Ebisubashi
Uważa się, że most powstał w 1612 roku, a jego pierwszą formę zbudowano, gdy miało miejsce utworzenie kanału Dōtonbori. Nazwę zaczerpnięto od Imamiya Ebisu - pobliskiego chramu, w drodze do którego mieszkańcy często przekraczają tę przeprawę.
tguide.jp
Dla jednych tak niepotrzebne czy zbyteczne, w końcu obraz nie jest ze złota, nie przyniesie bogactwa, czy siły, bo jego wartość jest niematerialna. Lubiłem przenosić wydarzenia na płótno, to jedna z tych rzeczy, która nawet po utracie wspomnień nie zniknęła z mojego życia, pamięć mięśniowa i bystre oko, same prowadziły pędzel, chociaż gdy odkryłem swój talent, to po prostu wodziłem palcem po piasku z nudów niczym nieświadomy i prowadzony przez natchnienie.
A poza tym sztuka jest ponad czasowa, moje obrazy pozostaną. Imię, które jest umorusane krwią ludzi, zostanie na wieki zapamiętane przez innych entuzjastów sztuki, nawet jeżeli jeden z zabójców postanowi, skrócić mnie o głowę, to wcale nie wymaże mojego istnienia z tego świata.
Siedziałem sobie wygodnie na barierce z przewieszonymi nogami w stronę wody i obserwowałem, jak księżyc w pełni przenosi się po niebie, odbija w tafli kołyszącego się morza, niczym unosząca się jako w misce z ramenem. Ludzie dziwnie na mnie momentami spoglądali, ale nikt nie zaprzątał sobie głowy niedoszły samobójcą, bo w końcu byłem im obcy. Biały olbrzym ładnie rozświetlał tę noc i co najważniejsze jego blask nie był dla demonów zabójczy, to była jedyna alternatywa promienie z nieba, które nas nie mordowały. Leniwo ostatnie statki przecinały fale i zmierzały w górę rzeki, aby dostać się do portów i magazynów, gdzie będą mogły się zaopatrzyć przed kolejnym rejsem.
W głowie pojawiło mi się kilka wizji, które być może postanowię, uwieczni przy najbliższej okazji. Chociaż ostatnio raczej miałem większą chęć, na malowanie dramatów i okrucieństw życia, niż spokojnych pejzaży, ale do tego trzeba było przysłowiowej zapałki w składzie z olejem, której na ten moment mi brakowało, ale kto wie co jeszcze przyniesie noc.
Wiatr się zerwał i poczułem w nosie pewien zapach, którego nie spodziewałem się tutaj, czyżby zbliżała się ta umowna cisza przed burzą? Nie czułem go wcześniej, ale jak w przypadku każdego demona, zawsze czuło się mniej bądź bardziej woń samego stwórcy, która wszystkich nas łączyła, niezależnie od wyglądu, charakteru czy celu. Zwróciłem głowę w kierunku, z którego docierała do mnie zapach, i nie kryjąc swoich intencji, spoglądałem pustymi chłodnymi oczami i czekałem, aż jegomość się pojawi.
Zbliżał się do mostu długimi krokami. W poły szaty dmuchnął wiatr, rozwiewając je na boki. Zielone ślepia dostrzegły wątła postać na moście. To musiał być on.
Rogacz pokonał jeszcze kilka kroków, stając nieopodal pochłoniętego rysunkiem demona. Widok ten należał raczej do rzadkich obrazków, jakie udało mu się zaobserwować wśród jego rasy. Demony były raczej ukształtowane z gliny pychy i bezmyślnej agresji. Tworzenie wymagało nieco pokory, spokoju i jasności umysłu niezmąconego natrętnymi myślami czy pragnieniami — jak w przypadku ludzkiego zapachu, który niczym świeży chleb roznosił się po okolicy. Mogli spokojnie odnaleźć mieszkańców i upolować kilka serc, lecz najwidoczniej zajęty demon nie był zainteresowany łowami.
Rash zbliżył się do niego, a dostrzegany profil wydawał mu się dziwnie znajomy. Trudno było usytuować jego postać w konkretnej ramie, luce w pamięci rogacza.
— To trochę to niecodzienne zainteresowanie — Zaczął, stając tuż za plecami pobratymca. Spojrzał na malowany przez niego obraz. Nie znał się na sztuce, jednak ciągnięte linie faktycznie przypominały rozciągający się widok przed nimi.
Rash nie potrafił dzierżyć w palcach niczego innego poza kataną. Miał drewniane palce, które nie nadawały się do tworzenia, a raczej do obracania wszystkiego w nicość. Cień przeszłości kroczył za nim, czasem szepcząc o dawnej prawej drodze, o manierach i ukrytych talentach, jednak Rash — demon, nie chciał słuchać podobnych bzdur. Uparcie zakopywał Itaro, aby ten w końcu sczezł w otchłani zapomnienia. Niestety na przekór wszystkiemu samuraj starał się pokazywać obecnemu bytowi urywki dawnego życia. Być może Itaro łudził się, że uda mu się przejąć świadomość Rasha i żyć całkowicie inaczej.
- To dobrze, bo ja raczej stronie od standardów, wole to, co jest inne i zjawisko, niż być tylko kolejnym drapieżnikiem, który myśli tylko o jednym. W końcu co to za zabawa być jak wszyscy, zwłaszcza gdy nimi trochę gardzisz, za to jacy byli podobni i na jedną modłę. Kierowani tylko jednym instynktem i wolą. - Odpowiedziałem chłodno bez emocji, bo już taki byłem. Mimo niezbyt zachęcającego i odpychającego tonu odpowiedziałem długo i wyczerpująco, gdy nawet nie zadał mi o pytania, a stwierdził fakt, co mogło świadczyć, że pomimo swojej opryskliwości, potrafiłem rozmawiać. Wzroku nie odrywałem od horyzontu, próbowałem jak najlepiej przenieść to co widziałem, ruch dłonią był mozolne i dokładne, bo musiał być idealne, żeby urzeczywistnić obraz na pergaminie.
- Skoro mamy wieczność, jakoś trzeba spożytkować ten czas. A nie tylko zajmować się polowaniem i walką, cel egzystencji też jest ważny, no, chyba że bycie narzędziem wystarcza Ci w zupełności? - Rzuciłem pytaniem, które było pół stwierdzeniem, dla wielu z naszego gatunku. Robiłem mu niewielki test, aby zobaczyć, jak faktycznie był i co go motywowało, chciałem wiedzieć, czy jest w nim coś więcej, jeżeli mieliśmy się lepiej poznać, musiał mnie jakiś sposób sobą zainteresować, aby pokazać swoją wartość, bo w jakim innym celu miałbym chcieć go posiadać w swojej kolekcji.
Siłą nie można było mnie kupić czy zmusić, bo o nią nietrudno, wystarczy tylko beznamiętnie i odtwórczo pożerać ludzi i czerpać z tego korzyści. A jeżeli w środku był pusty, to i tak prędzej czy później przy mnie potłucze się i nie pozostanie mi nic innego jak po prostu wyrzucić go na śmietnik.
- Nazywam się Yuta, jeżeli moje miano jakkolwiek Cię interesuje kapeluszniku. - Szukałem wartości i emocji, które pozwolą mi znowu poczuć, że żyję. Bo sam byłem wyzuty z tego typu uczuć, więc tym bardziej ich poszukiwałem. Wyrwą z rutyny i tchną kolej iskry, które być może nawet wybuchną pożarem i rozświetlą mrok, w którym się znajdowałem, przynajmniej na jakiś czas.
Podszedł bliżej, stając tuż za jego plecami. Dmuchnął mu w kark gorącym powietrzem, zerkając przez ramię na tworzone dzieło.
— W końcu co to za zabawa być jak wszyscy, zwłaszcza gdy nimi trochę gardzisz, za jacy to byli podobni i na jedną modłę.
W pierwszej chwili myślał, że demon dziwnym przypadkiem czytał z niego jak z otwartej księgi, lecz kiedy mówił więcej, Rash zrozumiał, że to nie cudowny dar, a zbieg okoliczności.
Spojrzał w niebo. Jak zawsze wydawało się piękne. Noc otulała ich ramionami ciemności, nucąc melodie wiatru. Tym razem noc była ciepła, podobnie jak wiatr. Panował lekki zaduch, zwiastujący nadciągający deszcz.
Ludzie nie ryzykowali spotkaniem z demonem, jedyne dźwięki, jakie ich otaczały, to te dobiegające z lasu. Rash miał bardzo dobry słuch — potrafił odróżnić różne zwierzęta po samym sposobie się poruszania. Młody, nieznajomy demon na pewno również je słyszał. Grasowały po okolicy, wychodząc na żer. Podobnie do nich. Jedynym życiowym celem zwierząt było przetrwanie; przedłużenie gatunku i szukanie pożywienia. Nie pragnęły niczego więcej, nie czuły się jako element łańcucha pokarmowego, gdyż go nie dostrzegały.
Rash budząc się z długiego otępiałego letargu, również nie miał chciał niczego więcej poza rzezią i masakrą. Dopiero później stabilizując się, dostrzegł smycz — krótką, bolesną smycz. A on nienawidził ograniczeń.
— Wielu naszym pobratymcom nie przeszkadza bycie narzędziem. Walczą dla idei, dla Pana. Nie jest to najwyższy wyraz naszej egzystencji? — zapytał, nie odpowiadając jeszcze mu na pytanie. Stal nadal tuż za jego plecami. Dzwonki przytwierdzone do jego kapelusza zabrzęczały wraz z bryzą.
Pozwolił trwać ciszy trochę dłużej, niż się spodziewał.
— Nigdy nie będę niczyim narzędziem — odparł spokojnie, lecz wprawione ucho słuchacza, mogło wychwycić cierpki posmak jego słów.
Musiał się kontrolować, musiał zachować pozór, a umysł oczyścić z niewłaściwych myśli. Stwórca miał doskonale zmysły; widział i słyszał, czego nie powinien, a przed rogaczem była jeszcze długa droga, nim wespnie się na tyle wysoko, aby móc mącić.
— Rash — Przedstawił się, opierając przedramionami o drewnianą barierkę.
Spojrzał przed siebie na spokojną wodę i ściągnął kapelusz. Położył go obok. Przyjrzał się profilowi młodego demona.
— Chyba już gdzieś się spotkaliśmy. Trybuny? — Pamięć go nie zwodziła, lecz pozwolił pobratymcowi na zauważenie tej zbieżności.
- Dlatego jak widzisz, żeby nie być narzędziem, trzeba iść własną drogą. Samemu rozwijać się i szukać tego czego od stwórcy nikt nie dostaniesz. A przede wszystkim samemu tworzyć. - Odparłem do kapelusznika, gdy nanosiłem kolejne linie i kreski do cieniowania powstałego szkicu. Mnie również nie pasowało rola narzędzia, które po wszystkim można wyrzucić czy zrobić nowe. Nie chciałem być jednym z wielu, którzy przetoczą się przez ten wieku, a by jednym z niewielu, którzy zapiszą się na kartach historii. Nawet jeżeli mogę to zrobić wyłącznie przez sztukę, na którą on nie miał władzy.
- Na Trybunach byłem tylko przez chwilę, bardziej mogłeś mnie zobaczyć na arenie, jeżeli oglądałeś walki. - Mimo że było to zdecydowanie nieprzyjemne dla mnie wspomnienie, to nie miałem problemu, żeby mu o tym powiedzieć. Nie zamierzałem ukrywać przed nim tego faktu, ale tez nie miałem się czego tam wstydzić czy żałować. Zrobiłem, co mogłem, a wszystko inne to były czynniki losowe, na które nie miałem żadnego wpływu, gdyby tylko tamta demonica się nie wplątała, to na pewno załatwiłbym jednego albo dwóch nawet.
- Ta Arena to było jedno wielkie fiasko, miała być, krwawa rzeż i walki, wyszło na to, że było trzech zwycięzców. Jak widać wyjątkowość jednostki na tle wszystkiego, nie ma dla stwórcy znaczenia, więc po co być narzędziem, które zawsze może sobie zastąpić. - Nie czułem żalu z tego powodu, to było po prostu stwierdzenie faktu i akceptacja.
— Radzę zważać na słowa — odrzucił, trochę mu przerywając pod koniec wywodu. Ich Pan miał uszy wszędzie, podobnie jak oczy, jeśli zamierzali rozmawiać o nim, to musieli bacznie warzyć na słowa.
— Dużo buty w tobie — Oparł się przedramionami tuż obok niego, wpatrując się w rzekę.
Arena, o której wspominał demon, faktycznie okazała się prymitywnym widowiskiem. Pan wystawił swoje zabawki na środek pokoju, każąc im tańczyć ku własnej próżnej uciesze. Marionetki skakały i próbowały się mu przypodobać, lecz ostatecznie i tak nie sprostały jego wymaganiom. Na trybunach wcale nie było lepiej — tam również zabawki zostały usadzone, może nie musiały tańczyć na środku, ale płaszczyć się przed ulubieńcami Pana. Rash nie potrafił zdecydować, co bardziej było upokarzające — arena czy trybuny. Ukorzenie głowy przed Niwą wiele go kosztowało, a mieszkający pod jego skórą żuk przypominał o jego lojalności wobec tej kobiety. Młodości go brały na samo wspomnienie wspólnej kooperacji.
— Oglądałem przez palce. Na trybunach też wiele się działo. Inne demony niczym dzieciaki skakały sobie do gardeł gorzej niż wy, w dodatku ingerując w wydarzenia na dole — Seiyuchi miała gorąca krew, odkąd ją poznał. Ich spotkanie w jaskini nie należało do sielankowych pogaduszek, gdyż demonica kłapała zębiskami na każdą stronę, byle zostawić po sobie nieprzyjemne wrażenie.
— Bo nigdy nie chodziło o wyjątkowość — sprostował. Jego nowy kompan dopiero na arenie mógł dojrzeć prawdziwość ich świata, ich natury, ich celu życia.
Rogacz przeżył nieco dłużej lat na świecie od niego. Widział zbyt wiele, aby móc w końcu z pogardą spoglądać na swoją rasę. Przemierzając tysiące kilometrów, od wioski do wioski, natrafił w końcu na pogłoski o demonie, który zerwał się z klątwy ich Stwórcy. Od tamtego dnia, Rash poszukiwał informacji, poszukiwał tego demona, aby on sam mógł przeciąć niewidzialną nić ich łączącą. Niestety jego plan był bardzo niebezpieczny, musiał ostrożnie poruszać się po grząskim gruncie, aby zbyt wcześnie nie utracić głowy. Wtopił się w szeregi lojalnych sług dla własnych korzyści, gdyż uważał, że im wyżej mógł się znajdować, tym więcej poufnych informacji usłyszeć.
— Niebo na nas patrzy, wiatr nas słucha, a ziemia wyczuwa nasze niepewne kroki — powiedział, kątem oka spoglądając na towarzysza. Miał nadzieję, że krótki przekaz szybko dotrze do butnego umysłu. Młody demon wydawał się o obojętny, jakby nie zależało mu na życiu, jak gdyby trwał w marazmie własnej egzystencji.
— Jak cię nazwano? — zapytał, zbaczając z niewygodnego tematu.
- Ciężkie wydarzenia kształtują charakter, a lekki wcale nie było. Chociaż nie użyłbym słowa buty, a raczej otwartych oczu. - W trakcie rozmowy na pergaminie pojawiły się kolejne kreski i cieniowanie, oddając głębie morza i blask księżyca na nim, był to tylko szkic węglem bez kolorów, ale wyjątkowo rzeczywisty.
- Jestem świadomy, co tam się działo, jeden z mieczy przebił mnie na wylot i odebrał możliwość dalszej walki. A potem sytuacja z mieczem na trybunach. Czułem słówka i obietnice, a później kolejny wyścig szczurów o ochłapy. - Tutaj faktycznie podzielałem perspektywy kapelusznika, który zdawał się również czuć, niewidzialną pętla wokół szyi, która w każdej chwili mogła zostać użyta do tego, żeby sprowadzić niesfornego szczeniaka z powrotem pod buty swojego pana. Który będzie karcił za czyny, których nie pochwala tylko i wyłącznie dla swoje satysfakcji. Czy byłem szlachetny, nie bardzo nie przeszkadzałoby mi upadlanie innych demonów, ale gdy jesteś na dole to nie myśli o tym co byś robił jakby znalazł się na górze? Chociaż z drugiej strony, chyba nie chciałoby mi się marnować czasu na demony, które nie wzbudzają we mnie ani grama jakichkolwiek uczuć.
- Nazywam się Yuta. Co jest chyba chichotem losu i przeciwieństwem mojej natury... Co zamierasz zrobić po tym wszystkim, co tutaj usłyszałeś? - Obróciłem wzrok w stronę Rasha i przenikliwym złotym spojrzeniem przeszyłem go na wskroś, mógł poczuć przenikający chłód i siłę woli. Nie zamierzałem go straszyć tylko pokazać swoją wolę, która była ciężka do złamania.
— Otwarte oczy często właśnie zmuszają do buty. Otwarte oczy, widzą to, czego zamknięty umysł nie chce uzmysłowić. Nie uważasz, że posiadanie otwartych oczu nieco wyklucza się z obojętnością wobec własnego życia? Raczej nie powinno być ci obojętne, skoro dostrzegasz wiele szczegółów — Wyprostował się. Spojrzał na horyzont — księżyc majaczył z daleka. Pozostało kilka godzin do wschodu słońca, a to oznaczało, że musieli się przenieść w inne miejsce.
Wiatr ponownie ostudził ich myśli. Chłód koił i uspokajał pomimo braku wzburzonej krwi.
— Trybuny obnażyły naszą naturę. Obojętnie jak bardzo się od siebie nie różnimy, to ostatecznie wszyscy chcemy wyjść zwycięsko. Miecz Tadao ściągnął tylko problemy na słabszego demona. Łowcy chcą go. Pozostawienie go nie w rękach Kizuki to głupota — Tadao pozbył się problemu, pozbył się ogona, wokół którego krążyło wiele much. Teraz młoda demonica miała okazję czuć oddech korpusu, ale podejrzewał, że ona tak tego nie postrzegała. Zachłyśnięta zwycięstwem na trybunach, nie dopuszczała czarnej wizji pogoni i być może własnej porażki. Krążyło wiele plotek o zdolnych łowcach, którzy bardzo szybko wspinali się po szczeblach w hierarchii. Rash nigdy specjalnie nie interesował się organizacją, lecz ludzie w wioskach gadali, cicho szeptali między sobą o wydarzeniach z okolic i w końcu trudno było ignorować docierające informacje.
— Yuta — powtórzył za nim jego imię. Nie odrywał od niego oczu. — Nic. Nie interesują mnie inne demony — Odparł, choć mogło to zabrzmieć dość arogancko, wcale takie nie było. Rash gardził swoim gatunkiem, chcąc mieć z nim jak najmniej wspólnego. Ostatnimi czasy nieco to uległo zmianie, lecz zmiany te były potrzebne.
Wraz z kolejnym porywem wiatru od wschodu niósł się zapach kolejnego demona. Czujne oczy zwróciły się w kierunku lasu. Nadchodził. Poruszał się niezwykle szybko między drzewami. W kilka sekund do ich nozdrzy dotarł zapach przybysza, gdyż wyskoczył z zarośli, kierując się w ich stronę. Rash odwrócił się ku niemu, czekając.
— Mamy towarzystwo — rzucił pod nosem.
- Tak byłem człowiekiem to przecież oczywiste, ale przed urodzenie, gdzie byłem?.. Nigdzie, bo nie istniałem, czyli w niebycie co jak najbardziej pasuje do nicości... Życie, które miałem, a którego już nie mam. - Egzystowałem od bodźca do bodźca, który na krótką chwilę odbierał mi świadomość, pozwalał się zatracić i odciąć od myśli, które ciążyły mi w środku. Jedni żyli i przeżywali, a ja po prostu trwałem.
- Zależy od podejścia... Dostrzegam wiele rzeczy, ale dalej to nie zmienia tego, że nic na dłuższą metę mnie nie zatrzyma. W tym życiu nigdy nie znasz dnia, ani godziny... Bo nie jest on twoje, został Ci dane. - Ciężko było nie być obojętnym, po co było tworzyć nowe więzi czy angażować się, skoro w każdej chwili mogło zostać odebrane, jeżeli tylko stwórca tak zdecyduje. Ostatnie miesiące uzmysłowiły mi tę bezsensowność i nie moc, z którą na ten moment nie można było nic zrobić. Dlatego rysowałem to co mi się podobało licząc, że przetrwa to dłużej niż moja egzystencja.
- Problem jest taki, że zwycięsko wyjdziesz z tego gdy ktoś na to Ci pozwoli prawda?... Niektórzy ślepo podążają, licząc na nagrodę. Obietnica darmowej mocy mami, jak płomień świecy ćmę. A gdy za bardzo się zbliży, spłonie... - Zgadzałem się z nim w kwestii miecza, niepotrzebnie demony tak bardzo go chciały, gdyż było to równoznaczne w byciu celem. Co mogło bardzo szybko zakończyć karierę zbyt łapczywego demona, ale przecież nie będę mówił Katsu co może ją spotkać za bratanie się z tamtą lisicą.
- Słusznie nie znajdziesz wśród nich niczego pomocnego. A jedynie fałsz i obłudę, prawdopodobnie wykorzystają Cię do własnych celów i skończy pod ostrzem zabójcy. - Mówiłem powoli, podsumowując nasz gatunek. Momentami brzmiałem, jakbym jednocześnie zaliczał się do zbioru, ale też stanowił kompletnie inny. Byłem demonem, może obojętnym na świat i własny los, ale w moim mniemaniu stałem wyżej od niektórych.
Rash zdawał się twierdzić, że nic nie interesują go inne demony, ale chyba nie był w tym do końca szczery. Bo inaczej przecież nie marnowałbym swojego cennego czasu na edukowanie mnie i wymuszeniu apatyczności ze mnie. Chociaż może tylko mi się zdawało, bo w końcu podczas wyżywania się artystycznego w środku mnie pojawiły się malutkie uczucia, która szybko jednak znikały.
- Zdecydowanie w ty miejscu robi się zbyt tłoczno. - Skierowałem wzrok na nadchodzącego demona, który butnie kierował się w naszą stronę, niekoniecznie przejmując się ludźmi, którzy przepychał i wywracał.
Czy uważał, że to on sam ma największe zadatki na bycie marudnym i obojętnym? Oczywiście.
Jego perspektywa zmieniła się w momencie poznania Yuty. Przez chwilę zastanawiał się, po co żył, skoro na wszystkie sprawy miał zero-jedynkowy pogląd. Nie dążył nigdzie, nie zależało mu na niczym, nudził się tym, co miał — więc po co egzystował? Czy to strach przed kolejną śmiercią? Czy raczej uczucie niewoli trzymało go w pionie? Motywacja ta wydawała się rogaczowi absurdalna, trochę komiczna. Najpewniej spowodowane było to tym, że Rash pomimo wszelkiej niechęci, obojętności i buntu miał cel, ale czy po osiągnięciu go, nie stałby się kimś podobnym do Yuty?
Z dniem odzyskania wolności, dostałby wszystko, co chciał, ale co dalej? Jak wykorzystałby tę wolność? Jak pożytkował każdy dzień bez nakazu mordu w imię Pana, czy bez samobójczych misji?
Wzrokiem błądził po malowanym przez niego obrazie. Dzieliło ich bardzo wiele, ale być może rogacz nie dostrzegał, że dystans ten niesamowicie szybko się zmniejszał. Yuta osiągnął stan, w którym Rash mógł się znaleźć za jakiś czas, a wówczas ich idee nie będą tak odległe, jak w tym momencie.
— A niektórzy świadomie podążają, bo wiedzą, że muszą zdobyć tę siłę wbrew sobie. Czasem nie ma innej drogi, jeżeli cel jest wysoko — odparł spokojnie. Wiatr zawiał ponownie. Dzwonki przytwierdzone do jego kapelusza zabrzęczały na wietrze.
Yuta nie rozumiał go, nie widział tego, co on, pomimo że obaj patrzyli w tym samym kierunku, horyzont wydawał się zupełnie inny.
— Tylko głupcy ufają Kizuki. Tylko głupcy łudzą się, że zyskując ich przychylność, staną wyżej — Niektóre demony były naiwne albo chciały być ślepe na prawdę. Kizuki nie odstąpią władzy, nie pozwolą nikomu, chociażby liznąć ich kawałka tortu. Im bardziej ktoś zechce się zbliżyć, tym oni go spalą, szukając kolejnej ofiary.
Podmuch rozwiał jego myśli wraz z nowym przybyszem. Demon, widząc pobratymców, zatrzymał się na chwilę i wyrzęził:
— Słyszeliście?
Rash nie bardzo rozumiał, o co może mu chodzić. Podniósł brew ku górze.
— Słyszeliśmy o czym?
— Oguni spłonęło. Pan spalil Oguni — odparł przejęty — Tadao nas wyprowadził — dodał zaraz.
Rash poczuł ścisk w klatce piersiowej. Informacja odebrała mu oddech, wymuszając zwolnienie akcji serca.
Oguni spłonęło. Muzan ich ukarał. Cudownie.
Rogacz oczami wyobraźni widział nowe rozdanie shōgi. Kostki na planszy zostały wywrócone, tworząc bałagan, a jedyne co zostało niezmienne to plansza.
- Otóż to, liczba siedzeń wcale nie ulegnie zmianie, nie będzie ich dwa razy tyle, a potem trzy. Cała nasza egzystencja jest popędzana rywalizacją i próba wejścia na szczyt, aby zająć miejsce przy stole... Jeżeli zdecydujesz się na przyjęcie pomocy osoby na szycie, prędzej czy później musisz się spodziewać się tego, że postanowi Cię puścić z wysoka, aby obserwować, jak widowiskowo będziesz spadać. Dwa miejsca się zwolniły, a już nastąpiła roszada i zmiana pod dyktando stwórcy. - Tu mogłem przyznać Rashowi racje, naiwnym było sądzie, że ktoś odda swój stołem bez walki, tylko dlatego, że został jego pachołem. Podnóżek nie miał za wielu praw, miał służyć, a nie trzeba będzie go wymienić na nowy, bo zniszczeniu.
Naszą rozmowę przerwał już wcześniej zauważony osobnik, który zmierzał w naszą stronę, był on posłańce, który niósł wieści, których chyba żaden demon by nie przewidział. Stwórca postanowił zniszczyć naszą przystań, utrata Oguni nie było dla mnie dużą stratą i tak rzadko tam bywałem, dlatego nie będę tęsknił. Jednak zachowanie stwórcy było coraz mniej przewidywalne i chaotyczne, nie budziło to zaufania i tym bardziej upewniało w tym, że ta smycz i kaganiec powinny zostać zerwane, o ile dalej chciałem tworzyć sztukę i egzystować w tym świecie.
- Czyli drugiej walki na arenie nie będzie... Szkoda. - Skończyłem rysować i dopiero wtedy skierowałem wzrok na kapelusznika. - W takim razie Rash powinniśmy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce... Za nim zabójcy zorientują się o popłochu w naszych szeregach. Nawet chyba wiem, gdzie, będziemy mogli coś zjeść.. - Zszedłem z barierki, stałem jeszcze przez chwilę nad samą krawędzią, jakbym mentalnie szykował się do skoku. Jednak to nie nastąpiło i znalazłem się obok rogacza.
Przybył demon, zrobił kolejne kilka kroków w naszą stronę, tak jakby to zaproszenie również dotyczyły jego. Zwróciłem wzrok w jego kierunku, twarz była kompletnie bez wyrazu, ale chłodne świdrujące spojrzenie spowodowało, że momentalnie zamarł w miejscu, a jego stopa zawisła w powietrzu.
PRZERWA!
W związku z wydłużającą się nieobecnością jednego z graczy i brakiem odpisów, wątek zostaje zakończony, a lokacja oddana do użytku reszty użytkowników.
Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
-”Tęskniąc za delikatnym ciepłem, światła i splecionych dłoni w odległym ogrodzie…”- Zaczął podśpiewywać, zapominając o świecie, zmartwieniach, zatopił się w chwili, jakby medytując. Jedynie dalsze słowa piosenki niesionej niezbyt wprawnym, ale czułym delikatnym głosem, mogły nadal świadczyć o tym, że jest człowiekiem, a nie rzeźbą. -”Zakopany pod grzechami, które cenimy i kłamstwami, jakie pragniemy usłyszeć, pogrążam się w śnie, gdyż me skrzydła zostały skradzione, więc w mych snach, pragnąłem, żywiłem nadzieję i modliłem się, że jednego dnia może znajdę ponownie… ten jeden mały promień ciepła…”- Kontynuował chwilę i umilkł, podciągnął nogi pod siebie, uważając, aby strój się nie zagiął. Następnie oparł głowę na kolanach i zawiesił oczy na ognistej tarczy, która powoli chowała się za horyzontem, nadając niebu wiele barw. Jeśli ktoś bardziej czuły spojrzałby na niego, mógłby odczuć pewną dozę jakiegoś rodzaju pustki w tym osobniku.
- Nichirin:
- KIRO
Ostrze katany jest jasno złotego koloru. Pochwa miecza jest czarna, Tsuba jest koloru złota i ma wyrytego smoka oplatającego się w koło. Rękojeść katany opleciona jest czarnymi, jedwabnymi pasami, niegdyś oplatającymi rękojeść katany jej brata.
- Mori:
- Yokohori-za w Dotonbori.. - powtórzyła po nim nieco ciszej. - Będę miała to na uwadze.. może kiedyś jak będę w okolicy.. i będę miała trochę więcej czasu na swoich rękach.. - dodała po chwili z uśmiechem. Przechyliła lekko głowę w bok na jego kolejne słowa. - Dawno mnie nie było w Osace.. czyżby to miejsce się aż tak bardzo zmieniło.. a może nigdy nie miałam okazji poznać tego miejsca od słodkiej strony.. - zaśmiała się szczerze. - Więc jesteś aż takim dobrym kucharzem że mieszkańcy ruszyliby ci na ratunek w starciu z demonem? - spytała zaciekawiona, dając mu do zrozumienia, że to było jej główne zmartwienie i powód dla którego go zaczepiła. Wyglądał na bardziej niż łatwy cel dla demona, który podobno gdzieś się tu po okolicy kręcił.
- Proszę.. wystarczy Saiyuri.. nie używaj tego tytułu.. nie czuję się z nim komfortowo.. - skrzywiła się lekko na twarzy, mierzwił ją strasznie ten tytuł. A wyczulony słuch nie pomagał gdy słyszało się tak dobitnie coś czego się nie chciało. Westchnęła zrezygnowana i usiadła na miejscu obok niego. - Niech będzie.. jeden zachód słońca Setsuna-san.. i wracasz do siebie.. i nie przyjmuję sprzeciwów.. choćbym miała się tam osobiście zanieść na rękach.. - dodała sięgając do zaoferowanego koszyczka. Rozwijając z listka słodycz, przez chwilę się w niego wpatrywała zanim sięgnęła do ust i zrobiła mały gryz. - Mmm..! - mruknęła w zaskoczeniu, przełykając z zadowoleniem to co miała w buzi. - Jest przepyszne! - skomentowała wlepiając ametystowe spojrzenie prosto w nadgryzioną różową, ryżową kuleczkę. - Sam je robiłeś? - spytała z zaciekawieniem.
- Nichirin:
- KIRO
Ostrze katany jest jasno złotego koloru. Pochwa miecza jest czarna, Tsuba jest koloru złota i ma wyrytego smoka oplatającego się w koło. Rękojeść katany opleciona jest czarnymi, jedwabnymi pasami, niegdyś oplatającymi rękojeść katany jej brata.
- Mori:
Skinęła lekko głową na to jak wypowiedział jej imię, powoli i bardzo wyraźnie. Pokiwała lekko głową na kolejne słowa. - To na prawdę żaden zaszczyt.. - dodała, zgarniając włosy z lewego policzka za ucho. Rozchyliła lekko usta, słuchając jego patrzenia na to wszystko z nieco innej perspektywy. Może miałaby takie samo postrzeganie jak on gdyby została w Osace! Może widziałaby więcej, ale teraz ciężko było to wszystko dostrzec. Te wszystkie detale! Te wszystkie zmiany i elementy niezmienne.
Przyjęła od niego czarkę z ciepłą herbatą i zrobiła mniejszego łyczka z pomrukiem zadowolenia. Mając wrażenie że chyba pierwszy raz pije tak dobrą herbatę! - Przyznaję że chyba lepszej nie piłam .. i lepszego mochi nie próbowałam.. choć nie jestem jakimś ekspertem.. są osoby z o wiele bardziej wyczulonymi kubkami smakowymi i wierzę że ich opinia byłaby o wiele bardziej warta.. niż moja.. ale nie mogę ci odmówić talentu.. - pochwaliła go, bo przecież na pochwałę tego co przygotował nie mogła mu odmówić.
- Definicja demona.. no.. chodzi mi o te co pojawiają się nocami i zjadają takich bezbronnych ludzi jak ciebie.. i nie ważne co chowasz po tym ubraniem.. - odłożyła czarkę przed siebie i ujmując saye przy tsubie wysunęła na może 10cm swoje złote ostrze żeby mu je pokazać. - .. wątpię że to co tam skrywasz to broń z nichirin.. - uśmiechnęła się i schowała katanę ponownie całkowicie do sayi i podniosła czarkę, upijając więcej herbaty. Podniosła spojrzenie wyżej na zachód słońca. - Przyznać ci musze rację.. piękny widok.. powinnam chyba częściej je doceniać.. - skomentowała dopijając herbatę, podsunęła czarkę w geście proszenia o dolewkę. - Jak nie chcesz żeby ludzie sobie coś pomyśleli to po zachodzie grzecznie wrócisz do siebie.. i nie będzie problemu.. będziesz się stawiał i twoja reputacja.. no.. sam się domyślasz co się z nią stanie.. - powiedziała z delikatnym uśmiechem na ustach. Widać było że ona nie żartowała. Ale miło było odsapnąć po męczącej podróży i napić się czegoś ciepłego w równie miłym towarzystwie. - Różne rzeczy jadłam.. ale to jest póki co najlepsze mochi jakie miałam.. jest słodkie ale ta słodycz nie dominuje smaku.. jest naprawdę pyszne.. - przyznała z uśmiechem.
- Nichirin:
- KIRO
Ostrze katany jest jasno złotego koloru. Pochwa miecza jest czarna, Tsuba jest koloru złota i ma wyrytego smoka oplatającego się w koło. Rękojeść katany opleciona jest czarnymi, jedwabnymi pasami, niegdyś oplatającymi rękojeść katany jej brata.
- Mori:
Nie możesz odpowiadać w tematach