Brama główna
Znajdujemy się przed wejściem do dzielnicy rozkoszy, do zupełnie innego świata - świata uciech i korzystania z życia do woli. Niestety kobiety nie miały prawa wstępu, a swoją broń należy zostawić przy wejściu. Wyjątki są oczywiście dla klasy samurajskiej, ale nawet oni nie powinni stwarzać jakiegokolwiek dyskomfortu u innych.
Przechadzając się uliczkami Yoshiwary w nocy doskonale znała drogę. Każdy jeden pojedyńczy kąt. Każdy skrót. Mimo, że nie była w stanie sobie przypomnieć całego ludzkiego życia - które wedle opowiadań wygadało mizernie. Była chora. Bardzo chora. Wręcz obrzydliwie. Nic więc dziwnego, że gdy powróciła do starej właścicielki przemieniona, zdrowa i piękna ta od razu się ucieszyła przygarniając „córkę marnotrawną” z powrotem do swojego przybytku. Jej Bóg miał coś do załatwienia. Wielki Stwórca, który dał jej drugą szansę, nowe życie. Rintarou-sama nie mógł zostawić ją przecież na długo. Tam gdzie wyruszył było podobno niebezpiecznie, dlatego nie chciał zabierać jej ze sobą. Została tutaj, gdzie ją znalazł. Tutaj też po prostu pasowała. Miała wrażenie, że próbował ukryć ją przed światem chociaż nie rozumiała dlaczego. Mówił, że jej stworzenie było cudem i błogosławieństwem. Wyglądał na dumnego w tym swoim własnym pysznym szaleństwie. Nie zastanawiała się nad tym za bardzo. W końcu był całym jej światem. Nigdy nie odważyłaby się podważyć jego zdania. On zawsze miał rację.
Idąc uliczką unikała wścibskich ludzkich oczu. W wykwintnym kimonie z symbolem domu uciech, z którego pochodziła, przyciągała niepotrzebną uwagę. Rzadko wychodziła. Często trzymano ją z dala od klientów i innych pracownic, bo wciąż nie do końca umiała sobie poradzić w nowym ciele. Czasami zbyt mocno ściskała czyjąś dłoń, innym czasem próbowała posilić się na swoich koleżankach. Tym razem jednak stara yarite musiała wypuścić ją na zewnątrz, bo głód powoli przysłaniał jej trzeźwe myślenie. Pewnie babka bała się, że wkrótce zje także i ją. Nie, żeby miała ku temu jakieś skrupuły. Jako demon brakowało jej współczucia. Nie miała już sumienia. Sunęła ciemną ścieżką z lampionem w dłoni, chociaż doskonale widziała w ciemności. Zamkniętą dla obcych dzielnica uciech była jej domem. Jeszcze nigdy nie opuściła tego dystryktu. Długie czarne włosy upięto wysoko w ładnego koka z wieloma ozdobami, żeby zamaskować parę szpiczastych uszu. Długie rękawy zasłaniały łuskowatą skórę na dłoniach i przedramionach. Pod grubym materiałem plątał się długi, gładzi ogon. Dwukolorowe tęczówki, szare i czerwone, jak u swojego pana, śledziły całą okolicę. Wszystko w niej krzyczało Rintarou. Pachniała tak samo. Wyglądała tak okrutnie podobnie. Tylko rysy twarzy zachowała ze swojego poprzedniego życia. Smukłą sylwetkę, dorodne kobiece kształty.
Wtedy zobaczyła swoją potencjalną ofiarę. Postać młodego mężczyzny z białymi włosami mignęła jej za rogiem. Zawróciła podchodząc do niego od tyłu. Stara yarite pewnie by ją teraz zbiła na kwaśne jabłko. Nie mogła jeść klientów, ale teraz nikt jej przecież nie pilnował.
- Przepraszam - zagadnęła stając dwa kroki od niego. - Czy mógłby mi Pan wskazać drogę?
Przemierzałem uliczki tego miejsca, wiedziony przez wspomnienia między budynkami, w których niegdyś przyszło mi przebywać. Chciałem zobaczyć czy co się zmieniło, może brakowało kilku miejscach albo zmienili się właściciele. Niestety nie mogłem dokończyć tej podróży, bo za moimi plecami rozległ się kobiecy głos, już wcześniej słyszałem jakieś kroki, ale przecież niekoniecznie oznaczało to, że ktoś zbliżał się do mnie.
- Naturalnie. - Odpowiedziałem beznamiętnym tonem i zwróciłem się w kierunku rozmówczyni. Nie potrzebowałem zbyt wiele czasu, aby zdać sobie sprawę, że i on była również demonem. Do tego pachniała dziwnie znajomo, jakby już poczuł ten woń kilkukrotnie, ale nie byłem w stanie stwierdzić, do kogo należała. A do tego te znajome rysy twarzy, które na pewno gdzieś już spotkałem. Tylko pytanie pozostawało gdzie? - To czego, szuka taka urodziwa dama tutaj? -Mimo miłych słów, dało się wyczuć chłód, które nie był agresywny, a obojętny. Dokładnie zmierzyłem ją wzrokiem, nie wiedziałem, czego chciała, czy to nie był podstęp, ale jak długo nie miała na swoich usługach zabójcy z mieczem, nie musiał się obawiać tej drobnej zabawy.
- Posiłku. Jednak Pan nim niestety nie zostanie - przyznała z zakłopotaniem, jak by rozmawiali o pogodzie. O kolacji w jakieś tawernie, nie o ludzkim mięsie. Nie zniechęciło jej to jednak. Podeszła do niego bliżej jak do prawdziwego dżentelmena unosząc powoli dłoń osłoniętą cienką rękawiczką zakrywającą oliwkową skórę. I jeśli jej pozwolił chwyciła się go pod ramię, żeby dalej mogli już iść wspólnie. W końcu w towarzystwie mężczyzny przestałaby wzbudzać niepotrzebne zainteresowanie. Nikt nie kwestionował pracownic, gdy rzeczywiście pracowało. W innych okolicznościach żaden dom uciech nie wypuściłby jej samej na zewnątrz. W nocy. Może zamiast nocy w towarzystwie oiran wybrał romantyczny, wieczorny spacer? Klient nasz pan. Zerknęła na niego ukradkiem. Na białe włosy i żółte tęczówki. Był przystojny. Tak okrutnie chłodny i obojętny, jak by nic w nieśmiertelnym życiu go nie interesowało. Wydawał się znudzony, kiedy ona dopiero uczyła się wszystkiego na nowo. Wyglądał znajomo, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, dlaczego. W końcu utraciła wszystkie wspomnienia.
- Należę do północnej części dystryktu - wyjaśniła, bo jej status musiał być dla niego oczywisty. Żadne wolne kobiety nie mogły wchodzić do Yoshiwary. - Może mnie Pan odprowadzi? - Poprosiła grzecznie, a spiczaste uczy jak u elfa wyłoniły się lekko zza długich włosów.
- Głód nie sprzyja wieczornym spacerom, a na pewno są wtedy nieznośne. - W końcu dla kogoś świeżego mogło to być nieco problematyczne, a ona wydawała się właśnie takim demonem, który jeszcze za dużo przeżyć nie miał na swoim koncie. Chociaż skrywanie się w tej dzielnicy mogło ją uchronić od czujnego wzroku korpusu, który nieustanie polował na nasz gatunek. Chwilę trzymałem ją w niepewności i mieszanych odczuciach. W końcu pozwoliłem jej się zbliżyć i nawet chwycić za ramię, powiedziałem kilka słów, ale nie odpowiedziałem na jej pytanie, czy ją odprowadzę. Tak jakbym przeciągnął tę chwilę, tak jakbym się zastanawiał czy mi się to opłaca i ma większy, czy mniejszy sens. A ja po prostu dostrzegałem w jej rysach twarzy znajome kształty.
- Tak odprowadzę Cię, jeżeli tego potrzebujesz... Nie przyciągnąć niepotrzebny spojrzeń, jedna musisz się godzić na mój wzrok... - Umowa nieformalna, ale zdecydowanie nie do odrzucenia, zrobiłem krok w kierunku wyjścia z uliczki, aby jej pokazać, że już decyzja zapadła, a ona mogła tylko spróbować negocjować swój stan. Moje słowa czy zachowanie świadczyły o pewnej determinacji, ale ton był zdecydowanie zobojętniały. - Aptety rośnie w miarę jedzenia. -
Nie możesz odpowiadać w tematach