Ona sama też nie mogła odnaleźć się w Osace. Co prawda od lat nie uważała tego miasta za swój dom, ale teraz wydawało jej się zwyczajnie obce - kiedy zamiast w siedzibie rodu Gato, zatrzymywała się w zupełnie innej dzielnicy. Starała się nie myśleć o tym, co by teraz robiła, zamiast tułać się po uliczkach rodzinnego miasta. Ale myśli same, natarczywie napływały jej do głowy - aż każdy jeden ząb pulsował jej bólem od zaciskania szczęki. Zapewne piłaby sake razem z Yusuke albo ćwiczyłaby z bratankami w dojo. Przebrana w zupełnie niepasujące jej kimono szwagierki, zaparzyłaby herbatę i słuchała niegroźnego jojczenia własnej matki, że zmarnowała taki potencjał mariażu. Wymieniłaby porozumiewawcze spojrzenia z braćmi i ojcem, a potem wyszła zapalić do ich kamiennego ogrodu. Dołączyłaby do niej mała Aoi, żeby popsioczyć na brata, a ona zabrałaby ją na stragany, żeby kupić jej dango. Różowe, bo takie właśnie uwielbiała.
Bolało. Czasem tak mocno, że brakło jej tchu - jednak częściej dopadał ją po prostu głęboki smutek. Odreagowała duszącą żałobę, ale nie miała złudzeń, że to już koniec - doskonale wiedziała, że dopiero będzie musiała się nauczyć z tą niespodziewaną pustką żyć. Szczęście w nieszczęściu, jako zabójczyni demonów miała potencjalnych zadań aż nadto.
Odebrała ich klacze spod opieki stajennego w ryokanie na peryferiach Osaki. Z czułością przywitała się z Shun, wyprowadzając zaraz oba konie na trakt. Zasupłała swoje sakwy przy siodle siwki, skontrolowała czy zwierzęta są porządnie osiodłane - musiała poprawić popręg gniadej klaczy, bo był zapięty zbyt luźno. Miała zaczekać na Ayumu w zajeździe, ale nie mogła się zmusić, żeby wejść między ludzi. Dlatego też przywiązała ich wierzchowce do samotnego, przydrożnego buka - samej opierając się o jego pień. Zawiesiła wzrok w kierunku traktu, poprawiając kołnierz czarnego haori.
I caught you staring
Rewelacje Mori były raczej z rodzaju tych zaskakujących i nieoczekiwanych. Takich, które ścinały krew, a jednocześnie sprawiały, że aż się w nim gotowało. Kiedy więc wrócił do zajazdu i oznajmił dłuższy postój, niezbyt skory był do rozmowy, nawet pomimo wypitego u siostry sake, które wartko krążyło w jego żyłach.
Następnego ranka ponownie ruszył do domu Mori, popołudniu wracając i wreszcie pozwalając im na opuszczenie tego przeklętego miasta. Im dalej sylwetka Osaki znajdowała się za nimi, tym wyraźniej humor mu się polepszał, a sylwetka rozluźniała. W końcu też przestał nerwowo popędzać konia, pozwalając mu iść we własnym tempie.
Do tej pory też siedział cicho, nie podejmując nawet prób rozpoczęcia jakiejkolwiek zbornej rozmowy. W końcu też spojrzał na jadącą obok niego Gato.
- Przepraszam - rzucił po raz któryś - Że tyle to zajęło - gdyby sam musiał spędził w mieście nadprogramową noc, nie ciążyłoby mu to aż tak bardzo. Nie był jednak sam i wiedząc, że Gato nie tak dawno musiała pochować tutaj rodzinę, wcale nie polepszał jego samopoczucia. Czuł się nieco winny, nie tylko przez to, że musiała się z nim wlec taki kawał drogi by oglądać Osakę, ale też właśnie dlatego, jak przykre rzeczy się z tym kojarzyły. Przykre i świeże. Patrzył na nią czujnie, nie zbyt wiedząc czy powinien coś dodać i przede wszystkim, czy ona w ogóle chciała w jakikolwiek sposób podejmować teraz rozmowę.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Raczej nieprędko, ale w końcu została złapana na gorącym uczynku - kiedy przyjaciel w końcu się do niej odwrócił. Drgnęła gwałtownie, aż Shun pomyliła krok, gdy Kotone ścisnęła ją udami.
— Przepraszam — zawtórowała mu właściwie jednocześnie, gdy ten przeprosił ją. Omal nie roześmiała się w głos - ograniczając się jednak do cichego prychnięcia. Machnęła zaraz lekceważąco dłonią, zbywając jego przeprosiny. I niejako również swoje.
— Sama zaproponowałam, że z Tobą pojadę, chociaż mówiłeś, że to sprawa rodzinna — zaczęła, a głos miała przepełniony rzeczowością. Nie mogła pozwolić, żeby jej żałoba rzutowała na wszystko. Zdążyła już w Yonezawie postawić, że nie da się temu pochłonąć. — Analogicznie więc, brałam pod uwagę, że... tyle to zajmie — sparafrazowała go, a usta wygieły się w delikatny łuk... wdzięcznego uśmiechu. — Po prawdzie to wyczekiwałam w zajeździe twojego kruka zwalniającego mnie z wyczekiwania na twój powrót. — Nie, żeby miała zamiar go w takim wypadku posłuchać.
Skierowała kroki swojej klaczy nieco bliżej towarzysza, tak, że praktycznie stykali się kolanami. Szturchnęła go zaczepnie w bok - pamiętając, żeby to nie był "ten" obtłuczony bok.
— Dziękuję. Że jednak mogłam poczekać. — I właściwie nie tylko za tę "przyjemność" - po miesiącach samotnej wędrówki, towarzystwo Nishiōjiego była bardziej niż mile widziane. Było jej po ludzku raźniej.
Nie pytała na głos, ale jej spojrzenie wyraźnie pytanie kierowało "Grosik za twoje myśli?".
I caught you staring
- Szkoda, że nie podszedłem do tego w podobny sposób, ponieważ naprawdę liczyłem na to, że zajmie to o wiele, wiele krócej - i że będzie znacznie mniej męczące. A tak musiał rozwalić szafkę i potem sprzątać. - Ale nie martw się, następnym razem poślę ci kruka zanim się obejrzysz, skoro tak ci się nudziło - uśmiechnął się do niej tylko nieco złośliwie.
Uśmiechnął się do niej na moment znowu, ale już zwyczajnie szelmowsko, w charakterystyczny dla siebie sposób, szybko jednak odwracając wzrok, kiedy wyłapał jej spojrzenie. Mimowolnie odsuwał od siebie to, co tak bardzo go teraz gnębiło i kotłowało się gdzieś w środku, jakby licząc na to, że jeśli zasznuruje usta, wszystko samo przeminie. Wiedział jednak, że było to wierutne kłamstwo. Niemniej jednak, przekrzywił głowę nieco na bok, zerkając na Kotone.
- Co robiłaś, kiedy mnie nie było? Założę się, że była to dla ciebie istna katorga - rzucił zaczepnie.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Och nie no, jasne. Mori przecież wołałaby Cię taki kawał do Osaki dla rozrywki — skwitowała, przewracając oczami. Wbrew pozorom wcale nie była to próba wyciśnięcia z niego czegokolwiek, co dotyczyłoby tego spotkania. Zwyczajnie z przekąsem dzieliła się z nim swoją mądrością na temat oczywistych mechanizmów.
Cmoknęła cicho, widząc jego złośliwy uśmiech, mając już na końcu języka odpowiednie odszczeknięcie się - ale zaniechała, gdy złośliwy wyraz przeszedł w iście lisi uśmieszek. Poczuła niejaką ulgę, widząc, że humor na tyle mu dopisuje, że i jego ikoniczna mimika wracała na właściwe jej miejsce. Choć unikanie jej pytającego spojrzenia nie zwiastowało ostatecznie najlepiej - ale skoro tak... Niech będzie, że nie zauważyła tego zwodu. Długa droga przed nimi, mieli czas - a i wypadałoby nadrobić trochę głupich rozmów. Coś za dużo tych poważnych tematów się ich uczepiło, jak rzep końskiego ogona.
— Oczywiście — przytaknęła mu przymilnie. — Czas bez Ciebie jest czasem straconym! — Rozłożyła ręce w zamaszystym geście, a jej głos ociekał gęsto sarkazmem. Trochę aż nazbyt teatralnym. — Jestem dużą dziewczynką, potrafię sobie znaleźć zajęcie... i to nawet nie samotne. Uwierz mi, nie nudziłam się — wyszczerzyła się do niego szeroko - trochę abstrahując od ciężkiej atmosfery, niewypowiedzianych słów, poważnych tematów...
Pogoniła klacz nieco w przód, jednocześnie odwracając się do Ayumu - i machając do niego jego własnym kiseru, które zaiwaniła mu sprytnie. Kiedy? Może właśnie wtedy, kiedy po przyjacielsku szturchała go w bok kilka chwil temu.
— Rozkojarzonyś — mruknęła, celując w niego oskarżycielsko fajką - niby palcem. Pokręciła głową z udawaną dezaprobatą, czarne oczy zaiskrzyły z rozbawieniem. — Powiem Ci wszystko przy fajce... Jeśli ją odzyskasz. I zostawisz tego kija w dupie, którego nabawiłeś się w Osace. — Może po prostu teraz to ona próbowała rozładować atmosferę. Nie musieli być w końcu - w środku dnia, w południe! - zabójczo poważni.
Ledwo skończyła z resztą mówić i nachyliła się w siodle, a Shun wystrzeliła jak na rozkaz, niemal od razu przechodząc w płynny galop. Zostawiły za sobą tylko chmurę pyłu i echo wysokiego śmiechu.
I caught you staring
Zmarszczył nieco brwi, kiedy dała swojej klaczy łydkę, wyprzedzając go, zaraz marszcząc je jeszcze bardziej, tym razem w bezbożnym oburzeniu, kiedy tylko zauważył czym tak właściwie do niego macha.
— Ej! — krzyknął do niej oskarżycielsko wyciągając w jej stronę palec. Albo raczej - w stronę swojej fajki. — Oddaj ją!
Słowa były jednak tylko słowami, bo Shun wystrzeliła ze swoim jeźdźcem do przodu niczym strzała. Nishioji skrzywił się, do siebie i do chmury kurzu, którą zostawiła za sobą na drodze Kotone. Nie chciał się z nią ścigał. Nie miał zwyczajnie na to siły, ale pewnych rzeczy się zwyczajnie nie robiło, a do tych należała kradzież fajki. Popędził więc swoją klacz, zmuszając ją do natychmiastowego przejścia w cwał i pognał za Gato. Jeśli nie zwiększyła tempa, to nie mogło mu to chyba zająć długo, zanim nie zrównał się z nią i nie spróbował złapać za wodze jej konia, by ściągnąć je i zwolnić tempo.
— Powiem ci o to chodzi, ale najpierw oddaj fajkę — rzucił obruszony, nie wspominając jednak o kiju w dupie. Tego wyjęcie może rozważy później.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
Może nie powinna tak tego analizować, bo przecież - jak już powtarzała kilkukrotnie - nie była to jej sprawa. Ale zwyczajnie nic nie mogła na to poradzić; we krwi już miała empatię wobec jednookiego i całkiem już naturalnie reagowała na jego humorki.
Właśnie dlatego podkradła mu kiseru i zmusiła do reakcji. Szczęśliwie nie puścił jej drobnego wybryku płazem i ruszył w ślad za nią. Nie musiała się nawet oglądać, doskonale słyszała stukot końskich kopyt rozwijających prędkość do cwału tuż za jej plecami. Stłamsiła w sobie ochotę na dociśnięcie pięt w boki Shun; mogła też odbić w bezdroża albo zwyczajnie ściągnąć wodze i pozwolić, żeby rozpędzony na swoim koniu Ayumu ją wyminął. Jednak po prostu pozwoliła się złapać, a nawet odebrać lejce i nadać im obojgu wolniejsze tempo. Tylko jej klacz wydawała się niezadowolona z tej nagłej utraty wiatru w grzywie, bo zarżała, potrząsając w irytacji łbem. Kotone poklepała ją przepraszająco po boku szyi.
— Słowo? — zwróciła się do Nishiōjiego, przypatrując mu się uważnie spod rzęs. — Nie lubię Cię ciągnąć za język, ale mam wrażenie, że zaraz wybuchniesz — stwierdziła sucho, choć... niski głos rozbijał się o zatroskane nuty. Bez słowa wręczyła mężczyźnie jego własność i odebrała swoje cugle. Ułożyła je luźno przy łęku siodła i wyłuskała ze swoich juków sakiewkę z kizami - rzucając zgrabnie zawiniątko Ayumu. — Nowa mieszanka — wyjaśniła, niejako również wyjawiając cóż też takiego robiła, gdy ten załatwiał sprawy z Mori. — Zamieniam się w słuch.
I zamilkła w oczekiwaniu, pozwalając mu zebrać myśli, ułożyć słowa... albo dalej zachować milczenie. Choć skłamałaby, nie przyznając, że ręce ją świerzbiły, żeby wytrząsnąć z niego cokolwiek, choćby miało to być "Odwal się".
I caught you staring
Złapał rzucony mu tobołek i zaczął nabijać fajkę. Nie śpieszył się i robił to dokładnie, czy to przez chęć faktycznego odroczenia rozmowy czy ze zwykłej, w pewien sposób naturalnej dla niego złośliwości.
- Zacznijmy od tego, że nie możesz powiedzieć tego nikomu - powiedział, przyglądając kizami, jakby chcąc sprawdzić, czy wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Nikomu - powtórzył, jakby od niechcenia, ale gdzieś w tych słowach kryła się zwyczajna, ludzka obawa. Ufał jej bezgranicznie, ale zaufanie to nie przekładało się na to, jaki Gato mogła mieć stosunek do całej sytuacji. Zaczął jednak od czegoś zupełnie innego. - Nie ratowaliśmy Kamy. Nawet nie wiedzieliśmy, że tam będzie - przechylił się w siodle, by podać jej wcześniej rzucony mu pakunek. - Pojechaliśmy tam, bo pojawiła się informacja, że chętni mają wieczorem stawić się w stajni, jeśli chcą coś zrobić. Jeśli chcą ukarać zdrajcę. - podniósł wzrok powoli, wodząc nim po jej sylwetce, by ostatecznie zajrzeć jej w oczy. Na moment tylko, bo potem spojrzenie oderwało się od niej i spojrzało na kołyszącą się między końskimi uszami drogę. - Znaleźliśmy go, ale walka z nim... to była jedna wielka porażka. Hayato zginął, Saiyuri została ranna... dobrze wiesz. Ale została nam wtedy złożona oferta oferta dołączenia do ukrytego oddziału Korpusu, który działałby na własną rękę. Wtedy kiedy trzeba. Wtedy, kiedy hashiry lub mistrz mają... inne spojrzenie na sprawę. Tak jak było z Sendo.
Zerknął na nią, przelotnie tylko, szybko na nowo wybierając drogę przed sobą. Mówił cicho, a jego głos był spokojny, przyjemny nawet gdyby nie ponury wyraz twarzy, który zdawał się burzyć cały jego obraz. Trzymana w dłoni fajka wreszcie powędrowała do góry, kiedy odpalił ją i zaciągnął się dymem z wyraźną ulgą.
- A ja się zgodziłem. Podobnie jak Mori.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Będzie jak mówisz — przytaknęła skwapliwie, kiedy w końcu doczekała się podjęcia tematu. Wzięła jeszcze porządny, głęboki wdech, rozluźniając się możliwie najbardziej - poważne sprawy w wykonaniu jej partnera zazwyczaj były naprawdę poważne. Bez żarcików, ironii i teatralności. Jechała teraz kolano w kolano ze śmiertelnie poważnym Zabójcą.
Temat był co najmniej gruby.
— Oczywiście, że nie ratowaliście Kamy — burknęła, oszczędnym gestem przejmując kizami, które jej podawał. Nie z tonem pełnym wyrzutu, czy ironii - bardziej w duchu właśnie poklepała po plecach własną intuicję, kiedy w myślach błysnął jej moment z jej pokoju, gdy Ayumu podawał jej ten naciągany powód. Już wtedy coś jej się nie zgadzało, nie tyle w samej informacji - co w powściągliwości Nishiōjiego. Cóż... znała go. Ale też mu ufała - a dosłownie kilka chwil później miała się przekonać, dlaczego przemilczał pewne fakty.
Tutaj, na trakcie, nie otaczał ich cały Korpus z wyostrzonymi po ataku na Yonezawę zmysłami. Byli tylko we dwójkę. Z autentyczną ulgą przyjęła w końcu prawdziwy zwrot wydarzeń, który uzupełniał logiczne luki w okrojonych informacjach, którymi nakarmił ją wcześniej.
Kiedy na krótki moment odnalazł jej spojrzenie, w jej oczach nie znalazł wyrzutu.
— Sama byłabym w tej stajni, gdybym była wtedy na miejscu — stwierdziła krótko, choć wyjątkowo gorzko. Tymczasem w tamtym momencie ona dopiero zmierzała do kolebki zabójców - żeby potem wpaść w krwawą spiralę ratowania rannych. Kto wie, czy jej własna rodzina nie padła ofiarą podobnej machinacji? W Osace było więcej zdrajców - choć ich istnienie było o wiele mniej szokujące niż w samej Yonezawie.
Potarła w niejakiej opanowującej ją niemocy swoje oko i skroń, w której pulsowała szumnie krew. Wbrew wszystkim znakom, nie spodziewała się tak ciężkiego brzemienia tych rewelacji.
— Sądziłam, że... — westchnęła, pocierając kciukiem i palcem wskazującym nasadę nosa. — Spodziewałam się bardziej, hmm. Rodzinnych spraw. — Ledwo to powiedziała, a skrzywiła się na swój dobór słów. A do tego wszystkiego ukryty oddział Korpusu, niby ręka sprawiedliwości, sięgająca dalej niż wzrok filarów mógłby... chciałby sięgać.
Zaciągnęła się dymem z fajki.
— Każde potknięcie u władzy rodzi swoje konsekwencje... — podjęła, ale zaraz zrezygnowała z prób naśladowania oratorstwa Nishiojiego. — Ah, Ayumu, znasz mnie. Jeśli ma to służyć nam, ludziom, zapobiegać większym tragediom, to kim jestem, żeby to potępiać? Nie jestem ślepą fanatyczką wykonywania rozkazów. Jestem pragmatyczką... z drobną dozą idealizmu. — Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal...? Może nie do końca. Szanowała przywódców Korpusu, naprawdę głęboko - ale nie była też zachłyśniętą utopijnością i wielką walką dobra ze złem nastolatką. Miała swoje lata, miała swoje doświadczenia, widziała więcej kolorów niż czerń i biel.
— Nie wiem czy to chciałeś ode mnie usłyszeć — zaczęła równie cicho jak on. — Nawet nie wiem, czy chciałeś cokolwiek usłyszeć.
I caught you staring
— I dobrze się spodziewałaś, ale do tego jeszcze nie doszliśmy — odpowiedział jej głosem równie posępnym co wcześniej. Spojrzał jednak na nią. O wiele pewniej i o wiele odważniej, jakby otuchy dodały mu słowa które powiedziała. Były proste w swej formie i bardzo... no cóż, jej. Powinien się ich spodziewać, a mimo wszystko przyniosły ulgę. — Co chciałbym usłyszeć, to odpowiedź na pytanie, czy chciałabyś być ze mną. Dołączyć do cieni i działać z ukrycia. Nie ukrywam, ale chciałbym cię mieć przy sobie — uśmiechnął się, lekko i słabo, ale jakże szczerze, w ten drobny gest wtłaczając wszelką ciepłotę. Miło byłoby mieć przy sobie kogoś, kogo dobrze się znało, ufało bezgranicznie i kto nie groził przypadkową próbą ukręcenia ci głowy.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Drugie dno? Wspaniale — aż się skrzywiła, czując jak trybiki w jej głowie zaczynają pracować ze zdwojoną siłą. Już wiedziała, że zarówno Ayumu jak i Mori włączyli się do nowej, nieoficjalnej jednostki. Na tym mogłoby się skończyć, ot, sprawa organizacji, dlatego mieli się spotkać w Osace. Przykrywka - sprawy rodzinne. Idealnie.
Poczuła na sobie spojrzenie mężczyzny, więc przestała z fiksującą intensywnością wpatrywać się w dym ulatujący z fajki. Zobaczyła ten błysk w zielonym oku - i choć nigdy nie układała własnych słów, byleby tylko zdobyć uznanie Ayumu (ach, po jej trupie), to właśnie poczuła, że w jakiś sposób mu pomogła. Zdjęła z barków jeden ciężar. Cóż, chociaż w ten sposób.
Spodziewała się, że jego następne słowa będą albo kontynuacją rewelacji, albo sytuacyjnym żarcikiem, zgryźliwym i ironicznym. Może nawet groźbą bez pokrycia - skoro właśnie poznała dość szczególny sekret. Tymczasem, w jej intensywnie kręcące się pod czaszką trybiki, wpadło stado ogłupiałych motyli. Aż musiała zagryźć dolną wargę, mocno, żeby usta nie wygięły się w autentycznie debilnym i kompletnie nie na miejscu uśmiechu.
Chrząknęła, pokręciła się w siodle, zaciągnęła się fajką.
— To dwa pytania czy jedno? — walnęła, ale nie pozwoliła wybrzmieć tym słowom do końca i kontynuowała, wlepiając wzrok gdzieś w zalesiony horyzont. — Sądzę, że działanie z ukrycia wychodziłoby mi zdecydowanie lepiej. Możesz być światłem, ja mogę być cieniem. Im mocniejsze światło, tym mocniejszy cień — rzuciła miękko, autentycznie rozbawiona swoim porównaniem. Nawet jeśli oboje mieliby być cieniami. Mówiła niby lekko, ale chrapliwy głos dźwięczał emocjami. — Poszłabym z Tobą na samo dno Yomi. Nawet bez pytania.
Spojrzała na niego, odwzajemniając uśmiech, lekki - może nawet trochę zażenowany, bo dotychczas nigdy takich deklaracji z siebie nie wydusiła. Sprawnie operowali słowami, ale niektórych nie szło przeinaczyć.
I caught you staring
— Brzmi dobrze — skomentował, wyraźnie ukontentowany nie tyle jej zgodą, ale również faktem, że nie musiał dalej zastanawiać się nad poprzednią kwestią. Potem już uśmiechnął się do niej, w ten delikatny, poufały sposób, pozbawiony masek.
— Dziękuję — odetchnął, zaraz jednak zaciągając się z zadowoleniem dymem z kiseru i spoglądając przed siebie, na wijącą się przed nimi drogę. — Jeśli mam być szczery, to trochę spodziewałem się takiej odpowiedzi. Albo inaczej... wręcz nie zniósłbym twojej odmowy i dlatego jedziemy teraz do Nagoi. Im szybciej porozmawiasz z dowódczynią oddziału, tym lepiej — spojrzał na nią i uśmiechnął się znowu, tym razem w ten o wiele bardziej znajomy sposób, bardziej zaczepnie.
— A tylko... wspomniałem o Saiyuri. Była z nami, ale nic nie pamięta. I lepiej z nią o tym nie rozmawiać, bo jeszcze sobie coś przypomni...
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Drewniak — parsknęła cicho, rozbawiona nawet bardziej niż powinna. Zdecydowanie bardziej niż powinna - biorąc pod uwagę ogólny zarys i temat ich rozmowy. Nie zamierzała jednak ani drążyć, ani tym bardziej tłumaczyć swoich słów, bo Nishiōji kompletnie nie załapał.
Uśmiechnął się do niej w ten swój sposób, a ona wywróciła młynka oczami, wzywając wszystkich bogów, którzy mogliby jej pobłogosławić cierpliwością i samozaparciem.
— Trochę spodziewałem się takiej odpowiedzi — przedrzeźniła go, modelując swój ton na jego nonszalancką manierę. Zaraz jednak odchrząknęła i zaciągnęła się dymem. Chyba najbardziej drażliwy moment rozmowy mieli właśnie za sobą. Chyba. — Doceniam, że zapytałeś, naprawdę, ale... — przerwała, kiedy doszedł do niej sens słów Ayumu. Chciała mu właśnie zarzucić, że bywał tępy jak cep, ale sama widocznie była wcale nie lepsza.
— Wyższa rangą, ale nie hashira? — zacytowała swoje słowa, które już wcześniej wystosowała w rozmowie z towarzyszem w Yonezawie. — A co gdybym odmówiła po tych rewelacjach? Zakopałbyś mnie przy drodze? Z resztą, nieważne, nie odpowiadaj. Mam tylko nadzieję, że werbunek zazwyczaj przeprowadzacie inaczej, nie każdy jest tak ślepo zapatrzony jak ja. — Ścisnęła nasadę nosa palcami, a słysząc rewelację o Kurayami, strzeliła ostrym spojrzeniem na przyjaciela.
— Saiyuri... też rozmawiała z dowódczynią oddziału? — zapytała trochę niepewnie. — Skoro już otwarcie o tym rozmawiamy, a ja się jasno zadeklarowałam, możesz powiedzieć mi więcej. A przynajmniej czego mogę się spodziewać, jak już dojedziemy do Nagoi. — Czaszka dosłownie jej dymiła od nadmiaru informacji - rzadko kiedy już w czasie podróży człowiek dowiaduje się, że ma okazję wstąpienia do wywrotowej jednostki. Określenie "okazja" też było w tym wypadku nieco naciągane. Fakt dokonany. Z jednej strony czuła się mile połechtana, że Ayumu brał ją pod uwagę wobec tak delikatnych działań, bo wiedział, że mógł jej zaufać. Nie kłamała, naprawdę poszłaby z nim na dno piekieł. Ale z drugiej strony miała wrażenie, że właśnie poczuła krawędź ostrza na swoim karku - i to nie tak dobrze znanej bursztynowej barwy.
I caught you staring
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— O tę sarnę co nie chodzi — odbiła jego pytanie niezwykle dojrzałym tekstem, obdarzając go przy tym równie psotnym uśmieszkiem, co on ją. Oczywiście, że nie mogła sobie darować choćby króciutkiej okazji, żeby się z towarzysza ponaigrywać. Była to jakaś namiastka normalności w tym ich świecie pełnym demonów, krwi, spisków i zdrad.
Słysząc jego niefrasobliwą odpowiedź na pytanie, na które i tak nie oczekiwała odpowiedzi - uniosła wysoko jedną brew, aż ta zniknęła pod czarną grzywką.
— Niepoprawny drewniak — dodała, kręcąc głową z niedowierzaniem. Oczywiście, że to nie mogło być takie proste, doskonale o tym wiedziała. Doskonale wiedziała również o tym, że choć Nishioji wydawał się diablo zamyślony, to pewnych rzeczy tak czy siak nie przeanalizował. Cóż, z ich dwójki to raczej ona miała większe skłonności do tworzenia scenariuszy i rozpatrywania ich pod każdym kątem.
— Yhmmmmmm... — przeciągnęła do granic możliwości sylabę, zerkając na kręcącego się jak żaba w beczce Ayumu. Pogratulowała sobie w duchu pomyślunku, że zawczasu poprawiła odpowiednio popręg jego klaczy, bo autentycznie właśnie w tym momencie musiałaby mężczyznę zbierać z ziemi. — A więc dyskutowałeś o mnie mniej czy bardziej? — Nie odrywała od niego swojego świdrującego spojrzenia, mrużąc przy tym oczy z powątpiewaniem. — Czy może dopiero będziesz rozmawiał mniej lub bardziej, kiedy już dotrzemy?
Nie to, że w niego nie wierzyła, czy chciała mu w jakiś sposób dopiec - naprawdę zwyczajnie chciała wiedzieć na czym oboje w tej chwili stoją. Słysząc historię o Saiyuri - zwłaszcza. Nie skomentowała tego jednak w żaden sposób, mimo wszystko nie chcąc bardziej dręczyć tym tematem towarzysza. Aż za dobrze widziała jak bardzo niekomfortowo było mu o tym wspominać, więc i nie do końca musiał mu taki obrót spraw leżeć.
— Dziękuję, że nie ukryłeś tego przede mną — powiedziała tylko, po prostu przyjmując taką metodę działania do wiadomości. — Dużo już zrobiliście takich... khm, werbunków? — Delikatnie zmieniła temat rozmowy - nie spodziewała się jednak, że trafi na bezpieczny i komfortowy grunt.
I caught you staring
Zmarszczył czoło znowu zniecierpliwiony, kiedy tak nieznośnie przedłużała sylaby, ewidentnie się nad nim w ten sposób znęcając. Popukał kiseru w łęk, jakby delikatnie chcąc ją w ten sposób ponaglić, a nie robić tego w bardziej werbalny czy inny dosadny sposób.
- To dość... relatywne mam wrażenie - rzucił, ściągając usta. - Można powiedzieć, że mniej, ale nie wydawała się, jakby chciała wiedzieć więcej... - znowu przegibał się w siodle, tym razem na drugą stronę, jakby było to częścią jego zastanawiania się nad tym, jakich słów użyć i co powiedzieć. - Powiedziałem, że mam kogoś na myśli i nikt nie wydawał się oponować - wzruszył ramionami. Jego rozmowa z Kagą była dość niezobowiązująca. Nie obiecał jej że porozmawia, a raczej grzecznie pytał, czy istnieje taka możliwość i jak powinna działać rekrutacja. Jej wydawało się to pasować, chociaż miał wrażenie, że doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że mówił o Kotone.
- W sumie to nie wiem. Mori raczej chce kogoś zwerbować, ale reszta? Nie rozmawiałem z nimi o tym - przyznał szczerze. Nie wiedział też, kogo w swoich szeregach miała już Kaga, albo czy miała kogoś w myślach na przyszłość. Nie miał też zamiaru wspominać o całej sytuacji z Asano, która sama podjęła decyzję o rezygnacji i przyjęła tę całą zapominającą miksturę świadomie.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Ech... — westchnęła głośno, odchylając się nieco w siodle. — Ale się porobiło, co? — mruknęła cicho. — Jakby nasze życie nie było wystarczająco... khm... — chrząknęła, powstrzymując się od przekleństw. — Pełne wrażeń i zwrotów akcji — dokończyła, prychając zaraz na własne słowa, które nawet w małej ćwiartce nie oddawały istoty ścieżki, którą oboje się poruszali.
— Czasami się zastanawiam jak bym skończyła, gdybym te dwanaście lat temu jednak nie chciała ścigać się z Junem i po prostu posiedzielibyśmy wieczorem w ogrodzie — wypowiedziała na głos własną myśl, która nagle, trochę już zapomniana, zakopana tak głęboko, że niemal dotycząca zupełnie innej osoby - wypłynęła na wierzch. Pokręciła głową, odganiając melancholię, która zaczęła kręcić jej się pod powiekami. — Robię się chyba za miękka — skwitowała, wystukując popiół z fajki.
Przygryzła wnętrze policzka, skubiąc go raz po raz zębami.
— Jest coś jeszcze co chciałbyś mi powiedzieć? — zapytała, po dłuższej chwili, kiedy otaczający ich krajobraz powoli zaczął się zmieniać, wraz z przebytą niespiesznie drogą. — Byłeś... Jesteś, nieco wytrącony z równowagi po spotkaniu z Mori. Nie sądzę, żeby to była wyłącznie sprawa Cieni... Ale nie naciskam! — uniosła dłonie w pojednawczym geście, podkreślając swoje słowa. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie dodała: — Tylko widzę jak Ci ten demon siedzi na karku. Jeśli będę w stanie, to Ci pomogę — zadeklarowała się, prosto, szczerze - jak przyjaciółka, która zwyczajnie widzi mękę swojej bratniej duszy.
I caught you staring
— Z Junem? — podchwycił imię, na moment spoglądając w jej stronę. Szybko jednak odwrócił wzrok, by nie wydać się w swoim zainteresowaniu nachalnym. O swojej przeszłości obydwoje mówili rzadko, te najbardziej bolesne wspomnienia trzymając gdzieś bardzo głęboko w sobie i tylko dla siebie. On na przykład, nigdy nie powiedział jej o swojej żonie. O tym, jak tragicznie skończyła i o momencie, kiedy zobaczył jej ciało. I o każdym kolejnym, kiedy budził się zlany potem, pełen niemożliwej winy, że nie mógł nic zrobić.
— A może ty byś mi chciała coś powiedzieć? — zagadnął ją, uśmiechając się zaczepnie pod nosem. Nie musieli przecież tak smucić tylko o poważnych tematach dotykających ukrytych, wewnętrznych organizacji. Mogli na ten przykład, zamienić parę słów o czymś o wiele lżejszym i przyjemniejszym. Nie mógł jednak nie odpowiedzieć jej na kolejną kwestię, bo ta dręczyła go w aż nadto wyraźny sposób. Pojechała z nim aż do Osaki, cholera, był jej to winien.
— Ten demon, który zabił Kamę... był jej mężem. Nie pamiętał jej, ale praktycznie niewiele się zmienił po przemianie. Wcześniej był zabójcą, a nawet o tym nie wiedziała. Ukrywali przed sobą to, czym się zajmowali, w jakimś dziwacznym tańcu. — zamilkł na moment, pociągając fajkę. — Co innego kogoś stracić, a co innego wiedzieć, że stał się zdrajcą. I nie móc otrzymać już odpowiedzi na swoje pytania. — nie mogła mu pomóc. A przynajmniej nie wiedział jak. Mogła jednak posłuchać, a to wydawało się wystarczające na ten moment.
Heart made of glass, my mind of stone
Hello, welcome home.
Ayy, don't be a stranger
'Cause I like high chances that I might lose
— Junem — przytaknęła, po czym jeszcze dodała - aby trybiki pamięci w głowie jej towarzysza zaskoczyły na odpowiednie tory: — Mój narzeczony. — Pozwoliła, żeby jej słowa wybrzmiały, z pewną dozą zaskoczenia odnotowując melancholijny ucisk w piersiach... któremu nie towarzyszył jednak żaden ból. Aż z pewną konsternacją chwyciła wolną dłonią brzeg swojego kołnierza haori. — Jestem absolutnie pewna, że kiedyś, też na drodze, Ci o tym wspomniałam. Nie znaliśmy się wtedy dobrze.
Kącik ust drgnął jej w namiastce uśmiechu - co się zmieniło od tamtego momentu? Minęło dobre... 6 lat? Jeśli tylko wierzyć jej kalendarium w głowie. Zerknęła w kierunku Ayumu, jakby kontrolnie, akurat w momencie, kiedy zadawał jej pytanie - ze swoim firmowym, lisim uśmieszkiem pod nosem. I bogowie jej świadkami, poczuła się sprowokowana - jak za każdym razem, kiedy tak robił, na jej język niosły się już równie zaczepne słowa. To było silniejsze od niej.
— Nie rozpieszczaj mnie. Jeszcze sobie pomyślę, że nie pytasz z grzeczności, a z zainteresowania — wytknęła mu z przekąsem, istotnie śmiejąc się w duchu. Bo miała nieodparte wrażenie, że Nishioji od czasu ich spotkania w Yonezawie wiedział o niej nawet zbyt wiele. Nie, żeby była specjalnie zagadkowa - ten zielonooki lis miał dość szczególną umiejętność bycia niezwykle przenikliwym wobec jej osoby. Choć i ślepoty w tym samym aspekcie nie szło mu odmówić. Można by stwierdzić, że przyganiał kocioł garnkowi.
Rozbawione iskierki w ciemnych oczach szybko jednak przygasły, gdy Gato doczekała się odpowiedzi (całej? nie wiedziała) do której tak drążyła. Choć jechali stępem, to czuła się trochę jak w pełnym cwale. Ilość informacji i nowin była zatrważająca. A pod ręką miała tylko fajkę i lejce, nic więcej, żeby jakkolwiek odreagować. Trochę nieumyślnie szarpnęła wodze, aż Shun stanęła w miejscu. Odwróciła się w siodle w kierunku towarzysza, chcąc złapać jego spojrzenie.
— Ja... — zaczęła, po czym złapała się za skroń. — ... pierdolę — dokończyła niezwykle elokwentnie, niezwykle nie w swoim stylu. Pytajniki powinny w tym momencie kłębić jej się nad głową. Dłoń ze skroni powędrowała do policzka, a potem do karku - gdy Kotone zwróciła głowę w kierunku, z którego jechali. — Jesteś pewien, że Mori powinna być teraz sama? Taka strata... zdrada... Przecież ona nawet nie może go opłakać. — zamilkła na moment. — Stąd Cienie. Swoją drogą tropienie zdrajców, ale to też osobista krucjata. — Poczuła się trochę bardziej niż winna, wiedząc, że Ayumu jechał teraz z nią w kierunku Nagoi, zostawiając starszą siostrę samą z takim ciężarem. — Nie obrażę się, jeśli teraz zawrócisz.
I caught you staring
Nie możesz odpowiadać w tematach