Moriyama Ryūtarō
06/11/1619, Edo, OSAKA, KLASA SAMURAJSKA
Przeciętnego wzrostu; "wojskowy" chód; okulary na nosie; blady, z widocznymi oznakami swojego wieku (przesuszona i w niektórych miejscach ozdobiona zmarszczkami skóra); kilka pokaźnych blizn na ciele; wiecznie chłodne spojrzenie.
Odgłos wybuchu wciąż pobrzmiewał gdzieś z tyłu głowy, oczy próbowały wyłapać ostrość otoczenia, a jego skórę pokrywała warstwa zimnego potu, zwracając uwagę chłopaka na zsuniętą częściowo kołdrę. Gula w gardle utrudniała wydobycie z siebie jakiegokolwiek słowa, tylko niespokojne oddechy uciekały spomiędzy spierzchniętych warg. Potrzebował kilku minut na opanowanie bolesnego rytmu serca, a kiedy zdołał się uspokoić i wybudzić z resztek koszmaru, zamknął ciężko powieki i westchnął głęboko.
Jego tam nie było. Nie widział tego.
Więc dlaczego te sny go nawiedzały?
W rytm do nieistniejącej melodii kiwał głową na boki ze wzrokiem tępo wpatrzonym w ścianę naprzeciwko. Szalejący na zewnątrz żywioł utrzymywał świadomość rekruta na powierzchni, chociaż coś ewidentnie próbowało zaciągnąć go na same dno. Nie opierał się temu specjalnie; przez ostatnie kilka miesięcy to jedyne, co robił.
U p a d a ł. W świetle dnia wszystko straciło sens, dotychczasowe treningi napełniające go zapałem i chęcią wyciśnięcia z siebie siódmych potów teraz były jedynie punktem do odhaczenia. Obce twarze to rozmyte plamy, a słowa zlepki niezidentyfikowanego brzmienia.
Konfrontacja ze śmiercią odcisnęła na nim piętno, ale skoro tamtego dnia nie zdołała go złapać w ramiona, wróciła po kogoś innego. Skutek tego okazał się jeszcze poważniejszy niż zakładał początkowy plan — Moriyama męczył się życiem i nie potrafił tego zakończyć. Myśl o własnoręcznej egzekucji pojawiła się w jego głowie już kilka razy, jednak nigdy nie przekonała do realizacji tej wizji.
Zacisnął mocniej palce szyjce butelki, a chłód szkła koił jego zmysły. Nie praktykował nigdy wlewania w siebie procentów, nie licząc okazjonalnych degustacji za pozwoleniem rodzica, ale dzisiaj nadszedł dzień i okazja, kiedy postanowił podwędzić sake, by spróbować nowego sposobu na ucieczkę od ponurych myśli. Problem w tym, że po pierwszym śmiałym łyku niemal go wypluł; ciecz paliła gardło.
— Błędy czynią nas lepszymi, jeśli zdołamy je naprawić.
Popełnił błąd, będąc niegdyś słabym, ale teraz już nigdy nie zwątpił, patrząc na swoje ręce. Zrozumiał ignorancję, pułapkę wygody, w którą wpadł, poczucia wiecznego bezpieczeństwa. Nie musiał się wysilać po szczęście do czasu, aż nie przekroczył linii, wyciągnięta ręka dotknęła cienkiej ściany bańki, a ta pękła i odsłoniła go okrucieństwu współczesnego świata. Wielokrotnie doświadczał pomyłki, potykał się, ale nigdy wizja kolejnego zderzenia z twardym podłożem go nie zniechęcała. Dokonywał wyborów z pełną świadomością konsekwencji.
Oddychaj.
Ciało odmawiało posłuszeństwa, ale wmusił w siebie głębsze hausty czystego tlenu w próbie pozbycia się toksyn. Po kolejnej chwili umysł znów łapał ostrość rzeczywistości, a głosy instynktu przebiły się przez rozrzedzający się dym pożaru w środku. Przetarł wierzchem dłoni jedno oko, mrużąc powieki.
— Musisz uciekać.
► Odczuwa niechęć w konfrontacji z jakimkolwiek kotowatym stworzeniem.
► Zawsze trzyma w pobliżu kiseru i zapas kizami. Pali jak smok.
► Słoń nadepnął mu na ucho. Zero talentu muzycznego, jedyne, co wiąże go z tą dziedziną, to bardzo sporadyczne słuchanie muzyki klasycznej w specyficznych okolicznościach.
► Jest coś, czego boi się bardziej od pustego kiseru, braku kawy czy całego dnia siedzenia na tyłku, a co podchodzi niemal pod fobię.
► Właściciel twardej głowy.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów. Do zobaczenia na fabule!
PS jako nowemu użytkownikowi przysługuje ci odznaka Gang Świeżaków – nie zapomnij jej odebrać tutaj!
Nie możesz odpowiadać w tematach