Dzisiejszy dzień był podobny do pozostałych. Ciepłe słońce rzucało światło na kilka ścierających się ze sobą sylwetek. Przyjemny wietrzyk muskał czule lico, dając rozgrzanym osobom, tego co potrzebowało najbardziej - orzeźwienia.
Poczekała, aż pozostanie względnie sama, siedząc sobie na drugim schodku od góry. Lubiła obserwować innych zabójców. Czuła, że pomimo tak długiego treningu istnieli lepsi od niej, od których chciałaby brać przykład. Nie miała żadnego idola lub idolki, ba nie znała większości imion. Kojarzyła tylko niektórych - tych, co zapadli jej w pamięci. Niezależnie, czy wyróżniali się wyglądem, bądź umiejętnością fechtunku.
Zwykle nikomu nie przeszkadzało, że wlepia w nich swoje spojrzenie. W końcu, w ramach rekompensaty często wygrywała pieśni wojenne. W skrócie zagrzewała trenujących, do jeszcze bardziej zaciętych pojedynków. Niektórym to się podobało bardziej, niż odgłosy stękania, czy też cisza. Tego poranka również zabrała instrument ze sobą. Zamiast wygrywać coś szybkiego, pracowała nad elementami nowego utworu. Ot brzdąkała sobie, szybko korygując konkretne partie.
Na szczęście jej widownia składała się z zaledwie dwóch osób, przez co żadne komentarze nie leciały w jej kierunku. Gdy skończyli skinęła im głową, powoli wstając ze swojego miejsca. Przeniosła instrument na kraniec pola, zaś sama wyciągnęła z pochwy swoje ostrze. Popatrzyła przez chwilę na mieszankę barw i uderzyła prosto. Kolejne dwa ataki wyprowadziła po skosie, aż cofnęła tylną nogę. Szykowała się do szarży, koncentrując oddech na jednej z pierwszej technik Płomienia. Za nim do tego doszło, poczuła zapach cytrusów. Konkretniej to mandarynek, należących do
owoców, które przypadły jej do gustu.
- Zamierzasz obserwować, czy może odezwiesz się w ramach przywitania? - nie spoglądała w jego kierunku. Ot słodkim głosem, ciut uszczypliwym zaczepiła tajemniczego gościa. Jednocześnie nie zmieniła swojej pozycji. Mięśnie pozostały spięte, oręż po prawej stronie zwiastował, iż uderzy, ale zastygła. Nie lubiła być obserwowana, stąd nie do końca wiedziała jak powinna się zachować. Odwrócić? Pomachać? Kontynuować? Kso, jej myśli przypominały mętlik, przez co mimowolnie zamknęła oczy. Najpierw się uspokoi, dopiero później dotrze... Do jakiejkolwiek konkluzji.
Drugim, niemalże tak samo ważnym dla niego powodem było to, że do Yonezawy znów zawitała dostawa holenderskich truskawek. Dla białowłosego oznaczało to tylko jedno - ucztę, której sami bogowie by się nie powstydzili. Z samego rana więc, biorąc ze sobą jedynie swoją broń, opuścił pokój w siedzibie zabójców wiatrów i udał się do kuchni, aby jeszcze przed wszystkimi zabrać jak największą ilość truskawek. Jak się okazało, ruch ten pochwalony byłby przez największych strategów, gdyż dzięki niemu Kama miał okazję zabrać z kuchni łącznie niemalże kilogram pysznych, czerwonych poziomek.
Z każdym krokiem na twarzy mężczyzny malował się coraz to szerszy uśmiech. Oto on, Hayato, był teraz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nie dość bowiem, że posiadał w swoich dłoniach prawdziwą ambrozję, to na dodatek przed jego oczami malował się coraz to ciekawszy widok.
Oto bowiem jego stopy postanowiły zaprowadzić go wprost na jedno z pól treningowych Yonezawy. Najwyraźniej los chciał, aby sam Hayato podczas konsumowania pyszności miał również nienaganne widoki. Jak się okazało, los dziś był bardzo szczodry.
Stał w milczeniu, zjadając jedną truskawkę za drugą i wpatrując się na wykonywane przez dziewczynę ruchy. Nie znał jej personalnie, wiedział jedynie, że należała do grupy zabójców władających oddechem płomienia. Był również w stanie stwierdzić, że jej ruchy pomimo bycia już pełnoprawnym zabójcą, pozostawiały trochę do życzenia.
- Nie chciałem wybijać Cię z rytmu. Wygląda na to, że wpadłaś w jakiś trans i nie chciałem wybijać Cię z dobrego rytmu. - Ostatnie słowa wyraźnie wypowiedziane zostały z lekkim przekąsem. Hayato rozejrzał się wokół: - Hm.. Jesteś tutaj całkowicie sama. Masz zamiar trenować solo czy może czekasz na sparing partnera? - Po co w ogóle pytał o takie rzeczy? Nigdy nie powiedział tego na głos, ale po wydarzeniach z ogrodu aż go nosiło. Mężczyzna dosłownie pragnął skrzyżować z kimś katany i dać upust zgromadzonej w sobie energii.
Ona była w dobrym rytmie? I to podwójnie? Odwróciła głowę w jego kierunku, unosząc jedną brew wyżej, niż drugą. Oczy poza skupieniem się na jego wyglądzie, szybko przeniosły się w stronę niewielkich czerwoności - Musisz być bardzo troskliwy, skoro martwisz się podwójnie - wróciła spojrzeniem na jego buzię, jednocześnie parskając dźwięcznie. Każda gapa przy niej była niczym amunicja, a tą zużywała szybciej, niż ktoś mógłby pomyśleć.
Co do niemej propozycji sparingu, opuściła ostrze ku ziemi, a sama podeszła w kierunku schodów. Nie lubiła jak ktoś patrzył na nią z góry, więc wykonała jeszcze kilka kroków, tak, że teraz dzieliło ich raptem dwa metry. Brutalna rzeczywistość pokazała, że był wystarczająco wysoki, aby musiała kierować głowę do góry - A co, chcesz się zmierzyć? - oczy zabłyszczały, gdyż dawno się z nikim nie biła. Zwykle trenowała sama, tak jak poleciła jej Hashira, lecz od czasu do czasu myślała nad sprawdzeniem siebie samej. Nieznajomy nadawał się do tego idealnie.
- Jak się nazywasz? - zapytała z zaciekawieniem, chcąc uniknąć sytuacji, w której będzie mówiła "Ej ty". Mimo wszystko nie wielu kojarzyła z imion, a tak mogła zacząć tworzyć listę poznanych Zabójców. Ten wyróżniał się chociażby przez biel włosów, do tego chyba posługiwał się Oddechem Wiatru a może Wody? Ciężko było nadążyć, zwłaszcza, iż ludzi związanych z Yonezawą było właściwie sporo. Tym samym zapamiętanie ich wszystkich - niemożliwe. Z tego powodu w małym zwoju zapisywała pokrótce charakterystykę ludzi, z którymi zamieniła więcej, niż trzy słowa. Wymiana grzeczności, czy też porozmawianie o słońcu nie dawało jej nic o danej osobie.
- Jestem Hiryū Yona, miło poznać, Yuki-chan - przezwała go od koloru włosów, co właściwie przypadło jej do gustu - Wolisz treningowe bronie, a może własne? - za nim dojdą do ostatecznego punktu, wolała wybadać preferencję. Uniknięci sytuacji, gdzie on zaatakuje drewnem, a ona twardą stalą było dla niej priorytetem - I ostatnia sprawa - zrobiła krok do przodu - Też chcę truskawkę.
W pewnym momencie kobieta opuściła ostrze i zaczęła się poruszać. Pomimo zajęcia swoim ulubionym zajęciem, którym było jedzenie truskawek, Hayato uważnie przyglądał się ruchom płomiennowłosej. W szeregach zabójców było wiele osób, które najpierw działały, a dopiero później zastanawiały się nad ewentualnymi konsekwencjami. Brak znajomości swojej nowej rozmówczyni był dla Kamy więc czynnikiem, który de facto zmusił go do patrzenia na każdy jej ruch - zwłaszcza kiedy zaczęła się do niego zbliżać, trzymając cały czas katanę w dłoni. W końcu dzielić ich zaczęły ledwie dwa metry... Chociaż odległość między ich twarzami zdawała się być większa.
Czy na prawdę zasugerował sparing? w sumie nie był do końca tego pewien, a tym bardziej świadom. To wszystko zdawało się być znów winą tych przeklętych truskawek! Nie wypadło jednak pozostawiać damy bez odpowiedzi. - Uważasz, że byłabyś w stanie dać mi radę? - Jego karmazynowe oczy zapłonęły na widok błysku w tych posiadanych przez kobietę. Kama nie uważał kobiet za słabsze czy gorsze. W jego przeświadczeniu natomiast tego typu zaczepki miały zmotywować przeciwnika do użycia pełni swoich możliwości. - Kama Hayato. Zabójca oddechu wiatru. - odpowiedział na zadane przez kobietę pytanie. - A jak brzmi Twoje imię? - Na odpowiedź nie przyszło mu długo czekać. - Wydaje mi się, że możemy zacząć od broni treningowych. Kiedy złapiemy już wspólne tempo, moglibyśmy przejść na żywą stal. - Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który niemalże po chwili całkowicie zniknął. Kobieta bowiem poczyniła ruch, którego nikt nie powinien robić - domagała się truskawki. Czerwone oczy Hayato zaświeciły się niczym żarówki, a w głowie chłopaka zaczęły pojawiać się wizje uśmiercenia Yony, która teraz stałą dosłownie krok od niego. Jak można być tak bezpośrednim i niewychowanym? - Jasne, częstuj się. - Rzekł wyciągając woreczek z truskawkami w jej stronę. Najwyraźniej w kobiecie było coś co spowodowało, że nawet podzielenie się truskawkami przez Hayato stało się możliwe.
Kiedy dziewczyna poczęstowała się, mężczyzna ruszył w stronę jednej z ławek. Będąc na miejscu odłożył nań pozostałe truskawki, a obok znalazł miejsce dla swoich broni. Kolejnym etapem przygotowań było ściągnięcie przez Kamę górnej części swojego kimona. Szybki, sprawny ruch pokazał Yonie górą część ciała mężczyzny - pełną blizn. Dodatkowo wzrokowi kobiety nie mógł umknąć duży tatuaż na plecach mężczyzny.
Przygotowany do sparingu, Hayato ruszył do stojaka z mieczami ćwiczebnymi. Odwrócił się w stronę kobiety: - Używamy jednego miecza? Czy może mam walczyć swoim preferowanym stylem walki? - Nie chciał dodawać sobie sam zbytniej przewagi poprzez samodzielne dobranie dwóch katan. Decyzja ta należała do kobiety, a zależnie od jej odpowiedzi Hayato wybrał jeden bądź dwa miecze. Następnie, ustawiając się w dogodnej pozycji, ponownie spojrzał na swoją przeciwniczkę: - Atakuj kiedy tylko będziesz gotowa. - Na twarzy białowłosego pojawił się szczery uśmiech - w końcu jakaś zabawa.
Zbliżając się do jego osoby, nie miała złych, czy też niecnych zamiarów. Katana w ręku pewnie wzbudziłaby czujność, nie jednego zabójcy. Z tego powodu, chwyciła za przywiązaną pochwę i włożyła ostrze z powrotem. Tak powinno być lepiej. Bezpośrednio wysyłała mu sygnał, że przed rozpoczęciem pojedynku, nie miała zamiaru zrobić mu krzywdy. Wcześniej zamierzała porozmawiać, aby wyjaśnić sobie kilka szczegółów.
Na pytanie, uniosła jedną brew do góry, mrużąc przy tym oczy. Naśmiewał się z niej? Nie wierzył w nią? Idealnie! Z chęcią pokaże, co potrafi - Nie mów hop, póki nie spróbujesz - uśmiechnęła się zuchwale, nie udając dłużej, zdziwionej jego postawą. Była gotowa, nawet i teraz, tyle, że nie miał broni. Przeciwnik pozbawiony oręża, nie wchodził w rachubę, niezależnie od tego jak bardzo byłaby nabuzowana. Miała swój honor i zamierzała się jego trzymać.
- Hayato, ładne imię - oczywiście, że musiał należeć do wyższej klasy. Której? Tutaj mogła jedynie zgadywać. Jego przynależność balansowała pomiędzy szlachtą dworską a klasą samurajską. Jednak, nie zamierzała w to dalej brnąć. Miała nazwisko, imię oraz oddech, niczego więcej do szczęścia nie potrzebowała.
- Zgoda - odparła krótko, chcąc zacząć od drewnianych imitacji. Na stal przyjdzie jeszcze czas. Teraz mogła się skupić na prawidłowym rozgrzaniu mięśni, aby w normalnej walce wypaść jak najlepiej.
- Dzięki - wyciągnęła dłoń po jedną z truskawek i powoli wsunęła ją w usta. Smakowała słodko, zupełnie inaczej od tych, co uprawiano lokalnie. Te były mdłe oraz pozbawione walorów smakowych. Paskudztwo.
Gdy wprawił sylwetkę w ruch, przykucnęła, przyglądając się dokąd zmierzał. Z pewnością nie uciekał, o czym przekonała się po chwili. Odłożył garść pozostałych słodkości, a następnie pozbawił się górnej części kimona. Tego ruchu, akurat się nie spodziewała. Przyjrzała się z uwagą jego tatuażowi. Znaczyło "Zniszczyć", tylko co albo kogo? - Kogo chcesz zniszczyć? Demony? - zapytała z ciekawością, nie odrywając od niego spojrzenia. Jednocześnie podniosła się z ziemi i ruszyła w kierunku broni ćwiczebnych. Chwyciła za katanę, widząc, iż przód naznaczony został przez siateczkę blizn. No no, ten to musiał mieć doświadczenie.
- Jeden kontra jeden, może być? - uśmiechnęła się przyjacielsko, opierając "tępą" krawędź o ramię i zajęła miejsce na polu treningowym. Wzięła głębszy oddech, wystawiając oręż przed siebie.
Za nim ruszyła do przodu, uważnie przyjrzała się jego postawie. Bieg miała lekki, mając na uwadze, że nie chciała się nadziać na jeden z jego ciosów. Noga, ręka? Co wystawi jako pierwsze? Nie wiele myśląc, uderzyła po skosie, kierując ostrze od góry. Konkretniej to pociągnęła ruch z prawej do lewej, aby przeszło przez jego klatkę piersiową. Na czas wymierzania ciosu, stanęła pewniej na lewej nodze, prawą zostawiając nieco z tyłu. Dzięki temu zachowała odpowiednią równowagę oraz przygotowała się, aby ewentualnie wyprowadzić drugi cios pomocniczy.
Cały czas pozostała skupiona, wierząc, iż ten jeden sparing mocno zapadnie jej w pamięć.
Miał to być jedynie sparing między dwoma zabójcami. Dodatkowo przy użyciu drewnianych broni, które nie mogły zakończyć ich żywota, a jedynie być narzędziem, które pogruchota parę kości. W nastawieniu Kamy coś jednak się zmieniło. Kiedy tylko kobieta wyruszyła w jego stronę, dotychczasowy uśmiech zniknął z jego twarzy, a na jego miejscu pojawiło się pełne skupienie.
Hayato od zawsze uważał, że nawet podczas koleżeńskich treningów konieczne jest dawanie z siebie wszystkiego. Była to swoista forma podziękowania swojemu przeciwnikowi za poświęcony czas, a także chęć wspólnego rośnięcia w siłę. Ba! Kama uważał, że powstrzymywanie się w jakikolwiek sposób podczas tego rodzaju pojedynków jest obrazą dla przeciwnika. Do tego Hayato nie miał zamiaru doprowadzić. Nie znał kobiety, ale był pewien, że tak samo jak on nie chciałby dostać żadnych forów od niej - tak i on nie miał zamiaru ograniczać siebie... Nawet jeśli skończyłoby się to opłakanie dla któregoś z nich...
Seigan no Kamae to podstawowa pozycja, którą postanowił przyjąć Kama na spotkanie ze swoją przeciwniczką - nie mogło jednak zabraknąć w niej kilku zmian. Po pierwsze Hayato był leworęczny, a co za tym idzie wszelkie jego pozycje były lustrzanymi odbiciami. Zabieg ten potrafił skonfundować przeciwnika, który wyuczony wielu postaw zwracał uwagę na położenie nóg i rąk zgodne ze swoją pamięcią. Lewa stopa wysunięta została do przodu, prawa zaś umiejscowiona lekko z tyłu, gwarantując tym samym stabilną pozycję. Lewa dłoń umieszczona na rękojeści bliżej głowni - zapewniało to pewny i stabilny chwyt. Prawa zaś znalazła się za nią jako wsparcie. Przyjęta pozycja mogła kobiecie wydawać się niemalże identyczna do waki tori, która należała do niskich postaw.
Cięcie, które wykonała Yona było wprawne, lecz od samego początku dawało możliwość ewentualnej obrony - to właśnie chciał wykorzystać Kama. Wykonując płynny ruch dłońmi i barkami, przesunął ostrze na lewą stronę swojego ciała, utrzymując je pod kątem 45 stopni z czubkiem skierowanym w prawą stronę. Drzewcowe bronie powinny się zderzyć ze sobą w bezpiecznej odległości od ciała Kamy. Na tym jednak mężczyzna nie miał zamiaru kończyć. W momencie kiedy tylko ich bronie zderzyły się, upewniwszy się wcześniej, że siła uderzenia Yony została wytracona, Hayato wykonał bardzo szybki i pewny ruch dłońmi w dół. Efektem końcowym takiego działania miało być przejechanie drewnianego ostrza Kamy po broni kobiety i uderzenie jej z jak największym impetem w ciało. Pierwotnie katana celowała w twarz - nie miała jednak zamiaru w przypadku niepowodzenia zatrzymywać się i szukała dalszych punktów - barku, nadgarstka czy chociażby kolana.
Po wykonaniu sekwencji, niezależnie od jej powodzenia, Kama wycofał się kilka kroków do tyłu. Nie miał zamiaru pozostawać w tak bliskiej odległości względem kobiety, która ewidentnie była gotowa znieść zadany przez niego ból.
Pierwsza zaatakowała rudowłosa. Jej cięcie nie było problematyczne do zablokowania przez młodzieńca. W porę zauważył kąt cięcia i miał wystarczającą ilość czasu do zareagowania. Postawił gardę w porę i całkowicie sparował jej uderzenie bez większego wysiłku. Nie zaprzestał na samej blokadzie. Wykorzystując jego aktualną pozycję, przejechał z dużą siłą i prędkością w dół, wzdłuż jej ostrza. Kobieta nawet nie zareagowała i przyjęła uderzenie na jej lewę przedramię. Impet posłał jej rękę lekko w dół, ciągnąc za sobą jej drugą kończynę wraz z mieczem. Uderzenie sprawiło jej lekki ból, z racji, iż cios nie był wyprowadzony pełną siłą, bo przejechanie po ostrzu trochę spowolniło akcję Kamy. Przez otrzymane obrażenia oraz różnicę w szybkości, nie miała szansy na wykonanie drugiego ataku. Następnie białowłosy wycofał się, nie spotykając się z trudnościami, w końcu był o wiele szybszy od swojej rywalki.
Kolejność: YONA > KAMA
Czas na odpis: 48h od poprzedniego posta
Dodatkowe informacje: Pytania proszę na discordzie
Doszło do pierwszej wymiany ciosów i o ile pierwszy atak nie był zły, tak zauważyła znaczącą różnicę między nimi. Był znacznie szybszy od niej oraz lepiej wyprowadzał ruchy. Odsunęła się, dłonią przecierając miejsce, w które uderzył. Miała o tyle szczęścia, że nie dostała w twarz. Nie lubiła, gdy ktoś zamachiwał się w kierunku jej lica, miała wtedy ochotę porzucić wszelki rozsądek i użyć oddechu. Niezależnie, czy byłyby jakieś szkody, czy też nie. Nic się wtedy nie liczyło. Standardowo odskoczyła do tyłu, wbijając sobie do głowy, że nie mogła działać na wpół gwizdka. Wzięła głęboki oddech, zastanawiając się, co powinna zrobić.
Tym razem nie szarżowała, zrobiła dwa kroki w lewo, obchodząc go i testując, jak na to zareaguje. Właściwie nie zamierzała atakować, przy szybszym przeciwniku, zauważyła, że ten o wiele szybciej reagował. W chwilę potrafił przyjąć odpowiednią pozycję obronną.
Ciekawe..., dodała w myślach, jednak chciała czegoś spróbować. Rozpędziła się, aby przy odpowiednim dystansie (1 metr od Kamy), zejść nagle w dół. Zgięła kolana, pochylając plecy do tyłu, aby z ziemi wyprowadzić kopnięcie w zgięcie kolan. Jeśli zaatakuje jako pierwszy, natychmiastowo się wycofa, robiąc unik w przeciwną stronę do wyprowadzanego ataku oraz zniżając się, tak, że mogło się to skończyć wylądowaniem na czterech kończynach. W drugim przypadku obróci sylwetkę, w sposób, który sprawiał, iż będzie ustawiona do niego bokiem i zachowując równowagę, uderzy w drugie zgięcie. Najpierw celowała w prawą nogę, później dopiero w lewą.
Nie zapominała tym razem o uniku, nie atakując z wyprzedzeniem, zwyczajnie skoczy po skosie w lewo, zapewniając sobie obronę, wyciągnięta lewą ręką, podtrzymującą gardę. Prawa z mieczem miała zablokować cios, który ewentualnie mógłby poprowadzić z drugiej strony.
Nie możesz odpowiadać w tematach