kikkawa atsushi
09/07/1624, iwakuni, yonezawa, klasa samurajska
Rzadko ściągana, noszona na głowie opaska z czarnego, zdobionego rzemienia. Blizny po poparzeniach na dłoniach, a także po ranach na rękach i plecach. Szaroniebieskie oczy.
Kikkawa Atsushi nigdy nie miał wielkich ambicji, chęci podboju świata, lecz mimo to pokornie znosił czujne, oceniające spojrzenia ojca, który pokładał we własnym pierworodnym ogromne nadzieje. Nadzieje na świetlaną przyszłość, podsycane pracowitością syna, który niczym gąbka chłonął przekazywane mu przez rodzinę nauki. W rzeczywistości jednak jego własne pragnienia były o wiele bardziej przyziemne - choć pierwotnie dość egoistyczne, jako że przyzwyczajony był do luksusów i wygód, które zachęcały do skupiania się na samym sobie.
Wszystko uległo zmianie, kiedy na świecie pojawił się kolejny członek klanu... czy raczej członkini, bowiem Kikkawa Harutaka doczekał się nie kolejnego syna, jak oczekiwał, a pierwszej córki. Nie ukrywał swojego braku zainteresowania losami dziewczynki, pozostawiając jej wychowanie żonie. Sześcioletni Atsushi jednak, jakby na przekór własnemu ojcu, był szczerze zaangażowany w rozwój siostry, którą pokochał ponad własne życie. Wtedy też jasnym stało się, że serce chłopca było wielkie, a on sam - dobroduszny i łagodny. Zaczął odbiegać od obrazu idealnego syna Harutaki, jednak nikt nie zakładał, iż mógłby kiedykolwiek sprzeciwić się woli ojca.
Nauczany sztuki władania mieczem wkładał w to całe swoje serce. Uczył się jazdy konnej, łucznictwa, wszystkiego, czego potrzebował syn samurajskiego klanu. Uczony przez rodzinę, chwalony i pracowity, początkowo przynoszący dumę rodzicom, lecz w jego głowie istniał zgoła inny cel, niż zadowolenie ojca i spełnienie jego marzeń na przyszłość młodzieńca. Mając dziesięć lat zaczął pomagać okolicznym mieszkańcom, użyczając im pracy swoich rąk nawet w codziennych czynnościach. Być może to dzięki niemu klan zaczął jawić się bardziej hojny, niż dotychczas; bez mrugnięcia okiem gotów był zaopatrzać biedniejszych w żywność, powoli odchodząc od dziecięcych, egoistycznych myśli. Nie rozumiał biedy, wszak całe dotychczasowe życie miał zapewnione wszystko, czego tylko pragnął - jednak pojawienie się na świecie Asahi pozwoliło mu zrozumieć, że słabsi potrzebowali silniejszych. Siostra była chorowita, słabiutka i delikatna, a on czuł potrzebę chronienia jej przed wszelkim złem. Niekiedy jego nastawienie do świata spotykało się z dezaprobatą ojca, który oczekiwał, że jego syn będzie twardym, surowym mężczyzną, lecz cicha aprobata dla działań Atsushiego ze strony wuja, głowy klanu, skutecznie studziła niechęć i złość Harutaki. A może to pojawienie się kolejnego dziecka na świecie, tym razem syna o imieniu Akimori, złagodziło wymagające oblicze mężczyzny.
Przełomowym momentem w relacji ojca z synem była chwila, w której młody Kikkawa obwieścił rodzicom, że chciał poświęcić życie nie polityce - którą był wybitnie niezainteresowany - czy wojsku, a służbie zwykłym obywatelom miasta. Jawnie sprzeciwił się woli ojca, który nie planował takiego życia dla swojego pierworodnego - miał być panem, nie sługą, tak właśnie komentując pracę w policji. Konflikt, choć nie trwał długo, był burzliwy i tragiczny w skutkach. Zakończył się karą cielesną, która nie tylko uziemiła nastolatka na dłuższy czas, ale i pozostawiła po sobie szkaradne blizny na plecach. Mężczyzna odwrócił się od syna, całe swoje nadzieje przekładając na najmłodszego potomka. To Asahi wtedy oczyszczała rany brata, stając po jego stronie tak, jak on stał przez całe życie za nią. Być może tak właśnie zakończyłby się cały epizod; poranionym ciałem i duszą, sercem zranionym i złamanym tak, jak sama wola Atsushiego... gdyby nie niespodziewane wstawiennictwo ze strony głowy klanu, a jednocześnie brata Harutaki. Chociaż relacja została strzaskana, a miast niej pojawił się zwykły chłód z obu stron, ojciec Atsushiego musiał pogodzić się z tym, że jego syn nigdy nie osiągnie tego, co mu zaplanował.
Zrozumienie odnajdywał jedynie u siostry i wuja. Widział żal w oczach matki, dezaprobatę u ojca, niechęć brata. Świat stał się nieprzyjemnie chłodny. Taka była cena zwrócenia się przeciwko rodzicom, podążania własną ścieżką; zrzucenia z siebie oczekiwań, jakie inni na nim stawiali. Jego serce nie zabiło mocniej, jak oczekiwał, gdy stanął w szeregach dōshinów. Pracował bezpośrednio z cywilami, tak jak chciał, lecz z jego życia zniknęło ciepło, iskierka radości, jaka dotychczas mu towarzyszyła. Powoli stawał się zgorzkniały, surowy; przeciwieństwo tego, kim dotychczas był. Nie docierały do niego zmartwione słowa Asahi, dostrzegającej zachodzące w bracie zmiany. Pozwalał wyrwie na jego sercu powiększać się, by ta wkrótce mogła pochłonąć go całego.
Skupiał się na pracy, coraz szybciej zbliżając się do wieku, w którym powinien się ożenić. Dobiegały do niego cicho snute plany matki i ojca, jednak te co i rusz przekładane były ze względu na karierę Atsushiego. Szybko awansował; przestał piastować pozycję dōshina, stając się zaufanym yorikim, któremu zlecane były ważniejsze zadania. Podróżował do pobliskich wiosek i miast, czując się o wiele lżej poza własnym domem. Tęsknił jednak do siostry, a świadomość, że ta lada moment mogła zostać wydana za mąż, była bolesna, choć krył swój ból za fasadą krzywego uśmiechu. Nie chciał tracić jedynej najbliższej osoby, której na nim zależało.
Migał się od narzeczeństwa, zasłaniając się pochłaniającą czas pracą, ale Asahi nie miała takiej możliwości. Minęła, zdawałoby się, chwila, a młody mężczyzna utracił własną siostrę, która zamieszkała razem z mężem. Wciąż mógł ją widywać, lecz zbyt rzadko, z racji, że to jej nowa rodzina winna być teraz ważniejsza. Zamknął się wtedy w sobie, zamknął się na własną rodzinę, a także na kobietę, którą jemu wybrano na żonę. Była od niego młodsza; piękna i delikatna, zdawałoby się, że idealna. Zamieszkała w domu mężczyzny jeszcze przed ślubem. Niestety jedyne, z czym się spotkała, to chłód i nieobecność mężczyzny, który wkrótce stał się jej mężem.
Wracał z jednej z dłuższych podróży, gdy na ciemniejącym niebie dostrzegł smugę dymu. Jego reakcja była automatyczna - pokierował konia w tę stronę, z początku nie zauważając, że pędził właśnie do domu siostry. Dopiero gdy znalazł się bliżej, a smród spalenizny dopadł do jego nozdrzy, bolesna świadomość wryła się w jego umysł. To był jej dom. Stał w płomieniach, a ludzie uciekali w popłochu; słyszał krzyki przepełnione cierpieniem, a mimo to parł przed siebie, w głowie mając tylko jedną myśl: musiał znaleźć Asahi.
Znalazł ją nieprzytomną, przygniecioną rozżarzoną belą, którą lekkomyślnie próbował z niej dźwignąć. Poparzył sobie dłonie, jednak ból nie był istotny. Nieświadomy obecności bestii, sprawców całej masakry, dał się zajść od tyłu. Demon rozorał jego plecy, a szok i ból przyćmił chwilowo umysł młodego mężczyzny - mimo to dobył swojej broni. Być może to tylko narastająca rozpacz i złość, gdy ujrzał zbliżającego się do młodej dziewczyny, oblizującego własne wargi potwora, pozwoliły mu utrzymać przytomność. Walczył, jednak jego broń okazała się nieskuteczna w tej walce - pierwszy z przeciwników nie zwracał uwagi na tnące ostrze, rozbawiony staraniami mężczyzny, gdy drugi zaś ze śmiechem przyglądał się przedstawieniu, pochłaniając ciało Asahi, powolny kęs za kęsem. Wyprowadził kilka kolejnych ciosów, wciąż nieskutecznych; gotów był polec w starciu, które ciężko było nazwać walką, kiedy jego przeciwnik śmiał mu się w twarz. Nagle niebieski poblask mignął w jego polu widzenia, odcinając jeden, a potem drugi łeb. Demony padły, a ich ciała rozpadły się w momencie, gdy Atsushi stracił przytomność.
Myśl, że jego siostra nie żyła towarzyszyła mu nie tylko, gdy mdlał, ale i gdy się budził. Dusił go ból nie fizyczny, a psychiczny, kiedy zrywał się z posłania. Czuł opatrunki na swoim ciele, ale nie zwracał na nie uwagi; wypadł gwałtownie z pomieszczenia, niemalże zderzając się z obcym mężczyzną. Agresja była pierwszym odruchem, szybko powstrzymanym przez zabójcę demonów. Dopilnował, by Kikkawa wrócił do łoża, gdzie nie tylko na nowo prowizorycznie opatrzył jego rany, ale także odpowiedział na kłębiące się w zakamarkach przyćmionego umysłu młodzieńca pytania. Nie przeżył nikt z zaatakowanego domostwa; ani Ona, częściowo pożarta, ani jej mąż, ani teściowie. Dowiedział się, kim byli sprawcy... i jak mógł się na nich zemścić.
Ból, żal do wszechświata - do rodziny, do bogów, do samego siebie; wszystko zastąpiła chęć zemsty. Matka i ojciec protestowali przed odejściem syna do szeregów zabójców demonów. Pozostawał nieugięty, napędzany rozpaloną nienawiścią i wściekłością. Nie docierały do niego też ciche protesty młodej żony; nawet wuj pozostawał sceptyczny, lecz Atsushiego nie dało się zatrzymać. Gotów był porzucić wszystko, co dotychczas osiągnął, a rodzinie, najwyraźniej, pozostawało jedynie wydać niechętną zgodę.
Dzięki pomocy poznanego zabójcy, po powrocie do zdrowia gotów był spotkać się z Hashirą. Nie miał zamiaru odpuszczać, co najwyraźniej zostało dostrzeżone przez Fujiwarę, który szybko zawyrokował. Podróż do Yonezawy trwała długo; tam właśnie rozpoczął swój trening. Ponownie jak za dziecięcych lat, wkładał w to całe swoje serce. Jego oddechem okazała się być woda - trafił w ręce Hashiry, który przyjął go w szeregi uczniów, i to z nim kontynuował trening. Niestety, w momencie, gdy rozpoczął jego faktyczną część, dostał wiadomość prosto z domu - jego żona była w ciąży. Zamiast ekscytacji czuł przerażenie, więc odkładał powrót do domu tak długo, jak tylko mógł, mimo błagalnych listów, jakie otrzymywał od małżonki. Wyjechał dopiero krótko przed terminem porodu, uzyskując od swojego mistrza zgodę na przerwanie treningu.
Syn, chociaż z początku przerażał go swoją delikatnością, stał się jego oczkiem w głowie. Kikkawa Atsuki. Nie chciał być dla niego takim ojcem, jak Harutaka, więc robił wszystko, by uniknąć błędów własnego rodzica. Zbliżył się w tym czasie do swojej żony, otwierając się na nią przynajmniej na tyle, na ile był w stanie. Nie zapomniał o własnej misji, lecz pojawienie się syna na świecie sprawiło, że niechętnie chciał opuszczać własny dom. Szczególnie, iż Atsuki był chorowity, kruchy. Słabo rósł, a samo patrzenie na tak niewielką istotkę łamało serce przyszłego zabójcy. Gotów był przenosić góry dla własnego syna, ale nawet on nie mógł wygrać ze śmiercią, która zabrała dziecię, nim to skończyło rok. Jego śmierć zbiegła się z nadchodzącym powrotem do treningu. Atsushi, wstrząśnięty, na nowo pogrążony w żałobie, nie zwracał uwagi na rozpaczliwe prośby załamanej żony. Nie chciał już wracać do tego domu, nigdy. Wybył, żegnany płaczem partnerki i pełnymi dezaprobaty spojrzeniami rodziców, brata.
Nabyte już wcześniej umiejętności walki i ponura determinacja, którą na nowo odkopał z wnętrza własnego serca, pozwoliły mu ukończyć trening w przeciągu około półtora roku. Nie czuł strachu przed pierwszym wyzwaniem, nie czuł strachu przed niczym, zobojętniały po śmierci syna, skupiony na celu. Było dość proste, przynajmniej w założeniu - miał wyeliminować demona odpowiedzialnego za śmierć w pobliskiej wiosce. Jednak wytropienie go okazało się problematyczne zupełnie jakby przewidział pojawienie się zabójcy; dopiero po kilku dniach poszukiwań udało mu się natrafić na obecność demona, a wkrótce i jego samego. Walczyli długo, jednak w końcu ostrze Atsushiego sięgnęło szyi bestii, kończąc jego żywot, zapobiegając kolejnym tragediom. W ten sposób w wieku prawie dwudziestu siedmiu lat stał się pełnoprawnym zabójcą demonów.
Odsunął się od rodziny, od żony, która zaczynała tracić nadzieje na powrót męża, na ponowne naprawienie ich relacji. Zamknął się na otaczający go świat, skupiony jedynie na swojej misji, nieświadomy, że tym razem to nie ojciec kładł na jego barkach łamiący go ciężar, a on sam.
— Od czasu pierwszego spotkania demonów, a tym samym śmierci Asahi, ma problemy ze snem.
— Chociaż ma żonę, perspektywa założenia rodziny i wychowywania dzieci przeraża go. Boi się, że będzie ojcem takim, jak jego własny... Lub ponownie utraci swoje dziecko zbyt wcześnie.
— Nie lubi chodzić na skróty, szczególnie ze względu na własne pochodzenie - ceni sobie pracowitość i samodzielnie zdobywane osiągnięcia.
— Nie przepada za alkoholem, chociaż niekiedy brakuje mu asertywności, by odmówić wypicia.
— Raz na jakiś czas odczuwa spory dyskomfort lub nawet ból w miejscu blizn na dłoniach i plecach.
— Wzrok jest jego najbardziej rozwiniętym zmysłem.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które wydać możesz na zakupy w Sklepiku Mistrza Gry lub zamienić je na punkty do statystyk. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach