Pogoda dopisywała, więc cel dla Kotone był jeden.
Słońce jeszcze nawet nie było w zenicie. Siwa klacz, oporządzona i rozsiodłana skubała spokojnie soczyście zieloną trawę, z widocznym ukontentowaniem pomachując jasnym ogonem - nie była nawet przywiązana do żadnego z niskich drzew czy krzaków, poruszając się swobodnie po okolicy podgórza. Nie oddalała się jednak od niewielkiego stawu, wciśniętego między ścianę masywu, a potężny dąb biały i dzikie kwiaty magnolii. Zdawała się wręcz krążyć wokół pozostawionych na brzegu - złożonych w idealną kostkę - czarnych szat, niby przytroczona do nich niewidzialną nicią. Gdzieś w koronie drzew rozbrzmiewały melodyjne trele drobnego ptactwa, czyniąc te scenerię wczesnego południa wręcz bajkowym - a na pewno wyjątkowo spokojnym.
Ogólnej aury spokoju nie zaburzała nawet smukła niczym bambus, jasna sylwetka brodząca nieśpiesznie w - nie ukrywajmy - zimnej wodzie stawu. Zdawała się być nawet nieodłącznym elementem tego krajobrazu. Zanurzała się powoli, krok po kroku w tafli skrzącej się od słońca wody, długimi, chudymi palcami jakby próbując uchwycić te świetlne refleksy. Kotone stała już po samą pierś w zimnej toni, ćwicząc swój oddech - harmonijnie chwytając rześkie powietrze, pomimo lodowatych szpilek wbijających się w jej nagą skórę.
Ukojenie i rozluźnienie szybko jednak ustąpiło napięciu, kiedy Shun parsknęła ostrzegawczo, a kobieta uchwyciła gdzieś między radosnym szeptem przyrody kroki zaburzające tę naturalną harmonię. Z niespotykaną u ludzi zwinnością, Gato dobyła leżącego na wyciągnięcie ręki łuku - ze świstem posyłając strzałę między kwiaty magnolii. Lotki zaśpiewały, z tępym dźwiękiem wbijając się w ziemię, dokładnie między nogi nowoprzybyłego.
— Ktoś Ty? — rzuciła głośno, ostrzegawczo - jednocześnie nakładając na cięciwę drugą strzałę. Nie sądziła, żeby zaczaił się na nią demon - w końcu słońce stało już niemal w najwyższym punkcie. Łuk więc powinien wystarczyć.
I caught you staring
Początkowo ograniczał się jedynie do Osaki, ale z czasem, gdy jego stan zdrowia zaczął się poprawiać, zaczął wybywać dalej, poznając nieco lepiej miejsca, które do tej pory nie przyciągały jego uwagi aż tak mocno. W ten oto sposób, po wielu tygodniach wałęsania się w różnych rejonach sąsiadujących z Osaką, znalazł się w okolicy Shun. Zazwyczaj raczej unikał bardziej wymagającego marszu, ale ostatnimi czasy zaczął podnosić sobie poprzeczkę, nie chcąc, aby jego forma spadła na całkowite dno. Zostawiwszy konia w pobliskiej wiosce, ruszył pieszo w stronę swojego dzisiejszego celu.
Wędrując szlakiem wyznaczonym przez poprzedzających go wędrowców, wspinał się powoli coraz wyżej. Początkowo podziwiał okoliczne drzewa, wsłuchiwał się w dźwięki fauny oraz flory, ale czasem jego umysł pochłonęły rozmyślenia na temat traktatu Ansai Yamazaki, który przeczytał w ostatnim czasie. Nogi mechanicznie kierowały go coraz głębiej w las, za sprawą czego aż do ostatniej chwili umknął mu fakt, że w okolicy ktoś się znajduje. Dopiero gdy praktycznie dotarł do niewielkiego stawu, usłyszał nienaturalny plusk wody oraz odgłosy konia, które zapaliły w jego głowie ostrzeżenie. Był tutaj ktoś inny. Momentalnie wyrwał się z zadumania, stając w miejscu. Jak się jednak okazało, było już za późno na wycofanie, czy ostrożne podejście. Świadczyła o tym dobitnie strzała, która wbiła się tuż przy jego nogach oraz kobiecy głos, który usłyszał zaraz po tym. Szybko przeanalizował sytuację, ale doszedł do wniosku, że wyciąganie katany bez powodu nie było najrozsądniejszym pomysłem. W końcu był dzień, więc nie powinien spotkać żadnego demona.
Z tą myślą w głowie, spokojnym krokiem wyszedł z zarośli, pojawiając się w linii wzroku swojej napastniczki. Dłonie uniósł lekko w górę, chcąc jej pokazać, że nie ma żadnej broni, chociaż prawa była nieco niżej, bliżej rękojeści miecza. Jednakże, gdy tylko dostrzegł, że kobieta, chociaż częściowo zakrytą taflą wody, jest naga, zawstydzony odwrócił wzrok od jej ciała, chociaż wciąż pozostał czujny. Mimo wszystko miała w rękach łuk.
— Jestem wędrowcem, który postanowił zwiedzić Shun. Nie byłem świadom, że znajduje się tutaj ktoś inny, nie mam złych zamiar. Byłbym też wdzięczny, gdybyś zdecydowała się opuścić łuk. Nieszczególnie marzy mi się bycie przeszytym przez jedną z Twoich strzał. — rzucił spokojnie, mając nadzieję, że nieznajoma przystanie na jego propozycję.
Choć obecnie jej garda składała się z majdanu kompozytowego łuku, który sprawiła sobie w Osace. Niemniej, taka właśnie obrona (a raczej atak?) wystarczyła w większości przypadków, jeśli akurat nie zapadał zmrok. Czyhający na traktach rzezimieszki zwykle z respektem podchodzili do grotu strzały wycelowanej między oczy.
Wyłaniający się z zarośli mężczyzna bynajmniej na pospolitego bandziora nie wyglądał - choć Kotone musiała przymrużyć oczy przed rażącym ją słońcem, żeby przypatrzeć mu się dokładniej. A raczej na tyle, na ile pozwalały osłaniające go, zakwitłe magnolie. Widziała go od pasa w górę, dobrej jakości ubrania, bez kurzu traktu na materiale - a tym bardziej gładkim licu. Nie uspokoiły jej uniesione dłonie przybysza i ciągle nie puszczała napiętej cięciwy - tą poluzowała dopiero, kiedy usłyszała jego głos. Najpierw zarejestrowała jego ton, spokojny, z nutą zmieszania, podszyty delikatnym zaskoczeniem, ale i czujnością - dopiero potem przetrawiła jego słowa i zdjęła strzałę z łuku.
— Wybacz — rzuciła krótko, nagle dobitnie zdając sobie sprawę, że brodzi naga w stawie. Świadomość ta nawet nie gościła jej w umyśle, kiedy wiedziała, że w pobliżu jest tylko jej klacz i inne zwierzęta. W duchu pogratulowała sobie przynajmniej za przygotowaną na podorędziu broń - choć w tym wypadku raczej zupełnie niepotrzebną.
— Z reguły nikogo tutaj nie spotykam. — Chrząknęła, odkładając łuk na skalną półkę i ustawiając się do mężczyzny bokiem, tak by choć trochę zakryć się nagim ramieniem. Obecność przypadkowego wędrowca nie była jej w obecnym położeniu zbytnio na rękę - choć kącik ust drgnął jej w namiastce uśmiechu, kiedy zdała sobie sprawę w jak absurdalnych okolicznościach przyszło jej spotkać nieznajomego. Omal nie parsknęła - miast tego kręcąc z rozbawieniem głową.
— Skoro już przeszkodziłeś mi w samotnej kontemplacji przyrody, to przydaj się na coś i podaj mi chociaż haori. — Ni to poprosiła, ni to poleciła, nie chowając się jednak pod taflą wody, a wręcz przeciwnie: podniosła swój łuk i katanę, brodząc powoli ku brzegu zbiornika. Po chwili stała już boso na trawie, ociekając wodą - cóż, nie mogła być już mniej lub bardziej odsłonięta, ale przynajmniej dalej była uzbrojona. — Pierwszy raz tutaj? — zagaiła jeszcze, próbując zachować swoją ciężko wywalczoną swobodę i starając się podłapać brązowe spojrzenie przybysza - i zatrzymać je w miejscu, na własnych oczach.
I caught you staring
Dlatego też ulżyło mu, gdy usłyszał jej słowa. Sprawiły one, że rzucił szybkie spojrzenie w jej stronę, żeby ocenić stan sytuacji i z ulgą przyjął fakt, że strzała została zdjęta z cięciwy. Przynajmniej tyle. Oczywiście wciąż nie mógł mieć pewności co do jej zamiarów, ale jedno było pewne. Gdyby chciała, mogłaby go teraz zapewne ustrzelić, bo, sądząc po pierwszej strzale, była dość zacnym łucznikiem. Jednakże dopiero po chwili fakt ten rzeczywiście dotarł do jego mózgu. Ta kobieta potrafiła dość dobrze walczyć, co w społeczeństwie, przynajmniej tym ludzkim, nie było raczej aż tak częste. Kim więc była? Było kilka opcji, wśród których przebijała się opcja na to, że była zabójcą demonów. Na razie nie miał jednak pewności, a więc podejrzenia te zostawił bez odpowiednich pytań skierowanych w jej stronę.
— Nie ma o czym mówić. Miałaś pełne prawo tak zareagować. — odparł łagodnie, nie ruszając się przy tym ze swojego miejsca. Po pierwsze, nie chciał wzbudzać kolejnych, niepotrzebnych podejrzeń z jej strony, a po drugie — wciąż była naga, co, krótko mówiąc, było lekko niekomfortowe.
Gdy kobieta zaczęła się przemieszać w wodzie, skupił oczy na ziemi, skupiając się przy tym na uważnym nasłuchiwaniu. Co prawda nie dała mu powodów do nieufności, poza strzałą, ale nie chciał wystawić się ślepo na potencjalny atak.
— Będąc szczerym, nawet nie planowałem dotrzeć do tego jeziora. Po prostu zwiedzałem okolicę, zadumałem się i w ten sposób otrzymałem od Ciebie prezent w formie tamtej strzały. — odparł, wskazując przy tym dłonią na znajdującą się nieopodal, wbitą w ziemię strzałę.
Gdy zaś poprosiła go o haori, w pierwszej chwili się zdziwił, ale plusk wody, jaki towarzyszył jej wychodzeniu ze zbiornika, dał mu jasny przekaz co do jej zamiarów. Rozejrzał się szybko i dostrzegłszy na ziemi jej ubrania, podszedł do nich i podniósł wskazany przez nią przedmiot, który następnie, nieco na ślepo, podsunął jej w ręce.
Dopiero wtedy, gdy go odebrała i założyła na siebie odzienie, uniósł oczy. Pierwszym rzeczą, na którą zwrócił uwagę było to, że trzymała w ręku katanę, co dodatkowo podbiło jego podejrzenia co do jej profesji. Jego spojrzenie nie zatrzymało się jednak na broni, sunąc w górę, aż w końcu natrafił na oczy kobiety.
— Pierwszy. Gdybym wiedział, że w tych regionach grozi postrzał z łuku, zastanowiłbym się dwa razy przed podróżą. — odrzekł z lekkim uśmiechem, zerkając na nią z lekkim zaciekawieniem. Cóż, zdecydowanie było to bardzo nietypowe zapoznanie.
— Pozostałeś zadziwiająco opanowany, mimo wszystko — przyznała z cichą nutą uznania, kiedy mężczyzna postanowił wykonać jej prośbę i podał jej kawałek odzienia. Wykazał się przy tym niemałym taktem, ani razu nie błądząc w jej stronę spojrzeniem - co, trzeba było przyznać, ostatecznie ją uspokoiło. No, może nie do końca... Ale na pewno przywróciło pewne poczucie komfortu - razem z materiałem haori przylegającym do mokrego ciała, niby druga skóra. Zauważyła, że dostrzegł w jej dłoni katanę - jednak nie zamierzała tego ukrywać, poprawiając demonstracyjnie uchwyt na jelcu oprawionym w skórę. Nie był to jednak żaden pokaz siły - bo gdy ich spojrzenia się spotkały, Gato pozwoliła sobie na odwzajemnienie uśmiechu.
— Mam przeczucie, że mamy więcej wspólnego, niż jedynie ten sam kierunek wędrówek — rzuciła, unosząc pytająco brew i wskazując podbródkiem na miecz przytroczony do pasa nieznajomego. Mogłaby wysnuć teorię, że spotkała właśnie zblazowanego, choć dobrze wychowanego, młodego samuraja - w takim wypadku jednak ten nie zachowałby się tak spokojnie. A choć kobieta miała już swoje domysły - to nie wypowiadała ich na głos. Niemniej, tak jak jej niespodziewany interlokutor zdążył zauważyć - na pewno nie kwalifikowała się jako typowa przedstawicielka płci pięknej w Japonii. Właściwie to można by ją określić nawet jako swego rodzaju wybryk, który w tym uporządkowanym społeczeństwie nie powinien mieć miejsca. I w istocie, żadnego miejsca nie miała.
— W każdym razie... — podjęła, zapinając drobne guziczki haori pod sam podbródek - skrupulatnie zasłaniając nie tyle swoje piersi, co bliznę odcinającą się na bladej skórze. — Jeszcze raz przepraszam za tę strzałę. I tak nie chciałam Cię trafić. — Niby przepraszała, ale jednocześnie się usprawiedliwiała - i to w istocie, z pewnością zacnej łuczniczki. — Prawie południe. Masz ochotę na onigiri i herbatę? — Skoro poczęstowała go strzałą, to równie dobrze mogłaby podzielić się odrobiną swoich zapasów.
Ażeby nie być gołosłowną, wyminęła nieznajomego i podeszła do swoich sakw, ułożonych tuż obok wcześniej uzbieranego chrustu. Wyjęła z nich papierowe zawiniątka - i przenośny imbryczek.
I caught you staring
W zachowaniu całej tej powagi z pewnością pomagały mu dotychczasowe doświadczenia. Nie, żeby wizja przeszycia przez strzały była jakoś szczególnie przyjemna, ale pewne doświadczenie, które nabył jako zabójca, pomagały mu zachować spokój i opanowanie. Oczywiście nie zawsze. Tutaj jednak pozwoliły mu ocenić, że kobieta celowo chybiła. To właśnie z tego powodu zachowywał teraz takie pokłady spokoju. Fakt ten kazał mu wierzyć, że mogą to wszystko jakoś wyjaśnić. Satoshi szczerze wierzył w to, że konflikty i nieporozumienia nie muszą kończyć się sięganiem po broń. Szczególnie takie jak ich aktualna sytuacja, która była zbiegiem wyjątkowo złośliwych okoliczności. Gdyby tylko się tak nie zamyślił i zachował więcej trzeźwego umysłu, z pewnością usłyszałby jakieś dźwięki szybciej, a tak musiał liczyć na to, że uda im się porozumień.
Jego spojrzenie przestało podziwiać nieboskłon, dopiero gdy Katone zakryła swoje ciało.
Spotkawszy jej spojrzenie, uśmiechnął się lekko, niepewnie. Nieznajoma zdawał się mieć pokojowe zamiary, ale nie chciał jeszcze niczego przesądzać. Nie chciał jednak też zmarnować okazji do lekkiego rozluźnienia atmosfery.
Jej katana zdecydowanie przykuła jego uwagę, ale jak się okazało, podobnie było w drugą stronę. Co więcej, obydwoje mieli podobne podejrzenia co do zawodu tego drugiego. Satoshi nie chciał jednak być pierwszym, który powie coś na ten temat. Nie miał w końcu pewności, co mogła mieć na myśli, a zdradzanie tak wrażliwych danych w stronę całkowicie obcego mogło nie być najlepszym rozwiązaniem.
—Obawiam się, że nie wiem, co masz na myśli. Możesz doprecyzować, co konkretnie masz na myśli? — odparł na jej słowa, zauważając nagle bliznę, która znajdowała się na jej skórze. Fakt ten jedynie wzmocnił jego podejrzenia co do tego, że mógł spotkać innego zabójcę demonów.
Zaproszenie na poczęstunek było dość niespodziewane, ale ciężko chyba było przebić strzałę, która nagle pojawiła się tuż obok jego stóp. Samuraj zastanowił się przez krótką chwilę, nie będąc do końca przekonanym. Finalnie jednak uznał, że jest już lekko zmęczony, także mały postój na pewno dobrze mu zrobi. Poza tym był dość mocno zaciekawiony nowo poznaną osobą.
—W zasadzie... czemu nie. O ile obiecasz, że z czarki nie wyleci na mnie jakaś strzała albo ostrze. — rzucił, mając nadzieję, że tym żartem uda mu się jakoś rozluźnić atmosferę. Następnie, rozejrzawszy się jeszcze po okolicy, ruszył w stronę kobiety. —Pomóc w czymś?
Nie możesz odpowiadać w tematach