Rage, rage against the dying of the light.
Stał na wzgórzu, spoglądając na dom. Wydawać się mogło, że po śmierci jego żony już nigdy nie odważy się spojrzeć ze spokojem na ich ziemie. Czuł ulgę.
Czarne włosy upięte wysoki kucyk, targał wiatr. Lato przyszło niesamowicie szybko wraz z przyjemnie ciepłym wiatrem. Wojna się skończyła, a Itaro mógł w końcu wrócić do domu.
W jaskini rozległy się kroki. Cichy stukot rozbrzmiewał, niczym dzwon docierając do uszu śpiącego demona. Mózg odbiegał wszelkie dźwięki, rejestrował je, jednak powieki pozostawały ciężko zamknięte. Oddech miał spokojny, miarowy. Leżał na boku, umorusany w ziemię i krew. Pod długimi szponami zalegały resztki posoki. Włosy pomimo jasnego koloru wydawały się szare.
Itaro zmierzał przed siebie, schodząc ze wzgórza i kierując kroki do domu. Córka od miesięcy wypatrywała go, dlatego, kiedy zobaczyła na horyzoncie jego postać, rzuciła pędzle na ziemię i zerwała się w jego stronę, prawie przewracając sztalugę.
— Ojcze!
Jej głos był ukojeniem po długiej rozłące. Z każdą bitwą, czuł coraz mniej emocji. Wiele rzeczy przestawało go uszczęśliwić, lecz jego córka była jedyną niezmienną rzeczą w całym tym świecie pokrytym krwią.
Dobiegła do niego, a on mógł ją przytulić. Pogłaskał jej włosy, palcami dotykając zapinki do włosów jego żony.
— Kolejny obraz zniszczony euforią?
— Najwyraźniej.
Dźwięk wysuwanej broni, dotarł do niego.
Gałki pod powieki ruszały się niespokojnie, a oddech jakby na chwilę stał się nierówny, nerwowy. Ciało lekko napięło się, jednak nijak zareagowało na obecność kobiety.
Gdyby nie unosząca się klatka piersiowa, mogłaby pomyśleć, że nie żyje. Widok śpiącego demona faktycznie mógł wprowadzać w konsternację, zwłaszcza kiedy ten przespał kilkanaście lat, ale tego nie mogła wiedzieć, a jedynie wywnioskować po stanie, w jakim się znajdywał.
Itaro usłyszał kobiecy głos. Nie znał go. Trzymał córkę w ramionach, a do jego spowitego zmęczeniem umysłu dotarł krótki przekaz — zbudź się.
Nie rozumiał tego, jednak tłumaczył sobie to odniesionymi ranami, długą walką i podróżą do domu. Odgonił od siebie ów głos i podążył za Haną.
— Babcia już na ciebie czeka ojcze — Przypominała swoją matkę. Miała te same oczy i uśmiech. Itaro ponownie poczuł ukłucie pustki i tęsknoty.
Chciał ją zobaczyć.
Jednakże oznaczało to przekroczenie bram śmierci, a on jeszcze miał tyle do zrobienia...
Zmierzał za Haną wąskim korytarzem do pokoju swojej matki. Kobieta zawsze ogromnie przeżywała jego wyjazdy, a jeszcze mocniej powroty.
Rozsunął shōji i poczuł ból. Coś go ukuło w klatce piersiowej. Złapał się za materiał kimona. Czyżby wcześniej posępne myśli dopadły go?
Ukłucie wprawiły neurony w ruch. W ciągu paru sekund impulsy nerwowe przetworzyły informacje do mózgu o stanie organizmu. Całe ciało niczym ciężka maszyna zostało zbudzone do życia. Nić wspomnień Itaro nagle się urwała, a uśpiony Rash mógł w końcu się przebudzić.
Dotąd zamknięte powieki, otwarły się szeroko z nieruchomym wyrazem, a wściekle jadeitowe ślepia z szokiem wpatrywały się przed siebie. Trwało to krótką chwilę — wzrok przyzwyczaił się do mroku, nos do zapachu...obcego zapachu. Wolno przesunął spojrzeniem w bok. Sylwetka, którą zobaczył, mogła wprawiać w strach i niedowierzanie, ale on nie czuł zupełnie nic.
— Ale parszywa gęba — wychrypiał, dopiero pierwszy raz od dwudziestu lat słysząc swój nowy ton głosu.
Rage, rage against the dying of the light.
Nie rozumiał wewnętrznej pustki, obojętności. Być może był to utrzymujący się efekt otępiania. A może czegoś innego.
— Jak gorsze? O czym ty bredzisz? Kim ty, do cholery, jesteś? A raczej czym?
Mózg wolno zaczął przetwarzać informacje. Słowa docierały do niego z opóźnieniem i zaczęły pojawiać się pierwsze pytania.
Wiązanka, jaką puściła do niego kobieta, brzmiała absurdalnie. Jej wypowiedzi były kompletnie niezrozumiałe dla niego, być może dlatego w pewnym momencie roześmiał się chrapliwie. Gardło nieprzyczajone do wydawania podobnych dźwięków się zacisnęło. Suchość w ustach kazała mu się zamknąć.
Spojrzał na siebie, a raczej na swoje dłonie — blade, brudne z długimi szponami. Kątem oka mignęły mu długie skurzone włosy. Złapał kosmyk w rękę, wpatrując się w pasmo.
Poczuł dezorientację. Nie rozumiał, co się dzieje, ani kim był. Widział siebie po raz pierwszy, a ona brzmiała jakby miał już trochę lat za sobą.
— Jak to, co robię? — mruknął, spoglądając w jej oczy. Mogła dostrzec zagubienie i zwątpienie. Napływ informacji przytłaczał go.
— Nie pamiętam za wiele. Położyłem się na chwilę. Jaki mamy dzień?
Obrazy z przemiany migały mu niewyraźnie, podobnie do scen z jego domu. Amok, w jakim się znajdywał po przemianie, odebrał mu wszystkie zmysły. Rash stał się zdziczałą bestią, którą żadna siła nie była wstanie zatrzymać.
— Jacy zabójcy? Kim są zabójcy?
Brzmiało to dziwnie. Czyżby tak określa mianem samurai?
— Kiedy jadłem? Nie pamiętam.
Zmusił się do wstania, pomimo ostrej końcówki miecza dźgającej go w bok.
Wstając, uderzył głową o wystający stalaktyt, lecz nie odczuł w związku z tym urazem bólu. Kamień ułamał się i spadł pod jego stopy, które ledwo dostrzegł przez szerokie spodnie hakama. Luźne kimono, usztywnione było kamizelką kamishumo z umieszczonym herbem rodowym — Kazuno. Ród ten w latach swojej świetności pełnił swoje posługi u szoguna, lecz pamięć o nich zaginęła z kart wraz z ostatnim szogunem, jaki panował w tamtym czasie.
Rage, rage against the dying of the light.
Nie możesz odpowiadać w tematach