Lubiła myśleć, że był to pewien wypracowany sposób na życie. I mimo wszystko, nie można było jej porównać do głupca zachłyśniętego potęgą swojej nowej natury, bowiem wcale nie uważała się za nieśmiertelną. Nie raz dziw brał, że jeszcze nie straciła życia na swoim lekkim podejściu do bezpieczeństwa, na swoich wybrykach z rozsądkiem. Ba, sama zawsze uważała, że to jej własne szaleństwo, które wyciągało jej umysł z wszelkich inaczej nazwanych kategorii społecznych, będzie również tym, co w końcu najprawdopodobniej doprowadzi ją do zguby. Wmawiała sobie jednak, że nie potrafiła żyć inaczej, żonglowała więc pragnieniami własnymi i innych, a okresy impasu, podobne temu, który miał zostać przerwany tej nocy, zdarzały jej się regularnie, jako pewne wytrącenie prędkości, zmniejszenie impetu tego szaleńczego pościgu. Doświadczenia mające na celu przede wszystkim uświadomić jej, że ta wielka ambicja, wciąż pragnęła tylko więcej, aby w końcu, z braku innej możliwości, zacząć pożywiać się na niej samej. Spalając umysł zapętlony w dążeniu do rzeczy, której nie potrafiła zlokalizować… I tak, jedyną metodą mogło być tylko i wyłącznie wprowadzenie swojej osoby z powrotem w ten pęd, tak, aby nie być w stanie rozpoznać rozmazujących się naokoło kształtów, które przemijały bez wartości. Nie móc dzięki temu skupić się na niczym konkretnym.
Być może na początku tego spotkania tak właśnie pomyślała o Atsushim - jako o zapalniku, który rozpalił w niej ogień, ten, mający przyćmić wszystko inne. Był idealny do tego zadania, zgrabnie wprawiając jej świadomość w stan rozkosznego zaintrygowania, dając jej po kolei wszystko to, czego mogłaby chcieć.
Robił to. I robił też znacznie, znacznie więcej.
Tym razem, gdy zatopiona w ramionach Atsushiego pozwalała, aby jego dotyk wyprowadzał ją z równowagi, ledwie cząstką świadomości zdolna była dostrzec drobną różnicę, pewien ewenement sytuacji, w której się znaleźli, a który sprawiał, że była ona tak niezwykła. Jak gdyby jakimś cudem demon ten sprawiał, że to pewne siebie ciało, drżało pod jego wpływem, jakby dotykane po raz pierwszy.
Czy to jego dłonie, które zaskarbiły sobie jej bezkresną sympatię z pierwszym kontaktem? Spojrzenie niczym płynne złoto, które rozgrzewało za każdym razem, gdy przesuwało się po jej twarzy? Smak gorącego oddechu, który wpuścił wraz z językiem między jej wargi, czy może po prostu ta nieograniczona uwaga, obleczona w słowa tak samo przyjemne dla ucha, jak dźwięk głosu je wypowiadającego?
A może po prostu fakt, że cała jego osoba idealnie przyległa do jej potrzeb, wypełniając każdą jedną lukę, niczym rozlewający się płyn, który dopasować miał się kształtem do ubytku, do którego został wlany.
Pocałunek był zaiste niczym ten płomień, który rozlał się arteriami po całym jej organizmie, pozostawiając po sobie to paląco-mrowiące wrażenie.
Rozpieszczał ją. Rozpieszczały ją jego usta, które składały pocałunki na skórze jej szyi, z każdym kolejnym spływając po ciele przyjemną falą dreszczu. Tego, który wyginał lędźwie, prostując kręgosłup niczym trącony łagodnym impulsem, napierając ciałem na drugie ciało. Rozpieszczały ją jego dłonie, których palce błądziły przy jej twarzy, aby w pewnym momencie wsunąć się pod czarny materiał sukni i sięgnąć gładkiej skory naciągniętej na szczupłe plecy. Dotyk tak subtelny, a jednocześnie dla zmysłów tak wyraźny, bo to na jego obecność pozostawały wyczulone i to jego obecności tak spragnione. W końcu, rozpieszczały ją słowa, które wypowiedziane między pocałunkami tym głębokim głosem, tak spokojnym, a jednocześnie tak tego spokoju pozbawionym, rozbrzmiewały echem w jej głowie. Słowa, które docierały do jej umysłu równie wyraźnie, co gorący oddech, drażniący bladość jej szyi, sprawiający, że rozchodzący się prąd rozpuszczał kobiece ciało, które gotowe było poddać się, oddać pod jego opiekę, pod jego wolę. Chłonęła go, chcąc poczuć całą gamę tych wibrujących bodźców, odchylając lekko głowę do tylu, pozwalając, aby uśmiech przyozdobił jej pełne wargi, rozciągnął lekko nabrzmiałą czerwień, wprawiając ją w jeszcze wyraźniejsze mrowienie, które było zarówno wspomnieniem dotyku jego pocałunków, jak i tęsknotą za ich cudowną obecnością.
Odczucia te, prawdziwe, niczym najprawdziwsza rzecz na świecie, otumaniły Katsu, która przez lata sięgała po przyjemności wszelkiej maści, teraz jednak dała się zaskoczyć intensywnością pozornie zwykłego dotyku. Pozwoliła odurzyć słowom, które padały pomiędzy cudowną obecnością jego ust na skórze. Pocałunki te w pewnym momencie miały przejąć kontrolę nad jej oddechem, gdyż piersi unosiły się niespokojnie, za każdym razem, gdy paląca fala przemierzała jej ciało rozchodząc się promieniście od miejsca, w którym je składał. Raz za razem zdarzało jej się odetchnąć z jego imieniem na ustach, wypowiedzianym niczym prośba, jakby nie tyle nie chciała by przestawał, lecz pragnęła, aby zrobił znacznie więcej.
Kobiece dłonie chwyciły się karku, chcąc jego przytrzymać przy sobie, bądź może siebie przy nim, bowiem w tej chwili, był jedyną istotną postacią na jej całym świecie, a jego ramiona jedyną rzeczą, która trzymała ją w całości, choć to wargi sprawiały, że była gotowa rozpaść się na drobne kawałki.
Śliski materiał ramiączka zsunął się z bladej skóry kobiecego ramienia, zatrzymując gdzieś na zgiętym łokciu, sprawiając, że połowa pleców została odsłonięta, podobnie jak większa część dekoltu z tejże strony. Czerń sukni zdawała się zatrzymać ostatkiem sił na krągłości jej unoszącej się w gwałtownych oddechach piersi.
Dłonie Katsu wsunęły się pod fioletowy materiał, chcąc odsłonić sobie choć fragment jego ciała, choć skrawek torsu, gdy poły kimono zmuszone zostały do rozsunięcia się na boki. Palce przesunęły po skórze, zagarniając jej powierzchnię dla siebie, sięgając do barków i na plecy, opuszkami z przyjemnością badając jej strukturę, pozwalając sobie poczuć wszelkie wybrzuszenia i wszelkie zagłębienia w układzie mięśni na barkach i plecach.
…możesz sobie wziąć mnie całego.
Głodny głos w jej uchu sprawił, że czułe palce nagle wbiły się w jego skórę, podczas gdy powietrze opuściło jej pierś gwałtownie. Zaraz chwyciła się jego karku obiema dłońmi, nieznoszącym sprzeciwu gestem naprowadzając jego wargi z powrotem na własne, wpijając się w nie z jęknięciem rozkoszy, tak aby doskonale poczuł, w jaki stan wprowadził ją swoimi słowami. Jak zaspokajał jej pragnienie, jednocześnie wzbudzając je jeszcze silniej. Całowała go, przyciskając własne ciało do jego torsu, karmiąc się jego oddechem i pieszcząc swoim językiem jego język.
Gdy po dłuższej chwili oderwała się po zgubiony gdzieś po drodze oddech, oparła się czołem o jego czoło, dotykając nosem jego nosa, pozwalając, aby jej pierś falowała niespokojnie. Przymknęła oczy, dotykając rozchylonymi lekko wargami jego ust, sprawiając że niemalże mógł poczuć jak czerwień pulsuje z pragnienia.
- Jeżeli mam wziąć cię całego dla siebie, pragnę wziąć cię tylko dla siebie i nie dzielić się z nikim, choćby pojedynczym spojrzeniem… - powiedziała szeptem, kładąc dłoń na jego policzku z bezwzględną czułością, która jednak na swoich końcach miała ostre paznokcie, tak wyraźnie, tak drapieżnie dające o sobie znać. - Nie wiem, co ze mną zrobiłeś, ale nie przestawaj, proszę… - podjęła powoli, przesuwając ostrym zakończeniem kciuka po jego dolnej wardze, sprawiając że w jednym miejscu skóra poddała się i wypuściła kroplę krwi. Kąciki jej ust drgnęły delikatnie w uśmiechu. - Sprawiłeś, że tylko o tym jestem w stanie myśleć, Atsushi… Tylko o tobie…
Przesunęła językiem po jego dolnej wardze, pozwalając, aby aromat krwi dotarł do jej zmysłów. Tak unikalny, tak wyraźny, bo choć demon nie mógł traktować drugiego demona, jak posiłek, wciąż mógł docenić jego smak. I być może była to jedna z tych wielu granic, które istniały na tym świecie, a których przekroczenia Katsu zwykła nie komentować nawet wzruszeniem ramion, pozostawała jednak kwestią, która dosłownie elektryzowała jej umysł. Tym sposobem, choć drobne rozcięcie mogło być już ledwie wspomnieniem dzięki demonicznej regeneracji, gdy pozwoliła miękkiej czerwieni swoich warg znów zatopić się w ustach Atsushiego, w jej zmysłach ono wciąż pulsowało żywym aromatem.
Nie dało się odrzucić tej bliskości, nawet jeśli płaciło się za nią ukochaną monetą samokontroli. Przecież nie może być nic w tym złego, aby być od czasu do czasu rozrzutnym, pozbawić się kilku tych drobniaków woli, na rzecz doświadczenia tak niepośledniego, że może nigdy nie było jeszcze udziałem moim ani jej, ani żadnego innego demona. Dlatego, choć z pozoru spokojny, wraz z upływem czasu mierzonym tylko Katsu kolejnymi oddechami, zatapiałem się w tym wszystkim coraz bardziej i bardziej, nie zważając na konsekwencje, na to, że obnażam się z tym, co być może postrzegałem jako słabość. Prawda, potrafiłem jeszcze zachować pozory, ale były one tylko maską, która raz po raz wstrząsana, każdym nawet najmniejszym jej dotykiem musiała runąć w gruzy.
Nie umiałem tego momentu wskazać, nie umiałem wymierzyć, ile jeszcze tych oddechów jeszcze pozostało i jeśli miałbym rzec prawdę, nie interesowało mnie to zbytnio. Interesowało mnie jednie, poddanie się temu wszystkiemu, zatonięcie w lepkich odmętach tego zawrotnego zapomnienia…
I faktycznie, w każdym momencie, gdy moje wargi dotykały jej gładkiej skóry, czerwieni jej warg, stopniowo świat, który przeżywałem, świat mi dany stopniowo zawężał się tylko do jej osoby, jakby prócz niej nie tylko nic ważniejszego, ale również nic innego. Jeśli panowała w tym obskurnym, zmeliniałym pokoju jakaś temperatura – wszak odwiecznym prawem natury zawsze jakaś panuje – nie czułem jej w żadnym stopniu, nie obejmowała ciepłym lub chłodnym płaszczem mojej sylwetki. Z rzeczy zewnętrznych, które dotykały mnie w jakiś sposób, czułem jedynie te ręce, które gładko wślizgiwały mi się pod odzienie, rozsuwają ją i nawet to, że materiał kimono przesuwa się po mojej skórze, jest ledwie odczuwalne. Tylko te ręce oraz ślad ciepły, które zostawiają za sobą, na moich plecach, barkach, karku, a który to ślad morfuje nagle w dreszcz podniecenia, aż pod tym dotykiem drżę cały, a drżenie to jakąś przemożną siłą wyciska ze mnie długie westchnienie, ale tylko po to, abym przekonał się zaraz, że się pomyliłem.
Najpierw paznokcie, chcące się wbić, jakby w poprzek ścięgien i ten delikatny ból, który rodzi się w tym akcie, jest może jeszcze słodszy, niż wszystkie poprzednie fale ciepła, a dalej pociągniecie za kark, wobec którego byłem całkowicie bezwolny, poddałem się mu niczym trzcina targnięta podmuchem powietrza, niemogąca się w żaden sposób przed tym bronić, wygina się w kierunku, w którym kołysze nią wiatr. Obojętnie, czy było to skutkiem zamiaru samej Katsu, czy może mojego jej pożądania, poddałem się i oddałem się całkowicie temu ruchowi, nie starając się spinać mięśni lub robić czegokolwiek innego, co wskazywałoby na to, że nie pragnę ulec temu zachłannemu samodzierżawiu, które właśnie nade mną roztaczała i jakby normalną koleją rzeczy, gdy tylko poczułem bliskość jej warg, pochwyciłem je natychmiast, otwierając usta i chciwie szukając swoim językiem jej języka, a czym na bardziej przelewała w ten moment swoje własne pożądanie, ja samorzutnie coraz bardziej ujawniałem swoje, coraz głębiej wpijając się w nią, jakbym z własnej woli chciał utonąć w czerwieni jej ust, która właśnie całkowicie i niepodzielnie wypełniała mi umysł. Coraz niecierpliwiej nie poszukiwałem wilgoci jej języka, czując jej głód i niedostatek i jakby obawę, że za chwilę w jakiś sposób zbraknie. Rękę, którą wcześniej trzymałem łopatce, przesunąłem w górę jej pleców, tam, gdzie zaczyna się kręgosłup szyjny, by od tego miejsca zjechać kawałeczek w dół, znacząc tę drogę delikatnym śladem swych paznokci. Drugą ręką przycisnąłem ciało demonicy jeszcze bardziej, co w połączeniu z tym, że ona sama napierała na mnie dość mocno, sprawiło wrażenie, że ten głód wzajemny, sklei nas zaraz w jakiś inny dwojaki byt i już zawsze zostaniemy niepodzielni.
Zadziwiające, jak bardzo te dane wyrażeniowy wyryły się we mnie, nawet jeśli okazało się, że nie można bez końca obcować ze sobą tak zapamiętale. Niemniej, czując drżenie jej warg, jej ciepły oddech na swoich ustach, słysząc melodię jej głosu, urzekał mnie ten moment spokoju, tak jak urzekające były wszystkie inne dowolnie mierzone odcinki czasu, gdy się miało okazję doświadczać, choćby skrawka jej bliskości. Uśmiechnąłem się nikle, trąc swoim nosem o jej nos i jednocześnie, odkryłem, że mój oddech jest równie niespokojny, jak tej, której obecność cieszyła mnie tak bardzo i podczaspodczas gdy ona właśnie wypuszczała powietrze, ja wciągałem w nozdrza odurzający zapach jej ciała, który przestawiał myśli równie mocno, jak palce prowadzone po policzku.
- Nie chcę, abyś dzieliła się ze mną z kimkolwiek, jeśli ktokolwiek ma mnie sobie wziąć to tylko ty, nie godzę się na nikogo innego. – Powiedziałem wiedziony, jakby tym jej dotykiem i sam począłem błądzić ręką po jej ramieniu, delikatnie, zmierzając do miejsca, gdzie akurat spoczywało, obwisłe ramiączko sukni. –Ponieważ nie będę umiał na nikogo patrzeć z takim zachwytem, z takim głodem, z jakim patrzę na ciebie, nawet jeśli miałoby to być najkrótsze możliwe spojrzenie.
Zapewne skrzywiłbym się, gdyby ktoś, na kogo patrzyłbym w inny sposób, spowodował to lekkie ukłucie, przez które na usta wypłynęła mi kropla krwi, ale ponieważ zrobiła to Katsu, uśmiechnąłem się tylko w odpowiedzi. Przez to drobne utoczenie krwi, wcale nie poczułem się ranny, ale tylko chory z fascynacji. Gdy tylko pojawił się, ten miękki mokry dotyk na swojej wardze, który zdawał się promieniować, przebijać się do mózgu, delikatnie odwróciłem głowę, aby w tym czasie, gdy ona próbowała mojego smaku, pocałować kącik jej ust i tym razem w tym geście drobnym, było bardziej coś z oddania i uwielbienia, niż z czystego erotyzmu. Ten drugi pocałunek, który nastąpił zaraz po nim, był już inny. Wróciła w nim gwałtowana pożądliwość i poprzednie zapamiętanie, które przyprawia o mózgową gorączkę, podsyconą jeszcze poprzednio zasłyszanymi słowami. Nawet gdyby twierdzić, że głębszy pocałunek powinien nieść większe zaspokojenie, byłoby to twierdzenie z gruntu fałszywe, ponieważ obojętnie, jak długo trwaliśmy w tym rytuale, który w dziwny sposób przypominał próbę zjedzenia siebie nawzajem w żadnym razie, nie byłem syty. Chciałem tylko więcej i więcej, więcej dotyku, więcej dojmującego mrowienia, które wywoływała, każda pieszczota, którą siebie obdarzaliśmy, ale niczym ostatniego narkomana, nie zrażała mnie beznadziejność tej sytuacji. Owładniętym tym pragnieniem na ostatek złapałem jej wargę zębami ciągnąć ją nieco, ale po chwili puszczając, aby przenieść swoje usta trochę niżej na obojczyk i do niego po raz kolejny je przycisnąć.
- Myślę, że to samo, co ty zrobiłaś ze mną, moja piękna. – Powiedziałem, odrywając się od niej na chwilę, spojrzeć w szmaragdowe oczy, wzrokiem pełnym nietajonego pożądania i połyskującego głodu, a później przenieść rękę z jej ramienia na fragment odsłoniętej piersi. – Tak bardzo cię pragnę, gdyż nikt inny nie ma tego błysku inteligentnego okrucieństwa w swoim zielonym oku, nikt inny nie ma twojej śmiałości oraz olśniewającej gracji. – Gładząc ten odsłonięty fragment skóry, tak jak ona postąpiła wcześniej, tym razem ja przeciągnąłem paznokciem, aby powstało na jej powierzchni niewielkie podłużna nacięcie, z którego wypłynie kilka kropel krwi, spływając z wolna w dół dekoltu. – Tylko twoim widokiem nie można się nigdy w pełni nacieszyć, nawet jeśli patrzeć na ciebie godzinami i tylko twój dotyk, twoja bliskość, wywołuje we mnie taki dreszcz, że powodowany nim chcę ci się oddać całkowicie, bez reszty. – Powiedziawszy to, na powrót objąłem ją w talii i nachyliłem się z wolna. Z niczym nie dało się porównać tego potoku słodyczy, gdy poczułem, jak skóra jej piersi sprężynuje pod moim językiem, kiedy zlizywałem spływającą krew, ciągnąć w górę po czerwonym śladzie, który po sobie zostawiła. Nie potrafiłbym nawet znaleźć słów, które opisałoby to dojmujące wrażenie, które drżącą falą rozchodzi się po ciele, poruszając chyba każdym fragmentem mięśni, który staje na drodze. Nie da się opisać tego płomienia, który goreje gdzieś za żebrami i perwersyjnie pali całe wnętrze. Nie da się określić, jak opity się stałem zapachem jej skóry, smakiem jej krwi, jak w tym wszystkim byłem stracony.
- Przysłaniasz mi świat, Katsu – powiedziałem z nosem wciśniętym w jej pierś i jakoś dysząc przy tym, jakbym nagle zapadł na jakąś płucną chorobę, a później pocałowałem miejsce, gdzie kiedyś się zaczynało rozcięcie już zgojone.
Czy nie byli lepsi od swojego ludzkiego pierwowzoru? Nawet w tych najbardziej ludzkich przeżyciach, czyż nie odczuwali ich intensywniej? Czyż nie pragnęli mocniej?
Być może nawet ich słabość, stawała się słabością o wiele bardziej dogłębną.
Oddech za oddechem, pocałunek za pocałunkiem, Katsu czuła wszystko to, co mogłoby przeczyć ich naturze, a jednak jakimś cudem składało się w spójną całość. Coraz głębiej wpadała w ten chaotyczny wir, w którym góra i dół zlepiały się w jedną masę, a jedynym punktem odniesienia były szerokie ramiona Atsushiego, utrzymujące jej sylwetkę w pionie, a być może nawet i w jednej całości. Doświadczając tego świadomego wrażenia, że pierś rozrywa jej mieszanka ekscytacji i głodu, powodująca nieopisaną, szaleńczą wręcz chęć radosnego roześmiania się w ten najszczerszy sposób, który uwalniał wszelkie emocje wraz z pojedynczą łzą spływającą z kącika oka. Pustka, którą od dłuższego czasu miała w sobie, nagle zapłonęła jasnym płomieniem, który rozgrzał zmarznięte tkanki, pobudzał zaspany umysł z siłą narkotyku zdolnego zwalić człowieka z nóg.
Atsushi całkowicie poddał się jej dłoniom, pozwalając szmaragdowej księżniczce poczuć tę nieopisaną, pozbawioną wszelkiej pruderii satysfakcję z możliwości wzięcia w posiadanie jego ust, bo to właśnie ich smaku teraz pragnęła. Bo przecież właśnie to obiecywał, właśnie o tym mówił - aby go sobie wzięła całego. Wzięła więc…a to była pierwsza z wielu rzeczy, po które sięgnęła zuchwale, a która została jej podarowana, niczym najsłodsza nagroda za kompletny brak cierpliwości i bardzo złe zachowanie. Za okrucieństwo i brak moralności.
Za szaleństwo.
Za chaos.
Za krew.
Pocałunki przerywane były słowami obietnicy, które spijała z jego ust z uśmiechem delikatnym, urokliwym wręcz, jakby wcale nie chciała wydrzeć jego duszy z szerokiej piersi, aby móc ją schować tylko dla siebie, nosić blisko swojego czarnego serca. Wierzyła w to co mówił, choćby miało ją to zgubić, choćby miał być to kolejny niebezpieczny zakład, który mógłby pozbawić ją głowy, bo przecież każdy pocałunek, który demon składał na jej ciele, był tego wart po stokroć.
Dotyk jego dłoni na plecach wywoływał spływający w dół kręgosłupa dreszcz, który najpierw chłodził, by zaraz rozpalić skórę w przyjemnym drżeniu. Jej ciało odpowiadało na jego gesty całkowicie instynktownie, poddając się mu w pełni, posłusznie, jakby faktycznie mógł zlać się z nim w jedność, gdyby sobie tylko tego zapragnął, gdyby tylko mógł przyciągnąć ją jeszcze bliżej i zniwelować dystans, który na tym etapie już nie istniał.
A przecież jednocześnie sięgała po niego tak stanowczo, tak niepohamowanie, jakby miała przywłaszczyć sobie całą osobę Atsushiego bez zająknięcia, z tym swoim subtelnym, niewinnym uśmiechem jedynie i tak bardzo niepoprawnym błyskiem w szmaragdowej tęczówce. Jakby nie tylko ta kropla krwi, którą skradła z jego wargi, ale i wszelkie tkanki jego ciała, należały jedynie do niej.
I być może by to zrobiła, nie pytając już o nic, nie potrzebując żadnych więcej obietnic… Nie mogła jednak nic poradzić na to, jak szalenie przyjemne było oddanie swojego ciała w zamian, w te jego czułe dłonie. Jak usta rozchylały się same, pozwalając mu zagarnąć dla sobie jej dolną wargę, która nabrzmiała lekko od nacisku jego zębów. Jak falą gorąca rozpływały się w jej świadomości słowa, które wypowiadał z głębią swojego głosu, który nadawał lekkiego drżenia nie tylko powietrzu. Pragnęła go słuchać, bo głos ten sięgał głębiej, niż powinien, sprawiając, że nie tylko sama chciała go pożerać, ale przede wszystkim pożądała, aby być pożeraną, z wszelkimi tego konsekwencjami.
Skrzyżowała z nim swoje spojrzenie, niczym przez mgłę wszystkich wrażeń, które tak wyraźnie zagęściły atmosferę powietrza, teraz ciężkiego z unoszącego się w nim pożądania. Uśmiechnęła się nikle, gdy znów jej dotknął, tak czule, aby zaraz przebić tę czułość ukłuciem bólu. Bólu, który w ten najbardziej nieprzyzwoity sposób rozlał się promienistym dreszczem po jej skórze, wraz z kroplą krwi, która spłynęła powoli po jej piersi.
- Atsushi… - odetchnęła znów jego imieniem, aby zaraz zachłysnąć się lekko powietrzem, gdy tylko poczuła jego język na skórze. Pozwoliła sobie na przymknięcie powiek, podczas gdy jedna z jej dłoni wsunęła się między pasma ciemnych włosów na jego potylicy, gdy przesuwał nim w górę jej piersi, powodując, że oddychała niespokojnie, jakby nie tylko krew, ale i jej oddech został przez niego odebrany.
Materiał, bardziej zdobiący, niż okrywający jej ciało, nagle stał się irytującym elementem, którego Katsu mogłaby się pozbyć, choćby po to, aby kolejna kropla krwi spłynęła nieco niżej, nieco dalej, zmuszając Atsushiego do przywłaszczenia sobie jeszcze większego skrawka bladej skóry.
- Gdzie byłeś przez cały ten czas? - spytała, pochylając się nad nim, czując jak gorąc jego oddechu między jej piersiami, odbiera jej własny. Musnęła ustami czubek jego głowy, oddychając jego zapachem. Palce zsunęły się z karku, przesuwając niżej po jego skórze, aż do miejsca, w którym na lekko odsłoniętym torsie zaczynał się materiał jego fioletowego kimono. Pozwoliła, aby jej dłonie na chwilę zaczepiły o jego krawędź, aby w końcu przesunąć się niżej i odnaleźć więzy pasa, utrzymującego ubiór w całości. - Jeżeli mnie pragniesz, zostań ze mną. Nie odchodź, bo nie zniosłabym, jakbyś odszedł… - szeptała, a w jej tonie było coś przejmująco proszącego, błaganie, jakby mimo jego słów, mimo zapewnień, wciąż mógł postąpić inaczej. Bo choć wierzyła w to, co mówił, i to każdą komórką swojego ciała, chciała żeby on również to poczuł, niczym bolesny impuls, który targał umysłem, odbierał rozsądek. Jakby manipulowała jego pragnieniem, celowo, choć tak rozkosznie.. podsycała je, bo chciała, żeby zapłonęło w pełni. Żeby oszalał, tak jak ona oszalała pod jego wpływem.
- Zostań, Atsushi - mówiła, jakby jeszcze nie zostało to przesądzone, a prośba w jej głosie została nieco przysłonięta tą intensywną czułością, gdy jej palce powoli rozplatały pas jego kimono. Ich brak pośpiechu był niemalże nieznośny w obliczu delikatnego uśmiechu błąkającego się po jej pełnych, teraz lekko nabrzmiałych ustach. - Jeżeli świat ma być przez to przysłonięty, niech tak będzie. Niech zniknie, na tak długo, ile będzie trzeba, żeby choć spróbować się nasycić.
Pas w końcu opadł luźno, a wraz z nim rozwinął się fiolet materiału, w który Katsu z wolna zatopiła swoje dłonie, aby dotknąć ciała znajdującego się pod spodem. Palce przesunęły się po brzuchu demona, powoli, badając strukturę skóry i tego, jak mięśnie przechodzą w wyżłobienia żeber, a potem w szeroką pierś, pod którą znajdowało się mocno bijące serce. Kimono zostało rozsunięte na boki, aby blask księżyca wyglądającego zza brudnego okna, mógł sięgnąć skóry naciągniętej na męski tors.
- Spróbuj, Atsushi - poprosiła znów, gdy jej dłonie w końcu dotarły do jego twarzy, a usta musnęły policzek tuż przy prawym uchu. Przysunęła swoje ciało do niego, pozwalając, aby po raz kolejny poczuł, jak cienki materiał sukni pozostaje jedynym, co oddziela ich od siebie. - Spróbuj się nasycić…
Mowa była o rezygnacji, o zatrzymaniu się, jednakowoż wobec tego, łączącego nas trwale elementu, nie brzmiało to, jak próba przekonania kogoś, iż jakieś nieprzemyślane działanie, które nie prowadzi do niczego, jest wypełnione sensem po same brzegi. Trudnym niezwykle byłoby pomyśleć, że któreś z nas, w tym momencie znajdzie choć odrobinę tej siły, która była podstawowym warunkiem tego, aby się od siebie odsunąć choćby na cal. Brak tej siły całkowicie. Nie chce ona tego, nie chcę tego ja, związani beznadziejnie, ale w całej tej beznadziejności nie pozbawieni zadowolenia. Tkwiło właśnie ono w tym, że można było się dać pochłonąć temu układowi ciał, tej nieustannie oddziałującej wzajemnej bliskości i całkowicie się w niej zatracić.
- Treść 18+:
- Przecież nie bez racji, na dnie tych słów, którymi się jej oddałem niepodzielnie, to właśnie leżało i tego było wyrazem – pewnego zapamiętania się, z którego nie dało się już wyrwać, ponieważ od tej pory jakbym nie do końca sobą rozporządzał. Dziwna to rzecz, dla istoty ze swej natury wiecznie trawionej wewnętrznym płomieniem egotyzmu, ale przewrotnie parzy równie mocno, to pozorne jarzmo przynależności, ponieważ tylko nim obarczony, mogłem prawdziwie dotknąć jej ciała i prawdziwie się tym cieszyć.
Logika ta była wręcz spiralnie pokrętna, ale przecież faktycznie działająca. Gdyby twierdzić, że jest inaczej przecież ciało moje nie reagowałoby, coraz mocniej i mocniej na słowa wypowiadane w mojej przytomności, a które sprawiały, że chciałem dać się jeszcze bardziej popaść w ten zachwyt, dać się jeszcze bardziej pochłonąć. Być może dlatego jej poruszane nierównym oddechem piersi, a może samo poczucie ich bliskości, bezwiednie przychodziły mi na myśl kotłującą się rzekę, tak niebezpieczną, a jednocześnie tak kuszącą, że sam nieustanny hipnotyczny ruch, zmusza do rzucenia się w jej odmęty. Jakby zgodnie z jej biegiem przesunąłem nosem i ustami trochę w dół, delektując się zapachem jej ciała i ogólnym wrażeniem, który każdorazowo pozostawiał po sobie, choćby najlżejszy dotyk jej skóry, jakby nigdy nie mogło zostać zatarte, przez żadne inne dane wrażeniowe, które aktualnie spływały. Może poza muśnięciem jej ust, tak delikatnym, a jednocześnie tak intensywnym, jakby był to ślad rozgrzanego żelaza, ostry ból nagły, który ni jak nie może być zignorowany, nawet największym wysiłkiem woli lub przysłonięty przez największe nawet otumanienie.
A w tym wszystkim coś było otumaniającego. Szczególnie w brzmieniu jej głosu, który z myślami rezonując, wprowadza w stan dziwny, w którym jasne było tylko to, że nie można mu odmówić, nawet jeśli istniałaby w ogóle takowa możność.
- Daleko, ale szukałem cię, choć nie zdawałem sobie z tego sprawy. – Odrzekłem tonem wyraźnie zmieniony, przez płytki oddech, w którym dyszał głód i coś na kształt zachwytu. – Teraz, gdy jesteś tak blisko rozumiem, że tak właśnie było i że byłem ciebie głodny. – Chyba za sprawą tego jej głosu, pociągnąłem nosem dekolt jej sukni, trącając jednocześnie obwisłe już ramiączko, tak aby czarna materia swobodnie spłynęła w dół, odsłaniając całkiem już nagi sutek. Nie chcąc czekać z tym ani chwili dłużej, napędzany kołem zamachowym zniecierpliwionego pragnienia, wziąłem go w usta, przesuwając po nim koniuszkiem języka najpierw w górę, a później w dół, starając się nacieszyć tą wielką rozkoszą, jaką sprawia opór, który przeciwstawia temu ruchowi prze swą nabrzmiałość. Czyniłem to jednocześnie z takim oddaniem, jakby żadna, nawet największa na świecie przemoc, nie była w stanie mnie zmusić, abym się teraz od niej oderwał. Zamruczałem cicho czując, jak cały kalejdoskop wrażeń wiruje neuronowymi impulsami, mając jednocześnie w głowie, tylko jej obraz, jej osobę, tak pożądaną i słodką w całej tej bliskości. Odpowiadając tym jednoznacznie, bez żadnych zbędnych słów, jak bardzo nie mam zamiaru odchodzić, że właśnie tego pragnę, aby przysłoniła mi świat, nie ważne jak długo.
Faktycznie, choć może być to dziwne, biorąc pod uwagę kogoś, kogo czas nie może zabrać z tego świata, dopiero po raz pierwszy w tym momencie stracony był dla mnie całe poczucie jego upływu. Można go było mierzyć stopniowym rozluźnianiem się materiału mego odzienia, a także tym, że jakimś sposobem znika ze mnie, ale dopiero, kiedy poczułem na swoim brzuchu, tę cienką warstwę, która oddzielała nas od siebie przyszedłem do świadomości. Świadomość ta była ukierunkowana na jeden cel tylko, pozbyć się tej obrzydłej bariery, tak zwiewnej, a jednocześnie tak uciążliwej. Powoli uniosłem głowę, znad jej piersi, aby chwilę później po raz kolejny przylgnąć ustami do jej szyi, jednocześnie rozluźniając trochę swój uścisk i ściągając jedyne trzymające się pewnie ramiączko.
Szelest opadającego materiału był niczym sygnał, niczym znak, który zmuszał do podniesienia wzroku na jej twarz. Przeniesienia spojrzenia żółtych oczu, na jej szmaragdowe źrenice, aby zobaczyła, jaki głód z nich wyziera, jak uśmiecham się do niej drapieżnie, lewym kącikiem ust, jak spod tego uśmiechu powoli zaczynają wyzierać zęby. Ułatwia to też krok następny, który polegał na równie milczącym, co szybkim pochwyceniu jej warg, w namiętnym pocałunku, a także objęcia jej przygarnięcia do siebie, mocno i pewnie, aby poczucie bliskości jej nagiego ciało, pokazało mi to, czego oczy i tak nie byłyby w stanie pochwycić, a czym bardziej przyciskałem ją w tym stalowo silnym uścisku, tym bardziej wpijałem się w jej usta, chcąc się zgodnie z jej życzeniem faktycznie spróbować nasycić.
- Pragnę cię – głos mój był ochrypły od rządzy, a wydobył się zaraz po tym, jak przy okazji tego pocałunku, jakby na krótkie pożegnanie, koniuszek mojego języka dotknął jej koniuszka jej języka – Tak samo, jak pragnę zostać z tobą na zawsze, w twojej mocy.
Znów wpiłem się w jej usta, tym razem jednak podnosząc się lekko i kładąc Katsu na sienniku, tak aby obróciwszy lekko głowę i unosząc nieco oczy do góry mogła spojrzeć w twarz zasiniałego, umierającego chłopaka, który przyglądał się temu wszystkiemu z niezrozumieniem oraz własnymi rękoma panicznie zaciśniętymi na własnym gardle. Sam nachyliłem się nad nią, przez chwilę patrząc jej w oczy, z tym samym wyzierającym z nich pożądaniem, a później omiatając swoimi czarnymi włosami jej piersi, aby złożyć w miejscu między nimi pocałunek, a dalej przesunąć usta do miejsca, gdzie zaczyna się brzuch i to miejsce również obdarzyć pocałunkiem.
Na łut szczęścia?
Z jakiegoś powodu wyobrażenie istnienia czegoś tak kapryśnego, faktycznie mogłoby przemawiać do duszy Katsu najbardziej. Zakrawające o szaleństwo i poczucie całkowitego braku kontroli, pozbawione możności wkupienia się w swoje łaski… Właśnie to zdawało się być bliższe jej sercu, niż jakiekolwiek zapewnienia o sile i potędze.
Straciła swoją wiarę, wypaliła się w dążeniu do wielkości i nie czciła już nikogo innego, poza co najwyżej samą sobą. Być może więc dlatego przyjemność płynąca z nieposkąpionej aprobaty, którą otrzymywała od Atsushiego, była tak słodka w smaku. Być może z tego też powodu, ten jego obleczony w niezaprzeczalny czar podziw w stosunku do niej, jak i ta uwaga, którą z nienaganną starannością obdarzały ją jego usta i dłonie, pozostawały tak hipnotyzujące. Czuła się doceniona, czuła się podziwiana i, cholera, zapomniała jak bardzo potrzebował tego jej umysł i jak bardzo tęskniło za tym jej ciało. Szczególnie w ostatnim, tak trudnym dla niej czasie.
Zmieniła się, choć ciężko było orzec, jak zmiana ta przebiegała w osi jej wewnętrznego postępu. Była progresem? A może upadkiem, bo przecież jeszcze chwilę temu, tuż przed tym, jak spotkała Atsushiego, paliła tak wyraźną goryczą w gardle.
- 18+:
Atsushi był tu dla niej i tylko dla niej, dając jej to odczuć każdym jednym swoim gestem i tym samym trafiał w tak wrażliwą część jej jaźni, że nieuchronnie zyskał sobie druzgocącą przewagę. Poniekąd, w obliczu wszelkich ostatnich zdarzeń, przypomniał jej, jak powinna się czuć. I chociaż ceniła sobie swoją niezależność, to jednak bardzo szybko poczuła się całkowicie zależna od jego dotyku.
Oczarował ją, choć jeszcze nie zdawała sobie w pełni sprawy, jak bardzo.
Odbierał jej oddech, palił jej skórę, sprawiając, że każde jedno muśnięcie warg, rozchodziło się promienistą falą gorąca, kumulującą swoją siłę w wygiętych lędźwiach. Materiał sukni opadł grzecznie pod wpływem jego działań z jej krągłości, a Katsu wydała z siebie stłumione jęknięcie, czując jego usta na swojej odsłoniętej piersi. Doznanie tak dogłębne, tak intensywne, że niemal bolesne, choć z bólem nie miało nic wspólnego, sprawiające, że skóra krzyczała, jakby była w stanie przeżyć szczyt przyjemności tylko i wyłącznie pod wpływem języka bawiącego się twardością sutka. Ciało zadrżało, a palce zaplątały się na moment w próbie rozprawienia z odzieniem Atsushiego, przez jeden oddech po prostu chwytając się go mocniej, aby zaraz wrócić do odwiązywania pasa, teraz już jednak z wyraźną niecierpliwością.
- Znalazłeś mnie - szepnęła, a na dnie jej głosu słychać było nutę tej ekscytacji, w którą ją wprowadzał. Przeciągnięty wydźwięk rozkoszy, z jaką wiązały się jego pełne oddania pieszczoty, które wwiercały się w jej umysł, przysłaniając wszystko to, co tylko było do przysłonięcia.
Nabrała głębiej powietrza, czując jak Atsushi wpija się pocałunkiem w jej szyję, powodując prąd sięgający aż do kręgosłupa, wybrzmiewający dreszczem i kolejną odpowiedzią skóry, która niczym trącona odruchem, reagowała błagalnym jęknięciem o więcej, gdy tylko czuła na sobie jego wargi, jednocześnie paląc tęsknotą w miejscu, które opuścił chwilę wcześniej.
Świadomość ledwie wyłapała uczucie, z którym materiał sukni ześlizgiwał się z jej ciała, aby w końcu opaść na biodra, a drobne drżenie, którym odpowiedziała na to obnażenie, nie miało nic wspólnego z temperaturą powietrza. Wtedy też w końcu uniósł na nią swoje złote spojrzenie, a ona zblokowała z nim własne, tak by dostrzegł wyraźnie, jak odblask szmaragdu tężeje pod wpływem tego drapieżnego uśmiechu, który pojawił się w kąciku jego ust. Tak obiecujący, tak szalenie pociągający, sięgający do serca, które była gotowa oddać mu na pożarcie wraz z całą resztą swojego ciała.
Pozwoliła, aby pocałunek, którym ją obdarzył w następnej sekundzie, po raz kolejny odebrał jej powietrze. Przylgnęła do jego torsu swoim nagim ciałem, zagarniając w pełni tę świadomą przyjemność z kontaktu skóry ze skórą, tego jak jej piersi z początku lekko jedynie muśnięte o szeroki tors, w końcu poddają się nieznoszącemu przestrzeni naciskowi.
Jego słowa sprawiły, że uśmiechnęła się lekko, urokliwie wręcz, niczym radośnie zauroczone dziewczę, zupełnie nie jak ten potwór, którym była, a który z pełną rozkoszą dał się położyć obok martwego ciała, jak gdyby była to jedynie rzeźba, a nie przerażone zwłoki wciąż pełne pogrzebanych nadziei i okrutnej niesprawiedliwości.
- Weź sobie mnie więc, bo sprawiłeś, że jestem już tylko dla ciebie, Atsushi - odpowiedziała mu cicho, głosem drżącym z pożądania, pozwalając, aby jego głodny wzrok wywołał dreszcz na jej skórze, tak wyraźny, tak przyjemny. Jej dłonie wciąż błądziły po jego karku i ramionach, gdzieś w międzyczasie pozbywając się z nich już całkowicie fioletowego kimono, odsłaniając jego ciało w pełni, dla jej własnej, nieposkromionej i spragnionej tego widoku satysfakcji. Palce przesunęły w dół jego pleców, śledząc wyżłobienia po obu bokach kręgosłupa, nie przejmując się tym, że paznokcie mogłyby zostawić za sobą czerwone linie, gdy wbijały się lekko w napiętą skórę.
Pocałunek złożony między jej piersiami sprawił, że jej ciało wygięło się lekko, a obie dłonie bardzo szybko wróciły do góry i wsunęły w jego włosy, jak gdyby prosiła o więcej. Klatka unosiła się i opadała podyktowana jego działaniami, które wzmagały pragnienie z każdą sekundą. - Jesteś mój, a ja jestem two- twoja… - słowa wypowiedziane były, jak ta jedyna, niezaprzeczalna prawda, zabarwiona napięciem i rozerwana cichym jęknięciem, niby szeptem, które było reakcją na pocałunek na brzuchu. Leżąc tak, pozwoliła, aby jej nogi rozchyliły się lekko pod jego wpływem, a kolana objęły boki sylwetki wiszącego nad nią demona. Materiał sukni, trzymającej się jeszcze ostatkiem sił jednym pasem na jej biodrach, spłynął z bladej skóry jej ud, które eleganckim zgięciem przechodziły w napięte łydki, bo opierała się jedynie czubkami palców u stóp o zatęchły materac pod sobą. - Pamiętaj o tym. Należymy do siebie nawzajem i tylko do siebie.. - odetchnęła głębiej, a gdy jej spojrzenie sięgnęło martwego chłopca obok nich, z gardła wyrwał się lekki, nieco ochrypnięty, od suchego z pożądania gardła, śmiech. - Sama śmierć jest tego światkiem, Atsushi.
Swój demoniczny żywot wiodłem wśród słodszych niż kielich najbardziej niepośledniej krwi owoców tego naturalnego dla każdej istoty wewnętrznego poczucia czasu. W tej swoistej pętli rzadko się zmieniającej, bo przecież cel mój był gwarantem zaspokojenia nie tylko potrzeby słuchania łamiącego się głosu, oglądania twarzy zgnębionych, a także czucia odoru strachu i rozczarowania. Był również środkiem do zaspokojenia potrzeb znacznie bardziej podstawowych. Podróżowało się różnymi drogami świata rzeczywistego, ale we własnej świadomości – ciągle ruch kołowy toczący się w wieczystym zapętleniu.
Tak było przynajmniej do tego momentu, albowiem będąc w Hatago, przedziwnym sposobem liczyła się tylko chwila teraźniejsza, a przeszłości pamiętałem o tyle, o ile pamiętałem ostatni pocałunek składany na jej ciele. Czy mówiąc, że Katsu przysłania mi świat - osobliwie jak na demona - nie powiedziałem prawdy? Przecież poza jej ciałem nie widziałem niczego, nie czułem niczego, co nie byłoby jakoś z nią związane i nie liczyłem upływającej chwili, która bez jej obecności nie miała żadnego znaczenia. Oto jaka szaleńcza zmiana nastała i jak wywołana została oraz to, że nie wydawałoby się, aby cokolwiek mogło zmienić się więcej, a już na pewno nie mogło zmienić się na lepsze.
- Treść 18+:
- Nie mogło być nic lepszego, od tego delikatnego uśmiechu, który będąc tylko ledwie drgnięciem warg, zdawał mi się nagrodą na świecie najsłodszą, a możliwość dotknięcia choćby płachetka tej bladej, delikatnej skóry wykraczała poza wszelaką granicę pojmowania, będąc jakby rzeczą z uniwersum czystych idei. Jakby sama Katsu została stamtąd siłą wyciągnięta i sprowadzona na ten nie najlepszy ze światów. Dlatego nie posłuchać jej byłoby grzechem, nawet dla istoty, dla której kategoria grzechu chyba nie do końca istnieje, dlatego wziąłem ją sobie, stąd pocałunki i to jakieś zagubienie, w którym błądziłem nosem i ustami, pomiędzy jej piersiami, chcąc nacieszyć się ich bliskością, skuszony dotykiem smukłych palców na skórze głowy oraz pobrzmiewającym w jej głosie wibrowaniem. Przedziwnie ono odzwierciedla to osobliwe drżenie, które się między nami roztaczało, z którym raz po raz zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, nie mogąc wytrzymać rosnącej w wykładniczym tempie ekscytacji. Choć powinna ona już dawno przekroczyć racjonalną granicę, to jednak wkradała się coraz bardziej, coraz gwałtowniej, gdy wciąż rozbrzmiewało mi pod czaszką echo jej słów, ich pokrętnie pasującej do całej sytuacji doniosłości, a ja przesunąłem nosem nieco w bok, wspinając się po perfekcyjnym łuku lewej piersi, aby na jej wierzchu złożyć krótki pocałunek, zostawiając po nim drobny wilgotny ślad, a później – trochę niżej – złożyć następny i kolejny jeszcze niżej. Za każdym razem na nowo odkrywałem upajający i słodki zapach jej skóry, który z nozdrzy wędruje do mózgu, pozbawiając kontroli i plącząc neurony oraz osobliwie gładką fakturę, która wzbudza bezwarunkową wiarę, że tylko ona jest przyjemna w dotyku. Wszystko to dane za każdym razem, jakby na nowo, ciągle zachwycające z tą samą przemożną siłą, aż musiałem przerwać na chwilę, dysząc ciężko, podtapiany ciągle zalewającymi mi umysł falami pożądania. Po chwili zorientowałem się, że przecież to zupełnie nic nie daje, że ten oddech zupełnie bez sensu, że nie mogę się już z tego w żaden sposób uratować i zatonąć muszę. Łapczywym ruchem, chwyciłem w usta sutek ustami, naciskając go językiem, jednocześnie prawą ręką, łapiąc pierś prawą i z wolna sięgnąłem kciukiem do nabrzmiałej twardości na jej wierzchu. Przy tym wszystkim słyszę jej głos, który swą piękną barwą, kierują myśli na nią samą w chwili teraźniejszej, ale w tej teraźniejszej formie, pobrzmiewa dający się wydobyć na wierzch brzęk przyszłości.
Dopiero wtedy uzmysłowiłem sobie, że istnieje jakieś późniejsze kiedyś, ale nie mogłem od razu się oderwać, jeszcze przez moment pozwoliłem się jej nacieszyć pieszczotą, sam ciesząc się nią najbardziej, jak to tylko możliwe i zapamiętując się w słyszanym śmiechu suchym, który rezonował gwałtownym dreszczem. Dopiero gdy przebrzmiał, nachyliłem się nad jej twarzą, aby nasze spojrzenia po raz kolejny się spotkały. Znów schwycił mnie w objęcia, nęcące kontury jej twarzy, a powietrze nagle opuściło moje płuca, jakby w wyrazie niemego zachwytu. Mój nos odszukał jej nos, a moja górna warga jej wargę. Ręka wcześniej trzymana na piersi odszukała jej dłoń, chwytając ją i przenosząc, gdzieś w miejsce leżące nieopodal jej ucha.
- Ja jestem twój, a ty jesteś moja, moja piękna Katsu. – Powiedziałem, na krótkim urwanym oddechu, splatając ze sobą nasze palce. – Należymy do siebie nawzajem i tylko do siebie, śmierć jest tego świadkiem. Zabijemy każdego, kto twierdziłby, że jest inaczej lub będzie chciał nam to odebrać. Każdy kto choćby spróbuje to zrobić, niech zdycha w męczarniach. – Przycisnąłem swoja usta do jej ust, całując po raz kolejny z nie mniejszą łapczywością niż poprzednio, jednocześnie zdając sobie sprawę, że ten pocałunek jest czymś więcej, pieczęcią obietnicy, za której sprawą nic już nas nie dzieli, tak jak nasze nagie ciała, nie są od siebie oddzielone żadną, nawet najcieńszą warstwą ubrania i od tej pory nic ani nikt nie może tego zmienić. A w tym wszystkim szalejąca pewność, że oboje pragniemy tego równie mocno i nie będziemy się chcieli tego zrzec, za żadną cenę, bo nie może istnieć coś równowartościowego.
Spełniwszy ten rytuał, którego powaga była sankcjonowana śmiercią samą, wróciłem do miejsca, gdzie miał on swój początek, tego odcinka, jej ciała, gdzie zaczyna się brzuch. Tym razem jednak nie mogłem na tym poprzestać i przeniosłem się niżej, do pępka, gdzie sekundę później wsunąłem język.
Zawsze pragnęła c z e g o ś, bo zawsze przecież było coś do pożądania. Czasem była to cudza poczytalność, bo lubowała się w pożeraniu zarówno ludzkich ciał, jak i umysłów. Czasami jednak było to po prostu to życie w pełni jego wartości materialnej, na które pozwalała jej pozostałość po swoim ludzkim wcieleniu i zmasakrowanej losem rodziny szlacheckiej, do której niegdyś należała. Ta materialna pozycja była przyjemnością samą w sobie i pozostawiała jej naprawdę spore pole do popisu.
Katsu więc zawsze pragnęła mocno, wszystkiego, czego można było zapragnąć, niczym to dziewczę puszczające wodze wyobraźni. Czerpała przyjemność z tej prostej niesprawiedliwości, która ją - bogatego demona, pozbawionego tak wielu ludzkich odruchów i moralności - stawiała na piedestale życiowego spełnienia.
Mogła być wybredna. Mogła chcieć tego, co najdroższe i najpiękniejsze. I nawet, jeżeli w tych czasach nie miało to już najmniejszego znaczenia, ponad wszystko poznała smak życia, które rozpieszcza do cna, nie pozostawiając choćby najmniejszego skrawka na wyrzuty sumienia z tego powodu.
Jakimś sposobem jednak, tej nocy miała wrażenie, że w ustach czuje zupełnie nowy, intensywny smak. Coś, czego nie przyszło jej poznać nigdy wcześniej i czemu, w tym pozbawionym rozsądku odruchu, była gotowa poddać się całkowicie.
- 18+:
- Być może była to sprawka jej gnijącego od dłuższego czasu zapału, umysłu, który nie mógł się zagoić, niczym zaropiała rana cuchnąca martwicą. A może faktu, ze będąc na szczycie, otoczona bogactwem, pozostawała tak mocno znieczulona na wszelki dotyk. Otoczona tarczą przychylności i dobrobytu, była nietykalna.
Teraz, mając wrażenie, że Atsushi pochwycił jej nagie ciało, aby wyciągnąć je ze szponów oplatającej, oślizgłej czerni, przyciągnąć do siebie i otoczyć siłą ramion, Katsu zachłysnęła się intensywnością bodźców, które do niej docierały, niczym ten noworodek, który przyszedł na świat, całkowicie bezbronny. Paradoksalnie, bo przecież jedynym świadkiem tego procederu, poza samym jego sprawcą, była istotnie tylko śmierć. Tak też, swoim pustym spojrzeniem tężejącego już chłopca, przyglądała się, jak demon o szmaragdowych oczach, z uśmiechem na szkarłatnych, lekko rozchylonych ustach, łapie gwałtownie powietrze, odchylając głowę do tyłu i szepcząc raz za razem to samo imię, które rozpływało się po języku niczym najsłodsza z obietnic.
Oddechy podyktowane były pocałunkami składanymi na jej piersiach, nabierane chaotycznie w palącej potrzebie dostarczenia tlenu, którego wciąż jej brakowało. Plecy wyginały się raz za razem, bo ciało pragnęło naprzeć na te wargi, których dotyk rozchodził się płomieniem po skórze.
Jęknęła przeciągle, czując jego język na piersi, a oczy zamknęły się, gdy kręgosłup wygiął w łuk trącony tym bodźcem, niczym prądem. Śmiech, który wyrwał się z jej gardła zaraz potem, był przesiąknięty rozkoszą. Palce przesuwały po karku i ramionach demona zawieszonego nad nią, jakby nie chcąc dopuścić do tego, aby się odsunął, bo za nic nie chciała dać skórze poczuć powiew chłodu w miejscu, w którym mogłoby go zabraknąć. Choć przecież jego obecność była równie trudna do zniesienia, biorąc pod uwagę intensywność płynących od niej bodźców.
Uniosła na niego spojrzenie, czując jak przypiera ją do materaca, wplatając palce między jego palce i blokując kontakt z hipnotyzującym złotem jego tęczówek. Z rozchylonymi ustami i podbródkiem wysuniętym w jego kierunku, chłonęła spływające słowa wraz z jego oddechem, pozwalając, aby rezonowały dreszczem na jej ciele.
Zabijemy każdego, kto twierdziłby, że jest inaczej… Niech zdycha w męczarniach…
T a k. Nie było już przed tym odwrotu i jakaś część demonicznej jaźni zdawała sobie z tego w pełni sprawę. Nie zastanawiając się cóż ta obietnica nieuchronnie oznaczała, Katsu bez namysłu przypieczętowała ją tym intensywnym pocałunkiem, który po raz kolejny trącił jej ciało prądem. Jakby właśnie cały wszechświat odetchnął, zmienił się subtelnie, choć być może jeszcze nikt nie był w stanie dostrzec różnicy. Dwa umysły splotły się niczym węzeł, poddając dobrowolnie tej sile, nie bacząc na konsekwencje, bo przecież w obliczu wszystkiego, co powstało między nimi, nie miały one najmniejszego znaczenia.
Paznokcie zacisnęły się na karku demona, gdy pocałunek w końcu został przerwany, a Atsushi znów wrócił do obdarzania jej ciała swoją cudowną uwagą. Czuła, jak zarówno mięśnie jego szyi, jak i jej własne, te w dole brzucha, spinają się przyjemnie pod wpływem jego działań. Zaraz też wiedziona nieznosząca sprzeciwu potrzebą, przesunęła drugą dłoń, tę której palce były splecione z palcami Atsushiego i umiejscowiła ją zachłannie z powrotem na własnej piersi, bezwstydnie prosząc się o dotyk w tym miejscu. Przykryła jego dłoń własną i zacisnęła lekko palce na krągłości, którą miał zagarnąć. Czując w tym samym momencie język, tak czule trącający jej skórę, znów jęknęła, tym razem odgłosowi temu nadając jego imię.
- Atsushi…
Było coś przejmującego w tym, z jaką prośbą się do niego zwróciła. Jak jej biodra uniosły się przy tym odrobinę, a ciało zdawało drgnąć, resztką sił powstrzymując się przed wzburzeniem, ledwie zdolne do biernego leżenia i poddawania się pieszczotom, których intensywność znajdowała się na granicy możliwości ich zniesienia, wzniecając napięcie, jednocześnie nie będąc w stanie upuścić go w choćby najmniejszym stopniu.
Jedna ręka oderwała się od jego karku, aby odgarnąć własne, ciemne włosy z twarzy. Chłodne z natury palce, przyniosły ledwie mierne ukojenie dla rozgrzanego czoła, pozostając na krótki moment wplecione w kruczoczarne pasma, jakby próbowały znaleźć punkt zaczepienia w tej wirującej rzeczywistości. Druga dłoń nieuchronnie chwyciła za przedramię demona, zaciskając się na nim, jakby nie do końca wiedziała, czy bardziej pragnie go do czegoś skłonić, czy przed czymś powstrzymać.
- Atsushi…- podjęła znów, a zaraz znów ten lekki śmiech wyrwał się z jej spragnionego gardła. Ciało Katsu znajdowało się na skraju i niebawem miała zacząć błagać go o więcej. Z jakiegoś powodu jej świadomość uznała ten fakt za zabawny, w ten najbardziej rozkoszny sposób. - Uwielbiam cię - szepnęła, odchylając głowę do tyłu i pozwalając, aby jej ciało zadrżało pod jego dotykiem, a usta rozciągnęły się w uśmiechu, którego nie potrafiła powstrzymać. - Doprowadzasz mnie do szaleństwa i jest to nieprzyzwoicie przyjemny stan.
Cała ta sytuacja, cała nasza dotkliwa bliskość, cała ta kotłowanina myśli uczuć i wrażeniowych danych, wszystko to miało sens własny, który sprawiało, że to, co się przed chwilą między nami stało, było czymś więcej… Narzuca się nachalnie myśl, że cała ta sytuacja była powodowana jakąś niedającą się zignorować potrzebą, która była mi wcześniej dana, a której zanurzony w bezlitosnym morzu świata, raz po raz przeżywanego, dając się przygniatać falom okrucieństwa, pławiąc się we własnym wszechogarniającym głodzie, nie dostrzegałem… Był to chyba chęć bycia częścią pewnej całości, całości zszytej, niezabarwionej heterogenicznością. Choć nie miałem wcześniej wyobrażenia o tej całości zgoła żadnego, ale przeszkadzało mi to w posiadaniu pewności, że częścią jej musi być piękna Katsu, a jednocześnie nie może to być nikt inny, bo przecież jako taka była ta wspólnota nieprzytomnie wyśniona i z tego snu nieprzytomnego wyciągnięta.
- Treść 18+:
- Przecież właśnie takie uczucie było mi dane, gdy czułymi pocałunkami obdarzałem jej ciało, uczucie podobne do śnienia, bo zgoda na to, że w rzeczywistości będącej li tylko zlepkiem kanciastej materii, istnieje ktoś tak idealny, zdawała się urągać zdrowemu rozsądkowi. Ten podziw dla jej osoby był ważnym, może najważniejszym, składnikiem wszelkiej intensywności przeżyć, które raz za razem rzucały się na mnie, gdy na krótką chwilę wargi moje dotykały choćby najmniejszego spłachetka jej skóry, jednocześnie sprawiając, że każdy dotyk, był dotykiem zbyt małym i zbyt krótkim, aby poczuć zaspokojenie tego głodu narkotycznego, który z dawką każdą powiększa się i powiększa, choć chwilo zdawać się może, że nie sposób więcej go ścierpieć. To łaknienie sprawiało, że kurczowo tak przyciskałem nos do jej brzucha, gdy wsuwałem język w jej pępek, by później śliny mokrym śladem naznaczyć jego obwód, zamykając ten okrąg raz, a później drugi. Pozwoliłem też, aby powiodła moją rękę w miejsce, które uznawała do tego za najbardziej stosowne. Choć moje zamknięte oczy nie mogły w żadnym razie dostrzec, gdzie to miejsce się znajduje, palce niezawodnie wyczuły krągłość jej piersi, tak jakby nie można było jej pomylić z żadną inną, którą można było napotkać na tym nie najlepszym ze światów. Zgodnie z życzeniem delikatnie zacisnąłem na niej place. Na tym jednak nie poprzestałem, sekundę później przesunąłem po niej ruchem delikatnie kulistym, tak aby poruszyć znajdującą się pod spodem brodawkę. Wzbudzało to poczucie dziwnego ciepła, które promieniowało jednocześnie z dołu, jak i z góry, od jej dłoni, która spoczywała na mojej własnej. Podjudzało ono jeszcze bardziej poczucie jątrzącej się ekscytacji, która domagała się, aby wciąż posuwać się dalej i dalej, stopniowo zacierać granicę wspólnej naszej bliskości, bo tylko to niosło za sobą możliwość tego, czego domagało się ciało moje, mój umysł, co objawiało się drżeniem i poszukiwaniem łapczywym coraz to intymniejszego kontaktu – spełnia pragnienia, które wydawało się pragnieniem niespełnialnym. Pragnienie, które wciąż dawało o sobie znać, choć nie dzielił nas od siebie już nawet centymetr ubrania.
Podobne łapczywe pożądnie wyczuwałem wyraźnie, w każdym słowie, które Katsu wypowiadała do mnie swoim melodyjnym głosem. Nie miało znaczenia, że treść mego imienia, nie do końca precyzuje tę chęć, świadczyła o tym wibracja czuła, która dawała się wychwycić w tonie, jakim było wypowiadane. Świadczył również o tym ruch jej ciała, które pod dotykiem wyginało się, jakby bezwzględnie domagało się jeszcze więcej uwagi, chcąc tym samym zaabsorbować tę uwagę w całości, aby wokoło nie było już niczego innego poza nim. Efekt tego był nad wyraz godny podziwu, ponieważ nie mogłem już czuć niczego innego poza jej bliskością, a myśli moje nie potrafiły znaleźć innego punku zaczepienia niż ona sama, zupełnie jakby posiadała, jakąś gąbkę, która potrafiła wymazać, jakikolwiek inny myślowy horyzont. Stan ten pogłębiał się jeszcze beznadziejniej wraz ze świadomością, że pragnie mnie ona równie mocno i czerpie przyjemność z każdej tej chwili, gdy wiedzeni tą nieokiełznaną żądzą zjadać się nawzajem w ciągłym domaganiu się niepodzielnej uwagi, elektryzującego dotyku dreszczem rozchodzącego się po ciele i tego poczucia, że wraz z tą bliskością fizyczną idzie coś więcej, coś tylko ledwie uchwytnego.
To w pogoni za tym ledwie uchwytnym pocałowałem, jeszcze przez sekundy ułamek, miejsce trochę poniżej samego jej pępka.
- Ja ciebie też Katsu - wyszeptałem w odpowiedzi na to, co przed chwilą powiedziała, a co zawirowało we mnie, jakimś dziwnym połączeniem radości i satysfakcji. Wszystko to przezierało przez ton mojego głosu, jakby chcąc wydostać się na zewnątrz, być przez nią usłyszane. – Uwielbiam każdą część twojej osoby i każdy centymetr twojego ciała. Uwielbiam, jak nic innego, do tej pory napotkanego... – Dla dalszej części nie znalazłem już słów, nie wiedziałem nawet, jakbym miał to wyrazić, ocalając prawdę wyrazić. Zamiast tego, chcąc dowieść swych słów czynem, przeniosłem rękę - ale nie tę, którą sama położyła sobie na piersi – na jej kolano, aby po chwili zjechać nią trochę niżej na udo i jakby obejmując własną ręką jej nogę odwieść ją nieco na bok. Stworzywszy sobie okazję do tego, po ułamku sekundy przywarłem ustami do miękkiego wnętrza jej uda, jak gdybym od momentu, gdy po raz pierwszy go dotknąłem, tylko czekał na tę okazję. Cieszyłem się przez chwilę pulsowaniem tętnicy, które mrowieniem rezonowało w wargach, aby później nie przyłożyć do tego miejsca policzek, w jakiejś dziwnej próbie wciśnięcia się w nie. Szum płynącej krwi, stał się wyraźniejszy, ale prócz tego słyszałem również swoje własne dyszenie, które wydobywało się ze mnie w rytmie jej pulsu, a w którym słychać było grzechoczące pożądanie. Być może ten czas, był mi potrzebny, aby nacieszyć oczy widokiem, który miałem z tej perspektywy i obraz ten był swego rodzaju słodką obietnicą tego, co miało dalej nastąpić. Wywołanym przez niego uśmiechem, chciałem się z nią podzielić, co uczyniłem, patrząc na twarz demonicy, aż złapiemy wzrokowy kontakt, jej kształt zawsze zachwycał mnie na nowo, jakby zobaczony po raz pierwszy. Wiedziony impulsem nagłym, ucałowałem miejsce, które znajdowało się nieco niżej od tego, do którego przyciskałem policzek, a później to niżej i jeszcze niżej…
Rozpędzona machina miała w końcu po prostu stanąć w ogniu, bo przecież nie było na tym świecie większej manifestacji uwalnianej energii, aniżeli eksplozja.
Krew i ogień. Czyż nie tego tyczyła się obietnica?
Nieprzyzwoicie przyjemna była to świadomość, choć nacieszyć się nią Katsu mogła jedynie w bardzo ograniczonym stopniu, biorąc pod uwagę stan, w który została wprowadzona przez Atsushiego. Stan, który swoją rozkoszą rozlewał się zarówno po ciele, jak i po umyśle, gasząc wszelkie wcześniejsze obietnice i wszelki płomień, który mógł się jeszcze tlić na pobojowisku, stanowiącym jej świadomość. Wspomnienia, niegdyś uważane za jaskrawe, stały się wyblakłe, marne, ustępując całkowicie nowej sile.
Ogień i krew.
Tego właśnie uczy indukcja ruchem kołowym powtarzana. Niemniej, nawet zważywszy na całą światłość rozumu, którą dysponowałem, stanowiącą coś, czym mogłem się chełpić, wciąż z niedającą się zmierzyć siłą, narzucało mi się przeświadczenie, że nic nie da się tutaj wytłumaczyć, nic nie da się tutaj zrozumieć, nic nie da się tutaj przewidzieć. Nie chodziło tylko o to, jaka Katsu była z natury – o ile istnieje coś takiego, jak indywidualna natura danego demona – lecz o przytłaczający nawał wszystkich zdarzeń, które raz po praz, objawiały się ciągiem przeżyć, które były naszym udziałem od początku tego wieczora. Miałoby coś z logiki twierdzenie, że mogło zostać to przesądzone przy naszym pierwszym spotkaniu, że się to wszystko wydarzy, że tak właśnie być musi, z racji całej uwagi, którą darzyliśmy siebie nawzajem i to jest pierwotną przyczyną tego, co się działa w Hatago…
PRZERWA!
W związku z wydłużającą się nieobecnością jednego z graczy i brakiem odpisów, wątek zostaje zakończony, a lokacja oddana do użytku reszty użytkowników.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Nie możesz odpowiadać w tematach