Z tym podejściem szła przez Yonezawę odebrać, to co sądziła, że do niej należało. Chodziło oczywiście o sowitą nagrodę w postaci jednodniowego wykorzystania pewnego, niedoszłego zabójcy. Z rudzielcem nie widziała się trochę czasu, zwłaszcza gdy poświęcała się treningom razem ze starszą od niej Kotomi. Kobieta o wyniosłym charakterze została przydzielona przez filara, aby dopatrywała jej szkolenia oraz wdrożyła kilka rzeczy, mających na celu oszlifować jej umiejętności. Oczywiście, od czasu do czasu na niego wpadała, bo trudno jako początkujący płomień nie spotkać innych, którzy starali się uzyskać swojego miejsca w szeregu. Jednak nie na długo, a raczej nie na tyle jak pierwszego dnia, kiedy się poznali.
Dzień wcześniej wysłała mu kruka z wiadomością, aby wstawił się w dobrze znanym mu miejscu, oczywiście jeśli przychodził później do ogrodu. Stanęła na skraju klifu i tak czekała, wpatrując się w rozpościerający się widok. Co jakiś czas zwracała głowę w stronę ścieżki, aby zobaczyć, czy ktoś nie idzie. Głupi odruch zadziałał kilka razy, do czasu, aż się poddała. Ubrana w strój zabójcy finalnie wspięła się na drzewo, zwieszając prawą nogę na dół. Shamisen, który przyniosła, oparła o drzewo w obawie, że przy schodzeniu mogłaby go uszkodzić.
Korzystając z okazji, że nikogo nie było, a przynajmniej tak mogłoby się wydawać, zaczęła nucić pewną starą piosenkę. Z czasem coś, co było tylko nutami, przerodziło się w słowa, które pozwoliła, aby wiatr niósł dalej. Wzrok przeniosła w stronę wschodzącego słońca, ciesząc się chwilą delikatnego ciepła. Nie wiedziała, jak jej szło, ale pamiętała te kilka lekcji, które pozwoliły utrzymywać melodię czystą.
Melodia śpiewana przez Yonę - > Klik
Jeszcze kruk przyniósł mi wiadomość od Yony, zaliczyła ona ostateczną selekcję i została pełnoprawnym zabójcą demonów. Nie musiała tego robić, wiedziałem, że filar płomienia wysłał ją na tę selekcję i, że przeżyła. Co byłby ze mnie za znajomy gdybym nie wykazał, chociaż tyle zainteresowania. Mogliśmy rywalizować, ale nigdy jej źle nie życzyłem, wolałem przegrać niż usłyszeć, że się jej nie udało. A więc będę musiał przez jeden dzień robić za jej sługę, podnóżek czy co ona sobie tylko wymyśli, nie narzekałem na swój los, podjąłem się wyzwania, to teraz musiałem zapłacić cene. Przez wieczorny drugi trening, rano delikatnie zaspałem, to już chyba była jakaś klątwa, co miałem się zobaczyć z Yoną, to musiałem mieć problem ze stawieniem się o umówionej porze.
Gdy wędrowałem pośpiesznym krokiem w samotności na górę, nachodziły mnie wspomnienia z naszego pierwszego spotkania. Minęło tyle czasu, a kilka znajomych widoków wprowadzało w taką nostalgię, jakby to było zaledwie wczoraj. Bliżej końca wędrówki, usłyszałem, jak rudowłosa śpiewała, czyli dalej czekała na mnie. Pewnie będzie trochę zła z powodu spóźnienia, ale nie robiłem tego specjalnie. Wyłoniłem się za gęstwiny i postawiłem kilka kroków na brukowanym chodniku. Dzięki temu, że śpiewała, nie miałem problemu z jej odnalezieniem.
Nie chciałem, jej przerywać dlatego stawiałem bardzo ciche kroki i zbliżałem się coraz bardziej, aż w końcu wiatr dmuchnął mi za pleców i skierował moją woń w stronę dziewczyny, kontynuowałem ciche podchodzenie.
- W końcu mogłem usłyszeć, jak śpiewasz... a to podobno ja miałem dzisiaj spełniać twoje zachcianki.... Gratuluje zwycięstwa... No to jaka jest twoja wola. - Z uśmiechem na ustach czekałem, aż skieruje na mnie swój wzrok.
albo ją przed sobą stworzę
Kiedy tak śpiewała, początkowo nie zauważyła osoby za sobą. Pozwoliła na zakradnięcie się, do momentu, w którym wiatr zaniósł jej nowy zapach. Yuichiro. Odwróciła powoli głowę, spoglądając na rudowłosego z góry. Na jej buzi pojawił się lekki uśmiech, niezwiastujący tego, czego od niego oczekiwała - Co myślisz o piosence? Podobała się? - zapytała spokojnie, dłońmi łapiąc się gałęzi, na której siedziała - Dziękuję, to wiele znaczy - dodała melodyjnie, wprawiając nogę w powolny, kołyszący ruch.
- Przyniosłeś katanę? Czy może zapomniałeś? - pochyliła się do przodu, przykurczając swoją sylwetkę. Jednocześnie pociągnęła do ciała wolną nogę, a następnie oparła o nią rękę. Głowę przechyliła w jej kierunku i tak siedziała, przyglądając się niedoszłemu zabójcy - Mam Cię na cały dzień, a przynajmniej na resztę, więc zacznijmy od czegoś prostego. Pokaż mi płomień - poleciła lekko rozbawionym głosem, zastanawiając się, czy w ogóle potrafił to zrobić. Sama również zabrała ze sobą Benihime, której rękojeść mieniła się w słońcu. Złote akcenty na obsydianowym tle niemal iskrzyły, zwracając na siebie uwagę. Podobnie saya o kolorze nocy zdobiona była kropelkami o tej samej barwie, co wspomniane wcześniej akcenty.
- No, ale że będziesz pisać o mnie pieśni, to się nie spodziewałem... Może kiedyś powstanie jakaś ballada o niestrudzonym wojowniku, dążącym do swojego celu. O ile nie zginie po drodze na ten szczyt. Wtedy nie będzie, warty wspomnienia i uwiecznienia, a jego losy przepadną w odmętach wspomnień.- Uśmiechnąłem się zadziornie i obserwowałem, jak spokojnie huśtała się na drzewie, cieszyłem się, że moje gratulacje znaczyły coś dla niej, bo w końcu nie każdy cieszyłby się z gratulacji kogoś, kto był beztalenciem. Słowa kogoś słabsze nie były warte tyle, co kogoś uznawanego i wyższego stopniem, przynajmniej dla niektórych.
-Mam Mam... Chociaż to zwykły kawałek stali, na którym kowale ćwiczą wykuwanie broni, zanim dostaną pozwolenie na wykucie ostrza z nichirinu.... Chcesz walczyć sparingowo na miecze, bo trochę nie rozumiem, czemu miałem go tutaj przynieść.... Chyba nie chcesz, żebym popełnił seppuku? - Zapytałem bez cienia wątpliwości, oczywiście, że to był żart i nie podejrzewałem ją o coś takiego, ale dzień byłby nudny gdybyśmy odrobinę się nie po droczyli.
- Tak zgadza się, masz mnie na cały dzień i w sumie to nawet kawałek nocy, gdy księżyc będzie w zenicie, wtedy twoja władza nade mną minie ,a ja uwolnię się z niewidzialnych okowów. W sumie to też jest moment, w którym mogłaś do mnie wołać senpai.- Zakończył się pewien etap w naszym życiu i los zweryfikował wszystko, czy było mi głupio, że przegrałem z nią? Nie, nie miałem sobie niczego do zarzucenia, a ona po prostu okazała się lepsza. Nie było sensu szukać usprawiedliwień czy wymówki, bo zgodziłem się na takie warunki, wiedząc, z jakim problemami się zmagam. Mimo tego, że zacząłem znacznie wcześniej, to nie byłem w stanie dotrzeć pierwszy na metę. Uśmiechnąłem się do niej, bez grama żalu czy jakiegoś bólu.
- No dobrze pokaże Ci zaraz mój płomień, a raczej spróbuje... Bo nie potrafię tego zrobić na zawołanie, czasami się udaje czasami nie, ale jeszcze nie odkryłem, dlaczego miałem z tym taki problem. - Odpowiedziałem jej krótko i przyjrzałem się uważnie ostrzu które miała przy sobie, było interesujące nawet pomimo tego, że nie lubiłem błyskotek. Stanąłem w rozkroku i zabrałem się za pierwsze próby, wyciągnąłem miecz z sayi i trzymając go oburącz, wzniosłem nad głowę. Zacząłem głęboko oddychać z charakterystycznym świstem powietrza podczas wciągania powietrza i wykonywałem raz po raz próby użycia trzeciej formy, ale nie przynosiło to żadnego efektu. Ostrze poruszało się z dużą prędkością, energią i mocno przy tym świszcząc, ale nic poza tym.
albo ją przed sobą stworzę
Przyjrzała mu się uważnie, marszcząc delikatnie czoło. Wydawać się mogło, że czegoś nie rozumiała. Właściwie, to czemu miał tutaj się zabić? Sama nie pamiętała, kiedy nosiła otwarcie swoje wakizashi. Gardziła zasadą honorowej śmierci po splamieniu honoru, zwłaszcza gdy zabójców wcale nie było tak dużo. Ponadto demony należały do przebiegłych bestii, nie zawsze dało się ocalić wszystkich lub zabić go przy pierwszym spotkaniu. Nie było potrzeby, aby krzywdzić się za coś tak normalnego, prawda?
- Spodziewasz się, że w ramach zapłaty umrzesz? To zbyt popierdolone nawet jak dla mnie - powiedziała z wyraźną odrazą do tego typu rzeczy. Na jej buzi pojawił się grymas, zaś uśmiech dopiero nadszedł przy przyznaniu się do zostania jej niewolnikiem. Wtedy parsknęła, odchylając się zgrabnie do tyłu. Nogi stabilizując pozycję, utrzymywały równowagę Yony na gałęzi, balansując, aby ta w pewnym momencie nie spadła na ziemię - Może jak mnie przegonisz, wtedy Cię tak nazwę. Przynajmniej raz, co ty na to? - wcale by się nie zdziwiła, gdyby los chciał z niej zadrwić. Raz mogła wyjść na prowadzenie, aby później uganiać się za jego plecami. To byłoby całkiem groteskowe, po tym jak wyszła na oczekiwaną prostą i mogła w pełni korzystać z nowych możliwości.
Wyprostowała się, oczekując widowiskowej demonstracji trzeciej formy. Po ruchach ciała zauważyła, jak się przygotowuje, a później stara się, aby wyszła przynajmniej jedna próba. Każda z nich była niefortunnie niewypałem, pomimo wygórowanych oczekiwań. Chciała, żeby mu się udało, wierząc, że będzie w stanie za nią podążać. Westchnęła przeciągle, odbijając się dłonią od gałęzi i zeskakując z lekko ugiętymi kolanami na twardy grunt.
- Nie jest mi nawet do śmiechu po tym, co zobaczyłam. Myślałeś nad spróbowaniem z innym oddechem, skoro masz wyraźny problem z płomieniem? - powiedziała lekko, przypominając sobie własną sytuację - W każdym razie pozwól, że nad tym trochę popracujemy. Zbierz w sobie najwięcej energii, jak możesz. Skup się tylko na pojedynczym podejściu, nie myśl, iż będziesz miał chwilę na kolejne. Przypomnij sobie nauki oraz to, co jest ważne przy trzeciej formie - wyciągnęła płynnie miecz z sayi i ustawiła się zaledwie pięć metrów od niego. Wyraźnie pokazała mu, jak wciąga powietrze, po czym ugięła kolana, jednocześnie chwytając oburącz za rękojeść. Przez cały proces była skupiona na tym, co pragnęła osiągnąć. W momencie, gdy wyskoczyła w górę, przeniosła katanę nad głowę i zaatakowała znad niej, aby niczego nie podpalić. Ogień otoczył stal koloru dojrzałego wina, a długi język podążył za ruchem w dół. Przed wylądowaniem żywioł zniknął, zaś rudowłosa zaczęła trzymać za rękojeść wyłącznie prawą dłonią. Ostrze skierowała ku ziemi i skinęła chłopakowi, aby ten zrobił podobnie do niej.
- Umrzeć? - Zacząłem się zastanawiać, skąd ona wyciągnęła takie wnioski, gdy wróciłem myślami do słów, których użyłem, nie przypominałem sobie, żebym gdzieś stwierdził, że umrę za coś teraz.
- Nie do końca rozumiem, kiedy zasugerowałem, że zapłacę swoim życiem... Z tamtym nawiązanie chodziło, że wojownik zginie, nim zdoła okryć się sławą. Znałem kilka powieści z takim obrotem sprawy, więc nie było to nic tak niespotykanego.... - Tłumaczyłem jej w najlepsze, kiedy nagle dotarła do mnie odpowiednia myśl.
- Aaa, że Seppuku. No tak, możesz mnie nie znać od tej strony zbyt dobrze, ale to był żart. Może jestem z kasty samurajskiej, ale sam nigdy nim nie zostałem, więc zmywanie plam na honorze to nie moja działka, lepiej je po prostu przykryć. - Faktycznie teraz rozumiałem, chyba powinienem więcej spać, bo z przemęczenia zaczynam mieć problemy z pamięcią.
– Niech będzie. - Odpowiedziałem krótko, co prawda nie zależało mi na tym, po prostu stwierdziłem pewien fakt. Skoro skończyła szkolenie, to już nie była na tej samej stopie hierarchii co ja, więc dużym faux paus by było gdyby dalej tak mówiła. Próby spełzły na niczym, ale to nie było nic nowego. Skoro, wcześniej udawało się bardzo rzadko, to nagle nie zacznie wychodzić każda próba na życzenie.
- Może miałem takie myśli raz czy dwa, ale potem sobie przypomniałem, dlaczego to robię.... Zmiana mistrza byłaby po prostu pójściem na skróty. - Odpowiedziałem jej krótko, miałem coś do udowodnienia Tsyui i prędzej sczeznę, niż zmienię nauczyciela, ale ona Yona powinna o tym wiedzieć, chociaż gdy tak sobie o tym pomyślę, to chyba nigdy jej o tym nie powiedziałem. Mimo że nie do końca mi się to uśmiechało, to robiłem, o co mnie prosiła, wygrała i miała do tego prawo. Naśladowałem z idealnym odwzorowanie jej ruchy i to z dokładnością co do milimetra i odpowiednie timing, ale niestety to żaden w sposób nie wpływało na zmianę moich możliwości i ognia tak jak nie było, tak nie ma.
albo ją przed sobą stworzę
Nie zamierzała mu przerywać. Z uśmiechem obserwowała, jak powoli dochodził do końcowych wniosków. Zaspane trybiki zaczynały się coraz szybciej obracać w jego głowie, gdy odchylała się na drzewie, na przemian machając nogami. Dopiero przy ostatniej wypowiedzi cicho się zaśmiała, wracając do wyprostowanej pozycji - Czyżbyś za krótko spał? - dodała rozbawiona, rozluźniając ciało przed oparciem się o drzewo - Poza tym przykrywanie problemów ich nie rozwiązuje, podobnie jak własna śmierć, a przynajmniej tak myślę jako samuraj - może i miała skrzywiony pogląd na kodeks, którego powinna przestrzegać, lecz nie było w tym nic złego. Póki zgodnie z resztą wierzyła w część tego, nikt nie zwracał uwagi na takie szczególiki. A przynajmniej w to usilnie wierzyła.
Kiedy tak stała i obserwowała jego poczynania, pozwoliła sobie na powolny spacer w bezpiecznej odległości. Cały czas oczy miała zwrócone w jego stronę, aby dostrzegać nieprawidłowości, które kiedyś jej wytykano. Postawa, sposób wykonywania oddechu, skupienie, to była zaledwie część tego, co powinno się mieć na uwadze. On jednak wydawał się niekompatybilny z naturą płomienia.
Zrozumiałaby, gdyby przyznał się, że może to czas, aby zmienić nauczyciela oraz spróbować z czymś innym. Ba, aprobowałaby jego rozsądek oraz mądrość w wybieraniu odpowiednich dla niego rzeczy, ale brnięcie na siłę w coś, co nie wychodzi? Droga na skróty? Wewnętrznie się zagotowała na jego słowa.
- Podejmujesz się niepotrzebnego ryzyka. Pomyśl o tym w ten sposób, jeśli Twój płomień zawiedzie lub okaże się niewystarczająco silny, co zrobisz, gdy ktoś straci przez to życie? Przeszło Ci to kiedyś przez głowę? - odpowiedziała spokojnym głosem, starając się mu przemówić do rozsądku. Może, nie wszystko zostało stracone?
- Cóż, to Ci nie idzie, zatem pobiegaj dla mnie. Pokaż, jak rozwinąłeś się fizycznie do tego czasu - zwróciła się miłym tonem, stosując raczej metodę prośby, niż rozkazu. Nawet jeśli wygrała, nie stawała się jego panią. Dodatkowo ciekawiło rudą, ile wyciągnął z treningów oraz co do tego czasu był jej w stanie pokazać.
- Możliwe, że za krótko albo w złym miejscu śpię. Może powinienem wymienić już futona, w końcu trochę mi się na służył już.- Pomasowałem dłonią kark, który był trochę spięty i poklepałem się otwartymi dłoni po policzku, żeby obudzić się trochę. - Chyba nie do końca zrozumiałaś to co mówiłem, nie chodzi, żeby ją ukryć a po prostu zostawić. Skoro dla wielu zmycie plamy polega na własnej śmierci to już lepiej, żeby plamę pokrywał kurz... - Po co przepłacać za coś takiego, skoro to innym przeszkadza ta ujma na honorze, to niech sami odejdą albo odwrócą wzrok. Marnowanie życia na zadowolenie innych było próżnym celem, bo wszystkich nie da się zadowolić więc po co porywać się z motyką na słońce.
- Jeżeli część mnie zawiedznie to zmiana oddechu w niczym nie pomoże, Jeśli okaże się za słaby to po prostu umrę i odejdę z tego świata. Nie będę żył ze strachem w sercu i myślą o niepowodzeniu, które może nadejść, ale nie musi. Żyłem już według warunków, które inni mi podyktowali i nie pozwolę, żeby ktokolwiek sterował moim życiem w sposób, który mi nie odpowiada... Nie kierują mną jakieś górnolotne ideały, o zbawieniu świata czy ochronie każdego człowieka.... Jednak mam na tyle empatii w sobie, że nie pozwolę cierpieć komukolwiek jeżeli będą w stanie mu pomóc..... Chce żyć tak, żeby niczego nie żałować i być sobie sterem, żagle i wiatrem.... Jeszcze kiedyś zobaczysz. - W moich oczach tlił się żar, mówiłem do niej spokojnym głosem, może momentami był nieco oschły, ale to dlatego, że nienawidziłem, jak ktoś traktował mnie protekcjonalnie. Musiałem robić co, tylko ona ze chce przez całą dobę i tego zamierzałem się trzymać. Chciała, żebym biegał, więc tak też zrobiłem, pod względem tężyzny fizycznej nie miałem sobie nic do zarzucenia, nie odstawałem od normy, a nawet można byłoby powiedzieć, że nawet wychodziłem trochę za standardy. Do końca dnia robiłem to co chciała, dopóki nie zaburzało to zbyt mocno mojej osoby.
Z/T
albo ją przed sobą stworzę
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|