Suwa-jinja
Świątynia Suwa została założona w 811 roku i jest jedną z podrzędnych dla głównej Suwa Taisha w Nagano. Przestronne sanktuarium, otoczone wiekowymi drzewami, zwykło być cichym miejscem pełnym naturalnego piękna, kultu i tradycyjnych ceremonii. Od 1653 roku stało się także posterunkiem Korpusu Zabójców, służącym pomocą dla przyjezdnych członków oraz chroniącym Tachikawę przed demonami.
japan-experience.com
Lista NPC
Ashikaga Tomo
Zielarz B
Kodomo
Medyk A
Kōfuku
Tropiciel B
Mizusashi
Rzemieślnik B
Suzuki Yoshitaka
Mistrz miecza B
Zapatrzyła się w zapalone kadzidło znacznie dłużej niż planowała - w końcu miała być to jedynie krótka przerwa, aby odpocząć chwilę od podróży i przyjrzeć się nieco świątyni, których piękno odkrywała na nowo z każdą kolejną, w której wizytowała. Był to dla niej rytuał, któremu przez ostatni rok zaczęła się poddawać. Kilka prostych słów i próśb, życzeń nie o bezpieczeństwo własne, ale tych którzy działali na wspólny cel korpusu.
Żeby każdy oddany korpusowi po pomyślnej misji odnalazł bezpieczną drogę do Yone... Do Tsurugi, poprawiła się w myślach, łapiąc po raz kolejny na używaniu nazwy, którą powinna zostawić za sobą. Jej Yonezawy już nie było. Jej domu, bezpiecznego i beztroskiego, nie było. Nie istniało. A może to był przywilej dorastania? Że nie mogła już wrócić tam, gdzie czuła się dobrze? Że wciąż podchodziła niepewnie do nowej kryjówki, której nie tyle obawiała się samej w sobie - raczej obawiała się powtórzenia historii.
Westchnęła w końcu, odsuwając się powoli od ołtarza, nie wiedząc czy jakiekolwiek modły z jej strony mogły pomóc komukolwiek, a jednak to robiła. Nawet jeśli już nie w Yonezawie, nawet jeśli będąc daleko od garnizonu nie mogła kontrolować tego, o kim ginęły wieści, wcale nie chciała odpuszczać swoich rytuałów, z którymi dorastała. W końcu domem było miejsce, w którym ktoś ciepło myślał o drugiej osobie, i w którym miało się miejsce dla siebie. Może dlatego tak zabolało ją utracenie całej Yonezawy? Wszystkiego co znała - ale jednocześnie wiedziała, że nie tylko ją bolała ta strata. Przecież co mieli zrobić inni? Którzy stracili wcześniej dużo więcej? Którzy...
Zmarszczyła brwi lekko, zaraz poprawiając na sobie ubranie. Chłód? Możliwe, jaki inny powód byłby co do gęsiej skórki? Nienawidziła niemalże zimy, choć głównie przez chłód. Nienawidziła musieć ubierać uniformu zapiętego pod samą szyję, nienawidziła być zmuszona do poruszania się w aż tylu warstwach odzienia. Jak inni to tolerowali? Szczególnie, kiedy mowa była o momencie ocieplenia? Kiedy dni stawały się dłuższe i tak miłe...
- Nalegam, to ogromna pomoc! Wypadki na drodze się zdarzają, oczywiście, to trzeba liczyć się z tym, ale gdyby nie pomoc, mógłbym stracić jeszcze więcej towaru! Spłoszonego konia nie tak łatwo uspokoić, zresztą samo zapakowanie z powrotem wszystkiego... To była ogromna pomoc! Proszę, nie mogę się odwdzięczyć w tej chwili, ale nalegam, żebyś odwiedził nas w Tachikawie, proszę pozwolić się nam odwdzięczyć - mężczyzna mówił w pośpiechu, wyraźnie uradowany sytuacją, która miała miejsce, nieopodal wejścia. Wóz rzeczywiście wydawał się być poobijany - jedno z kół trzymało się wyłącznie na słowo honoru. Błoto, piach, wszystkie obicia zdawały się potwierdzać jego wersję wydarzeń, jednak to nie sam wóz przykuł uwagę Kinami, a mężczyzna, do którego wszystkie słowa były kierowane. Choć nie mógł jej jeszcze zobaczyć, a ona jedynie widziała jego nieco wyższą sylwetkę i tak rzucające się w oczy włosy, nie potrzebowała wiele czasu, aby skierować się w jego stronę. Może dostał zadanie tutaj gdzieś w okolicach? A może chciał odpocząć w bardziej niż mniej bezpiecznym miejscu? Trudno jej było to odgadnąć, choć mogła się domyślać, patrząc po miejscu w którym się znaleźli. W końcu było kilka bardziej prawdopodobnych możliwości...
Ale zamiast dopytywać się, znalazła się zaraz przy boku znajomego zabójcy, a zanim ten zdążył w jakikolwiek sposób zwrócić uwagę na jej obecność, lekko się o niego oparła, jakby miała się zaraz przewrócić, gdyby tylko odsunął się w bok. Widok znajomych twarzy zawsze ją cieszył, nie można było się dziwić jej wielkiemu uśmiechowi na twarzy w tej chwili. Nawet gdyby Rengoku miał się zaraz odsunąć, nie szkodziło to w niczym. W końcu wiedziała jak wiele osób nie przepadało za tym, że ktoś znajdywał się niemalże za blisko niej - sama tłumaczyła sobie to w ten sam sposób, co jej przeszkadzające ubrania, które miały ją niemalże dusić. Inni potrzebowali własnej przestrzeni, którą uwielbiała zagarniać dla siebie.
- Nie można odmawiać podziękowaniom, podobno przynosi to nieszczęście - stwierdziła, choć sama nawet nie wiedziała czy była to jedna z prawd ludowych czy bardziej coś, co właśnie wymyśliła na poczekaniu. Może oba? A może z czasem mogło się to zmienić w jedną z nauk miejscowych? W końcu dlaczego ktoś miałby odmawiać tym, którzy chcieli w jakiś sposób wyrazić wdzięczność za ich czyny? - Czym się wykazałeś dzisiaj? - dopytał zaraz, bardziej obracając głowę w stronę Rengoku i zadzierając głowę do góry w ciekawości. Uśmiechnęła się wyłącznie szerzej. Widok kogoś z korpusu w środku dnia zawsze oznaczał, że ta osoba była bezpieczna - i była nadzieja, że przynajmniej do zapadnięcia nocy, to wcale nie ulegnie zmianie.
dialog #2e689e
Burned easier than I'd have thought
- To też wykazywanie się przecież, jesteś zbyt skromny Rengoku - stwierdziła pewna swego. W końcu nie każdemu przychodziło to łatwo - już samo zauważenie, że ktoś potrzebował pomocy, a nie mówiąc o samym jej udzieleniu. Zresztą, sama nie była dużo lepsza w tej kwestii, spędzając swój dzień z zamiarem odpoczynku, który przecież należał się każdemu od czasu to czasu. Nie robiła niczego złego, uznając, że chciała nieco nacieszyć się świeżym powietrzem, albo właśnie wyjściem do świątyni - choć to wyjście miało być zupełnym zamiennikiem czegoś.
Słysząc jednak pytanie, tylko na moment się speszyła. Nawet nie potrafiła sobie przypomnieć każdego zabójcy, do którego pokoju się zakradała pod ich przedłużającą się nieobecność, zostawiając małe podarki w nadziei, że wrócą do Yonezawy. Tym bardziej, że w nowym garnizonie jeszcze się nie pojawiła, jeszcze nie miała szansy na podobny wybryk...
- Tak... można tak powiedzieć. W sumie to w twojej też, w intencji zabójców, żeby bezpiecznie wrócili do... - zawahała się, marszcząc lekko brwi. Chciała powiedzieć Yonezawy, ale powstrzymała się. Do domu? Też nie zawsze mogło pasować. Do Tsurugi. Powinna to sobie wbić, powinna już przywyknąć a jednak wciąż nie przychodziło jej to z łatwością. W końcu dla niej to Yonezawa była domem, którego już w tej chwili nie było Spłonął, nie było do niego powrotu, był szczątkami o których powinna zapomnieć.
Zamiast jednak dokończyć, dokąd mieli bezpiecznie wracać zabójcy, jej wzrok skierował się na mężczyznę, który wyraźnie wciąż chciał znaleźć sposób, w jaki mógłby się odwdzięczyć swojemu wybawcy. Kinami zaraz lekko się skłoniła.
- Proszę pozostawić list z adresem u Miko, zaadresowany do Rengoku Hirokiego. Jestem pewna, że kiedy tylko ilość obowiązków się zmniejszy, Rengoku pojawi się na miejscu - powiedziała, po tym prostując się nieco, a jej ręka lekko objęła samuraja w pasie od tyłu, chcąc go odciągnąć od mężczyzny, który wyraźnie powinien się zająć sobą i swoim dorobkiem, który został uratowany tego dnia z dość poważnych opresji.
Dziewczyna pociągnęła zabójcę płomienia bardziej na bok, nie skrępowana tym jak do niego przylegała. W gruncie rzeczy często zapominała o tym, że nie wszyscy przepadali za otwartością czy bliskością - w przeciwieństwie do niej.
- Polujesz w okolicy na demona? Czy zadania były tylko rzuconą wymówką? - dopytała spokojnie, uznając to za znacznie ciekawszy temat niż kwestię w czyjej intencji się modliła. Zresztą, jej odpowiedź mogła brzmieć przecież głupio! Jeszcze z ust kogoś, kto dorastając w Yonezawie zdawał sobie ryzyko zawodu zabójców. - Wiesz, że mogę ci pomóc, prawda? Nie mam aktualnie żadnych zadań, właściwie to zmierzałam do... do nas. Zobaczyć czy są podobieństwa do... poprzedniego miejsca - poprawiła się prędko z nazwą, nie chcąc ani otwarcie mówić o samym Tsurugi, ani rzucać nazwą Yonezawy. Nigdy nie można było wiedzieć, kto słuchał - nawet jeśli tak trudno było jej nie ufać zabójcą czy ludziom dookoła. Była zbyt przekonana o tym, że to demony były tymi złymi, a ludzie nie mogli mieć złych intencji - nie mogli współegzystować, a co dopiero pomagać demonom.
dialog #2e689e
Burned easier than I'd have thought
A może właśnie to ich zgubiło? Ta naiwna pewność, że byli bezpieczni?
- Wiem... chyba. Chcę wiedzieć. Po prostu... jakoś to nie przychodzi samo - westchnęła cicho, bo tak nagłe zmiany jednocześnie ją przerażały, ale i cieszyły. Chciała, aby zabójcy byli bezpieczni - chciała, żeby w siedzibie mogli się tacy czuć. Ale ile czasu potrzebowali, żeby rzeczywiście tak się poczuć na nowo? - Dziękuję. I tak, za próbę - powiedziała, uśmiechając się nieco lżej. Może potrzebowała słyszeć podobnych oczywistości? Może chciała wierzyć, że ludzie naprawdę traktowali ich siedzibę jako dom? A nie tylko jako przystanek pomiędzy misjami? W końcu każdy zdawał się mieć swój własny cel - a i tak w Yonezawie, a teraz w Tsurugi, miało być miejsce, w którym mogli czuć się bezpiecznie.
Chociaż może skupienie uwagi na pomocy mogło być jakkolwiek pomocne? I dla niej, i dla okolicy, i dla Rengoku. Dwóch zabójców w końcu mogło sobie poradzić znacznie lepiej niż po prostu jeden - mogli zabezpieczyć teren na tyle, aby demon nie miał nawet szansy na ponowną ucieczkę.
- Masz podejrzenia, gdzie może się udać? Pomniejsza wioska, albo może... szlakiem? Zaatakowałby już zmęczonych drogą podróżnych? - zastanowiła się na głos. Nie było łatwo wiedzieć, gdzie przeciwnik mógłby dokładnie uderzyć - jak szaleniec rzuciłby się na pełną wioskę otwarcie, wiedząc że w okolicy mógł wciąż znajdywać się przynajmniej jeden zabójca, a może spróbować rzucić się do ucieczki z terenu, na którym do starcia doszło? A może będzie próbował kogoś do siebie zwabić? - Możemy spróbować go zwabić. Może się spodziewać jednego zabójcy, ciebie, ale niekoniecznie musi wiedzieć już o mnie - dodała z uśmiechem, nie widząc w końcu większego problemu w odegraniu roli przynęty - w końcu we dwoje mogli sobie poradzić z zagrożeniem.
dialog #2e689e
Burned easier than I'd have thought
Może też dlatego nie odwróciła wzroku, może dlatego pokłoniła się łagodnie w podziękowaniu, przyjmując radę i chcąc dać w ten sposób do zrozumienia, że postara się pamiętać. W końcu była zawsze nauczona słuchania rad innych - zabójców, innych członków korpusu, zarówno podczas treningu, ale i... Teraz. Kiedy sama mogła nazywać się zabójcą demonów, kiedy zdała egzamin i tym bardziej powinna korzystać z rad, które były jej oferowane od starszych stażem.
Co wcale nie zmieniało jej butnej natury. Była nauczona szacunku do starszych i bardziej doświadczonych, ale potrafiła być równie uparta.
- A ja nie chcę niepotrzebnie narażać przypadkowego podróżnego, który zamiast zdecydować się na odpoczynek, wybrał podróż nocą - odpowiedziała szybko w podobnych słowach co Rengoku. Przecież rozumieli oboje, że dla kogoś to mogło oznaczać śmierć. Ona była w stanie się obronić, szczególnie spodziewając ataku ze strony demona, ale jeśli demon rzeczywiście zdąży się na kimś pożywić... Co jeśli przybędą za późno? Co jeśli nie zdążą?
A może to była właśnie ta zmienność w Kinami, która nie potrafiła zaakceptować, że czasem potrzeba było poczekać, zamiast pchać się na pierwszy ogień.
- Możemy go wywabić i zaatakować zanim on spróbuje zaatakować kogoś. Jeśli pierwsi zaatakujemy, będziemy mieć lepszą przewagę nad nim, i kontrolę nad sytuacją... Chyba, że masz inną sugestię? - powiedziała, powstrzymując się, żeby sięgnąć po argument, że przecież nie była dzieckiem wymagającym wiecznego nadzoru - nawet jeśli z pewnością część zabójców w podobny sposób ją traktowała we wcześniejszych latach, kiedy wciąż jeszcze trenowała.
dialog #2e689e
Burned easier than I'd have thought
- Nie narażę... - spróbowała się wtrącić z wyraźnym niezadowoleniem, wiedząc przecież że gdyby została ranna, na nic zdałoby się jej proszenie o to, aby Rengoku pobiegł za demonem, a nie został przy niej - bo zawsze istniała szansa, że kolejny przeciwnik mógłby się gdzieś zjawić. A może ten ranny miałby coś w zanadrzu? W końcu nie mogli mieć pewności, że wszystko o nim wiedzieli, że każdą sztuczkę już odkrył podczas starcia...
Widać było jej niezadowolenie, choć to wynikało właśnie ze zgody. Niechętnej, jakby była ona pułapką lub formą przyznania się do błędu.
Skrzyżowała dłonie na piersi, niezbyt zachwyconą formą złożenia broni w tej kłótni - bo ani nie wypadało się kłócić, ani niekoniecznie Rengoku nie miał przecież racji. No i... przecież to co próbował jej przekazać, wcale nie było złe. Może jej złość wywodziła się ze sprzeciwu co do tej bezsilności w starciach z demonami? Chciała zrobić coś - być o krok przed przeciwnikiem, a nie zawsze znajdywać się w miejscu i o porze, w którym to właśnie demon wybiera walkę.
- Masz pomysł, w którym kierunku powinniśmy się za nim udać? - zapytała w końcu, jakby w ten sposób również akceptując opinię zabójcy płomienia. - Region, w którym udało mu się cię zgubić? Możemy zacząć jeszcze za dnia, może uda nam się znaleźć jego schronienie... - powiedziała, dopiero po tym zerkając na swojego towarzysza. Mieli inny cel niż jej bycie urażoną w końcu - tym bardziej, że sama zaoferowała pomoc. I nie miała zamiaru się z tej oferty wycofywać.
dialog #2e689e
Burned easier than I'd have thought
Nie możesz odpowiadać w tematach