Zmrużył oczy; miętoląc między wargami zeschnięta łodygę trawy — ta przemieściła się wraz z przesunięciem zaciekawionego wzroku. Zwój, który otrzymał od swojego klienta analizował chyba już po raz setny, jednak wytłuszczone na pozaginanej powierzchni znaki, nadal wydawały się zlepkiem czarnych kleksów. Zaczynał rozumieć, jaką katorgę przezywała Yairi, gdy przychodziło jej czytać jego bazgroły. Ten autor zdawał się jeszcze gorszy. Naprawdę było to możliwe. Naprawdę można było pisać gorzej niż on! Powinien zachować ten artefakt i pokazać jej, gdy wróci już do Edo. Może wtedy otwarcie przyzna, że tkwi w nim nieoszlifowany diament.
Przekrzywił papier parę razy, myśląc, że może przez cały czas przypatrywał się w te bazgroły pod złym kątem, jednakże wszystko wskazywało, że jest we właściwym miejscu. Uniósł się niespodziewanie, strzepując przy tym uczepiony jego szaty brud ze ściółki. Zwinął otrzymaną informację, wepchnął za poły szaty i ruszy w ciemny gąszcz. Jego klienci bywali naprawdę osobliwi. Niektóre prośby zakradały się o sprawy, na które człowiek krzywił się skonsternowany. Jednakże po tylu latach obcowania w towarzystwie obu gatunków, zdążył już do tego przywyknąć.
Nozdrza szybko wyczuły unoszący się w wilgotnym powietrzu zapach ludzki, wymieszany z potężną wonią należącą do czegoś znacznie silniejszego. Demona. Szare tęczówki stały się ostrożniejsze; ich kolor wyostrzył się, tworząc srebrną iskrę podkreślającą błąkającą się nieodpowiednią ciekawość.
Nie zwolnił. Szedł, a ziemia trzeszczała pod jego krokiem. Wiatr wzmógł, porywając kosmyki spiętych włosów w powolny taniec. Poczuł na policzku pierwszą, urwaną z wiszącej ciemnej chmury, kroplę zimnego deszczu.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Niestety nic nie trwa wiecznie, toteż błogi stan urwał się gwałtownie, wrzucając zdezorientowaną dziewczynę w ocean jaskrawych barw, intensywnych zapachów oraz niezliczonej ilości dźwięków. Uderzenie wyostrzonych zmysłów było tak silne, że skuliła się i zaskomlała jak zbity pies. Ogon, z którego istnienia jeszcze nie zdawała sobie sprawy, przylgnął płasko do brzucha. Nie była w stanie określić jak długo leżała zwinięta w kulkę, tuląc białą, puszystą kitę. Minutę? Godzinę? Tydzień? Czas przestał istnieć.
Następny pojawił się głód. Wściekły, domagający się natychmiastowego zaspokojenia, nie znoszący sprzeciwu. Złotooka spróbowała szybko wstać, oczywiście nadal mocno ściskając pluszowy obiekt, co siłą rzeczy doprowadziło do utraty równowagi i upadku. Ścielące podłogę deski nie okazały się wybitnie miękkie (ani czyste, a fe!). Ni to stęknęła, ni zaburczała zniesmaczona.
Dłońmi odnalazła przedmiot upuszczony wcześniej, by chociaż minimalnie zamortyzować zderzenie z podłożem. Właśnie wtedy poczuła TO. Zupełnie, jakby ktoś ją dotknął, ale w miejscu niemożliwym do nazwania czy zlokalizowania. Zamarła, umysł pracował na najwyższych obrotach chcąc jakoś połączyć fakty. Spojrzała na ogon. Ogon zamerdał. Ale… co tu robił czyjś ogon? I czemu się ruszał?! Przesunęła wzrokiem od zakończonej spiczasto końcówki aż do nasady. Za oczami podążyły palce, które zatrzymały się dopiero na styku kity i jej ciała. Co…? Jak…?
To było zbyt wiele. W tym momencie zastanawiała się już tylko, czy powinna zacząć się histerycznie śmiać, uciec porwana paniką, czy rozpłakać. Wybrała to drugie. Tym razem podniosła się błyskawicznie i po prostu zaczęła biec, oddając stery narastającemu strachowi. Musiała stąd zniknąć. Umknąć gdziekolwiek, byle dalej od tego cuchnącego miejsca. Znaleźć schronienie gdzieś, gdzie będzie bezpieczna.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, że odruchowo obrała kierunek z którego dochodził jedyny znajomy zapach - woń innego demona. Nie umiała ich jeszcze rozpoznawać, a gnana przerażeniem i narastającym głodem nie zastanawiała się nad swoimi działaniami. Ba, w ogóle o niczym teraz nie myślała, jak przystało na ogłupiałe lękiem zwierzę.
Deszcz szeleścił między suchymi liśćmi. W większej mierze osadzał się na ich powierzchni, pozwalając skapywać niektórym kroplom w głębiny lasu — to dlatego ściółka była tylko lekko oprószona, jakby wodne ślady były jedynie pozostałością po ochlapującym się niedaleko stworze. Demon zatrzymał się na granicy niewielkiego zapadliska, przypominającego kształt niezbyt równego koła otoczonego drzewami. Na samym dnie nie znajdowało się nic prócz mchu, kamieni i brudnego żwiru. Kiedy dosłyszał szelest, podniósł wzrok i od razu się obrócił. Jego ślepia przeczesały teren; spokojne, ale ostrożne. Przeczuwał, że coś skrywa się w gęstej roślinności; że niebezpiecznie się do niego zbliża.
Kiedy z gęstwin wyskoczyła szczupła postać, prawie odruchowo przetarł oczy (miał to zrobić, ale się powstrzymał). Czy to o tę bestię chodziło? Kto mógłby bać się niewielkiej sylwetki obleczonej w luźne łachmany? Coś tu nie pasowało. I już niebawem miał zrozumieć co.
Kiedy dziewczyna pędziła w jego kierunku, on wykonał jedynie jeden krok. Zmrużył oczy, doszukując się na jej ciele oznak demonicznych atrybutów — wyglądała jednak zwyczajnie. Gdyby nie ta silna aura bijąca z jej ciała i ciągnący się za nią smród śmierci pomyślałby, że to zwykły, nic nieznaczący śmiertelnik.
— Hej! Jeśli spieszysz się na kolację, to miasto jest w przeciwną stronę, wiesz? — krzyknął w jej kierunku, choć na jego dźwięk zdawała się nawet nie zareagować — biegła jak oszalała. Czy w ogóle wiedziała gdzie?
Uśmiech rozciągnął się na jego ustach, gdy znajdowała się od niego już dobre, niewielkie metry. Przechera zamieszkująca jego zepsute wnętrze kazała mu odsunąć się w ostatniej chwili, pozwalając ogłupiałej dziewczynie potknąć się i wpaść do głębokiego dołu. Właściwie miał to właśnie zrobić. Już miał uskoczyć w bok, gdy w ułamkach sekund coś wyłoniło się wreszcie zza jej pleców. To coś poruszyło się nerwowo na obie strony, wywołując natychmiastowe otępienie i całkowite zamrożenie. Jego usta rozwarły się, a w oczach zapanował kompletny zamęt, źrenice zwęziły się, a po srebrnym kolorycie ciekawości pozostało jedynie wspomnienie. Właśnie w tamtym momencie poczuł, że coś wpada mu w ramiona. Nawet nie zanotował chwili, gdy jego stopy oderwały się od ziemi, a impet uderzenia posłał go na znajdujące się za jego plecami bezduszne dno.
Plecy bezwzględnie uderzyły o glebę, a tuman kurzu uniósł się ponad ich twarze. Wtedy też zdał sobie sprawę z zalegającego na nim niewielkiego ciężaru. Kiedy jego dłonie przesunęły się lekko po nieznanym mu dotąd materiale, opuszki sięgnęły w końcu czegoś miękkiego. Otworzył gwałtownie oczy, jakby ostatnie wspomnienie na nowo uaktywniło się przed jego oczami. Spojrzeli na siebie. To wystarczyło.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Prawie zapiszczała słysząc skierowany ku niej okrzyk, żaden odgłos nie wydostał się jednak spomiędzy zaciśniętych zębów. W tym wszystkim nie zrozumiała znaczenia słów, przejęta faktem niespodziewanego towarzystwa. Zawładnęły nią szok i dezorientacja. Ktoś tu był? Czegoś od niej chciał? Czy mógł ją skrzywdzić? Złote tęczówki błysnęły, gdy mętność przesłaniająca wizję nieco opadła, ukazując wyrastającą niespełna parę metrów dalej sylwetkę. Nieznajomy znajdował się zdecydowanie zbyt blisko, a odległość wciąż malała. Dziewczyna spięła się gwałtownie, chcąc odwrócić w przeciwnym kierunku i prędko umknąć skąd przybyła. Niestety zmęczenie, obcość poniekąd nowego ciała oraz śliska ściółka miały zgoła inny plan. Sztywno pojechała przed siebie, odklejając ręce od boków głowy i wyciągając je naprzód, jakby chciała tym gestem odsunąć się od ciemnowłosego mężczyzny. Cóż, nie wyszło.
Zahamowała dopiero na nim, wczepiając palce w poły czarnej szaty. Dokładnie w tym samym momencie poczuła, jak obcy ciągnie ją za sobą w dół, w przepaść o której istnieniu nie miała dotychczas pojęcia. Czy ten dzień mógł być jeszcze gorszy? Owszem, mógł i zamierzał. Zdążyła tylko zacisnąć powieki, mocniej łapiąc się jedynego obiektu znajdującego w zasięgu rąk. Wciąż nie znając swoich granic, była przekonana o rychłej śmierci albo wiecznym kalectwie. Nic bardziej mylnego! Upadek nawet wybitnie nie bolał, był wręcz zaskakująco miękki… Zaraz, od kiedy ziemia była taka wygodna? Nie zdążyła się nad tym zastanowić.
Szeroko otworzyła jaśniejące w ciemnościach ślepia, gdy poczuła niechciany dotyk na ogonie. Przepełniony mieszaniną zdziwienia i frustracji wzrok zawisł na twarzy demona, kita poruszyła się niespokojnie. Młoda kobieta nie zwróciła jeszcze uwagi na niejednoznaczną pozycję, w której się znajdowali, zbyt zaaferowana brakiem poszanowania przestrzeni osobistej swojego ogona. Masywne kły oraz narastający, gardłowy warkot były pierwszą manifestacją niezadowolenia. Drugą było ostrzegawcze kłapnięcie zębami, poprzedzające lekkie ugryzienie w ramię. Oczywiście chciała ukąsić mocno, tylko była za słaba, ale tego wiedzieć nie musiał. W połączeniu z szalejącą bez kontroli aurą musiało wyglądać groźnie.
Całkiem miło, zorientowała się w pewnym momencie, kiedy największe nerwy już opadły. Futro na puszystej kicie nastroszyło się nieco, przyjemny dreszcz przebiegł od jej czubka, przez całą długość kręgosłupa, by w końcu rozlać po ciele. Burczenie przybrało inną, mrukliwą tonację. Demonica prędko jednak się zreflektowała, odsuwając uczucie narastającego zadowolenia. Nie, to nie czas i miejsce. Kimkolwiek był, prawdopodobnie chciał zrobić jej krzywdę. Mocniej zacisnęła szczęki, a przynajmniej taki był zamiar. Realnie nadal gryzła śmiesznie delikatnie.
Nie wiedząc kiedy, mimowolnie poluzowała chwyt, teraz już tylko trzymając między zębami kawałek skóry nieznajomego i nawet go nie raniąc (ale trochę śliniąc, trochę bardzo). Równocześnie powoli opadła, kładąc się na nim jak na dużej poduszce. Warkot został zastąpiony mruczeniem przypominającym dźwięki wydawane przez przerośniętego kota. Poczuła się strasznie zmęczona, tracąc wolę dalszej walki czy ucieczki. Zmrużyła oczy, westchnęła i gdyby nie wydobywające się z gardła ciche pomruki, można by pomyśleć że właśnie ucięła sobie drzemkę, otulona ciepłym zapachem przywodzącym na myśl drzewo sandałowe.
Spiął się. Leżąca na nim dziewczyna z łatwością mogą dostrzec wstępującą na jego oblicze niepewność. Właściwie chłopak, na którego zdawała się spaść, nie ścinał wcale głów samym spojrzeniem. Można wręcz zaryzykować stwierdzeniem, że miał łagodne rysy twarzy. Nie wyglądał też na takiego, co sięga trzydziestki, choć rzeczywistość okazywała się inna. Wyglądał po prostu młodo. O policzki zaczepiały się pojedyncze wyplątane z upięcia ciemne kosmyki włosów, które teraz opadały subtelnie również na ramiona. Czemu więc wpatrywał się w nią tak intensywnie, jakby był przygotowany na wszystko? Przecież była niegroźna. Niewielka, tak naprawdę. Gdyby nie rozpęd i jego dezorientacja, nie byłaby w stanie nawet oderwać go od podłoża, zapewne odbijając się od jego torsu jak od gumowej ściany. Co było w niej nie tak?
Otulił go nagle intensywny, przytłaczający zapach demonicznej aury. Roztoczyła się wokół jej sylwetki w przeciągu paru chwil, jak wirus krążący w powietrzu. Leżący na glebie demon odrzucił trzymany w dłoniach puszysty, niezidentyfikowany przedmiot — wtedy też wydarzyło się coś, co ostatecznie zadecydowało o jego odruchu.
Obraz, jaki zamierzał przedstawić mu los, z pewnością nie miał zaklasyfikować się do tych najprzyjemniejszych; do których zamierzał wracać z utęsknieniem. Przede wszystkim dlatego, że nigdy, ale to prze-kuźwa-nigdy nie dopuszczał do takich sytuacji. Jego paniczny wręcz strach przed wszelkimi czworonożnymi, puszystymi istotami, merdającymi wesoło ogonami i będącymi po prostu psami sięgał najciemniejszego dna jego duszy — zdawał się po prostu jej integralną częścią. Geneza jego powstania była jednak nieznana. Wspomnienia oprószała smolista mgła. Dlaczego tak go przerażały? Nie wiedział. To tak jakby za każdym razem dochodził do krawędzi swojego umysłu, obudowanej zewsząd niewidzialnymi ścianami, zza których majaczyły niedotykalskie podpowiedzi.
Ugryzienie nie było mocne, ale spotęgowało i tak kiełkujące na jego twarzy przerażenie. Szarpnął się, próbując uwolnić ramię z jej zaciśniętej szczęki, ale miał wrażenie, że nawet tego nie zarejestrowała. Zamiast tego opadła na niego niczym na mięciutką poduszkę, a ogon, który wywołał w nim tak piekielne otępienie, poruszył się ponownie. Granice przekroczył niski warkot, który przywołał ból całego zamienionego w kamień ciała.
wrrrrrmmr
— C-co robisz?! — wydusił, tracąc wraz z tym oskarżeniem resztki zdrowego rozsądku. Przecież nie znajdował się przed nim pies, tylko dziewczyna. Przecież do cholery nie biegała na czterech łapach!
Niewiele myśląc, odepchnął ją od siebie, nie bacząc nawet na niezadowolenie i wściekłość, jaką mógł tym odruchem w niej obudzić. Niemal w mgnieniu oka znalazł się na drugiej — najdalszej — ścianie dołka ich wspólnego więzienia. Przykleił się do ziemistej ściany i odchylił lekko głowę; jego twarz zrobiła się blada, a grdyka poruszyła się w rytm przełykanej siny. Rozchylił usta, łapiąc oddech — po chwili wydmuchnął też jeden zbłąkany kosmyk przydługich włosów, który przykleił się do jego warg.
— Nawet się do mnie nie zbliżaj — wycedził ostrożnie, gapiąc się na nią ni to przerażony, ni to wściekły. Jego srebrne tęczówki monitorowały każdy jej ruch; reagowały na każde najmniejsze drgnięcie. Z takiej odległości mógł choćby uważnie przeanalizować sytuację, z którą przyszło mu się mierzyć. Pomyśleć i wyprowadzić myśli na racjonalne tory.
Nie jest psem. Jest demonem, wmawiał sobie. Zawahał się, kiedy musiał oderwać od niej spojrzenie. Zrobił to niechętnie, kilkukrotnie ją sprawdzając, czy aby na pewno nie zmieniła położenia. Kiedy w końcu podjął odważną decyzję, spoglądnął ukradkiem na swoje ramię, dotykając je palcami. Ciemna szata po lewej stornie była naciągnięta. Odsłaniała wyróżniający się obojczyk i bladą skórę, na której nie znalazł się żaden, nawet najdrobniejszy ślad po zębach. Jedynie duża ilość świecącej śliny. Skrzywił się z obrzydzeniem, czując jak przeźroczysta ciecz ciągnie mu się w palcach. Spoglądnął na nią ponownie.
— Po cholerę ci on? — Szybko oderwał wzrok od ogona, na który ukradkiem spojrzał. — Nie, nie wyglądasz z nim wcale bardziej uroczo.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Westchnęła. Już miała wygodniej się umościć, kiedy z błogiego stanu wyrwało ją gwałtowne szarpnięcie. Upadła na zaskakująco twardy grunt, wydając przy tym z siebie krótki, żałosny pisk. Znieruchomiała, brutalnie wyrwana z letargu próbowała odnaleźć się w obecnej sytuacji. Umysł zalały wspomnienia szaleńczego biegu, pojawienia się nieznajomego, utraty równowagi prowadzącej do wpadnięcia w głęboki dół. Chwila, moment. Czy to znaczyło, że ktoś tu poza nią był? Nieświadomie wstrzymując oddech, powoli podniosła wzrok. Złote ślepia odnalazły szarość jego oczu. W jej własnych mógł teraz wyraźnie dostrzec dezorientację spłoszonego zwierzęcia, lęk zdający się narastać z każdą sekundą, którą mu poświęcała. Niewątpliwie nie raz spotkał już na swojej drodze kogoś o tym specyficznym, zagubionym spojrzeniu. Kogoś, kto dopiero się obudził, pozbawiony pamięci.
Nie wstając, baaardzo powoli przesunęła się do tyłu, wciąż świdrując go zdziczałym wzrokiem. Ogon nastroszył się, przypominając teraz szczotkę do kurzu, z gardła natomiast znowu zaczęło dochodzić ostrzegawcze warczenie. Dziewczyna zatrzymała się dopiero wtedy, kiedy plecy przylgnęły do zimnej ściany. Przysiadła, zawiniętą na brzuch kitę objęła oburącz i jak gdyby nigdy nic, schowała za nią twarz. Zamknięta w klatce przerażenia, w żaden sposób nie zareagowała na słowa mężczyzny, nachalnie łypiąc na niego jednym okiem, wyłaniającym się zza białego futra.
Poświęcając chwilę na obserwację mógł zauważyć jak drobna sylwetka wyraźnie przez cały czas drżała. Najprawdopodobniej ze strachu, choć zmęczenie też miało w tym pewien udział. Patrząc dłużej, bez wątpienia dostrzegł dużą ilość zaschniętej krwi na szyi oraz znajdującym się poniżej materiale. Łatwo było wywnioskować, że przed zamianą przecięto lub rozszarpano jej gardło, chociaż po ranie nie było już oczywiście żadnego śladu. Teraz, gdy zapach z miejsca rzezi wywietrzał, Rintarou mógł również poczuć jej własną woń, swoją delikatnością zdradzającą małą ilość ofiar na koncie, albo zupełny ich brak. Wszystkie poszlaki łączyły się w całość, odkrywając obraz świeżo przemienionego demona.
Warkot w końcu osłabł, aż wreszcie całkowicie ucichł, wypchnięty przez cichutkie, smutne skomlenie. Młoda kobieta jeszcze bardziej się skuliła, w kącikach złocistych oczu uformowały się pierwsze łzy. Ciężko stwierdzić, czy rozpłakała się, bo nieumyślnie zrobił jej krzywdę, czy ze strachu i zmęczenia, ale wbite w niego spojrzenie poniekąd sugerowało, kto był wszystkiemu winny.
#9b5e64
Gdy nieznana mu postać odsunęła się na przeciwną ścianę, mógł wreszcie zebrać myśli i się uspokoić. Przeklinał na siebie w myślach — jak mógł być tak głupi i ukazać jej swoją największą słabość? Zwłaszcza tą, której się tak piekielnie przed sobą wstydził? Może gdyby znał odpowiedzi na zaprzątające jego głowę pytania, inaczej podszedłby do tego problemu, ale w obecnej sytuacji pozostawało mu jedynie ukrywać tę cholerną niepewność przebywania w towarzystwie czworonożnych, piekielnych istot i próbować ładnie się uśmiechać. W ogólnym otrzeźwieniu pomógł też dokładniejszy obraz prezentującej się przed nim sytuacji. Kobieta kryjąca się pod jego spojrzeniem była niemal ludzka. Odstępstwem od reguły był tylko i wyłącznie biały ogon. I to waśnie na tym ogonie demon zdawał się skupiać największą uwagę, jakby był przedmiotem, który nagle odczepi się i pogna na niego z zębiskami. Dziewczyna jednak obiegła go jedynie urażonym spojrzeniem, skomląc żałośnie cicho, wsuwając drobne palce w znajdującą się na nim sierść.
Usta młodego mężczyzny poruszyły się lekko. Czy naprawdę zmuszała go do myślenia, że powiedział w jej kierunku coś naprawdę paskudnego i powinien wziąć za to odpowiedzialność? Właściwie nigdy nie zwracał uwagi na słowa — zwłaszcza gdy znajdował się w niebezpieczeństwie. Postawiła go pod ścianą. To on był tu do cholery ofiarą. I tak miał wrażenie, że postąpił z nią najłagodniej, jak tylko potrafił, a wszystko za sprawką niemocy i ogarniającego go paraliżu.
— Czekaj — powiedział nagle, a jego oczy w końcu nabrały znanego mu opanowania. Niepewność wciąż tkwiła w tych srebrnych tęczówkach, ale była przygaszona. Miał już dokończyć swoją myśl, gdy spostrzegł błyszczące w jej spojrzeniu kształtujące się łezki wyrzutu.
Cholera, czyżby zamierzała wziąć go na łzy? Stał jak wcześniej, choć jego ciało w końcu się rozluźniło; ramiona opadły niżej, już nie przyprawiając o ból spiętych mięśni; powietrze z wolna umknęło z nabrzmiałych płuc. Demon. Młody demon. Młody to w sumie za dużo powiedziane, musiała skończyć przemianę kilka minut temu. Dostrzegł krew na jej jasnej szyi, która nie miała prawa wyciec z żadnej rany. Wtedy też podjął decyzję. Oderwał się od ściany. Gdzieś nad ich głowami zaszeleściły korony gęstego lasu.
— Rozumiem. Nie wiesz, co się dzieje, czy nie tak?
Postąpił krok w jej stronę. A każdy kolejny przypominał mu dzień swoich narodzin.
— Nie wiesz kim jesteś. — Krok w przód. — Nie wiesz jak się nazywasz, co tu robisz. — Kolejny krok. Żwir zaszeleści pod jego obuwiem. — Nie wiesz tego, ale ja mogę pomóc ci na te pytania odpowiedzieć. O ile potrafisz mówić.
Znajdował się już pośrodku dołku, a cień poruszających się nad nimi rozłożystych koron drzew, spowijał tajemniczo ich twarze. Stwórca. Musiał tutaj być — to jego zapach wyczuł na początku. Przytłaczająca potęga. Tworzenie nowych pomiotów było ryzykowne i niewiele z nich miało choćby szansę się tak naprawdę wykazać. Muzan nie oszczędzał nikogo. Ten, kto miał wystarczająco dużo silnej woli, wkraczał na ścieżkę nieśmiertelności, ale z jaką wiedzą? Ile z tych wiadomości trzeba było znaleźć na własną rękę — na własnych próbach i często wielkich błędach? Miała szczęście, że przechodziła przemianę w schronieniu. Słońce, które niedawno schowało się za horyzontem, ścięłoby ją z powierzchni ziemi. W jednej chwili.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Czekaj.
Drgnęła, gdy tylko zmysł słuchu pochwycił słowo. Czy to miało być ostatnie, co usłyszała przed śmiercią? Cóż, najwyraźniej zdążyła zapomnieć że raz już umarła, albo po prostu uznała wspomnienie za przykry koszmar. Może cały czas śniła? Zapewne poświęciłaby tej myśli trochę więcej czasu, gdyby tylko demon nie zaczął iść w jej kierunku. Kolejny pisk uwiązł w gardle jakoś w połowie, razem ze śliną, którą chciała przełknąć nim cała zesztywniała. Końcówka ogona zadrżała, po czym dwa razy ze świstem przecięła powietrze, zdradzając poddenerwowanie. Młoda kobieta ucichła, widocznie niezdecydowana przy wyborze adekwatnej wokalizacji - lepiej było ostrzegawczo zawarczeć, czy zaskomleć prosząc o litość? Niestety nie poczekał, nie dał jej podjąć decyzji.
Powinna jakoś zareagować, prawda? Walczyć o życie, próbować ucieczki. Cokolwiek. Ona natomiast mocno zacisnęła powieki, schowała głowę w ramionach i naciągnęła na czubek puszystą, nastroszoną kitę. Kremowa biel futra mocno kontrastowała z jasnymi, brązowymi włosami sięgającymi pasa. Mimo spłoszenia i… wyjątkowej, niecodziennej pozy jaką przybrała, słuchała i co ważniejsze, rozumiała co do niej mówił. Wyostrzone zmysły bynajmniej nie osłabły na intensywności, ale nie były dłużej tak bardzo obce. Powoli się do nich przyzwyczajała, adaptując do nowego, ulepszonego ciała.
Rozumiem. Nie wiesz, co się dzieje, czy nie tak?
Och, tu miał sto procent racji, lecz kto nie byłby przerażony tym wszystkim, przez co do tej pory przeszła? W zasadzie nie zdążyła się jeszcze zastanowić nad minionymi wydarzeniami, w pewnym sensie pozostając nieświadomą kilku znaczących faktów, o czym rozmówca miał się wkrótce przekonać.
Drgnęła, lecz nie opuściła “kryjówki”, wciąż niepewna zamiarów nieznajomego. Nie zachowywał się jak ktoś, kto w następnej sekundzie zaatakuje, ale kto wie, może tylko usypiał jej czujność? Wysłuchała reszty wypowiedzi, a gdy ostatnie kroki zabrzmiały znacznie bliżej niż powinny, łypnęła podejrzliwie zza ogona. W rzeczy samej, znajdował się blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. Zmrużyła oczy, wyraźnie czymś skonsternowana. Przełknęła ślinę, zwilżyła usta językiem i spróbowała się odezwać.
- Może i niczego nie pamiętam, ale wiem kim jestem. - Głos był zachrypnięty, jakby miała problem z przestawieniem się z psich odgłosów na te bardziej ludzkie. Może miało też na to wpływ całkiem niedawno rozszarpane gardło, ledwie zregenerowane podczas przemiany. Zrobiła pauzę, pierwszy raz lustrując stojącą przed nią sylwetkę od stóp do głowy, niespiesznie przesuwając spojrzenie, wyłapując możliwie jak najwięcej szczegółów. Tu i ówdzie zawiesiła błyszczące ślepia na dłużej, jednak trudno było odgadnąć, co kryje się na dnie złotych tęczówek. Ostatecznie utkwiła wzrok w szarych oczach, kontynuując. - Przecież jestem człowiekiem. - Z tymi słowami wypuściła spomiędzy smukłych palców sierść, kita zaś luźno, z delikatnym szmerem opadła na podłoże. Widocznie nawet trzymany przez ten cały czas obiekt nie uświadomił jej jeszcze pewnych nieodwracalnych zmian, które zaszły w organizmie. Zajęta ucieczką, paniką, zmęczeniem oraz wszystkim innym, co wysunęło się na pierwszy plan, nadal nie przetworzyła podstawowych informacji.
Oparłszy dłonie na lekko wilgotnej ziemi, z niemałym trudem dźwignęła się oburącz do pozycji stojącej. Niemal od razu straciła równowagę. Powietrze głośno uciekło z płuc, kiedy plecy uderzyły o ścianę. Dziewczyna zsunęła się po niej, powoli wracając do pozycji siedzącej. Na moment zapomniała o stojącym parę kroków dalej mężczyźnie, zdziwiona własną słabością. No tak, była strasznie zmęczona i… głodna. Dziwnie głodna. Zamrugała kilkukrotnie, spoglądając to na ściśnięty boleśnie żołądek, to na demona. Źrenice po brzegi wypełniało niezrozumienie, setki pytań bez odpowiedzi.
#9b5e64
To jedno zdanie spowodowało, że poruszający się w jej kierunku demon niespodziewanie się zatrzymał.
— Człowiekiem — powtórzył za nią — właściwie nie spodziewał się usłyszeć w otaczającym mroku własnych słów. Wpatrywał się w nią. Chwila. Wciąż nie ruszył się z miejsca, a wcześniej odnajdujące spokój spojrzenie, zdawało się odrobinę zmatowieć. Szarość tęczówek z błyszczącej stali zaczęła przypominać wytarty kamień — pozostawiony, rzucony w kąt przez niesforne dziecko, które jeszcze niedawno brało go za niepowtarzalny skarb. Tak samo postąpiło z nim życie. Wykorzystało i porzuciło. Wyssało najlepsze cechy, psując i wpychając mu otrzymaną zgniłą masę z powrotem w gardło. Choć wielokrotnie powracał na tory prowadzące do odległych granic przeszłości, nigdy jednoznacznie nie mógł się zdecydować czy jego przeczucia pokrywają się z prawdą. Nowe życie było dla niego w jakimś stopniu nagrodą, niezależnie od tego ile krzywd popełnił w przeszłości — o ile w ogóle je popełnił. Śmierć oznaczała nową, czystą kartkę — coś, o czym zdawało się marzyć naprawdę wielu śmiertelników. Wymazanie swoich błędów — kto by nie chciał? A jednak spotkał na swojej drodze i takich, którzy na własną rękę szukali przetartych, wydeptanych ścieżek dawnego życia. Poruszali się ich śladami w nadziei na odpowiedzi. Doprawdy godne podziwu. Zdeterminowani nie brali pod uwagę tego, co właściwie może czekać ich na końcu tej okropnej, zarośniętej drogi. Rintarou zdawał sobie z tego sprawę; przeczuwał to podskórnie. Dlatego tak się tego obawiał. Niewiedza w jego przypadku bywała naprawdę kojąca. Nie chciał jej niczym zastępować.
— A jak myślisz — ludzie posiadają ogony?
W jego głośnie rozbrzmiało rozbawienie, ale nie była to drwina. Gdyby tylko dziewczyna podniosła wzrok i przyjrzała się jego twarzy, dostrzegłaby, że usta stojącego niedaleko niej młodzieńca wykrzywiały się lekko — trochę jakby stłukł drogie naczynie i starał się obrócić stratę w coś pozytywnego. Pasował mu ten uśmiech. Miał naprawdę młodą i przyjemną twarz; po niewielkim matowym śladzie w spojrzeniu pozostało tylko zamglone wspomnienie. Przyglądał się złotookiej jak małemu, chowającemu się pod kamieniem stworzeniu; jego podbródek leciutko się uniósł.
— Nie jesteś człowiekiem. Nie do końca. — Może nie powinien używać wobec niej tak bezpośrednich słów? Nie, kiedy w jej oczach wykwitły szklane łzy? Przecież potrafi ładnie ubierać słowa. W takich sytuacjach zazwyczaj mówił to, co inni chcieliby od niego usłyszeć. — Być może to, co teraz usłyszysz, będzie dla ciebie abstrakcyjne, ale dostałaś drugą szansę.
Zanim wykonał kolejny krok, uważniej przyjrzał się zaciskanemu między palcami ogonowi.
— Ktoś cię skrzywdził, jednak zamiast umrzeć, otrzymałaś dar. — Jego wzrok powędrował w górę. Kolejny raz przyjrzał się odkrytej jasnej, gładkiej szyi. Niewiele widział, ponieważ młody demon niesamowicie się kulił, ale był pewny, że to na niej znajdował się namacany dowód. — Bo widzisz, ludzie często giną — powiedział spokojnie. — Bo są stworzeni z bardzo nietrwałego materiału. Nieliczni mają szansę się podnieść. Ty tego dokonałaś. Odrodziłaś się twardsza i silniejsza. Można powiedzieć, że jesteś martwa, ale to, co jest martwe, już nie może umrzeć.
Mówiąc, skracał dystans. Kroki demona były jak tykanie zegara w zmechanizowanym świecie. Nie wiadomo kiedy znalazł się tuż przy niej. Jej drobna sylwetka znajdowała się przy jego nogach, które osłaniała ciemna jak smoła szata. Rintarou przekrzywił głowę, a pasma frywolnych kosmyków porwał ciepły, przemykający wiatr; niósł ze sobą jej zapach. Pachniała delikatną nutą wanilii.
Na twarzy nieznajomego trudno było wyczytać jakąkolwiek intencję — był zaintrygowany i niepewny zarazem, a wszystko za sprawą tych (nie do końca pasujących mu) psich nawyków. Długo patrzał na nią z założonymi na piersi rękoma, do momentu aż jedna z nich nie drgnęła i nie zawisa przy jej głowie. Palce delikatnie musnęły pojedynczych pasm, by w końcu z pewnością wczepić się w rozkudłaną głowę.
— W każdym razie, cóż mogę rzec. Jesteś szczęściarą! — zaśmiał się krótko. Jego ramiona drgnęły, a on coraz bardziej psuł jej fryzurę. — Co prawda nieczęsto stawiam zakłady, ale dzisiaj z pewnością postawiłbym na ciebie. Witaj po lepszej stronie życia — nieoczekiwana pauza wkradła się w jego słowa; odebrała mu chwilowo głos, by po chwili wykrzywić figlarnie usta. — Inu.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
A jak myślisz — ludzie posiadają ogony?
- O… - lekko uchyliła usta, chcąc szybko odpowiedzieć na zadane pytanie, lecz skłębione myśli nie nadążyły nad tym odruchem. W efekcie gapiła się na mężczyznę z głupią miną, usilnie próbując przetrawić sens jego słów, ułożyć na miejsce wszystkie puzzle tej piekielnie skomplikowanej układanki. Delikatnie zmarszczyła brwi; nawet nie spoglądając na puszysty przedmiot, odnalazła go jedną dłonią i wczepiła palce w aksamitne futro. - Nie wiem? Chyba nie. Ale może to jednak nie jest mój ogon?
Jeśli liczył na pauzę, to bardzo się przeliczył. Gadała dalej.
- Czemu miałabym się obudzić i mieć ogon? Masz rację, ludzie nie mają ogonów. To definitywnie nie jest moje, tylko się przyczepiło i nie wiem jak odczepić, ale może za jakiś czas sobie pójdzie? Jestem pewna, że niedawno byłam człowiekiem, to czemu miałabym nim nie być teraz? Przecież to jest całkowicie bez se-
Ucięła w pół słowa, kiedy szarooki wykonał ku niej pierwszy krok. Brutalnie przerwał tym samym zalewający go potok coraz mniej spójnych wyrazów o znikomym sensie, przy okazji sprawiając, że jego rozmówczyni skuliła się jeszcze bardziej. Z każdym ubywającym metrem wydawała się mocniej spięta, skulona w sobie, mniejsza. Bez sił na ucieczkę czy walkę, mogła jedynie obserwować jego ruchy, równocześnie słuchając zaskakująco kojących słów. Gdzieś na obrzeżach świadomości pojawiła się myśl, że mężczyzna jest całkiem miły. Zresztą, gdyby chciał ją skrzywdzić to chyba już dawno by to zrobił, prawda? Mimo to jak na szpilkach czekała na rozwój sytuacji, a gdy najzwyczajniej w świecie się przy niej zatrzymał, napięcie momentalnie odpuściło. Łypnęła na niego ostrożnie, ostatni raz upewniając o braku złych intencji, zanim doszczętnie opuściła gardę. Wzdychając przesunęła ciężar ciała tak, by zamiast napierać plecami na twardą ścianę, oprzeć się o jego nogi. Przymknęła powieki.
Kiedy poczuła na głowie opuszki palców, a później całą dłoń, znów znieruchomiała. Tak jej się przynajmniej wydawało, dopóki nie zwróciła uwagi na rytmiczne szuranie. Kątem oka dostrzegła poruszający się biały, włochaty obiekt - ogon. Ogon, który najwyraźniej miał inne zdanie w temacie przypadkowego głasknięcia i rozkołysał się na dobre. Wlepiając wzrok w niesforną kitę, złapała ją oburącz i przyciągnęła do brzucha, próbując tym sposobem unieruchomić. Można powiedzieć, że prawie jej wyszło - przynajmniej nie merdała już jak pocieszny szczeniaczek. Teraz tylko wyglądała, jakby walczyła z oszalałą, futerkową bestią.
- A-Ale jak to? - Wyrwało jej się, nim przygryzła wargę wyraźnie zmieszana. - Ja naprawdę nie wiem, jak to się stało. To tak nie powinno! Mówiłam, to nie jest mój ogon. - Bąknęła, powoli podnosząc wzrok. Ich spojrzenia przecięły się na ułamek sekundy. To wystarczyło, żeby dostrzegł rozlany po twarzy rumieniec. - Ale wstyd. Oj, powiedziałam to na głos? - W tej chwili chyba jednak żałowała, że nie może być bardziej martwa. Schowała twarz w nieco przykurzoną, białą sierść. Zapewne zostałaby tam na zawsze, gdyby nie…
- Nie. Nie, nie, nie. - Zaprzeczyła gwałtownie. - Zamierzasz na mnie mówić Pies? Naprawdę, po prostu P I E S ? To wszystko przez ten ogon, zgadza się? A ty to niby jak się nazywasz, Szyszka? Chociaż nie, czekaj, nie wyglądasz mi na Szyszkę. Może… Ach, nieważne.
Wydawało mu się, że na końcu usłyszał jeszcze ciche syknięcie “Idiota”, ale może tylko się przesłyszał.
#9b5e64
Rintarou przekrzywił lekko łeb, wciąż się w nią wpatrując. Jego twarz oblewał cień, jednakże oczy były uważne i czujne — prześwietlały ją na wylot. Wyglądał jak belfer wysłuchujący zmyślonych tłumaczeń swojego ucznia. Ale czy właśnie się nim dla niej nie stał? Czyż nie spadła na jego ramiona odpowiedzialność za to przypadkowe, niewinne spotkanie? Wyglądało na to, że otworzyły się przed nim dwie ścieżki: jedna nakazywała porzucenie nowonarodzonej, a druga kształtowała w jego głowie nieczysty plan splecenia ich demonicznych dróg. I choć wykorzystanie jej naiwności i niewiedzy na swoją korzyść, niosła za sobą znacznie więcej problemów niż pozostawienie jej na pastwę losu, tak zaczynał dostrzegać w niej znacznie więcej sprzyjających udogodnień, które z pewnością wykwitną w przyszłości. Ale przecież nie nadawał się na mentora. Nikim nie potrafił się zaopiekować. Nie wspominając o nienawiści, którą pałały do niego futrzane zwierzęta, tak podobna sprawa tyczyła się ludzi. Pomimo umiejętności wtapiania się w tłum oraz nawiązywania kontaktów, każda taka znajomość zawsze kończyła się śmiercią. Pewnego dnia spotykając przy jeziorze wodnego żółwia, dotknął go, a ten schował się do skorupy. Za nic nie chciał z niej wyjść. Po kilku dniach zdechł. Wołał zdechnąć, aniżeli ponownie go zobaczyć czy pozwolić się dotknąć. I on miał ją prowadzić? O ironio...
Kiedy policzek dziewczyny przyległ do jego nóg, Rintarou już nie potrafił ukrywać w sobie rozbawienia. To jak próbowała udowodnić mu, że jest w błędzie, zakrawało o szczery podziw. Jednak to, co zobaczył chwilę później, miało na dobre wymazać wszelkie wyrzucone z jej ust przekonanie. Demon na początku zamrugał skonsternowany, dostrzegając, jak znajdujący się za jej postacią ogon zaczyna drgać i w końcu poruszać się w dziki, nieokreślony intencją sposób; twarz młodego mężczyzny zmroził niepokój, który szybko rozwiał dostrzeżony na jasnej twarzy rumieniec wstydu. Demon wyglądał, jakby doznał osłupienia. Trwało to tylko chwilę — potem wybuchnął głośnym, niepowstrzymanym śmiechem. Jego rozbawienie było niezwykle dźwięczne, niosło się echem po otaczającym ich mrocznym podszyciu do momentu wyrzucenia wszelkiej frustracji przez urażoną dziewczynę. Przez krótką chwilę zdawało mu się, że usłyszał jakiś niewyraźny, cichy komentarz, ale był zbyt rozbawiony, aby drążyć temat. Zaplątana w jej kosmykach dłoń stała się jakoś bardziej obecna.
— A jakie imię wolisz, hm? To jest krótkie, na temat i z pewnością go nie zapomnisz, a przecież kiepsko u ciebie z pamięcią. Teraz wystarczy, że spojrzysz za siebie. — W końcu zabrał z jej głowy dłoń. Wzrok powędrował dyskretnie gdzieś na szczyt dołku; dokładnie w miejsce gdzie chwilę temu dobiegł nieznany jego uszom trzask. Zdawał się zamyślić. — Rintarou...
Kiedy siedząca u jego stóp dziewczyna miała ponownie otworzyć usta i dalej paplać jęzorem, czyiś zimny palec spoczął na jej miękkich wargach. Jego właścicielem nie okazał się nikt inny jak chwilę wcześniej przedstawiający się jej Rintarou. W krótkiej chwili zdążył przy niej kucnąć; szare oczy, mimo iż okryte jeszcze gęstszym mrokiem, wydawały się tak samo jasne, jak wcześniej.
— A teraz się skup — zaczął konspiracyjnie i właśnie w tym momencie Inu mogła zdać sobie sprawę, że nieznajomy znajduje się niepokojąco blisko jej twarzy. Iskry tańczyły w jego spojrzeniu, jak u człowieka, który przygotował wielką niespodziankę, na którą nie może doczekać się reakcji gości. — Czy czujesz w okolicy jakiś zapach? Inny niż mój — sprecyzował, bo nie był do końca pewien jej kumatości. Palec, który cały czas przyciskał do ust, leciutko się z nich osunął, hacząc o dolną wargę. — Ważne jest, abyś mnie do niego zaprowadziła.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Nie potrafiła, ani nawet nie chciała zrozumieć sensu pytania dotyczącego imienia; wyrazy zlały się ze sobą tworząc niewyraźną masę. Niezbyt przejęta, po prostu przytaknęła, bezmyślnie zgadzając na wymyślone przez demona miano. Cóż, Rintarou pewnie ucieszy się z tej chwili nieuwagi. Ona niekoniecznie. W tym momencie była całkowicie bezbronna, zależna od jego woli. Nie zdążyłaby zareagować, gdyby zaatakował. Jakkolwiek określenie, co konkretnie wywierało na nowonarodzonej ten dziwaczny wpływ graniczyło z cudem. Upajający zapach, otaczająca szarookiego aura, jego wygląd, czy w końcu sam dotyk? Mimo wszystko niewielu po przebudzeniu mogło liczyć na pomoc, a co dopiero czułość. Bo jakby na to nie spojrzeć, odrobina przyjemności którą jej ofiarował, tym właśnie była. Mogło też oczywiście chodzić o mieszaninę wszystkich tych aspektów w różnych proporcjach.
Odetchnęła powoli, zaciągając odurzającą woń o korzennych nutach. Ledwie odnotowała zniknięcie głaszczącej ręki, dopiero chłodny palec na ustach zmusił ją do otwarcia patrzałek, wytrącając z letargu.
Zaraz.
Czy on nie był przypadkiem trochę za blisko? Ściana za głową nie pozostawiła miejsca, aby zwiększyć dzielący ich dystans; w oczach dziewczęcia błysnęła panika, walcząc o główną rolę na przedzie pozostałych emocji: zagubienia, zawstydzenia oraz wciąż dominującego rozmarzenia. Wyglądała trochę jak kot, który nawdychał się kocimiętki i został niespodziewanie oblany kubłem zimnej wody.
- I-inny zapach? Ale twój jest wystarcz-... Wyyyy… - jeszcze szerzej rozwarła złote ślepia, w tęczówkach zatańczyło niedowierzanie. Cholera, naprawdę to powiedziała? Parę razy szybko zamrugała, z wolna kręcąc głową. - Wyy… bitna pogoda, prawda? Tak. Właśnie to mówiłam. Wybitna. Pogoda. Mówiłeś coś o jakimś zapachu, tak? Bo ja o żadnym nie mówiłam. Chodziło o pogodę.
Nie mogła mu teraz pozwolić dojść do słowa. Obrała taktykę zalania rozmówcy potokiem wyrazów, byleby tylko sam nie mógł otworzyć ust.
- Nie wiem. Może? - gdyby chociaż dobrze udawała skupienie, to mógłby się na to nabrać. Niestety jeszcze nie udało się zagubionej Inu pozbyć szoku wymalowanego na twarzy. - Na peeewno czuję jakiś zapach. Tak. Zdecydowanie. Bardzo dużo zapachów nawet. - im dłużej mówiła, tym początkowy zapał wyraźniej gasł. - I one… pachną? - dodała prawie szeptem, ukradkiem pochwyciwszy puszystą kitę, którą przesłoniła dolną połowę twarzy. Znad białego futra gapiło się na niego dwoje olbrzymich, jarzących w półmroku oczu. Jasna cera znów zapłonęła rumieńcem.
Może lepiej było się nie odzywać wcale…
#9b5e64
Rintarou zamrugał — a żeby to raz. Zamrugał chyba ze trzy! Dotychczas dostrzegana na jego twarzy konspiracyjna powaga, zatonęła w budzących się falach zaskoczenia. Nawet szare tęczówki nieznajomego straciły na stanowczości i stalowy odcień przysłoniła mgiełka delikatnego ogłupienia. Nie był tego świadom, ale uniósł brwi. Dziewczyna nie przestawała mówić, a skroń, jakby z każdym kolejnym słowem, podkreślała na twarzy demona rosnące niezrozumienie. Nawet rozdziawił wargi, uświadamiając sobie o tym dopiero gdy zasechł mu język.
— … Bo ja o żadnym nie mówiłam. Chodziło o pogodę.
Zamknął usta. Palec, który do tej pory znajdował się na podbródku demonicy, oderwał się od skóry i zniknął z obcej twarzy. Wpatrujące się w nią oblicze wcale nie malowało się w tak okrutnych i podstępnych barwach. Z pewnością to za sprawką tego, że wyglądał niegroźnie. Tak ludzko — można rzecz. A czy ludzie nie byli jej najbliżsi? Czy jego złudny obraz wystarczał, aby zaspokoić podstawową potrzebę bezpieczeństwa? Bez dwóch zdań — miała szczęście, bo gdyby nie jej gapowatość, kto wie, jak skończyłoby się to spotkanie.
— Zawstydziłem cię?
Zastygła na jego widok. On również zastygł, widząc ją... w tym lekkim, grzecznym odcieniu karmazynu. Właśnie wtedy zdał sobie sprawę z wypowiedzianych w przypływie chwili słów. Jak to możliwe, że ta dziewczyna wciąż mogła odczuwać zawstydzenie, gdy właśnie świat legł w gruzach u jej stóp w skutek czyiś wygórowanych ambicji? Przez chwilę miał brzydką chęć, by wywlec na nocną głuszę wszystkie jej słabości — i kiedy już się do tego zabierał, uświadomił sobie, że zabrakło mu języka w gębie. Zamyślił się, patrząc na przedstawiającą się mu śmiesznie zakłopotaną minę. Za życia tej nowicjuszki świat był lepszy, pełny emocji. Teraz to obłuda była przywarą, której należało się wstydzić. Szczerość wstydu nie przynosiła — i czy czasem mu jej nie pokazała? Jak to się działo, że wpatrując się w jej nieśmiałość, sam zaczynał czuć zażenowanie? Przecież nic do cholery nie zrobił, a czuł się, jakby dokonał czegoś iście upokarzającego.
Odchrząknął, osłaniając usta zaciśniętą pięścią i spoglądnął gdzieś w bok — jak gdyby widok ten niesamowicie go zgorszył. Podniósł się i bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia obrócił się do niej plecami, zakładając ręce za siebie; spięty w wysokie upięcie kosmyk poruszył się za sprawą figlarnego wiatru. Jego włosy były naprawdę długie. Rozpuszczone musiały sięgać pasa.
Milczał, jak gdyby nad czymś myślał, albo coś zauważył. Nie ruszał się. W powietrzu znów wezbrała się ta słodka, cukierkowa nuta; swoją kuszącą smugą zakręciła mu w nosie. Inu z pewnością też ją rozpoznała. Najpierw dyskretnie spoglądnął za siebie. Kiedy uświadomił sobie, że dziewczyna nadal tam siedzi bez żadnego wyjaśnienia do niej podszedł.
— Koniec leżakowania. Wstawaj.
Widząc, że demon nie zamierza nigdzie się wybierać, uśmiechnął się miło. Uśmiech ten przypominał uprzejmość, jaką darzy się wyjątkowo niepokornego klienta, którego trzeba jednak należycie obsłużyć. Nie miał problemu z tym, aby ją złapać. Nawet jeśli postanowiła się opierać, nie miała wystarczająco wiele sił, aby się mu postawić (a może to szok tak ją zamroził?). Bez żadnych pytań przerzucił sobie jej ciało na prawe ramię. Poczuł, jak ręce młodego demona bezwiednie uderzyły o jego plecy. A może wcale nie tak bezwiednie? Ledwo powstrzymał rozbawienie. Musiał zagryźć przy tym usta.
— Nie przyzwyczajaj się. Ta usługa nie jest w pakiecie.
Roześmiał się wesoło, jedną ręką obejmując ją na granicy bioder, by mu się nie zsunęła. W kilku szybkich ruchach wdrapał się z ogoniastym tobołkiem na powierzchnię. Powietrze było wilgotne i chłodne. Przenikająca woń słodyczy przypominała zimną, przepyszną przekąskę.
Ten krótki odcinek pokonał w niesamowicie beztroskim tonie (kilkukrotnie podrzucał ją sobie na ramieniu, uważając to za zabawne). Przystanął dopiero kilkanaście metrów dalej, blisko granicy lasu. Mrok, jaki ich po tej stornie otaczał, był gęsty jak dno studni. Przemieszczający się po pustej polanie człowiek najwyraźniej czegoś szukał — co chwila patrzał pod nogi, nieraz kucał i przesuwał opuszkami po intensywnie zielonych wrzecionowatych listkach trawy. Aby go nie spłoszyć, Rintarou ściągnął Inu z ramion. Gdy tylko stopy dziewczyny dotknęły ściółki, demon złapał ją ponownie. Tym razem jego dłoń znalazła się na wargach, a wątłe plecy przywarł do swojego torsu. Nie zamierzał popełniać tego samego błędu, wiedziony złym przeczuciem, że sytuacja z ostatnich minut może się powtórzyć — tym razem nawet na nią nie patrzał. Skupiał uwagę na chodzącym bez celu śmiertelniku.
— Widzisz? — Twarz długowłosego demona wydawała się spokojna. Powoli zabrał rękę. — Co czujesz, kiedy na niego patrzysz?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Pochyliła się nad skłębionymi emocjami, próbując rozdzielić je i nazwać każdą z osobna. Razem tworzyły gęstą, lepką, trudną do określenia mieszaninę, w której łatwo było utonąć - wystarczył jeden nierozważny krok. Ale czy był wśród nich wstyd? Bardzo możliwe, choć w tej chwili nie potrafiła tego potwierdzić. Zresztą, nawet gdyby faktycznie czuła tak żenującą emocję, czy przyznałaby Rintarou rację, dalej się przed nim odsłaniając? I tak widział już zbyt wiele.
Spoglądała na demona nie mniej osłupiała niż on na nią; tęczówki barwy płynnego złota przygasły za sprawą konsternacji i kolorem przywodziły teraz na myśl ciemny, matowy bursztyn. Straciły na intensywności jeszcze bardziej, kiedy ten bez słowa wstał, odwracając wzrok. Wyglądał na zgorszonego. Jego zachowanie zdradzało nieskrywaną niechęć, obrzydzenie wręcz - takie przynajmniej odniosła wrażenie. Inu zagryzła wargi, a sklecona na szybko odpowiedź ugrzęzła głęboko w gardle. Mocniej wczepiła palce w aksamitne futro, naciągając ogon aż po czubek głowy. Nie chciała zdradzić smutku, który wysunął się naprzód. Żywe dotychczas ślepia zgasły doszczętnie.
Podniosła spojrzenie dopiero w momencie, w którym mężczyzna się nad nią nachylił; przez ułamek sekundy ich twarze dzieliły zaledwie milimetry, czuła na skórze jego ciepły oddech. Nie potrafiła oderwać oczu od stalowych obręczy okalających czerń źrenic, jej własne znów nieznacznie rozbłysły. Pozwoliła się podnieść bez żadnych protestów, zupełnie jakby przerzucał przez ramię szmacianą lalkę. Bezwładną i zaskakująco lekką. Ona natomiast ze zdziwieniem odkryła, że po wcześniejszym lęku nie pozostał żaden ślad. Czuła się naprawdę bezpiecznie i nawet sporadyczne podrzucanie wybitnie nie przeszkadzało.
Nie niósł jej długo, lecz to wystarczyło, by zogniskowała wzrok na kołyszących się w rytm kroków, wysoko upiętych kosmykach. Mimowolnie wyciągnęła ku nim dłoń, ostrożnie zatapiając opuszki w długich pasmach. Chwilę przelewała je między smukłymi palcami, zanim niespiesznie powędrowała wyżej. Nie była do końca świadoma tej niewinnej zabawy, nawet wtedy kiedy dotarła do nasady ciemnych włosów i powoli sunęła po karku niosącego ją demona. Korzenne nuty przeplatały się z coraz intensywniejszą, słodką wonią. Nie umiała jej rozpoznać, nie miała także możliwości się rozejrzeć, zwisając głową w dół. Nie, żeby narzekała na widoki.
- Mogłabym się przyzwyczaić. - Odpowiedziała na przekór i machnęła ogonem, kilka razy przypadkiem (albo i nie) pacając nim twarz towarzysza. Najwyraźniej nie tylko jemu dopisywał dobry humor.
Zanim dodała coś jeszcze, poczuła pod nogami leśną ściółkę. Wtedy też dojrzała źródło dziwnie apetycznego zapachu; lekko ściągnęła brwi. Dlaczego ten pan tak kusząco pachniał? Czyżby wytarzał się w łakociach? Po co i dlaczego? Umysł nie potrafił przetworzyć napływających informacji dostatecznie szybko, by wyprzedzić wiedzione instynktem ciało. Każdy mięsień napiął się w gotowości do ataku. Złote oczęta uważnie śledziły ruchy błądzącego wśród traw człowieka; miodową barwę wkrótce wypchnął soczysty odcień karminu. Dziewczyna prawie wstrzymała oddech.
Miała już skoczyć, gdy gwałtowne szarpnięcie przywarło jej plecy do twardego torsu. Oburącz uczepiła się przytkniętej do ust dłoni mężczyzny, wbijając w nią paznokcie. Spięte ciało zadrżało stłumionym warkotem. Puszysta kita pełzała nerwowo, uwięziona między ciasno przywierającymi do siebie sylwetkami. Nowonarodzona bez wątpienia ugryzłaby go, gdyby odsunął rękę zanim opadła pierwsza frustracja.
Co czujesz, kiedy na niego patrzysz?
Pytanie jakby ją otrzeźwiło, wyrwało z amoku. Cofnęła obie dłonie, ręce bezwiednie opadły wzdłuż ciała. Ogon przestał szaleć, znieruchomiał wraz z właścicielką, która stała zmrożona niezrozumieniem i gapiła się w kierunku nieświadomego ich obecności nieznajomego. Strach wrócił ze zdwojoną siłą, ale tym razem bała się… siebie.
- Nie. - wydusiła niemal szeptem, próbując wycofać mimo znajdującej za nią, nieporuszonej postaci. Odwróciła głowę, szukając jego spojrzenia. W jej własnym dominowała panika, po czerwieni zostały jedynie cienkie nitki, gdzieniegdzie zabrudzające tęczówkę.
#9b5e64
Złote spojrzenie poruszyło się — bez problemu pochwyciło oceniający wzrok, któremu nigdzie się nie spieszyło. Rintarou wyglądał jak człowiek, który dostrzegł na jej twarzy spoczywającego owada i zamiast go odgonić, z zainteresowaniem śledził go wzrokiem. Wyglądało na to, że owad ten udomowił się gdzieś w smugach czerwieni, machał leciutko skrzydełkami, a niteczki karminu, które teraz blakły na jego oczach, przesuwały się gdzieś wewnątrz jej wzrastających przerażeniem tęczówek. Na próżno było jej szukać na jego twarzy wsparcia. Nie reprezentował oblicza, które miało dodać otuchy, nigdzie nie błąkał się uśmiech, którego z pewnością starała się teraz za wszelką cenę znaleźć. Patrzała w ciemność, suchy, bezgraniczny nowy świat, przeraźliwie zimny i znieczulony. Martwy. Nie było przed nią niczego — niczego prócz nieruchomych szarych jak marmur oczu. Takie momenty dezorientują, sprawiają, że nie ma się pojęcia, co robić dalej i pozostaje tylko jedno: czekać.
— Nie?
Odpowiedział, gdy tak się w siebie wpatrywali.
— Co "nie", Inu?
Zapytał, jakby nie rozumiał, o czym mówi. Szmer za plecami dziewczyny się przemieścił. Poderwał się wiatr, targając lekko jej splątanymi włosami — jakby nagle w ich towarzystwie zrobiło się o pięć stopni chłodniej; jakby zrobiło się ciemniej za sprawką jakaś potężnej, brzydkiej chmury, leniwie toczącej się po kobaltowym sklepieniu — niosła rzadkie, cięte smugą krople deszczu. Pierwsze opadły na jasną twarz nowonarodzonej, rozświetlając punktowo jej policzki. Wciąż się na niego patrzała, jakby miał jej wszystko wytłumaczyć, jakby miał odsunąć się z jej drogi, a ona miała pognać z powrotem w ciemny las. Ale Rintarou się nie odsunął. Był teraz niczym mur na jej drodze z wywieszonym drogowskazem pozbawionych liter. Czyżby już zdała sobie sprawę, że zasługuje na ścięcie; że na próżno jest chować się za niewinnością, cnotą i honorem? Kimkolwiek była, przepadła Zupełnie.
Usta demona poruszyły się — wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nim miała okazję cokolwiek usłyszeć srebrny wzrok, który dotąd uparcie się w nią wpatrywał, uniósł się ponad jej głowę. Twarz Rintarou wciąż nie dostarczała wystarczająco wiele odpowiedzi. Napływające za jej sylwetką słowa — tak.
—P-przepraszam. Potrzebuję pomocy — zająknął się głos. A usta Rintarou się zamknęły. — Znaleźliście może gdzieś w tej okolicy zabawkę mojej córki? Przepraszam, naprawdę, że was zagaduje — zaczął się plątać, widocznie zawstydzony. A może to za sprawą tego bezpośredniego, obscenicznego wzroku Rintarou, który patrzał się w niego bez wyrazu? — Kiedy tylko słońce schowało się za horyzontem, pognała z przerażeniem do domu, obawiając się... Proszę. Ponieważ nie miała odwagi tutaj wrócić, postanowieniem ją dla niej poszukać...
Niebo zaburczało leniwie. Cały świat zadawał się wywrócić do góry nogami. Mało jakie słowa wywierały na chłopaku większe wrażenie. Na co dzień nie odczuwał współczucia, jakby nie posiadał sumienia — te i wiele innych emocji jedynie udawał. Nie odczuwał pustki; żadne łzy nigdy nie zaszczypały go w rogówki. Teraz patrząc na mężczyznę i wolno przesuwając wzrok na Inu, zrozumiał, że ona była inna, jakby demoniczny los nie pozbawił ją wszystkiego, nie obdarł z człowieczeństwa tak jak jego. Początkowo podejrzewał, że dziewczyna rzuci się na człowieka bez opamiętania — dokładnie jak on podczas swojej pierwszej nocy. Pomylił się. Czyżby na jego twarzy zalęgł się niewielki grymas zazdrości?
Dłonie chłopaka dosięgły jej ramion. Kiedy ją niósł, wydawała mu się niesamowicie lekka, jednak teraz gdy zacisnął szczupłe palce na jej ramionach, miał wrażenie, że pęknie pod wpływem tego niewinnego dotyku. Stali na czystej nocnej granicy lasu jak dwa okropne duchy. Jeszcze chwilę temu mówił jej, że przed nią był wielki świat, a tak naprawdę nie było przed nią niczego. Za tą niewidzialną granicą czekał jedynie mrok.
Rintarou patrzał na nią. Milczał. Było to milczenie, dla którego nie było żadnego wytłumaczenia, milczenie bez usprawiedliwienia.
— Nie walcz. To nie ma najmniejszego sensu — Jego dźwięczny cichy głos był jak szept niecnego diabła — spokojny. Była taka słaba, stała na glinianych nogach, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Całkiem sama. Rintarou nie mógł sprawić żadnego cudu, ale zawsze pozostawało coś, co był w stanie zrobić. Musiał jej pokazać, aby zrozumiała. Pace oderwały się od jej ramion, a sam demon bez zawahania wyminął ją i skierował się w stronę człowieka. Nie była w stanie dostrzec jego wyrazu twarzy, ale patrzący na nich śmiertelnik uniósł pochodnie nico wyżej — cień podkreśli jego niepokój. Trudno było wywnioskować czym by spowodowany. Tym nagłym ruchem, czy tym, co zobaczył w jego oczach.
— Nie mamy za wiele do roboty. Pomożemy. Jeśli ty pomożesz nam — mówił dziwnym mrocznym i zimnym tonem, który nie pasował do żadnego, jaki wcześniej przedstawiał. Mężczyzna zdawał też się przestraszyć, jednakże nie na tyle, aby sięgnąć po rozum do głowy i najzwyczajniej w świecie stąd uciec. Rintarou był pod wrażeniem ciekawości ludzkiej. Słysząc przeraźliwe odgłosy, zawsze lgnęli do problemów, nigdy nie uciekali. Czy to wrodzone pragnienie mroku?
Kiedy znalazł się tuż przy wieśniaku, Inu mogła usłyszeć tylko, jak pochodnia upada na trawę, a okrzyk zdusiła sprawna dłoń demona. Rintarou znalazł się za nim, tak jak wcześniej za Inu, jednakże jego uścisk był silniejszy. Przy gardle tego człowieka pojawiło się ostrze — spoglądając na nie, jego wzrok drżał. Miał lekko uniesione dłonie, a na czole zaczęły wstępować mu pierwsze krople potu, w oczach pojawiły się łzy strachu.
Rintarou spoglądnął na mieszczanina, który wpatrywał się w dziewczynę, nerwowo przełykając ślinę. Jego wzrok ewidentnie szukał w niej pomocy, czoło zmarszczyło się jak do nerwowego wybuchu płaczu, ale nie załkał. Demon powiódł za jego wzorkiem, zderzając się z jej spojrzeniem. Był opanowany. Zachowywał się, jakby robił to codziennie.
— Jak widzisz... Ta młodziutka istota cię potrzebuje. Musisz jej uzmysłowić, jak wygląda ten świat — zaczął go prowadzić w kierunku ogoniastej, a mężczyzna zaczął się instynktownie zapierać, jednak czując przytwierdzoną do grdyki klingę, posłusznie, z coraz większą obawą przesunął się w jej kierunku. Płomień za ich postaciami leciutko gasł. Wilgotna trawa i krople deszczu skracały jej żywot. — Pierwszy krok zawsze jest tym, który zapada na wieczną pamięć. Jest niepewny, niezrozumiały, ale potrzeba odwagi, aby uświadomić sobie, że to nic strasznego. Kłamałem. Możesz z tym walczyć, jednak kiedy śmierć mocno chwyci ofiarę, nic nie da się na to poradzić.
Wraz z ostatnim zdaniem, znalazł się ze swoim skromnym upominkiem tuż przed nią. Mogła jeszcze wyraźniej poczuć zapach obrzydliwego strachu tego człowieka. A jego rozkoszną woń — tą, co od samego początku wodziła ją za nos — w końcu wyczuła na nowo. Teraz silniej. Mężczyzna zaczął bardzo szybko oddychać, niemal wić się w objęciach przyjemnie wyglądającego diabła. Polała się krew. Rintarou ledwie naciął jego gardło, ale to wystarczyło, aby ponownie oszaleć.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Nie. - Powtórzyła cicho, obracając w ciasnym uścisku, by stanąć ze srebrnookim twarzą w twarz. Swobodnie oparła drobne ciało na jego torsie. Musiała odchylić głowę do tyłu, żeby znów zajrzeć w stalowej barwy ślepia. - Po prostu nie? - Zapytała, nadając słowom zarys prośby. Wyglądała trochę jak pies błagający o resztki z pańskiego stołu. - Prosz…
P-przepraszam. Potrzebuję pomocy…
Drgnęła, jakby wcześniej nie odnotowała podchodzącego śmiertelnika, zbyt skupiona na rozmówcy. Rintarou mógł wyczuć jak puls nowonarodzonej gwałtownie przyspiesza; źrenice urosły przerażeniem, choć przecież nie bała się o siebie. Nie groziło jej żadne niebezpieczeństwo, a mimo tego napędzane lękiem serce waliło jak oszalałe. Wstrzymała oddech, do końca wysłuchując ckliwej opowieści nieznajomego, lecz nie odwróciła ku niemu zaszklonego wzroku. Inu powoli wypuściła przetrzymywane w płucach powietrze, uparcie świdrując szare tęczówki. Przeczuwała dalszy ciąg zdarzeń i doskonale wiedziała, że nie mogła zrobić absolutnie nic, aby temu zapobiec. Los mieszczanina został przesądzony w chwili, w której skierował kroki ku dwóm postaciom przyczajonym na granicy mrocznego lasu.
Kiedy ciemnowłosy ją wymijał, delikatnie pochwyciła skrawek czarnej szaty, chcąc tym drobnym gestem powstrzymać go przed zrobieniem czegoś złego. Niestety śliski materiał po prostu wysunął się spomiędzy słabo ściskających go opuszków, nijak nie blokując ruchów mężczyzny. Powiodła za nim wzrokiem, obracając sylwetkę o sto osiemdziesiąt stopni. Poza tym nie uczyniła niczego, co mogłoby ostrzec człowieka przed nadchodzącym zagrożeniem, nie mniej niż on sparaliżowana strachem. Patrzyli więc tylko na siebie, jedno bardziej zlęknione od drugiego, czekając na rozwój sytuacji. Bardzo chciała zrobić coś, cokolwiek, byleby tylko nie doszło do wiszącej w powietrzu tragedii. Zapytana nie umiałaby wytłumazyć dlaczego wciąż stała po stronie życia, chociaż sama już umarła. Obdarta z ludzkich wspomnień, zdawała się trzymać człowieczeństwa z zawziętością godną szaleńca. Niewykluczone, być może faktycznie była szalona.
- Proszę, nie. - jęknęła żałośnie, przyklejając plecy do masywnego pnia. Nierówna, chropowata kora drzewa nieprzyjemnie wpijała się w skórę, znaczyła ją długimi pręgami. Rozbiegane patrzałki kursowały chaotycznie między śmiertelnikiem, a stojącym za nim demonem; pomimo panujących ciemności łatwo było dostrzec drżenie ciała młodej kobiety. Puszysty ogon zawinął się na brzuch typowo psim odruchem. Jak na potężną, nieśmiertelną istotę wyglądała nad wyraz marnie. Przerażenie rosło wprost proporcjonalnie do skracanego dystansu. - Nie rób mu krzywdy. Proszę. - Zaskomliła, gdy Rintarou zatrzymał się z “podarkiem” tuż przed nią.
Zapach upuszczonej krwi zakradł się podstępnie, przyjemnie zakręcił w nozdrzach, na chwilę ogłupił. Ta niewielka ilość karminu wystarczyła, aby stłumiony wewnątrz drapieżnik zawarczał głucho, wtórując odległemu, burzowemu grzmotowi. Rozpalone soczystą czerwienią ślepia błyskawicznie odnalazły ranę na szyi nieznajomego; w uchylonych ustach zalśniły długie, masywne kły. Wyglądała jak zwierzę gotowe do ataku, ale nie drgnęła nawet o centymetr. Stała całkowicie nieruchoma, niby pozbawiona duszy kamienna statua. Walczyła i zamierzała tę walkę wygrać niezależnie od ceny.
Oddychała ciężko, przerywanie, jakby każdy ruch klatki piersiowej sprawiał niewyobrażalne cierpienie. Ilość śliny wypełniającej usta doprowadzała do mdłości, jej nadmiar cienką strużką ściekał po brodzie. Nie wiedziała jak długo gapiła się na miejsce, w którym ostrze dotykało gardła człowieka, zostawiając za sobą krwawą kreskę.
W końcu spojrzenie powędrowało wyżej, odnajdując oczy demona. Wargi drgnęły w bezczelnym, wyzywającym grymasie - Inu ewidentnie coś knuła i nawet w najśmielszych wizjach nie wpadłby na to, co właśnie zamierzała zrobić. Wolno podniosła lewą rękę, drugą dłonią odsuwając rękaw szaty; odsłonięte przedramię znalazło się niebezpiecznie blisko wyszczerzonych zębisk. Te błysnęły krótko, nim zatonęły w jasnej skórze. Ciepła posoka zalała gardło obrzydliwie metalicznym posmakiem, niewielka ilość spłynęła w dół ściśniętego nerwami przełyku. Znacznie większa część wyciekła z paszczy, ciężkimi kroplami uderzyła o ściółkę u stóp dziewczęcia. Złote iskry błysnęły buntowniczo, walcząc z karmazynem okalającym źrenice. Zaciskała szczęki na zmasakrowanej kończynie do momentu, aż ból otrzeźwił ją wystarczająco. Wieńcząc swoisty spektakl, wyszarpnęła przedramię; kawałek porwanego mięsa został między zębami. Splunęła.
- Powiedziałam, że nie. - Wywarczała powoli, wyraźnie cedząc każde słowo. Język niespiesznie przejechał po wargach, zbierając barwiącą je krew demonicy. Wzrok miała butny, ostry, choć na dnie ocząt wciąż czaiły się czerwone pasma, groziły ponowną utratą kontroli. Była tego doskonale świadoma, wymuszona ugryzieniem trzeźwość umysłu wisiała na włosku. Nie mogła zostać tu ani minuty dłużej.
- Zostań. - Zarządziła zdecydowanym tonem, którym można by co najwyżej uraczyć psa. Równie dobrze mogła od razu powiedzieć “siad”, pewnie brzmiałoby tak samo. Rzucając tę krótką komendę, odwróciła się i jak gdyby nigdy nic pomknęła w przeciwnym do polany kierunku. Nie miała pojęcia jak śmiesznie wolno ucieka, osłabiona głodem, bólem powykręcanych pragnieniem wnętrzności oraz niemogącą zregenerować raną. Cóż, chociaż próbowała. A wcześniejsze przedstawienie? Pierwsza klasa, w skali idiotyzmu od jednego do dziesięciu powinna dostać dwanaście.
Musiała co jakiś czas przerywać bieg. Przystawała wtedy wsparta o rosłe pnie drzew, łapiąc oddech i próbując zogniskować coraz bardziej rozmyte spojrzenie.
#9b5e64
Refleks, jaki w jednej chwili zagościł w błyszczących tęczówkach szatynki, zmroził go po czubki palców. Zdawał się nabrać dystansu. Nie wiedzieć czemu, przeszły go złe przeczucia. Ta leciutka, a jakże śmiała iskra przewalająca się w młodych, miodowych ślepiach wcale mu się nie podobała, dokładnie jakby przebudził się w nim szósty zmysł, ostrzegający przed rychłym kataklizmem. Bardzo ostrożnie zmrużył oczy, a dominujące w nocnych ciemnościach srebro, zdawało się zyskać płynną konsystencję. Pochwycony mężczyzna, z ostrzem uparcie odbierającym mu oddech, zdążył się nieźle spocić; zdawał się cały mokry. A gdy dostrzegł oplatający się wokół drobnego ciała biały, puszysty ogon, pobladł, stając się niemal przeźroczysty. Wyglądał jak człowiek, który za wszelką cenę pragnie zemdleć.
— Bogowie, zlitujcie się nad moją duszą... — ofiara przeszła do niezrozumiałego bełkotu, którego ciche słowa ledwie przemykały przez zaciśnięte wagi. Gdy uniosła spojrzenie w kierunku zakropionego nieba, wpadła w dziwny stan konwulsji — drżała i łkała w akompaniamencie nadciągającego od frontu niskiego ostrzegawczego powarkiwania, na które zacisnęła z całej siły oczy, jakby gałki oczne miały zapaść się w czaszkę. Lekko nacięta, krwawiąca rana na szyi wieśniaka nie niosła się dla niego żadnym bólem. Był zbyt przerażony, aby się nią przejmować.
— Powiedziałam, że nie.
Powinien się tego spodziewać — życie lubiło od czasu do czasu przetestować swoje wykreowane twory. Kiedy te podążały pewnym krokiem, kiedy czuły dominację, kiedy unosiły podbródek tak wysoko, że widziały przed swoimi oczyma jedynie wiszący sufit nieba, to w takim momencie zawsze pojawiał się ten niepotrzebny, jak kurwie gacie, kamień, o który musiały się potknąć. W końcu, kiedy ma się wiedzę dotyczącą nadciągającego dotyku, nie czuje się łaskotek. Sęk zawsze tkwi w zaskoczeniu. Zimnym, obezwładniającym i obnażającym. Rintarou przez lata starał się udawać, że nic nie jest dla niego zaskakujące, że nic nie jest go w stanie zaskoczyć. A teraz? Teraz to ta najbardziej cnotliwa, stojąca przed nim istota wprawiła go w prawdziwą konfuzję; zmusiła do uniesienia brwi, pod którymi jasne oczy tknęło niezdrowe zainteresowanie. Człowiek, którego trzymał, sam zdawał się spoglądnąć z pełną obawą na dziewczę szczerzące ostre kły.
— Inu — w usłyszanym miękkim głosie nie było słychać ani jednej uniżonej tonacji. Głos demona zabrzmiał ostro — może za bardzo ostrzegawczo, jak gdyby zwracał się do niesfornego dziecka, które nie potrafiło zrozumieć, że kiepskie wyniki w szkole nie zagwarantują jej wymarzonej zabawy z przyjaciółmi. Jednak nie powstrzymywał jej, a jedynie czekał na rozwój wypadków, ciekaw jak daleko jest w stanie się posunąć. Potem dostrzegł, jak przysuwa do swoich ust odsłonięte przedramię. Mierzyli się spojrzeniami, jakby nie oddzielał ich ten zwykły, nic nieznaczący śmiertelnik. Jakby był jedynie rekwizytem w przedstawieniu. „Co zrobisz, Inu?" — mówiło jego zaintrygowane spojrzenie. Zmiany. Potrafił sobie ze zmianami radzić, w końcu jedenaście lat to kawał czasu. Trochę już życia zobaczył. Nie spodziewał się jednak, że coś może go trapić tam, gdzie, powietrze niemal stało, gdzie panował porządek. Wszystko popędziło dalej. Kły zatopiły się w miękkiej tkance, a szkarłatna smuga polała się ciurkiem na trawę. Wtedy Rintarou zrozumiał, że wciąż widział zbyt mało.
Gdy Inu splunęła krwią i skrawkami poszarpanej części przedramienia, a nogi powiodły ją dalej, w głąb lasu, zamknęła się za nią część pozostawionego za plecami świata, jakby zarosły go grube gałęzie i trujące pnącza. Zimny, pusty las i ona — biegnąca bez opamiętania, jak gdyby ziemia waliła się pod jej stopami, a słabe ciało za wszelką cenę próbowało uratować się przed czyhającą pod nią czeluścią. Drzewa, które mijała i które łypały w mrok ciemnymi, powykręcanymi konarami, nie dodawały otuchy. Gąszcz, w którym kiedyś odnajdowała spokój, stał się utrapieniem — a może to śmierć pozwoliła jej w końcu przedstawić prawdziwą formę tego zagajnika? Zewsząd dobiegały ją głosy, były jak niekończąca się melodia tańczących języczków deszczu i szelestu suchych liści.
— Inu.
Kiedy jej drobna dłoń zatrzymała się na chropowatej fakturze kory, poczuła na swoim ramieniu ciężar. Napływający zza jej ucha miękki głos był jak chłodny okład podczas gorączki. Stanowczy ruch z łatwością obrócił ją o sto osiemdziesiąt stopni, a twarz, jaką odkrył mrok, należała do nikogo innego jak do poznanego wcześniej Rintarou. Blade oblicze było nieruchome, spokojne — choć podbródek podkreślały napięte ścięgna. W nozdrze wdał się zapach krwi. Czy sprawką tego intensywnego aromatu była ta niewinna plama brudząca lewy policzek?
— I po co to wszystko?
Mówił, jakby chciał ją zatrzymać, ale to on przecież trzymał ją zakrwawionymi po łokcie dłońmi, wbijając w jej ramiona szczupłe palce. Mówił, jakby chciał, aby przystanęła, ale to on wciąż szedł, prowadząc jej ciało. Kiedy poczuł opór, a plecy dziewczyny przywarły do drzewa, nie puszczając jej ciała, zsunął się wraz z nią na grząską ściółkę. Przeszedł na kolana i zrobi sobie miejsce między jej nogami, wciąż trzymając palcami jej lichy materiał odzienia — jakby starał się jej coś wytłumaczyć. Ale czy dało się słuchać kogoś, kto wyglądał, jakby dokonał masowego mordu, albo grzebał w ludzkich wnętrznościach? Pachniał krwią tego człowieka — zbyt intensywnie, zbyt prowokacyjnie.
— Wiesz, co zrobiłaś? — Złapał Inu za nadgarstek i uniósł ostentacyjnie jej zranioną rękę, spoglądając na kawałek części ciała pozbawiony tkanki. Nie dało się ukryć — w jego oczach bąkała się niepoprawna fascynacja. Kiedy figuralne spojrzenie przeskoczyło na złoto wpatrujących się w niego tęczówek, uniósł zaczepnie brew. — Zdajesz sobie sprawę, że nie zregenerujesz się, jeśli ze mną nie wrócisz? Umrzesz, jeśli będziesz uciekać.
Kiedy mówił, puścił jej ramię, pozostawiając na ubraniach ślady poplamionych, brudnych palców.
— Tak kończy się właśnie krótka wycieczka niespełnionych oczekiwań, po których pozostaje zawód, rozżalenie i pretensje. Liczyłaś, że to wszystko będzie wyglądać inaczej? Już zrozumiałaś, że nie jestem miłym chłopcem z sąsiedztwa?
Nie czuł zawodu. Teraz kiedy na nią patrzał, nie obawiał się z jej strony żadnej odpowiedzi. Zastanawiał się jakie myśli może skrywać wewnątrz kudłatej głowy. Był zwyczajnie ciekawy, co popchnęło ją do tak desperackiego ruchu. Jeszcze nie pozbył się tej sceny sprzed swoich oczu. Nowonarodzony demon tak uparcie i zawzięcie walczący ze swoją naturą. Taki widok był naprawdę rzadki. Może właśnie dlatego, gdy tak o tym myślał, jego uścisk na nadgarstku ogoniastej się poluzował, a palce bez wahania pochwyciły ją za policzki, unosząc lekko podbródek ku poruszającym się koronom drzew. Jeśli spróbowałaby obrócić głowę, miałaby z tym na pewno niewielki problem. Demon nie trzymał jej mocno — nie mogła odczuć na skórze żadnej dotkliwej mocy. Najbardziej wyczuwalne było wbrew pozorom zainteresowane spojrzenie przyglądające się jej w napięciu. Wygadał jak krwisty chirurg, który otaksowywał swojego kolejnego pacjenta.
— Nie jesteś jedyna. Spotkałem już kiedyś kogoś, kto bał się siebie równie mocno co ty. Myślisz, że to już koniec, że nie ma dla ciebie ratunku, ale to nieprawda. — To dopiero początek, pomyślał. — Są rzeczy, od których nigdy nie uciekniesz. Ilekroć będziesz się wić i stawiać, one i tak cię dopadną. Tak jak ja dopadłem ciebie.
Nim kolejna fala woni gęstej krwi uderzyła ponownie w nozdrza, dodał:
— Nie znasz nawet tego człowieka. Czemu ci go szkoda? — I najważniejsze. — Czego tak właściwie się boisz?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Czy się bała? Oczywiście, obawiała się wielu różnych rzeczy, poczynając od przyczajonej w jej wnętrzu wygłodniałej bestii, a kończąc na długich cieniach rzucanych przez potężne, łapczywie sięgające pochmurnego nieba konary. A jedynej istoty przed którą - paradoksalnie - nie odczuwała lęku, nie było teraz w pobliżu. Targająca nią samotność przytłaczała, ciążyła paskudnie, odbierając chęć dalszej walki, a wystarczyło tylko poddać się przyjemnemu dla ucha, miękkiemu głosowi; stracić kontrolę i rozszarpać mieszczanina na wzór dzikiego, żądnego krwi zwierzęcia. Czyż nie przeczyła porządkowi tego świata, stawiając bezsensowny opór? Dlaczego nie potrafiła ustąpić? Co było z nią nie tak? Wsparta o chropowatą powierzchnię kory, zaczęła zastanawiać się nad sensem własnego zachowania. Nie miała siły dłużej uciekać, nie wiedziała nawet czy Rintarou nie odwrócił się na pięcie, obierając zupełnie inny kierunek marszu. Czemu tak w zasadzie miałby nie porzucić młodego, krnąbrnego demona? Zadrżała, oblizując spierzchnięte wargi. Myśl o odtrąceniu wyszarpnęła z drobnej postaci resztki energii.
Właśnie wtedy poczuła na ramieniu ciężar. Nim oceniła sytuację, nim w ogóle w jakikolwiek sposób zareagowała, gwałtowny obrót postawił ją naprzeciw znajomego mężczyzny. Podniosła miodowej barwy ślepia, a odnajdując stalowe tęczówki odetchnęła z ulgą. Tak. Z ulgą. Widział, jak przygaszone, matowe spojrzenie na nowo rozpala ta dziwna, żywiołowa iskra. Patrzyła na niego dokładnie tak, jak patrzy się na bliską osobę spotkaną po dziesięciu latach rozłąki, nie jak na kogoś, kto wyglądał jakby przed chwilą wyrżnął pół wioski.
- Rintarou… - cichy, ledwo słyszalny szept brzmiał jak szelest liści, jak szum drobnych kropel deszczu przecinających powietrze, by wylądować na burej, leśnej ściółce. Nie odpowiedziała na pytanie, natomiast okazała się nad wyraz uległa; nie stawiała nawet minimalnego oporu, gdy prowadził ją ku twardej, nierównej ścianie drzewa. Pozwoliła, aby plecy przywierające do potężnego pnia zsunęły się powoli, wymuszając na niej pozycję siedzącą. Przez cały ten czas milczała, bezwzględnie wpatrzona w płynne srebro jego oczu. Jej własne, złociste tęczówki niemalże zniknęły pod naporem rozszerzonych źrenic. Odurzająca, obrzydliwa i cudowna zarazem woń ludzkiej posoki spłatała się z rozkosznie korzenną nutą ciemnowłosego, tworząc obezwładniający duet. W pewnym momencie zaczęła mieć problem z wyodrębnieniem tych dwóch zapachów, nie była w stanie stwierdzić, który z nich ma na nią mocniejszy wpływ.
Wiesz, co zrobiłaś?
Powiodła półprzytomnym wzrokiem ku podniesionej przez demona ręce, pobieżnie przyjrzała się paskudnie poszarpanej ranie. Szybko jednak straciła zainteresowanie kończyną, wracając spojrzeniem do twarzy rozmówcy. Uważnie wysłuchała wszystkiego, co miał do powiedzenia; delikatnie ściągnięte brwi świadczyły o skupieniu - chociaż w jej obecnej kondycji utrzymanie przytomności graniczyło z cudem. Dopiero teraz, gdy usiadła, zmęczenie zalało ją potężną falą.
- Dlaczego myślisz, że jestem rozczarowana? - Zmrużyła oczy pod jego dotykiem, z gardła wyrwało się zduszone westchnienie. Wyglądające spod wachlarza hebanowych rzęs tęczówki zdawały się żyć własnym życiem, cienkie nitki karminu leniwie wypełzły na powierzchnię złotej toni. Inu ewidentnie nie była świadoma sięgającemu ku powierzchni potworowi, z którym wcześniej tak bardzo próbowała walczyć. - Nie jestem rozczarowana. Nie Tobą. - Chwilę wodziła wzrokiem po obliczu demona, ostatecznie zatrzymując go na krwi zdobiącej lewy policzek. Podniósłszy zdrową rękę, zbliżyła opuszki do zaschniętej plamy. Dotyk był subtelny, ledwie musnęła jasny pergamin skóry, rysując palcem linię wzdłuż żuchwy mężczyzny. Sięgnęła dalej, pozwoliła dłoni zatonąć w ciemnych kosmykach. Studnie rozszerzonych źrenic wpijały się z niezdrową intensywnością w czerwony punkt, jak gdyby chciały przeżreć się przez niego na wylot. - Myślę, że jesteś całkiem miły. - Dłoń gładząca ciemne kosmyki zwolniła, by zatrzymać się na wysokości karku. Z jej pomocą nowonarodzona przysunęła się bliżej, drugą, niezbyt sprawną rękę zawieszając na wysokości lędźwi srebrnookiego. Siedzieli w ciasnym uścisku, uchylone wargi znalazły się parę milimetrów od jego twarzy. Czuł na skórze wolne, płytkie oddechy. Wydychane przez dziewczynę gorące powietrze kontrastowało z chłodem kłów opartych o lico. W ślepiach bursztyn przeplatał się z głębokim szkarłatem; miarowy warkot wprawiał w ruch całą drobną sylwetkę. Znieruchomiała, z obnażonymi zębami przytkniętymi do policzka Rina. Zawahała się.
Odetchnęła głębiej, wypełniając nozdrza otumaniającą wonią. Zapach doprowadzał do szału, budził żar rozlewający się dreszczem po całym ciele. Mężczyzna czuł, jak oparta o niego filigranowa postać drży ni to ze zmęczenia, ni nagle ogarniającego ją zimna, choć była rozpalona. Walczyła z przemożną chęcią ofiarowania towarzyszowi soczystego ugryzienia, oczyma wyobraźni smakowała makabrycznego scenariusza. Zaciskając usta w wąską linię, nieznacznie je cofnęła. Głośno przełknęła ślinę. Głowa miękko opadła na jego ramię, błyskające czerwienią ślepia zniknęły pod ciężkimi powiekami. Wydała z siebie przeciągły, trudny do nazwania dźwięk na granicy pomruku.
- Wiesz, Rintarou… - Wychrypiała wciąż suchym od niedawnego warkotu głosem. - Rozumiem, że chcesz dla mnie dobrze i bardzo to doceniam. Naprawdę. - Dłoń spoczywająca na wysokości karku zsunęła się nieco niżej, w okolice łopatek rozmówcy. Obejmowała go teraz lekko, mógłby ją odsunąć jeśliby tylko zechciał. - Miałam ogromne szczęście, ze wszystkich istot na świecie spotykając akurat Ciebie. I… Mam świadomość, że nie ma innej drogi. Po prostu… nie w ten sposób. Nie chcę czuć jak tracę nad sobą kontrolę. To straszne uczucie, jakby spadać w niekończącą się ciemność. - Zrobiła krótką pauzę. - A ja boję się ciemności. Ten strach mnie paraliżuje.
#9b5e64
Podążający po policzku łagodny dotyk, zaklął marmurowe spojrzenie Rintarou, które bez ustanku wpatrywało się w rozbudzone tęczówki nowonarodzonej. Choć twarz młodzieńca wydawała się spokojna, przyglądał się rozszerzającym źrenicom w enigmatycznej ciszy, oczekując w napięciu, aż te w całości pochłoną człowieczeństwo, jakiego bezskutku próbowała się trzymać. Fascynacja złem — jaka podła potrafiła być. Była jak labirynt bez wyjścia. Demon czekał, aż mrok zmaże z jej lica ludzką niewinność, wypluje wiotką pozostałość sylwetki — prosto na ścieżkę, po której poruszał się od lat. Przejawiał tę samą ekscytację, jaką można zauważyć u małego dziecka, które w końcu otrzymało wyczekiwany prezent. Teraz pozostawał mu do rozerwania jedynie kolorowy papier.
Zaschnięta dotąd krew, rozmazała się mizerną pręgą aż po podbródek młodego mężczyzny — na nowo rozpalając w demonie zapach głodu i pragnienia. W momencie, gdy splamione posoką palce dziewczyny zniknęły w ciemnych kosmykach, a jej drobne ciało podciągnęło się i osiadło miękko na osłoniętych smolistą szatą udach, nozdrza właściciela zaczerpnęły wyraziście powietrza.
— Nie mną? — powtórzył za nią, nie rozumiejąc. Teraz nie była już w stanie dostrzec rodzącego się zagubienia w jego lustrzanych tęczówkach. Gorejący oddech sparzył policzek; spowodował, że kark chłopaka, rozgrzał się. Gdyby tylko mogła to zobaczyć, zauważyłaby w tym miejscu blado karmazynową plamę, jak po słonecznym oparzeniu. — Miły?
Chłód przywartych do jego skóry zębisk zmusił go do przymknięcia oczu i wykrzywienia warg; przekrzywił też głowę, jakby miała zaraz zainteresować się jego szyją. Miał ochotę się zaśmiać, ale wiedział, że dźwięk, jaki zdołałby teraz z siebie wykrzesać, przypominałby bardziej nerwowy bełkot. Pobrudzone krwią dłonie unosiły się przy jej drobnym ciele, jakby nie do końca wiedziały, gdzie powinny się znaleźć. Nie dało się ukryć, że życie nie stawiało go często w podobnych sytuacjach. Dotyk i przyjemny ciężar zaowocowały wyraźnym trzaskiem, rodzącym się gdzieś po lewej części jego piersi. Swoboda jej przewodnika gdzieś uleciała. Cała ta frywolna, wolna i zabawna postawa oblepiła ciało gipsem. Zesztywniał, nie dając rady ukryć przed nią zmiany. Prowokująca woń krwi i bliskość, nad którą nie miał kontroli, zagotowała jego ukryte pod warstwą skóry wnętrzności. Przyłapał się na tym, że dłonie zadrżały mu z niezrozumiałej niecierpliwości. Nie zarejestrował momentu, kiedy splamione opuszki zacisnęły materiał na jej łopatkach, wbijając w skórę długie palce. Powieki uchyliły się.
— To, czym się staliśmy, nie jest miłe. Pod żadną postacią — powiedział spokojnie, choć jego ton nieco się obniżył; słychać było w jego słowach błąkające się rozbawienie.
Kiedy poczuł opadający na jego ramię ciężar, zamrugał skonsternowany, a wściekły szkarłat tęczówek spoczął na jej bladej twarzy — mknął po przymkniętych, okrytych kurtyną hebanowych rzęs powiekach, po leniwie poruszających się ustach. Jest coś takiego w słowach, że we wprawnych rękach, zręcznie pokierowane biorą rozmówcę w niewolę. Owijają się jak pajęczyna, a kiedy już tak spętają ofiarę, że nie może się ruszyć, przebijają skórę, wnikają w krew i odrętwiają myśli. Teraz pod ich wpływem ślepia Rintarou zadrżały. Jak mógłby być miłym, po tym, co robił ludziom? Po tym, jak nie liczył się z żadnym istnieniem? Czy miły byt jest w stanie pozostawić niedobitą ofiarę i na jej oczach pochłaniać ciało, z pobrudzoną krwią twarzą, ze spojrzeniem iskrzącym satysfakcją? Nie był miły. Szukała usprawiedliwienia, aby dodać sobie otuchy, ale nie mogła odmienić jego natury słowami. I choć na co dzień to on był blagierem, to zazwyczaj on przedstawiał się fałszywym imieniem, przypisywał sobie kłamliwe zasługi, stając się niewinnym, nieszkodliwym mieszczaninem, tak te słowa ukąsiły go tak dotkliwie, że opuchła mu głowa. Odwrócił wzrok, ukrywając przed nią twarz.
— Sęk w tym, że musisz podejmować decyzje, które nie są łatwe. Musisz wygłaszać słowa, które ranią i oszukują. Musisz robić rzeczy, których nikt nie rozumie — powiedział sucho, a jedna z jego podpartych na wątłych plecach dłoni zsunęła się, uwalniając od stalowego uścisku; druga podążyła w górę, muskając wystające kręgi szyjne.
Inu zachowywała się tak, jakby Rintarou oddał jej z powrotem życie. Cóż za odwrócenie typowej dla niego roli! Jeśli teraz był dla niej bohaterem, po jakimś czasie zobaczy w końcu jego prawdziwe oblicze. Szybko zmieni zdanie i ucieknie ze strachu. Nie dało się jednak nie odnieść wrażenia, że kiedy teraz przy nim była, dała mu do myślenia, że nawet on miał szansę stać się czymś na wzór człowieka.
— Więc zacznij od podstaw — zawyrokował, a gdy tylko uraczyłaby go spojrzeniem, zderzyłaby się z jego płonącym wzorkiem idealnie pasującym do rozmazanego krwią policzka. Tknął językiem przystawiony do warg wolny nadgarstek, nie potrafiąc powstrzymać się przed skosztowaniem pozostawionej na nim posoki tego człowieka. — Przecież nie zdołasz zrobić mi krzywdy, czyż nie?
Coś zabawnego rozjaśniło jego wzrok, po chwili uwalniając leciutki skrywany na cienkich wargach uśmiech. Dłoń, która przesuwała się po bladym karku, wspięła się po nasadę włosów Inu, podtrzymując głowę; miękkie kosmyki przelewały się między jego szczupłymi palcami. Druga dłoń niespodziewanie tknęła pobrudzonym palcem usta ogoniastej, pozostawiając na jej wargach delikatny posmak metalicznej słodyczy. Demon nie spuszczał z niej wzorku. Już po paru chwilach spróbował ponownie — podstawił pod jej usta drugi palec, zachęcając jej mroczną aurę to zapoznania się z posmakiem czekającej na nich kolacji.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Osadzone na udach mężczyzny biodra poruszyły się niespokojnie, jakby z zamiarem cofnięcia, to jednak nigdy nie nastąpiło. Miast tego złotooka mocniej naparła piersiami na skryty pod smolistą szatą tors, chowając zabarwioną wstydem twarz w zagłębieniu szyi demona. Miała wrażenie, że blade policzki zdążyły już przywdziać kolor dojrzałej jarzębiny. Bardzo powoli wypuściła parzące płuca powietrze, próbując zapanować nad drżeniem coraz silniej ogarniającym drobną sylwetkę. Nawet głód i swoista tęsknota nie były w stanie zatuszować potężnego speszenia obecną sytuacją - otrzeźwiły ją dopiero palce, które boleśnie wczepiły się w skórę pleców. Cichutkiemu piskowi zaskoczenia przeciągłym, ostrzegawczym pomrukiem zawtórowała wisząca pod atramentowym sklepieniem burza. Inu podniosła wzrok z miną kota, którego ktoś umyślnie pociągnął za ogon, ewidentnie niezadowolona. Właśnie wtedy natrafiła na parzący szkarłat jego tęczówek; przez okrągłą minutę im się przypatrywała, po czym spojrzała w bok, nerwowo oblizując usta. Odważyła się zerknąć w kierunku Rintarou dopiero w momencie, w którym odwrócił głowę.
Niezaspokojony apetyt pomału prowadził nowonarodzoną nad ziejącą szaleństwem przepaść. Wystarczył jeden mały krok aby spaść prosto w objęcia mroku, a stamtąd nie było już drogi powrotu. Wyrwana z letargu bestia była nieprzewidywalna, jak spuszczony z łańcucha pies. Niespiesznie sięgnęła ku powierzchni.
- No taaak, oczywiście - sapnęła, wydychając kształtny obłoczek pary, który zakręcił się figlarnie nim zniknął poszarpany deszczem. - Przecież jesteś dla mnie taki n i e m i ł y. Okropny, zły i niedobry. - Zmrużyła błyskające ślepia, w przypływie odwagi świdrując wściekłą czerwień okalającą źrenice rozmówcy. - Cóż ja biedna teraz pocznę? - Zakończyła, nadając słowom karykaturalnego dramatyzmu. Odchyliła się lekko do tyłu dokładnie w chwili, w której jedna z dłoni mężczyzny wspięła się na jej kark. Dotyk dreszczem rozszedł się po całym ciele; błogie westchnienie nijak nie pasowało do przyczajonych na dnie oczu, rzucających wyzwanie iskier. Mógł poczuć jak siedząca na nim dziewczyna wierci się niecierpliwie, domagając większej ilości pieszczot. Nie pasował tylko (albo aż) jeden szczegół - pomimo niezaprzeczalnego zadowolenia, wciąż nachalnie wbijała w niego dwa rozjaśnione karminem punkciki. Najeżony ogon sztywno wygiął się w sierp za jej plecami.
- A chciałbyś, żebym zrobiła ci krzywdę? - z budzącą się fascynacją obserwowała twarz mężczyzny, nieświadomie rotując głowę na bok. Unoszący się wokół zapach posoki wystarczył, aby odkryć nieznane dotychczas pokłady zwierzęcej agresji i przesłonić zdrowy rozsądek, instynkt wziął górę nad trzeźwością umysłu. Kiedy opuszki mężczyzny zatonęły we włosach barwy mlecznej czekolady, z gardła ich właścicielki wyrwał się warkotliwy pomruk. Przypominała przyczajonego drapieżnika, czekającego aż niczego nieświadoma ofiara do niej podejdzie. Z tą różnicą, że ta “ofiara” doskonale wiedziała co robi, prowadząc ją w skrupulatnie zaplanowaną pułapkę. Nic dziwnego, że za drugim razem Inu złapała zębami za podstawiony pod wargi palec. Masywne kły zatrzymały się zanim przecięły naskórek, choć chwyt był wystarczająco pewny, aby porządnie uszkodzić skórę podczas próby wyswobodzenia. Wyszarpnięcie ręki nie byłoby najlepszym rozwiązaniem.
Zawarczała przeciągle, zastraszająco, niby kundel broniący miski. Metaliczny posmak na stałe zagościł w ustach, ocierając się o język i podniebienie. Nowa, nieznana słodycz pobudzała do granic możliwości, kusiła niezliczonymi obietnicami. Kobieta z niebezpieczną zawziętością pławiła się w gorącym szkarłacie jego spojrzenia, lecz im dłużej patrzyła, tym większe zawahanie odbijało się na jej obliczu. Puszysta kita też zwiotczała, stopniowo się obniżając, aż dosięgnęła podłoża na którym spoczęła bez ruchu. Cała ta brawura jakby gdzieś wyparowała, pozostawiając Inu zupełnie samą przed kimś, kogo z nieznanych sobie pobudek próbowała zdominować. Szybko podjęła jedyną słuszną strategię: poddała się. Spuszczając wzrok, poluzowała szczęki. - Prze… przepraszam?
Była jak młode zwierzątko, które w przypływie bezmyślnej odwagi postanowiło wleźć mu na głowę, ale w porę uświadomiło sobie jak bolesny mógłby okazać się upadek.
#9b5e64
— A chciałbyś abym zrobiła Ci krzywdę?
— Już powinienem brać nogi za pas?
Kiedy ich spojrzenia tonęły w kolorach głębokiego, czerwonego wina i migoczącego poplamionego krwią cytrynu, mogli być pewni jednego: żadne nie zamierzało odpuścić. Czy Rintarou ją prowokował? W rzeczy samej. Chciał dostrzec jak to młode, ledwie znające piekielny świat dziewczę, ujawnia swój zepsuty charakter. Przez tę krótką potyczkę odbijających wzrok luster, mężczyzna był pewien, że gdzieś na dnie jej słomianych tęczówek, gdzieś w okalających źrenicę — błyszczącym piachu, zakrapianym krwią — znajduje się dusza podobna do jego. Ciągle mu ją pokazywała, ale nie pozwalała na swobodę. Była ukryta tak szczelnie, że żadne narzędzia nie byłyby w stanie zniszczyć wiążących zło łańcuchów. Rintarou był gotowy wykonać dla niej tę niedźwiedzią przysługę. Był gotowy je dla niej wypuścić; pokazać tej dziewczynie jego własną przecherę, jego szkaradne drugie odbicie, które zdominowało umysł i ciało; pokazać jak frywolnie sam diabeł porusza się po czarnych jak smoła źrenicach, tylko złudnie przypominających człowiecze; jak wiele radości z tego czerpie.
Była tak naiwnie słodka. Zdążył się przekonać, że będąc dość przekonywającym i wiarygodnym, ludzie, a nawet inne istoty są w stanie połknąć każdą historię, uznając ją za przepyszny kawałek prawdy. Z Inu sprawa się miała identycznie. Lgnęła do niego, mimo iż zamiast łakoci rozdawał cukierki naszpikowanie igłami. Nie zdawała sobie sprawy, że nawet najniewinniej wyglądająca osoba może mieć najczarniejsze serce. Zdumienie tym zjawiskiem nie wycofywało demona. Wręcz przeciwnie — podżegało do kolejnych nieczystych zagrań kształtujących się w jego głowie. A gdyby tak wykorzystać ją i zadbać jedynie o swoje dobro? Była młoda, plastyczna. Z pewnością ulepiłby z niej coś ciekawego.
Palec Rintarou zgiął się delikatnie w jej ustach, napierając tym samym na ostre siekacze. Uśmiech ciemnowłosego pogłębił się, a w oczach, które wciąż płonęły żywym ogniem, zagościł niewytłumaczalny spokój – jakby sam szatan zaczął nucić dziecięcą kołysankę.
— Masz rację. Są pewne wyjątki.
Odpowiedział na swoją przejawianą według niej dobroć. Umiejętnie skupiał na sobie uwagę. Wydawał się ciekawą mieszaniną niesfornego młodzieńca i mężczyzny. Chociaż życiowo doświadczony i — jak twierdził — zdolny o siebie zadbać, w jego prostych poglądach na życie, aby odnieść sukces, było coś interesująco niepoprawnego. I kiedy wydawał się chcieć coś dodać — gdy język musnął rozpalone podniebienie, a ciało poruszyło się na jej odpowiedź — dostrzegł gasnący blask w złotym zawziętym spojrzeniu. Ta matowość spowodowała, że zmrużył oczy, jakby starał się ją złapać, nim całkowicie zmiesza się z ziemią. Dopiero wtedy też zauważył jak nastroszony ogon, zaczął wolno opadać, finalnie kończąc gdzieś zwinięty na jego kolanach. Palce z tyłu głowy szatynki się poluźniły.
Wysunął palec spomiędzy jej zębów, przyglądając się przegranej sylwetce. Nisko zawieszona głowa pozwala długim pasmom włosów opadać luźno i okrywać twarz. Rintarou spoglądnął na swój nadgryziony palec.
— Powiedz mi, Inu. Ufasz mi? — zaczął po chwili namysłu. Poddane uważnej obserwacji palce złączyły się ze sobą i potarły, jakby trzymał między nimi drobinki piasku. Kiedy na nią spoglądnął, zaczął odwiązywać z przedramienia pobrudzony materiał okalający jego lewe przedramię. — Wspominałaś, że boisz się ciemności, ale właściwie nie ma w niej nic strasznego, kiedy oczy w końcu przywykną do mroku. Ale aby to się stało, potrzebne jest zaufanie i ktoś, kto zaprowadzi cię na drugą stronę zasłony. Nie mówiłbym ci tego, gdyby twoje życie od tej pory nie miało zależeć od poruszania się w ciemnościach. Więc jak? Chcesz się przekonać?
Jak można było się domyślić, nie czekał nawet na jej odpowiedź — dokładnie jakby już dawno podjął za nią decyzję. Zawiązał oba krańce trzymanego materiału z tyłu bujnej czupryny, tworząc na jej oczach ciemną przepaskę. Właśnie w tym momencie zjechała w miękką, mroczną nicość, która wyróżniała się jedynie zapachem krwi i dotykiem, przemieszczającym się w głąb ud. Nie minęło zbyt wiele czasu, nim Inu poczuła dziwną lekkość, jakby jej ciało płynęło, podtrzymywane jedynie na tej jednej niewielkiej sile ulokowanej poniżej bioder.
— Twoja samokontrola jest godna pochwały. Jak to robisz?
Kroki Rintarou deptały wysokie trawy i odrzucały w bok pomniejsze krzewy zaczepiające się o jego szatę. Ich gałęzie przypominały wyciągnięte sękate paluchy trupów, które w ostatniej desperacji, pragnęły powstrzymać go przed tym, co dla niej szykował. Demon nie zatrzymywał się jednak. Szkarłatne pobudzone spojrzenie iskrzyło jak podpalone ognisko, niecierpliwe, tęskniące za obrazem dzieła, którego dokonał. Znaleźli się przy nim już chwilę później. Przez prowokacyjny śmiertelny aromat niemal zakręciło mu się w głowie. Rzucił krótkie spojrzenie na przewiązane oblicze Inu i uśmiechnął się zawadiacko, wychodząc z zagajnika, prosto na znaną już granicę lasu; na zabarwioną krwią polanę. Prosto do leżącego na wznak człowieka.
Przyjrzał się ciału z niemałym zadowoleniem, otaksowując z uwagą szeroką szramę rozciągającą się tuż pod gardłem — ubranie, jak i dolna część ciała dewianta była zalaną posoką. Stopy Inu dotknęły ziemi.
— Usiądź.
Usadowi ją na trawie i przykucnął tuż obok — naprzeciwko zwłok — i siłą dłoni rozdarł ubranie na klatce piersiowej wieśniaka, niosąc czynnością trzask pękającego materiału. Kiedy przed oczami ujrzał nagą klatkę piersiową, przeprowadził chirurgiczne nacięcie od mostka aż po brzuch, powodując kolejny niekontrolowany wypływ krwi spod skóry. A kiedy już wepchnął dłoń do nęcącego zapachem wnętrza, wyrwał wątrobę i uniósł ją przed swoją twarzą. Oblizał zachłannie wargi i wygryzł kęs, tak mocno, że zgromadzona w organie ciecz polała się po dłoniach i podbródku, tworząc widok czystej masakry. Wraz z lejącą się w jego dłoni czerwienią zbliżył do Inu, podał jej surowy kawałek pod usta, barwiąc delikatnie wargi na kolor wiśni. Przykładał i oddalał kęs, jakby miał ją sprowokować do gwałtownej akcji. W końcu uznał to za wystarczająco zabawne i odpuścił. Jego ręka znieruchomiała.
— Otwórz usta.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Czuła się również okropnie żałośnie. Porywczy temperament aż rwał się do zderzenia ze spojrzeniem górującego nad nią demona, podejmując nierówną walkę, nawet jeśli przegrana oznaczałaby karę. Całą sobą pragnęła podnieść butny wzrok, odpowiedzieć szkarłatem na szkarłat. Nie mogła. Ciało kierowane instynktami wiedziało lepiej co zrobić, by przeżyć. Gwałtowny impuls zmusił ją do ugięcia karku i odebrał panowanie nad drobną sylwetką, znieruchomiała więc w uległej, skulonej pozie, z nisko opuszczoną głową; długie kosmyki o przyjemnym dla oka jasnym odcieniu brązu przesypały się, opadając na trójkątną twarz. Gdyby nie ta swoista zasłona z włosów, bez wątpienia zauważyłby zaciśniętą szczękę oraz ciskające pioruny ślepia, kiedy przez okrągłą minutę Inu próbowała stłumić narastającą frustrację. Nieświadomie jej pomógł, wyrywając z plątaniny niebezpiecznych emocji tym z pozoru trywialnym pytaniem.
Powiedz mi, Inu. Ufasz mi?
Czuła się też przerażająco bezsilna. Chociaż obecność ciemnowłosego wywierała na niej niewytłumaczalny, kojący wpływ, nijak się to miało do zaufania. Gdyby mu ufała, nie próbowałaby wcześniej uciekać, nie spięłaby się także w reakcji na te słowa tak, jak to uczyniła. Pasma śnieżnobiałej sierści porastającej ogon lekko się nastroszyły, jednak poza nagłą sztywnością i napuszoną kitą nie zareagowała w żaden znaczący sposób, gdy nie czekając na odpowiedź, wiązał kawałek materiału na wysokości jej oczu. Opuściła powieki, nie widząc najmniejszego sensu we wpatrywaniu się w ciemną tkaninę, dokładnie tak samo jak nie widziała go w stawianiu oporu w tym konkretnym momencie. Jeżeli miała się sprzeciwić, potrzebowała skumulować nieco więcej energii.
Zadrżała. Dotyk i muskające nozdrza aromaty smakowały zupełnie inaczej, kiedy odsunięto od niej zmysł wzroku. Znacznie intensywniej. Nie zdążyła zdusić cichego pomruku zadowolenia, gdy dłonie Rintarou przesunęły się w górę jej ud, zmieniając pierwotne położenie. Mocniej wczepiła się w niosącego ją mężczyznę. Był teraz jedynym punktem zaczepienia w ogarniających szatynkę ciemnościach. Czuła jego ciepło, rytmiczne bicie serca, każdy jeden oddech. Przez niezwykle dłużące się minuty właśnie on oraz odurzający zapach posoki zmieszany z korzennymi nutami były centrum jej świata.
Twoja samokontrola jest godna pochwały. Jak to robisz?
Pomalowane szlachetnym rubinem usta lekko się rozchyliły, jednak dziewczyna nie odnajdując wartej tego pytania odpowiedzi, po prostu je zamknęła. Rzeczywiście, nie miała pojęcia jak to robiła. Ba, nie wiedziała nawet, że było w jej samokontroli coś wyjątkowego. Głupim odruchem oblizała umazaną krwią dolną wargę, metaliczny posmak dreszczem rozszedł się po całym ciele i wyrwał z gardła cichutkie, tęskne westchnienie. Nie zdążyła ukryć tej ulotnej chwili przyjemności spowodowanej smakiem karminu. Skarciła się w myślach za nieuwagę.
Jakże była rozczarowana, kiedy spróbował ją postawić. W pierwszej chwili mocno wczepiła palce w szatę okrywającą jego plecy. Nie miała pojęcia, czy na znak protestu powinna zapiszczeć, czy może ostrzegawczo warknąć, także wydała z siebie bliżej nieokreślony odgłos. Skrzywiła się w reakcji na ten dźwięk. Nie, nie tak to sobie wyobrażała. Podjęła drugą próbę, lecz skupiona na wyraźnym zawarczeniu, nieświadomie wypuściła ściskany w pięściach materiał; nim się obejrzała, stała na ziemi. Poirytowana i zagubiona w wielkim, oblepionym czernią świecie, przez moment nie wiedziała co ze sobą począć. Długa, psia kita zafalowała w powietrzu, kilka razy przecinając je ze świstem, jak u zdenerwowanego kundla.
Nie walczyła, gdy wymusił na niej siad. Zmianę pozycji przyjęła z nieskrywaną ulgą - nie miała siły dłużej stać. Powoli wciągnęła powietrze przez usta, chcąc tym sposobem zminimalizować ilość bombardujących zmysł węchu zapachów. Chociaż woń krwi doprowadzała do szaleństwa, odgłosy rozcinanego mięsa, i chlupot przelewającej się krwi odbiły się na częściowo przesłoniętym obliczu zniesmaczeniem.
Wyciągnęła zdrową rękę ku poruszającej się przed jej ustami dłoni, jakby chciała sięgnąć po apetyczny kęs. Wierzchem odtrąciła trzymany podarek, wyżej unosząc głowę i odsuwając twarz od nadgryzionego organu.
- Nie chcę. - Skłamała, czując jak wnętrzności wykręcają się boleśnie. Nie miała siły walczyć z głodem, po prawdzie nie miała nawet energii aby się poruszyć. W finalnym zrywie buntu odchyliła się gwałtownie do tyłu. Tak, była zbyt zmęczona żeby to dobrze przemyśleć, a umysł przyćmiony palącym pragnieniem nie pomagał w logicznym rozumowaniu. W efekcie poleciała bezwładnie do tyłu, lądując plecami na mokrej trawie. Bynajmniej nie zamierzała się poddać, racząc Rintarou śmiesznie żałosnym spektaklem.
Mogła zdjąć przepaskę z oczu? Mogła.
Mogła wstać? Mogła.
Ale nie, ona tylko wolno przetoczyła się na brzuch, jakby chciała popełznąć przed siebie, jednak obdarta z resztek sił i motywacji zastygła w bezruchu. Palce wyciągniętych przed siebie rąk wczepily się we wrzecionowate liście traw, z gardła zaś umknęło niezbyt głośne, umęczone sapnięcie.
#9b5e64
I choć walczyła i wierzgała, ta niewiarygodna niemoc wciąż więziła dziewczynę w ciasnym uścisku — nie wyglądała, jakby miała w niej odnaleźć poplecznika; wyglądała, jakby miała pomóc jej poskracać zmysły. Stała się dzika. Szalona. Łapała się źdźbeł trawy, jakby te były wyżłobionymi w kamiennej ścianie filarami, dzięki którym w końcu wdrapie się na powierzchnie i zasmakuje świeżego powietrza. Może nawet odsłoni bezpiecznie oczy i okaże się, że od dłuższego czasu wisi nad nią pełne słońce, że znajduje się tu całkiem sama. Bez leżącego obok rozprutego trupa, bez zapachu wyniszczającego zdrowy rozsądek, bez podkulonego ogona. Bez diabła, cieszącego się z jej nieporadności.
To było drugie umknięcie. Drugie w ciągu godziny. Drugie zakończone fiaskiem. Powtarzała, że mu ufa, zapierała się, że to nie w nim tkwi problem, ale demon wiedział swoje. Dziewczyna za wszelką cenę próbowała porównać go do oryginalnego obrazu, w palcach uparcie zaciskając malowidła ulicznego oszusta. Uciekając od prawdy, uciekała również od niego. Nie mogła przecież akceptować wybryków osoby, które w głębi duszy potępiała. Brzydząc się tym, co robił, brzydziła się również nim. Nieświadomie go idealizowała, tylko po co? Aby móc to wszystko przetrwać? Aby móc dostrzec w tym gęstym mroku jakiś mętny blask tego, co bezpowrotnie utraciła? Był jej nadzieją o brzydkich manierach. Błędem obsypywanym złotem, jakby bogactwo miało zakryć jego paskudne wnętrze. Nie przeszkadzało mu to. Zamiast czuć rozdrażnienie, czuł potęgujące rozbawienie. Pomimo powierzchownego zaufania, jakim otaczała długowłosego mężczyznę, wciąż toczyła ze sobą walkę, a jej rezultat, leżał właśnie wyłożony na brzuchu z żałosnym, marnym skutkiem. Rintarou nie zareagował od razu. Kiedy dziewczyna nieporadnie opadła z sił, nie pozostało mu nic, jak tylko się temu przypatrywać. Wpatrywał się w nią jak ktoś, kto próbuje przeliczać w pamięci skalę Fahrenheita na Celsjusza, podczas gdy jego dom powoli niknie w płomieniach. Inu wykonała wszystko, co człowiek powinien wykonać w chwili niesłychanego szoku i buntu (w końcu naoglądał się reakcji swoich ofiar). Zaparła się, dwukrotnie obróciła z niesmakiem splamione krwią usta, upadła na ziemię, jakby ktoś miał zawlec ją do najciemniejszej celi i wychłostać w ramach kary, a nawet wydawała z siebie stęknięcia, które dla uszu Rintarou były najpiękniejszą melodią: „Nie chcę”.
Chciała, ale nie zdawała sobie z tego jeszcze sprawy. Wyłożona na ziemi, kontrastowała ze smolistą nocną łąką. Zadarty materiał odzienia — którego nie szło nawet nazwać szatą — odsłaniał pergaminowe nogi za wszelką cenę starające się pełznąć po mokrym od deszczu podłożu. Rintarou uśmiechnął się, przysuwając do swoich warg wyrwany organ. Wgryzł się w pełen krwi kawałek, niczym w miękką brzoskwinię; soki pociekły mu po obu stronach kącików, mieszając się z zebraną na twarzy wilgocią. Okrągłe, nabrzmiałe krople tej mieszaniny skraplały się u podbródka.
— Nie chcesz? — zapytał, nie potrafiąc powstrzymać drgających kącików ust. Ton jednak miał niewinny. Słuchając go, nie miało się świadomości, że tak naprawdę napawa się wolno umykającą ofiarą, czerpiąc z tego niesłychaną psotliwą radość. Kolejny kęs. — Upolowałem to specjalnie dla ciebie. To rozczarowujące.
Uśmiechnął się szerzej, dając jej jeszcze chwilę. Mówi się, że gdy tylko ktoś zbuduje mur, ktoś inny zaraz chce wiedzieć, co jest po jego drugiej stronie. Rintarou nie chciał tego wiedzieć, chciał się po tej drugiej stronie znaleźć. Pomimo powierzchownego buntowniczego nastawienia dziewczyny, wyczuwał emanującą od niej uległość. Zwłaszcza względem jego osoby. Tylko głupi, by tego nie wykorzystał, a ktoś pokroju Rintarou już kształtował w swojej głowie plan — na myśl o nim czuł się coraz bardziej podekscytowany. Znów ogarnęło go to dziwne uczucie zniecierpliwienia, podobne do tego, które obezwładniło go, gdy w końcu ją dogonił. Teraz nie musiał jej gonić. Mógł leniwie się do niej zbliżać, a ona niczym ranne zwierze, mogła jedynie leżeć i prosić, aby ją zostawił i tego nie robił; aby do niczego jej nie zmuszał. Zamiast wstać i zwyczajnie do niej podejść, poruszył się w kierunku jej ciała na czworakach (w końcu wciąż znajdowała się blisko). Długa, wilgotna szata w dużej mierze ograniczała ruchy. Inu mogła usłyszeć, szelest poruszającego się w trawie materiału, odczuć łaskoczące poły na odkrytych łydkach i ciepło, które niespodziewanie zawisło nad karkiem, kierując uczucie w stronę małżowiny usznej, osłoniętej tylko paroma czekoladowymi pasmami włosów.
— Naprawdę mnie okłamałaś, mówiąc, że mi ufasz? — Bez zająknięcia dopowiadał swoją wersję, pewny, że w jakimś stopniu mu zaufała — w końcu pozwoliła się nieść i z idiotycznego, niezrozumiałego powodu go nie zostawiała. Ton łechtający skórę był podżarty dobrze manipulowanym rozczarowaniem. — Po tym, jak ci pomogłem?
Smukłe palce zacisnęły się na wystającym spod ubrań ramieniu, barwiąc już i tak pobrudzoną błotem i krwią skórę. Wcale nie tak mocny uścisk przewrócił ją na plecy, pozwalając mu tryumfować nad widokiem bladej cery pozbawionej spojrzenia. Pojedyncze kosmyki włosów przyklejały się do jej mokrych policzków, a Rintarou chłoną ten widok z chytrym zamiarem — chęcią wręcz — zmuszenia jej do zjedzenia tego, przed czym tak się wzbraniała. Nie przejmował się tym jakie skutki poniesie za sobą ta decyzja, w końcu nowonarodzony demon był mu całkowicie obojętny. Dał mu chwilową rozrywkę tej burzliwej nocy i jeśli ich drogi splotły się tylko po to, aby miał jedynie zabawić się jej kosztem, nie czuł w tym niczego złego. Chyba właśnie dlatego bez skrupułów sięgnął do tych poplątanych pasem i odsunął je na bok, tworząc długie czerwone pręgi na pudrowej cerze. Dotyk był miękki, ale zimny niczym zamrożony kamień.
Nie odzywał się, wyraźnie podkręcając rodzącą w jej głowie wyobraźnie. O czymkolwiek myślała, nie mogła podejrzewać, że wpatruje się w nią szkarłatnym wzrokiem; że knuje plan, by zmanipulować ją jeszcze odrobinę; że pragnie wytworzyć jeszcze większe złudne bezpieczeństwo, jakie mogła już przy nim odczuwać. Nie mogła o tym wiedzieć, ale mogła usłyszeć miękkie chrupnięcie. Coś mokrego kapnęło na jej klatę piersiową. Dopiero po tym dźwięku, wiatr wprawił w ruch przydługawe pasma wiszących nad nią obcych włosów. Załaskotały oba lica, poruszając się podstępnie, dążąc do finału — rozlewającej się na ustach słodyczy, jakby wylano w tej przestrzeni wrzątek. Wilgotna miękkość nabrała fizyczności, gdy podstępnie, ale zdawkowo zmuszała skórę do ustępliwości.
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
- Ro-rozczarowujące? - Obezwładniające dziewczynę zmieszanie odbiło się w słabym głosie, rozedrgane nuty zdradziły trzymające ją w bezlitosnym uścisku zagubienie, tak silnie, że brakowało tchu. Płuca paliły żywym ogniem, ściśnięte głodem organy wykręcały się boleśnie. Nie miała siły dalej walczyć, nie miała jej nawet wystarczająco dużo, by zrozumieć dlaczego znalazła się w takiej, a nie innej sytuacji. Co zrobiła nie tak? Czy w ogóle mogła zrobić cokolwiek, żeby ten deszczowy wieczór potoczył się odmiennymi torami? Co ważniejsze, czy na pewno chciała, by było inaczej - zwłaszcza teraz, kiedy poczuła ciepło zawieszonej nad sobą sylwetki? Strach już dawno wyparował, odszedł z ostatnimi podrygami buntu, zostawiając dziwną, nieprzyjemną pustkę. Jeszcze dalej, poza granicami przepastnej nicości tliło się coś nowego, dotychczas obcego. Jakaś jej cząstka chciała wyciągnąć ku temu ręce, pochwycić nieznane, przyczajone uczucie. Nie wiedziała, że owo wkrótce wtargnie do jej świata, niezależnie od tego, czy zostanie zaproszone. Skosztowała jego przedsmaku wcześniej tej nocy, lecz wciąż nie potrafiła go nazwać; lawirowało dookoła zwodząc i okłamując, ale nie dając się usidlić. Mamiło, by finalnie złapać ją we własne, stalowe wnyki. Miała już nigdy się z nich nie wyswobodzić.
Zadrżała, gdy wypuszczone ze słowami powietrze lubieżnie liznęło kark i zawędrowało w okolice ucha; mimowolnie odchyliła głowę jakby liczyła na więcej. Była tak cudownie uległa, pozwalając mu się prowadzić tą wyboistą drogą. Tańczyła dokładnie tak, jak jej zagrał - a jak wiadomo, diabeł nigdy nie grał fair. Chwytała się wszystkiego co oferował, jakby miało utrzymać ją na powierzchni, ślepa na fakt, że właśnie to ciągnęło ją w dół, na samo najczarniejsze dno. Tam, skąd nie było powrotu, o tym jednak miała się dopiero przekonać. Potrzebowała paru sekund, aby zrozumieć sens wypowiedzi Rintarou i oszczerstwa jakie ze sobą niosła. Kłamstwo wszakże było ostatnim, o co mógłby ją posądzać. Głupiutka, ewidentnie nie doszukała się w tym niewinnym przedstawieniu żadnego podstępu. Może była zbyt zmęczona, rozkojarzona, albo po prostu wybitnie naiwna. Nie, żeby te trzy rzeczy się wykluczały.
- Okłamałam?! - Zapiszczała, najwyraźniej nie godząc się z szybkim, bezlitosnym osądem. - Ja? W-wcale nieprawda! Ja nie-… - Ledwie uwolniony potok wyrazów przerwała nagła zmiana pozycji, plecy przywarły do zwilgotniałej, kąsającej chłodem ziemi. Inu szeroko otworzyła przesłonięte ciemną tkaniną oczęta i spojrzała w rozciągający się przed nią mrok. Sunący po policzku dotyk zupełnie zbił ją z pantałyku, pozbawił rozchylone usta słów, które miały spomiędzy nich wypłynąć. Złotooka nieświadomie zaszurała ogonem po mokrym gruncie, rozgarniając zalegające na nim liście oraz pomniejsze gałązki. Porcelanowe oblicze spąsowiało. - N-nie jesteś t-trochę z-za blisko? - Jęknęła żałośnie. Nie przyznałaby nawet sama przed sobą, jakie niezdrowe podekscytowanie zaczynała odczuwać w tym momencie. Każda komórka wibrowała pobudzeniem, choć nowonarodzona nie zdawała sobie sprawy, że odruchy jej ciała są jak otwarta księga, której stronice zapisano w nieznanym dla niej języku. Na każdy dotyk reagowała istotnie tak, jak mógłby się spodziewać, bez sprzeciwu poddając każdej pieszczocie. Mimo woli odpowiadała na byle gest, nazbyt zajęta pławieniem w rozkosznych doświadczeniach, by podejrzewać skrzętnie zaplanowany spisek przeciwko jej moralności.
Zastygła w kamiennym bezruchu, jak pod zabójczym spojrzeniem mitycznej meduzy, kiedy słodki nektar zalał rozwarte wargi karminem. Krew przyjemnie musnęła podniebienie, załaskotała kubeczki smakowe; jej nadmiar wyciekł kącikami ust brudząc żuchwę w finezyjne wzory. Inu wahała się parę sekund, przetrzymując ciecz w ustach, aż wreszcie przełknęła, w końcu nie dano jej innej możliwości. Ogarnęło ją zabarwione złudnym spokojem, kojące ból ciepło. Rozluźniła się, ostrożnie rozkoszując tym doznaniem (tudzież doznaniami). Zdrowa ręka sięgnęła połów smolistej szaty, palce odnalazłszy tkaninę zacisnęły się na niej. Chwyt był subtelny, acz sugestywny. Zamierzała niespiesznie delektować się chwilą, smakować nieznanych dotychczas wrażeń. Tonęła w braku zahamowań tak, jak złoto tęczówek zatonęło w głębokim szkarłacie przesłoniętym opaską. Chociaż nie widział lśniących rubinowo ślepi, sukces jaki osiągnął był wręcz namacalny - przytrzymywał go przy sobie, ni to pomrukując, ni powarkując ostrzegawczo. Ugryzłaby go, gdyby teraz spróbował za bardzo się odsunąć.
#9b5e64
I choć kłopoczący ton Inu bez ustanku brzęczał w uszach, trudno było mu brać go w tej chwili na poważnie. Jedyne, na czym aktualnie się skupiał to na dokończeniu dzieła, gdy już odważnie pochwycił pędzel w palce. Krew przelewała się z ust do ust — umiejętności herszta okazały się nieco niechlujne. Szkarłat przetaczał się z kącików warg i ginął gdzieś w czekoladowych kosmykach, pozostawiając na jasnej cerze wyblakłe malinowe pasma, którymi poruszały się gęste krople. Niewinny gest i głupia śmiała myśl przeistoczyły się w coś, nad czym zaczynał tracić kontrolę. Kiedy uparcie karmił znajde swoją zdobyczą, starając się napełnić wnętrze uprzednio wyrwanym kawałkiem mięsa, poczuł, że leżące pod nim ciało przestało walczyć. Poddało się. Drgnął, czując w ustach rozpalający smak krwi. Ten ruch nie był czymś, na co liczył. Liczył na wiele rzeczy, ale w tych okolicznościach akurat ten, wydawał się mu być wyrwany ze snu; taki który zaraz zapomni, gdy zdecyduje uszczypnąć się w dłoń. Palce w przypływie ekstytacji wbiły się w wilgotną ziemię tuż przy jej głowie; ciało opadło o parę centymetrów niżej. Mimo iż sam błądził gdzieś na granicy jawy, to niespodziewane odczucie wyrwało go jak przeraźliwy dźwięk gongu. Wolno uchylił powieki, a paskudny szkarłat ślepi wypełzł spod bladej skóry jak podstępny wąż. Kiedy język zahaczył nierozmyślnie o górną wargę rozsuniętych ust, oprzytomniał. Silne szarpnięcie, które przyciągnęło go bliżej, spowodowało, że obiegły go skurcze mięśni. Miał ochotę się zaśmiać, ale leżąca pod nim dziewczyna, była niczym balast. Spijała z niego darowany pokarm, pragnąc więcej. Czy przedarł się przez wysokie trawy i sięgnął wiszącego, migającego punktu w ciemnościach?
Chciał się odsunąć, jednak został powstrzymany. Gdy tylko odchylił głowę, ostre zęby trąciły ostrzegawczo skórę. Rintarou zmarszczył brwi, wypuszczając spod warg krótkie westchnięcie. Toksyczny szkarłat ślepi lustrował dziewczynę z ukrywaną obawą — dokładnie jakby miała zaraz przemienić się w niebezpiecznego stwora o krwiożerczych szczękach. Zadrżał, gdy z jej gardła wydobył się pierwszy groźny warkot. Wraz z tą reakcją poruszyły się w wibrację ramiona — zaczął się cicho śmiać, próbując dyskretnie wyswobodzić się z jej uścisku. W efekcie pochwycił szatynkę za zaciskane na czarnych szatach palce; drugą musnął oba policzki, odchylając głowę. Jasna, blada szyja rozciągnęła się kusząco przed jego wzorkiem, jednak nie była idealna. Ślad — niczym blizna — odznaczający się na poziomie krtani był na tyle intrygujący, że Rintarou zapatrzył się na niego, jak gdyby napotkał na swojej drodze coś wyjątkowo cennego i niespotykanego. Przekrzywił łeb i uniósł spojrzenie na kobiece oblicze.
— I jak? Kłamałem?
Czując jak dłoń Inu wciąż wpija się w materiał ubrań, znów zaśmiał się dźwięcznie. Czyżby zbyt nerwowo?
— Nie musisz mnie tak mocno trzymać. Nie odejdę. Tak jak mówiłem: jeśli mi zaufasz, nie odejdę. — Zawiesił głos na zbyt długą chwilę, trawiąc wypowiedziane kłamstwo. — Inu, chcesz zobaczyć sztuczkę?
- "Dramat Rintarou" - Matsumoto Takashi 2k22:
[...]Niewyobrażalne cierpienie.
Cierpienie Rina, to nauka z której wszyscy możemy się uczyć. Błędy, których możemy już nie popełniać, błędy, które już się nigdy nie powtórzą.
I to dzięki niemu.
Jego historii, jego cierpienie będzie dla nas inspiracją, latarnią morską na morzu ciemności
Każdy rozumie ból Rina i nikt nie będzie miał do niego żalu, gdy rzuci swoje cierpienie i gniew na innych.
By szukać ulżenia w swoim smutnym ale jak bardzo smutnym losie.
Jego silne ramiona, ćwiczył je przez wiele lat tylko po to aby uściskac Ichi, uścisnąć mu dłoń aby pogratulować. Jednak teraz? Teraz już nie może tego zrobić, jego siła będzie jedynie smutnym przypomnieniem o złych decyzjach na trybunach, tam, gdzie wszystko się zmieniło.
Jego krzyk od zawsze będzie przeszywać nasze dusze, smutek, który zdawał się mrozić najcieplejsze wspomnienia o najbliższych sługach, dobrych sługach.
Cierpienie Rina jest historią jakiej nie można zaprzeczyć, tu nie ma miejsca na fikcje, nie ma miejsca na fanów - Tylko przekaz i to co z niego wyciągniemy.
Dziękuje, mam nadzieje, że to pozwoli więcej demonom ujrzeć czym powinien być dla nich sługa.
Wszystko dzięki Rinowi i jego zbiorowi doświadczeń.
I pamiętniku Ichitaro, gdzie opisywał jak bardzo tęskni nad Rinem, jak bardzo pragnie ułamka jego uwagi oraz doceniania, jednego miłego słowa na dobranoc, snu, który mógł być rzeczywistością.
It's hard to establish much of a rapport there.
Nie możesz odpowiadać w tematach