, podobnie jak jego kolega z identyczną rangą, nie spożył alkoholu i wykonał podobny gest z tą różnicą, że nawet ustami nie dotknął naczynia, a jedynie zbliżył. Nie chciał mieć nic wspólnego z alkoholem, toteż nawet w tej sytuacji unikał go jak mógł. W głowie samuraja był to co prawda brak szacunku dla zmarłej, jednak uważał, że lepszym sposobem na okazanie tego uczucia będzie odkrycie całej prawdy o wydarzeniach, które spowodowały jej śmierć, a w tym celu konieczne było pozostawienie trzeźwości umysłu z czym nie do końca chyba zgadzała się Midoriko.
- Tak. Ci debile z wioski uważają, że to zwierzęta. Ciało było przygniecione przez drzewo, ale nóg nie było. – Odpowiedział, po czym napił się, zerkając ukradkiem na pozostałych czy dotrzymają mu tempa. Gdy kieliszek był już pusty, odłożył go na stół i kontynuował wypowiedź, dodając trochę szczegółów oraz odpowiadając na pytanie, które normalnie byłoby uznane za troszkę… głupie?, ale w sytuacji, w której ma się do czynienia z osobą delikatnie mówiąc: obłąkaną, warto mieć pewność nawet co do podstawowych faktów. Może warto było zacząć od tego czy tak naprawdę wszyscy nie są w Matrixie?~~
- Nie wiele szło ocenić ze zwłok bo były zgniecione, szczególnie głowa. Nogi jednak TEORETYCZNIE zostały ominięte i drzewo ich nie zgniotło. Zamiast tego były wyrwane, jakby siłą. Wieśniaki myślą, że to jakieś wilki albo coś z głodu je wyrwały, a drzewo spadło od wiatrów. Ale wiatry były za słabe. Stanowczo za słabe. Stanowczo. – Tłumaczył drużynie, ręką sięgając znów po butelkę. Jeśli Midoriko wypiła swoją porcję, to jej dolał w pierwszej kolejności, następnie sobie. Jeśli jednak piękność nie wypiła, uzupełnił tylko swoje naczynie. Podczas tej czynności mówił dalej.
- Zwłoki już zakopali bo niby nic się nie stało. Drzewo dalej leży, możecie je obejrzeć. Chcecie? Zaprowadzę was. – Zaproponował, po czym delikatnie przysunął się do przodu i powiedział szeptem. - Ciało też można wykopać. Ale nocą. Nocą, jak będą spać. – Mówiąc to delikatnie się uśmiechał, wręcz ledwo zauważalnie. Komuś ewidentnie brakowało piątej klepki. Czyżby wieśniacy mieli jednak rację?
- Myślę, że powinniśmy sprawdzić to drzewo. Niby nic ale może znajdziemy tam jakieś ślady, które potwierdzą nam czy to faktycznie były jakieś wilki czy coś innego. - Zaproponował, obdarowując zespół wzrokiem. Jedną rzeczą było to, że chciał już zająć się tą sprawą, drugą natomiast to, że dziwnie się czuł w tym domu. Współczuł osobom, które mają wyczulony zapach i tu wejdą. Sam miał momentami wrażenie, że zwymiotuje a to nie jego nos był ponadprzeciętnie szczególny, a uszy.
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Some say in ice.
Mężczyzna wstał od stołu po czym zaczął czegoś szukać. Pokręcił się trochę po pomieszczeniu, przesuwając różne przedmioty, robiąc w ten sposób niezły bałagan. Odłożył kilka rzeczy na stolik i rzucił krótkie:
- Chwila. – Po czym otworzył mały słoiczek, który wcześniej postawił na stole. Jego zapach natychmiast pozwolił zabójcom na identyfikację tego co się w nim znajdowało. Była do maść, pachnąca wisterią. Gospodarz wysmarował nią szyje, ramiona oraz nogi do wysokości kolan. Miał chyba pewność, że może zjawić się demon zatem wolał się zabezpieczyć. Pozostałe rzeczy znajdujące się na stole to lampa oliwna oraz krzemienie. Kamienie wrzucił do jednej z kieszeni, a lampę wziął do ręki po czym ruszył na zewnątrz budynku. - Zapraszam. – Powiedział stając przy drzwiach, gestem ręki zapraszając Midoriko aby ruszyła pierwsza. Gdy tak się stało, wepchnął się od razu za nią, sprawiając, że dwójka mizunoto opuściła lokal na koniec. Gdy tylko wyszli, oczy gapiów – mieszkańców wioski – natychmiast zostały na nich zawieszone. Ciężko było określić jakie towarzyszyły im uczucia, jednak wyjątkowy słuch Rybki i Płomyka pozwalał im na wyłapanie pojedynczych zdań, które raczej negatywnie określały ich obecność tutaj i fakt zaufania zielarzowi, a nie wszystkim mieszkańcom.
Słowa innych mieszkańców wioski nie ominęły jego uszu. Nie rozumiał co im przeszkadzało i czemu aż tak problematyczna była ich obecność. Z każdą kolejną sekundą zdawać coraz bardziej się mogło, że tubylcy faktycznie coś ukrywają i być może z bliżej nieokreślonego powodu próbują chronić demona.
- Pod drugiej stronie jest tamto drzewo. - Odezwał się zielarz, który do tej pory od początku podróży nie powiedział ani słowa. Przeprowadził grupę przez las, a gdy wyszli z drugiej strony dało się zauważyć tak długo oczekiwane drzewo. Był to dąb. Jeśli chodzi o charakterystykę tego szczególnego egzemplarza, to nie był on jakoś szczególnie stary. Pień był gruby, a korzenie silne. Kilka z owych korzeni nadal było w ziemi, przez co jasne było, że wiatr nie dał rady całkowicie go wyrwać. O ile to był wiatr! Co ciekawe, inne drzewa nie były szczególnie naruszone. Gdzie nie gdzie widać było gałęzie, które faktycznie zostały oderwane od innych drzew, jednak nie było drugiego drzewa, które zostało obalone. No i co najważniejsze w naszym głównym bohaterze historii – dębie – na około środku wysokości pnia, na ziemi, były ślady krwi, które jasno sugerowały, że zmarła dziewczyna faktycznie się pod nim znalazła. Zielarz podszedł do tego miejsca, po czym oświecił swoją lampkę, zbliżając ją do wyschniętej krwi.
- Tutaj są resztki śladów krwi. A tu, ślady jak nogi zostały wyrwane, o. Tu. – Powiedział, wskazując na plamę, która faktycznie została utworzona w sposób bardziej „agresywny”, zapewne poprzez owe wyrwane części ciała. Krew jednak znajdowała się raczej w jednej „przestrzeni”, nie pozostawiając śladów nigdzie dalej. Czyżby wilki zjadły ciało tutaj? Ponad to, Sosetsu mógł swoim słuchem wyłapać coś jeszcze. Zdawało mu się, że usłyszał trzaśnięcie gałązki, jakby ktoś ją zdeptał.
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Some say in ice.
Będąc na miejscu „zbrodni”, razem z drugim mizunoto zaczął się przyglądać się śladom, które były pozostawione. Miał wrażenie, że w jakiś sposób zielarz może faktycznie mieć rację i że jakiś demon mógł maczać w tym palce. Czemu jednak te stworzenie miałoby próbować zatuszować całe wydarzenie i zjeść tylko nogi zamiast całej ofiary? Zaginięcie dziecka byłoby mniej podejrzane niż śmierć od przygniecenia drzewem i urwane nogi. A może to mieszkańcy wioski byli jacyś nienormalni i mieli jakieś dziwne obrzędy? Cóż, ciężko było stwierdzić.
Księżyc świecił dość jasno tej nocy, odbijając światło słoneczne od swojej powierzchni. Niestety, niebo było dość zachmurzone, przez co często zdarzało się, że widoczność była bardzo słaba. Lampka, którą miał ze sobą zielarz była zbawienna, bowiem świeciła niezależnie od ułożenia chmur.
Kolejne trzaśnięcie gałązek rozbrzmiało na tyle blisko, że już cała czwórka była w stanie je usłyszeć. Zza jednego z drzew zaczęła wyłaniać się niska, drobna postać. Kroki owej postaci były dość ciche, przez co można było wnioskować, że albo potrafi się poruszać bezszelestnie albo jest na tyle lekką (wagowo) postacią, że nie wytwarza aż takiego hałasu. Księżyc rozświetlił sylwetkę postaci, ukazując niską dziewczynkę, mającą około jedenastu, może dwunastu lat. Miała krótkie, sięgające delikatnie za szyje czarne włosy oraz była ubrana w długą sukienkę z tanich materiałów. Jasne było, że nie należała do żadnej wyższej grupy pod względem statusu, a była jedynie wieśniaczką. Spoglądała na zabójców z daleka. Odległość nie pozwoliła jednak odkryć szczegółów jej twarzy – było bowiem za ciemno.
- K.. kim jesteście? – Spytała. Tym razem dało się określić towarzyszące jej uczucia. Była przerażona. Jej głos się łamał, była przerażona. Zielarz zmarszczył brwi, zerkając na nią, nie powiedział jednak nic, jedynie podrapał się po podbródku, cały czas skupiając na niej swój wzrok.
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Some say in ice.
- Jestem… – Zaczęła mówić nieco wstydliwie. Nie zdążyła jednak zakończyć swojej wypowiedzi bowiem została ona przerwana przez Zielarza. On również wykonał kilka kroków do przodu, zbliżając się znacząco do Rybki i dziecka.
- To Mariko, dziecior z wioski. Kręciła się sporo z tamtą. – Powiedział, przy ostatnim zdaniu wskazując głową kierunek, w którym spoczywało przewrócone drzewo. Jego wzrok był wbity w dziewczynkę z pewnymi obawami, strachem i niepewnością. Jakby się jej obawiał. Mimo to jednak zbliżył się dość blisko.
Minęła następna sekunda. Chmury przestały zasłaniać księżyc ujawniając to co się wydarzyło. Mężczyzna leżał na ziemi. Kilkanaście centymetrów od niego leżały jego nogi, odłączone od reszty ciała. Krew lała się obficie z ran. Jego dolne kończyny były odcięte trochę nad kolanami. Mariko zmieniła całkowicie swoją postawę. Rękoma zakrywała twarz, a jej oczy wyrażały przerażenie. Jeśli jednak ktoś się przyjrzał, mógł zauważyć jak jej cień się delikatnie ruszył w sposób dość… nienaturalny. Był to jedynie moment, kolejna sytuacja, w której coś znaczącego wydarzyło się w ułamku sekundy.
- Osłaniaj! – Krzyknął do Sosetsu z nadzieją, że Wodnik wykorzysta swój defensywny oddech do osłaniania towarzyszy. Następnie zabrał się za opatrywanie ran zielarza. - Korzystasz z oddecha płomieni? - Rzucił do Midoriko. Jeśli odpowiedź była pozytywna, poprosił o pomoc przy przypaleniu ran płomieniem. Jeśli nie, to sam to zrobił, przy okazji prosząc przełożoną aby zatamowała krwawienie w drugiej ranie z użyciem jakiegoś materiału.
Jeśli wykonasz jakiś atak, proszę o rzut K6 i link.
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Na potencjalny atak, pozwalam Ci zdecydować.
Some say in ice.
Księżyc ponownie rozświetlił okolicę. Sosetsu, o ile nadal wpatrywał się w Mariko, mógł zauważyć jak jej cień ponownie się delikatnie rusza, wydając przy tym dźwięk podobny od słyszanego chwilę temu, tyle że krótszy i cichszy. Jeśli przyjrzał się samej dziewczynce to w jej pozycji nie zmieniło się całkowicie nic. Gdyby zerknął na swoją przełożoną to był w stanie dostrzec, że nic jej się nie stało.
- To ta mała gówniara! – Krzyknął wreszcie jednocześnie stękając z bólu. - To ona jest demonem! Zabijcie ją! – Kontynuował, wskazując palcem prawej ręki w kierunku dziecka. - Na co czekacie? Zabijcie te małą kurwę! – Dodał na sam koniec, po czym wrócił do stękania z bólu. Mariko słysząc to zrobiła kilka kroczków do tyłu. Przestała rękoma zakrywać usta. Mimo to jej twarz nadal wyrażała przerażenie całą tą sytuacją. Otworzyła usta jednak nie powiedziała nic, jedynie kręciła głową w geście zaprzeczenia, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
Gdy Jin skończył, obrócił się w kierunku dziewczynki. Złapał broń oburącz i zapytał towarzyszy.
- To ona? Czy wyczuliście coś innego? – Spytał wymawiając swoje słowa wyjątkowo szybko. Przez cały ten czas był zajęty czymś innym więc liczył, że Sosetsu lub Midoriko podzielą się z nim jakimikolwiek informacjami. Cały ten czas pozostawał w pozycji obronnej aby w razie czego ochronić siebie oraz rannego zielarza czwartą techniką z arsenału płomieni.
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Some say in ice.
- Działaj, osłaniam! – Krzyknął do Sosetsu, oznajmiając, że będzie wspierać Wodnika i zadba o to, aby nie został ranny. A przynajmniej zrobi tyle, ile będzie mógł. Gdy rybka wykonał zryw atakując cień – co mogło wydawać się głupie na pierwszy rzut oka - Tokage zauważył jak obszar do którego nie docierało bezpośrednio światło nagle się poruszyło. Gdy użytkownik oddechu wody zbliżył ostrze do tej potencjalnie „spłaszczonej mazi”, płomyk zauważył jak nagle coś zaczyna lecieć w kierunku atakującego mizunoto. Ostrze nichirin spotkało się z krótkim, ciemnym kolcem, przecinając go z łatwością, a następnie „szurając” po ziemi. Gdy przedstawiciel grupy rzemieślników był już za dziewczynką i oddalał się od niej, z cienia natychmiastowo wyleciał kolejny cienisty kolec, który ruszył za nim. Dodatkowo zabójca demonów mógł zobaczyć jak na jego ostrzu znajdują się drobne ilości krwi. Jin natomiast widząc nowe zagrożenie, zebrał szybko powietrze w płucach i wykonał pierwszą technikę oddechu płomieni.
- Honō no kokyū - rozpoczął, lekko uginając nogi i pochylając swoje ciało do przodu. - Ichi no kata – szepnął pod nosem, następnie wykonując szybki zryw w kierunku dziewczynki i jej widma. - Shiranui! – dokończył inkantację, jednocześnie znajdując się niemalże natychmiast pomiędzy Sosetsu, a atakującym go obiektem. Wykonując poziome cięcie z łatwością przeciął coś, co zdawało się techniką demonicznej sztuki krwi. Ostatecznie zatrzymał się bliżej Mariko niż jego równy rangą kolega, jednak nie jakoś szczególnie dalej niż towarzysz.
- Masz rację, atakuje cieniem. - Powiedział, stając naprzeciw pozornie nieszkodliwego malucha. Wiedział, że nie jest w stanie wykonać teraz przez krótką chwilę następnej techniki oddechu zatem stwierdził, że poczeka chwilę na rozwój wydarzeń z nadzieją, że uda mu się wyłapać jakiś moment, który pozwoli na odcięcie demonowi głowy. Jednocześnie walczył w głębi ze sobą gdy zaczął sobie uświadamiać pod jakimi postaciami mogą kryć się demony, aby oszukiwać ludzi i jak bardzo próbują zwodzić poprzez fałszowanie uczuć. Teoretycznie stali naprzeciw małej dziewczynki, która jest niewinna i straciła przyjaciółkę. Praktycznie natomiast stali przed demonem, który pożarł nogi innego dziecka.
Obrona cienia na atak Sosetsu: 2
Atak cienia na Sosetsu: 1, Osłanianie Jina: 2 (LUCKY!)
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Jeżeli obrona: Sosek=1, Midoriko=3 (chociaż dla Midoriko możemy dawać +2 ze względu na wyższą rangę, idk)
Some say in ice.
- Bez oddechu się nie przebiję. – Rzucił do Sosetsu, przyznając się do porażki w tym starciu. Całe szczęście udało mu się uniknąć oberwania kolcami. - Nie ogranicza się do wzroku, albo ma dobry słuch albo w jakiś inny sposób potrafi nas wyczuć, może po zapachu. Może też kształtować dowolnie cień, ale wygląda na to, że w danej chwili może wyskoczyć albo jeden dłuższy albo kilka krótkich. Co do ostatniego nie mam pewności. – Krzyknął do towarzysza, dzieląc się swoimi obserwacjami. Miał nadzieję, że te informacje się przydadzą i dzięki temu obaj wyjdą z tego cało. Stał teraz, ponownie kilka metrów od oponenta, trzymając broń oburącz. Zerkając na ostrze, mógł dostrzec krew, którą wcześniej widział także Wodnik. Było to nieco dziwne, bo nie ciął dziewczynki a jedynie cień. Czyżby zatem była to część jej ciała? W tym samym czasie Mariko stała tak jak stała. Przetarła wreszcie oczy, z których intensywnie leciały łzy. Trzęsła się bardzo mocno, cała czas coś mówiąc pod nosem. Nie trzeba było mieć ponadprzeciętnego słuchu aby zrozumieć, że prosi o to aby zabójcy przestali i zostawili ją w spokoju, że nie zrobiła nic złego i podobne. Ponownie zaczęła wycofywać się do tyłu, próbując wzrokiem wyłapać jak najwięcej, szczególnie skupiając się na Sosetsu i Jinie, delikatnie ignorując Midoriko. W pewnym momencie stanęła nawet do niej plecami. Czy jednak szefowa misji wykorzysta okazję na atak?
Atak:6, Obrona: 5
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Some say in ice.
Tokage uważnie wysłuchał tego, co miał do powiedzenia Wodnik. Ostatecznie samemu raczej był w tej chwili dość oszczędny w słowach. Kiwnął głową potwierdzając ideę wspólnego ataku. Jeszcze tego nie wiedział, ale za kilka dni znów będzie musiał współpracować z innym zabójcom w celu przeżycia.
- Zgoda. Potwierdził. Chciał zaproponować cały plan jednak mówienie na głos wszystkiego było totalnie bez sensu bo demon mógłby to usłyszeć. Oczywiście już tak było, bo oponent zabójców spodziewał się połączonego ataku. Nie wiedział jednak co dokładnie się wydarzy, a to dawało im pewną przewagę.
- Honō no kokyū. Ichi no kata… – Zaczął mówić po czym szybkim ruchem wykonał zryw w kierunku oponenta. Celował w okolicę brzucha, niżej niż głowa. Czemu? Otóż zamierzał zmusić przeciwnika do bronienia części oddalonej od szyi na tyle ile to możliwe. Nawet tak mała odległość mogła zapewnić ułamki sekundy, które pomogą wodnikowi dokonać żywota nocnego potwora.
- Shiranui! – Powiedział, prowadząc ostrze, które znajdowało się blisko ziemi za nim, prosto w tułów Mariko. Kości losu nie były jednak łaskawe i coś poszło nie tak. Mizunoto płomieni nie przebił się tym razem. Z cienia wyrósł kolec pionowy, który zablokował cały impet ciosu, sprawiając, że Tokage poczuł się niczym po uderzeniu łopatą w ukryty w ziemi kamień. Ból przeszył ciało młodzieńca, uniemożliwiając mu dalszy atak. Cień nagle się wykręcił pod kątem 90 stopni i w poziomie ruszył na Jina. Całe szczęście był to dość wolny ruch, więc Płomyk mógł z łatwością się pozbierać i obronić. Nie zamierzał jednak przecinać ostrza i niszczyć go. Zamiast tego użył swojego nichirin, aby jedynie zablokować cios, sparować go gdzieś na bok i nie pozwolić na tak szybkie zniszczenie cienia. Ruch ten miał na celu kupienie Wodnikowi jak najwięcej czasu, aby to on mógł zakończyć całość. W tym czasie Mariko cały czas stała osłupiała i przerażona, zerkając na to co próbuje zrobić Jin.
Atak Jin - 3, Obrona Oponent -6
- Kod:
[color=#ff6666][b]- Tekst[/b][/color]
Nie możesz odpowiadać w tematach