Była to kolejna mroźna noc na cmentarzu w Hineomacie. Górski grobowy krajobraz zdawał się spowijać na tle wszechobecnego śniegu. Jak młoda Tatsu uwielbiała groby spowite śniegiem, tak mnisi ze świątyni nie. Oferowali dodatkową miskę ryżu, jeśli do rana groby będą odśnieżone do rana. Potrzebowała tej miski, jak nigdy dotąd w swoim życiu.
Jej ojciec Mankichi udawał, że nic się nie stało. Jednak nie wierzyła, jak można było przejść po tym do porządku dziennego. Jej mama Kuwa umarła przed kilkoma dniami, a on jeszcze gdy ciało jej dychało zaczął kopać grób. Leżała teraz w ziemi, bez nagrobka i wiedzy. Tak, jak chowane były tu psy i inne martwe zwierzęta. Co więcej, była okłamywana, że za murem cmentarza są sami źli ludzie. Może byli, lecz był też cudowny Masaki z rodu Ohashi. Bez interesownie znalazł, ponoć najlepszego lekarza w Edo. Obronił ją przed tymi złymi chłopami. Dał jej nawet ładny kwiatek, który miała teraz na włosach. Co wręcz cudem było, że jakiś kwiat kwitł jeszcze! Ta cudowna fioletowo-różowa camellia była w końcu kwiatem, który kwietnie dwa razy w roku. Był cudowny i piękny! Nigdy nie widziała tak cudownego kwiatu! Jej sztywny ojciec Mankichi nigdy nie był choć w połowie miły, jak on. Pewnie tylkoby czekał, aż ją pobiją na śmierć lub zaczął kopać jej grób. Dlatego podjęła decyzję!
Musi uzbierać ogromne zapasy ryżu, by starczyły jej na wyprawę w poszukiwaniu cudownego Masakiego. I zapłacenie chłopom, by ją nie bili, tylko wskazali drogę. Na pewno ten cudny samuraj ma tam u siebie masę cudownych kwiatów. Czemu tak cudowne kwiaty, nie mogły rosnąć tutaj?
Z dziecinnym wyobrażeniem cudownych kwiatów w posiadłości Ohashi, zaczęła nucąc zamiatać okoliczne groby. Ubrana była w jedynie proste i poszarpane łachmany, które przypominały kimono. Były to w sumie jedyne ubranie jakie posiadała, lecz jej włosy zdawały się być wyjątkowo dobrze zadbane. Masaki mówił w końcu, że kobiety wyglądają ładnie w umytych włosach. Dlatego umyła je dziś rano i wieczorem, choć od lodowatej górskiej wody zmarzły jej uszka. Choć może to normalne, że zadbanym kobietą marzną uszka?
Odłożyła lampę na bok, zdając sobie sprawę, że czeka ją cała noc roboty. Nie miała jednak sobie tego za złe. Praca dla Izanami-sama zawsze była czymś cudownym. Podobnie jak te powiewy wiatru, których zimno wywoływało ten przyjemny dreszcz.
Rage, rage against the dying of the light.
- Gdzie ja to?
Powiedziała cichym głosem, delikatnie rozgrzebując najbliższą stertę śniegu. Być może jej tata ją gdzieś odłożył? Ale przecież nie wychodził z domu przez cały ten śnieżny dzień. Obróciła delikatnie głowę za siebie, dostrzegając widok, który kompletnie ją zaskoczył.
Początkowo cofnęła się o jeden krok, jednak potem otworzyła wyraźnie oczy ze zdziwienia. Ogromna i wysoka Pani o szkieleciałym wyglądzie. Ciele pogniłym od przebywania w krainie Yomi. Nieludzka ilość rąk...
- ♫Izanami...-sama!?.♫
Jej niewinny dziewczęcy głos układał się początkowo w formie pytania. Na które już znała odpowiedź nim je dokończyła. To musiała być ona! W końcu ludzie tak nie wyglądają!
- ♫Ja... szukam łopaty. By pracować... na jedzenie...♫ - zabrzmiała niepewnie. Będąc w stanie lekkiego niedowierzania, podczas którego w głowie toczyło się jej setki myśli. Co powinna teraz zrobić? Czy dobrze robi, że tak się w nią wpatruje? Ponoć jej mąż Izanagi nie wpatrywał się na nią, dlatego mści się na nim poprzez Śmierć. Czemu w ogóle się tutaj zjawiła? Ona zjawia się w zwykłym świecie gdy... A no tak... Czyli faktycznie jest tu po to...
- ♫Po mą mame?♫
Odrzekła z lekkim przygnębieniem, nie spuszczając na chwilę wzroku z Pani Śmierci. Nie bała się ani trochę wszechobecnego kegare, które wyraźnie za nią podążało. Bała się jedynie, że ją urazi, mimo iż bardzo tego nie chce...
Nie możesz odpowiadać w tematach