Jeśli nie było go słychać, często nie było go również widać. Jeśli nie było go widać, nikt nie zwracał na niego uwagę. Nie mógł się wychylać, nie powinien być widoczny. A gdyby był po prostu niewidzialny? Tak byłoby najłatwiej - to pomogłoby we wszystkim.
Nie był w stanie odpowiedzieć - powiedzieć za co przepraszał. Kogo przepraszał. Kogo? Właściwie kogo powinien przeprosić? Za to, że wciąż miał za małą wiedzę? Że nie potrafił działać tak szybko jak mu zależało? Jak wymagała tego sytuacja? Jego słowa przecież niczego nie zmieniały, niezależnie co by powiedział. Nic to zmieniało. Nic. Powinien się nie odzywać, powinien przestać mówić. Nawet w tej chwili nie był w stanie mówić - ani przyznać się, ani powiedzieć do czego się przyznawał. Nie potrafił. To go przerastało. A może to strach go paraliżował? Bał się oskarżenia, bał się konsekwencji. Bał się śmierci? Tego nie był do końca pewny. Bał się jego - nie dlatego, że był straszny czy rzucał oskarżeniami. Dlatego, że był blisko. Dlatego, że mógł zabić, samemu się do tego przyznając. Nie chciał myśleć o tym, do czego był zdolny - może też dlatego kobietę potraktował jak czyste zbawienie w tej chwili. Nawet jeśli ranną, nawet krwawiącą. Żyła? Jeśli jeszcze chwilę temu się poruszała...
Kiedy Kiyoshi był daleko, nie zwracał uwagi na jego słowa czy rozkazy. Nie teraz, nie w tej chwili, kiedy zamiast schować swój miecz, rzucił się w stronę rzeki. Jeśli tam była trucizna... czy mógł ryzykować? Na człowieku? Chłód wody mógł pomóc - ale jeśli rzeczywiście trucizna pochodziła od demona, mogło to przyśpieszyć koniec kobiety. Tak jak zostawienie jej w tej chwili. Nawet gdyby chciał, nie był w stanie jej opatrzyć - w lesie, w polowych warunkach, a nawet jakby była bezpiecznie ułożona w łóżku. Nie był medykiem. Nie potrafiłby pracować z kimś, z ludzkim ciałem. Może nie przez niezdolność - bardziej przez presję, jaką na siebie nakładał nawet w tej chwili. Podjąć decyzję. Musieli szybko to coś znaleźć, pozbyć się tego...
W końcu odnalazł w chłodnej rzece roślinę o rozłożystych liściach, która przypominała wodorosty. Przy pomocy swojego nichirin, zanurzył ostrze i uciął kilka sporych płatów, wchodząc przy tym do samej wody. Najwyżej sam się zatruje. Ale jeśli to wszystko było sprawką demona, pozbycie się go mogło rzeczywiście przynieść ulgę innym.
- Odsuń się - powiedział, kiedy przemoczony z liśćmi w dłoniach w końcu znalazł się przy Kiyoshim. Nawet jeśli nawet na niego nie podniósł wzroku - nawet jeśli ciężko było dosłyszeć nawet jego dwa słowa. Prędko znalazł się na ziemi, starając się wyciągnąć kobietę z krzaków, zaraz jednak wahając się. Była słaba, leciała w jego rękach. Nie mieli wiele czasu, ale... żyła jeszcze? Miał nadzieję. Miał szczerą nadzieję...
- Powiedziałem, że masz się od niej odsunąć, zaraz ją przeniesiemy do medyka - powtórzył do Kiyoshiego, samemu zaraz czując się niekomfortowo, kiedy musiał odsunąć ubranie kobiety, aby móc ułożyć chłodne liście dookoła jej rany. Zatamują krwawienie? Minimalnie, wiedział o tym. Bardziej zależało mu na chłodzie do czasu, aż ktoś nie będzie w stanie się nią rzeczywiście zająć - a chłód tak jak często stał na przeszkodzie mieszania substancji, tak i w tej chwili mógł powstrzymać krwawienie. Co mogli zrobić innego, poza przeniesieniem jej do odpowiedniego miejsca?
A później do lasu, utknęło mu w gardle, nawet nie z lęku na myśl o spotkaniu samego demona, ale o tym, że miałby go spotkać przy Kiyoshim. Nie ufał mu - ale to nie znaczyło nic, bo Fukuro nie przywykł ogółem do ufania innym ludziom. Bał się go? A może raczej miał pewność, że jeśli dostanie szansę, ten mu zaszkodzi.
- Jeśli to są toksyny, im szybciej pozbędziesz się demona, tym szybciej kobieta będzie miała szansę na... - nawet nie dopowiedział, urywając. Nie był pewny, jakie miała szanse na przeżycie - czy miała je w ogóle? Czy... byli w stanie jej je dać?
Przeniesiona do niedalekiej chaty, w której otrzymała opiekę, choć Fukuro wątpił w umiejętności ludzi, z którymi musieli ją zostawić, miała większe szanse na przetrwanie niż w samych krzakach, nie mówiąc już o samym lesie. - Kruk wrócił? - zapytał cicho, nie mając najmniejszej ochoty ruszać na powrót w kierunku lasu, póki ptak nie znajdzie się w zasięgu wzroku. Nie, będąc sam na sam z Kiyoshim.
dialog #7d9360
Nie spodziewał się, że ten spróbuje ponownie go przycisnąć do jakiejkolwiek powierzchni. Skrzywił się, starając opierać tylko o tyle, aby nie wyrządzić kobiecie większej krzywdy. Nie wiedział, co jeszcze mogło jej dolegać - a czuł się już wystarczająco niekomfortowo w sytuacji, kiedy musiał się obok niej znaleźć. Nienawidził tego, bliskości drugiej osoby, ale jeszcze bardziej w tej chwili doskwierała mu myśl, że nie był w stanie jej pomóc. Nie mógł jej ocalić - a może w Yonezawie, działając z odpowiednimi medykami, byłaby szansa, aby zająć się jej ranami.
- Rodzina może chcieć się z nią pożegnać - odpowiedział mu chłodno, cicho, kiedy podnosił się skrzywiony lekko. Może nie chciał jej tutaj zostawić, ani dobić - nie chciał podejmować tej decyzji, nie chciał aby późniejsza złość ze strony mieszkańców została skierowana w niego.
Podnosząc się, wiedział że zapach który teraz na sobie miał, mógł być problemem - tym bardziej, jeśli demon rozpozna go jako zbiegłą ofiarę.
Można było zauważyć jak intuicyjnie się odsunął - zaledwie o pół kroku, ale w jego głowie pojawiła się myśl, że kamień miał uderzyć jego, a nie polecieć w stronę kruka. Chociaż odrobinę się rozluźnił na widok ptaka, który teraz pilnował Kiyoshiego...
- Nie użyjesz mnie jako przynęty - od razu zaprotestował, bo przecież nawet po wytarciu z ciała krew kobiety, wiedział, że ten zapach wciąż się na nim znajdywał - czuł ten zapach, wciąż znajdujący się na jego ubraniu, a może i gdzieś we włosach. Nie było tego wiele, ale był pewny że dla demona to było bardziej niż wystarczające.
Zresztą, nawet nie musiał pytać, co znajdywało się w bukłaku, który wyciągnął w jego stronę.
- Nie piję - odpowiedział chłodno, bo ostatnie czego potrzebował to być nietrzeźwym przy Kiyoshim. Raz się upił, już kilka lat temu - a do dzisiaj wciąż miał więcej pytań niż odpowiedzi, których tym bardziej nie byłby w stanie zdobyć się na odwagę, żeby zadać Tatsu. Nie chciał znać odpowiedzi, co wtedy wydarzyło się między nimi. Nie chciał wiedzieć, nie chciał znać tych odpowiedzi. I nie miał zamiaru ufać sobie pod wpływem alkoholu po raz kolejny.
Pojawiały się w jego głowie odpowiedzi, które mogłyby go zakuć czy zdenerwować. Nie krępuj się, skoro sam się boisz czy widać odważny jesteś tylko jak przychodzi do walki ze słabszym, ale nie odpowiedział mu. Nawet jeśli bardzo chciał, wszystko utknęło w jego gardle, jakby wiedział że sama obecność kruka mogłaby go nie uratować przed kamieniem, który mógłby polecieć w jego stronę.
Popchnięty pierwszy raz jeszcze się opierał, nie mając najmniejszej ochoty iść razem z jednookim w stronę lasu, wiedząc doskonale, że zaraz zbliżał się zmrok.
Przy kolejnym pchnięciu opór był już mniejszy. Mimo, że wciąż nie chciał tam iść. Nie z nim. Nie bał się samego demona, choć może niepokój gdzieś tam się krył - ale o wiele bardziej obawiał się nieprzewidywalności w działaniu blondyna niż bestii, która mogła na nich czyhać, kiedy przekraczali skraj lasu.
Chciał go użyć jako przynęty? Zrzucić jego śmierć na demona? Nie ufał mu, cały czas starając się utrzymywać między nimi odstęp dwóch kroków. Nawet, jeśli musiał przyspieszyć kroku, nawet jeśli musiał obrócić się raz czy drugi, chcąc sprawdzić czy jego towarzysz na pewno się do niego nie zbliżał. Już wchodząc do samego lasu wyciągnął swoją broń, choć bardziej z myślą o odbiciu potencjalnego ataku z zabójcy i mordercy znajdującego się za nim, a nie przed demonem.
Nie przeszła mu przez myśl próba ucieczki. Nie miałby szans na ucieczkę - a może.... Może korzystając z ataku demona? Może wtedy byłby w stanie zostawić tutaj Kiyoshiego? Chociaż co później, jeśli by przetrwał? Jeśli by się zorientował, że zostawił go sam na sam z demonem z premedytacją?
Z dwojga złego wolałby w ciemnym lesie utknąć do rana z demonem, a nie z Kiyoshim.
Zatrzymał się, kiedy dotarł do niego silniejszy zapach krwi - wciąż nie tej demoniej, wciąż nie była to woń samej śmierci i zgnilizny, tak odrzucająca, a jednocześnie tak inna niż ta którą pamiętał z cmentarza.
Zawahał się, nie będąc w stanie określić, skąd dokładnie ta woń docierała - z której strony. Nie miał jednak zbyt dużo czasu do zastanowienia się, kiedy z tyłu głowy wciąż trzymał to, że idzie za nim nieprzewidywalnych bandyta.
- Nawet się do mnie nie zbliżaj - zaraz się odezwał, obracając bokiem do blondyna i trzymając ostrze krótkiego miecza wycelowane bardziej w jego stronę, kiedy starał się spróbować wyłapać zapach wiszący w powietrzu.
dialog #7d9360
Nie wierzył mu nawet przez chwilę - i nawet nie starał się tego ukryć. Trzymał od niego dystans, obserwował nieufnie. Nie była to niepewność i nieśmiałość, jaką wykazywał się przy innych, w stosunku do blondyna wyraźnie był niechętny i oschły, a może nawet i wrogi. Mieszało się to ze strachem, a zwykłą świadomością, że byłby na przegranej pozycji, ale jednak nawet ptaszysko mogło zauważyć, że coś było nie tak - szczególnie, że próby udawania przyjaciela, ze strony Kiyoshiego, było ucinane.
Choć czym by się miał przejmować kruk, nie rozumiejąc przecież ludzkich relacji?
- Jeśli tak martwisz się moim bezpieczeństwem, zostanę tutaj na miejscu i skupię się na pomocy chorym. Z naszej dwójki w końcu to ty jesteś zabójcą, prawda? Nie poradzisz sobie sam z demonem, potrzebujesz podczas walki pomocy Ne? Podobno trucizny ci nic nie robią, chociaż może mało o nich wiesz? - mówił, czując się pewnie w kwestii jakichkolwiek pyskówek tylko przy ptaku - a może chciał jednocześnie odgryźć się i uciąć jego próby udawania, jak to dbał o jego bezpieczeństwo w tej chwili? Nie przyszło mu do głowy, że wszystkie jego słowa i zachowania były spisywane - że mogą się na nim zemścić. W końcu był pewny, że po tej misji ich ścieżki się rozejdą. Pierwsze i ostatnie spotkanie, nie będzie okazji do kolejnych. Prawda?
Przynajmniej miał do tego nadzieję, idąc przez las - starając się uporać ze znalezieniem demona. Mieli szczęście do dzisiejszej pogody, że nie padał deszcz - a i wiatry zdawały się wiać z odpowiedniego kierunku, nawet jeśli mogli poczuć chłód nocy. Było zimno, ale sucho, i było to szczęściem w nieszczęściu, kiedy czuł dokładniej zapachy - ale również te zapachy, które były blisko. O ile w okolicy nie znajdywały się żadne silnie wonne rośliny, o tyle ktoś inny był mocno wyczuwalny - i szedł w niewielkiej odległości za nim.
Nie chciał, żeby Kiyoshi się do niego zbliżał - nie ufał mu, że ten zachowa od niego dystans i że niczego mu nie zrobi. Łatwiej byłoby wysłać kruka na zwiad okolicy, kiedy coś wyczuł - nie był w stanie namierzyć po samym zapachu, w którym kierunku powinni się dokładnie udać. Ale wolał mieć ptaka pod ręką, tak żeby pilnował zbója, z którym przyszło mu teraz współpracować. A ten zbój dodatkowo wcale nie ułatwiał mu w tej chwili zadania, z którym przyszło mu się zmierzyć.
- Nie jestem mordercą - odpowiedział, wiedząc doskonale, że w tej chwili jeszcze trudniej było mu wyczuć, gdzie powinni się udać. Przesunął wzrokiem nie po Kiyoshim, a wyżej w poszukiwaniu ptaka - zupełnie jakby kruk miał znaczyć w tej rozmowie więcej niż jakiekolwiek słowa wychodzące z ust jednookiego. Fukuro zaczynał traktować towarzysza zabójcy jako bardziej godnego trzymania przy sobie, ale i jakiejkolwiek rozmowy. Z bandytami w końcu się nie dyskutowało, o tym jednym wiedział. - A ty śmierdzisz, chociażby alkoholem, więc łaskawie się ode mnie odsuń, chyba że chcesz sam węszyć za demonem, który może być niedaleko. A może go wypatrzysz? Nasłuchasz? No czekam, możemy tutaj spędzić czas do rana, jak demon stąd ucieknie to może i zatrucia same znikną, no chyba, że chcesz się do czegoś przydać i wykonać te trzy kroki w tył ode mnie - odpowiedział, nie ruszając dłoni z wakizashi, kiedy ten złapał ostrze. Nie miał zamiaru się z nim bić, ani walczyć, nie w tej chwili - choć próbował zrozumieć na jaki jego zmysł musiał uważać dokładnie. Mówił o zatruciach wcześniej... że trudno to zrobić... ale musiał się upewnić. I przygotować odpowiednie zabezpieczenie, gdyby miał znów go spotkać na swojej drodze. Zwykła trucizna paraliżująca, odpowiednio przygotowana, powinna dać radę... Olej? Proszek? Dodana do maści czy do herbaty?
Choć może ta przezorność była na wyrost? Wystarczyło znaleźć demona, a ich ścieżki by się rozeszły. Wystarczyło się go pozbyć... A kruk mógłby w tym pomóc. Jednak nie chciał pozbywać się tej ostatniej, a może raczej jedynej, deski ratunku przed tym, że Kiyoshi zerwie się ze smyczy i rzuci na niego. Albo z pięściami, albo z mieczem - to nie miało znaczenia. Nie miał zamiaru tego ryzykować, nie w tej chwili, wiedząc że był w stanie znaleźć demona. A przynajmniej spróbować to zrobić.
- Jeśli ucieknie to już go nie dorwiemy, sam to powiedziałeś - dodał znów, czując że bardziej działa w nim adrenalina i strach za każdym razem, kiedy się odzywał. Nie miał czym ryzykować przy nim - nie, kiedy ten ptak był przy nich. Ale z drugiej strony, nawet gdyby był potulny, w tej chwili to by nie działało. Nie miał dobrego wyjścia z tego spotkania, a na pewno ucieczka również nie wchodziła w opcje w tej chwili.
dialog #7d9360
- Całe szczęście nie aspiruję do bycia żadnym z nich - odpowiedział cicho, wciąż nie zgadzając się w tej całej pogoni - może dlatego, że nigdy nie czuł potrzeby bycia silniejszym? Bycie przydatnym było zupełnie inną kwestią, na tym zawsze mu zależało, ale nigdy na posiadaniu władzy ani byciu kimś istotnym. Chciał być kimś, pomocnym. Nie szukał chwały w dołączaniu do korpusu, szukał zmiany życia i wyrwania się z miejsca, w którym był, a z którego nie miał zbyt wiele ścieżek, jeśli w ogóle jakąkolwiek.
Spiął się od razu, kiedy Kiyoshi znalazł się tak blisko niego. Nie spojrzał na niego, nie przeniósł wzroku, tym bardziej czując że mu groził. Co miałby odpowiedzieć w tej chwili? Że jego zniknięcie byłoby niepokojące? Tak samo jak zniknięcie kruka? Martwi nie mieli w końcu głosu, tym bardziej jeśli w tym lesie czaił się na nich demon - wiedział, że łatwo byłoby pozbyć się jego ciała w tym miejscu...
- Wiedziałeś, że wszystkie części rośliny mogą być trujące? - powiedział cicho i nagle, samemu czując jak serce zaczęło mu dudnić w piersi na myśl o tym, co miał za chwilę zrobić. Powinien się ugryźć w język póki mógł - nie powinien tego mówić, nie powinien dzielić się wiedzą, którą posiadał...
Nie, kiedy ktoś tak nieobliczalny znajdywał się tak blisko. I już dawał mu jedno, a możliwe że ostatnie, ostrzeżenie. I nie, kiedy nie chciał dzielić się tą wiedzą dla samej informacji - chociaż z drugiej strony, może chciał właśnie wysłać inną informację? Jeśli dystans i milczenie nie były tutaj opcją, a nie miał szans w bezpośrednim starciu z nim...
A jednak, kiedy Kiyoshi się odsunął, zielarz kontynuował:
- Organizm i ciało zabójców jest znacznie wytrzymalsze oczywiście na zatrucia, przynajmniej te niektóre, ze strony roślin. Pokrzywy będą powodowały poparzenia, wciąż uciążliwe, ale nie aż tak jak u zwykłych ludzi. Ale już skoncentrowane dawki odpowiednio dobranych roślin nie tylko mogą stworzyć truciznę, którą można by było dodać do alkoholu czy herbaty, albo zamiast leku, ale wyobraź sobie, że żywica, odpowiednio przygotowana, jest w stanie zalepić rany i pomagać przy krwawieniu. Ciężko się ją wymywa, warto uważać żeby nie nałożyć jej zbyt obficie na rany w okolicach twarzy, bo byłoby niezbyt przyjemnie mieć sytuację krytyczną, kiedy pacjent przestaje widzieć albo móc oddychać przez środek, który miał zatamować krwotok... - mówił, czując łatwość w samych słowach, które wypowiadał - mógł opowiadać o środkach, o roślinach i o wszystkim z czym pracował, bo szczerze się tym interesował. Nawet jeśli pierwszy raz w życiu starał się użyć tego jako... groźby? Czy właśnie to robił? Czy właśnie postradał zmysły grożąc komuś, kto mógł wbić mu w brzuch nóż z łatwością? -Och, a niektóre środki są w stanie sparaliżować ciało, w odpowiednim stężeniu w połączeniu z wisterią, stanowią doskonały środek do walki z demonami. Muszę ci z pewnością opowiedzieć o tym, co oferuję korpusowi, oprócz leków i maści leczniczych - powiedział, wahając się znów, a jego dłoń przesunęła się w stronę torby, którą zawsze przy sobie posiadał. - Może nawet zaprezentuję ci działania niektórych - dodał jeszcze ciszej, nie podnosząc wzroku na Kiyoshiego, wiedząc samemu doskonale, że blefował w kwestii zawartości swojej torby - a jednak zabójca nie musiał o tym wiedzieć, prawda? Nie musiał nawet zrozumieć słów, które wypowiadał Fukuro - o jak miał nadzieję, że ich nie zrozumiał i nie zinterpretował jako groźbę, tym bardziej, że już w momencie poczuł jak pożałował swojego wychodzenia przed szereg, nawet jeśli blondyn jeszcze niczego nie zrobił. Nie powinien tego mówić, nie powinien grozić ani przyznawać się, do czego mógł być zdolny - co potrafił przygotować, w jaki sposób...
- Skoro pytałeś, oczywiście... o mój udział... - zaczął dukać, zupełnie jakby nagle zmienił zdanie i chcąc cofnąć wszystkie swoje słowa sprzed chwili. - W zabijaniu demonów, ale i w pomocy zabójcom są używane moje środki... Trudno jest liczyć... ile zginęło od oleju z wisterii, bo akurat przygotowałem porcję dla kogoś z korpusu - dopowiedział, bardziej pochłonięty swoim dudniącym w przerażeniu sercem niż tym, co działo się dookoła - i może dlatego nie zareagował w pierwszej chwili na Kiyoshiego sięgającego po broń? Dosłyszał dziwne... łykanie? Pożeranie? Pazerne? Zaraz po szeleście liści, a kiedy podniósł wzrok, prędko go odwrócił, podobnie jak wycofywał się o dwa kroki w tył. Dzikich zwierząt się nie zaczepiało - odruch zza czasów dzieciaka, kiedy samotnie chodził po lasach, musząc być ostrożnym...
Nie chciał znać odpowiedzi, w czym wilk zatapiał teraz swoje kły. Może to wyczuł jeszcze przed chwilą? Nie był pewny.
Zryw wilka, wbicie kłów w Kiyoshiego. Zabolał go żołądek na ból, który mógł poczuć jego towarzysz - ale i na zakrwawiony bok zwierzęcia. Dodatkowo wpadła mu myśl o tym, że zaraz mógł się zjawić tutaj demon...
Nie, chyba nie mam ochoty uczyć się, co tobie się podoba, przeszło mu przez myśl, choć zaraz odwrócił wzrok do miejsca, w którym zwierzę siedziało... Było tam dużo krwi. Ludzkiej? Miał nadzieję, że nie, chociaż nie mogli tego założyć.
- Jeśli nie opatrzysz tego wilka to niewiele sobie zatrzymasz - stwierdził, nie mając zamiaru nawet podchodzić do zwierzęcia. Miał więcej rozumu w głowie, niż żeby to robić - zdawał się nawet chcieć zupełnie zignorować nową zabawkę Kiyoshiego, zaczynając rzeczywiście ruszać przed siebie, choć tak, żeby zatrzymać dystans między blondynem i jego nowym pupilem. - I siebie. Alkohol może sprawić, że szybciej się wykrwawisz, a to chyba nie z wilkiem miałeś dzisiaj w nocy walczyć - dodał, jeszcze ciszej. Czy naprawdę wszyscy tutaj postradali zmysły? Spróbował odnaleźć wzrokiem kruka, jakby ten miał mu pomóc w czymkolwiek - nawet wiedział, że nie było na to opcji, wciąż chciałby, żeby było inaczej. Póki co to była jego jedyna nadzieja w tej chwili...
dialog #7d9360
Mógł zaprzeczyć, że nie groził. Mógł odpyskować znów. Nawet słowa przychodziły do jego głowy - jak mógłby go sprowokować, jak ukuć. Skoro mówił, że nikt nie szukałby zemsty, mógłby uderzyć w niego, że może tak wyglądałoby to w jego przypadku. Mógł uderzyć w to, że przecież to Kiyoshi miał walczyć z demonem, więc to on miał więcej roboty tutaj do wykonania...
A jednak częściowo wybrał milczenie. Nie był pewny czy słowa byłyby w stanie się wydostać w tej chwili - czuł ucisk w gardle, choć nie tak silny jak zazwyczaj. Czuł dyskomfort, ale nie taki, żeby nie być pewnym czy nie mógłby mu odpowiedzieć - może cicho, może byłoby to ledwo słyszalne, ale gdyby się wysilił, byłby w stanie. Wierzył w to, wiedział że właśnie tak było, że...
Zawahał się znów, odwracając od niego wzrok - chociaż wcześniej było widać jak się wahał. Jakby chciał otworzyć usta i coś powiedzieć, ale jednak w końcu zrezygnował.
Wolę taką opcję, przeszło mu przez myśl, słysząc jego słowa - wracając wzrokiem do niego i do wilczycy w zupełnej ciszy, wyraźnie nie chcąc nawet podawać mu czegoś do bandażowania, ani nie chcąc zaoferować mu żadnej pomocy, mimo że wiedział jakie rośliny mogłyby mu pomóc w tej chwili. Nie miał najmniejszego zamiaru mu pomagać. Skoro chciał się go pozbyć.
- Nie mam nic, nie jestem medykiem - odpowiedział chłodno i cicho, nie martwiąc się czy ten go usłyszał, czy nie - obrócił się do niego plecami, tym bardziej kiedy usłyszał że ten odsyłał kruka gdzieś. Spiął się lekko - ale może to lepiej? Im szybciej znajdą tego cholernego demona...
Może powinien mu coś doradzić, kazać zrobić coś z raną? Obandażowanie jej, przewiązanie czymś nad? Przy jakich ranach co trzeba było zrobić? Nie miał pewności - gdzieś na skraju świtało mu, kiedy i jak powinni reagować, ale nie było to nic pewnego. Widział medyków przy pracy, ale to nie to samo co udzielanie samemu pomocy w takich wypadkach.
- Masz linę, przewiąż ją nad raną czy coś - rzucił znów chłodno, jakby nawet nie chciał mu doradzać, co przecież nie było wcale dalekie od prawdy. Doradzać, pomagać czy zbliżać się do niego. Wolał trafić sam na demona niż zostawać w tym miejscu dłużej - może właściwie towarzystwo demona nie było takie złe? Wszystko lepsze od Kiyoshiego. A nawet gdyby demon miał go zabić - może choć minimalnie zdenerwowałoby to Kiyoshiego, że to nie on to zrobił? Wszystko było lepsze od biernego stania przy zabójcy.
Ruszył przed siebie, nie będąc pewnym czy rusza we właściwym kierunku - ruszył w kierunku mniej więcej, w którym odleciał kruk, choć skąd mógłby wiedzieć czy ten nad koroną drzew nie zmienił kierunku?
dialog #7d9360
Nie miał zamiaru jednak zwlekać - węszył, choć niewiele to dawało. Żałował, że nie skupiał się nie rozwijaniu swojego zmysłu, bo w końcu przy samej pracy niewiele więcej mu było potrzeba niż to co już potrafił. Chociaż może teraz... gdyby był w stanie lepiej wyłapywać kierunek, z którego szły zapachy...
A jednak niewiele to dawało, bo za każdym razem każdy ze śladów jasno wskazywał na inne zwierzęta. Był to w końcu las - czego innego mogliby się spodziewać? Tym bardziej, że noc była stanowczo zbyt cicha jak na pożywkę demona w pobliżu. Może demon gdzieś uciekł? Albo był zbyt słaby, żeby się pokazać? Może już wcześniej widział, że korpus pojawił się w okolicy i dlatego zdecydował się na odwrót? Chociaż czy demony mogły to zrobić, bać się i trzeźwo myśleć? Nie, nie mógł się nad tym zastanawiać - one w końcu nie miały celów. Nie mogły ich mieć. Były już dawno martwe. Nawet jeśli zaskakująco chętne do rozmowy, przynajmniej niektóre z nich...
Fukuro ruszył za Kiyoshim jak tylko zauważył, że ten pobiegł w stronę wzniesionego przez kruka alarmu - specjalnie jednak starał się zostać bardziej z tyłu, głównie ze względu chociażby na wilka, który znajdywał się obok i był ranny.
Będzie mu zawadzał, przeszło mu przez myśl. Nie mógł w końcu rozdzielać swojej uwagi i na dzikie zwierzę, które we własnej głupocie chciał zatrzymać, i na demona, który od dzikiego zwierzęcia nie różnił się wcale wiele.
- Nie próbuj do... - bić, nie dokończył, kiedy widział że Kiyoshi nie miał wcale czego dobijać. A jednak był przekonany, że to właśnie było jego planem, kiedy widział jak ten stara się coś szturchnąć mieczem. Westchnął, kręcąc delikatnie głową. Nieistotne. Kolejna ofiara - mogło być ich więcej. Demon mógł być wciąż w pobliżu - a wiedząc, że nie mieli wcale tak wiele czasu jakby chcieli na samą walkę, musieli działać szybko. A na pewno obecny tutaj zabójca musiał. Wzrok Fukuro padł na zwierzę, które wciąż przy sobie trzymał uparcie. Nie mógł poprosić tropicieli o psa po prostu? Nie rozumiał tego w ogóle, ale może to przez przekonanie o tym, że wilki były jednym z zagrożeń czyhającym na niego w lesie, na które musiał być ostrożny od najmłodszych lat.
- Daj mi sznur. Ranna będzie ci wadzić, mogę jej podać znieczulenie dopóki nie wrócisz, powinna być spokojniejsza w tym czasie... - powiedział, nie wierząc samemu sobie, że właśnie zaoferował się do dobrowolnej opieki na zwierzęciem, które mogło z łatwością go rozszarpać. A jednak w jakiś sposób chyba nawet wolałby, żeby było to to zwierzę, a nie sam Kiyoshi czy demon. Z trojga złego, wydawało się to najlżejszą opcją.
- Chyba, że chcesz jeszcze jeden dzień spędzić nie łapiąc tego demona? - rzucił, jakby chciał go pogonić do podania mu sznura - sznura, po który nawet nie wyciągał ręki, jakby się bał. Ba, nawet teraz zachowywał między nimi odpowiednią odległość, jakby w obawie, że Kiyoshi zaraz zamiast na demona, zamachnie się na niego mieczem.
dialog #7d9360
Z/T x2
#619299
#619299
#619299
PRZERWA!
W związku z wydłużającą się nieobecnością jednego z graczy i brakiem odpisów, wątek zostaje zakończony, a lokacja oddana do użytku reszty użytkowników.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Parę uliczek dalej i nie zdołał jeszcze nawet zauważyć że jest nadal śledzony! Mężczyźni za to zaczynali powoli się niecierpliwić bo przecież go nie napadną tak o przy innych, nie potrzebowali kłopotów ale hajsy chcieli odzyskać. Więc łazili przez pół mieściny za powsinogą z klanu Oda licząc że w końcu nadarzy się okazja żeby się 'odegrać' na szczęściarzu!
- Te piękniś! Dokąd cię tak ciągnie?! Burdelu szukasz?! - warknął w końcu jeden z trójki, uderzony w tył głowy przez najwyższego z całej bandy typa. - I co drzesz japę?! Chcesz żeby nam spierdolił?! - warknął w odpowiedzi na głupotę kumpla i zacisnął mocniej dłoń na pałce, którą miał w ręce od paru uliczek już gotową do zdzielenia chłoptasia.
- Kurwa! Gdzie on polazł?! - warknął nagle ten pierwszy, ruszając w kierunku gdzie wcześniej widział łebka. - Debilu spłoszyłeś go! - znowu poszła ręka w ruch, znowu w tył głowy. I już można by pomyśleć że młody Oda uniknął kłopotów. Stres w jakim jednak był, nie do końca było gotowe. W końcu jak być gotowym na taką niespodziewaną potyczkę, nie mając takiego doświadczenia z dotychczasowego życia. Coś pękło pod stopą samuraja, gdy przesunął się na tyle żeby lepiej się skryć za beczką. Pęknięta gałązka mogła się Odzie wydawać głośniejsza niż w rzeczywistości była. Poruszył się w tył i strącił gliniane naczynie za sobą, a ten odgłos już zwrócił uwagę jednego z mężczyzn. - Tu jesteś pięknisiu?! Wyłaź bo cię zaraz siłą stamtąd wytaszczę! - warknął mężczyzna idący w kierunku zaułka gdzie kitrał się Seiji. Gestem dłoni nawołując pozostałych żeby zajęli całą szerokość uliczki nie chcąc dać szansy na ucieczkę. - Myślałeś że możesz nas oskubać i spierdolić?! - warknął trzeci i rzucił w ścianę nad beczką glinianą gurdę z resztką alkoholu, która się roztrzaskała, sypiąc ostrymi odłamkami w Seijiego, chlapiąc go dodatkowo alkoholem..
******
Zerknęła na list przyniesiony przez posłańca i uniosła brew zaskoczona tym że ktoś jej faktycznie napisał list. W pierwszej chwili pomyślała o Ryujinie, że planował nadal nawiązać z nią bliski kontakt. Zbliżyła zalakowany pergamin do twarzy pozwalając oddalić się posłańcowi, który i tak nie chciał zdradzić kto był adresatem. Zapach był nietypowy. - Jaśmin? - szepnęła pod nosem, próbując sobie przypomnieć kto tak pachniał. Po chwili rozwinęła pergamin i przeczytała treść. Zdanie po zdaniu wszystko do niej wracało niczym pokaz slajdów jak walczyła z lisią demonicą na trybunach o czarne nichirin zabójców. Dłonie zacisnęły się na papierze, gniotąc nieco korespondencję. - Chwilowy rozejm dla urozmaicenia..? - wyczytała fragment na głos. Nie mogła zaprzeczyć że Kitsune do słabych nie należała, o czym się przekonała że były sobie dość równe wtedy! Choć ta mała suka niepotrzebnie wmieszała się w ich walkę, rozpraszając Seiyushi w walce z Lisicą. I pomimo tego nadal czarnowłosa potrafiła stawić im obu opór.. mrok Kitsu był szybszy ale jej czarna krew była silniejsza.. to dawało jakieś pojęcie o ich poziomach. I ta walka mogłaby się różnie skończyć gdyby walczyły jeden na jednego..
To jednak było dawno temu i priorytety Sei się nieco zmieniły, a przynajmniej te niektóre. Czy było to zaskoczenie? Nie.. ona była tak zmienna jak pogoda na środku oceanu. W jednej chwili cisza żeby po chwili rozpętał się istny tajfun. - Kult Nowego Księżyca..? - zmarszczyła nasadę nosa. Pierwsze słyszała tą nazwę. - Czyżby jakiś demon się zerwał ze smyczy starego i i próbował coś na własną rękę? - skomentowała wbijając wzrok w końcówkę wiadomości. - "Przydaj mi się. A ja przydam się Tobie.." Ciekawe.. Kitsune huh? - mruknęła jej imię wpatrując się krwistymi ślepiami w imię demona od którego dostała tą wiadomość. Na pewno się zaciekawiła tym. Nie wiedziała czy była w stanie tak po prostu zapomnieć o tym co między nimi zaszło.. ale nad tym mostem się zastanowi gdy będzie jej dane go przekroczyć.. W między czasie potrzebowała znaleźć sobie jakieś żarcie. Czuła głód i jeśli czegoś nie zeżre tej nocy to następnej mogłaby wpaść w końcu w amok będąc o suchym pysku.
Mieścina na której obrzeżach się znalazła powinna jej coś zaoferować. Przemierzając uliczki szukała jakiegoś skurwiela, bo przecież była bardzo wybredna w swoich posiłkach. Ubrana w czarne nieco za duże hakama, których krawędzie szurały nieco po ziemi zasłaniając jej bose stopy. Bandaż na piersiach był nawet jeszcze czysty bo pozbyła się krwi z niego poprzedniej nocy. Na to miała narzuconą granatową yukatę, męską, również o jakieś dwa rozmiary za dużą bez paska akurat.. więc świeciła nieskazitelnie gładką skórą, zasłaniając jedynie piersi ciasno oplecionym bandażem. Włosy miała związane w wysokiego kucyka. Czarne z białymi prześwitami tu i ówdzie. Wyglądała młodo.. może na 20 lat maksymalnie? A oczy? Te były intensywnie niebieskie, kolor tęczówek w których można by utonąć i to dobrowolnie..
Roztrzaskana z tanim sake gurda nad głową chłopaka skutecznie przerwała jego wypowiedź. - Co tam pierdolisz lalusiu?! - warknął typ, który cisnął naczyniem o ścianę. Cała trójka się roześmiała widząc reakcję młodzieńca. - Zatkało go chyba.. - skomentował drugi i obracając w ręku nożem do patroszenia zwierzyny. Dopiero kiedy młodzieniec wyprostował się, dobywając swojego miecza z pochwy robiąc krok w tył żeby lepiej był teraz już widoczny.
"Czy wy robaki wiecie kim ja jestem?"
- Kanciarzem i pizdą? Czy kolejność ma tu znaczenie? Bo może powinienem zamienić te słowa kolejnością.. - roześmiał się drugi, uderzający pałką o wolną dłoń ruszając powoli w kierunku Seijiego. Widząc jak młodzik mierzy w ich stronę swoim mieczem, co o dziwo nie zatrzymało żadnego z trójki mężczyn.
"Jestem z domu ODA. Rozumiecie to? O D A"
- Ta kurwa.. a ja jestem bękartem Susano i Amaterasu.. weź mnie tu kurwa nie ściemniaj.. Szmaty pewnie podpierdoliłeś komuś jak nam pieniądze wcześniej.. miecz pewnie też ukradziony.. o ile w ogóle jest naostrzony.. - rzucił typ z pałką. - Pewnie z gablotki podjebał jak nikt nie patrzył.. widać że złodziej i oszust.. takich jak ciebie to można do burdelu sprzedać za dobry grosz.. ej.. nie szukali jakiś ładnych chłopaczków do tego przybytku od Yorichi-san? Pewnie sypnęłaby dobrze za pięknisia.. - rzucił z zaciekawieniem, uśmiechając się chytrze. Czyżby nie tylko chcieli odebrać mu cały dobytek ale i sprzedać chłopaka w domu uciech?!
Przechadzając się ulicą zerkała dyskretnie w poszukiwaniu przekąski. Zatrzymała się na chwilę dostrzegając jak mężczyzna siłą przyciska jakąś niewiastę do ściany swoim ciałem w jednej z bocznych uliczek i już się uśmiechnęła w zadowoleniu, kiedy kobieta wykazała zachwyt tą inicjatywą dość chętnie obejmując swojego 'napastnika w pasie, uniesioną wyżej nóżką. - Tss.. - syknęła wciągając powietrze nosem, oparła się przedramieniem na rękojeści katany którą miała przy pasie. "Gdzie są te wszystkie skurwysyny kiedy są potrzebni.. chyba towar się nie skończył w tej okolicy.. głupio by wyszło.." pomyślała idąc dalej, mijając mostek usłyszała fragment rozmowy i dostrzegła jak jeden typ schyla się po leżącą jedną z długich desek pod ścianą. - To po prostu nie jest twój dzień szczylu.. - warknął i zamachnął się deską do tyłu żeby rzucić nią w Odę. Seiyu zmrużyła powieki, odchylając lekko głowę dostrzegła młodzieńca na którego mieli się właśnie we trzech rzucać. "Ryujin..?!" przemknęło jej przez myśl niczym błyskawica rozdzierająca pochmurne niebo podczas burzy. Typ z nożem, typ z pałką i typ z metrową deską (który wcześniej rzucił Sake). Kolejny powód żeby interweniować, nawet jeśli wiedziała że był zabójcą i powinien sobie poradzić.. choć czy kowal miał szansę z trzema oprychami? W jej mniemaniu nie. A i tak sobie panowie już zasłużyli na jej atencję.
- Nie chcesz rzucić miecza to ci w tym pomogę kurwiu! - warknął i już miał cisnąć dechą kiedy się zawiesił w swoim ruchu. - Co do?! - warknął czując jakby wbił końcówkę w coś w czym zdawała się utknąć na dobre. Zerkając przez ramię zobaczył czarnowłosą trzymającą w trzech palcach (kciuk, wskazujący i środkowy) prawej ręki. - Ale z was nieustraszeni wojownicy.. we trzech na jednego?! Może powinnam wyrównać tą szanse.. co ty na to śmieciu? - spytała z lekkim rozbawieniem w głosie, mrużąc niebieskie oczy i zaciskając nagle dłoń na krawędzi deski, którą wyrwała z ręki większego mężczyzny, zamachnęła się nią w tak szybkim ruchu że umknęło całej czwórce zebranych. Zdzieliła od boku prosto jego bok, łamiąc przy uderzeniu prawie wszystkie żebra po jego prawej stronie i z impetem cisnęła nim o ścianę budynku zmiatając go z planszy jak paproch, którym dla niej był.
Głośny huk uderzenia o ścianę cielska zwrócił uwagę wszystkich z uliczki. - Kim.. ty.. - wydukał drżącym głosem mężczyzna, dostrzegając katanę przy jej boku. -.. Za.. zabójcy atakują tylko.. tylko demony.. my jesteśmy ludźmi! - odezwał się ten z nożem, najdalej stojący od kobiety. - Przecież wy nie jesteście ludźmi.. tylko ścierwem.. - rzuciła w kierunku pozostałych dwóch. Wtedy pałka poszła w ruch i zdzieliła Seiyushi w twarz. Co dziwne, jej głowa nawet nie odskoczyła w bok pod wpływem wyprowadzonego ciosu. Ba! Zatrzymała się na jej policzku, pękając podczas zderzenia z jej twarzą. - To było żałosne.. - skomentowała sięgając dłonią do jego gardła i podniosła w górę zaciskając palce na jego szyi na tyle że zaczął wierzgać, drapiąc jej rękę paznokciami aż do krwi.. jego krwi gdy desperacko próbował się uwolnić zrywając sobie paznokcie z palców, tak jakby drapał betonową powierzchnię.. - Zostaw go ty kurwo! - rzucił się mężczyzna z nożem. Ale nim doskoczył do demona, to Seiyu cisnęła w niego jego kolegą, zmiatając napastnika z nóg prosto na ziemię. - Co ty tutaj robisz?! Śledzisz mnie? - warknęła do Ody, stojąc do niego plecami. - Mówiłam ci.. żebyś sobie dał spokój bo nie zmienię zda.. - zerknęła przez swoje ramię na chłopaka i urwała wypowiedź. - Ty.. - odwróciła się do niego, ruszając w kierunku Seijiego i zatrzymała się na dwa kroki przed czubkiem jego miecze. - ty.. nie jesteś Ryujin.. - powiedziała z lekkim zdziwieniem. Z jednej strony mogła odetchnąć z ulgą, z drugiej trochę się zmieszała tym że go pomyliła z tym chłopakiem. Choć byli trochę podobni, tylko te oczy były inne i Seiji wyglądał na nieco młodszego, no i był trochę niższy.. Nie zmieniało to jednak faktu że i tak by mu pomogła z tymi typami. Przynajmniej miała posiłek. Odwróciła się w kierunku typów i .. tylko dostrzegła jak podpierali tego co dostał deską w bok i już spierdalali za zakrętem drąc japy że medyka potrzebują bo zabójca ich napadł w ciemnej uliczce. - Serio kurwa?! - żyłka jej aż zapulsowała na skroni pod czarnymi włosami. - Pierdolone tchórze.. rzygać się chce na widok takich.. - skomentowała bez ogródek i westchnęła ciężko. "Z głodu zdechnę jak nie zmienię priorytetów na łowach żarcia.." pomyślała zerkając przez ramię na Seijiego. - Na co się tak gapisz.. kobiety na oczy nie widziałeś w życiu? - spytała kładąc dłonie na biodrach, prostując się bardziej. - Następnym razem nie uciekaj do ślepego zaułka.. nie wiem.. biegnij główną ulicą.. krzycz gwałt czy coś.. tacy frajerzy są tylko cwani jak mogą oddzielić sobie zwierzynę od reszty stada.. - skomentowała odwracając się na pięcie i ruszając w kierunku wyjścia z zaułka.
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|