Odkąd te słowa padły z ust jej narzeczonego, nie potrafiła przestać o tym myśleć. Owszem, ludzie plotkowali i nie mogli mieć pewności co do żadnej z możliwych narracji, jednak dla Kyōran opinia tłumu mogła mieć duże znaczenie. Chociaż nie dogadywała się z ojcem, ten nie wierzył w jej winę i bronił ją od oskarżeniami. Pytanie tylko brzmiało, jak długo jeszcze? Jak by zareagował, gdyby Goro opowiedział mu o przeprowadzonym przez nią zamachu na jego życie? Jak duże szanse były, że uwierzyłby najpierw w przypadek, a potem w kłamstwo?
Stała w otwartych na ogród drzwiach, nerwowo obgryzając paznokcie. Syknęła, a następnie przeklęła cicho, kiedy za jeden z nich pociągnęła za mocno, raniąc palec. Im więcej czasu spędzała sama i w ciszy, tym więcej wniosków pojawiało się w jej głowie. I żaden nie wskazywał dla niej świetlanej przyszłości.
— Gotowa?
Zwróciła się twarzą do jednego z mężczyzn, który towarzyszył jej podczas wyprawy po Imperium. Wtedy był jej ochroną, teraz kompanem do ćwiczeń walki. Starając się nie myśleć ani o przygniatającej rzeczywistości, ani o zranionym palcu, złapała swoją glewię i razem z przyszłym oponentem wyszła do ogrodu na krótki sparing.
Walkę z użyciem guan dao trenowała od lat, dlatego często odnosiła wrażenie, że blokowanie przeciwnika przychodziło jej już niemalże automatycznie. Szczególnie takiego, dla którego broń drzewcowa nigdy nie była powołaniem.
To samo zapewne możesz powiedzieć o swoim zmarłym bracie?
Przypominając sobie te słowa w środku starcia, zatrzymała się w połowie ruchu, nie będąc nawet bliską zablokowania nadchodzącego uderzenia. Bardzo przewidywalnego i prostego, który normalnie nawet niedoświadczona osoba mogłaby z łatwością skontrować.
— Nie zabiłam go! — krzyknęła do siebie na głos, chociaż planowała powtórzyć to jedynie w swojej głowie. Zaraz po tym ostrze broni rozpędzonego przeciwnika przejechało płytko po jej policzku. Wymienili z mężczyzną zaskoczone spojrzenia. Po chwili w jego widać było niepokój. W jej, przeciwnie — radość.
Lżejsza duchem ponownie zaatakowała towarzysza, nie tłumacząc mu swojego nagłego zrywu.
Osobliwe ożywienie nie opuszczało jej aż do momentu, w którym uświadomiła sobie konieczność spotkania z narzeczonym w czytelni. Chociaż nie była winna, rozumiała powagę sytuacji i to, że plotki i kłamstwa mogły obrócić się przeciwko niej. Z tego powodu, zaraz po tym jak wyczyściła glewię i przebrała się w inne szaty, zmierzyła na miejsce spotkania. Powoli, z każdym kolejnym krokiem wytracając tę radość sprzed chwil.
— Oto jestem — westchnęła, z miejsca obrażona zajmując siedzisko naprzeciwko poety. Oparła się jednym łokciem o stolik, brodę wspierając na dłoni i wyczekująco zaczęła przyglądać mężczyźnie. — Wnioskuję, że nie zaprosiłeś mnie tutaj, abym zabawiała cię rozmową. Więc..?
"I'll follow you down"
A żeby pokazać jej konsekwencje tych błędów i nieprzemyślanych działań, musiał jeszcze trochę pożyć.
Jak zapowiedział, poprzedniego wieczora odprawił służkę i wsadził ją na wóz wraz z listem, który po dojechaniu do celu miała przekazać dalej. Jego działania, rzecz jasna, nie obiły się bez echa; zarówno te mające miejsce w kuchni, jak i pozbycie się dodatkowej pary rąk do pracy. Rodzina przyzwyczajona już jednak do wybuchów gniewu najstarszego syna skupiła się głównie na tym drugim, bo przy pierwszym nie oczekiwała racjonalnego powodu – wytłumaczył więc, jakoby działanie to pokierowane było wieścią o śmierci matki, dlatego też pozwolił kobiecie na odbycie żałoby wśród najbliższych. Nie mógł powiedzieć, by w jego przypadku było to najbardziej przekonujące wyjaśnienie, zważywszy na brak zainteresowania losem służących, tak jednak nie miał zbyt wiele czasu na wymyślenie czegoś, co nie obyłoby się bez dodatkowych pytań. Gdyby postanowił wyjawić prawdę, nie on mierzyłby się z konsekwencjami – ale to jedno dane słowo zamierzał jak na razie zachować.
Pytanie tylko, na jak długo.
Oto jestem.
Podniósł wzrok na kobietę i niemalże jak z automatu wpuścił na twarz charakterystyczny dla siebie uśmiech. Oparł brodę o zgięte palce i przyglądał się narzeczonej; gdy zadała mu pytanie, dopiero po krótkiej chwili przesunął skrawek papieru w jej stronę, który jak dotąd miał przed sobą.
— Będziesz mi czytać. Na głos — stwierdził swawolnie, wraz z tymi słowami sięgając do dzbanka, by herbatą zapełnić drugą czarkę. Nawodnienie ust i gardła z pewnością się jej przyda – takie, po którym, w odróżnieniu do niego, nie będzie miała okazji umrzeć. — Czasem muszę usłyszeć przelane przeze mnie słowa, aby upewnić się co do ich brzmienia. — Robił tak już wcześniej, jeszcze zamieszkując Kioto, ale od powrotu do Osaki nie miał sposobności, by kogoś do tego zaangażować. Nie tylko to jednak nim kierowało, "stawiając żądanie" z tym związane. — A niestety, czytając je samemu, wrażenie bywa inne. Stąd też twoja obecność tutaj. — Uśmiechnął się lekko. Przed sobą miał inny kawałek papieru, a jednak z tą samą treścią, by móc na bieżąco robić poprawki.
who's searching for redemption
— Próbujesz wykorzystać moją własną broń przeciwko mnie? — spytała, zerkając na nalaną dla niej herbatę. — Doszły mnie słuchy, że nie ufasz podawanemu ci jedzeniu. I słusznie. — Wróciła wzrokiem do zwoju, powoli go rozwijając. — Jaka szkoda by była, jakby ktoś wykorzystał którąś z tych o opóźnionym działaniu...
Uśmiechnęła się do siebie, nie unosząc już oczu na rozmówcę. W teorii było to wykonalne, jednak jej mistrzyni nie tylko nie czuła się zbyt pewnie, tworząc takie, ale też składniki do nich ponoć były trudniejsze do zdobycia. Dla samej Kyōran wystarczyło, aby jej przyszły mąż wątpił w każdy ciepły posiłek, jaki przyjmował na terenie posiadłości. A może i poza nią.
Westchnęła ponownie i dwoma palcami przesunęła delikatnie po piekącym od niewielkiej rany policzku.
— Miejmy to już za sobą — sapnęła i zaczęła czytać zaprezentowany jej tekst. Robiła to wyjątkowo monotonnie, nie zważając na interpunkcję, jedynie chcąc "odbębnić" swoją powinność. Kiedy treść zaczęła przybierać coraz bardziej erotyczny przekaz, z każdym kolejnym słowem kobieta przysuwała się twarzą do papieru, jakby nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Rosło także widoczne zdegustowanie na jej twarzy.
— Nie będę tego czytać — fuknęła w końcu, przedramieniem zrzucając zwój ze stolika z taką siłą, że ten uderzył i zsunął się po ścianie obok. — Beznadzieja, całkowite dno i obrzydlistwo; idealne dla takich zboczeńców jak ty. Spośród wszystkich tematów na świecie, na swoją tematykę wybrałeś akurat coś tak przyziemnego, że aż zwierzęcego? A myślałam, że poeci mają większe aspiracje. — Ponownie oparła się łokciem o stolik, palcem wskazującym drugiej ręki zaczynając robić kółka na blacie. — Szkoda. Póki nie zszedłeś na penisy było to nawet ciekawe. — Wyprostowała ręce, odchylając się do tyłu. Była to jej szczera opinia, chociaż za znawczynię poezji nie uważała się w najmniejszym stopniu. A mimo to, coś przyciągnęło jej uwagę, dopóki tekst nie przekształcił się w typowy erotyk. — Masz coś normalniejszego w zanadrzu?
"I'll follow you down"
Po przeczytaniu przez nią wiersza spodziewał się podobnej temu reakcji, bo ta już zdążyła wykazać się niesmakiem do jego twórczości; ostatnie zdanie jednak wywołało na jego twarzy krótkie drgnięcie jednej brwi.
— W twoich ustach brzmi to wręcz jak pochwała — zaczął. — Ale niestety w tej dziedzinie twoja opinia znaczy tyle co nic, więc nie musisz zanadto wysilać swojego mózgu na jakieś mało błyskotliwe uwagi — stwierdził, przechylając głowę w bok i mrużąc oczy.
Nigdy nie marzył o tym, by pisać tego rodzaju rzeczy, ale to właśnie te okazały się chodliwe — przy nich więc pozostał, odstawiając w kąt to, co rzeczywiście błądziło mu po głowie. Nieco bardziej niewinne w treści utwory pisał dalej, ale te pozostawały w ukryciu przed opinią publiczną. Nie wstydził się ich; wolał skupić się na tym, co dawało mu większy rozgłos i tym, za czym szło więcej zysku.
A to odpowiadało na pytanie kobiety. Owszem, miał, ale nie po to ją tutaj sprowadzał, by dawać jej do czytania coś, co nie sprawi jej takiej nieprzyjemności. Prócz wyświadczenia mu przysługi, miało być to też swojego rodzaju karą, a od tego nie miał zamiaru na ten moment odchodzić. Ani też niczego jej udowadniać.
— Obawiam się, że nie ty jesteś tutaj od decydowania, co przejdzie ci przez gardło. — Sięgnął po czarkę i upił z niej, by po tym swobodnym i zdecydowanie nieprzypadkowym ruchem przechylić jej zawartość w stronę kobiety. Gdy herbata plasnęła w jej twarz, przyszło mu na myśl, że podobny widok musiała mieć przed sobą Kyoran, po tym jak zdecydowała się ubliżyć mu w taki sposób. — Mam nadzieję, że nie masz mi za złe; odpłacam się tylko pięknym za nadobne. — Odłożył naczynie i starł zagubioną kroplę ze swojego skrawka papieru. Na myśli miał jednak nie sytuację z herbaciarni, a rzucenie jego wierszem. Gest ten sam w sobie go nie ugodził — dalej natomiast niesmaczył go jej brak ogłady.
Westchnął cicho i ze zmęczonym wyrazem twarzy przyjrzał się kobiecie.
— Z każdym kolejnym dniem coraz mniej zaczyna zaskakiwać mnie, w jak wielu rzeczach okazujesz się beznadziejna. Dosłownie nic nie wynagradza tej mentalności rozkapryszonej dziesięciolatki — odparł bardziej do siebie niż do niej; odchylił się nieznacznie do tyłu, za plecami podpierając się ręką.
who's searching for redemption
Nie zapominała o tym, że miała być teraz następczynią swojego ojca — młodszego brata głowy całego rodu Uesugi. Przynajmniej, jeżeli ten nie miał dorobić się jeszcze syna z którąś ze swoich kochanek. Ślub z Goro, pierworodnym jej młodszego wujka, miał umocnić ich rodzinę, ale w jej oczach tylko on na tym zyskiwał.
— W porządku. Więcej nie będę miła — odpowiedziała, wzruszając ramionami. Z jej perspektywy to była pochwała. — A więc wal się, Goro — prychnęła ciszej zaczepnym tonem.
Obawiam się, że nie ty jesteś tutaj od decydowania, co przejdzie ci przez gardło.
Skrzywiła się wyraźnie, odbierając te słowa w dwuznaczny sposób. Po tym, co musiała chwilę temu przeczytać, odnosiła wrażenie, że już w żadnych jego słowach nie będzie doszukiwała się podtekstu. Te kilka linijek, które zobaczyła i kilka zdań, które wypowiedziała na głos, sprawiały, że czuła się brudna. Jakby ten jeden wiersz odebrał jej cnotę.
Moment później jej twarz zderzyła się z lecącą taflą herbaty.
— Pojebało cię?! — wrzasnęła natychmiastowo. Agresywnym ruchem rękawa starła płyn z twarzy, jednocześnie będąc tak wściekła, że oczekiwała, że reszta napoju sama z niej wyparuje. Porównanie jej i mężczyzny reakcji z tego typu sytuacji idealnie odzwierciedlało ich charaktery, a także marność szansy na powodzenie tego małżeństwa. — Nie. Czemu. Skądże. Oczywiście, że nie — warczała pod nosem, z żalem przyglądając się jednej ze swoich ulubionych szat. Ponownie przesunęła dłonią po skaleczonym policzku, czując podrażnienie od herbaty.
W końcu wstała, patrząc rozmówcy w oczy i bezceremonialnie kopnęła w stolik, w związku z czym napar w jej czarce rozbujał się i rozlał na papier leżący na przeciwko Goro. Potem sięgnęła po zwój, który wcześniej zrzuciła i cisnęła nim w kierunku mężczyzny; celowo nawet nie próbując trafić, aby nie mógł posądzić jej o kolejny zamach na swoje życie.
— Wiesz, gdzie go sobie możesz wsadzić! — krzyknęła jeszcze, zanim opuściła bibliotekę w towarzystwie kolejnych obelg w jego stronę.
Najwyżej ją wydziedziczą. Przynajmniej nie będzie musiała już tego wszystkiego znosić.
z/t
"I'll follow you down"
Prawdą było, że pozycja w rodzinnej hierarchii nie była czymś, czym się przejmował lub traktował z powagą. Rola najstarszego syna nigdy nie popchnęła go ku bardziej przyzwoitemu zachowaniu czy odpowiedniejszym wyborom, nigdy też nie była ciężarem, bo wiedział, że nieważne jakiekolwiek oczekiwania by za nią szły, nie zamierzał im dorównać. Podobne znaczenie miała dla niego rodzina; w jego mniemaniu była jedynie nazwiskiem, ciężko było u niego o głębsze uczucia względem rodzeństwa czy rodzicieli. Nie byli mu całkowicie obcy, tak jednak nie żywił względem nich tego, czego można by się po nim spodziewać. Co więcej, myślał o całkowitym odcięciu się od nich, wyjechaniu na stałe i ograniczeniu kontaktu do minimum, ale te niespodziewane zaręczyny, którym postanowił dać szansę, pomysł ten na razie, najprawdopodobniej, odsunęły w czasie.
Wspomniany więc przez kobietę awans, jakikolwiek by on nie był, był mu co najmniej obojętny. Nie interesowały go losy czy interesy rodu, dopóki te nie okazałyby się zagrożone — bo choć wolał oddać obowiązek ten w inne, bardziej doświadczone i mniej goniące za przyjemnością ręce, to pokusiłby się o chronienie tych interesów, gdyby tylko ich zgrzyt miał oznaczać trudności w ciągnięciu dotychczasowego sposobu życia.
Pojebało cię?!
Przyglądał się kobiecie bez cienia uśmiechu, w głowie jednak próbując zapamiętać malujący się przed nim obraz. Przyznać musiał, że jej gniew bywał fascynujący; tyle się go mieściło w tak małym ciele, że gdyby los postanowił przemienić ją w demona, nie jedna, a dwie, być może trzy wioski poznałyby jej smak.
Co innego, że on zapewne poczułby go jako pierwszy.
Spojrzał w dół, na stół, po którym teraz rozchodziła się herbata; na widok przemaczającego się papieru nie zareagował, bo domyślając się uprzednio szansy, że wiersze mogły nie przeżyć spotkania z jego narzeczoną, na zaś przepisał go dwa razy, zamiast raz, jak to zwykle robił.
Odprowadził kobietę wzrokiem, a kiedy ta zniknęła z jego zasięgu, dopiero po tym pozwolił sobie na uśmiech — rozczulony, ale nie w pobłażliwy sposób. Mimo wszystkich tych obserwacji i mniemań, jakoby była nierozgarniętą wieśniaczką; mimo irytacji, jakie mu serwowała, skłamałby mówiąc, że się przy niej nudził. Może czasem, gdy jej zachowanie stawało się łatwe do przewidzenia — ale nawet wtedy bywało to ciekawsze niż kolejny czas spędzony przy niektórych osobach z jego towarzystwa. Przy sobie nie musieli niczego udawać; pokazywali się od najgorszych stron, jakby tym samym chcąc od siebie odstraszyć.
Z tym że jeśli chodziło o starania Kyoran, momentami miewał wrażenie, że zyskiwała całkowicie odwrotny efekt.
Przesunął palcem po tafli rozlanej herbaty i zaczął rysować na stole losowe kształty. Wtedy też zorientował się, że i jego ubranie zostało nieznacznie przemoczone, na co westchnął cicho, wstał i wyszedł, poza pochyleniem się po rzucony przez kobietę zwój zostawiając wszystko tak jak było.
z/t
who's searching for redemption
Nie możesz odpowiadać w tematach