Yamada Hiroshi
21/02/1629, Edo Yoshiwara, Seto Nagoja, Burakumin
Bardzo jasne blond włosy; niebieskie, pionowe tęczówki; zadbane dłonie; czerwony ogon
Urodzony w pobliżu Yoshiwary, tam też wychowany i przyuczony głównie do pracy na roli. Rodzice byli dumni z tego, że udało im się zaopatrywać w żywność pobliską ludność, było to dla nich więcej jak życie. Spędzając każdą możliwą chwilę swojej pracy, będąc jej oddanym do samego końca. Nie było czasu wolnego, zawsze było coś do zrobienia. Jak nie na własnym poletku, to u sąsiada, a jak nie u niego to trzeba było zając się przygotowaniem stawu do hodowli. Wszystko jednak musiało się zmienić, lecz nie było tutaj bandytów, szemranych interesów. Historia tak normalna, jak tragiczna w skutkach. Zaczęła bowiem się od prostej świecy, która to podczas jednej z najdłuższych nocy oświetlała jeszcze pomieszczenie. Domownicy zbierali się do snu, każdy z nich zapominając o tym, że ogień tli się jeszcze wesoło. Co się jednak mogło stać, przecież ta powinna zgasnąć w pewnej chwili, czyż nie? Otóż nie, gdy pomoże jej w tym jedna polna mysz. Ta która była nieco zbyt ciekawska, ta która wyczuła moment, by wyjść ze swojego ukrycia w pierzynie i pomyszkować trochę po pomieszczeniu. Niefortunnie jednak przewróciła świecę, ta podpaliła najpierw stolik, potem strzechę, a niedługo później całe domostwo stało w płomieniach, a ludzie ratowali swoje pola, by ograniczyć straty. O ile domownikom nic się nie stało, tak ich przybytek dosłownie poszedł z dymem bez szansy na powrót do normalności. Podjęli więc trudną decyzję o podróży do wioski, gdzie o pracę nie było trudno, bowiem żołądek trzeba było czymś napełnić. Zajęli się więc czymś, co dla wielu było uwłaczające, ale nijak im to nie przeszkadzało. Praca w rzeźni była ciężka, wymagała sporo siły, ale także i precyzji. Nie było to zadanie dla każdego, zwłaszcza tych, którzy przejmowali się opinią innych. Sam Hiroshi zaś w końcu musiał opuścić rodzinne gniazdko, znaleźć własną drogę, własne miejsce i tak właśnie wylądował tutaj.
Pewnego dnia po prostu zdajesz sobie sprawę z tego, że dni po prostu zlewają się w jedną całość. Doskonale wiesz, że za drzwiami czeka wszystko, co jest Ci potrzebne. Wstajesz, przeciągasz się, czujesz że znowu było gorąco, że słońce praży jak szalone i jedyne co Cię ratuje, to grube zasłony spowijające wszystko w mroku. Podchodzisz do drzwi, przed nimi wita Cię jak co dzień drewniana misa, w niej nieco wody, szczotka, jakieś mydło - nic więcej nie potrzeba. Zabierasz zestaw do środka, zdejmujesz koszulę nocną. Woda jest chłodna, dokładnie tak jak lubisz. Robisz to dzień w dzień, dokładnie w ten sam sposób. Najpierw zaczynając od góry, stopniowo schodząc na dół, nie pomijając żadnego miejsca. Czystość to wręcz wymóg - tak i tu, jak i na dole.
Dokładnie tam, gdzie jedni by powiedzieli, że to miejsce to więzienie, to piekło. Inni zaś odnaleźli by tam siebie i spędzali tam dosłownie cały dzień. Twoje małe królestwo, gdzie nikt się nie wpieprza, nikt nie ma tutaj słowa do powiedzenia. Twoje małe sanktuarium, świątynia, gdzie wszystko ma swój cel i nic nie jest przypadkowe. Schodzisz tam każdego dnia witając się z dziewczyną, która akurat została wybrana do witania gości. Machasz jej krótko ręką, zwykle odmachują, chyba że jeszcze nie zdążyły się zmienić, a dzień był nudny jak flaki z olejem. Znasz tutaj większość, stali bywalcy wręcz kłaniają się w pół. Nieznane twarze, nieznane imiona, których nawet nie chcesz zapamiętać, a jednak siedzi Ci w głowie. Wiesz kto za czym przypada, kto jak często przychodzi i chyba tylko przez to wiesz jaki jest dzień tygodnia. Otwierasz drzwi - wszystko zostawione dokładnie tak jak wcześniej. W piecu już napalone, drewno skrzy sobie wesoło pryskając co jakiś czas iskrami. Dopiero tutaj czujesz się jak w domu.
Względnie małe pomieszczenie, wybielone ściany, wspominany wcześniej piec w rogu z grzejącym się olejem w wielkiej, żeliwnej patelni, dwie pary drzwi - jedne prowadzące na zaplecze, drugie zaś do łącznika wychodzącego na zewnątrz. Tak żeby dostawy szybciej przychodziły, a w razie pożaru można uciec. Wchodzisz, zamykasz za sobą drzwi, by nikt nieproszony się tutaj nie dostał. Przygotowujesz narzędzia, przecierasz wszystko raz jeszcze. Wiesz, że robiłeś to "dzień" wcześniej, że wszystko powinno być w najlepszym porządku, ale ten obrzęd wszedł nieco za mocno i nie potrafisz się przed tym powstrzymać. Jeśli sam czegoś nie sprawdzisz, to nigdy nie możesz być pewien. Widzisz jednak małą, maciupeńką plamkę. Czerwona kropka patrzy na Ciebie z krawędzi blatu. Schylasz się sprawdzając swoje niedopatrzenie, uśmiechasz się mimowolnie przypominając sobie wydarzenia z dnia poprzedniego.
Bo to nie pierwszy i nie ostatni bowiem raz, gdy ktoś się zapomni, że nie przyszedł do siebie, że nie jest tutaj panem i władcą, nawet jeśli każe do siebie tak mówić. To tylko iluzja, byś chociaż przez chwilę mógł poczuć się lepiej. Koniec końców i tak większość leczy tutaj swoje kompleksy i stara się po prostu poczuć lepiej. Czasami wystarczy go tylko postraszyć, przyjść z tasakiem, pokazać się i problem sam się rozwiązuje. Czasami jednak trafi się oporniejszy, który zapomni się za bardzo i trzeba mu w tym nieco pomóc. Przetrzepanie komuś mordy działa bowiem na każdego - jak się nie może ruszyć, to się nie może awanturować. Potem już wystarczyło go tylko wyrzucić do lasu, a tych którym za mocno się oberwało wyrzucić do lasu, by zżarły go dziki. Przynajmniej kiedyś i przynajmniej oficjalnie. Nikt go tutaj nie będzie szukać, nikt się tym nie chwali, każdy zachowuje w tajemnicy. I kończy się niestety na tym, że w większości przypadków ten przykry obowiązek spada na Ciebie. Jak to się dzieje? Nie masz bladego pojęcia, a jednak jest jak jest.
Tylko ten stan nie może trwać wieczność. W końcu przecież trafisz na kogoś większego, na kogoś silniejszego. Tylko że tak się nie stało. To było kolejne zwykłe popołudnie, które zaczęło się tak samo, jak wszystkie poprzednie. Nie działo się nic niezwykłego, ot kilka zamówień w tym dwa nieco bardziej wymyślne, a to znaczyło dobry przychód. Słyszysz krzyki dochodzące z piętra. Normalnie pewnie spodziewałbyś się tego, że zacznie się wzywanie pomocy, ktoś przyjdzie, tylko że nie. To Twoje królestwo, do którego nikt nie ma wstępu. Królestwo, którego spokój został zaburzony. Idziesz więc na piętro, wkurzony, z podwiniętymi rękawami. Wchodzisz do pomieszczenia, widzisz jedną z dziewczyna skrytą w kącie, nad nią stoi facet z pasem w ręku okładając ją raz za razem. Dźwięk bydlęcej skóry uderzającej o ciało rozbija się w pomieszczeniu. Jedno proste uderzenie w kark wystarcza, żeby ostudzić zapał delikwenta. Pada głucho na ziemię nie mogą na szczęście przypomnieć kim to on nie jest i czego w życiu nie osiągnął. Wyciągasz go za szmaty, ciągniesz po podłodze, a Ci nieco mniej przyzwyczajeni oglądają się za Tobą spoglądając na to co się dzieje. Bezwładne ciało uderza o kolejne schodki - łup, łup łup. Wyciągasz go przez kuchnię na zewnątrz - na wszelki wypadek sprawdzasz, czy nic się nie przypala. W końcu stajesz za budynkiem, rzucasz nim o ścianę. Chłop wygląda dobrze, lecz żeby zapamiętał swoją lekcję dajesz mu jeszcze raz po żebrach, co by zapamiętał swoją tutejszą przygodę. Dalej jednak wydarzenia są jak przez mgłę. Czyjaś obecność za plecami, stuknięcie w bark i rozlewający się ból po całym ciele. Z początku myślałeś, że to zły sen, że po tym wszystkim po prostu czułeś się gorzej, nachlałeś się jak nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Coś jednak się zmieniło. Wszystko było jakieś takie... bardziej. Wydawało Ci się, że ktoś chodził pod drzwiami, a to było piętro niżej. Zapachy klienteli stały się bardziej irytujące, a jedzenie nigdy nie było tak... wielowarstwowe i paskudne. Pojawiło się jednak coś jeszcze. Poczucie głodu, które normalne pożywienie nie dało rady zaspokoić. Powodowało wręcz efekt odwrotny. Na kolejną aferę z klientem nie trzeba było czekać długo, tym razem jednak zakończyła się inaczej. Delikwent stawiał się nieco bardziej, nie miał tyle szczęścia i upadając trzasnął głową w kant łóżka. Wtedy też poczuł pociąg do tego widoku. Coś co mówiło za niego. Resztkami świadomości zaciągasz go tylko do pobliskiego lasu, lecz nie zostawiasz jego ciała tak jak poprzedników. Patrzysz na leżącego martwego, półnagiego faceta i nie możesz się powstrzymać. Zatapiasz w nim swoje dłonie, brodzisz palcami we krwi wydzierając kolejne kawałki surowego mięsa. Po raz pierwszy od tamtego wydarzenia czujesz się w końcu zaspokojony.
- Jego ulubioną cyfrą jest trzy.
- Nie znosi zapachu cebuli.
- I marnotrawstwa jedzenia.
- Sam ścina swoje włosy, najczęściej wykorzystując do tego specjalnie odłożony nóż.
- W wolnych chwilach rzeźbi w drewnie, zazwyczaj w tym dostarczanym na opał. Obowiązkowym elementem tego rytuału jest trzaskający w tle ogień, na który mógłby się patrzeć całymi dniami.
- W swoim pokoju ma specjalną szafkę na najlepsze rzeźby. Uznaje to jednak za wstydliwe i nie pokazuje tego nikomu.
- Wielu sądzi, że nie potrafi mówić. Grubo się mylą.
- Uwielbia zwierzęta, zwłaszcza dobrze doprawione.
- Umie grać na liściu trawy.
- Zna się na grzybach.
- Jego marzeniem jest przygotować swoje najlepsze danie Muzanowi, ale zdaje sobie sprawę, że może mu nie zasmakować.
- Demonem jest zaledwie od pół roku (przemiana 1650).
Poprawki zostały wysłane Użytkownikowi przez Prywatną Wiadomość 12/02/2022.
Ze względu na brak odpowiedzi, Karta zostaje przeniesiona do archiwum.
Nie możesz odpowiadać w tematach