⠀⠀— Pani Karasawa, pobladła pani... czy coś się stało?
⠀⠀Miękki głos zaniepokojonej służącej przywołał ją z błądzenia wśród linijek listu. Ręka kobiety zaciskała się na ramieniu Suiren, a ona w pierwszym odruchu chciała ją z siebie strącić. Powstrzymała się tylko dlatego, że przerwał im odległy krzyk wrony.
⠀⠀— Dziękuję za troskę Pani Tanaka, wszystko jest w porządku. — Uśmiechnęła się lekko utrzymując wzrok na sylwetce pulchnej staruszki, dopóki nie zniknęła za rogiem. Dopiero wtedy pozwoliła twarzy się rozluźnić.
⠀⠀Serce waliło jej w piersi niczym ceremonialny bęben taiko; najpierw jej żołądek ścisnął się w palącym uczuciu niepokoju, a zaraz po nim nadciągnął bezmierny chłód bezsilności. Wrony wydzierały się na pobliskich drzewach zwiastując nadciągające zmiany, ale wiatr był porywisty i nieprzyjemny, więc nie miały być to zmiany na dobre.
⠀⠀W nocy spadł deszcz. Nie ten gęsty i drapieżny, który rwie liście z drzew i wzburza rzeki do zrywania brzegów, ale delikatny, rzęsisty opad, który zrosił sąsiednie pola zdobiąc je miriadami błyszczących kropli. Promienie padały z pomiędzy liści na wydeptane podwórko, po którym dreptały licznie kolorowe okazy ptactwa: bażanty, dzikie gęsi, ozdobne przepiórki, krzyżówki i mandarynki. Szczebiotały radośnie podążając sznurkiem za Suiren niosącą w ramionach misę z paszą.
⠀⠀— Proszę bardzo, moje maleństwa. Do syta — powiedziała śpiewnym tonem rozrzucając zboża po podwórku, a resztę pozostawiając w misie na środku wybiegu. Przez kilka chwil wpatrywała się na nowonarodzone pisklęta, które zdążyły już wyschnąć od poprzedniego ranka, a teraz dreptały koślawo na króciutkich nóżkach szukając w tłumie swojej matki.
⠀⠀Uśmiechnęła się ciepło. Przypominały jej pewne inne trzy małe kaczuszki, które chodziły za sobą w ten sam sposób.
⠀⠀Od bardzo dawna nie widziała już swojej rodziny.
⠀⠀Przeciągnęła się jeszcze raz prostując zastane po nocy mięśnie i ruszyła w stronę przeciwległej bramy, gdzie czekała gotowa do wyjazdu grupa mężczyzn na grzbietach osiodłanych koni. Dostojne, silne rumaki parskały w zniecierpliwieniu pod prowadzeniem swojego jeźdźca, ale Suiren nie zamierzała się śpieszyć.
⠀⠀Wyprawa wczesnym rankiem była pomysłem łowczego jej męża, który upierał się, by czarnowłosa wybrała się z nimi chociaż raz, mimo iż niedługo po świecie miała pełno innych obowiązków, niż marnowanie końskiej energii na galop po lesie. Wszystko to w ramach "dbania o zdrowie" pani Karasawa, która po ostatnich wieściach z cesarskiej armii podupadła na zdrowiu.
⠀⠀Sui nie sądziła jednak, by marnowanie dnia na rozrywki typowe dla mężczyzn miało jakoś w tym względzie pomóc.
⠀⠀Kapitan Matsumoto pędził pogoń przez ponad godzinę. Las wokół rozmywał się w zielone i czarne pasy, kiedy jej wierzchowiec podążał instynktownie za resztą stada. Postrzelony jeleń umykał im za każdym razem, gdy sądzili już, że uda im się go usidlić i obalić. Brązowo-cynobrowe poroże migało im co jakiś czas na horyzoncie, ale ścieżka krwi była praktycznie niewidoczna.
⠀⠀— Podłe szczęście — zaklął służący kłusujący po jej prawej.
⠀⠀Podniosła wzrok na młodego chłopaka próbując sobie przypomnieć, jak miał na imię, ale zakryta twarz nie dawała jej takiej sposobności. Wszyscy poza nią wyglądali dużo lepiej w stroju do łowców, jej ubrania wisiały w paru miejscach jak niepełny worek ziemniaków utrudniając przy tym ruchy.
⠀⠀Nie mówiła tego na głos, ale liczyła, że jeleniowi uda się uciec, a nagonka wreszcie zaakceptuje swoją porażkę.
⠀⠀Jechali jeszcze kilka minut, gdy przód jazdy zaczął gwałtownie hamować, pojawiły się krzyki i odgłosy zamieszania przez które pozostałe koniec płosząc się zaczęły krążyć po lesie chaotycznie. Na szczęście lekcje jazdy, które każde dziecko klasy samurajskiej musiało odbywać pozwoliły jej opanować bojaźliwego ogiera. Koń zaczął stąpać delikatnie, ale wyraźnie unikał czegoś, co znajdowało się w zaroślach.
⠀⠀Suiren zmrużyła powieki próbując wypatrzeć coś z gąszczu, aż w końcu Matsumoto zeskoczył z konia i rozgarnął pochwą swojego miecza gęste krzaki jeżyn.
⠀⠀— Człowiek! — zawołał głośno, a jego słowa odbijały się echem wśród drzew.
⠀⠀Pokój gościnny w posiadłości jej męża był bardzo obszerny, a minimalne wyposażenie nadawało mu atmosferę opuszczonego. Zazwyczaj, gdy z cesarskiego dworu przybywała karawana najznamienitszych osobistości, wypełniał się po brzegi i dlatego nikomu nie zależało na tym, aby przyozdobi go na bogato. Teraz wydawał się, że wśród ścian mógłby szaleć wiatr. Idealnie na jego środku ułożono pojedynczą matę, którą zajmował tajemniczy mężczyzna wyłowiony przez myśliwych na skraju dzikiego lasu.
⠀⠀Lekarz obejrzał i opatrzył jego rany, jednak pochodzenie tak obszernych obrażeń pozostało dla mieszkańców domu zagadką. Prawie wszyscy wykonując swoje obowiązki w sekrecie czekali tylko na pojawienie się w eterze jakiejś nowej informacji, ale jak na złość minęły ponad dwie doby, a ranny nie zamierzał się obudzić.
⠀⠀Kapitan Matsumoto zapewniał, że rana się zaleczy, bo on sam posiadał i widział gorsze niż ta, a mężczyźnie, który nie miał połowy twarzy trudno było w tym względzie nie ufać, dlatego Suiren dołączyła wszelkich starań, by lekarz i służące dbały o każdy aspekt wygody ich tajemniczego gościa.
⠀⠀Teraz pawilon trwał w ciszy.
⠀⠀Delikatnym gestem dłoni mieszała liście na dnie porcelanowej filiżanki, coś czym zazwyczaj zajmowała się służba, ale czarnowłosej sprawiało zbyt wiele radości, by dała sobie ją odebrać. Klęczała na macie przy rozsuwanych drzwiach mieszając parujący napój i czytając pojedyncze wersy z małej książeczki traktującej o modłach do bogini Kannon. Od czasu do czasu unosiła wzrok i na kilka minut przypatrywała się jak klatka piersiowa mężczyzny unosi się i opada.
⠀⠀Była cierpliwa, a on musiał się w końcu zbudzić.
The silence is your answer.
Szybko przekonał się, że to, czego podjął się tym razem, było czymś zupełnie innym. Zafascynował się tym na tyle mocno, że nie chciał rezygnować. Dochodziła do tego również samurajska duma oraz, do pewnego stopnia, chęć przypodobania się rodzeństwu oraz wujowi. Co prawda nigdy raczej się z tym szczególnie nie obnosił, ale lubił być doceniany. Uczucia te wzbudziły się w nim dość dawno, a wszystko za sprawą jego ojca, który zapatrzony w swego pierworodnego, nie poświęcał Satoshiemu aż tak dużo czasu. Uwaga oraz swoiste docenienie jego osoby, jakie otrzymał od wuja oraz mistrzyni sprawiły, że dość mocno się do nich przywiązał, co z kolei motywowało go do dalszego działania.
Dlatego właśnie, gdy po trzech latach Tsuya w końcu zaczęła napominać o tym, że w niedługim czasie być może przystąpi do swojego egzaminu, jego cierpliwość została wystawiona na dość mocną próbę. Nie pomógł tutaj fakt, że finalna decyzja zapadła dopiero kilka miesięcy po jego urodzinach. Wszystko to jednak nie miało już znaczenia. Gdy tylko przypominał sobie, że nadeszła jego chwila, euforia niemal wylewała się z jego ciała.
Informacje, które otrzymał od tropicieli, wskazały mu wioskę, w okolicach której znajdować się miał jego cel. Chcąc mieć pewność, że dotarł we właściwe miejsce, przepytał jeszcze kilku miejscowych, którzy co prawda nie wiedzieli o demonach, ale potrafili wskazać mu miejsce, którego unikali. Nie potrzebował niczego więcej. Pewny siebie, dumny, w myślach daleko za czekającą go walką. Pycha, która go pochłonęła, okazała się dla niego najsurowszym nauczycielem, z jakim miał dotychczas do czynienia.
Odnalezienie demona zajęło mi około godziny. Starał się przy tym zachować ostrożność w kwestii poruszania się, aby nie wzbudzić zbyt wielu niepożądanych hałasów, ale demon i tak na niego czekał. Satoshi nie przejął się tym jednak szczególnie. Będąc szczerym, nie przejął się nawet własnym planem na pojedynek. Po bardzo pobieżnej wymianie słów ruszył do ataku. Łatwość, z jaką zadawał początkowe rany, sprawiła, że stawał się coraz bardziej nieostrożny. Dał się zaślepić, uwierzył, że jest na tyle dobry, że jego oponent nie stanowi dla niego zagrożenia. Jak się jednak okazało, ten chciał go po przechytrzyć, udając słabość. Co prawda w ostatecznym rachunku mu się to nie udało, ale sprawił, że młody zabójca swoją wygraną opłacił dość solidną raną, która w połączeniu ze zmęczeniem sprawiła, że tuż po pokonaniu przeciwnika stracił przytomność.
Kilkanaście następnych godzin spędził w malignie, w chaotycznych wizjach przeżywając raz za razem starcie, które stoczył tej nocy. Zamknięty w swoim rozgorączkowanym umyśle nie był świadom tego, że nad ranem odnaleźli go okoliczni ludzie. Po demonie zaś, z racji na słońce, nie było już śladu. Jego ciało z pewnością doceniło zmianę położenia z zimnej, mokrej ziemi na ciepłe łóżko, tak samo zresztą opatrzona przez nich rana. Co prawda w przyszłości mieli się nią zająć raz jeszcze medycy zabójców demonów, ale to, co zrobili dla niego jego zbawcy, z pewnością udaremniło duszy oddzielenie się od ciała.
Pozwolił to, aby w okolicach wczesnego popołudnia otworzył w końcu oczy. Te, z racji na jego aktualny stan, miały trudności z przekazaniem mu, gdzie tak właściwie się znajdował. Zaraz za tym zmysłem zaczęły budzić się inne zmysły, a wraz z nimi usilnie uczucie pragnienia.
— W... wo... dy. — wyrzucił z siebie niemrawo, na tyle cicho, że słowa praktycznie nie opuściły jego ust. Po chwili zbierania sił spróbował jeszcze raz i drugi. Dopiero trzecia próba wybrzmiała nieco głośniej, chociaż niezbyt równo. Składanie sylab w słowa było dla niego w tej chwili niezwykłym wręcz wysiłkiem. Co prawda nie wiedział, gdzie się znajduje, ale miał nadzieję, że ktoś znajduje się w okolicy. Próby mówienia, które podjął, nie tylko nadwyrężyły jego siły, ale też wzmocniły dodatkowo nieznośne uczucie suchoty ust.
⠀⠀Stuk, stuk, stuk, stuk... patyczek zaczepiał o porcelanę, ale w końcu również tego odgłosu zabrakło.
⠀⠀Karasawa Yuu uniosła głowę. Wydawało jej się, że wychwyciła szmer poruszenia, którego źródło miałaby mieć przed sobą. Zastygła nasłuchując i nie musiała czekać długo, aby domysły się potwierdziły. Dwukrotnie zastukała dłonią w drewnianą posadzkę i za papierowymi drzwiami pojawił się cień kogoś powstającego z kolan. Oddalił się na miękkich krokach i zjawił ponownie, zanim upłynęła pełna minuta.
⠀⠀— Pani? — zaczął ktoś uprzejmym tonem. Mężczyzna zatrzymał się na progu i poczekał, aż Suiren kiwnie głową, aby pozwolić mu wejść.
⠀⠀Był to mężczyzna w pełni wieku, nieco starczy od reszty służby, ale jego twarzy nie zdobiły jeszcze zmarszczki. Z ciemnych oczu ukrytych pod gęstymi brwiami emanował spokój i doświadczenie, a przy bok niósł skórzane zawiniątko, który rozwinął na podłodze, gdy tylko znalazł się u boku pacjenta. Miał wąskie, zadbane dłonie, które z nieoczekiwanym zdecydowaniem pochwyciły twarz Satoshiego, by zbadać jego stan. W międzyczasie jedna ze służek przyniosła glinianą misę z wodą, w której lekarz zamoczył kawałek czystego materiału, którym przetarł wargi leżącego mężczyzny.
⠀⠀— Panie, muszę podsunąć Ci poduszkę pod głowę, abyś się nie zakrztusił. Pij powoli małymi łykami.
⠀⠀Następnie zrobił tak, jak powiedział. Mała rolka kaczego pierza obleczona karmazynowym jedwabiem miała złagodzić trochę ból i umożliwić prowadzenie rozmowy, ale ani lekarz, ani Karasawa zaznajomiona ze stanem zdrowia ich tajemniczego gościa nie spodziewali się, aby był w stanie zrobić o własnych siłach coś więcej.
⠀⠀Czarnowłosa czekała cierpliwie. Listki herbaty opadły na dno naczynia, więc uniosła porcelanę do ust i wypiła mały łyczek ziołowego napoju nie spuszczając wzroku z odbywającej się na jej oczach sceny. Oblizała lekko usta zwilżając wargi i pozwoliła ciekawości wziąć wreszcie górę.
⠀⠀— Czy nasz gość jest w stanie mówić? Byłabym szczęśliwa mogąc wiedzieć, kogo przyszło nam uratować — zapytała częściowo lekarza, ale częściowo kierując też słowa do nieznajomego.
⠀⠀Za jej plecami, zasłonięte warstwą shoji gromadziły się już ciekawskie służki, z których każda miała nadzieję, że podsłyszy najwięcej i puści w obieg najpikantniejszą plotkę. Każdy po cichu liczył na to, że w rezydencji pojawił się ktoś intrygujący, o kim warto będzie rozmawiać każdego wieczora przez kolejne dwa tygodnie.
⠀⠀Słysząc tupanie, szmer przepychanek i słabo tłumione szepty kobiet, Yuu odwróciła w ich kierunku głowę.
⠀⠀— Amano, skoro już tu pani jest, to proszę wezwać do mnie kapitana Matsumoto, jeżeli nie jest zanadto zajęty. Chciałabym, aby towarzyszył mi podczas tego spotkania — wyraziła gładkim głosem swoje życzenie.
⠀
The silence is your answer.
Słyszał kroki i głosy, ale nie wiedział, z której strony do niego dochodziły. Próbował nieporęcznie podnieść się na rękach, ale te odmówiły mu posłuszeństwa, nie podnosząc go nawet o centymetr. Leżał więc na podłodze, z mocno przymrużonymi oczami, które próbował przyzwyczaić do światła, aby móc w ogóle dostrzec miejsce, w którym aktualnie się znajdował. Co prawda nie powróciła mu jeszcze całkowita ostrość, ale dostrzegł zarys postaci, która zbliżyła się do niego, jednocześnie na niego spoglądając. Chciał coś powiedzieć, ale po otworzeniu ust nie wydobyły się z nich żadne słowa. Poczuł za to ogromną suchość w ustach oraz spierzchnięte wargi.
Przetworzenie i zrozumienie słów, jakie zostały skierowane w jego stronę, zajęło mu kilka dobrych chwil. Początkowo niezrozumiały ciąg wyrazów w końcu złożył się w sensowną, logiczną wypowiedź. Gdy już udało mu się rozczytać, co powiedziano, kiwnął lekko głową na znak, że rozumie, otwierając przy tym nieco szerzej oczy, które po kilkunastu godzinach ciemności w końcu oswoiły się nieco ze światłem dnia.
Dostrzegł ciemne, spokojne oczy, które mimowolnie wzbudziły w nim spokój. Co prawda wciąż nie miał pewności co do tego, czy jego wybawiciele mieli dobre zamiary, ale w tej chwili ciężko byłoby mu uwierzyć, że ten człowiek chciał zrobić mu krzywdę.
Skrzywił się lekko, gdy jego głowę uniesiono w górę, aczkolwiek rolka kaczego pierza połączona z jedwabiem okazała się wspaniałym wręcz oparciem dla jego zmęczonej głowy.
Prawdziwą przyjemnością była jednak woda, która najpierw zwilżyła jego wargi, a następnie podniebienie i gardło. Czuł, jak zanika to nieprzyjemne uczucie suchoty, co było nad wyraz przyjemnym doświadczeniem.
Co prawda od razu usłyszał pytanie, ale nie odpowiedział na nie od razu. Przede wszystkim dlatego, że najpierw musiał się zastanowić. Otworzył niemrawo usta i odchrząknął z trudem, próbując dostrzec wzrokiem kobiecy głos, który usłyszał. Gdy czynność ta zakończyła się niepowodzeniem, skupił swój wzrok na mężczyźnie.
— Tak, będę. — wyrzucił z siebie nieco charkliwym głosem, dlatego też odchrząknął raz jeszcze, zerkając przy tym na nieznajomego. Miał ochotę się nieco podnieść, ale mając w pamięci poprzednią próbę podniesienia się, uznał, że nie ma to większego sensu.
⠀⠀— Doktorze, jeżeli sytuacji wymaga naruszenia naszych letnich zapasów miodu, to nie będę od tego wzbraniać. Wszyscy jesteśmy zaciekawieni i zniecierpliwieni — ponagliła mężczyznę, słysząc jak ktoś upadł na korytarzu podczas przepychanek o najlepsze miejsce. Niebawem zjawi się tutaj cała służba rezydencji i wspólnymi siłami wyważą drzwi.
⠀⠀Medyk robił co w jego mocy, jednak jego los spoczywał w rękach pacjenta. Chociaż nie brakowało mu wygód, nikt nie zamierzał zanadto podskakiwać przy nieznajomym, dopóki nie okaże się kogo właściwie przygarnęli pod swój dach. Wrogowie kraju wciąż chowali się po lasach, a wrażliwy na temat zdrady Matsumoto nie przepuściłby okazji, aby zadać wrogu cierpień.
⠀⠀Już teraz pochrząkiwał nerwowo, wyciągając szyję, żeby odszukać na odzieży gościa symboli mogących zdradzić jego pochodzenie. Służąca Amano w międzyczasie uzbroiła lekarza w odrobinę miodu, którą mężczyzna dolał do kubka z wodą.
⠀⠀— To złagodzi struny głosowe. Nie mogę podać silniejszych ziół, bo ciężko mi ocenić stan organów wewnętrznych. Taka ilość nie zrobi krzywdy. Woda będzie słodka — ostrzegł mężczyzna, pomagając nieznajomemu nachylić naczynie do ust.
The silence is your answer.
Uświadomiwszy to sobie, spróbował nieco wyrównać oddech i uspokoić myśli. Na pewno pojawią się pytania, a z odpowiedziami musiał być ostrożny. Zdradzenie swojej tożsamości było w najlepszym przypadku nierozsądne.
Leżąc i gdybając nad swoim losem, był całkowicie nieświadomy tego, jak wielkie poruszenie wywołała jego niezapowiedziana obecność. Mózg był zbyt zmęczony, aby skutecznie wyłapać zamieszanie, jakie działo się za drzwiami.
Gdy podano mu płyn, niemal bezmyślnie go wypił. Nieco zbyt szybko, przez co lekko się zakrztusił.
Uspokoiwszy oddech, kiwnął z wdzięcznością do mężczyzny, po czym rzucił mu krótkie pytanie. — Gdzie jestem? — Głos był nieco stabilniejszy niż poprzednio, co mogło świadczyć o tym, że struny głosowe nie zostały raczej uszkodzone.
Następnie, przypomniawszy sobie nagle słowa kobiety, którą wcześniej widział, spróbował odszukać ją wzrokiem, a gdy w końcu mu się to udało, odezwał się raz jeszcze.
— Nazywam się Nishiōji Satoshi. Jestem samurajem, pochodzę z Osaki. — powiedział, próbując przy tym skinąć lekko głową, aby zachować przynajmniej taką formę grzecznościowego ukłonu. Co prawda odpowiedzi udzielił dość późno, ale miał nadzieję, że zostanie mu to wybaczone. Po prawdzie to czuł, że jego umysł dopiero teraz zaczyna się faktycznie budzić ze zdecydowanie zbyt ciężkiego snu.
⠀⠀Pokręciła głową odganiając myśli. Był daleko, a jej towarzyszył kapitan Matsumoto, który pod nieobecność gospodarza dbał o bezpieczeństwo. Gdyby przewidywał zagrożenie, nie pozwoliłby przytargać nieznajomego do środka.
⠀⠀— Nishiōji? — powtórzyła cicho. Objęła ramieniem klatkę piersiową, a drugą dłoń ułożyła przy podbródku w zamyśleniu. Nie pierwszy raz słyszała to nazwisko, chociaż mniej lub bardziej znanych samurajskich rodów było w okolicy zbyt wiele, aby każdy z nich spamiętać. Prawdopodobnie padło raz czy dwa razy podczas zebrania rady.
⠀⠀Z rozmyślać wyrwał ją męski głos.
⠀⠀— Prawdopodobnie krew Nishiōji Ryōiji'ego. Jeżeli zamieszkują Osakę, to zapewne mają patronat szoguna — podpowiedział Matsumoto, cicho, aby usłyszała go wyłącznie kobieta.
⠀⠀Reakcja była natychmiastowa. Karasawa ściągnęła brwi, usta ułożyła w wąską linię. Nikt nie mógł odmówić jej gościnności, aczkolwiek nie mogła również zignorować napięć pomiędzy poszczególnymi daimyo. Kiedy wydano ją za mąż, była świadoma swojego ryzykownego polityczne położenia. Kazama od dawna starali się o akceptacje szogunatu, jednak niechlubne plotki nie pozwalały otrzymać wymarzonego statutu.
⠀⠀Można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że w ręce Karasawy wpadła przypadkowo silna karta.
⠀⠀— Proszę się nie ruszać, rany są bardzo głębokie... — Medyk z niepokojem powstrzymał mężczyznę od dalszego poruszania się.
⠀⠀Być może pozycja, z której mówił do pani domu nie wypadała samurajowi tej klasy, ale nawet Karasawa wiedziała, czym są groźne rany.
⠀⠀— Proszę się nie trudzić etykietą, Nishiōji-san. Mój lekarz ma na uwadze pańskie zdrowie — wyjaśniła donośnie, aby nie było w tej kwestii żadnych wątpliwości. Nie czuła urazy, nawet jeżeli mówił do niej z pozycji półleżącej. — Trafił pan do posiadłości rodu Kazama, a moje nazwisko to Karasawa, również wywodzę się z Osaki. Będzie mi miło ugościć kogoś z rodzinnych stron. Nie mogę jednak ukrywać, że pański stan zdrowia jest... niecodzienny. Czyżby nadciągało jakieś zagrożenie?
⠀⠀Tego nie mogła wykluczyć, choć oczywiście zaraz po odnalezieniu mężczyzny Matsumoto i jego świta sprawdzili okolicę. Las wydawał się przesadnie wręcz cichy. Cokolwiek zaatakowało Satoshi'ego, zniknęło.
The silence is your answer.
Nie możesz odpowiadać w tematach