Błąkała się więc po miastach, wsiach i opuszczonych borach, nigdzie nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca. Nudę próbowała zabijać nauką, szlifując demoniczne umiejętności - oczywiście głównie te, które mogłyby pomóc uniknąć zagrożenia, wtopić się w każde środowisko, całkowicie wymazać swoją woń i aurę. Odkryła też coś jeszcze, coś niezwykle intrygującego, co wciąż poznawała. Tak mijały kolejne dni, tygodnie… miesiące? Mimo to przez cały ten czas odczuwała niezrozumiałą tęsknotę. Nic dziwnego, że gdy tylko pochwyciła znajomy zapach, instynktownie ruszyła w kierunku jego źródła. Szła jak po sznurku, w całkowitej ciszy i skupieniu. Nawet zazwyczaj rozkołysany ogon zawisł nieruchomo w powietrzu. zmrożony powagą sytuacji.
Przez jakiś czas po prostu za nim podążała, to skracając dzielący ich dystans, to znów go zwiększając. Starała się przy tym zawsze iść pod wiatr, bo choć nie powinien wyczuć jej obecności, odczuwała potrzebę zachowania dodatkowych środków ostrożności. Przez dwie długie noce kontynuowała ten sam schemat, jak długi cień wlokąc się za Rintarou. Dopiero w trzeciej dobie, tuż po zapadnięciu zmroku podeszła niebezpiecznie blisko, jeszcze nim mężczyzna zebrał wszystkie swoje rzeczy i wyruszył. Obserwowała go uparcie z odległości kilkudziesięciu metrów, schowana za masywnym pniem i chociaż jej aura była całkowicie zamaskowana, niewątpliwie czuł na sobie wzrok tak intensywny, że mógłby wywiercić mu dziurę w plecach. Za każdym razem, kiedy rozglądał się w poszukiwaniu natręta, na parę sekund kryła się za drzewem i liczyła w głowie do pięciu nim znów ostrożnie zza niego wychynęła.
W powoli unoszącej się mgle przypominała ducha, odziana w sięgającą kostek jasną szatę, przepasaną szerokim, zdobnym pasem. Czekoladowe kosmyki jak zwykle pozostawały w nieładzie, kaskadą opadając na plecy i ramiona; parę zbłąkanych pasm przecinało bladą twarz. Wyglądała znajomo i obco zarazem, podobna do tej zagubionej Inu, którą spotkał zaraz po jej przemianie, a równocześnie jak skrywająca wiele sekretów nieznajoma. W złotych ślepiach żywo tliło się podekscytowanie. Tylko one wcale się nie zmieniły, wciąż pozwalając mu zajrzeć w głąb tych wszystkich emocji, które odczuwała.
#9b5e64
Ostatni dzień przedrzemał w napotkanej jaskini. Była ona bowiem dostatecznie skryta w ciemnościach oraz osłonięta bogatą roślinnością, że gdy słońce zagadnęło nieśmiało zza złocistych liści, chłopak mógł jedynie przyglądać się smudze rozjaśniającej wejście do tajemniczej pieczary. Siedział na granicy ciemności — zabawne, że centymetry dzieliły go od blasku mogącego odebrać mu ciało. Coraz częściej bywał rozdarty pomiędzy decyzją, czy zabić siebie, czy też zabić wszystkich wokół. Zbyt wiele rzeczy zaczynało go drażnić. To, co zostało przez niego wysnute, spadało łoskotem z wyżyn na sam parter; zostawało zgniecione w ziemię i zdewastowane. Przez kilkanaście godzin pochmurnie spoglądał w sufit, jakby obraził się na śmierć, której przez wiele lat tak pilnie wyglądał. Jak człowiek, który nie może doprowadzić się do wymiotów, chociaż czuje potworne mdłości, siedział, nie mogąc umrzeć, opierając się śmierci tak samo, jak kiedyś opierał się życiu. Zastygł w niechęci do procesu zmian. Wciąż błądził. Wciąż czegoś poszukiwał.
Wyściubił nosa tuż po zmierzchu. Był głodny, więc w pierwszym odruchu rozejrzał się dyskretnie po okolicy; zaangażował w to jedynie oczy, które błysnęły tajemniczo w obie części pokrytego paprociami boru. Zrobił krok naprzód, gniotąc pod butem suche gałęzie; ich dźwięk sięgnął jego uszu, ale nie były jedynym w tym otoczeniu. Coś napłynęło również zza jego pleców. Ostrożnie spoglądnął przez ramię, a ciemne, uniesione czerwoną wstążką włosy, poddały się temu delikatnemu mechanicznemu odruchowi. Nie dostrzegł jednak nic. Długie, sięgające nieba drzewa były niezmienne. Poruszały się leniwie, nie przepoczwarzając się w potężne potwory o szeroko rozpostartych ślepiach. A gdy demon odwrócił wzrok i ruszył przed siebie, takie właśnie miał wrażenie. Że mogłyby nimi być; że bez przerwy wpatrują się w niego wielkie, wyryte w pniach czujne oczyska.
Kiedy odczuł na swoich plecach kolejne spojrzenie, już nie odwrócił głowy. Kroczył między drzewami, a ciemna poruszająca się w rytm kroków szata, zdawała się zlewać z ogarniającą las ciemnością. Rozglądał się ponad swoją głowę. Wyglądał, jakby znów miał skoczyć na jedno z drzew i pognać ich podszyciem. Wtedy coś zaszeleściło po prawej stornie kryjącej się Inu, zmuszając ją do umknięcia i schowania swojej postury za drzewem. Z jakim zaskoczeniem musiała się zmierzyć, kiedy wychylając się zza pień, już go nie dostrzegła. Wyglądał, jakby rozpłynął się w powietrzu. Z żadnego drzewa nie spadł ani jeden liść, nie było słychać też dźwięków stóp opadających miękko na solidne gałęzie, mogła jedynie czuć delikatnie unoszącą się demoniczną aurę, która w pewnym momencie spotęgowała niemal dwukrotnie.
— Zgubiłaś się, szczeniaku?
Głos napłynął prosto do jej ucha. Wydawał się pewny, ale przesycony ostrożnością. Ton był znajomy, ale w tym rozpoznawalnym niskim pomruku brakowało rozbawienia, który przecież był od zawsze jego integralną częścią.
Gdyby tylko odważyła się spojrzeć za siebie, dostrzegłaby lekko pochyloną w jej kierunku postać. Rintarou. Stalowy wzrok prześwietlał ją na wskroś, z taką samą intensywnością co handlarz prześwietla potencjalnego złodzieja swoich cennych kosztowności. Biła od niego niewytłumaczalna aura, która różniła się od tej, którą zapamiętała. Wcale się nie uśmiechał.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Wyjrzała zza szerokiej, chropowatej kolumny drzewa i zamarła, czując jak grunt nagle osunął jej się spod nóg. Chłód najpierw rozlał się na wysokości splotu słonecznego, by w dalszej kolejności objąć całe żebra i zacisnąć się na nich na wzór przeraźliwie ciasnej, odbierającej dech klatki. Mimowolnie skierowała w tym kierunku jedną z dłoni, jakby chciała jej dotknąć. Wydawała się taka prawdziwa. Mimo to opuszki nie natrafiły na nic poza szatą szczelnie oplatającą drobną sylwetkę; zatrzymały się na delikatnym, lśniącym bielą materiale i przejechały po jego gładkiej powierzchni. Nie wyczuła niczego niepokojącego, ból jednak nie zniknął. Tępo wpatrywała się w punkt, w którym jeszcze przed chwilą znajdował się srebrnooki demon. Błyszczące ekscytacją złote ogniki momentalnie zgasły, pozbawione tańczących na ich tafli żywych iskier zabarwiły się ponurym odcieniem zmatowiałego bursztynu. Mieszanina smutku i goryczy pozostawiła po sobie gorzki posmak, odbiła się pełnym rozżalenia echem. Postępujące rozczarowanie nie brało jeńców, w zaskakującym tempie zdominowało umysł i pozostało samo pośród wszechogarniającej, mrocznej pustki. Rozsiadło się, leniwie rozkoszując pozostałymi po emocjonalnym boju zgliszczami. Inu szybko popadła w swego rodzaju marazm, zniechęcona kolejną porażką. Dlaczego znowu ją zostawił? Nie znalazła odpowiedzi na to pytanie.
Gwałtownie wciągnęła powietrze do ściśniętych skurczem płuc, niemal się krztusząc. Przełknęła ślinę, aby uspokoić podrażniony przełyk i… to tyle. Nawet nie drgnęła. W nieskończoność odciągała moment konfrontacji - dopiero kilka głębokich wdechów i powolnych wydechów później odwróciła głowę, za którą mechanicznie podążyła reszta ciała. Pół kroku w tył wystarczyło, by natrafiła plecami na zdrewniały mur w postaci masywnego drzewa o misternie powykręcanych, wyciągniętych ku niebu gałęziach. Psowata prędko odnalazła wpatrujące się w nią dwie tarcze księżyca, choć wcale nie musiała szukać ich ponad koronami starego boru. Były na wyciągnięcie ręki - bliskie i zarazem dziwnie odległe. Zamrugała kilkakrotnie, przekonana, że za którymś otwarciem ślepi stojący przed nią mężczyzna po prostu zniknie, rozpłynie się we mgle jak senna mara, majak będący wytworem jej własnej wyobraźni. Nie znikał, a im dłużej się mu przyglądała, tym większy ogarniał ją niepokój. Minione miesiące zdawały się niczym w odniesieniu do wieczności, a jednak wystarczyły by ziarno nieufności zakiełkowało i wspięło się na wyżyny, torując sobie drogę wszelkimi dostępnymi metodami. Wiszący w powietrzu dystans sprawiał wręcz fizyczny dyskomfort, zdający nasilać się wprost proporcjonalnie do upływającego czasu. W lustrujących go czujnie oczach toczył się zażarty bój, aż z błyskających złotawo tęczówek zostały ledwie cienkie obrączki okalające czerń źrenic. Jego obecność mąciła jej w głowie. Chciała tylko… No właśnie. Czego tak właściwie od niego chciała? Gdyby zapytał, nie potrafiłaby udzielić logicznej odpowiedzi. Nie znajdując słów na tyle odpowiednich, aby warto było zakłócać melodię śpiącego lasu, po prostu zrobiła jeden krok do przodu. Później drugi i zarazem ostatni, bo dokładnie tyle dzieliło ich sylwetki przed zetknięciem. Gdzieś po drodze nisko spuściła wzrok, nie potrafiąc znieść ogromu ogarniającego ją speszenia. Świadomość porażki okazała się zaskakująco kojąca.
Zatapiając twarz w połach smolistego materiału, schowała się nie tylko przed całym światem, ale również - albo przede wszystkim - przed samym Rintarou. Przylgnęła mocno, wczepiając smukłe palce w tkaninę na wysokości jego pleców. Była zdesperowana, jak tonący człowiek chwytający się dryfującej, nabitej gwoździami deski. Ślepa na ryzyko skaleczenia, chciała… nie, wcale nie chciała. Potrzebowała go, choć nie rozumiała dlaczego. Skuliła się pod myślą, że mógłby ją teraz odepchnąć, odwrócić się i odejść. Porzucić na kolejne długie miesiące, albo i na zawsze.
#9b5e64
Kiedy opuścił Kioto ani razu nie zawrócił. Szedł przed siebie, jak gdyby nie istniała na świecie już inna ścieżka, niż ta, która piętrzyła się rozciągającą ciemnością. Każdy krok rozstawiał za nim wysokie cierniste barykady. Jak zresztą zawsze. Od kiedy pamiętał, palił za sobą wszelkie mosty. Nigdy się nie przywiązywał i nie wiązał, wciąż szukał nowych rozrywek; szybko się nudził i kierował kroki ku nowościom. Czy to, co odegrało się w zamku, było jednym z tych małoistotnych zachcianek? Zaczął tak uważać, choć nie wiedzieć czemu, myślał o tym wszystkim zdecydowanie zbyt wiele. Trudno było określić czy było to spowodowane manipulacją ze strony Taishiro, czy tym smutnym wzorkiem, z jakiem musiał się później zderzyć. Zawód. Zawodził wielokrotnie, był zawodem samym w sobie, więc czemu? Czy to wściekłość, że mężczyzna popsuł mu plany czy złość na samego siebie?
A teraz ją obserwował. Tą samą psowatą sylwetkę, w której oczach dostrzegł kiedyś rozczarowanie. Stała pośrodku ciemności jak bezdomne zwierze. Nawet jej chowający się za posturą skulony ogon, nie był wystarczającym powodem, by zwątpić i się wycofać. Rintarou zdawał się wrośnięty w ziemię; jakby to, co dostrzegł na twarzy, kiedy w końcu dziewczyna skierowała ku niemu pełne nierozumianych emocji oblicze, zmroziło jego stopy. Dlatego, gdy wykonała pierwszy krok, oschłe spojrzenie, które ciosało drobną sylwetkę, zatrzymało się twardo na oprawie złocistych tęczówek. Z drugim krokiem coś w tych napiętych rysach zmiękło, stało się łagodniejsze, osobliwe. Wraz z trzecim krokiem i uciskiem, towarzyszącemu tej śmiałości, demon stracił całą gromadzoną w sobie pewność siebie. Teraz gdy twarz dziewczyny zniknęła w przednich, ciemnych połach szaty, z której poczuć mogła zapach skrytego pod odzieniem ciała i tę nieosiągalną bliskość, Rintarou jedynie na nią patrzał, zupełnie nie wiedząc, co powinien zrobić. Mógł zabić człowieka, poćwiartować go, zjeść i zdążyć na spotkanie z informatorem, ale gdy ktoś się przed nim uzewnętrzniał, czuł się niepewnie. Wszystkie myśli dotyczące zamku w Himei nagle rozpadły się, każda gnając w swoją stronę. Wszystkie podejrzenia o tym, iż dziewczyna również pogna własną ścieżką, że zostanie przy Taishiro, upadły na ziemię. Ktoś zwyczajnie rozbił te wszystkie gromadzące myśli kule, a odłamki zdobień piętrzyły się teraz u jego stóp, mieniąc w świetle wiszącego, zamglonego księżyca.
Trwał w ciszy. Dłonie drgnęły w odpowiedzi na silniejszy uścisk, jednakże potrafiły tylko unieść się na wysokość jej tali i zawisnąć tak w oczekiwaniu. Stał niczym marmurowy posąg, czując się z tym naprawdę dziwnie. Nigdy nie przyszło mu nikogo przytulać, a tym bardziej być tulonym; nikt nigdy nie trzymał go w podobnym uścisku. Co powinien zrobić? Czy w ogóle potrafi odwzajemnić coś, czego od lat w sobie nie odnalazł?
— Co cię... — głos, który zawisł nad jej brązową czupryną, stracił moc. Stał się skonsternowany, ostrożny i... och jakże zaskoczony. — … ugryzło?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Zostawiłeś mnie. - Proste stwierdzenie, nie oskarżenie. Ledwie słyszalny szept był delikatny jak szmer liści niesionych wiatrem, lecz przepełniony taką ilością bólu, że ciemnowłosy demon bez wątpienia mógłby się nim zachłysnąć, gdyby tylko spróbował w tym momencie zaczerpnąć świeżego powietrza. Dwa słowa, a zdawały się zawierać tak wiele… Streszczenie ostatnich miesięcy samotnej tułaczki, długich niezliczonych nocy przychodzących i odchodzących, zawsze tak samo nijakich, pozbawionych jakiegokolwiek wyższego celu. Smutek i bezsens, poczucie odtrącenia, złamana obietnica oraz rozdzierająca duszę krzywda. Mimo to nie odnalazłby wśród przedłożonych emocji złości, nieważne jak wytrwale by szukał. Nie, nie była zła.
Wciąż chciała wierzyć, że zrobił to nieumyślnie. Tłumaczyła go w swoich oczach, zasłaniając brakiem czasu czy natłokiem ważniejszych obowiązków.
Poddała się. Przegrała. Nigdy nie była zbyt waleczna.
Nie była w stanie wydusić ani słowa więcej. Zagryzła dolną wargę by powstrzymać napływające do oczu łzy, niestety z mizernym skutkiem; parę pojedynczych pereł potoczyło się ciężko po zaróżowionych policzkach nim wsiąknęło w smolistą tkaninę. Zresztą, co miałaby mu powiedzieć? Zarzucić kłamstwo? Przecież doskonale wiedziała, że ją zwodził. Była współwinna tej zbrodni, podtrzymując upojne złudzenia, karmiąc się nimi każdego dnia aż wreszcie uświadomiła sobie, że nie potrafi już bez nich żyć, aż zasiana toksyna doszczętnie ją strawiła i było za późno na ratunek. Nie umiała sobie pomóc, a jedynym antidotum na tę truciznę zdawał się być on sam. Bolało trochę mniej kiedy był obok, chociaż strach przed ponownym odrzuceniem rozpalał trzewia i w końcu wprawił drobną sylwetkę w niekontrolowane drżenie. Kiedy ostatnio bała się tak bardzo jak w tej chwili? Nie ośmieliła się podnieść wzroku, skulona jak pies, który rozszarpał w strzępy nowe kapcie właściciela i przyszło mu zmierzyć się z konsekwencjami.
#9b5e64
Poły czarnej szaty zmięły się pod ściskającymi je drobnymi pięściami i rozprostowały zaraz po tym, jak te same blade palce bezwiednie i poddańczo przesunęły się wzdłuż kruczej tkaniny naznaczonej akcentami czerwieni. Wiszące nad nią srebrne oczy były nieruchome, nieodgadnione, ale na swój sposób... dociekliwe? Gdyby dziewczyna odważyła się podnieść głowę, zadrzeć podbródek i spoglądnąć w zagadkową toń kolorytu, czy nie zawiodłaby się jeszcze bardziej? Bo w ślepiach nie doszukałaby się czułości i wsparcia, jakby stojący przed nią chłopak, wcale nie wiedział, jak powinien się nimi obsługiwać. Czy wystarczyłoby Inu spojrzenie pełne migotliwego niemoralnego sekretu, który kiełkuje w duszach lekarzy przeprowadzających eksperymenty na żywych organizmach? Czy znalazłaby dla niego usprawiedliwienie?
W końcu go puściła, a uległe oblicze mogło dostrzec kołyszące się okrycie na nieruchomym ciele — podwiewane przez zawistny wiatr. Ciało demona było zimne. Przypominał manekina, na którego zarzucono długi strzępek materiału.
Towarzystwo ludzi otworzyło przed Rintarou ścieżki niekończących się możliwości. Ukazało mu prawdę o nim samym — rzeczywistość, w której wizualnie niewiele się od nich różnił. Prezentowali się identycznie. Na ich twarzach również były osadzone oczy, między nimi nos, niżej usta — te ostatnie bez ustanku wyginały się pod różnymi kątami. Ich najbardziej nie rozumiał, tak samo, jak tej dziwnej iskry, która nadawała oczom blasku. Wielokrotnie przyglądał się własnemu obliczu w zwierciadle zimnej wody. Doszukiwał się podobnej. Nie potrafił jej dostrzec — nie widział jej nawet dzisiaj. Wiedział, że stała się iluzją stworzoną na potrzeby własnego kamuflażu. Wspominał swoje pierwsze dni po przemianie – pamięć wciąż miał świeżą. Pojawiał się w kawiarniach i barach. Zajmował miejsce na uboczu. Za każdym razem czuł się jak przestępca — ledwo bowiem powstrzymywał swoje brzydkie pragnienia. Właśnie wtedy zrozumiał, że inni ludzie nie widza w nim potwora — że ten drzemie gdzieś na dnie pustego żołądka, szarpie za nerwy i steruje zachciankami, ale jest dla nich całkowicie niewidoczny; że dostrzegają jedynie ułudę, tę młodą i sympatyczną twarz; że uśmiechają się do jego słów, czują z nim więź. Czasem nawet nie musiał nic mówić. W tamten czas zdał sobie sprawę z własnej potęgi. Coraz częściej wychodził naprzeciw upatrzonym ofiarom. Powstrzymywał własne żądze, drżąc w wyznaczanych przez siebie granicach; ostatecznie je spełniał czując się lepiej, niż podczas bezmyślnego polowania. Pozwalał się poznawać. Zapamiętywać ludziom tysiące imion. Pozwalał wysłuchiwać niekończących się opowieści, każdej zmyślonej — żadna nie należała bowiem do niego. Za każdym razem czekał na wykwit emocji na ich twarzach. Każda wzniecała ogień fascynacji. Był ich prowodyrem. Jak teraz. Ale nie potrafił zrozumieć...
dlaczego?
Dlaczego po usłyszeniu prawdy — tej gorzkiej oczywistości, odkryciu przed nią całego sekretu – nadal tu stała? Czemu na jej obliczu nie pojawiło się obrzydzenie, nienawiść, którą często widział, gdy wyprowadzał ludzi na manowce — prosto do swojej pułapki? Dlaczego ruszyła za nim? Nigdy nie chciał zdradzać przed nią swoich zamiarów. Chciał ukrywać się za wytworzonym przez umysł ideałem — chyba schlebiało to jego narcystycznej duszy. Ukrywanie swojej gorszej strony było jedyną drogą do sukcesu, do kontynuowania dwulicowego jestestwa. Już dawno pojął, że nikt za nią nie przepada. Za prawdą. Dlatego kłamał. Taishiro złamał barykadę. Chciał mu odebrać, to co wywalczył podstępem. Jej zaufanie. Przekłuć bańkę mydlaną, w której ją uwięził.
Utrzymujące się przy jej tali ręce chłopaka stały się cięższe. Rintarou wpatrywał się w jej okalane karmelowymi kosmykami policzki i w pierwsze upadające łzy na szeleszczącą ściółkę. Nie widział jej twarzy i chyba to wzniecało w nim największe zaciekawienie — co naprawdę kryło się na bladym pochylonym ku ziemi licu? Czy jej oczy przyozdabiały te same kryształowe krople, które widział w kącikach przestraszonych ofiar? Chyba tylko z powodu tej ekscytacji zdecydował się na ruch. Ujął drobny podbródek i podniósł go w górę. Chciał się dokładnie przyjrzeć.
Zostawiłeś mnie.
Zostawił, ale nie mógł tego przyznać. Teraz kiedy ich spojrzenie wwiercało się w siebie dziwnym odkryciem, mógł przełamać ciszę.
— Dałem ci wybór — poprawił ją, co oczywiście było kłamstwem. — Życie to trudne wybory. Kompromisy. Ustępstwa. — Uniósł brew; mówił dość lekko, jakby nie do końca poważnie. — Demony tak jak i ludzie potrafią uśpić czujność. Jeśli czegoś chcą, są gotowe do najperfidniejszych czynów. — Skutecznie wprowadzona pauza. — Może najrozsądniejszym wyborem byłoby mnie zwyczajnie nienawidzić?
Parę kropel. Rozkoszna chwila wpatrywania się w tę przepełnioną emocjami twarz. Pełen zaciekawienia, czekał, co ma mu tak naprawdę do powiedzenia
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Nie możesz odpowiadać w tematach