Katsu weszła do lasu, będąc w swojej pełnej demonicznej postaci. Rogi błyszczały dumnie w świetle przebijającego się przez korony drzew księżyca, gdy uniosła dłoń i sprawiła, że skóra na jej powierzchni pękła, a wypływająca z rany krew zajęła się spokojnym, miarowym płomieniem.
Trening czyni mistrza - tak mówią - mawiała jej opiekunka. Jest to jednak kompletna bzdura. Trening sprawi, że będziesz przyzwoita. Aby być mistrzem, potrzebny jest talent. Upewnij się, że ci go nie brakuje.
Płomień palił się łagodnie, zasilany krwią, oświetlając otoczenie, a jednak mimo wszystko subtelnie parząc dłoń, na której płonął. Umiejętność podpalania własnej krwi była względnie prosta w wykonaniu, trudniejsza jednak do utrzymania na dłuższą metę. Tym bardziej, jeżeli chciało się wykorzystać własną rękę jako cholerną pochodnię.
Katsu starała się skupić zarówno na utrzymaniu ognia, jak i na ciągłej, delikatnej regeneracji - takiej, która nie wyczerpałaby zbyt szybko jej zasobów siły, a jednak która umożliwiała utrzymanie płomienia bez większego bólu.
Ruszyła przed siebie, oświetlając drogę, aż nie doszła do szerokiej polany. Tam też strzepnęła resztki krwi wraz z ogniem na ziemię, gdzie po paru sekundach płomień w końcu po prostu zgasł. Obejrzała ranę na dłoni - jej wnętrze było mocno zaczerwienione. Oparzenie pierwszego, może drugiego stopnia. Bez zająknięcia wbiła pazur w sam środek dłoni, znów upuszczając nieco krwi, po czym ruszyła wokoło polany, naznaczając szkarłatem każde drzewo, które mijała. Na sam koniec stanęła na środku i rozejrzała się.
Złote ślepia zabłysły, a ona wybrała jedno drzewo.
Krew zapłonęła posłusznie, subtelnym płomieniem. Spojrzała na kolejne drzewo i kolejne, każąc własnej krwi zająć się ogniem na każdym następnym, aż w końcu tym sposobem nie zamknęła świetlistego okręgu naokoło siebie.
Krew na każdym pniu paliła się subtelnie, niczym świeca, rzucająca łagodne, tańczące światło na otoczenie i wyglądająca całkowicie niegroźnie.
Katsu uniosła lekko ramiona ku górze, a im wyżej sięgała, tym większą postać przyjmowały płomienie na drzewach. Coraz większe, coraz bardziej agresywne, a jednak wysysające z niej jednocześnie coraz więcej siły.
Odetchnęła, opuszczając ramiona, a płomienie z powrotem przygasły, do drobnych tańczących główek ognia, które zgasić można by było gwałtowniejszym dmuchnięciem.
Oparła dłonie na udach, biorąc oddech i rozglądając się naokoło.
Drzewa stały, lekko osmolone, jednak niespecjalnie poruszone jej spektaklem.
Smok rozzłościł się i syknął w ich stronę, jakby odpowiadał na nieme szyderstwa o braku talentu. Jakby las podszeptywał słowo przyzwoita gdzieś pomiędzy szumem wiatru.
Uniosła znów ręce, gwałtownie dodając nieco paliwa do ognia, który znów zwiększył swoją postać. Polana zapłonęła jasno, niczym za dnia, choć przecież zdradzieckie słońce schowane było po drugiej stronie globu. Katsu stała na szeroko rozstawionych nogach i przyglądała się, jak płomienie nadtrawiają grubą korę drzew. Powoli. Nieznośnie powoli. Siła z jej ciała uchodziła coraz szybciej, wprawiając uniesione ręce w drżenie.
Jęknęła i opuściła ręce, biorąc kolejny wdech. Drzewa wciąż stały. Gdzieniegdzie kora zwęgliła się, a drobne iskry igrały na jej czarnej powierzchni. Powiew wiatru mógłby wzniecić z nich drobny płomień, a jednak w eterze cięższego, leśnego powietrza, skazane były na powolne uduszenie się i zgaśnięcie z delikatną smużką dymu.
Za mało. Dużo za mało.
Katsu oddychała powoli, głęboko, czując jak złość wzbiera w jej piersi. Była smokiem, a to oznaczało, że miała któregoś dnia być w stanie spalić cały ten jebany las.
Wyprostowała się i znów uniosła dłonie. Płomienie posłusznie zwiększyły swoje rozmiary, po raz kolejny rozświetlając polanę, Katsu jednak zacisnęła zęby i uniosła podbródek ku górze, jakby stawiając wyzwanie zarówno otoczeniu, jak i samej sobie. Ognie zapłonęły jeszcze jaśniej, a ich języki strzelały wściekle.
Za mało.
Katsu poczuła jak jej ramiona słabną, jak ciało odmawia posłuszeństwa. Krzyknęła głośno, rozdzierając leśną ciszę i zmuszając płomienie do jeszcze większej manifestacji.
Drewno zaczęło strzelać, pękać, poddawać się temperaturze. Ogień dosięgał wyższych partii gałęzi, aż w końcu, swoim gorącem nie spowodował, że samoistnie zapłonęły.
Katsu krzyczała wciąż, a z kącików oczu poleciało kilka kropel łez, gdy ostatkiem sił kazała płonąć swojej krwi. Płonąć i trawić cholerne, bezwartościowe drewno.
Gardło demona w końcu zdarło się na wiór, gdy powietrze naokoło zrobiło się gorące i suche, bo ogień pochłonął całą wilgoć z okolicy.
Smok opadł na kolana, opuszczając ręce i odpierając się nimi o chłodną glebę przed swoją twarzą. Ciemna skóra pokryta była kropelkami potu, który błyszczał w świetle.
Drżała, doprowadzona do granic wytrzymałości, dopiero po chwili orientując się, że ogień wcale nie zgasł gdy opuściła ramiona. Podniosła głowę i rozejrzała się naokoło, aby zobaczyć, że cały okrąg drzew zajął się od ekstremalnej temperatury, teraz płonąc niczym zapałki. Ten naturalnie wytworzony ogień nie potrzebował jej krwi, rozświetlając polanę swoim blaskiem.
Kilka gałęzi z trzaskiem złamało się i opadło na leśną ściółkę, a Katsu wstała na drżących nogach i roześmiała się słabo na ten widok.
Pozostawiając płonącą polanę za sobą, powolnym krokiem ruszyła w stronę okolicznej, niewielkiej wioski. Tak, jak się spodziewała, ludzie w niej mieszkający, zwabieni ogniem, wyszli z domów i wkroczyli do lasu.
Głupcy.
Szła powoli, zmęczona, o drżących z wysiłku mięśniach, gdy jeden z mężczyzn podbiegł do niej. Nie pozwoliła mu się nawet odezwać, chwytając go od razu za głowę i odrywając ją jednym ruchem od reszty tułowia. Wgryzła się w mięso, pożywiając się nim szybko, czując jak jej ciało mrowi od przyjemnie rozchodzącej się po nim energii. Jak wraca do życia, pełne satysfakcji z osiągniętego postępu.
Ktoś krzyknął przeraźliwie, widząc sylwetkę demona pożywiającego się na innym człowieku, a zaalarmowana tym Katsu, podniosła głowę znad ofiary, aby dostrzec jak kilku mieszkańców wioski ucieka w popłochu.
Pozostawiając niedojedzone truchło dobiegła do tego, który był najbliżej niej i pochwyciła go od tyłu, przyciskając dłoń do ust.
- Ćśś… - wyszeptała mu do ucha, aby w następnej chwili posłać z dłoni płomień wprost do jego ust, który w momencie spalił całe gardło wraz z większą częścią szyi. Roześmiała się widząc efekt, po czym zaczęła gonić kolejnego. Nie było to trudne, po tym, jak odzyskała siły. Gdy tylko do niego dobiegła, zakrwawioną ręką po prostu klepnęła go w plecy i pobiegła dalej, w stronę kolejnego uciekiniera. Krew za materiale zajęła się gwałtownie, a mężczyzna spanikowany rzucił się na ziemię próbując ją ugasić.
Trzeciemu po prostu skręciła kark, widząc, że czwarty był już niemalże przy wiosce. Dopadła do niego w ostatniej chwili, wciągając szarpiącego się z powrotem do lasu. Ciało rzuciła między drzewa, żeby zaraz dopaść do niego i położyć otwartą dłoń na klatce piersiowej. Płomień zaczął palić powoli klatkę piersiową, a Katsu w porę drugą ręką zatkała biedakowi usta, gdy zaczął wrzeszczeć w agonii.
W końcu ciało rozluźniło się, a Smok mógł wyciągnąć z jego wnętrza osmolone serce.
Z uśmiechem na ustach posiliła się organem jak i resztką ludzi i zakończyła trening.
Ocena treningu
50 / 300
Usiadła na brzegu skały jednego ze szczytów gór Kii, gdzie powietrze docierające do nozdrzy zdradzało obecność zbliżającego się demona. Chłodna noc powoli dobiegała końca, a między skalnymi występami zaraz za jej plecami znajdowała się jedna z jej ulubionych kryjówek. Jaskinia w kształcie odwróconego leja z lodowatym źródłem na dnie którego mieściła się skrzynia z bardzo cenną zawartością.
Zapewne ona sama zwabiła intruza w to miejsce, czuła się bowiem bacznie obserwowana przez kilka ostatnich godzin, kiedy to zbierała łupy od okolicznych przemytników.
Spomiędzy drzew wyłoniła się wysoka, włochata postać o długim pysku i lekko przygarbionej sylwetce, przywodzącej na myśl wilkołaka.
Stworzenie zawarczało z zainteresowaniem.
- Co tam chowasz w jaskini, słodka dziewczynko? - spytał wilk, robiąc kilka kroków w jej kierunku. - Skarby? Widziałem, jak kradniesz złoto z tego wozu. A więc skarby z pewnością.
Mogłaby go spróbować przegonić, jednak przecież i tak by tu wrócił. Rozwiązanie pozostawało więc tylko jedno.
- Chodź i sam się przekonaj.
Zeskoczyła ze skały i wylądowała naprzeciwko wilka, który warknął przeciągle i oblizał się radośnie. Długie ramiona napięły się, a z palców wysunęły pazury, gotowe przeciąć wszelką tkankę, której dotkną. Rzucił się w jej kierunku bez zastanowienia.
Był szybki, a Katsu zdążyła zrobić unik w ostatniej chwili, czując na skórze ramienia mrowienie w miejscu, w którym pazury minęły się z nią o ledwie minimetry. Wilk roześmiał się głośno, ewidentnie zadowolony z faktu, że miał okazję znów zapolować. Sama Katsu, uznała że to drobne starcie będzie wyśmienitym sposobem na potrenowanie walki wręcz.
Wilk skoczył w jej kierunku, a szerokie ramiona rozłożone na boki uniemożliwiły smoczycy ucieczkę w bok. Umknęła więc w dół, pod jego prawą łapą, w międzyczasie uderzając w odsłonięty bok piętą z półobrotu i wytrącając go z równowagi.
Zgrabnie i elegancko, jak uczyła ją matka.
Odwrócił się szybko i zamachnął drugą łapą, ona jednak ponownie umknęła, tym razem w tył, poza zasięg pazurów. Smocze ciało rozgrzało się, niczym podczas lekkiej przebieżki, a na ustach pojawił drobny uśmiech.
Warkot, który opuścił wilcze gardło zdradzał początki irytacji.
- Lubisz uciekać, przeklęta tancerko? - spytał, po czym zawył przeciągle. Dźwięk rozdarł nocne powietrze a zza pleców bestii wyszły przywołane przezeń cztery duże basiory o chudych łapach. Wysokie na półtora metra zaczęły okrążać Katsu. Smoczyca spojrzała na świecące ślepia i ostre pazury.
- A więc opanowałeś sztukę krwi. Zmyślna bestia, jak na kogoś kto sprawia wrażenie kompletnego półgłówka.
Efekt był natychmiastowy. Sfora rzuciła się w jej kierunku.
Umknęła przed pierwszymi zębami, wymierzając boczny cios przez pysk. Zwiększyła dystans w dwóch skokach w tył, aby zaraz drugiego wilka zdołać kopnąć w zaśliniony pysk i chwycić za gardło, zduszając pazurami złowrogie warczenie, gdy te wbiły się w futro otaczając krtań i jednym sprawnym ruchem wyrywając ją z szyi. Wilk padł, zalewając się własną krwią, a potem wsiąkł w podłoże.
Trzeci z potworów zdołał wgryźć się w jej prawe ramię, wbijając długie kły głęboko w mięśnie, aż nie oparły się one na kości. Spróbowała uderzyć go łokciem, jeden raz, drugi, proso w długą kufę, bestia jednak nie odpuszczała. Czwarty wilk spróbował sięgnąć jej gardła, Katsu zdołała jednak wykręcić się na tyle, aby zęby przesunęły po jej policzku i wczepiły się w bark, omijając większe naczynia.
Pochwycona w szczęki, poczuła ból promieniujący przez całe ciało, a zaraz potem szarpnięcie, z którym duży basior trzymający jej ramię ewidentnie planował urwać jej całą kończynę. Staw przy samej obręczy jęknął, niemalże wyrwany ze swojego fizjologicznego miejsca, ostrzegając, że może nie wytrzymać kolejnej próby.
Katsu krzyknęła z bólu, gdy z początku uderzony przez nią wilk, zdołał w końcu się podnieść i chwycił ją za udo. Kolejne głębokie ugryzienie, przed którym nie miała jak się obronić.
Wataha działała wspólnie, dążąc do tego, aby rozszarpać ją na kawałki, gdy każdy z trzech wilków zaczął ciągnąć swoją część w swoją stronę.
- DOŚĆ - krzyknęła w końcu, chwytając się swojej krwistej sztuki krwi i używając Manifestacji, dzięki której fala skrajnego gorąca wystrzeliła z jej ciała, parząc dotkliwie wszystko, co znajdowało się w zasięgu metra od powierzchni jej skóry. Wilki zaskowyczały i odskoczyły do tyłu z poparzonymi pyskami i topniejącymi ślepiami.
To dało Katsu czas na pobieżną regenerację ugryzień i przygotowanie się do rundy drugiej.
Jazgot szybko ucichł, a sfora gotowa była do dalszej walki, choć tym razem na ślepo. Wilki zawęszyły i ruszyły w jej kierunku. Pierwszemu umknęła sprawnie w bok, rzucając się od razu na drugiego z nich. Wbijając pazury w jego kark i przeskakując na drugą stronę cielska, umknęła zębom odwijającej się bestii, wpadając siłą rozpędu pod jego brzuch, aby tam rozerwać powłoki szybkim cięciem pazurami przez sam środek. Jucha oblała jej ciało, gdy trzeci wilk rzucił się za nią, wiedziony słuchem, lecz skoro pozostawała schowana za zdychającym cielskiem jego brata, zęby wbiły się w futro. Korzystając z tego faktu przeskoczyła ponad truchłem, chwyciła za szczękę atakującego wilka i zakładając odpowiedni chwyt, skręciła dźwignią zwierzęciu kark.
Ostatnia z bestii rzuciła się na nią i zanim Katsu zdołała się zorientować wbiła kły w gardło, rozrywając tkanki i zalewając jej usta krwią. Na moment zachwiała się zaskoczona, chwytając futra, aby utrzymać równowagę. Jej umysł zareagował automatycznie, wiedziony instynktem przetrwania, gdy krew wpływająca do gardła wilka zapłonęła nagle jasnym ogniem.
Demon, który do tej pory przyglądał się całej scenie, zawył wściekle, widząc jak ostatnia z bestii rozpływa się w nicość.
Nie miała wiele czasu na reakcję, regeneracja zdołała ledwie zatamować największe krwawienie na szyi, gdy musiała przyjąć na siebie sylwetkę śmierdzącego wilkołaka. Pazury wbiły się w jej ciało, a kły błysnęły tuż przy twarzy, zanim nie zablokowała jego pyska w ostatniej chwili. Z niemałym trudem wzięła głębszy oddech i zacisnęła dłoń w pięść. Przyłożyła demonowi kilkukrotnie w skroń, łamiąc kość jarzmową w kilku miejscach, jednak poza tym, jedynie wytrącając go z równowagi. Kolano wbiło się w brzuch, raz, potem drugi, aż w końcu nie była w stanie silnym kopniakiem zrzucić demona z siebie. W szale walki zaraz znów rzuciła się na niego, powalając wielką sylwetkę na plecy. Gdzieś w międzyczasie demon zamachnął się, aby ją uderzyć, zablokowała jednak ten cios i skontrowała szybkim uderzeniem, po którym deszcz ataków zaczął spadać na wilkołaka, raz za razem sięgając jego pyska brzucha i boków. Biła, raniła pazurami, a gdy spróbował znów wymierzyć kontratak, pochwyciła jego ramię i wyrwała ze stawu. Demon zawył, lecz wtedy chwyciła jego żuchwę i ją również wyrwała od reszty pyska, wraz z językiem odrzucając na bok.
Wstała chwiejnie, spoglądając na zmasakrowanego demona, po czym kopniakiem zrzuciła rozszarpane ciało z klifu, gdzie roztrzaskało się o skały. Nie było szans, by zregenerował się do świtu.
- Nie dostaniesz mojego złota, wilku - wychrypiała przez rozszarpane gardło, ruszając powoli w stronę jaskini, aby się zregenerować.
Ocena treningu
100 / 300
Nie możesz odpowiadać w tematach