Suzume
29/02/1628, Azuchi, Bezdomny, chłopi
Biało-czarne włosy wyraźnie krzywo ścięte za pomocą tępego noża; zaostrzone pazury; dłuższe siekacze, czasami wystające spomiędzy warg; wiecznie głupi wyraz na gębie.
Ale czy słuchanie własnego strachu jest tożsame z tchórzostwem? Czy tchórzostwem jest radość z tego, że żyjemy?
Kiedy przychodzisz na świat w wielodzietnej, biednej rodzinie a do tego dwudziestego dziewiątego lutego przypadającego raz na cztery lata - nie możesz spodziewać się szczęśliwego życia. Hamataro Tenma urodził się jako trzecie dziecko i drugi syn. Jednakże szybko się okazało, że jego ojciec posiadał ogromne pokłady libido i kiedy Tenma ukończył szósty rok życia miał już sześcioro rodzeństwa, a kolejne było w drodze.
Tenma już jako dziecko wykazywał się wręcz rachityczną budową ciała a jego jasna skóra była tak cienka, iż odznaczała się widocznymi pajęczynami żył. Ze względu na jego chorowitość matka wielokrotnie starała się odciążać chłopca i błagała męża, aby nie wysyłał go w pole do ciężkiej pracy. A Tenma nie był ani chorowity ani głupi. Był po prostu leniwy i wiedział, jak swoje fizyczne niedoskonałości wykorzystywać na swoją korzyść.
Lata mijały a faworyzacja ze strony matki sprawiła, iż Tenma coraz bardziej oddalał się nie tylko od ojca, ale również od pozostałego rodzeństwa, na które przestawała działać maska chorowitego dziecka, które chłopiec aż nadto wykorzystywał. Jedynie najmłodsze dzieci uwielbiały spędzać swój wolny czas ze starszym bratem.
Kiedy młody Hamataro skończył dwunasty rok życia, ciężka choroba dotknęła jego matkę, przez co kobieta mizerniała w oczach i z każdym nowym dniem zdawała się kurczyć, obumierać. Krwawy kaszel, który brudził koc każdej nocy był niczym wyrok kata. Jej śmierć przyszła nagle, choć jednocześnie wszyscy przygotowywali się na najgorsze od jakiegoś czasu. Tenma najgorzej przeżył jej stratę, bardzo mocno odczuwając brak matczynej miłości, wszakże przez te wszystkie lata to właśnie z nią był najbardziej związany, choć niewątpliwie całego jego rodzeństwo również obdarzało kobietę prawdziwą miłością.
I jeżeli do tej pory Tenma sądził, że jego życie jest pechowe, to już niebawem miał się przekonać, że do tej pory był w błędzie.
Bo życie może być jeszcze gorsze.
Nie było tajemnicą, iż rodzina Hamatoro żyła w ubóstwie. Plony były marne a i zwierzęta nie przynosiły takiego profitu, jak początkowo zakładano. Ale ani Tenma, ani jego rodzeństwo nigdy przedtem nie głodowało. Zawsze było coś do zjedzenia, choć posiłki były skromne. Po śmierci kobiety wszystko uległo zmianie. Ojciec chłopaka nie był w stanie zająć się dziesięciorgiem dzieci, które przez całe swoje życie spłodził. W domu zaczęło brakować... wszystkiego. Bieda uderzyła w nich z taką siłą, iż najstarsza córka w wieku piętnastu lat podjęła się pracy mając do zaoferowania jedynie swoje ciało. Ale w wiosce, w której przyszło im mieszkać nawet prostytucja nie przynosiła zbyt wielu dochodów. Na domiar złego starszy brat Tenmy któregoś dnia wyszedł i nigdy nie wrócił.
Nikt w wiosce nie wiedział co się z nim stało, jakby rozpłynął się w powietrzu. Mówili, że został porwany, inni, że z pewnością zamordowany, choć Tenma w duchu liczył na to, że jego starszy brat najzwyczajniej uciekł z domu. Chciał tego. Tej ułudnej nadziei, że jego bliski żyje gdzieś tam, że mu się powiodło.
I nie dopuszczał do siebie myśli, że mogło być inaczej, trzymając się mocno iluzyjnej bańki.
Szalę goryczy w nastolatku przelał jeden wiosenny wieczór.
Kiedy Tenma dowiedział się, że jego własny ojciec sprzedał trójkę najmłodszych dzieci - wpadł w szał. Do tej pory flegmatyczny i leniwy chłopak po raz pierwszy w życiu poczuł tak gwałtowny napływ negatywnych emocji, że bez jakiegokolwiek zastanowienia rzucił się na ojca. Nie rozumiał jakim potworem trzeba być, aby sprzedać własne dzieci. Wciąż miał przed oczami ich szeroko roześmiane twarze, małe i pulchne palce, kiedy próbowały układać z patyków domki dla mrówek. Nie rozumiał. I nie potrafił wybaczyć.
Wynik tego "starcia" był do przewidzenia. Tenma nie miał jakichkolwiek szans i chwilę potem wybiegł z domu kulejąc na prawą nogę.
[...]ciemność nie zawsze oznacza zło, a światło nie zawsze niesie za sobą dobro.
Nie zamierzał tam wracać. Wolał zdechnąć gdzieś przy drodze albo w ciemnym zaułku pomiędzy domami. I zapewne tak by się stało, wszakże Tenma nie miał jakichkolwiek naturalnych predyspozycji do przetrwania, gdyby nie jedno spotkanie. Zrządzenie losu. Odpowiednie miejsce o odpowiedniej porze, jak to mawiają. Pośród brudu dostrzegł go bowiem pewien mężczyzna. Wysoki i postawny, a przy tym elegancki o długich i zadbanych palcach. Iluzjonista Kato, jak mawiał o sobie, okazał się wędrownym artystą, którego życiowym celem było zabawianie gawiedzi zarówno w miastach jak i wioskach. Żył dla ludzi i chciał, aby oni żyli dla niego, dla jego żartów i magii.
To on wyciągnął pomocną dłoń w stronę Tenmy kiedy ten uderzył dna i był na skraju śmierci. To on nauczył go wszystkiego, co potrafił, mianując chłopaka swym asystentem. Dostrzegł w nim coś, na co wszyscy inni byli ślepi. Naturalny i wrodzony talent do aktorstwa, niezwykłe umiejętności krasomówstwa oraz kłamstwa, ogromne pokłady charyzmy. Kato nauczył Tenmę również podstaw matematyki, pisma i czytania. Sprawił, że chłopak powoli stawał się kimś, choć masek, które zakładał podczas wędrówek w towarzystwie swego mistrza było wiele.
I tak jednego wieczoru stawał się szlachcicem, aby następnego dnia przyodziać kobiece kimono i kusić nieznajomych mężczyzn, by ostatecznie w nocy obierać rolę przyjaznego youkai z legend. Był każdym, kto akurat mógł zdobyć oklaski widowni. Wyciągał kwiaty z rękawa, monety zza uszu oglądających, rozbawiał ich do łez. A jego mistrz patrzył z podziwem na talent swojego podopiecznego.
Tenma czuł się niczym ryba w wodzie. Czuł, że żyje i chciał dalej żyć. W końcu kochał życie.
Letni wieczór był parny i duszący, gdy Kato oraz Tenma pokłonili się przed małą widownią i zniknęli zza rozsuwanymi drzwiami. Tego dnia Tenma czuł wewnętrzny uścisk mając złe przeczucia. Coś było nie tak. Przez cały czas trwania przedstawienia miał wrażenie, że ktoś go obserwuje. Dzika bestia ze spojrzeniem, które z łatwością mogło przeniknąć do jego duszy, aby ją rozerwać. Początkowo namawiał Kato, aby dzisiaj odpuścili, ale jego mistrz nie chciał o tym nawet słyszeć. Wszakże nie każdego dnia dostaje się zaproszenie, aby wystąpić przed samym lordem, czyż nie? Bez znaczenia iż nazwisko ów lorda nie miało większej wartości. Kato szczerze wierzył, że to otworzy drzwi przed nimi do o wiele większego i szerszego świata.
Och naiwny Kato, jak bardzo się mylił.
Pluń na wszystko, co minęło: na własną boleść i na cudzą nikczemność... Wybierz sobie jakiś cel, jakikolwiek i zacznij nowe życie.
Kiedy pakowali swoje rekwizyty, do ich uszu dobiegły stłumione krzyki zza drzwi. Tenma znieruchomiał a Kato klepnąwszy go w ramię powiedział, aby poczekał na niego nim ten ruszył zbadać źródło dźwięków. Chłopak stał w miejscu czując, jak z każdym kolejnym oddechem krew ucieka z jego twarzy. Shōji mają to do siebie, że przy odpowiednim świetle są w stanie ukazać wszystko, co dzieje się po drugiej stronie. Widział to. Widział jak cienie, które w akompaniamencie krzyków pełnych bólu, strachu i agonii umierają. Spróbował zrobić krok do tyłu, ale miękkie nogi odmówiły posłuszeństwa posyłając teraz niezwykle ciężkie ciało wprost na drewnianą posadzkę. Drżał jak nigdy. Serce łomotało oszalałe, jakby w jego klatce piersiowej zniewolono jakiegoś ptaka. Ostry zapach krwi i śmierci wdarł się do jego nozdrzy przyprawiając go o mdłości. Miał ochotę zwymiotować i jedynie bogowie wiedzą jakim cudem powstrzymał ten odruch. Nagle kątem oka dostrzegł ruch tuż przy shōji. Cień mężczyzny zatrzymał się na przeciwko niego a Tenma instynktownie przycisnął dłonie do ust, czując, jak łzy napływają do jego oczu. Znajdzie mnie jego umysł krzyczał. Drzwi drgnęły i w jednej sekundzie gwałtownie rozsunęły się a Tenma zacisnął powieki. Czekał. Czekał na... na co? Na śmierć? Ból? Kato?
Dookoła panowała nienaturalna cisza, która zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Wreszcie chłopak niepewnie uchylił powieki ale ku jego zaskoczeniu nikogo przed nim nie było. Poszedł sobie? A może go nie widział? A może to wszystko było jedynie snem? Iluzją...?
Znalazłem cię. Cichy i chłodny szept wdarł się do jego ucha niczym lodowy kolec. Z gardła Tenmy wydobyło się żałosne skomlenie, które posłużyło za zapalnik. Zerwał się z podłogi i ruszył biegiem przed siebie, potykając o jedno ze zmasakrowanych truchł. Jego ciało upadło na coś, co wydało z siebie ciche plaśnięcie. Zorientowawszy się w czym leży, organizm Tenmy nie wytrzymał. Zwymiotował na siebie i na podłogę pokrytą wnętrznościami.
Wciąż na czworakach wpatrywał się w podłogę, nie odnajdując w sobie na tyle odwagi, by unieść wyżej wzrok. Bał się. Tak bardzo się bał, że chyba zaraz umrze. Umysł szalał, a Tenma nie wiedział co robić. Uciekać? Ale jego własne ciało go zdradziło i nie był w stanie utrzymać się na nogach. Krzyczeć? Gardło zacisnęło się tak mocno, że był jedynie w stanie wydać z siebie ciche jęki. Błagać o litość? Ale kogo? Nie był sam. Czuł to. Czuł to przeklęte spojrzenie, które otaczało go z każdej możliwej strony. Z przodu, tyłu, z boków. Nad nim a nawet pod nim. Czy to w ogóle możliwe?
Bał się. Zaraz umrze. Nie chciał umierać. Chciał żyć. Dlaczego? Dlaczego on? Dla--
"Ten...ma"
Cichy głos Kato wydarł go z letargu. Chłopak gwałtownie odwrócił głowę w bok, spoglądając na ślamazarnie próbującego się podnieść Kato. Chciał krzyknąć w jego stronę, ale nagle nastała ciemność, a chwilę po niej przeogromny, wręcz agonalny ból.
Hamataro Tenma umarł.
- Źle pan wygląda - zawyrokował.
- Niestrawność - odparłem.
- A co panu zaszkodziło?
- Życie.
Kiedy ponownie otworzył oczy, jego ubranie było przesiąknięte krwią. Miał wrażenie, że obudził się z bardzo długiego snu. Snu, który wymazał wszystkie elementy jego pamięci. Rozejrzał się znużony po pomieszczeniu wypełnionym makabrą nocy. Każda normalna osoba na jego miejscu wybiegłaby z krzykiem, ale on, jakoby wciąż w półśnie nie poczuł żadnych emocji. Wzrok opadł na wpół zjedzone ciało mężczyzny, którego rękę o niezwykle pięknych i długich palcach trzymał mocno w dłoni. Jego twarz wydawała się nostalgicznie znajoma, ale chłopak nie potrafił odszukać w ciemności pamięci fragmentu, który przypomniałby mu o jego tożsamości. Nie wiedzieć czemu nagle stracił apetyt. Zrzucił z siebie niedojedzony posiłek i brudnym rękawem starł z ust resztki krwi podnosząc się z ziemi. Miękkie kroki skierował ku wyjściu.
Kolejne dni, a może i tygodnie, spędził na podróżowaniu. Nie miał żadnego konkretnego celu, nogi same niosły go przed siebie. Powoli odnajdywał się w swoim nowym życiu. Nauczył się, że słońce to jego największy wróg, kiedy boleśnie przekonał się o tym jednego poranka. I choć na ramieniu nie pozostało ani śladu po tamtym lekkomyślnym czynie, chłopak wiedział, że już nigdy nie popełni tego samego błędu. Na samym początku zdobywanie posiłków sprawiało mu sporo problemów. Najpierw polował na leśną zwierzynę, ale dopiero po którymś razie, kiedy zwymiotował po zjedzeniu mięsa zrozumiał, że to nie tego rodzaju posiłku jego ciało pożąda.
Potrzebował krwi i ludzkiego ciała. Z początku na samą myśl jakoby miał zabić innego człowieka robiło mu się niedobrze. Ale pragnienie było silniejsze.
I wreszcie wygrało z nim.
Odzyskiwał chęci do życia odkrywając w sobie coraz to nowsze zainteresowania okraszone dziwną tęsknotą i sentymentem do czegoś, co wydawało mu się, że zna, choć nie potrafił tego nazwać i wytłumaczyć. Uwielbiał nocami w wioskach czy też małych miastach odgrywać przedstawienia, czarując ludzi swoją małą magią. Zdobywać ich zaufanie. Niejednokrotnie przebierał się również za kobiety, by następnie wabić nieświadomych mężczyzn do lasu. A potem rzecz jasna pożerać ich ze smakiem. Nigdy nie przesiadywał w jednym miejscu zbyt długo. Nie chciał ściągać na siebie niepotrzebne podejrzenia ani też robić sobie wrogów w innych... demonach. Demony. Tak, był jednym z nim, o czym dowiedział się dopiero w późniejszych latach swojego nowego życia. Demony, nocne bestie pożerające ludzi, którymi straszono dzieci.
Tym się stał. Potworem. Nie prosił się o to, ale chciał żyć. Czy to coś złego?
To co z tego, że nie należał do najsilniejszych. To co z tego, że wolał unikać starcia z silniejszymi od niego i wybierał ucieczkę, aniżeli arogancję i chojractwo. Chciał żyć.
Uniósł głowę spoglądając na ciemne chmury, które przysłoniły gwieździste niebo. Chciał żyć i zamierzał przetrwać, bez względu na wszystko Gdzieś w oddali usłyszał trzepot małych skrzydeł wróbla. Wróbel. Był jak on. Mały i strachliwy, ale żywy.
Takie też imię wybrał dla siebie, Suzume.
✘ Suzume to tchórz. Mając do wyboru walkę albo ucieczkę prawie zawsze wybierze to drugie.
✘ Nie rozstaje się ze swoją kiseru.
✘ Lubi rozwiązywać wszelakie łamigłówki.
✘ Ślini się podczas snu. Zero uroku, zero.
✘ Jest dwulicowy i fałszywy. A to wszystko po to, aby przeżyć.
✘ Z łatwością cię zdradzi jeżeli uzna, że stoisz po przegranej stronie.
✘ Ma tendencję do narzekania i dramatyzowania.
✘ Potrafi kłamać bez zająknięcia wymyślając na poczekaniu jakaś ckliwą historyjkę.
✘ Nie przepada za kobiecym mięsem.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które wydać możesz na zakupy w Sklepiku Mistrza Gry lub zamienić je na punkty do statystyk. Do zobaczenia na fabule!
PS jako nowemu użytkownikowi przysługuje ci odznaka Gang Świeżaków – nie zapomnij jej odebrać tutaj!
Nie możesz odpowiadać w tematach