Rezydencja rodu Kazama w Kioto
⠀⠀⠀⠀Wiadomość nadeszła wieczorem. Jak wicher wtargnęła do pomieszczenia niosąc ze sobą chłód zawarty w każdym napisanym słowie. Taszczyła ze sobą niepokój i mrok zimy, której drapieżne pazury wślizgnęły się wraz ze zmianą pogody do opustoszałej rezydencji.
⠀⠀⠀⠀Większość służby zdążyła już wyjechać. Pokaźnie zapakowany wóz ciągnęły przez wzgórza ponad Kioto silne wierzchowce i ani woźnica, ani towarzysząca mu obstawa nie mogli mieć pojęcia, że zostawili za sobą kłopoty. Najlepiej byłoby jednak, żeby nigdy się o tym nie wiedzieli.
⠀⠀⠀⠀Nawet teraz Karasawa potrafiła sobie wyobrazić beztroski uśmiech Kotarō, który prowadził swoich najlepszych ludzi w las, zmierzając bez zastanowienia do kolejnego miasta. Może prosto w pułapkę.
⠀⠀⠀⠀— Shion! — zawołała. — Przygotuj herbatę i naczynia dla... gości.
⠀⠀⠀⠀Drżące dłonie i niepewny głos zdradzały jej obawę. Mimo to do służki odezwała się ostrym tonem, takim, który nie zachęcał do zadawania pytań. W reakcji drobna kobieta zerwała się sprzed przesuwnych drzwi i potruchtała do kuchni. Jeżeli w jakiś sposób zamartwiła się o panią domu, to nie dała tego po sobie poznać.
⠀⠀⠀⠀Właśnie dlatego została w tyle, mimo że większość pracowników Kazamy odjechała nie dalej niż godzinę temu.
⠀⠀⠀⠀Wszystko było zaplanowane zbyt dokładnie, aby nazwać to przypadkiem. Moment, w którym przyjechał goniec i jego dziwne zachowanie. Skryty pod kapturem mężczyzna porzucił list i odjechał, zanim ktokolwiek zdołał go rozpoznać, albo chociażby dostrzec, w jakim kierunku zmierzał.
⠀⠀⠀⠀Kiedy na życzenie Yuu dostarczono list wprost do jej ręki, od razu rozpoznała pieczęć. Chłodne dreszcze zmroziły jej ciało. Wyrwała kartkę z ręki sługi i zabrała go ze sobą do małego pomieszczenia we wschodnim skrzydle domu. Tam, gdzie nikt nie będzie jej przeszkadzał.
⠀⠀⠀⠀Palce przesunęły się po wyraźnych krzywiznach fal, które tworzyły łagodny okrąg wokół właściwego symbolu. Normalnie nie przejęła by się oznaczeniem na liście, ale ten konkretny kamon odbił się w jej świadomości jako symbol wszystkiego, co powinna unikać.
⠀⠀⠀⠀Nie powinnam tego otwierać.
⠀⠀⠀⠀Mimo to odetchnęła cicho, wypuściła powietrze przez usta i przełamała pieczęć, rozwijając krótki rulon papieru. Czytała w ciszy, a w miarę przeczesywania treści znikał róż z jej policzków. A potem jeszcze raz i jeszcze raz.
⠀⠀⠀⠀Służąca przygotowała zastawę i dzbanek parującej wody. Spojrzała na panią domu, która bez słowa ściskała zwitek papieru w dłoniach i wyszła. Tak było najlepiej, im mniej osób będzie wiedzieć, tym lepiej.
⠀⠀⠀⠀— Shion... przypilnuj, żeby nikt nie zbliżał się do wschodniego skrzydła, dopóki goście nie odjadą — rozkazała cicho do kobiety, która kiwnęła głową i zniknęła.
⠀⠀⠀⠀I teraz pozostało jej tylko wyczekiwać przybycia zapowiedzianych w wiadomości gości. A jeżeli wierzyć słowom zawartym w zwoju, powinno to być już niebawem.
I'm running out of light
I'm running just to keep myself from bleeding out
Obok niego jechało jeszcze dwóch przedstawicieli policji z ramienia szogunatu, ale niższych mu rangą, dlatego zamierzał w pewnym momencie się ich pozbyć. Pod pretekstem posłać w innym kierunku w nadziei, że nie będą mieli odwagi się przeciwstawić. Miwa jak zwykle ochoczo parła do przodu, wszędzie tam, gdzie pokierowały ją lejce jeźdźca i wyrywała się w dal, zostawiając ociężałe, kasztanowe ogiery za plecami. Senki wykrzywił się paskudnie. Nie mógł dłużej udawać, że ta przewaga nie dostarczała mu powodów do radości.
W strugach deszczu, okryty płaszczem wyglądał jak złoczyńca. Rzadki zarost jak zwykle miał w nieładzie, choć przez blizny na policzkach i tak ciężko byłoby nadać mu sensowny kształt. Poza tym od pewnego czasu uśmiechał się jak wariat, co w połączeniu z wilczym spojrzeniem rzeczywiście uczyniło go nieco niebezpiecznym. Ominęli głównego drogi Kioto, żeby nie zwracać na siebie uwagi.
Zajechał pod bramę i zeskoczył z grzbietu Miwy. Pozostała dwójka została w tyle i Urasawa liczył, że może zgubią się w deszczu i nigdy nie trafią do celu. Nie czekał na nich i zwiniętą pięścią uderzył w drzwi.
— Otwierać! — ryknął. Lepiej dla podejrzanych, żeby nie testowali jego cierpliwości, póki jeszcze był miły.
Chcąc nie chcąc Miwe musiał zostawić przed wejściem. Została w rękach kogoś ze służby komu rzucił wymowne spojrzenie. "Jeżeli spadnie jej włosek z głowy, to rodzina będzie musiała cię zdrapywać z ziemi".
Zrzucił z głowy kaptur i rozejrzał się po pomieszczeniach. Brudne z błota buty zostawiały wyraźne ślady na matach, ale Sen uznał, że to nie jego problem. Nikt nie śmiał go zatrzymać, a ktoś z pracowników domu nawet wskazał drogę do osoby, z którą miała odbyć się "rozmowa".
Spojrzał na samotną kobietę. Metody policji nie miały być moralne, ale skuteczne, dlatego trzyosobowa grupa yoriki została wysłana do podejrzanych właśnie wtedy, gdy w Kioto pozostała jedynie bezbronna żona. Na pierwszy rzut oka nie zwracała na siebie uwagi. Była blada jak kreda, ale powodu takiego stanu rzeczy mógł się domyśleć.
— Urocza okolica. Wokół nie ma innych domów, więc nikt nie będzie nam przeszkadzać — zauważył, zwracając się ponad jej głową ochrypniętym głosem. Nie miał zamiaru się kłaniać, nawet jeżeli wymagało tego dobre wychowanie. Ciężkim krokiem podszedł bliżej, uderzył butem o podłogę, aż filiżanki z herbatą podskoczyły. — Widzę, że masz mój list. Więc nie ma sensu tego przedłużać. Nie lubię niepotrzebnie strzępić języka, więc liczę na twoją współpracę. — Ukląkł na jedno kolano i oparł się na ramieniu. Cień jego sylwetki padał prosto na Suiren, ale jeżeli strachem szybciej wyciągnie z niej to co chce, to nie ograniczy się do grzecznego "proszenia".
⠀⠀⠀⠀Rozpoczęło się męczące oczekiwanie, choć szczęśliwie dla niej niezbyt długie. Przymknęła powieki i niemal natychmiast je otworzyła. Z oddali dotarło do jej uszu trzaśnięcie drzwi, a potem stawiane ciężko kroki. Nikt w domu Kazama nie chadzał w taki sposób. Serce podeszło jej do gardła kiedy zobaczyła na tle przejścia sylwetkę obcego mężczyzny.
⠀⠀⠀⠀— Witam, jestem... — zaczęła cicho, ale yoriki najwyraźniej nie był zainteresowany jej słowami. Odezwał się znacznie głośniej, więc naturalnie stchórzyła. Opuściła powieki, obserwując go czujna jak królik otaczany przez wilka. Było z resztą w jego oczach coś takiego, co przypominało zdziczałego kundla.
⠀⠀⠀⠀Mimowolnie spojrzała czy mężczyzna ma ze sobą broń.
⠀⠀⠀⠀Wodziła wzrokiem po jego butach. To, że brudził tatami nie niepokoiło ją nawet w połowie tak mocno jak to, że nieznajomy nie chciał po prostu usiąść. A kiedy w końcu to zrobił, tym bardziej zacisnęła swoje dłonie. Papier pod palcami zmiął się mocniej.
⠀⠀⠀⠀— Przeczytałam go, to prawda... ale nie jestem pewna, czy wszystko dobrze rozumiem — zebrała w sobie odwagę, aby w końcu odpowiedzieć. Uniosła wzrok, ale nie wytrzymała długo bezpośredniego spojrzenia. Jasne oczy spoczęły więc na tarce z herbatą, która podskoczyła na jej oczach. — Proszę, niech pan usiądzie. — Drżąca dłonią wskazała na spodki z herbacianym proszkiem. Jako pani domu powinna usłużyć swojemu gościowi, chociaż on robił wszystko, by nie zasłużyć na takie przyjęcie.
⠀⠀⠀⠀Ale czy była zdziwiona? Nie, w ogóle. Kilka pierwszych linijek traktowało bowiem o tym, że wkrótce zostanie przesłuchana i powinna zostać na miejscu. Reszta listu brzmiała zadziwiająco personalnie, jakby nie pisał jej urzędnik z ramienia szoguna, ale ktoś, komu ród Kazama osobiście uraził. Na dole brakowało podpisu.
⠀⠀⠀⠀Karasawa uniosła w końcu oczy.
⠀⠀⠀⠀— Skąd mogę mieć pewność, że przybywa pan w imieniu władz? — zapytała najmocniejszym głosem, na jaki było ją w tym momencie stać. Czyli niezbyt doniosłym czy pewnym. Wystarczyło jednak, by wyrazić na głos swoją obawę. Nie mogła uwierzyć, że ktoś o wysokiej randzie zachowywałby się czy odzywał do niej w ten sposób. Rodziny samurajskie zasługiwały na szacunek, którego w tym momencie nie doświadczała.
⠀⠀⠀⠀Nagle naszła ją myśl, że być może jednak powinna kazać komuś czuwać? W razie czego nie miała nawet jak wezwać pomocy.
⠀⠀⠀⠀Drżąca dłoń opadła na udo, a palce wyczuły pod fałdami skóry mały nóż, który Kotarō wręczył jej kiedyś do samoobrony. Yuu miała jednak wielką nadzieję, że nie będzie musiała go tutaj wyciągać.
I'm running out of light
I'm running just to keep myself from bleeding out
Jego ekstrawagancja odnosiła skutki.
— Nie możesz mieć takiej pewności. Nawet gdybym obnosił się z pieczęcią szogunatu, to pomyślałabyś, że mogłem go komuś ukraść — stwierdził z satysfakcją, zatrzymując się na moment by to powiedzieć. Uśmiechał się bez cna radości, jak drapieżnik bliski pochwycenia swojej ofiary. Popełniła błąd zadając mu to pytanie. — Twoje nazwisko to Karasawa, ale dom należy do twojego męża — przedstawił jej znane sobie fakty. Nie oczekiwał potwierdzenia, bo go nie potrzebował. Wiedział, że to co mówi jest prawdą. A dopiero zaczął wyrzucać z siebie informacje. — Spodziewałaś się takiej wizyty. W innym wypadku po co pozbywać się służby? Czyżbyś nie chciała, żeby się o czymś dowiedzieli?
Gdyby tylko było tu na czym zawiesić wzrok. Ale nie było. Pomieszczenie zostało celowo wysprzątane, zapewne po to, aby nie mógł znaleźć niczego podejrzanego. Z tego powodu mógł patrzeć tylko w jej kierunku i widział, że podejrzana czuje się niekomfortowo. Może na powyższe słowa zareaguje jeszcze wyraźniej. To wiele by ułatwiało, gdyby dała coś po sobie poznać. Wystarczył moment, kiedy spojrzała na naczynia do herbaty, aby wywołać w nim irytację.
— To nie będzie potrzebne — uświadomił ją swoim przesadnie słodkim głosem i bez ostrzeżenia kopnął w tackę z naczyniami, aż wszystko wystrzeliło w powietrze i rozsypało się na boku. Wrzątek chlupnął w górę i rozlał się na podłodze, a porcelanowy zestaw roztrzaskał się wdzięcznie na drobne kawałeczki. Może teraz wzrok Suiren nie będzie taki rozbiegany. — A może sądziłaś, że weźmiesz sprawy w swoje ręce i jakoś to wszystko załatwisz? Co było w naczyniach? Może trucizna?
Dotychczas nie wpadł na taki trop i myśl przyszła mu kiedy już wszystko co wartościowe zostało zniszczone. Jeżeli herbata była zatruta, to przynajmniej pozbył się jednego marnego zagrożenia, ale jego wyczyn miał przede wszystkim wywołać w niej jeszcze mocniejszy strach. Niech to będzie jedyna rzecz, o której zacznie myśleć. Była sam na sam z uzbrojonym facetem, choć Sen nawet bez broni mógłby połamać jej ręce i nogi bez większego wysiłku. Nie zniósłby tylko zwierzęcego płaczu, który kojarzył jej się z kobietami, przyczajonymi do wygód żonami samurajów. Tylko dlatego irytację wyładował na przedmiotach, a nie na niej. Czubek buta rozminął się z jej kolanami o kilka centymetrów.
— Co takiego znalazłbym, gdyby zachciało mi się dokładnie przeszukać ten dom? — podjął zniecierpliwiony. Jeżeli "grzeczne" prośby nie przyniosły rezultatu, to nadszedł czas na powolne wysuwanie oskarżeń. Ponownie ukucnął przed nią, tym razem opierając łokcie na obu kolanach. Głowa spoczęła na rękach, a oczy wgapiały się na jej twarz, prawie bez mrugania. — Nielegalną broń? Trucizny? A może tajemne listy do wrogów szogunatu?
⠀⠀⠀⠀— Wystarczyło powiedzieć nie — sfrustrowana Yuu zabrała ostrożnie głos. Jeszcze nie nadszedł czas, aby poddać się tak oczywistym groźbom.
⠀⠀⠀⠀Może w oczach Senki była wyłącznie kobietą, żoną pana tego domu, ale ona od wielu lat ryzykowała już w taki czy inny sposób. Od dawna wiedziała, że kiedyś wreszcie nadejdzie taki moment, gdy ktoś spróbuje wpłynąć na nią brutalną siłą, wydrzeć z niej informacje, dotrzeć do Kazamów poprzez najsłabsze ogniwo.
⠀⠀⠀⠀Ale to nie ona nim była.
⠀⠀⠀⠀Zacisnęła palce na nożu. Wyraźnie czuła pod palcami jego kształt, perłową rękojeść i małe ostrze. Najważniejsze było zaskoczenie, bo przecież z pomocą tak marnego narzędzie nie mogła zrobić mu faktycznej krzywdy.
⠀⠀⠀⠀— Nie znam się na truciznach. Nawet gdybym chciała pana otruć, zapewne sama uczyniłabym sobie przy tym jakąś krzywdę... nie powiedziałam przecież, że nie będę odpowiadać, ale nie dam się tak traktować we własnym domu! — prychnęła, nawet kiedy jego twarz znalazła się nieco ponad jej własną. Na pierwszy rzut oka był od niej znacznie wyższy, a przy tym masywniejszy. Widziała jak podpiera się na łokciach, a pod skórą tańczą mięśnie. Kliknęła językiem. — Proszę bardzo, dom jest do pana dyspozycji... nie ma tu nic wartego uwagi, ponieważ doszło do jakiejś pomyłki. Z rodziny Kazama zdjęto już oskarżenia narzucone przez poprzedniego szoguna. Nie rozumiem, dlaczego nadal próbujecie nas zastraszać.
⠀⠀⠀⠀W jednym mężczyzna miał rację. Pozbyła się służby, ponieważ nie chciała aby ktokolwiek usłyszał o czym rozmawiali. Plotki rozprzestrzeniały się szybciej od zarazy, a Kotaro bardzo mocno dbało o to, aby pracownicy nie zagłębiali się zanadto w historię klanu. I tak musieli zmieniać ich dużo częściej, niż wszystkie inne rody.
⠀⠀⠀⠀Tylko, że teraz nikt nie przybędzie jej na pomoc, jeżeli jego groźby zamienią się w pokaz siły.
⠀⠀⠀⠀Co zrobi, jeżeli yoriki rzeczywiście postanowi wydusić z niej zeznania?
⠀⠀⠀⠀— Wiem do jakiego klanu należy pieczęć na liście. Na pewno jednak nie jest to znak szogunatu Tokugawa. A więc o co chodzi? Czy przychodzi pan tutaj prywatnie? I w jakim niby celu? — zmierzyła go ostrym wzrokiem. Tym razem nie odpuściła, nie obniżyła podbródka dając mu satysfakcję z wygranej. Dzięki temu mogła przyjrzeć się lepiej jego obliczu, pustemu spojrzeniu, które w jakiś sposób nadal dociskało ją do posadzki. Przypominał raczej zbira, niżeli strażnika bezpieczeństwa.
⠀⠀⠀⠀A poza tym... te rysy. W połączeniu ze wzorem fal układających się w jego kamon mogła stwierdzić z kim ma do czynienia.
⠀⠀⠀⠀— Myślałam, że klan Urasawa dostał już nauczkę, aby nie szturchać niedźwiedzia. Owszem, pochodzę z rodziny Karasawa, ale teraz jestem pod opieką rodu mojego męża i wszystkich innych, z którymi łączą nas sojusze. Jeżeli nie zmieni pan swojego zachowania, to będę musiała poruszyć ten temat na kolejnym zebraniu — mówiła chłodno, choć na usta cisnął jej się cień satysfakcji. Czy teraz zobaczy na jego twarzy niepewność? A może trafiła na taki rodzaj szaleństwa, który w nosie miał relacje między klanami?
I'm running out of light
I'm running just to keep myself from bleeding out
— Własny dom? A więc tak łatwo jest zapomnieć do kogo kiedyś należał? — Senki wykrzywił szczękę w podłym uśmiechu. — Powinienem cię po nim oprowadzić, aby zaświtało? — Wyciągnął rękę na bok. Tam było przejście do kolejnego pokoju, a za nim stał jeszcze jeden. Znał doskonale cały rozkład pomieszczeń. Nawet po zmianach czuł ukłucie nostalgii.
Skoro towarzysze na powolnych koniach faktycznie gdzieś się zapodziali to nie miał zamiaru dłużej udawać, że sprawa miała oficjalny charakter. Dał to po sobie poznać w momencie ochrypłego śmiechu. Jak słusznie zauważyła, pieczęć na liście należała do jego rodziny. Przedstawiała falę, której znaczenia łatwo było się domyśleć, jeżeli znało się brzmienie nazwiska. Może jednak w głowie tych szui pozostało jakieś wspomnienie. Dał jej moment na połączenie faktów. Już zaświtało? Nie spodziewał się zobaczyć błysku olśnienia w spojrzeniu tej kobiety, która dotychczas raczej się przed nim kuliła. Próbowała być agresywna w słowach, ale Sen nawet nie drgnął. Starania poszły na marne.
— Więc podziękuj mężulkowi, że wciągnął cię w to bagno — warknął z satysfakcją. Silna dłoń złapała za jej kołnierz i kiedy Urasawa wstał, pociągnął ją do góry za sobą. Uścisk był żelazny, nie sposób było się z niego wyślizgnąć. Nie robiło na nim wrażenia to co mówiła, a czy popisze się w jakiś sposób, gdy posunął się do przełamania bariery strefy osobistej? Yoriki nie wierzył w taki wymysł, jak prywatność. Miał być skuteczny, a nie miły w obyciu. — A teraz, gdzie on się może podziewać? Zostawiłby za sobą coś tak "cennego"? A może tobą także się bawi? Hah! Klan zawszawionych mend bawiący się w rodzinkę. Mdli mnie na samą myśl.
Nie uniósł jej ponad ziemię, a zamiast tego pchnął kobietę do tyłu, szurając jej stopami po podłodze, jeżeli nie zdążyła sama się wycofać. Ściany były lekkie, załamią się pod naporem siły, ale mógł chociaż udawać. No i wiedział, gdzie znajdowała się rzeczywista konstrukcja. Znał ten dom na pamięć, co nie? Był takim samym gospodarzem, w jakiego ona próbowała się zabawiać. Może zastawa też należała do jego przodków? Wyglądała na taką, jakie kolekcjonowała jego babka. Je wszystkie również pewnego dnia rozwalił w drobny mak.
— Oh, dalej. Naskarż na mnie do swojej rodzinki. Ale wydawało mi się, że wiesz kim jestem. Teraz przychodzę tu jako Urasawa, ale jeżeli twoja zapchlona gnida odważy się wysunąć oskarżenia na policję, to jak myślisz, komu uwierzy urząd? Zdrajcom muszącym żyć w brudnej norze, czy mnie? — Nachylił się ku niej, żeby wysyczane słowa zostały dobrze zrozumiane. Nie miała innego wyjścia, tylko grzecznie słuchać się wilka. Taka byłą rola królików. — Więc może jednak porozmawiamy po mojemu? — Szarpnięciem za ubranie naparł na jej gardło. To było ostrzeżenie. Potem pchnął ją w tył i puścił.
⠀⠀⠀⠀Ale czy Kazama zdolni byliby do siłowego przejęcia czyjejś rezydencji? Szczególnie, że chodziło przecież o Kioto, a nie jakąś wieś, gdzie rozbój uszedłby uwadze okolicznych mieszkańców. Musiało więc dość do oficjalnego sporu, który rodzina tego człowieka przegrała. Dom należał do nich, od kiedy Karasawa pamiętała, choć jej wspomnienia związane z wyklętą rodziną nie sięgały dalej, niż dziesięć lat wstecz.
⠀⠀⠀⠀Cóż, on wyglądał na zdolnego pamiętać dawne urazy. Był znacznie od niej starszy.
⠀⠀⠀⠀I nawet pomijając to, że był mężczyzną, był wielokrotnie od niej silniejszy. W nagłym uścisku, który uniósł ją do góry poczuła się jak szmaciana lalka. Ręce wystrzeliły w przód, łapiąc go za nadgarstki. Napieranie na nie wiele dawało, dłoń mężczyzny nawet nie drgnęła. Nie dusił jej, ale materiał szaty wrzynał się w skórę na karku i każda sekunda takiego układu była bolesnym doświadczeniem.
⠀⠀⠀⠀— Możesz mną szarpać, ale to nie zmienia... to nie zmienia faktu, że nie wiem czego ode mnie chcesz — wysapała, broniąc się przed jego ruchami. Poczuła, że w pewnym momencie naparł mocniej na krtań, jakby z sugestią, że jeden zły ruch, albo słowo, a sięgnie szorstkimi palcami do jej miękkiego gardła.
⠀⠀⠀⠀W kącikach oczu pojawiły się wilgotne plamy. Nie płakała świadomie, ale sytuacja w której nagle się znalazła dosłownie wycisnęła z niej łzy. Bała się mrugać, w obawie, że przegapi nadchodzący cios, albo że w ogóle zrobi coś źle. W jego mniemaniu nawet oddychanie musiało być oznaką buntu, ponieważ zanim dał jej dojść do słowa znów użył siły.
⠀⠀⠀⠀Była na to gotowa. Nie dała się powalić na podłogę, a tylko zachwiała i uderzyła plecami o tatami. Materiał z trudem utrzymał jej ciężar. Karasawa zgarbiła się, mimowolnie łapiąc za gardło. Zimne palce zaczęły rozcierać obolałe miejsce, ale wzrok, chłodny i drżący obserwował ciemną sylwetkę na przedzie.
⠀⠀⠀⠀— Chcesz się zemścić? — zapytała ze śmiechem. Śmiech, który pozbawiony był radości. Zimny, desperacki. Wargi jej drżały i tylko dlatego zabrzmiało to, jakby nie brała pod uwagi realnego zagrożenia, że... — Zabijesz mnie?
⠀⠀⠀⠀Słowa dziwnie gładko prześlizgnęły się przez gardło. Skoro sytuacja zaszła już tak daleko, to chyba bezpiecznie było zakładać taki właśnie scenariusz. Dała się złapać, a do tego nie zamierzała spowiadać się przez yoriki, o ile mężczyzna rzeczywiście nim był, z grzechów swoich i swojego męża. Jeżeli zajdzie taka potrzeba, to zabierze wszystko co wie do grobu. Taką złożyła Kotaro przysięgę.
⠀⠀⠀⠀On nigdy jej nie zawiódł, więc i ona nie mogła się poddać.
⠀⠀⠀⠀Dłoń złapała za udo i spod warstw materiału wysunęło się srebrne niczym lustro ostrze. Nóż, którego splamienie krwią miało być ostatecznością. Ale kiedy, jeżeli nie teraz? Ramiona kobiety chwyciły za drobną rękojeść i uniosły ostry koniec w przód.
⠀⠀⠀⠀— Skoro i tak wiesz, że wygrałeś, to może chociaż mi się przedstawisz? — zapytała, cały czas w niego celując. Oddychała ciężko, ale nieco spokojniej, niż jeszcze moment temu. Nie czując na sobie silnego uścisku miała nad sobą nieco więcej kontroli.
⠀⠀⠀⠀Ale mimo wszystko na policzkach Karasawy Yuu skrzyły się łzy.
I'm running out of light
I'm running just to keep myself from bleeding out
— Idziesz na łatwiznę, wkurwia mnie takie podejście — fuknął z frustracją. Brał pod uwagę, że małżonka samuraja będzie stawiać nieco większy opór, a tu miał wrażenie nieskończonych możliwości. Zacząłby od ukręcenia jej nadgarstków, tak w ramach ostrzeżenia. Sięgnął w przód. — Wolisz umrzeć zamiast współpracować? Moja propozycja jest łaskawa, więc wysłuchasz jej grzecznie, póki jeszcze nie straciłem całkiem cierpliwości.
Senki uniósł ramiona na widok noża. Oczywiście to też był element przedstawienia. Wystarczyło dobrze zamachnąć się jitte, żeby wtrącić scyzoryk ze słabego uścisku, a nim zagorzały obrońca szogunatu doskonale się posługiwał. Ze wszystkich noszonych w jego fachu rodzajów oręża akurat to Urasawa opanował najlepiej. Przypadło mu go gustu połączenie metalowej pałki z zadziorem, doskonałym do obezwładniania furiatów i spuszczonych ze smyczy pańskiej roninów. Łamanie palców zakłamanych kobietek nie odbiegało zbytnio od dwóch powyższych.
Postąpił krok w przód i złapał za dłoń Suiren łącznie z trzymanym przez nią nożem.
— Zaczniemy od tego, że kierujesz swoją złość nie w tego gościa, w którego powinnaś — zarechotał brzydko. Krew ściekająca z rozciętej dłoni skapywała na podłogę pomiędzy nimi. Mimo to chwycił mocniej; zatrzeszczały wszystkie ścięgna i napinające się pod skórą mięśnie. — Pomyśl. Po co trzymać po stronie przegranych? Wkrótce cały ten przeklęty ród dosięgnie to, na co zasługują, z twoją pomocą, albo bez niej.
— Sporo już wywnioskowałaś, więc po co psuć zabawę? Nawet facet musi mieć jakieś tajemnice — Uśmiechnął się w cieniu rzucanym przez kaptur. Pod czarną czupryną w nieładzie świeciły się tylko dwa punkciki - oczy - ale nawet one posiadały źrenice czarne jak wnętrze studni. To nie był jeszcze odpowiedni moment, na zdradzanie swoich motywów, choć kusiło, skoro przy niefortunnym rozwoju sytuacji kobieta będzie mogła zabrać jego sekrety do grobu.
Ale nie. On tylko zawadiacko się uśmiechnął.
⠀⠀⠀⠀Co takiego łączyło Kazama z rodem tego człowieka?
⠀⠀⠀⠀Wiele tajemnic rodu, w który się wżeniła nadal było poza jej zasięgiem. Przywykła już do tego, że starszyzna niewiele jej mówi, ale Kotaro był inny, on był cierpliwy i zwykle tłumaczył jej zatajone kwestie tym swoim spokojnym, przyjemnym dla ucha głosem. Mogli tak spędzać godziny, ona wtulona w jego pierś, a on snujący cicho swoje plany.
⠀⠀⠀⠀Nie przywykła więc do tego, że ktoś krzykiem próbuje coś na niej wymusić. I gdyby tylko kończyło się na słownych groźbach, to być może wytrzymałaby nagłą presję, która spadła na jej ramiona. Ale ona zderzyła się z siłą wściekłego mężczyzny, który gotowy był zrobić jej krzywdę wyłącznie przez jakąś przeszłą urazę. W tym momencie jego mundur wyglądał jak przebranie. Karasawa nie widziała w tym człowieku osoby, której na ulicy potrafiłaby bezwzględnie zaufać.
⠀⠀⠀⠀— Nie chcę umierać — wymamrotała cienkim głosem, wbijając oczy w podłogę.
⠀⠀⠀⠀Oczywiście, że chciała żyć, ale jaką cenę przyjdzie jej za to zapłacić? Czy miała zdradzić zaufanie swojego męża tylko dlatego, aby utrzymać się kurczowo cieniutkiej nici łączącej teraz jej los ze światem żywych? A co gorsza Yuu nie potrafiła stwierdzić, czy wierność stawia powyżej własnego żywota. Myśli miotały się we wnętrzu jej głowy.
⠀⠀⠀⠀On tymczasem mówił, mówił i mówił. Wypluwał na wierzch swój jad, skierowany na nią rykoszetem. Ale we wnętrzu kobiety rodziło się coś jeszcze. Ciekawość? Chyba takie określenie było najtrafniejsze. Chciała znać powody swojego położenia, zrozumieć co zostało postawione na szali, dlatego uniosła wzrok i zmusiła się do zachowania spokoju.
⠀⠀⠀⠀— Jesteś zwykłym bandytą! Rody samurajskie ciągle się ze sobą ścierają. Co takiego niby zrobili nasi poprzednicy, że młode pokolenia chowają w sobie tak nieszlachetną formę urazy? — zapytała dumnie. A raczej zażądała wyjaśnień, choć mogło to brzmieć komicznie, skoro była od mężczyzny wyraźnie młodsza. Nie widziała jaka różnica wieku dokładnie ich dzieliła, ale jego paskudna twarz mogła równie dobrze pasować do czterdziestolatka.
⠀⠀⠀⠀A może po prostu ludzie, którzy żyli w gniewie ciągle byli tak skrzywieni?
⠀⠀⠀⠀Zacisnęła usta, kiedy odmówił nawet przedstawienia się. Teraz wiedziała już, że nie ma w tym człowieku nawet krzty dobrego wychowania. A to z jakiegoś powodu pomogło jej się rozluźnić i odzyskać nieco kontroli nad własnym ciałem. Przynajmniej ona wiedziała jak powinno się zachowywać, gdy rozmawiały dwie osobowości z samurajskiego rodu. A to, że była kobietą niczego nie zmieniało, gdy sytuacja była bliższa napadowi, niż przesłuchaniu.
⠀⠀⠀⠀— Tak czy inaczej się tego dowiem, skoro należysz do straży — prychnęła.
I'm running out of light
I'm running just to keep myself from bleeding out
— Moje gratulacje. Doszliśmy do jakiejś zgody — przyznał dość niechętnie. Rozmowa toczyła się tak opornie, jakby rozmawiał ze swoimi współpracownikami. Niewielu szczerze polubił, nawet pomimo upływu czasu. Byli równie beznadziejni jak na samym początku, bo swobodniej rozmawiał chyba nawet z własnym koniem. A tej sztywnej wyniosłości w oczach samurajskich kobiet nienawidził ponad wszystko. Przypominały mu ją i to jak wierzyła w swoją nietykalność nawet wtedy, gdy miała nóż na gardle.
— Popełnili jeden błąd — mruknął, rozkładając ramiona w geście oczywistości. — Myśleli, że okażą łaskę pozostawiając przy życiu osierocone dzieci. Lecz nic tak nie rozgrzewa serca jak pragnienie zemsty, a ono kształtuje młode umysły znacznie lepiej od samurajskiego wychowania — Nieświadomie sięgnął do broni i teraz machał nią w powietrzu ponad głową Suiren. To dało mu pewien pomysł, dość nieprzyjemny, ale dzięki temu uniknie bardziej dotkliwych konsekwencji swojej samowolni. Towarzyszom powie, że nikogo nie zastał w domu, albo że dogadał się ze służbą... nieważne.
Z chrzęstem kości uścisnął jitte, klękając przy nim na jedno kolano. Szczerząc zęby jak drapieżnik uśmiechnął się do kobiety siedzącej na przeciwko.
— Wydawało mi się, że raczej unikacie policji. Przesłuchanie we "własnym" domu jest niewygodne, a co jeżeli publicznie wezwiemy was do zeznawania? Nawet samo oskarżenie o zdradę przypomni shogunowi dlaczego trzyma was na krótkiej smyczy. Na jego miejscu już dawno wypleniłbym ten chwast, zanim zrobi mu się zbyt wygodnie i znów sięgnie po to, co mu się nie należy. A tymczasem. — Odłożył jitte na bok. Wydawało się, że zrezygnował z dalszych nacisków i rzeczywiście, bo zamiast strzępić język na rozmowę, która do niczego nie prowadziła wyciągnął błyskawicznie ostrą broń i dźgnął kobietę w brzuch.
— Zabicie cie namnożyłoby problemów, ale upewnię się, że nie będzie nikogo zdolnego się mścić w imieniu rodziców.
⠀⠀⠀⠀Dotychczas sądziła, że przebywając we własnym domu, którego była zresztą panią, czuje się najswobodniej, a potem przybył ten człowiek i sprawił, że cztery ściany otaczające jej sanktuarium zaczęły niepokojąco się do siebie przybliżać. Atmosfera stała się przytłaczająca, a doskonale znane przestrzenie - obce i nieprzyjemne. Oczami wyobraźni widziała cienie przeszłości, które wyciągały w jej kierunku swoje ramiona, chcąc pojmać i przytrzymać ją w miejscu.
⠀⠀⠀⠀Jeżeli yoriki nie był kłamcą, to rezydencja w jakiej obecnie przebywali należała kiedyś do jego rodu.
⠀⠀⠀⠀Urasawa. Suiren powtórzyła w myślach nazwę rodziny, w imieniu której zjawił się mężczyzna. Strój przywdziany przez niego tego dnia był kpiną nie tylko z prawa rządzącego imperium, ale nawet samego szoguna. Czy wystarczyło oblec się w urzędowe ciuchy, aby bezkarnie czynić zło? Przede wszystkim było jej jednak żal mężczyzny, którego życia układało się wokół porażek poprzednich pokoleń.
⠀⠀⠀⠀W innych warunkach zapewne przepełniłoby to ją satysfakcją. Teraz musiała grać na jego zasadach.
⠀⠀⠀⠀— Być może jeżeli poznam szczegóły, to będę mogła wam to jakoś wynagrodzić... jak wspominałam, rody od zawsze rywalizowały, a to oznacza, że ktoś zawsze znajdzie się na nieco gorszej pozycji... — Złożyła dłonie na udach w nadziei, że pomimo wcześniejszej niezgody tym razem uda jej się wciągnąć go w rozmowę. Na tym polu miała znacznie więcej doświadczenia, a poza tym liczyła na to, że jakaś wścibska służąca pomimo rozkazu zbliży się do oddalonego pomieszczenia i odkryje niebezpieczeństwo. Niestety pracownicy w domu Kazama byli zwykle doskonale wyszkoleni.
⠀⠀⠀⠀Dookoła panowała przerażająca cisza.
⠀⠀⠀⠀— Nie ma dowodów... i nie będzie żadnych. Nikt nie dopuszcza się tu zdrady, ani nic tego pokroju! — Szczęka samoistnie jej stężała, kiedy tylko usłyszała z ust Senki kolejne groźby. Samymi słowami nie mógł jej zastraszyć. Wielu próbowało i każdy sądził, że jeżeli wywlecze na wierzch jakieś przeszłe wydarzenia, to Kazama ugną swoje kolano. — Kazama już swoje wycierpieli. Zostali pozbawieni honorów, ziem... na płocie wywieszono głowy mężczyzn i dzieci, które publicznie ścięto. Odebrano im nazwisko i od pokoleń odkupując się za błędy popełnione w dalekiej przeszłości! Ile jeszcze mamy znosić to upokorzenie?! Wystarczy!
⠀⠀⠀⠀Wystarczy.
⠀⠀⠀⠀Nie mogła się przygotować na nagły, ostry ból, który wybuchł w jej wnętrzu. Nie spodziewała się, że gniew, który kumulował się w nieznanym jej mężczyźnie był aż tak wielki, aby przekuć go w atak na kobietę, którą zapewne też widział na oczy po raz pierwszy. Jedyną jej reakcją było uniesienie wzroku, tym razem bez strachu, i spojrzenie mu w oczy.
⠀⠀⠀⠀Potem ból wygiął jej ciało w łuk. Karasawa rozdrganymi dłońmi rozgarnęła fałdy materiału, które błyskawicznie zabarwiały się w kolor jej krwi w miejscu, gdzie ostrze przecięło je na wylot i zagłębiło się w ciele. Prosta, pionowa dziura ziała na tle jasnej skóry wypluwając z siebie szkarłatne strużki, wraz z którymi uciekało z kobiety życie.
⠀⠀⠀⠀Nie, nie życie. Nie była głupia. Rana była głęboka, ale minęła ważne narządy. Bolało. Ból zagłębiał się pazurami w jej głowie, ale szybkie oddechy wymusiły opanowanie. Małe dłonie przycisnęły miejsce nacięcia tamując desperacko krwotok.
⠀⠀⠀⠀— Niczego ci nie zrobiłam... nie noszę w sobie gniewu do twojej rodziny... przecież wszystko można było zacząć od zera! — jęknęła, zaciskając zęby. Na policzkach zaperlił się łzy.
I'm running out of light
I'm running just to keep myself from bleeding out
— Wąż w nieskończoność żre własny ogon. Rody będą się szturchać - a co mnie to obchodzi?! — odpowiedział krzykiem Senki. Po jego słowach rozległ się dźwięk upadającego noża, od którego oderwały się krople krwi, brudząc przy tym podłogę. Rozkładając ręce sprawił, że z głowy zsunął się kawałek kaptura. — Pomyliłaś się bardzo wyraźnie. Nic co robię nie jest czynione dla dobra mojej rodziny, a dla mojej własnej satysfakcji. A mnie, w odróżnieniu od reszty zupełnie nie znasz.
Mógłby ją teraz zadźgać, ale opuścił nóż celowo, bo nie miał zamiaru zakańczać swojej zabawy w tak nudny sposób. Nikt nie zobaczyłby jej żałosnej śmierci w kałuży własnej krwi. Marzeniem byłoby dokonać równie krwawego przedstawienia przed publiką, na środku miasta. Jeszcze lepiej, gdyby ostrze trzymał wtedy ktoś inny. On dodałby wyniośle: "Tak oto umierają wielkie rody".
Ale jeszcze nie teraz.
— Matka wypluwała z siebie martwe dzieci, jedno za drugim. Moich braci i siostry, bez oddechu, bez bicia serca. Zobaczymy na ile starczy cierpliwości twojemu "ukochanemu mężowi" zanim wyładuje na tobie swoją frustrację i presje ze strony rodziny.
I'm running out of light
I'm running just to keep myself from bleeding out
Odwzajemnił jej spojrzenie, przekazując coś więcej niż tylko oziębłość. Była to krótka, intensywna chwila, zmyta za sprawą zaledwie jednego mrugnięcia.
— Senki — wypowiedział w spokojnym tonie, oddając tę część swojej tożsamości, która wciąż umykała jej percepcji. Jego głos brzmiał teraz mniej ostro, bardziej ludzko, choć wciąż był zimny i kontrolowany. — Przeszłość tkwi w naszych wyborach, ale nie wszystko jest takie proste. Gra, którą toczą ze sobą rody ma wiele ofiar.
Rozpacz w jej oczach działała jak bodziec dla jego wewnętrznego gniewu. Był to moment, w którym Urasawa odkrywał siebie przed kimś, kto miał doświadczyć tego samego piekła co on. Myśli wirujące w jego głowie były jak niesforne duchy, które nie dawały mu spokoju. Wewnętrzne rozterki, których dotąd unikał, zaczęły narastać, uderzając go w serce. Jego gniew, zawsze stały towarzysz, zdawał się teraz zbuntować przeciwko niemu. Czuł gniew, który płonął w nim jak nieugaszalny ogień. To był gniew na cały świat, na systemy, które wciągnęły go w tę spiralę przemocy. Jego ciało drżało z wewnętrznego napięcia, a pięści zaciskały się, gotowe wybuchnąć. W głębi jego duszy coś krzyczało, domagając się zadośćuczynienia za lata niesprawiedliwości. Mimo chwili wahania, gniew ostatecznie wygrał. Zrozumiał, że długo tłumione uczucia nie mogą być łatwo zmienione. Wzrok Urasawy stał się twardszy, a mięśnie jego szczęk napięły się, wydając dźwięk zgrzytania zębów.
— Nawet niewinni wyjdą z niej splamieni krwią. Ojciec unosi rękę na syna, mąż na żonę. Tak jak ty podniesiesz kiedyś dłoń na kolejne pokolenia własnej, zepsutej rodziny. — Z każdym słowem jego postawa stawała się bardziej nieugięta, a spojrzenie bardziej puste. Był to moment, w którym gniew zatriumfował nad wszelką refleksją. Zdał sobie sprawę, że nawet jeśli odnajdzie wspólny język z tą kobietą, to nie zmięknie. Nie w tej grze, nie w tej rzeczywistości.
I'm running out of light
I'm running just to keep myself from bleeding out
Wewnętrzne rozterki wracały, wyostrzając konflikt między jego gniewem a wątpliwościami. Widok jej kropli krwi na podłodze, ostatnie słowa skierowane do niego, to wszystko grało na strunach jego umysłu. Był przekonany, że to on ma kontrolę nad sytuacją, że jest przewodnikiem tej gry. Ale teraz zdał sobie sprawę, że to nieprawda. Ona również miała swoją siłę, swoje zasady.
Jej prośba o pomoc, błaganie o medyka, to było coś, co przesunęło się w jego umyśle i wybuchło jak pochodnia w mroku. Jego wzrok wędrował od jej ciała do krwi na podłodze, a w jego sercu rodziła się wewnętrzna burza. Z jednej strony chciał dokończyć to, co zaczął – spełnić swoją rolę, która była mu narzucona. Z drugiej jednak czuł wewnętrzną wstrętność wobec samego siebie.
Powietrze wypełniło się ciszą, która przygniatała. Patrzył na nią, na jej upór i desperację, na cień śmierci unoszący się wokół niej. To było jakby lustrzane odbicie własnego konfliktu w jej oczach. Ciemność przed oczami, śmierć, ból – wszystko to, co była w stanie zobaczyć, przesunęło się na drugą stronę, do jego umysłu.
Nie potrafił się oprzeć. Jego kroki były ciche i szybkie, a ręce działały automatycznie. Ugiął się, chwycił za jej ramię, unieruchamiając ciało, które poddawało się bólowi. Jego dotyk był twardy, ale nie tak surowy jak wcześniej. Choć nadal czuł w sobie gniew i frustrację, to teraz coś jeszcze się pojawiało – coś, co nie miał odwagi nazwać.
— Medyka... — powiedział cicho, jakby to był głos wydobywający się z mroku. — Nie umrzesz tutaj.
W jego oczach coś się zmieniło. To nie była jeszcze akceptacja czy współczucie, ale raczej zmęczenie walką, wewnętrzną walką.
I'm running out of light
I'm running just to keep myself from bleeding out
Zerwał się z ziemi, pochylając się nad nią jeszcze bardziej. Złapał jej dłoń, która spoczywała na jego rękawie i odepchnął na bok. Odszedł od niej kilka kroków, a potem zatrzymał się. Przez chwilę patrzył na okna, a potem podszedł do drzwi.
— Trzymaj się tam, gdzie jesteś. — zawołał, odwracając się w jej stronę. — Kiedy usłyszysz hałas, to znaczy, że wracam z lekarzem.
Ostrożnie przemknął się przez ogromny ogród, omijając straże i patrząc się ostro w nocną ciszę. Rezydencja rodu Kazama odbijała się blaskiem księżyca na drewnianych ścianach, tworząc kontrast między światłem a cieniem. Długie korytarze rezydencji pełne były szeptów i plotek. Postanowił skorzystać z nieuwagi służby i skradł się do pokoju, w którym znajdował się medyk pracujący dla obecnych lokatorów. Swoje oblicze ukrył za cienkim materiałem kaptura, który wcześniej nieznacznie zsunął się z twarzy.
Mężczyzna spał.
— Rusz się, ty stary… — warknął.
Jeden dźwięk wystarczył do pobudzenia wyobraźni śpiącego znachora, który usiadł podenerwowany.
— Musisz pomóc rannemu — Jitte błysnęło przed jego nosem. — Teraz idziemy. Pamiętaj, że twoja przyszłość zależy od tego, jak się zachowasz — zagroził.
Medyk, zaskoczony i przerażony, podniósł się niezdarnie z łóżka. Jego twarz była blada, a ręce drżały, ale Urasawa nie miał teraz czasu na współczucie. Kierując go nieco brutalnie, zmusił go do ruszenia w wyznaczonym kierunku, wiodąc go przez zamierzchłe korytarze rezydencji.
Podążali w ciszy, słysząc jedynie szum własnego oddechu i stukanie drewnianych podłóg pod ich stopami. Wewnętrzny bunt był wciąż obecny.
W końcu dotarli do miejsca, gdzie ranna Karasawa Yuu leżała w nocy, otoczona ciemnością i ciszą. Wszystko zdawało się być w zawieszeniu, jakby czas zastygł w tym miejscu. Medyk zdawał się być przerażony widokiem kobiety, ale Senki nie pozwolił mu na dłuższe wahanie.
— Zrób to, co do ciebie należy — szepnął ostrym tonem.
Medyk, nieśmiało ale z determinacją, zbliżył się do rannego ciała kobiety, próbując udzielić jej pomocy. Urasawa wciąż stał w pobliżu, obserwując całą sytuację w cieniu, za progiem przejścia prowadzącego w miasto. Musiał się tylko upewnić, że kobieta nie pośle za nim pogoni.
I'm running out of light
I'm running just to keep myself from bleeding out
Zamierzał niedługo po cichu się oddalić, niezauważony. Teraz stał jeszcze w cieniu, opierając się o ścianę. Zerknął na Karasawę, gdy jej ciało wciąż drżało. Na czubku jego jitte była świeża krew, ale na szczęście znachor nie zadawał pytań, zrozumiał groźbę i nie zerkał w miejsce, gdzie trzymał się Senki. Jego zmysły były w pełnej gotowości, a oczy śledziły każdy ruch podczas udzielania pomocy rannej. Obejrzał, jak człowiek w beżowej szacie sprawdza dźgnięcie, starając się złagodzić ból i zatrzymać krwawienie. Gest ten wydał się nie na miejscu, tak miękki i elegancki, zaskakując jak oaza wśród ogólnego chaosu sytuacji.
Gdy medyk zakończył udzielanie pomocy, Urasawa zauważył, że czarnowłosa wydawała się trochę bardziej stabilna. To wtedy postanowił, że czas się oddalić. Ostrożnie, krok po kroku odsuwał się od miejsca, gdzie toczyła się ta nieoczekiwana operacja ratunkowa. Był przekonany, że nikt nie zauważy jego obecności, a fakt, że to on dźgnął Karasawę, pozostanie tajemnicą dla wszystkich poza samą poszkodowaną. Kaptur zakrywał twarz, a krok był cichy i pewny. Gdzieś na zewnątrz czekała Miwa – czarna klacz, aby porwać go ulicami miasta, w strugach deszczu, z dala od rezydencji znienawidzonego rodu.
Jaką miał pewność, że kobieta zachowa jego udział w tajemnicy? Cóż, nie miał jej w ogóle. Coś jednak mówiło mu, że ich psychika jest bliźniaczo do siebie podobna. Być może to z tego powodu mimo wszystko ją oszczędził, pozwolił jej cierpieć katusze przez resztę życia, gdy wyjdzie na jaw, że nie jest w stanie spłodzić potomka. Jedynym dowodem były jej słowa, ale Senki przecież nigdy tutaj nie było. Nikt jej nie uwierzy, a Kazama nie odważą się wyściubiać nosa ze względu na jedną kobietę.
Prawie było mu jej szkoda.
W końcu, po kolejnych chwilach ostrożnego poruszania się, znalazł się na zewnątrz. Odetchnął jeszcze raz głęboko, zerkając w kierunku rezydencji, z której się wydostał. Następnie, cicho jak cień, oddalił się w noc, zostawiając za sobą tajemnicę i swoje myśli.
I'm running out of light
I'm running just to keep myself from bleeding out
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|