Mori Ren
12/06/1625, Nagoja, Yonezawa, Ronin
Jakby nie patrzeć Ren wygląda na wiecznie zmęczonego, o przeciętnej urodzie oraz opalonej słońcem cerze. Co w jego twarzy rzuca się w oczy to blizna przechodząca przez prawe oko kończąca się przy linii żuchwy, już dawno zabliźniona oraz pod lewym okiem drobna blizna. Same tęczówki ciemne niemalże całkowicie czarne. Fryzura długa i czarna związana rzemieniem. Odzienie jego proste podróżne oraz zmęczony podróżą sugegasa.
Przemierzając kolejne kilometry od Nagoji. W oddali widać było jakąś wioseczkę, której nazwy i tak nie zapamiętam, jedynie co miałem w głowie to jakiś sfermentowany płyn, który pozwoli mi trochę zapomnieć o dotychczasowym życiu. Wciąż moje żebra są obolałe, ale raczej dobrze się goją.
Wieczorem dotarłem do tej zapyziałej wioseczki, zapomnianej przez bogów, ale miała izakaya, to już jakiś plus. Nie za ładnie, nie za brzydko i nie za czysto, ale czuć sake oraz shōchū. Tego pragnąłem, po takiej wędrówce… no może coś jeszcze do zjedzenia. Jak tylko usiadłem i dostałem napitek, poczułem ulgę i rozluźniające się mięśnie, z każdym łykiem błogie uczucie rozchodziło mi się po ciele. Pogrążałem się w zadumie ostatnich tygodni z jednym pytaniem w głowie.
- Co to do kurwy było…
Zamykając oczy, obrazy z tamtej nocy wróciły. Było wyjątkowo ciemno, co jakiś czas księżyc wychodził za chmur, by oświetlić nieco drogę. W niedalekiej odległości od głównego traktu usłyszałem odgłosy walki, jako typowy były samuraj, który już widział wiele cierpienia, oczywiście chciałem się znaleźć jak najdalej od tego co mogło się zdarzyć. Swoje wojaczki już przeszedłem i nie miałem ochoty zostać wciągnięty w kolejny konflikt. Ach, jak bardzo się ucieszyłem, że ten szczęk ostrzy się oddalał… jak bardzo się myliłem. Przynajmniej póki ten chłopak nie przeleciał mi przed nosem, a raczej coś co przypominało chłopięcą postać. Teraz to wyglądało jak kukiełka z prawie każdą kończyną wygiętą nie w tą stronę co powinna. Nawet po pojedynkach nie widziałem tak sfatygowanego ciała. W głowie tylko jedno mi zaiskrzyło.. chyba czas zacząć biegnąć. Już napinały mi się mięśnie nóg, by rozpocząć bieg, gdy zobaczyłem, że temu czemuś, co chwile temu jeszcze było dla mnie zwłokami, zaczęło się poruszać.
Jakim.. cudem - tylko mruknąłem pod nosem
Nie ma szans, by jeszcze żył z takimi obrażeniami. Zamarłem i to wiele mnie kosztowało, gdy istota, o której myślałem jeszcze chwile temu, że była człowiekiem, rzuciła się na mnie. Czułem jakby koń mnie potrącił, żebro albo dwa mi pękły przy spotkaniu z najbliższym drzewem kilka metrów dalej. Już żegnałem się z kolacją, która chciała wrócić na świat zewnętrzny od ciosu w żołądek, gdy zobaczyłem jak ta istota gwałtownie się do mnie zbliża. W głowie miałem tylko jedno, czas się pożegnać. Jedno mrugnięcie, był już tylko dwa metry ode mnie, wtedy kątem oka zobaczyłem coś błyszczącego, co niczym wąż oplotło istotę. Dla mnie to była cała wieczność, a dla kogoś z boku to było tylko zaledwie sekundą. Na zawsze zapamiętam tą chwilę, z zarośli zaraz za tym łańcuchem co oplótł stwora wyskoczył mężczyzna, widać że wcześniej już z tym czymś walczył. Doskoczył do niego z taką gracją i z taką precyzją, że niejeden mistrz walki byłby zawstydzony, a cięcie które wykonał miało tylko jeden skutek. Dekapitacje stwora. To co się stało było dziwne, normalnie jak coś zabijasz to to krwawi, trochę się porusza jeszcze jak kurczaki bez głowy. Ta istota po prostu zamieniła się w pył.. nic z niej nie zostało. Po tym wszystkim już widziałem tylko ciemność.
Nie wiem ile czasu minęło, ale czułem ciepło słońca na skórze. Słyszałem kroki w okół i głosy.
Dwóch zginęło, są tam zaraz za tym zagajnikiem - przemówił tajemniczy głos
Rozumiem, rany już masz opatrzone. Współczuje że musisz ruszać na kolejną misje - Odpowiedział inny głos.
A co z tym rannym.. przeżyje? - Odpowiedział pierwszy
O dziwo tak, jest dosyć twardy, parę żeber ma tylko połamane - “Oho.. o mnie gadają” pomyślałem
Chyba się obudził - Powiedział pierwszy
Ciężko się podnosząc do pozycji siedzącej odpowiedziałem
Tja, jeszcze dycham, co to za bestia była… - Rzekłem jeszcze kaszląc przypominając sobie że kaszlenie i złamania żebra to nie najlepsi przyjaciele.
Podszedł do mnie mężczyzna, który przy pasie miał zawinięty Kusarigame. To on zabił to coś, podnosząc wzrok widziałem, że nie był to dla niego pierwszy raz. W okolicy biegało parę osób ubranych w czarne stroje.
Gratuluje. Przeżyłeś atak demona - Powiedział do mnie ten facet. “Czekaj czego demona?” Przecież takie istoty tylko występują w bajkach by straszyć dzieci.
Demona? - Odpowiedziałem łamiącym się głosem z bólu.
Tak, jak najbardziej prawdziwego demona - Po czym dotykał mnie po ramionach i brzuchu doglądając każdej części ciała, która na szczęście nie została uszkodzona.
Nadałbyś się do korpusu - Odrzekł, gdy mnie zatkało po tych macankach
Do czego? - Odsapnął wzdrygając się po jego akcji.
Nie wiele zrozumiałem po tym co mi opowiedział. Wiedziałem tylko jedno, widziałem za dużo i słyszałem za dużo, by zostać obojętnym, jeżeli nie dla reszty ludzkości, to dla siebie.
Otworzyłem oczy wracając do teraźniejszości. Wiem znowu jaki mam cel w życiu i wiem co chcę robić dalej - zadbać o siebie i o innych o ile będzie taka możliwość. Wstałem, zapłaciłem i ruszyłem dalej w drogę do Edo, by wyszkolić się na Demon Slayera.
Trening, kiedy ja to ostatnio robiłem, poza ćwiczeniem codziennym ciała. Znowu trzymając oręż w rękach czułem te lata spędzone na ćwiczeniu kendo, myślałem że pomoże mi to, że już coś takiego robiłem. Jak bardzo ja się myliłem, czułem się jak nowicjusz, nawet nie wiedziałem kiedy minęły te dwa lata pod okiem tego potwora.. znaczy Hashiry, zanim łaskawie pozwolił mi dostąpić zaszczytu egzaminu.
Dotarcie do samego egzaminu już było wyzwaniem, kto wymyślił tyle schodów na tą górę. Lubię piesze wędrówki w sumie od kilku lat nic tylko podróżuje, ale żeby wspinać się na ten szczyt po tych nienaturalnie wysokich schodach to już jakiś sadyzm. Po paru godzinach mordęgi, zauważyłem pierwsze torii świątynne, powietrze tutaj było czystsze, ale i zarazem trudniejsze do nabrania w płuca, w końcu jesteśmy bardzo wysoko.
Gdy już dotarłem na ten szczyt miałem tylko ochotę znaleźć jakieś miejsce w cieniu by przycupnąć i dać trochę odpocząć nogom, ale nie.. od razu podszedł do mnie jeden z tutejszych mnichów i wskazał mi drogę na polanę obok jakiegoś ołtarzyku. Zirytowany i obolały ruszyłem w tamtym kierunku, było tam już kilka osób jedni bogato odziani, jedni z pospólstwa, na oko około tuzina ludzi.
Zadanie całej tej naszej mieszanej grupki było jedno, przetrwać na terenach za świątynią całą noc. Dla mnie to oznaczało jedno, zaszyć się i odpocząć, bo przecież moje nogi nadal płaczą z powodu tych schodów, chociaż gdyby nie trening u tego Potwora, to pewnie już dawno temu się poddały. Także nie ma co czekać, poprawiłem swoją sugegase, tak aby przesłaniała mi twarz i ruszyłem w kierunku terenów otoczonych wisterią.
Każdy nerw w moim ciele krzyczał. Tutaj jest niebezpiecznie i nie mogę stracić czujności nawet na sekundę. Gdzieś w oddali usłyszałem krzyk, a raczej agonię, coś kogoś dopadło. Nie mogłem jednak mu pomóc, bo sam czułem czyjś wzrok na swoich barkach. Starałem się zachować pozory idąc dalej, jednakże, moją ręka już spoczęła na łańcuchu mej kusarigamy. Do poranku już niewiele zostało, to było moje być albo nie być. Już nie czułem wzroku na sobie tylko żądze mordu, ruszył na mnie. Spokój ducha był najważniejszy, drugą rzeczą było wykonanie planu. Wykorzystując najbliższe drzewo jako wahadło dla obciążnika mojej broni, udało mi się zmienić kompletnie trajektorie mojej broni, mimo że atakował mnie od tyłu zawinięcie łańcucha wokół drzewa pozwoliło mi zaatakować demona efektywnie, mimo że był za moimi plecami. Usłyszałem trzask łamanych żeber, domyśliłem się że tylko go to spowolni a nie zabije, w końcu nie jest człowiekiem. To nie był koniec mojego ataku, wykorzystując pęd chwyciłem za łańcuch napięty po stronie obciążnika by tym razem posłać kamę, która już zaczęła się coraz bardziej rozpędzić od wahadła czyli drzewa. Kontrola była najważniejsza w tym momencie, nie mogłem za bardzo pozwolić by łuk ataku był za szeroki, bo bym spudłował. Wszystko jednak było po mojej myśli, pierwszy mój cios nie zniechęcił go do bezmyślnego ataku, jednakże odpowiednio spowolnił. Ostrze Kamy idealnie spotkało się z jego szyją, a potem z łoskotem wbiło się w najbliższe drzewo, a w mojej głowie rozbrzmiał triumfalny okrzyk. Nie trwał on długo, bo jednak rozpędzenie tego stwora, który już chociaż nie miał głowy, to jego cielsko i tak padło na mnie. Ech, już miałem się czuć niczym bohater, a sam koniec już tak bohatersko nie wyglądał, kiedy podnosiłem się z ziemi zrzucając cielsko.
Teraz wiem, że te dwa lata były wystarczające, kiedy stałem nad spopielającym się ciałem demona. Obity, ale żywy… witający promienie słońca, przycupnąłem przy drzewie dając w końcu swojemu ciału odpocząć
Lubi Sake i inne formy alkoholu
Zawsze ma ze sobą swoją sugegasa
Co więcej, na start dostajesz 47 punktów, które wydać możesz na zakupy w Sklepiku Mistrza Gry lub zamienić je na punkty do statystyk. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach