Jindai-ji
Jej towarzyszem okazał się nie kto inny, jak sam Kama Hayato. Białowłosy, wysoki chłopak o krwistoczerwonych oczach. Chociaż jako Zabójcy Demonów posiadali tę samą rangę, tak naprawdę nie byli na tym samym poziomie. Mówiono, że kiedy wstępuje się w szeregi Zabójców, pozbywa się swoich korzeni, podporządkowuje się hierarchii panującej wśród ich szeregów, a przeszłość zostaje „zapomniana”. Niestety rzeczywistość wyglądała jednak całkiem inaczej. Pochodzenie było nieodłączną częścią siebie i Asano doskonale o tym wiedziała. Pochodziła z samurajskiego rodu. Została wychowana twardą rękę na wojownika i nikogo innego. Jej przeznaczeniem była służba na usługach swojego daimyo. Nic innego nie miało znaczenia. Była jego narzędziem, bronią i zabawką. Jej życie tak naprawdę nie należało do niej. Należało do jej właściciela. Oszukała jednak swoje przeznaczenie w momencie dostania listu z Yonezawy. Mogła dołączyć do swojego kuzyna w szeregach Zabójców. Wiedziała jednak, że dzień, w którym jej daimyo zmieni zdanie i się o nią upomni, w końcu nadejdzie. Jej obecny czas był jedynie pożyczony. Zamierzała go jednak wykorzystać jak najlepiej potrafiła. Walczyła z demonami, bo tak jej kazano. Nie był to jej własna decyzja. Jak zresztą żadna inna.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
Dopiero w Nagoi Kama dowiedział się, że jego towarzyszem, a raczej towarzyszką, do tej misji jest Rin. Hayato nie znał jej wcześniej. Z informacji, które otrzymał od swoich przełożonych to była ona zabójcą posługującym się oddechem wody. Nic jednak ponad to Kama nie otrzymał w krótkim liście, który przyniósł mu kruk.
Podróż z Nagoi do docelowej lokacji przebiegła im dosyć sprawnie, a przede wszystkim nadzwyczajnie cicho. Rin nie wyglądała na osobę, która chciałaby wchodzić w interakcję z innymi osobami. Hayato miał zamiar to uszanować i nie zagadywać kobiety na siłę. Jednakże w jej zachowaniu było coś co kompletnie nie dawało mu spokoju. Niemalże cały czas czuł na sobie jej wzrok. Nie chodziło tu jedynie o to, że mu się przyglądała, ale w jaki sposób to robiła. W jej oczach widać było coś zimnego, dystansującego ich od siebie... zupełnie jakby nie był dla niej partnerem, a kimś całkowicie spoza jej świata.
Kama nie miał jednak czasu na dalszą kontemplację nad tym - dotarli na miejsce. - Biorąc pod uwagę miejsce w jakim znajduje się świątynia raczej nie ma opcji, aby demon ukrywał się gdzieś poza nią. - Kama złapał łączenie swojego kimono i zrzucił je z górnej części swojego ciała. - Najlepiej będzie jeśli bezpośrednio wkroczymy do budynku. Jaki posiadasz zmysł Rin? Moim jest dotyk, dlatego proponuję, że to ja ruszę przodem. Co Ty na to? - zatrzymał się przy niej. Kobieta dopiero teraz mogła dostrzec, że ciało jej kompana jest pokryte licznymi bliznami, które Kama zdobył podczas wieloletnich treningów i misji. Nie wyglądał w żadnym wypadku jak typowy szlachcic, na którego usługach znajduje się prawdziwa rzesza ludzi. Tę ścieżkę Hayato odrzucił wiele lat temu.
Hayato w spokoju czekał na wypowiedź swojej towarzyszki. Nie miał zamiaru przewodzić tej drużynie - przynajmniej do czasu kiedy okaże się być to konieczne. Na ten moment jednak w jego oczach Rin wydawała się być tak samo silna jak on, a co za tym idzie była osobą, na której względnie mógł polegać
- Za gorąco? - Rzuciła luźnym tonem, kiedy zatrzymał się przy niej. Jego ciało było odzwierciedleniem wszystkich niebezpiecznych misji i ciężkich treningów jakie przeszedł. Ona także nie została oszczędzona przez ich pracę. Posiadała wiele przeróżnych blizn. Nie takich, jakie mogło szpecić ciało prawdziwej damy. Skinęła głową, kiedy chłopak zdecydował się odezwać. Był to jakiś zalążek planu, prawda?
- Asano Rin. Władam oddechem wody. Posiadam wyostrzony słuch - zdecydowała się poprawie przedstawić. W końcu im więcej o sobie wiedzieli tym łatwiej mogli współpracować. - Będę Cię informować, jeśli coś uda mi się usłyszeć - dodała wyciągając swoją katanę. Klinga jej biało niebieskiego ostrza Nichirin zalśniła w padającym księżycowym świetle. Rękojeść katany była śnieżnobiała z delikatnymi zdobieniami, a do jej końca został przyczepiona długa biała wstęga. Dziewczyna od razu lekko się rozluźniła czując znajomy ciężar w dłoni. Była gotowa i pewnie po tym wspólnie z Hayato ruszyli do środka budynku. A tam?
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
Nie było nic dziwnego w tym, że budynek nie był w żaden sposób oświetlony. W końcu potwory takie jak demony widziały idealnie w ciemnościach nocy, a co za tym idzie nie potrzebowały po zmroku żadnej formy "pomocy". Ze zwykłymi ludźmi było inaczej i nawet wpadające budynku światło księżyca nie było w stanie skutecznie rozjaśnić wnętrza. Oni, zabójcy, urodzeni byli z dodatkowym "darem" w postaci wyczulonego zmysłu. To dzięki niemu każdy z nich mógł walczyć na równi z potworami w środowisku, które normalnie byłoby korzystne dla pomiotów Muzana. W przypadku Hayato był to dotyk. Dzięki niemu mężczyzna nie musiał polegać na podstawowych zmysłach.
Coś jednak było nie tak. Wchodząc do budynku Kama spodziewał się, że od samego początku czuć będzie obecność chociaż jednej istoty. Tak się jednak nie stało. Kompletna pustka. Rozglądając się po budynku, mężczyzna był niemalże pewien, że zakres jego zdolności powinien pokrywać budynek. Dodatkowo upewniony został w niecodzienności sytuacji kiedy Rin odezwała się do niego, potwierdzając brak jakiejkolwiek reakcji w przypadku jej zmysłu. Spojrzał na kobietę - Coś jest nie tak. Nie wyczuwam w tym budynku żadnego ruchu... Totalnie nic. Nawet jeśli ten potwór by lewitował to musiałby poruszać chociażby powietrzem, a tu? Totalnie nic... Pójdę na wyższe piętro i rozejrzę się w środku i na zewnątrz... Może bestia wyszła na żer i dopiero ma wrócić? - Po tych słowach ruszył do schodów, które miały zabrać go na wyższe piętro - Jeśli coś będzie nie tak to krzycz. Pojawię się najszybciej jak tylko będę mógł. - Zaczął wchodzić na wyższe piętro.
Kiedy się tam znalazł, Kama niemalże natychmiastowo rozpoczął przeszukiwanie piętra. Jeśli nie znalazł tam nic wartego uwagi, rozpocząć rozglądać się na zewnątrz poprzez okna i dziury w ścianach świątyni.
Rin stąpała ostrożnie. Stawiała kroki ten cichy, wyuczony sposób. Wkrótce po tem Zabójcy podzielili się swoimi spostrzeżeniami, a raczej ich brakiem. Jedynym sensownym wyjściem było rozdzielenie się. Musieli prędko znaleźć swojego przeciwnika.
- Będę Cię słyszeć. Uważaj na siebie - rzuciła jedynie całkowicie przystając na jego plan. A raczej na rozkaz, którego formę przybrały jego słowa. Pewnie sam nie zdawał sobie z tego sprawy, skąd mógłby wiedzieć? Jego decyzja wydawała jej się oczywiście sensowna. Nie można było jej nic zarzucić. Chłodno ocenił sytuację i przystąpił do działania. Gdyby jednak wymyślił coś idiotycznego, czy byłaby w stanie mu o tym powiedzieć? Czy przedstawiłaby mu swoją opinię? Nie miało to większego znaczenia i Rin nie zamierzała zaprzątać sobie tym głowy. Jak zwykle wcieliła się w rolę wyszkolonego wojownika wykonującego czyjeś polecenia. Działała odruchowo.
- Kama-sama! - Krzyknęła biegnąc do głównych wejściowych. Jeśli któreś z nich wyjrzało przez okno mogło zobaczyć armię demonów biegnących po schodach w stronę świątyni. Większość z nich była pokryta kośćmi, stąd dziwny dźwięk jaki wydawali przy chodzeniu. Kama na pewno miał na nich lepszy widok z pierwszego piętra. Ilu ich było? Nie dało się zliczyć. Poruszały się szybko, z każdą sekundą zmniejszając dystans dzielący ich od świątyni. Hayato i Rin mieli jeden problem. Schody stanowiły jedną drogę ucieczki.
Była to zwyczajna pułapka.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
Upadek z takiej wysokości dla zwykłego człowieka mógłby okazać się tragiczny w skutkach, oni jednak jako zabójcy byli przygotowani do rzeczy niemożliwych. W końcu ich ciała były przygotowane do walki z bestiami nocy. Szybując w powietrzu Kama wziął głęboki wdech i pozwolił zbierającej się w nim energii rozejść po całym ciele. Kiedy poczuł, że każdy centymetr jego ciała aż wrze od zgromadzonej siły zaczął wypuszczać powietrze. Rin mogła usłyszeć znajome dla siebie syczenie. - Ku no kata: Idaten Taifū! - Krzyknął Hayato wykonując poziome cięcie swoją kataną. Niemalże w tej samej chwili energia, którą z siebie wyzwolił stworzyła ogromne, zielone ostrze powietrzne lecące w stronę przeciwników. Była to najsilniejsza technika wiatru, a dzięki sile Hayato mogła siać prawdziwe spustoszenie.
Ciężko było stwierdzić jak szybko ostrze doleciało do swoich celów. Okazało się ono jednak bardzo skuteczne, gdyż w dosłownie ułamku sekundy litry demonicznej krwi rozlały się na schody. Poodcinane ręce, nogi i tułowia potworów padły na podłogę. Kama był pewien, że ściął w ten sposób dobre 25 sztuk bestii. Niestety wyeliminowanie nawet takiej ilości nie zmieniło dla nich zbyt wiele - armia dalej nacierała w ich stronę.
W końcu Kama znalazł się na ziemi. Nie było jednak czasu na to, aby cieszyć się z udanego lądowania. Odwrócił głowę w stronę Rin: - To jest prawdziwa armia Rin! Ponad setka demonów! - zacisnął dłonie na rękojeści ostrzy. - Sprawdź drugą stronę budynku! Gdzieś musi być drugie wyjście! Znajdź je i uciekaj stąd! Ja postaram się kupić Ci tyle czasu ile tylko dam radę! - Jego wzrok skierował się na demony. Czy czuł strach? Nie. Kama od lat był gotów poświęcić swoje życie dla ratowania niewinnych ludzi. Jedyne czego żałował to to, że nie spojrzy już nigdy w oczy Sai. - Przepraszam - szepnął sam do siebie i ruszył w stronę potworów - gotów mordować aż do utraty własnego życia.
-Chyba sobie żartujesz! - Rzuciła w jego stronę, zrównując się z nim. Białoniebieskie ostrze połyskiwało w jej dłoni. - Przetrwamy razem, albo wspólnie zginiemy - dodała już ciszej, jednak wciąż mógł ją usłyszeć. Zaraz po tym wzięła uspokajający oddech. Pełne skupienie, pełna koncentracja. Stanęła luźniej na nogach. Ugięła je delikatnie w kolanach szykując się do ataku. Jej ciemnoniebieskie tęczówki zmierzyły nadciągającą armię. Znała swoich przeciwników. Była gotowa.
- Shi no kata: Uchishio - powiedziała zaczynając bieg w stronę przeciwników. Zdecydowała się zająć tymi demonami, które zdążyli już pokonać schody i zrównały się poziomem ze świątynią. Była zwinna, niczym rwąca rzeka. W końcu na tym polegał oddech wody. Jej ostrze pokryło się nim doszczętnie, kiedy atakowała kolejnych przeciwników. Lawirowała między demonami wykonując jedno cięcie za drugim. Potem odskoczyła do tyłu, żeby złapać oddech przed kolejnym atakiem. Dostosowywała swoje techniki oddech wody do formy ataku, jaki zamierzała wprowadzić. Mieli przed sobą armię słabych demonów, jednak to ich ilość stanowiła Turaj źródło problemu. Wystarczyło jedno potknięcie, żeby zakończyła się ich walka.
- Jaki mamy plan?! - Krzyknęła w stronę Hayato zamachując się mieczem i odcinając jednemu z demonów rękę. - Spróbujemy zabić ile się da tutaj, a potem ewakuujemy się do świątyni?! - Dopytała, jednak zostawiła jemu podjęcie decyzji. Działała odruchowo, machinalnie. Chociaż walczyli ramię w ramię była gotowa go obronić. Nic dziwnego. Czy zdążył już zauważyć jej podejście? Rin także nie dbała o swoje życie. W końcu tak naprawdę nie było jej własnością. Przyjęłaby śmierć godnie, gdyby ta sobie tego zażyczyła. Często zachowywała się nieostrożnie, nie przejmując się czy zginie czy nie. Tym razem miała ze sobą Kamę i musiała dbać także o jego bezpieczeństwo. Zabójca był jednak silny, dlatego też pozwoliła sobie zostawić go samego. Pewnie nawet silniejszy niż ona sama. Jego życie było jednak ważniejsze. Ją przecież łatwo można było zastąpić.
Z początku walczyli przy schodach. Dzięki temu mieli możliwość ograniczania ilości nadchodzących do nich przeciwników. Plan ten jednak zdał się tylko na krótką chwilę. Z powodu dużej ilości demonów zaczęli być spychani do tyłu, aż w końcu demony zaczęły wysypywać się dosłownie na miejsce walki. - Nie możemy! Jeśli schowamy się w świątyni to narazimy się na to, że demony zawalą budynek! Dodatkowo mogą chcieć go podpalić. Jeśli nie zrobiliby żadnej z tych rzeczy to prawdopodobnie skończylibyśmy otoczeni! Ale mam inny plan! - Kama musiał przerwać swój monolog, gdyż zaatakowały go jednocześnie trzy bestie. Dzięki swojemu zmysłowi dotyku był jednak w stanie uniknąć ataków i wyprowadzić skuteczną kontrę przy użyciu katany i wakizashi. Łby demonów padły na ziemię. - Rozdzielmy się na dwie strony! Ty idź na jeden bok, ja pójdę na drugi! Dzięki temu zmniejszymy ilość jednoczesnych przeciwników! Stój tyłem do urwiska i w momencie kiedy nie będziesz już w stanie ich utrzymać krzyknij do mnie, a następnie policz do pięciu! Po tym czasie wyskocz jak najwyżej w górę! Zrozumiałaś Rin?! - Czekał na odpowiedź swojej towarzyszki walcząc z potworami. Kiedy uzyskał odpowiedź, od razu zaczął wprowadzać w życie swoją część i ściągnął potwory nad jedną z krawędzi podłoża. Czy to miał być ich koniec? Bardzo możliwe. Kama jednak nie miał zamiaru oddać łatwo skóry. Dodatkowo w kobiecie, która z nim była znajdowało się coś, co dało mu poczucie tego, że nie jest z tym wszystkim sam. Wystarczyło przeczekać do świtu.
W końcu jednak przyszedł moment, w którym musieli wymyślić jakiś plan; obrać którąś drogę, żeby chociażby pomarzyć o przetrwaniu. Kama szybko wtajemniczył ją w swój pomysł. Wyjaśnił całkiem dokładnie jak miał wyglądać ich plan. Rin nie czekała od razu wdrażając go w życie.
- Ryoukai! - Odkrzyknęła przyjmując jego rozkaz i od razu ruszając w przeciwną stronę. Po drodze musiała przedzierać się przez kilka zabłąkanych demonów, które wcześniej zdążyły jej umknąć. Ledwo zamachnęły się swoimi szponami, a Rin bez problemu odepchnęła dwa z nich i jednym, płynnym ruchem, pozbawiła głów. Przedzierała się do wskazanego miejsca i tam kontynuowała walkę.
- Teraz! - Krzyknęła w stronę Hayato. Jeden - rozcięła demonowi brzuch, dwa - kolejny demon stracił całą rękę, trzy - dwie głowy upadły z głuchym hukiem na ziemię; cztery - była gotowa, pięć - wyskoczyła w górę jak tylko potrafiła. Nie liczyło się nic więcej, Ufała mu, chociaż ledwo się znali.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
Bestie napierały na niego raz za razem. Kama nie miał jednak zamiaru dać za wygraną. Jego katana była ostra, a uderzenia nią wyprowadzane precyzyjne i silne. Wystarczył jeden ruch, aby bezproblemowo pozbawić łba podrzędnego demona. W końcu niemalże całe ubranie Hayato było pokryte posoką z ciała pomiotów Muzana. Przypominał teraz Shiroyashe - walecznego demona, który gotów był walczyć do utraty tchu w słusznej sprawie.
Niestety przeciwników nie ubywało, a wręcz przeciwnie - potwory zdawały się przybywać w coraz większej ilości. Zupełnie jakby się duplikowały z poległych ciał swoich pobratymców. Widoczna zadyszka zwiastowała to, że niedługo może zabraknąć siły w płucach. Prawdę mówiąc to już od dłuższej chwili Hayato zastanawiał się nad tym czy Rin w ogóle jeszcze żyje. A jeśli dalej stoi po drugiej stronie góry, to może nie ma wystarczająco dużo siły, aby dać mu znać? Zaciskając mocniej dłonie na rękojeści katany i wakizashi Kama był gotów rozjebać całe to miejsce, jeśli jego obawy okazałyby się prawdziwe.
Teraz!
Dotarło do jego uszu w ostatniej chwili. Na twarzy pojawiło się wyraźne skupienie, a w głowie rozpoczęte zostało odliczanie. Jeden - seria szybkich cięć pozbawiła głów trzy demony, które stały w pierwszej linii. Dwa - czaszka potwora głośno chrupnęła w momencie kiedy wakizashi wbiło się na wysokości jego skroni aż po rękojeść. Trzy - Hayato szybkim, poziomym cięciem odsunął od siebie pierwszą linię wrogów. Cztery - biorąc głęboki oddech, dał całej swojej energii rozejść się po ciele... jego czerwone oczy zdawały się płonąć. Pięć - Kama wyskoczył najwyżej jak tylko dał radę: - Hachi no kata: Sho Rekkaza Kiri! - wydarło się z ust białowłosego w momencie kiedy rozpoczął wymachy swoimi ostrzami.
Niemalże natychmiastowo ogromne podmuchy wiatru zaczęły formować się w ostre niczym brzytwa cięcia. Ilości nie było sposób policzyć, a armagedon, który stworzyły był wart zapamiętania. Demony, które na swoje nieszczęście znalazły się w jego zasięgu zaczęły drzeć się w niebogłosy. Ich ciała, a także podłoże było dosłownie rozrywane, rozcinane, szarpane i unicestwiane przez dewastującą formę oddechu wiatru. Atak ten pokrył niemalże cały plac boju, a Kama kontynuował technikę tak długo aż jego ręce nie zaczęły czuć bólu. W końcu on i Rin upadli na ziemię, otoczeni ogromną ilością kurzu i dymu. - Jesteś cała Rin? Wszystko w porządku? - Rzucił Kama zmartwionym tonem. Czy udało im się pokonać wszystkich wrogów? Tego mieli się dopiero dowiedzieć.
- Tak - powiedziała w końcu, kiedy udało jej się złapać oddech. - A ty? Niezła forma wiatru - odparła ponownie przekrzywiając głowę w jego stronę. Chociaż jej pełne usta wygięły się w ładnym, łagodnym uśmiechu; jej oczy pozostały poważne. Wpatrywała się w niego uporczywie. Ona także się o niego martwiła. W końcu był jej odpowiedzialnością prawda? Taka była rola prawdziwego samuraja. Obrona swojego pana.
Po krótkiej chwili zaczęła słyszeć dziwne trzepotanie. Z początku nie potrafiła go to niczego przypisać. Kama również mógł wyczuć zbliżającą się obecność. Koniec był tak naprawdę daleki. Był to zaledwie początek. Dziwny ryk przedarł się przez ciszę nocy. Nadlatywał nie kto inny, a sam Bóg Ognia. Czy by silny? Jak wyglądał? Dlaczego zdecydował się pokazać dopiero teraz? Mieli się tego wkrótce dowiedzieć.
Rin - rana 1 stopnia, obite żebra z lewej strony.
Niestety rzeczywistość okazała się być zbyt słodka i dosłownie po chwili Hayato poczuł jak po jego plecach przechodzi charakterystyczny dreszcz. Oznaczać mogło to tylko jedno – ta noc nie dobiegła jeszcze końca, a niedługo dowiedzieć mieli się czy będą w stanie jeszcze raz w swoim życiu zobaczyć promienie słońca. – Nosz kurwa... To jeszcze nie koniec. - spojrzał na kobietę stojącą obok niego. - To co Rin? Może kiedy to się skończy to umówimy się na Sake i spędzimy dzień w Onsenie? Ja stawiam. – rzucił do swojej partnerki z uśmiechem na twarzy. Ciężko było stwierdzić czy nie był to wyraz twarzy najzwyklejszego w świecie szaleńca.
W końcu go dostrzegli. Bestię, która była powodem ich dzisiejszego pojawienia się tutaj. Hayato schował swoje wakizashi i chwycił oburącz katanę. Prawa ręka miała działać tylko jako wsparcie. W takich momentach dziękował, że jest leworęczny.: - Jeśli dziś umrzemy to wiedz, że ogromnym zaszczytem dla mnie było być z Tobą dziś na polu bitwy. – Ostatnie spojrzenie na towarzyszkę szybko przeniosło się na bestię, która zmierzała w ich stronę. Kama był gotów do walki.
Obrażenia: Naderwane ścięgna prawej ręki [poziom 1]
Słysząc jednak następne słowa towarzysza trochę się uspokoiła. Jej pełne usta wygięły się w łobuzerskim uśmiechu, a jej ciemnoniebieskie tęczówki przedstawiały determinację Była gotowa.
- To zaszczyt umrzeć u Twojego boku, Kama-sama - powiedziała, a wtedy go zobaczyli. Był wielki. Mierzył ponad trzy metry wysokości, o żelazna ciele i rogach. Jego czerwone skrzydła zostały złożone jak tylko wylądował, kilka metrów od nich. Zaśmiał się widząc poobijaną dwójkę Zabójców Demonów, jak gdyby nic nie znaczyli. Jego oczy dosłownie płonęły. Był przecież Bogiem Ognia. Nic dziwnego, że mieli wrażenie, iż widzieli go już wcześniej. Wszystkie posążki oraz obrazy, jakie oglądali w środku świątyni, były stworzone ku jego czci. Demona władającego ogniem.
- Robaki. Plugawe robaki. Przyszliście w odwiedziny? Czekałem na was - odpowiedział ciężkim, metalicznym głosem nieprzyjemnym dla uszu. - Zjem was, a wasze głowy zawisną w świątyni. Na przestrogę następnych, których tutaj wyślą - kontynuował. Był widocznie bardzo gadatliwy. Jak gdyby nie miał wystarczającej widowni, a chciał się popisać. Może rzadko kiedy miał okazję z kimś porozmawiać, a jego jedynymi rozmówcami były jego ofiary.
- Robaki. Plugawe robaki - kontynuował i od razu zamachnął się krwawiącą ręką. Skwierczące krople krwi leciały prosto na nich. Widocznie na tym polegała jego demoniczna krew. Była sama w sobie jego bronią.
- Ni no kata: Mizu Guruma - powiedziała Rin wyskakując w powietrze i robiąc piruet. Wodny krąg, żeby uniknąć nadciągających w jej stronę kropel. Demon nie czekał jednak od razu wykonując następny zamach ręką, biorąc za cel Rin. Kolejna armia gorących kropel poleciała w jej stronę. Wstrzymała oddech widząc jak się zbliżają. W okropnym tempie. Nie była w stanie zrobić już uniku. Nie przeszkadzało jej to. Jej niebezpieczne życie jako Zabójcy Demonów musiało się przecież kiedyś skończyć. Dlaczego nie na walce?
Rin - rana 1 stopnia, obite żebra z lewej strony.
Demon
Bestia zjawiła się przed nimi, a oni byli w stanie poczuć nie tylko jego smród, ale również przytłaczającą aurę. Potwór deklasował ich swoimi umiejętnościami, a co za tym idzie musieli bacznie planować każdy swój ruch. Co w tym momencie było najlepszym rozwiązaniem? Może wypadało zaatakować go jednocześnie i liczyć, że któryś atak dosięgnie ich przeciwnika? Decyzja została podjęta zdecydowanie szybciej przez jego towarzyszkę. Jej skutki poznać mieli dopiero za chwilę.
Ruchy kobiety były zdecydowanie godne uwagi. W każdym jej kroku widać było wielką grację, a także ogromną zręczność. Przemykała raz za razem pomiędzy żrącymi kroplami krwi demona aż do momentu kiedy znalazła się w powietrzu. W pierwszej chwili Hayato pomyślał, że dziewczyna zaraz użyje jednej ze swoich żywiołowych form, aby odbić nadlatujące pociski. W tym samym czasie on chciał frontalnie zbliżyć się do przeciwnika i jednym płynnym ruchem pozbawić go głowy. To byłoby najlepsze rozwiązanie – w końcu wykonaliby swoje zadanie jako zabójcy. Spojrzał po raz ostatni w stronę Rin – gotów przejść do wprowadzenia swojego planu w życie.
Wystarczył ułamek sekundy spoglądania na twarz dziewczyny, aby zrozumieć że nie posiadała ona żadnego dalszego planu. Pogodziła się już nawet z nadchodzącym w jej stronę atakiem. To był ten moment, trzeba było wykonać plan – w końcu taka była ich powinność. Hayato wyskoczył frontalnie w powietrze wykorzystując każdy gram siły jaki miał w swoim organizmie.
Szybkie, silne uderzenie wypchnęło Rin w bok i pozwoliło jej upaść kilka metrów od miejsca, w którym znajdowała się wcześniej. Była bezpieczna. Tego samego nie można było jednak powiedzieć o Kamie. Nie miał czasu na to, aby wykonać jakąkolwiek poważniejszą technikę i pojedyncze „szpony” stworzone przez Ni no kata: Sōsō - Shinato Kaze nie dały rady zbić wszystkich kropel krwi. Ból był niemalże nie do zniesienia. – AAAGH! – Wyrwało się z ust Kamy kiedy jeden ze szkarłatnych pocisków przejechał mu po twarzy od lewego ucha aż do nosa. Białowłosy padł na ziemię. Pulsujący na twarzy ból niemalże pozbawił go przytomności. Nie było jednak teraz czasu na jakiekolwiek słabości. Podniósł się z ziemi: - Wszystko w porządku Rin? Jesteś cała?! – jego twarz zdobiła teraz głęboka, nieregularna rana. Ranty skóry zdawały się być dosłownie wypalone, a tkanka wewnętrzna obficie krwawiła. Hayato nie zostało już wiele siły: - Uciekaj…. – rzucił ponownie.
Obrażenia:
- Naderwane ścięgna prawej ręki - [poziom 1]
- Nieregularna rana na twarzy (kształt trójkąta 3 cm przy lewym uchu, kończy się na nosie) - [poziom 3]
- Wspólnie - wydyszała biegnąc. Nic innego nie miało znaczenia. Dlaczego ją obronił? D l a c z e g o.
Rin - rana 1 stopnia, obite żebra z lewej strony.
Kiedy poczuł jej dłoń na swoim ciele, zawahał się z początku. Przekręcił głowę i spojrzał wprost w jej niebieskie oczy. Były niczym głęboki ocean: - Wspólnie. – Rzucił, zrywając się z miejsca i ruszając w stronę schodów.
Biegli ile sił w nogach, czując za sobą ogromny żar bestii. Hayato wiedział, że wystarczył tylko moment nieuwagi, aby zostali całkowicie zniszczeni przez swojego wroga. – Jeśli się wypierdolę to biegnij beze mnie Rin. Ważne żebyś dała radę uciec stąd cała i zdrowa. – powiedział pomiędzy wdechami i wydechami. Kama był świadom tego, że z tak obficie krwawiącą raną nie będzie w stanie biec przez długi czas – już teraz zaczął doświadczać lekkich zawrotów głowy. Najważniejsze dla niego w tym momencie było to, aby dziewczyna przeżyła.
- Przecież wiesz, że Cię nie zostawię - skomentowała w końcu będąc bardziej sobą. Powoli odzyskując rezon. Wciąż mocno trzymała go za nadgarstek praktycznie ciągnąc za sobą. Chyba trochę mu matkowała, ale nie potrafiła inaczej. Jego życie znaczyło dużo więcej niż jej. To on miał przeżyć, a ona zginąć. Tak wyglądał ten świat. Nie potrafiła go rozgryźć, nie potrafiła go zrozumieć. Resztę biegu po schodach zaliczyli już w ciszy. Obydwoje być przecież wykończeni, musieli skupić się na schodach, żeby nie upaść. Jeśli Hayato nie był w stanie biec dalej, Rin zamierzała zarzucić sobie jego rękę przez ramiona i dosłownie zwlec go po schodach na dół. Jak długo zajęła im cała wycieczka? Na tyle, że niebo zdążyło już zmienić kolor z czarnego na jasnoniebieski przecięty ognistym pomarańczem. Zaczął się wschód słońca, a oni byli bezpieczni. W momencie, w którym dotarli na dół Rin dopiero zorientowała się, że wciąż trzymała go za nadgarstek. Ten momentalnie został puszczony. Spojrzała na Hayato przelotnie widząc jego zakrwawioną twarz. Odwróciła wzrok. Była to jej wina.
- Dlaczego? - Zapytała cicho, jak gdyby ze skruchą. - Dlaczego nie pozwoliłeś mi się za Ciebie poświęcić - sprecyzowała wciąż zawstydzona tym, że zawiodła. Przez nią był ranny. Przez jej głupi błąd. Oddychała ciężko, była zmęczona. Najważniejsze, że byli jednak bezpieczni. I chociaż udało im się ujść z życiem, niedosyt porażki ogromnie bolał.
Rin - rana 1 stopnia, obite żebra z lewej strony.
Czy on byłby w stanie ją zostawić jeśli by mu kazała? Oczywiście, że nie. Dlaczego więc oczekiwał tego samego od Rin? Możliwe, że dużą rolę odgrywała tutaj chęć bronienia osób nawet za cenę własnego życia. Kiedyś jednak wyglądałoby to zupełnie inaczej. Hayato, którego wtedy można było poznać, nie spędziłby nawet chwili na zastanawianiu się i wycofałby się – dając tym samym szansę na powodzenie misji w innym podejściu.
Nie wiedział ile czasu zajęło im zbieganie z góry. Niemniej jednak na jego twarzy namalował się niemały uśmiech kiedy tylko w końcu zatrzymali się. Jego ciało było przemęczone, a co za tym idzie ledwo utrzymywał się na nogach. Nagle na twarzy poczuł znajome uczucie. Odwracając swój wzrok na wschód dostrzegł wyłaniające się zza horyzontu słońce. Udało im się – nastał świt.
Czując jak jego ciało opuszczają resztki siły, padł na tyłek. Nie było mu jednak dane cieszyć się błogą ciszą, gdyż jest towarzyszka postanowiła mu zadać pytanie, którego w żaden sposób się nie spodziewał: - Dlaczego miałbym na to pozwolić Rin? – spojrzał swoimi czerwonymi ślepiami na kobietę. – Przecież obydwoje jesteśmy zabójcami – wolnymi ludźmi. Miałem możliwość i chęć uratowania Cię więc to zrobiłem. Dlaczego tak bardzo Cię to dziwi? – Złapał ją delikatnie za rękę. -Pochodzisz z rodziny samurajów, prawda? – zapauzował na chwilę. – Rozumiem, że wiesz z jakiej kasty pochodzę? – Tonacja ostatniego pytania sugerowała, że Hayato znał odpowiedź. Dużo bardziej interesowało chłopaka to dlaczego kobieta postanowiła podjąć taką decyzję? W końcu nie każda rodzina szlachecka wymagała od swoich wasali takiego poświęcenia – zwłaszcza taka, której na świecie pozostał tylko jeden członek.
Obrażenia:
- Naderwane ścięgna prawej ręki - [poziom 1]
- Nieregularna rana na twarzy (kształt trójkąta 3 cm przy lewym uchu, kończy się na nosie) - [poziom 3]
- Życie niektórych jest po prostu ważniejsze niż życie innych, Kama-sama. Może Ty tego nie widzisz. Dla mnie jest to oczywiste - wyjaśniła trochę swój punkt widzenia, a raczej propagandę jaką wpajano jej od urodzenia. Tak została wychowana i nie dało się tego zmienić. Twardą ręką, która wymagała od niej znacznie więcej niż potrafiła od siebie dać. Zawsze było mało i niewystarczająco. Czemu tym razem miałoby być inaczej? Spojrzała na niego dużymi, ciemnoniebieskimi oczami i uśmiechnęła się smutno. Jej matka zawsze powtarzała, że było w niej za dużo wody, a woda była nieprzewidywalna; nieposłuszna. Jej rwący nurt mógł być niebezpieczny, a ona sama zawzięcie potrafiła nawet rozkruszyć skały. Może dlatego Rin tak bardzo starała się wypełniać swoje obowiązki? Żeby udowodnić, jak pani Asano się myliła?
- Musimy Cię poskładać. Dasz radę wstać? Powinniśmy jak najszybciej dotrzeć do pobliskiej wioski - zmieniła temat wstając na równe nogi. Pomogła mu, jeśli tego potrzebował i potem pewnie wspólnie udali się w bardziej bezpieczne miejsce.
Rin - rana 1 stopnia, obite żebra z lewej strony.
- Nichirin:
- Shirayuki
Katana o niespotykanej białej rękojeści z doczepioną białą, długą wstążką. Tsuba również w odcieniu śniegu, w puste w środku ozdobne wzory. Ostrze Nichirin zabarwione na kolor biały wpadający w jasnoniebieski.- Spoiler:
#C0C8CF
Nawet na chwilę nie spuścił swojego wzroku z dziewczyny i w skupieniu czekał na otrzymanie odpowiedzi. Kiedy w końcu to nastąpiło, Hayato poczuł jak w jego gardle tworzy się gula uniemożliwiająca przełknięcie śliny i znacznie utrudniająca oddychanie. Mężczyzna wiedział, że wiele rodzin szlacheckich w bardzo surowy sposób podchodziło do swoich wasali i sprowadzali ich życie do rangi przedmiotu. Samuraj często był w końcu jedynie tyle warty ile jego ostrze i umiejętności. Jeśli natomiast chodzi o rodzinę Kama, to jego ojciec zdawał się podchodzić zawsze do każdego człowieka z należytym szacunkiem – niezależnie od kasty z jakiej pochodził. To samo wpajał również swoim dzieciom – przypominając, że karma wraca i człowiek zawsze zebrać musi to co sam zasieje. Jego dłoń zacisnęła się jeszcze pewniej na ręce Rin: - Masz rację Rin. Życie niektórych jest zdecydowanie ważniejsze niż innych. W związku z tym trzeba chronić tych, którzy są wartościowi. – Przejechał swoją dłonią jeszcze raz po jej policzku, a na jego twarzy pojawił się szczery uśmiech. – Dlatego zawsze będę bronił Twojego życia kosztem własnego. Tak właśnie postępują przyjaciele – a nimi staliśmy się dzisiejszej nocy, nieprawdaż? – Wszystko co powiedział Hayato było jak najbardziej zgodne z jego przekonaniami.
Skorzystał z pomocy dziewczyny, aby podnieść się z ziemi. Pomimo tego, że dalej był przytomny to czuł, że jego ciało nie pociągnie zbyt długo. – Będzie z tego ciekawa blizna, nie uważasz? – rzucił, wskazując palcem na ranę. – Przynajmniej nikt nie powie, że nie przynieśliśmy niczego ze sobą z tej podróży. – Zaśmiał się i złapał kobietę za dłoń. Wsuwając swoje palce między jej, znów spojrzał prosto w jej oczy: - Chodźmy Rin. Musimy zając się moją twarzą i Twoimi żebrami. – Po tych słowach na tyle żwawym krokiem na ile było to możliwe, ruszyli w stronę najbliższej wioski. W końcu nastał nowy dzień.
z/t x2
Obrażenia:
- Naderwane ścięgna prawej ręki - [poziom 1]
- Nieregularna rana na twarzy (kształt trójkąta 3 cm przy lewym uchu, kończy się na nosie) - [poziom 3]
Kitsune stała przed wejściem do jaskini. Czekała na śliczną istotę o szmaragdowych oczach i pięknej buzi. Taką, którą uwielbiała całą sobą i tak samo mocno jej nienawidziła. Lisica nie przypominała siebie. Szponiaste dłonie wyglądały jak zwykłe, smukłe palce, a po parze lisich uszu nie było śladu. Lilowe włosy zabarwione tuszem na czarno tak bardzo odbiegały od codziennego wyglądu. Związała je w dwa, luźne warkocze. Nie miała na sobie żadnej biżuterii, jedynie proste czarne kimono, którego materiał nie wyróżniał się od tych używanych przez biedniejsze części społeczeństwa. Peleryna zarzucona na ramiona posiadała kaptur. Była piękna, chociaż w ukryciu. W końcu to co miało się dzisiaj wydarzyć było tajne. Wymagało poświęceń, a dla Kitsune zmiana wyglądu podchodziła pod kategorię największego wyrzeczenia. Pachniała ładnie jak świeże fiołki, chociaż czuła się jak kupa gówna. Nie była sobą. Brała jednak zadanie na tyle poważnie, żeby odrzucić wszystkie wygody i wtopić się w otoczenie. Czekała na Katsu, bo na kogo innego. Zagryzała policzek od środka tupiąc bosą stopą.
Lecz nie o tym dzisiaj.
Dzisiaj wiele rzeczy miało nowe, głębsze znaczenie.
Zarówno Kitsune jak i Katsu, czerpały nieprzyzwoicie dużą przyjemność z olśniewającego wyglądu, który swoją ekstrawagancką elegancją potrafił zaskakiwać nawet tych, którym wydawało się, że widzieli już wszystko.
Fakt, że tej nocy obydwie zrezygnowały z tego znaku rozpoznawczego, świadczył tylko o tym jak poważnie podeszły do zadania. Minoru mógł być dumny, skoro zdołał wyprzeć swoją osobą ten chorobliwy egocentryzm, u dwóch najbardziej zapatrzonych w siebie demonic w Japonii.
Katsu dotarła na miejsce w czarnym płaszczu podróżnym, pod którym miała najzwyklejsze ubranie, jakie tylko potrafiła znaleźć. Nic, co by się rzucało w oczy, jednak jednocześnie pozostawało wygodne i względnie przyzwoite.
W praktyce - bolesna przeciętność, która sprawiała, że skóra na jej ramionach dostawała nieprzyjemnych dreszczy od drapiącego materiału.
Kaptur zarzuciła na swoje gładko uczesane kruczoczarne włosy, które schowane były za kołnierzem. Szmaragdowe tęczówki nie straciły swojej barwy, jednak zdawało się, że zazwyczaj widoczne w nich światło, przygasło nieco, sprawiając, że w ciemności wściekły jadeit można było pomylić z wyraźniejszym odcieniem zwykłej, nudnej zieleni.
Gdy w końcu jej wzrok odnalazł Kitsune, usta wygięły się w nieznacznym uśmiechu. Podeszła do niej z wolna, tak aby Lisica mogła z daleka zobaczyć jej zbliżającą się postać.
Uniosła subtelnie brwi, gdy już znalazła się przed nią.
- Widzę, że nie tylko ja cierpię z powodu pewnych wyrzeczeń, jakich wymaga od nas ta misja - zauważyła cicho, a przebiegły uśmiech trącił jej wargi, gdy dłoń pozbawiona biżuterii sięgnęła do czarnych włosów, na co dzień liliowowłosego demona. Z namysłem pozwoliła aby pukiel prześlizgnął się przez jej palce. Czy zdawała sobie sprawę, że igrała z ogniem?
Oh tak.
Gdy się znowu odezwała, jej głos był obdarzony pewną nutą przenikliwego, nieprzesadzonego jednak smutku.
- Żałuję, że po ostatnich wydarzeniach nie miałyśmy okazji spotkać się w cztery oczy. Czuję, że jest dużo kwestii, które powinny zostać poruszone, a jednak wymagają nieco… subtelniejszych warunków.
Spojrzenie przygaszonego szmaragdu wbiło się w oczy Kitsune, szukając w nich tej zawziętości, którą Katsu tak dobrze zapamiętała. Zupełnie jakby oczekiwała pewnej reakcji - złości chociażby.
Czy była to manipulacja? Czy Katsu spodziewała się wywołania pewnych emocji, jak gdyby mogła mieć nad nimi jakąkolwiek kontrolę? W praktyce przecież doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nad Kitsune kontroli mieć nie mogła.
- Katsu! - Pisnęła szczęśliwa bez większego zastanowienia rzucając się demonicy w ramiona. Zachowywała się tak, jak gdyby wydarzenia w Oguni nie miały miejsca. Jak gdyby nigdy nic się między nimi nie wydarzyło. Przygarnęła ją mocno do siebie przytulając jej ciepłe ciało. Zanurzyła twarz w zagłębieniu jej szyi. Jęknęła cicho z nieudawaną ulgą. Naprawdę tęskniła. Trzymała ją tak jeszcze dłuższą chwilę ciesząc się jej bliskością.
Kiedy z ociąganiem się odsunęła jej twarz nie wyrażała nic. Para wielkich, czerwonych tęczówek mierzyła Katsu bez żadnych emocji. Chociaż pełne usta pozostały wygięte w uśmiechu był on obrzydliwie sztuczny. Zdecydowanie nie obejmował jej oczu. Nie wyglądała na złą, a jednak taka właśnie była. Ponownie nachyliła się w stronę Katsu mocniej zaciskając drobne, ludzkie dłonie na jej ramionach. Przybliżyła usta do kącika jej warg zostawiając na nich delikatny pocałunek. Tylko po to, żeby zaraz potem chwycić demonicę pod ramię i pociągnąć ją do środka.
- Przyjdzie ten moment, kochana - powiedziała tonem tak bardzo różnym od szczęścia, jakie okazała na widok Katsu. - Nie martw się. Mamy sobie wiele do wyjaśnienia - dokończyła w momencie, w którym weszły do środka.
Szepty demonów ucichły. Wszystkie pary oczu spoczęły na dwóch ślicznych kobietach, które miały dzisiaj dowodzić. Każdy z demonów przypominał człowieka. Miał na sobie bardzo zwykłe ubrania klasy średniej, które idealnie pasowały do dzisiejszego zadania. Każdy z nich wiedział co miał robić, ale jednak czekał na dalsze decyzje.
- Podzielimy się na dwie grupy - zarządziła spoglądając ukradkiem na Katsu. - Tak jak wiecie najpierw wprowadzimy zamęt w dwóch sąsiednich wioskach, a następnie ruszymy do miasta. Wszystko tak jak omawialiśmy. Po cichu. Mamy pozostać niezauważeni. JASNE?! - Ryknęła ile sił w płucach.
Czułość, która została jej okazana, zdawała się niemal przytłaczająca. Znajomy zapach opatulił zmysły Katsu, jak z dawna zapomniany narkotyk, powodując ten zabawny stan, w którym pewne mięśnie ulegają rozluźnieniu, a inne gwałtownemu spięciu. Upajająca i cholernie niebezpieczna mieszanka.
Przytuliła ją, obejmując ramionami jej drobne ciało i pozwalając aby ta intymna zażyłość, trwała tak długo, na ile dostała na to przyzwolenie. Przy Kitsune bowiem nic przecież nie mogło trwać zbyt długo. Emocje wypalały się jak zapałki, najpierw świecąc jasno, oślepiającym blaskiem, aby w przeciągu sekundy pozostawić po sobie jedynie poczerniałe drewno i swąd dymu.
Gdy więc Kitsune odsunęła się od niej, Katsu skrzyżowała swoje spojrzenie z jej pustymi, czerwonymi tęczówkami, bez cienia zawahania.
Czyż bowiem nie to Lisica uwielbiała w niej najbardziej? Pewność siebie nawet w sytuacjach, gdy zakrawała ona o szaleństwo?
Nie miała zamiaru udawać, że wierzy w uśmiech demonicy. Szmaragdowe spojrzenie było przenikliwe, bezpośrednie. Spokojne wręcz, a przynajmniej do momentu, w którym Kitsune nachyliła się aby ją pocałować.
Wtedy też, na ten ułamek sekundy, spokój wyparował, a tylko bardzo uważny obserwator dostrzegłby to, co przemknęło po wściekłym jadeicie, który na ulotną chwilę znów rozbłysł swoim pełnym blaskiem.
Chaos.
Zniknął on jednak już po kolejnym mrugnięciu, gdy Kitsune odsunęła się aby zaraz chwycić Katsu za ramię i zaprowadzić do jaskini. Szmaragd znów przygasł, a demonica z drobnym westchnięciem, ruszyła za Lisicą.
Wchodząc do jaskini, Kitsune mogła dostrzec grupę demonów, które w momencie pojawienia się jej postaci, umilkły, ucinając wszelkie prowadzone do tej pory rozmowy. Była to nie lada zbieranina, chociaż na pierwszy rzut oka wydawali się zgrają przeciętnych mieszkańców okolicznych wiosek. Ubrani tak, aby cudza uwaga nie miała nawet na czym zatrzymać dłużej wzroku.
Teraz wszyscy stanęli przodem do swojej przywódczyni. Zdobywczyni miecza od samego Tadao, była w ich oczach prawdziwym liderem, który wzbudzał zachwyt i ten pewien rodzaj szacunku podbarwionego strachem.
Słuchali jej słów, aby na sam koniec ryknąć głośno i zgodnie, niczym horda na osobistych usługach Lisicy. Od razu również, bez zbędnych ceregieli, utworzyli dwie grupy. Byli zwarci i gotowi. Gdzieniegdzie było widać delikatne uśmiechy - czekali na ten moment. Ich ambicje sięgały wysoko, a ta misja miała im umożliwić wyniesienie się na piedestał zdobywców Nagoi. Od dzisiejszego zadania bowiem, miało się to wszystko rozpocząć.
Katsu uśmiechnęła się pod nosem, z aprobatą spoglądając na demony, które miały im dzisiaj towarzyszyć. Na koniec przesunęła spojrzeniem w stronę Kitsune.
- Wybieraj swoją drużynę, piękna.
Gdy już zostali podzieleni, Katsu podeszła do własnej grupy i zmierzyła ich spojrzeniem. W końcu pokiwała głową z aprobatą.
- Przygotowaliście się do tego zadania dobrze. Pamiętajcie aby nie tracić zimnej krwi i nie zdradzić się ze swoją tożsamością. Dzisiaj nasze zadanie polega na przyczajeniu się. Żadnego wymachiwania kijami. Jesteście najedzeni, więc trzymajcie swój rosnący apetyt na wodzy - przyda się on nam później, już w samej Nagoi - zakończyła, spokojnym tonem, chociaż diabelski uśmiech na jej ustach, pozostawał jednoznaczny.
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|