Wóz, który kupił był skonstruowany w taki sposób, że osoba znajdująca się w jego środku otoczona była ciemnością. Na ten moment jednak nie było potrzeby, aby on czy Suiren mieli skorzystać z takiego rozwiązania. Zamiast tego obydwoje zajęli miejsce na samym przodzie, zaraz za dwoma końmi, które ciągnęły powóz. Jak to możliwe, że zwierzęta nie uciekały w popłochu na ich widok? Wszystko dzięki magicznej mocy Saidaia...
Noc była piękna. Księżyc, który jeszcze wczoraj emanował karmazynem - dziś był biały niczym kły demona. Nikt nie był w stanie stwierdzić czy to przez ten klimat, czy ogólną niechęć Suiren, nie odezwali się do siebie ani słowem.
Kiedy została zaledwie godzina do wschodu słońca, Saidai zatrzymał się przy jednym z opuszczonych, leśnych domów. Po skrupulatnym sprawdzeniu go i upewnieniu się, że żaden element struktury nie jest uszkodzony - odszedł.
Wrócił po niespełna 30 minutach. Nie był jednak sam. Kiedy wszedł do budynku, Suiren mogła zobaczyć jak w jego prawej ręce zwisa ciało kobiety. Była młoda, nie miała zapewne nawet 20 lat. Jej twarz nie zdradzała żadnego grymasu, zupełnie jakby demon pozbawił ją życia w bardzo humanitarny sposób.
Saidai rzucił ciało przed Suiren: - Powinnaś jeść. Te obrażenia nie zregenerują się same z siebie. - Po tych słowach ruszył do jednej ze ścian pomieszczenia. Siadając przy niej, oparł się plecami: - Umarła zanim dała radę uświadomić sobie co się stało. Jest jeszcze ciepła, serce przestało bić dosłownie minuty temu. - Uśmiechnął się patrząc na miejsce, gdzie powinna znajdować się ręka Suiren - Czy chcesz, abym Ci to rozdrobnił? Mogę Cię również nakarmić. - Zanosiło się na długi, ciekawy dzień.
⠀⠀Obecność Imagawy również nie napawała jej optymizmem. Gdyby przyszło jej wyjaśnić, dlaczego znalazła się w drodze do Osaki mając go za towarzysza podróży, nie potrafiłaby jednoznacznie odpowiedzieć. Być może okazało się to zwyczajnie korzystne. W imię zasady, aby przyjaciół trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej nie uciekła przy pierwszej okazji. Zamiast tego zamilkła i pogrążona we własnych myślach obserwowała uciekającą w tyle drogę.
⠀⠀Nigdy nie pojawił się też temat, który warto byłoby poruszyć. Kwestie Saidaia ograniczały się zazwyczaj do próby słownego upokorzenia kobiety, od czego nie mógł się powstrzymać nawet wtedy, gdy po środku rudery pojawił się trup.
⠀⠀— Twoje poczucie wyższości bierze się, jak rozumiem, z rozdeptywania mrówek? — odpowiedziała pozbawionym emocji głosem, najbardziej neutralnym na jaki było ją stać. Nie zamierzała dzielić się z tym mężczyzną swoimi prawdziwymi odczuciami. — Dziękuję za posiłek.
⠀⠀Złożyła dłoń w połowicznym geście wdzięczności do bogów.
⠀⠀Czy teraz również napręży się gotowy skomentować jej działania jakimś uszczypliwym komentarzem? Dobre wychowanie przy stole nie wynikało z głębokiej wiary demonicy w istnienie wyższych bytów, ale mieszkając większość żywota w wiosce poświęconej Hachimanowi nie potrafiła wyzbyć się pewnych nawyków. Nawet po utracie pamięci.
⠀⠀Zamiast skupiać się na nietakcie towarzysza podróży spojrzała w twarz kobiety. Młoda, delikatna, pod pewnymi względami bardzo do niej podobna. Długie, czarne włosy rozsypały się na podłodze, bijące od niej ciepło dało się wyczuć nawet z pewnej odległości.
⠀⠀Wyobraziła sobie, jak chwyta ją za krtań, unosi i rozbija bezwładną głowę o jedną ze ścian. Mięśnie spięły się niewidocznie, twarz Suiren pozostała obojętna. Nie zamierzała brać się za jedzenie jako pierwsza.
The silence is your answer.
Widząc jak kobieta nie ma zamiaru rozpoczynać jedzenia jako pierwsza, z lekkim westchnięciem podniósł się z ziemi. Jego krok był powolny, ale pewny - widać było, że mężczyzna jest osobą, która potrafi samym swoim ruchem pokazać, że znajduje się ponad innymi istotami. W końcu trafił do miejsca docelowego, którym była druga strona przyniesionego przez niego truchła. Mężczyzna klęknął nad swoją ofiarą i zaczął powoli ściągać z niej ubranie. - Taka mała osóbka nie wystarczy, abyś była w stanie zregenerować wszystkie swoje obrażenia. - Ostrym pazurem rozciął kobiecy brzuch od mostka aż do pasa. - Niemniej jednak jeśli nie będziesz jeść w ogóle to opadniesz z sił całkowicie i wtedy jedyne co Cię uratuje to karmienie przeze mnie. - Saidai szybkim ruchem wbił swoją dłoń w stworzone wcześniej rozcięcie. Przeciskając się przez mięśnie brnął coraz dalej i dalej, aż w końcu trafił na cel swojej "podróży". Ściskając pewnie organ, wycofał rękę. Zakrwawiona wątroba była dosyć duża jak na tak młodą kobietę. Jej wygląda zaś zapewniał, że była w stu procentach zdrowa. Wysuwając dłoń w stronę Suiren, spojrzał na nią. Jego wzrok był chłodny, niemalże mrożący. - Jedz. - Wydało się z jego ust, które teraz przypominały bardziej zaledwie cienką linię na twarzy.
⠀⠀— Straciłam trochę krwi, nie rozum, Imagawa — wymamrotała z ledwością rozchylając wargi.
⠀⠀On, dla odmiany, wydawał się nietknięty, a tymczasowa niepełnosprawność demonicy najwyraźniej napawała go zachwytem. Kiedy po raz kolejny wspomniał uprzejmie o możliwości nakarmienia, przymknęła powieki z zażenowania. Może jego zachowanie względem tamtej marechi nie było wyłącznie grą, a wielki i straszny cesarski szlachcic lubował się w niesieniu zbędnej pomocy?
⠀⠀Z ledwością powstrzymała się od rozbawionego westchnienia.
⠀⠀— Rzeczywiście, alternatywa wydaje się okropna — odparła z uprzejmym uśmiechem skierowanym do trupa. Brak jednej kończyny nie przeszkodził jej w samodzielnym obsłużeniu się. Rozchyliła płat brzuszny i rozciągnęła dłonią gładki mięsień, a pazurem u małego palca podcięła sztywną tkankę. Dopiero wtedy podniosła wzrok na wyciągniętą w jej kierunku rękę.
⠀⠀Wnętrzności parowały na chłodnym powietrzu, zapach był tak intensywny, że wręcz mdlący.
⠀⠀— Nie wierzę w bezinteresowną pomoc — zaczęła, odkładając ubrudzoną krwią dłoń na kolano. Ta sama sztuczka nie zadziała dwa razy. Twarz, która w jej wspomnieniach jak żywo zmieniała kształty, formowała się w makabryczny obraz była teraz bezsprzecznie ludzka. Tylko ludziom wydawało się, że mogą przygiąć kogoś do swej woli gimnastykując mimikę.
⠀⠀Kiedyś była owcą, którą drapieżnik zagonił pod skalną ścianę, lecz właśnie dzięki temu odkryła, że może zacząć się wspinać. Nie musiała ufać innym, by wierzyć we własną wartość. Tam, gdzie kiedyś odbijał się lęk, teraz błyszczał jasno węgielek. Jeszcze nie ogień, nie żar zdolny pochłonąć wszystko wokół, lecz płomieni nie da się już powstrzymać. Świat prędzej czy później spopieli pożoga. Skupiła na nim rozpalone spojrzenie. — Czego ode mnie chcesz?
The silence is your answer.
W końcu z ust kobiety padło pytanie, które zdawało się brzęczyć w uszach Saidaia od jakiegoś czasu - "Czego ode mnie chcesz?". Twarz Imagawy nie zmieniła swojej mimiki nawet na chwilę, a jego karmazynowe oczy dalej wpatrywały się w kobietę. Minęło zaledwie kilkanaście sekund, ale zarówno dla niego jak i rozmówczyni wydawać się mogło iż spędzili w takim zawieszeniu długie godziny. W końcu nadszedł jednak moment, w którym ciało Imagawy powoli ruszyło się, co w konsekwencji doprowadziło do tego iż po kilku sekundach stał on już nad kobietą i ich pożywieniem. Patrząc przez chwilę na dwójkę u swoich stóp, poruszył dłonią i skierował znajdującą się w niej wątrobę wprost do swojej paszczy. Odrywając kawałek, poczuł jak krew rozlewa się na jego brodzie i cieknie z kącików. Przeżuwając, odwrócił się do Suiren plecami i zrobił kilka kroków w stronę ściany. Saidai uważał, że poruszanie się podczas przeżuwania i przełykania zdecydowanie lepiej działa na organizm. Kiedy udało mu się już pożreć dały organ, wyciągnął zza pazuchy kawałek szmaty i przetarł sobie nią dłoń. Następnie schował ją, a dłonie swoje umieścił za plecami, wkładając jedną w drugą. Jego głowa powoli uniosła się do góry, a wtedy w pomieszczeniu rozległ się jego głos: - Tu nie chodzi o to czego ja chcę, a o to co przygotował dla nas prawdziwy Bóg tego świata. - Zrobił powolny obrót o 180 stopni i zniżył głowę tak, aby móc spojrzeć na Suiren: - Poczułem się w obowiązku, aby ocalić zbłąkaną duszę i dać jej szansę na odkupienie swoich win. Jednakże... Ty chyba otrzymałaś już wystarczającą karę, nieprawdaż? - Słowa te wypowiedział patrząc na miejsce gdzie powinna znajdować się ręka Suiren. - Co do dziecka zaś... - Uśmiechnął się szeroko. - Dar ten zostaje już przygotowany do największej ofiary dla jedynego, który może rządzić tym światem. - Początkowo sympatyczny uśmiech na licu Saidaia zaczął blaknąć, a jego twarz delikatnie spoważniała. - Przyłącz się do mnie i razem żyjmy wedle jego przykazań - tego od Ciebie chcę. - Postawa Saidaia ewidentnie dała do zrozumienia Suiren, że aktualnie to on jest na pozycji, która dyktuje warunki.
⠀⠀Zacisnęła dłoń; paznokcie zostawiły na skórze ślady w kształcie półksiężyców.
⠀⠀— Imagawa, jesteś draniem — stwierdziła tonem zarezerwowanym dla największych oczywistości. — Dlaczego miałabym chcieć cię posłuchać?
⠀⠀Wypuściła powietrze z płuc i obniżyła ramiona, dając upust nagromadzonemu przez długą jazdę zmęczeniu. Przyjemnie było podróżować wozem, lecz ceną za te wygody miała dopiero poznać. Im wcześniej, tym lepiej, pomyślała, kiedy mężczyzna długim wywodem zaczął opiewać własne idee. Z każdym kolejnym zdaniem brwi Suiren opadały, na oczodoły padł cień.
⠀⠀Powiedzieć, że się z nim nie zgadza byłoby niedomówieniem. Odchrząknęła. Postanowiła potraktować jego słowa na poważnie, a nie wyłącznie jako nieśmieszny żart.
⠀⠀— A cóż takiego dla nas przygotował? Co przykazał? Gdzie jest teraz, gdy w jego imieniu padają tak górnolotne słowa? Jesteśmy narzędziami, Imagawa. Przestać bawić się w boga, bo w oczach demonów nie jesteś nikim szczególnie ważnym. Stwórcy nie interesuje czy urodziłeś się w chlewie, czy w cesarskim pałacu. Jego interesuje wyłącznie, co możemy dla niego zrobić, w jaki sposób da się nas wykorzystać — mówiła cierpko. ⠀— U jego boku wyprostowani stoją wyłącznie Kizuki. Przypomnij sobie z jaką uległością lizałeś ziemię, gdy przemawiał. Stłamszony, zgarbiony, przyciśnięty do ziemi niczym marionetka... kara? — prychnęła z niedowierzaniem. — Dlaczego Stwórca miałby mnie ukarać za zwycięstwo? Nie. Straciłam rękę w walce, kładąc na ziemię przeciwnika, który miał wszelkie prawo odciąć mi głowę. Czy z próżności traktujesz wszystkie swoje rany jako czyn boskiej ręki? Muszę cię uświadomić, że to wyłącznie wynik twojej słabości, a nie boskiego osądu. Nie interesujesz go, dopóki grzecznie spełniasz swoją powinność. Kij zatopiony głęboko w twoim odbycie nie ma z tym nic wspólnego.
⠀⠀Sapnęła przez nos i z irytacją wyrwała kolejne pasmo mięśni, którego krawędź nadgryzła. Brak kończyny w niczym jej nie przeszkadzał, wiedziała jak sobie radzić; nie była tą biedną, zagubioną owieczką. Była wolna.
⠀⠀— Nie interesuje mnie twoja fanatyczna sekta. Potrzebujesz służących, aby podawały ci herbatę? A może mięsa, które rzuci się w bój za naciągane idee? Jeżeli cały czas będziesz kryć się za plecami podwładnych, to prześcignę cię na szczeblach hierarchii zanim zdasz sobie z tego sprawę. Sądzę więc, że mnie nie zrozumiałeś. — Zaśmiała się cicho, lecz nie uśmiechnęła. — Czego ode mnie chcesz i co możesz mi zaoferować w zamian?
The silence is your answer.
Kiedy tylko usłyszał jak kobieta zaśmiała się, poczuł jak coś w nim pęka. Macka stworzona z komórek ręki niczym bicz poleciała w stronę kobiety. Ruch miał być tak zaskakujący i szybki, aby nie dać demonicy ni chwili na reakcję. Kiedy trafił w twarz, pozostawił po sobie głęboki bruzdy - zupełnie jakby to szpony samego Saidaia wbiły się w lico Suiren:
- Jak śmiesz wypowiadać się w ogóle w taki sposób? Jak śmiesz myśleć, że jesteśmy jedynie narzędziami? - Bicz zniknął w dłoni mężczyzny, a on zrobił krok do przodu. - Zyskałaś wieczne życie. Ciało, które nigdy się nie starzeje. Wszystko to jedynie za odrobinę lojalności. - Saidai ponownie stanął przed Suiren, a ta mogła znów poczuć znajomy niepokój - ten sam, którego doznała podczas ich pierwszego spotkania w Asakusie. Feromony Saidaia miały tylko jeden cel - zastraszyć. - Wygrałaś? - Uśmiechnął się. - Trójka demonów walczyła z jednym zabójcą i ledwo uszła z życiem. Ty nazywasz to wygraną? Gdzie w takim razie głowa? Czy masz gdzieś ostrze nichirin, które miałaś złożyć w hołdzie? - Karmazynowe oczy Saidaia zapaliły się. - Gdzie jest dowód Twojego zwycięstwa? Na ten moment jedyne co widzę to dobitą, wybrakowaną i zniszczoną szczeniarę.
⠀⠀— Nie zyskasz niczyjej lojalności zachowując się jak rozwydrzone dziecko — Uśmiechnęła się gorzko unosząc w górę niewidoczny z perspektywy mężczyzny kącik ust. Patrzyła przed siebie nieobecnym wzrokiem, znajdując się w szopie ciałem, lecz nie myślami. — Możesz mnie okładać, ile Ci się tylko podoba. Możesz mnie rozszarpać i pozwolić umrzeć na słońcu. Nie przymusisz mnie do swojego myślenia. Jestem wolna.
⠀⠀Przymknęła powieki i uspokoiła oddech, powietrze nie było jej do niczego potrzebne. Nie mogła umrzeć. Nie było tu marechi, której woń mieszała w jej głowie, nie było wisteri aby paraliżować mięśnie. Nie miała powodu się bać, strach był nienaturalny. Teraz wiedziała już, że w Asakusie padła ofiarą drugiego demona, a nie własnej słabości.
⠀⠀— Jestem lojalna, ale komuś innemu. Stwórcy. Nie jego miernym podróbkom. — Spojrzała na niego spod długich rzęs. — To cię gryzie — mówiła spokojnie, wręcz leniwie w kontraście do drapieżnych słów Imagawy. Pozwoliła krwi ściekać po bladej skórze, aby sięgnęła w końcu podłogi. Zaśmiała się bezgłośnie. — Żałosne.
⠀⠀Ułożyła dłoń na kolanie. Cicha, przygarbiona. Stach przepływał jej ciało falami, wzbudzał niepewność, padał gęstą mgłą na odbiór otoczenia.
⠀⠀Gdzie w takim razie głowa? Czy masz gdzieś ostrze nichirin, które miałaś złożyć w hołdzie?
⠀⠀Zaśmiałaby się, jeszcze raz, gdyby tylko mogła, ale wargi zastygły w bladym wyrazie zaniepokojenia napływającego z zewnątrz. Nie miał pojęcia o czym mówi, wypluwał bzdury wyssane z palca. W przypływie desperacji posuwał się nawet do kłamstwa. Nie zamierzała niczego mu udowadniać, ale zębatki przeznaczenia zostały wprowadzone w ruch.
⠀⠀Krople krwi dosięgły wreszcie gruntu. Szkarłat zaperlił się i uniósł nienaturalnie. Powoli zaczęły otaczać ją dorodne, czerwone kwiaty gęsto zaścielając podłogę szopy. Klęczała sparaliżowana lękiem, lecz wyglądała tak spokojnie, jakby zamiast drżeć oddawała się modłom.
The silence is your answer.
Eteryczny kubeł zimnej wody rozlał się na całe ciało Saidaia. Czy realnym byłoby, aby popełnił błąd? A co jeśli kobieta, która teraz przed nim klęczy również została pobłogosławiona? Może ich spotkanie w Asakusie wcale nie było przypadkowe, spowodowane jedynie krwią Marechi. Może najjaśniejszy Pan wysłał ją tam, aby dać Saidaiowi do zrozumienia, że kochać można Boga w inny sposób, ale jednocześnie też spełniać jego wolę?
Suiren mogła poczuć jak wytworzone przez Saidaia feromony zaczynają się cofać, opuszczać pomieszczenie, a także i samą ją. Trwało to chwilę, ale poczucie przerażenia powinno powoli zanikać. W tym samym czasie Imagawa wykonał parę kroków w stronę klęczącej kobiety. Kiedy w końcu znalazł się obok niej, przyklęknął. - Wybacz mi ten nietakt. - Wysunął powoli dłoń w stronę jej twarzy. Nie działał tym razem tak nagle jak w Asakusie. Tym razem chciał, aby kobieta zrozumiała, że nie ma złych zamiarów. - Ja.. Nie zdawałem sobie sprawy jak wielkim cudem jesteś. - Położył swoją dłoń na jej poliku. - Ty na prawdę wielbisz jedynego i prawdziwego Boga... Czyż nie? - Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, który dostrzec mogła kiedy delikatnym ruchem dłoni podniósł jej twarz. Wykorzystując swoje komórki wprowadził w tym samym czasie trochę własnej krwi do jej ciała, aby przyspieszyć regenerację stworzonych przez siebie ran. - Chciałbym żebyśmy ze sobą współpracowali. - Słowa te przeszły Saidaiowi ciężko przez gardło. Dotychczas nie spodziewał się, że kiedykolwiek uzna innego demona za równie pobłogosławionego co on. Tym razem jednak wydawało mu się, że stoi przed istotą uwielbioną przez stwórcę.
⠀⠀Blada dłoń sięgnęła po jeden z kwiatów, którego płatki rozpostarły się na boki układając idealnie na dnia wyciągniętej ręki. Pomimo natłoku roślin ich słodki zapach nie był przejmujący, niósł w sobie zarówno groźbę, jak i nadzieję. Czerwień w jej dłoni zapłonęła, chociaż żar nie parzył skóry.
⠀⠀Ah, zrozumiała powoli przyglądając się jak ogień tańczy na jej dłoni. Decyzja należy do mnie.
⠀⠀Zamrugała i obraz rozległych pól znikł, znowu klęczała na podłodze starej chaty otoczona przez lilie utworzone z jej krwi, policzek piekł po otrzymanym ciosie, a dłoni, która w wizji podtrzymywała ogień nie było w ogóle.
⠀⠀Wybacz mi ten nietakt.
⠀⠀Wciągnęła powietrze nosem i wstrzymała oddech, cień zbliżający się od boku naciągnął jej nerwy do skraju wytrzymałości. Syknęła i instynktownie uderzyła w wyciągniętą ku niej rękę cofając się na tyle, na ile pozwoliła jej obecna pozycja.
⠀⠀Przez chwilę oddychała ciężko, szeroko otwartymi oczami analizują nową sytuację. Wzrok prześlizgiwał się z dłoni, na twarz mężczyzny i z powrotem.
⠀⠀— Odsuń się. Demony to nie twoje zabawki — warknęła, marszcząc podbródek z obrzydzeniem.
⠀⠀Może sama określiła boskie twory mianem narzędzi, ale nadal uważała je za bardzo indywidualne istoty. Każdy demon z osobna decydował o swoim losie, wiedział w jaki sposób będzie najbardziej użyteczny dla wizji swojego pana. Brzydziła się tymi, które bezmyślnie wykonywały każde polecenie.
⠀⠀— Straciłam ochotę, żeby poruszać ten temat. Myśl sobie o mnie, co tylko chcesz. — Wsparła się na ręce i uniosła ciało do pionu. Przekroczyła krwawe kwiaty, które zamieniły się w płynne plamy ciemnej czerwieni. Zatrzymała się blisko drzwi i obróciła, żeby spojrzeć na klęczącego poniżej Saidaia. — Twoje idee nie stanowią dla mnie żadnej wartości. Myślałam, że wyraziłam się jasno. Gardzę tobą i twoim terrorem, a dodatkowo nie masz mi nawet niczego do zaoferowania. Zapytał dwa razy... trzeci raz tego nie zrobię. Od początku tej dyskusji moja cena wzrosła dziesięciokrotnie. A za każdy kolejny idiotyczny wyskok ponownie pomnożę tą liczbę. Nadal chcesz negocjować z użyciem siły?
The silence is your answer.
Czego tak na prawdę mógł oczekiwać Imagawa? Uderzenie w twarz, rozpłatanie skóry i spowodowanie krwawienia na pewno nie było dobrym początkiem budowania relacji. Czasem jednak Saidai zapominał, że kiedy spotykają się dwa demony to ich pochodzenie oraz status społeczny nie mają niemalże żadnego znaczenia, a jedynie pozycja w demonicznej hierarchii mogła dawać przywileje.
Odbicie jego dłoni bardzo szybko przerodziło się w ruch ze strony kobiety. Słowa, które wypowiedziała, a także wymowne ruchy, które temu towarzyszyły, dały Saidaiowi bardzo duży obraz Suiren. Nie było tajemnicą, że po spotkaniu w Asakusie Imagawa miał bardzo konkretne zdanie o czarnowłosej. Po pierwsze uważał, że jest ona bardzo słaba - zarówno fizycznie jak i psychicznie. Jej zachowanie wyraźnie wskazywało, że jest istotą nie do końca świadomą swoich możliwości, a także łaski jaką otrzymała. Niemniej jednak jej słowa, a także dalsze zachowanie - chęć zmienienia myślenia Yukino, która była już wtedy w "panowaniu" Imagawy była godna podziwu i uznania.
Kiedy kobieta przeszła obok niego i zaczęła kroczyć w stronę drzwi, Saidai zaczął zastanawiać się nad tym dlaczego ich ukochany stwórca postawił ich na przeciw siebie. Oboje ewidentnie prezentowali zupełnie inne wartości życiowe. Jego cele i sposób posługi kompletnie odbiegały od tych, które (przynajmniej na pozór) przedstawiała kobieta. W końcu padły ostatnie słowa kobiety, które echem rozbrzmiały w głowie demona. "Nadal chcesz negocjować z użyciem siły?".. Siły? To fakt, użył jej w akcie utraty samokontroli. Nie to jednak wzbudziło w nim konsternację. "Negocjować..".. Dlaczego miałby z nią negocjować? Od początku kiedy tylko się spotkali Saidai za wszelką cenę chciał ją zrekrutować do swojego stada i obdarzyć opieką. Dlaczego więc kobieta cały czas odbierała to jako formę negocjacji - swoistej walki, która w umyśle mężczyzny nigdy nie miała miejsca?
Imagawa powoli obrócił się na kolanach, a następnie przekładając powoli nogi, usiadł na tyłku. Jego czerwone oczy spojrzały na Suiren, a wyraz twarzy wskazywać mógł jedynie szczerość nadchodzących intencji: - Dlaczego cały czas odbierasz nasze spotkanie jako swoistą walkę? Czy to jest pokłosie sytuacji, która miała miejsce w Asakusie? Nie mogłem wtedy pozwolić Ci na zabicie tej dziewczyny. - Zamilkł na chwilę. - Nie mam zamiaru negocjować. Uważam jednak, że zaczęliśmy od bardzo złej stopy. Pozwól więc, że zaczniemy od początku... - Przełknął powoli ślinę. - Dlaczego tak bardzo odbierasz mnie jako tego złego? - Poznanie sedna problemu w tym momencie wydało się Imagawie kluczowe do dalszych działań.
⠀⠀Zrobiłaby to bez zastanowienia, gdyby nie utknęła tu ze względu na porę dnia. Dłoń zawisła nad framugą - kiepski argument, gdy na zewnątrz paliły promienie słońca. Przepełniało jej to nieopisaną irytacją. Wszystko wskazywało na to, że utknęła tu z demonem, który działał jej na nerwy zwyczajnie oddychając. Trochę na własne życzenie. Nigdy nie powinna zgadzać się na tą podwózkę.
⠀⠀Westchnęła zrezygnowana, odwracając się plecami do drzwi.
⠀⠀— Imagawa Saidai, prawda? Nie raczyłeś się nawet przedstawić. Musiałam wywnioskować to ze wcześniejszej rozmowy. — Uniosła dłoń do twarzy, rozcierając sobie nasadę nosa. Czuła się jak nielubiana sąsiadka karcąca rozrabiające na jej podwórku dziecko. Lista przewinień demona była imponująco długa, jak na tak krótki staż ich znajomości, a przy tym Suiren miała pewność, że większość z nich mężczyzna zbyje machnięciem ręki. Nie da się zrozumieć odczuć drugiej osoby, kiedy empatia to wyłącznie piękna idea. — Ja nie posiadam imienia. Zniknęło razem z moim poprzednim życiem. To sam Stwórca nadał mi obecne miano - Suiren. I nic poza tym. Wszystko co osiągnęłam, zdobyłam własnoręcznie.
⠀⠀Napięła dłoń zwijając palce do jej wnętrza. Zwykłe, ludzkie paznokcie, a nie pazury demona, pod którymi znajdowała się warstewka ciemnego brudu. Czasami dosłownie wydrapywała sobie przejście, aby sięgnąć celu. Nie urodziła się ze srebrną łyżką w buzi, nie została pobłogosławiona dłonią Stwórcy na dzień dobry, każdego dnia musiała udowadniać wszystkim dookoła, że nie doznała przemiany za sprawą przypadku. A ciężar wcale nie malał.
⠀⠀— Dla ciebie istotny jest tylko Stwórca. Jeżeli patrząc na mnie, widzisz jedynie jego dzieło, to mamy tu pierwszy dysonans. Jestem czymś więcej, niż pobłogosławionym workiem mięsa. Bóg tchnął życie w martwe ciało, resztę osiągnęłam sama. — Wyprostowała jeden palec. — Nie rozumiem, dlaczego mierzwi cię tak słowo negocjacje. Nie jesteś ode mnie lepszy. Z jakiegoś powodu zapragnąłeś zgarnąć mnie z Edo, a to oznacza, że chcesz mi coś zaoferować... nie mam racji? Doskonale radzę sobie sama, więc nie przekonasz mnie do siebie, bez poważnej oferty. Dotychczas nie przedstawiłeś mi żadnej korzyści tej znajomości. Gadasz od rzeczy próbując udowodnić jedynie swoją wyższość. — Wyprostowała drugi palec. — Próbujesz wpłynąć na moje postępowanie swoimi zdolnościami, a na dodatek rozcinasz mi policzek, tylko dlatego, że mamy rozbieżne zdania. Nie zobowiązuje mnie względem ciebie żadna kultura, której brak w Asakusie tak mocno mi wypominałeś, a jednak to nie ja podniosłam tutaj rękę. Mogłabym Ci oddać, ale nie czuję, by było warto. — W powietrze powędrował trzeci wyprostowany palec. W tym momencie też przestała liczyć, poddała się. Mogłaby mówić przez resztę dobry, aż słońce schowa się za horyzontem. — To ocena bardzo subiektywna, ale nie jesteś typem towarzysza podróży, o którego zabijają się wędrowcy. Nie musisz traktować mnie jak ułomną, tylko dlatego, że walcząc straciłam ramię. Zgodziłam się z tobą pójść z czystej ciekawości.
The silence is your answer.
Usta kobiety w pewnym momencie rozwarły się i wypełniły pomieszczenie dźwiękiem jej słów. Imagawie z każdą sekundą, a także uniesionym przez demonicę palcem, zaczęło napływać coraz więcej myśli do głowy. Słuchając swojej towarzyszki i tego co ma do powiedzenia, uświadamiał się coraz bardziej, że ich wcześniejsza rozmowa powinna wyglądać zupełnie inaczej. W końcu podniósł się ostatni, trzeci palec, a słowa przestały wydobywać się z gardła Suiren. Nadszedł moment, w którym to Saidai miał w końcu zabrać głos.
Opierając się ręką o podłoże przeniósł na nią swój ciężar, a następnie całkowicie podniósł się z ziemi. Prostując swoje ciało spojrzał na Suiren. Wykonał dwa kroki do przodu, tak aby znaleźć się przed kobietą - zachowując jednak odpowiednią przestrzeń zarówno dla siebie jak i dla niej. Nie miał już zamiaru naruszać jej strefy komfortu.
Czerwone ślepia spojrzały wprost w oczy demonicy.: - Mylisz się. Stwórca jest dla mnie osobą, która wybrała mnie, Ciebie, a także wielu innych, abyśmy jako jego dzieci kroczyli swoimi ścieżkami i czynili wiele ku jego chwale. Ludzie posiadają swoich fałszywych bogów, my mamy jego. Dla każdego z nas powinien być on bardzo ważnym elementem nowego życia - to w końcu jemu zawdzięczamy to, że dalej tu jesteśmy. - Na twarzy Imagawy pojawił się niknący uśmiech. - Jesteśmy tutaj właśnie dlatego ile osiągnęłaś sama. - Saidai zrobił mały krok do przodu. - To co różni nas demony od ludzi to to, że każde z nas ma równe szanse. W przypadku ludzi wiele zależne jest od tego gdzie się urodzisz, w jakie środowisko trafisz, a także to jak spędzisz najważniejsze rozwojowo lata swojego życia. My zaś wszyscy zaczynamy równi - nasze ciała są jednakowo silne, pragnienia identyczne, a sposób rozwoju identyczny. To co osiągniemy zależeć będzie jedynie od nas samych. - Saidai delikatnie przełknął ślinę. - W naszym gatunku istnieje wiele istot, które nie potrafią wykorzystać danej szansy i plugawią jestestwo nasze, a także imię naszego Stwórcy. Oznacza to, że zarówno jak w świecie zwierząt i ludzi, istnieją jednostki, które nie mają prawa żyć. Ty z kolei... - Uśmiech delikatnie się rozszerzył. - W Asakusie i w Edo pokazałaś mi jak bardzo potrafisz walczyć ze swoimi pragnieniami, a także zwierzęcymi popędami. Traktowałem Cię swoją sztuką krwi i próbowałem zmusić do uległości. Ty pomimo tego wszystkiego nie ugięłaś się. Widziałem w Twoich oczach strach, ale jednocześnie też ogromną wolę walki. Zaimponowałaś mi wtedy... I to bardzo. - Zrobił krok do przodu i znalazł się na wyciągnięcie ręki od kobiety. - Z początku widziałem Cię jako część mojego stada. Jako istotę, którą będę mógł bronić i jednocześnie wykorzystywać do własnych celów. Pokazałaś mi jednak, że nie jest to pozycja, która mogłaby Cię satysfakcjonować. Dlatego też proponuję Ci partnerstwo. Działajmy razem, wspólnie. Dzięki moim kontaktom i możliwościom w Edo będziesz bezpieczna. Nie zabraknie Ci również pożywienia, w którym dosłownie będziesz mogła przebierać. Wydaje mi się, że takie rozwiązanie byłoby korzystne zarówno dla Ciebie jak i dla mnie. Terytorium, którego nie musisz bronić, a jednocześnie czujesz się też jak u siebie. W sytuacjach kryzysowych, takich jak panoszenie się tych żywiołowych psów, współpracowalibyśmy ze sobą. - Jego oczy złagodniały. - Miałbym jeszcze jedną propozycję, ale do tego muszę wiedzieć... Z jakiej kasty społecznej pochodzisz? - Saidai czekał w cierpliwości na odpowiedź kobiety. Wiedział, że w tym momencie odsłonił wszystkie swoje karty, ale nie mógł zrobić inaczej - Suiren była dla niego zbyt ważna, aby pozwolić sobie zaprzepaścić tę relację.
⠀⠀Jeżeli Saidai chciał pozostać najwierniejszym sługą Boga, to Suiren celowała znacznie wyżej. Sama zamierzała postawić stopę w panteonie.
⠀⠀— Na równi, tak? Może nawet przyznałabym ci rację, gdybyś nie brylował w cesarskim mieście chełpiąc się swoim ludzkim urodzeniem. Jakim cudem udało ci się oszukać cały dwór po utracie wszystkich wspomnień? — Przewróciła oczami i zawiesiła zdrową dłoń na kikucie jako odpowiednik skrzyżowanych ramion. — Nie... nie odpowiadaj. Podejrzewam, że cała szlachta to skończeni idioci.
⠀⠀Zawiesiła wzrok w przestrzeni. Żałowała, że szopa okazała się tak beznadziejne pusta, bo kiedy Imagawa ciągnął swój wywód, znudziło ją patrzenie prosto przed siebie. Oczy spoczęły na twarzy martwej kobiety, ale jej ziemista skóra i sine, matowe usta zaczęły kojarzyć się demonicy z ryjem leśnej świni. Ludzie rzeczywiście wyglądali jak worki mięsa, a pozostawieni na powietrzu puchli niczym truchło wypełnione larwami.
⠀⠀Dopiero wtedy, gdy minęło wywołane tym skojarzeniem obrzydzenie, zmrużyła powieki i w ciszy analizowała wypowiedziane przez mężczyznę słowa. Mimowolnie prześlizgnęła wzrokiem po jego rękach upewniając się, że nie zamierza znowu pobłogosławić ją łaską swojego dotyku. Miała już dość ludzi, którzy pchali się z łapami tam, gdzie nie powinni.
⠀⠀Zmiany, które zaszły w mowie i zachowaniu demona były tak ogromne, że Suiren czuła się, jakby nieświadomie przeskoczyła kilka rozdziałów książki. Gdyby trzymała dystans po miesiącach od ostatniej rozmowy, można by jej zarzucić, że jest małostkowa, ale od wybuchów gniewu nie minęło więcej, niż kilkanaście minut. Powietrze było dusząco słodkie, choć tym razem nie przez zdolności Imagawy.
⠀⠀Odwróciła się na pięcie i postąpiła kilka korków w stronę wolnej przestrzeni. Cały czas podtrzymywała kikut, uniosła spojrzenie na sufit. Nie odpowiedziała od razu, pozwoliła by cisza przeciągnęła się nieznośnie. Nieusatysfakcjonowana.
⠀⠀— Co zrobisz, jeżeli nie przystanę na twoją propozycję? — Musiała znać alternatywy. Chciała zobaczyć jego reakcję. Nikt nie łykał pierwszej z brzegu oferty. Wielka ryba pożerała średnią, średnia mniejsza, a najmniejsza łapała za haczyk cierpiąc konsekwencje metalu wżynającego się w skrzela.
⠀⠀Zawirowała ponownie, przyłączyła do siebie nogi i stanęła wyprostowana jak struna. Zdrową dłoń pokryły liczne, długie ptasie pióra, którymi zasłoniła usta, niczym dama wachlarzem. Uśmiechnęła się kpiąco za zasłoną z pierza.
⠀⠀— Jestem demonem. Moje pochodzenie nie powinno mieć chyba znaczenia? — odpowiedziała na pytanie pytaniem, z tonem całkowitej powagi.
The silence is your answer.
Słysząc słowa kobiety uśmiechnął się mimowolnie: - Tak, to zwierzęta, które utrzymują swój status jedynie dzięki więzom krwi. - Podobnie wyglądało to po przemianie Imagawy. Pierwotny instynkt zabijania szybko został zniwelowany na służce. Ruch ten na szczęście został niemalże całkowicie zatuszowany. W końcu bogaci, wysoko urodzeni chłopcy, często miewali zachcianki, które trzeba było spełniać. Nie wyciągnięto też z tego konsekwencji, gdyż wydarzenie to uznane zostało za moment kulminacyjny w życiu Imagawy - przestał być on wtedy chłopcem, a stał się mężczyzną, którego wszyscy pragnęli zobaczyć. Zimny, w pewien sposób całkowicie bezduszny - został kandydatem na idealnego doradę, który byłby zdolny zastąpić jego ojca.
Tutaj jednak to wszystko wydawało się nie mieć kompletnie żadnego znaczenia. Suiren nie była człowiekiem, nie zależało jej na dobrach doczesnych ani tytułach. Ich postrzeganie wierności też w pewien sposób się od siebie różniło. Miało jednak pewien element wspólny, który (w mniemaniu Imagawy) udało mu się dostrzec.
W końcu padło pytanie, którego Imagawa spodziewał się w pewien sposób usłyszeć. Zwrócił swój wzrok na Suiren, a jego karmazynowe oczy zdawały się płonąć żywym ogniem: - Wtedy odstawię Cię do Osaki. Następnie pomogę Ci w polowaniu abyś jak najszybciej wróciła do zdrowia. Kiedy w końcu się to uda - opuszczę to miasto i wrócę do Edo, abyśmy i ja i Ty mogli wieść swoje żywota. Jednakże.. - Ruszył powoli w stronę kobiety. - Uważam, że działanie razem może przynieść nam dużo większe korzyści. Takie, których w pojedynkę nigdy nie dalibyśmy rady osiągnąć. - Zamilkł na chwilę. To co miał teraz powiedzieć mogło w bardzo dużej mierze zaważyć o tym co miało dziać się w przyszłości. Wierzył jednak w to, że wypowiadając te słowa da do zrozumienia kobiecie jak wartościowa stała się dla niego: - Będę gotów zasłonić Cię swoim własnym ciałem jeśli będzie trzeba. - Po tych słowach wziął głęboki oddech i powoli wypuścił powietrze. Przeszedł kilka kroków i stanął przed kobietą. - Jeśli zgodzisz się przyjąć tę propozycję to chciałbym, abyś rozważyła również poślubienie mnie. W sytuacji kryzysowej, jeśli moje życie dobiegnie końca to Ty przejmiesz wszystko po mnie - wraz z planem naszego Stwórcy. - Oczy Imagawy patrzyły wprost w oczy Suiren. Saidai wierzył teraz tylko w to, że kobieta dostrzeże jak dużą ofertę jej przedstawił.
⠀⠀Kącik ust drgnął jej niezauważalnie. A może to tylko gra światła sprawiła, że w bladym, gładkim policzku pojawił się na ułamek sekundy cień uśmiechu? Kiedy opuściła opierzoną dłoń, jej oblicze miało wyraz idealnej obojętności. Emocje niczym powidoki padały na jej twarz i znikały po zaledwie mrugnięciu. Pusty, odległy wzrok zawisł w przestrzeni gdzieś ponad głową Imagawy.
⠀⠀Gdzieś wysoko, przy samym dachu wąskie deski przepuszczały odrobinę światła, na tle którego przesuwały się leniwie drobinki kurzu. Wąska linia blasku padła prosto na jej twarz, więc mimowolnie zmrużyła oczy. Czuła jednak, jakby ta ostra linia przecinająca mrok przechodziła prosto przez nią; jakby sama była zaledwie cieniutką warstwą materiału falującego za sprawą kaprysów wiatru. Tak niewiele rzeczy trzymało ją jeszcze na ziemi.
⠀⠀— Ah, nie ma mowy — zaśmiała się lekko i pomachała ręką przed twarzą, jakby odganiała od siebie niezwykle zabawną myśl. — Jeżeli proponujesz mi coś tak absurdalnego, to tylko dlatego, że zwyczajnie mnie nie znasz. Nie znasz słabych i mocnych stron figur rozstawionych na planszy. Intrygujące, ale pochopne. — Uśmiechnęła się, rzucając mu spod długich rzęs przeciągłe spojrzenie. — Ze swoją pozycją społeczną mógłbyś rzucić propozycję zaślubin którejś Kizuki, ale nie zrobisz tego, prawda? Bo im bliżej szczytu tym cięższy staje się ten balast. Niedługo sam się przekonasz, że kurczowe trzymanie się przeszłości jedynie cię ogranicza.
⠀⠀Gdyby tylko pozwoliła jej na to kondycja, splotłaby ze sobą palce. Bez jednej kończyny czuła się pozbawiona właściwej ekspresji, którą zwykle rekompensowała sobie swoją płytką mimikę. Przeciągnęła więc spojrzenie na bok, w kierunku trupa.
⠀⠀— Niezwykle to wszystko piękne, ale... po co ci to? Widzisz Imagawa. Jestem egoistką, nie interesuje mnie los innych demonów. Jeżeli godzę się na towarzystwo jakiegoś, to tylko i wyłącznie dlatego, że dostrzegam w związku z tym pewne korzyści. Nie zamierzam niczego od siebie dawać. Nie śpieszę się. Na szczyt prowadzi wiele dróg. — Uklękła przed ciałem spoglądając na fragment naderwanych wcześniej mięśni. Wierzchnia warstwa krwi zdążyła już nieco stężeć, ale pod spodem nadal kryło się sporo sycących organów. Zazwyczaj jadła - po prostu, bez wybrednego rozglądania się za najlepszymi kawałkami. Wszystko i tak smakowało identycznie. Rozczarowaniem. — Jestem rozczarowana. Sądziłam, że zaproponujesz mi coś interesującego, jak chociażby zabicie szoguna. Nie żeby było to moim celem... pewnie i tak smakuje tak samo, jak każdy z jego podwładnych. — zażartowała i zatopiła dłoń w otwartym brzuchu, w miejscu z którego nadal wylewała się ciepła krew. Ostrożnie oblizała palce, pogrążona mimowolnie w dalszych rozmyślaniach. — Jeżeli zależy ci na współpracy, to może zacznijmy od bardziej przyziemnych gestów, kroczek po kroczku. Wytniesz dla mnie serce? — zapytała swobodnie. — A w międzyczasie możesz mi opowiedzieć coś więcej o swoich motywach.
The silence is your answer.
Kiedy ciemnowłosa usiadła przy ciele i skierowała w jego stronę pytanie, będące swoistą prośbą, uśmiechnął się delikatnie. Niespiesznym krokiem ruszył w stronę Suiren, a także pożywienia. Kiedy znalazł się już przy miejscu docelowym, klęknął zajmując przestrzeń po drugiej stronie truchła. Imagawa uniósł swoją prawą dłoń, tworząc ze swojego palca wskazującego niedługi, lecz bardzo ostry szpon. - Życzysz sobie z fragmentem tętnicy? - rzekł w stronę kobiety przesuwając po martwym ciele szpon wzdłuż mostka - od krtani aż do splotu słonecznego. Cięcie było na tyle głębokie, że dało radę przeciąć również kości. - Wspomniałem Ci wcześniej, że nasze nowe życie zaczyna się na takich samych zasadach dla każdego. Masz rację, że nie każde z nas znajdzie się w identycznym miejscu i będzie miało te same możliwości rozwoju społecznego. Prawda jednak jest taka.. - Pęknięcia żeber były czyste, niemalże aż nadprecyzyjne. Imagawa odłożył je na bok ukazując płuco i serce kobiety. - ... że pod względem genetycznym jesteśmy identyczni. Nasz Pan stworzył nas w taki sposób, że rozwijamy się przy zachowaniu tych samych wytycznych. Oznacza to, że jedyne co może wpłynąć na różnicę między nami to to ile osób pożremy. - Imagawa wyciął płuco i położył je na pierś kobiety - ten kawałek miał zamiar zjeść sam. Następnie zaczął wycinać serce poprzez sprawne rozcinanie tętnic. - Kizuki to dwanaście najsilniejszych istot. Pamiętasz kiedy wszyscy ich zobaczyliśmy? Te istoty są przerażająco silne, dumne, a przede wszystkim zasłużone. Nie miałyby możliwości znalezienia się tam gdyby nie wypełniali woli stwórcy. - Wyciągnął serce i podał je na swojej dłoni w stronę Suiren. - To właśnie jest moja motywacja. Pragnę pewnego dnia zasiąść za naszym Panem jako pierwszy Kizuki i być jego oddanym sługą.- Delikatnie uśmiechnął się do Suiren. - A Ty? Jaka jest Twoja motywacja?
⠀⠀Nie odpowiedziała na pytanie od razu. Odczekała, aż cisza zacznie się nieznośnie dłużyć, a potem cicho, jakby od niechcenia odparła:
⠀⠀— To bez znaczenia.
⠀⠀Bo jaki był sens w wybrzydzaniu? W posiadaniu żywieniowych preferencji?
⠀⠀Gdyby zaczęła grzebać w ciałach swoich ofiar, bawić się ich truchłami, zyskałaby więcej powodów, by znienawidzić egzystencje demona. Zawsze powtarzała sobie bowiem, że pochłaniania mięsa to wynik potrzeby, a gwałtowność i agresja, które jawiły się na skraju świadomości, czekały aż właściwa Suiren - ta czyta i dobrze wychowana - straci czujność. W chwilach pełnej umysłowej sprawności odgradzała się od potwora, z którym dzieliła ciało.
⠀⠀Nie zapytała Imagawy o przysługę ze względu na chęć wyrwania z piersi ofiary jej ciepłego nadal serca. Była ciekawa, czy mężczyzna poprze swoje słowa czynami. Czy spełni jej prośbę bez wahania. Słuchała więc ze szczerym zainteresowaniem, choć sceptycyzm całkowicie jej nie opuścił.
⠀⠀— Jest pewien czynnik... — zaczęła powoli, sięgając jednocześnie do wyciągniętej w jej stronę dłoni. Złapała miękkie, śliskie serce w uścisku, spoglądając na jasnoróżowe ścianki gąbczastych struktur. — Poza fizycznością demony różnią się od siebie charakterem. Nie jesteśmy kopiami obdarzonymi jedną wolą. Czy uważasz w takim wypadku, iż Stwórca dopuścił się błędu? — zapytała, zerkając ponad kształtem ociekającego krwią organu. — Demony nie są perfekcyjne, a to znaczy, że nie wszystkie dotrą na sam szczyt. Sama ciężka praca nie ma tu najmniejszego znaczenia. Od początku każde z nas ma do spełnienia jakąś rolę, ponieważ tak zostaliśmy stworzeni. Jaki jest więc sens sprzeciwiać się swoim instynktom?
⠀⠀Przechyliła policzek w stronę ramienia, mówiła głosem pozbawionym emocji, wręcz lunatycznym.
⠀⠀Czy jest sposób, aby wyrwać się z tego schematu?
⠀⠀— Co zrobisz, jeżeli okaże się, że nie jest ci dane wspiąć się na sam szczyt tej hierarchii? Jak bardzo ufasz naszemu Panu? — kontynuowała, ignorując chwilowo pytanie zadane przez mężczyznę.
The silence is your answer.
Przełykając Saidai dalej siedział chwilę w milczeniu. Zastanawiał się nad tym jaka odpowiedź będzie tą szczerą. W końcu rozwarł delikatnie usta: - Uważam, że nasz Zbawca po to dał mi narzędzia w postaci tego ciała i możliwości, abym pokazał swoimi możliwościami czy jestem godzien upragnionego miejsca. Idąc dalej - jeśli nie wespnę się na szczyt to oznaczać to będzie, że zawiodłem nie tylko jego, ale także i siebie samego. Nie mam zamiaru dopuścić do takiej sytuacji. - Po tych słowach wyrwał drugie płuco kobiety i skonsumował je. Następnie podniósł się z miejsca i spojrzał przez przerwy w ścianach. - Wydaje mi się, że niedługo słońce powinno zachodzić. Najedz się, będziemy wyruszać od razu kiedy to nastąpi.
Od tamtego momentu nie zamienili już ani słowa. Każde z nich regenerowało się na własny sposób, czekając na dalszy etap podróży. W końcu nastał zmierzch i demony opuściły swoją kryjówkę, zmierzając ponownie w stronę Osaki. Ich podróż miała jeszcze kilka przystanków, ale żadna rozmowa nie wydała się już być wystarczająco interesująca, aby o niej wspominać. Po kilku nocach podróży Saidai oraz Suiren zawitali do Osaki - miasta docelowego. Wymieniając ze sobą uprzejmości, pożegnali się i rozeszli w swoich kierunkach - licząc na to, że kiedyś może jeszcze będzie dane im się spotkać.
z/t oboje
Nie możesz odpowiadać w tematach