- Nie z dziecka? - Zapytał z ciekawością, choć przez moment była tam i nuta złośliwości. Naturalnie takie myśli przychodziły do głowy demonom, ale Yamato w nielicznych przypadkach wolał je trzymać w ryzach. - Też nie przepadam. Żadnej przyjemności w polowaniu, a drą mordę za trzech. - Wzruszył ramionami mówiąc swoją opinię o małych kaszojadach.
- Oj nie mówię od razu o willi w środku osaki. - Machnął zbywająco ręką. - Połowa demonów, które są na tyle inteligentne, że potrafią liczyć na palcach się tam osiedliło. Tak jakby przejęcie domu od jakiegoś śmierciaka było trudne. - Prychnął z pogardą do współbraci. - Potrzebuje czegoś bardziej praktycznego. Wstępnie myślałem żeby wybebeszyć jakąś świątynię w okolicy. Idealnie bliżej gór. Wiesz, zrobić z tego taką fortecę.- Podrapał się po brodzie. Prawdę mówiąc, gdy powiedział to głośno, to doszedł do wniosku, że się niewiele różnił od wcześniej wspomnianych. Ale przecież Yamato miał słuszniejsze cele. Mhm.
Kiedy Yuta odprawił służkę, przez chwilę się zastanawiał, czy nie pójść w jego ślady i również “zaczerpnąć u źródła”. Na pewno byłoby to smaczniejsze niż zlewka do brudnego kubka. Może później.
- Ano za dobre noce. - Odpowiedział kiwając głową. Wysączył nieco szkarłatnego płynu z naczynia i sięgnął pod stół. Wyciągnął spod blatu głowę Hanshina i położył ją na meblu, następnie wylał nieco krwi na czaszkę.
- Jak tam po walkach na arenie? - Poruszył kąśliwy temat. Dosyć delikatny z uwagi na wątpliwą pomoc jaką demon dostał z trybun. Również sam przebieg był nudnawy. Wygrali ci co przez pół walki się chowali po kątach. Szok.
- Bardziej chodzi o niedojrzały smak, który jest często mdły i nijaki. Ludzie jedzą coś podobnego, taki kleik czy tam breje z ryżu. Kompletnie pozbawiony smaku potrawa, a w końcu z posiłku trzeba czerpać więcej niż tylko budulec. Przyjemności, na różnych płaszczyznach, zaspokajając różne żądze. - Każdy miał swoje gusta i guściki, upodobania i zwyczaje, które z pozorów mogły być niewinny, a w rzeczywistości były kwintesencją osobowości.
- Fortecy, myślę, że warownie i zamki, nie spełniają swoje podstawowej funkcji, jeżeli w grę w chodzą demony i zabójcy, ale fakt, że w górach gdzie teren jest trudniejszy i powietrze rzadsze, a okropne zimny. Stanowi dodatkowo ochronę, tylko wtedy musisz na tyle zawładnąć mnichami, żeby o Ciebie dbali, ale z drugiej strony to nie do końca dla Ciebie, skoro lubisz polować. A tam zwierzyny nie będzie za dużo Yamato. - Odpowiedziałem mu, wizja klasztoru w górach na pewno jest kusząca, ale czy dla niego dobra? W końcu miał zapędy do polowania i swoich zdobyczy, a tam nie za dużo ludzi do łowu, no, chyba że na mnichów miałbym polować.
Krew w kubku, byłą niczym popłuczyny, ciężko było stwierdzić, czyja była to krew i od jakiego czasu nie znajdowała się u źródła. Można było to porównać, do jednej z najbardziej okrutnych wódek, które ktoś mógłby kosztować w swoim życiu i nie chodziło tutaj o moc, a sam smak. Zwróciłem wzrok na głowę, którą Yamato położył na stole, zasuszona i odpowiednio zabezpieczona, nawet śladu zgnilizny na niej nie było.
- Ciekawa ozdóbka, pasuje do Ciebie... Potrzebowałem trochę czasu, żeby sobie poukładać w głowie i to zrodziło w mojej głowie pewne koncepcje i ukazały słabości. - Odpowiedziałem mnichowi, dość wymijająco. Bo nie wspomniałem, jakie to były koncepcje i czyją słabość ukazały. - Pewnie tamte demony i tak długo nie pociągną, gdy w walce ukrywają się jak myszy, żeby tylko później rzucić się w gromadzie.-
- Już się zastanawiałem czy masz jakieś opory moralne. - Pociągnął łyk i się zaraz skrzywił. Zaczął poważnie rozważać za przykładem rozmówcy zaciągnięcie “u źródła”. - Słyszałem, że niektórzy z nas sobie ubzdurali z takich powodów stronienie od dzieci, kobiet, starych, psów czy co im tam jeszcze do głowy przyszło. Jeszcze, żeby miało to jakiś sens. Gówniak jak podrośnie będzie więcej wart, czy coś. Ale nie. Oni są szlachetnymi demonami. - Prychnął z rozbawienia. - Demonami. Szlachetnymi. - Pokręcił tylko głową. Absurdalna myśl.
- No i zburzyłeś moją piękną fortecę. - Rozłożył ramiona w geście bezradności. - Ale koniec, końców pewnie masz rację. Jakbym jeszcze układał mnichów, czy pracował nad budynkiem to by mnie to ciekawiło. Lecz w momencie skończenia twierdzy po dwóch dniach by mnie szlag trafił z nudów i wróciłbym do podróży. - Zamyślił się. - Może niektórzy nie są stworzeni do siedzenia na pośladkach. - Wzruszył na koniec ramionami. Będzie co ma być.
- A dziękuję. - Odparł na komplement. - Tak się składa, że to najlepszy kowal na świecie. Hanshin. - Pokiwał głową z uznaniem. - Zastanawiam się czasem, czy mu nie sprawić towarzystwa, ale póki co nie znalazłem nikogo godnego.
- Prędzej czy później rzucą się na siebie nawzajem. - Poparł towarzysza. - Taka nasza natura. Dlatego też jestem sceptyczny przed nadmiernym wiązaniem się w stada. Szczególnie z naszą szlachetną garstką najwyższych. - Rzucił nieco awanturnicze hasło będąc ciekaw reakcji Yuty. Na wspomnianej arenie już spotkał Seiyushi, która podzielała jego wątpliwości. Nie byłby wielce zaskoczony gdyby tak myślących demonów było więcej. W końcu byli dwulicowymi demonami.
- Czasami pożar musi stawić fortece, żeby na jej zgliszczach powstał co lepszego... Świat jest zbyt ciekawy, żeby siedzieć na dupie w jednym miejscu, poza tym bycie w ruchu ma wiele zalet i pomaga uniknąć niepotrzebnych odwiedzin. - Ciągle przemieszczanie miało swoje zalety, bo w końcu zabójcą było trudniej Cię wytropić, zwłaszcza gdy ruszyło się dalej, nim na dobre dotarły do nich informacje. Później co najwyżej mogli szukać wiatru w polu albo trafić na innego demona, który akurat przypadkiem zjawił się w okolicy. W innym przypadku to trzeba mieć ogromnego pecha, żeby z marszu ot, tak wpaść na zabójcę, który akurat ma ochotę skrócić Cię o głowę.
- Najlepszy? Nigdy o nim nie słyszałem nigdzie, a ostatnio dość namiętnie poszukuje perełek w rzemieślnictwie, aby odkryć pewnie mącący mi spokój szkopuł. Co takie znamienitego wykuwał, jego miecze otrzymywali cesarze? - Pociągnąłem kolejnego łyka lury z kubka i zimny wzrokiem obserwowałem zasuszoną główkę, Nie był chyba jakiś stary, więc jak mógł zostać najlepszy kowalem na świecie? Odrobinę ciężko było mi w to uwierzyć, ale z drugiej strony też aż tak mocno nie zamierzałem się zanurzać w tej kwestii.
- Pewnie jeszcze nie jedna nadarzy się okazja. Chyba że czekasz, aż ktoś inny przejmie jego tytuł.... Mogą sobie być Kizukimi, po prostu byli pierwsi. Osobiście poza przytłaczającą prezencją i siła niczego innego nie poczułem do nich. Mam wrażenie, że traktują nas jak robactwo pod stopami, któremu rzucają ochłapy, ku swoje ucieszy i obserwacji walki o te resztki. - Pierwszy świetnie pokazała, jak działa jego wola, zebrałem demony, a później rzucił między nich miecz, żeby obserwować, jak demony walczą, ze sobą o kawałek stali.
- Czasami mam wrażenie, żeby coś znaczyć, trzeba sobie samemu to wziąć siłą i zasiać ziarno strachu we własnym gatunku. - Demony rzadko się szanowały i nie było w tym nic dziwnego tak naprawdę, prawo silniejszego i zatracony kompas moralny i wiążące standardy społeczeństwa.
Następnie Yamato dostał ciekawe pytanie. Skąd niby wiedział, że Hanshin jest najlepszym kowalem.
- Idę o zakład, że ci co kują miecze dla cesarzy nie są najlepszymi kowalami, tylko najgłośniejszymi gadaczami. Prawdę mówiąc to po prostu mi tak powiedział swoimi ostatnimi słowami. Nie jestem pewny czy o nim wcześniej słyszałem. Jednak mogę zaświadczyć, że miecz jaki ze sobą nosił był doskonałym kawałkiem stali. - Założył ręce na piersi. Owszem mógł po prostu paść ofiarą podłego kłamstwa. Lecz czy go to obchodziło? Nieszczególnie. To nie tak, że jego los był związany z szczerością tego stwierdzenia. Traktował szerzenie legendy Hanshina jako swoistą rozrywkę.
- Brzmisz jakbyś snuł jakieś szeroko zakrojone plany. - Skomentował zaintrygowany minch. - Mi też się niezbyt podoba nadmierne panoszenie się dwunastki. Cenię sobie swoją osobę i mam wyjątkowo sztywny kark. Okazuje się, że jest nas więcej niż myślałem. - Dorzucił swoje kilka słów na temat statusu demonicznej braci.
- Kontynuuj proszę. - Zaprosił go do dalszej rozmowy na ten temat. Nagle do głowy wpadła mu elegancka myśl.
- A może by tak partyjka shogi? - Zapytał uprzejmie.
-Czyli sądzisz, że nie rozpowiedziany talent, może lepiej zakwitnąć niż ten znany wszystkim.... hmmm? Coś w tym może być, w końcu nie wszyscy artyści i rzemieślnicy są znani na całe imperium, ale przez to in umiejętności nigdy nie zapiszą się na kartach historii. Może to próżne albo głupie, ale lepiej być głośnym Gadaczem zapisanym na kartach historii niż zapomnianym mistrzem... A skoro go zabiłeś, to już nigdy nie rozwikłamy tej tajemnicy. - Odwieczny konflikt sławy i umiejętności, które nie zawsze szły w parze i jedni potrafili być lepsi od drugich, tylko gdy już otrzymasz sławne, to trudno zdjąć Cię z przysłowiowego rowerka, bo chodziło tylko o nazwisko. Sam czasami się zastanawiałem, jak wiele trzeba poświęcić czasu, żeby odnieść sukces w tworzeniu i zostać znanym na całą Japonie, ale jeszcze nie znalazłem odpowiedzi.
- To chyba w przypływie wspomnień z areny, dobrze wiesz, że jestem tylko chmurą, której to bez różnicy, po jakim niebie będzie latać albo czy w ogóle. Chociaż nie powiem, że w tym swoim niebyciu, czasami docierają do mnie uczucia, które potrzebują większego upusty niż tworzenie. - Byłem strasznie apatyczny większość czasu i ciężko byłoby doszukać się większych ambicji czy chęci zwłaszcza po ostatnim kuble zimniej wody. Jedynie spełnianie się twórcze dawała mi jakiś niewielkich kopów do robienia czegoś więcej niż żarcia.
- Jeżeli twój własny gatunek Cię nie szanuje, to co musisz zrobić?.. Sprawić, że nie będą mieli wyboru, u nas liczy się tylko siła, przyjaźnie czy koneksje nie mają sensu, bo prędzej czy później ktoś wbije Ci zabójcę w plecy. - Opowiadałem mu bez większego namysłu czy zaangażowania, tak jakbym czytał listę zakupów. Kiwnąłem głową twierdząco, gdy zaproponował partię w shogi, jednak nie mieliśmy żadnej planszy i pionów, na szczęście w tym akurat mogłem pomóc.
Rozlałem krew z kielicha na stole i sporządziłem okrąg z różnymi symbolami, chociaż były one w głównej mierze bardziej dla wyglądu niż działania. A następnie posługując się własnym cienie, stworzyłem z niego całkiem gustowną i ładniej zdobioną szachownice do gry z pionami. Krąg krwi był potrzebny do zasilania tworu, aby nie wyparował.
- Bardziej jestem zdania, że talent tworzenia rękodzieł i talent do bycia na cesarskim dworze to dwa różne atuty. Nie przeszkadzają sobie, a nawet pomagają. Ostatecznie jednak jeśli chcemy pracować dla koronowanych głów to lepiej mieć złote usta, niż dłonie. - Ależ się temu mnichowi zebrało na filozoficzne sentencje. Na koniec demon krzywo się uśmiechnął do siebie i do zręcznie uplecionych słów.
- Prawdę mówiąc nie przeszkadza mi aż tak ten układ. Przede wszystkim jest jasny. Silniejszy rządzi i nikomu nie można ufać. - Yamato pozwolił sobie na kolejną chwilę zadumy. Uważnie spoglądał na wyłanianie się cienia, a w efekcie szachownicy z kałuży krwi. Było w tym coś fascynującego. - O takie tworzenie ci chodzi? Czy coś więcej? - Zapytał kontynuując rozmowę. - Świat jest wielki i posiadamy wiele talentów, po które wystarczy sięgnąć. Choćby główka Hanshina - Wskazał na szkarłatną czaszkę. - Udało mi się ją zakonserwować za pomocą ciekawego rytuału w Oguni. - Dodał parę słów, które mogły być zachętą dla Yuty.
- Twoja szachownica, proszę, zaczynaj. - Uprzejmie, wręcz niedemonicznie wskazał na świeżo ukształtowane pole do gry.
- Ludzie unikają takich nawiedzionych miejsc, dlatego trzeba polować z głową, a nie żołądkiem. - Tu Yamato miał racje, nikt nie odwiedziłbym takiej świątyni, a przynajmniej nikt na kogo demon mógłby czekać, bo zabójcy na pewno chętnie sprawdziliby, czy w tym miejscu nie ma demona. A to mogłoby się liczyć z szybkim końcem zbyt butnego demona, który nie przywiązuje uwagi, czy nie jest o nim czasem zbyt głośno.
- Złote usta, czy dłonie. To już na stracie twoje życie jest zdefiniowane, przez to, w jakie rodzinnie się urodzisz. Zabawne, że ludzie uznają się za wolnych, a są skrępowani już na stracie i wyżej niż możesz i tak nie dojdziesz w tym społeczeństwie... Niby jasne, ale sztuczna gra trwa. Słabi się płaszczą i proszą o uwagę księżyc. Sam padłem chwili słabości po walce na arenie i chciałem dostać moc od pierwszego, jak się okazało była to tylko ułuda... Nie ma drogi na skróty i jeżeli sam wejdziesz na szczyt, nikt nie zdoła cię ciągnąć w dół albo zepchnąć. - Pierwsze demony nie miały patronatu starszych demonów, a mimo to zdołały o własnych siłach zbudować swoją potęgę. A skoro się dało, to nie ma nic lepszego niż stara dobra droga.
- Chodziło mi o uwiecznianie chwili, jedna z niewielu rzeczy, które sprawią mi jakąkolwiek przyjemność, ale czasami to nie wystarcza, wyrównać poziom... To fakt wielu rzeczy jeszcze nie widziałem i na pewno wielu też prędko nie zobaczę. -Odpowiedziałem mnichowi, po czym położyłem palec na pionie i przesunąłem go do przodu.
- Plansza:
- Ile minęło od twojej przemiany? - Zapytał z ciekawości. Może niezbyt delikatnie, ale demoniczna ciekawość była zbyt silna. Zastanawiał się po ilu latach głos przeszłości spychał się w ciszę niepamięci. Takie fascynujące badania mogły zainteresować nawet samych kizuki, jeśli chcieliby hodować sforę posłusznych demonów. Choć sam mnich był przekonany, że było multum zmiennych, które na ten czas wpływały.
- Na swój sposób my, demony, również jesteśmy z góry skazani na pewne rzeczy. Choćby i nasze sztuki krwi - Dla efektu zrobił powolny gest dłonią, za którą w momencie utkała się masywna kościana ręka. Moment później rozwiął ją kolejnym gestem. - Nasze talenty krwi, niezależnie czy pochodzą od nas czy są z góry zdefiniowane podczas drugich narodzin przez Stworzyciela, nawiasem mówiąc ciekawe pytanie, również wyznaczają naszą przyszłość i mogą określić rolę w diabelskim społeczeństwie. - Demon wzruszył ramionami. - Chłop pańszczyźniany nie stanie się cesarzem, jednak wciąż może być rolnikiem, pasterzem czy nawet bandytą. Pewien stopień autonomii istnieje, tylko nie każdy decyduje się kwestionować jego narzucony los. - Zakończył swój wywód poruszając innym pionem o krok do przodu.
- Uwieczniasz chwile? - Zainteresował się Yamato. - W jaki sposób? Malujesz? Rzeźbisz? - Podrzucił pytania.
- Spoiler:
- Według mnie nie ma dobrych i gorszych sztuk krwi, to raczej kwestia kompatybilności do przeciwnika i sposobu użycia, nawet z prostych narzędzi można skonstruować śmiertelną pułapkę... W naszym społeczeństwie siłą zaskarbisz sobie wszystko, gdzie u ludzi nawet jeżeli się chłopi zbuntują, to wtedy przyślą żołnierzy i szybko sprowadzą ich na ziemie. To, że z chłopa zostanie pasterzem czy bandytą wcale nie wpływa na jego status, jedynie zajęcie się zmienia. - Czy w pewnym stopniu ludzie mogli kierować swoim życie? Pewnie tak, ale ich marzenia nigdy nie były proste do realizowania, a raczej nie dało się ich zrealizować.
- Jeżeli nie kwestionujesz narzuconego losu, to możesz jedynie iść wytyczoną ścieżką. - Na tym skończyliśmy ten wywód i przeliśmy dalej, gdzie Yamato był ciekawy, co mogły oznaczać moje słowa. Nie było tam drugiego dnia, czy jakiegoś specjalnego demoniego rytuały jak w przypadku głowy Hanshina. Po prostu uwieczniałem to co mi się w danej chwili podobało, na papierze, kamieniu czy nawet piasku.
- Głównie maluje i szkicuje. Chociaż to zależy od okoliczności i samej motywacji... A ty co robisz poza uganianiem się za mięsem? - Odbiłem piłeczkę w jego stronę, przecież to chyba nie było, aż tak dziwne, że demon miał jakieś hobby, aby nie popaść w rutynę.
- Spoiler:
- Źle mnie zrozumiałeś. Nie postrzegam ich jako lepsze czy gorsze. Jedne mogą w subtelny sposób kontrolować ofiary, a inne są bardziej bezpośrednie. W naszym społeczeństwie jest praca zarówno dla manipulatorów jak i wojowników. - Yamato wyjaśnił swoją myśl. Specjalizacja jednostki była zdaniem mnicha dobrym kierunkiem, który sam podążał. Znajomość własnych mocnych stron i dążenie do ich ekspozycji była lepszym podejściem niż próby doskonałości we wszystkim. Takie zmagania musiały się skończyć porażką, a przyznanie się do tego, było to zapewne nieludzko trudne dla demonów z uwagi na ich nieśmiertelność.
- Masz jakieś ze swoich dzieł przy sobie? - zapytał wiedziony zamiłowaniem do estetyki. To proste, ładne rzeczy były po prostu miłe dla oka.
- Zamierzałem zając się doglądaniem świątyni w wolnym czasie, ale ktoś zdzielił przez łeb mój sprytny plan. - Zaczął z przekąsem, lecz zaraz wybuchnął śmiechem. Nie było w tym żadnej urazy. Rozmowa rzeczywiście uświadomiła go w konflikcie pomiędzy jego charakterem, a domniemanym zajęciem. - Dużo tego wolnego czasu nie mam. Lubię się pobawić mięsem, doprawić je strachem, stworzyć iluzję nadziei i potem ją zgnieść. Poza tym dochodzą czasy długich podróży. - No i rozważał zawodowo zająć się knuciem za plecami innych demonów. Z każdym spotkanym pobratymcem zdawał sobie sprawę, że wiele potworów nie jest zachwycone statusem quo i można było rozważyć stworzenie luźnego porozumienia między nimi.
Popatrzył następnie na pole gry obserwując rozłożone pionki. Dawno nie miał styczności z shogi i musiał odświeżyć sobie grę. Póki co planował być ostrożny, zająć środek i obserwować rozwój wydarzeń.
- Spoiler:
- Dla tchórzy też. - Wszystkie społeczeństwa były pełne tego typu jednostek i gdy inni budowali, zdobywali czy niszczyli, tamci ukrywali się i czekali na blask i poklask. Nie miałem nic do nich, nawet szacunku akceptowałem ich istnienie i jednocześnie ignorowałem. Lepiej, żeby po prostu żaden nie psuł mi widoku na krajobraz, a tak to niech sobie egzystują.
- Coś by się tam znalazło. - Rzuciłem jak od niechcenia i sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni w kimonie, z którego wyciągnąłem kilka zrolowanych pergaminów przedstawiających różne krajobrazy i części Japoni, które zwiedziłem. Nie były to żadne kolorowe arcydzieła i do tego wykonane w bardzo surowym stylu, ale każdy szczegół był odwzorowany pieczołowicie, gdyby dodać tam nieco kolorów, można by odnieść wrażenie, że jest zamrożony obraz.
- Sprytne plany często są niszczone przez osoby trzecie. - Dodałem ze westchnięciem. - Gustujesz w podobnej kuchni, zgnieciona nadzieje jest najlepsza od osób, które mają dużo do stracenia. - Fakt był taki, że bogate szlachciury bardzo bały się o życie, więc łatwo było nimi manipulować i dawać nadziej, a potem spadali z bardzo wysokiego stołka na główkę.
Nasza rozgrywka zaczynała wyglądać może zbyt ostrożnie, ale każdy knuł na swój sposób, jak na razie odpuszczałem próby przejęcia środka, żeby przygotować się bardziej na tyłach.
- I co dalej. Nie masz dni, gdy myślisz, że Twoja egzystencja jest niepotrzebna? - Zadałem mu nieco bardziej osobiste pytanie, ale byłem poniekąd ciekawy, jak on to widział. Bo ja bardzo często miałem takie dni i coraz bardziej dotykała mnie znieczulica dotycząca własnej egzystencji.
- Spoiler:
- Miłe dla oka. - Rzucił mnich. - Widzę, że również wolisz się cieszyć naturą i otwartą przestrzenią. Mam rację? - Zapytał sugerując się krajobrazami w przeciwieństwie do portretów. Choć pewnie ulubionym dziełem większości demonów byłby autoportret. Niestety postrzeganie śmietanki potworów przez Yamato było bardzo ostrożne. Konkretniej to zyski jakie wiązały się z głębszymi kontaktami nie pokrywały się z zagrożeniem jakie tworzyły.
- Bywają dni, że zastanawiam się nad moją egzystencją i jej celem. - Zaczął powtarzając słowa Yuty. - Nigdy jednak nie dochodzę do wniosku, że jestem niepotrzebny. Podejrzewam, że najbliższa temu jest myśl, którą od czasu do czasu napotykam. Postrzegam wtedy siebie jako coś na kształt siły natury. Drapieżnika, który polując na słabsze jednostki nadaje właściwy kierunek światu. - Zatrzymał się na chwilę w wypowiedzi, przesuwając kolejny pionek na planszy. - Zapewne przez to, w ogólnym rozrachunku ludzkość rośnie w siłę, lecz w efekcie i my staniemy się silniejsi przez ten sam mechanizm. Przeżyją tylko najsilniejsi. - Pozwolił sobie na jeszcze jedną przerwę przed kończącą myślą. - Jesteśmy silni pomimo sobie nawzajem, ale dzięki sobie. W tym widzę swoje miejsce na świecie, a przez to, nie czuję się bezwartościowy. - Wzruszył ramionami na koniec.
- Spoiler:
- Polowanie na słabe jednostki raczej nie przyniesie Ci zbyt dużo zabawy prawda?.. To bardzo hmmm przy ziemne stwierdzenie godne człowieka albo zwierzęcia. Nie musisz udawać, po prostu powiedz, że żyjesz dla polowania i walki Yamato. - Podniosłem wzrok z planszy i zacząłem nim świdrować mnicha, lubiłem jego towarzystwo z wielu powodów, chociaż za każdym razem pojawiało się kolejne na liście. Poszerzał mi horyzont, mimo że siedzieliśmy pod dachem.
- To tu się różnimy, po arenie uświadomiłem sobie, że bycie narzędziem w czyimś ręku nigdy nie było dla mnie przeznaczeniem. Zwłaszcza gdy owa ręka po prostu cisnęła mnie w kąt i przyglądała się temu wszystkiemu... Czy wegetacje można nazwać życiem? Niby lubię czerpać przyjemność z kilku aspektów, ale czy to wystarczy, żeby trzymać się aktualnego stanu rzeczy przez hedonizm? Skoro w pustce nie trzeba przejmować się niczym i nikim. - Stukałem palcem o stolik i zastanawiałem się nad kolejnym ruchem, aż w końcu przesunąłem piona. Czy życie było mi już aktualnie obojętne, czy już przesyciłem się istnieniem, w którym rozdawałem ból i odbierałem przyjemność od innych, nie pozostawiając nic więcej po sobie, poza stertą pobazgranych pergaminów i kilku murali w różnych miejscach? To było pytanie, które gdzieś tam kołatało mi w głowie, czasami zagłuszone czymś innym, ale prędzej czy później zawsze wyłaniało się na powierzchnie i biło na alarm.
- Spoiler:
- Arena. Znowu do niej wracamy. Był to dla ciebie w jakiś sposób punkt zwrotny, prawda? - Yamato podrapał się po kilkudniowym zaroście zastanawiając nad kolejnymi słowami. - Na arenie nie zostałeś pozostawiony sam sobie. Przyznam, że pomoc była wyjątkowo niefortunna, lecz są inni, którzy pochlebnie obserwują twoje kroki. - Poruszył delikatnie kwestię badając grunt. Nie był pewny czy Yuta, zdawał sobie sprawę z szczegółów drugiej walki na galerii. Drobnej utarczki w jaką został wplątany również i mnich.
Podobnie jak sprawdzał swojego rozmówcę, postanowił, że należy nieco przyspieszyć grę.
- Spoiler:
Słowa Yamato zwróciły na siebie moją uwagę, nie widziałem tej pomocy, o której mówił mnich. W końcu przebicie.na wylot mieczem jak jakiegoś szaszłyka nie można było nazwać pomocą. A potem to ostrze, które się rozpłynęło gdy próbowałem się wycofać od walki, seria niefortunnych przypadku, czy może czyjaś misterna zabawa moim kosztem.
- Nie chciałbym wiedzieć, jaka miałaby się okazać fortuna. W takim razie mogli zaobserwować, jak z wielki hukiem upadłem. - Nie były to gorzkie słowa, już od jakiegoś czasu zdołałem zażegnać tamte rozszalałe emocje, które wtedy się pojawiły. - Kto więc przygląda się moim krokom? - Skoro mnich już poruszył te kwestie, to mógł uchylić rąbka tajemnicy. Jeżeli wiedział więcej ode mnie, to na pewno się nie obrażę na dodatkowe informacje i wydarzenia, które zadziały się tamtego wieczoru. Przesunąłem leniwie piona po planszy, jak na razie rozstawialiśmy siły po planszy.
- Plansza:
- Słuchaj, nie tak łatwo jest z kilkunastu metrów trafić mieczem pod nogi jednej konkretnej osoby jak się napierdziela cała grupa na arenie. - Ciemnowłosy wybuchnął gromkim śmiechem. Prychnął jeszcze z rozbawieniem i uspokoił się przeczesując włosy z czoła. - Potem próbowałem wtórować rzucając jakimś śmiertelnym pionkiem. Pomogło? - Zaplótł ramiona na piersi z wyrazem głębokiej dumy na twarzy. Wrócił myślami do tamtych chwil i zaraz mu dobry humor przeszedł. Przypomniał sobie cyrk jaki odstawiały księżyce przy użyciu małp jakimi były niższe demony. Następnie ze złośliwości i przedłużenia dla czasu oczekiwania na odpowiedź, skupił się na planszy obserwując kafelki.
- Demonica imieniem Seiyushi. Sympatyczna istota o podobnie sceptycznych poglądach na temat porządku naszej rogatej hałastry. - Mnich przedstawił tajemnicze wsparcie z trybun poruszając pionkiem do przodu. - Jeśli ci bardzo zależy to wydaje mi się, że kiedyś mogę cię przedstawić. - Wzruszył ramionami na koniec. Złośliwość złośliwością, ale była to drobna przyjemność życia, ale ciągnięcie tego byłoby chamstwem, którego nie znosił.
- Spoiler:
- Nie broniłbym jej nie kompetencji na twój miejscu, nawet jeżeli wierzysz, że był to tylko przypadek. Ludzie zwykli mawiać, że topiący zabije swoje wybawcę i tak było i tutaj... Z wszelkimi pomocami wystarczyło zaczekać i zobaczyć kto jest tonący, a kto nie. - Wzruszyłem ramionami, minęło sporo czasu od areny i wiele emocji udało mi się już wyrzucić z siebie czy odreagować, ale nie chciałem za bardzo słuchać o tym, jak ktoś chciał mi pomóc, ale mu po prostu nie wyszło, zwłaszcza gdy chodziło o tamtą demonice.
- Możesz przynieść mi jej głowę, jeżeli nie ma dla mnie Marechi, którego przez nią straciłem. - Akurat ją znałem, wiedziałem z czyje krwi, było utkane ostrze i nawet pofatygowałem się, żeby poznać imię tej, która odebrała mi szanse. Nie rozumiałem czemu Yamato, próbował tłumaczyć innego demona w moich oczach, to nie miało zbyt dużego sensu, jeżeli zbierał popleczników, to powinien wybierać zdecydowanie bardziej kompetentnych.
-Ktoś jeszcze? - Przesunąłem kolejny pionek, szykując się do mocnej obrony zamku.
- plansza:
- Twoje zdanie. Byłem tam i plan był inny. Choć ufać nam demonom to jak ufać psu. - Prychnął mnich pod nosem. - Głowy ci nie przyniosę bo to nie w moim interesie. Odpada. Przysmaków jest niewiele, ale przyjdą jeszcze okazje do uczty. - Dokończył suchym tonem, choć wciąż pozostawało w eterze widmo wspólnego układu. Dla Yamato również zaufanie było raczej towarem luksusowym, lecz wygladało, że interesy jego i Seiyushi się pokrywają. Więc nie miał powodów, żeby czasowo nawiązać współpracę. Tak więc Yuta musiał się obejść smakiem krwi demonicy.
Na kolejne pytanie Yamato musiał się dłużej zastanowić. Prawdę mówiąc nie pamiętał zbyt wiele z trybun. Wszystko było tak nieistotne. Wewnętrzne walki Kizuku za pomocą co bardziej uległych demonów. Jakże paradne było oglądać, kiedy bestie tak chętne do rozkazywania pobratymcom skakały niczym paradne pieski wokół Księżyców.
- Taaak, ktoś tam jeszcze mógł być. - Odpowiedział przeciągłym tonem szukając wspomnień w swojej czaszce. - Kobieta w płaszczu z piór, a raczej półskrzydłami. Dziwna istotka. Pomogła jakiemuś śmiertelnikowi, który został raniony podczas przepychanek. Następnie zaproponowała, że może pomóc i tobie. - Demon mówił powoli, patrząc w przestrzeń gdzieś w głębi karczmy. Każde słowo brzmiało jakby wyłuskał je z odmętów przeszłości. Naturalnie musiał być czymś podszyty, ale altruizm demonów był dla świętego męża czymś nietypowym.
Kolejny ruch zrobił niedbale, jakby wciąż był obecny nie w karczmie, a na trybunach.
- Jej głowy nie potrzebujesz? Co jeśli jej krew nie miała cię uleczyć, a zatruć? - Skontrował zainteresowanie Yuty osobistościami z trybun. Chociaż był ciekaw, jaki ma interes w klasie średniej dzieci Muzana.
- Spoiler:
- To nie zdanie, a fakt przez dokonane przez nią rzeczy. Nie jesteśmy dziećmi i grzecznymi ludźmi, którzy czują poczucie winny. Opcje są dwie, może chciała pomóc, ale jest tak niekompetentna, że szkoda a nią czasu albo druga, że zrobiła to specjalnie dla zabawy, dla swojej satysfakcji. Powód nie ma znaczenia po liczy się efekt końcowy. - Skoro mnich nie podzielał mojego zdania, to nie było sensu na ten temat dyskutować. Seiyushi nie była tego warta, poza tym, gdyby faktycznie tak było, jak on mówi, już dawno w ramach pokuty przyniosłaby mi marechi, a dalej go tu nie było. Gdy Towarzysz wspomniał o kobiecie przybranie w ptasie pióra, skojarzyło mi się to z panią żuraw, która najpewniej również się znajdowała na trybunach. Zamierzała mi pomóc w jakiś sposób, ale z tego, co rozumiem, nigdy do tego nie doszło, bo Akujin mnie pokonał nim mogło do tego dojść
- Nie potrzebuje jej głowy, skoro nic nie zdążyła zrobić. To nie ma co gdybać, co jej krew mogłaby mi zrobić, jeżeli do tego nie doszło. Wyszła z jakimś zamiarem, ale nie znamy jej motywacji, prędzej czy później się dowiem, czym mogły być podszyte jej intencje. - Przesunąłem kolejny pionek na planszy, zbliżając się do połowy mnicha. Nie interesowało mnie doszukiwanie się spiskowych teorii i tego, co mogłoby się wydarzyć, w tym momencie intencje pani żuraw wydawały się jasne.
*Screen w pw na dc.
- Jaśnie Pani Żuraw osobiście nie znam, choć trudno przegapić jej istnienie. - Zaczął powoli. - O ile jeszcze ufasz moim osądom. To szczerze chciała ci pomóc. Chociaż ciekawi jaki interes by w tym miała. - Urwał na chwilę zastanawiając się dłużej. - Może właśnie w ten czy inny sposób wpadłeś jej w oko, a że o nią pytasz jest realizacją tego planu. Jak ją spotkasz to powiedz, że ją pozdrawiam i żałuje, że nie zamieniliśmy słów dłużej na trybunach. - Wzruszył na koniec ramionami. Z całą pewnością Pani Ptak była jedną z bardziej wpływowych postaci pomijając same księżyce. Proste uprzejmości mogą daleko zajść, a samego Yamato nic to nie kosztowało. Zapewne powinien nadrobić kilka wizyt, które od dłuższego czasu go ścigają. Myślał tu głównie o Kitsune, która wymusiła jedną czy dwie obietnice. Przeciąganie tego wiele dłużej byłoby zwykłym chamstwem. Całe szczęście, że mnich nie pamiętał z jakiego stanu się wywodził.
Kolejny ruch zrobił ostrożnie. Co prawda gra była raczej dodatkiem do miłej rozmowy, ale nie chciał wyjść na żółtodzioba. W końcu była to gra kulturalnych ludzi.
- Dość już o przeszłości. - Roześmiał się uderzając dłońmi o własne uda. - Jakie masz dalsze plany na istnienie? - Zapytał z cwaniackim usmiechem. - Coś czuję, że czeka nas rok zmian, tylko czy na lepsze? - Dodał z ciekawością.
- Spoiler:
Nie spodziewałem się tego po Yamato, nie sądziłem, że on będzie chciał przymilać się do innych demonów pozdrowieniami, w sumie to trochę tak jakby chciał, aby sprawdził grunt i w jego przypadku, ale w końcu czemu to miało szkodzić? Jeżeli tego potrzebował, to mogę zostać tym małym posłańcem, skoro ostatnim razem przegrał zakład przeze mnie. Można było to potraktować jako wyrównanie rachunków, które gdzieś tam pozostawały mnie rozliczone. Obserwowałem uważnie ruch mnicha, bo sytuacja coraz bardziej się zaogniała, tylne linie były już rozstawione teraz trzeba było się szykować, do walki w przedpolu gdzie robiło się coraz gęściej.
- Nie zastanawiałem się nad tym zbyt długo, chociaż moje ostatnie plany, były mocno związane z przeszłością i pewnym przedmiotem, który pozostawał w moim posiadaniu i wolałem, żeby tak pozostało, chociaż nie wiedziałem, dlaczego tak było... Nie da się przewidzieć mnichu czy nadchodzące jutro będzie lepsze, co wydarzy się podczas kolejnych tygodni, czy wciąż głowa pozostanie na karku. Jedno jest pewne, na pewno będzie inne. - Przesunąłem pionka na tyłach, aby zapewnić sobie w razie czego kontrofensywne, gdyby jego goniec postanowił wtargnąć.
- Plansza:
- Brzmi jakby była między wami jakaś zła krew. Może właśnie tak zrobiła żebyś miał u niej dług wdzięczności? Taka psychologiczna złośliwość. - Yamato podsunął możliwy bieg wydarzeń. Sam nie miałby żadnych skrupułów, aby od czasu do czasu tak postępować. Naturalnie na tyle rzadko żeby ktoś się nie przyzwyczaił i nie wziął go za altruistę. Przecież wśród demonów coś takiego mogło być zwyczajną obelgą. Również mogła to zrobić w formie gestu, świadczącego, że nie uznaje go za zagrożenie. W końcu prawdziwym wrogom się nie pomaga. - Uważasz, że ma powód do takich rozgrywek? - Zapytał z ciekawością, podszytą chęcią dokładniej poznania wpływowej pani żuraw.
- Zechcesz uchylić rąbka tajemnicy cóż to za przedmiot? - Dorzucił po chwili kolejne pytanie. Mnich zapytał raczej z chęci podtrzymania rozmowy, niż wtykania nosa w nie swoje sprawy. Tak więc ton tego pytania nie był natarczywy. Ale jak chyba każdego ciekawiły go wyjątkowe przedmioty. Słysząc kwestię na temat “pozostawania głowy na karku” pozwolił sobie z uśmiechem zabębnić palcami na czole Hanshina.
- Naturalnie da się przewidzieć przyszłość. Na tym polegają moje wróżby. - skontrował rozbawionym tonem. - Jedyne co zostaje to po wydarzeniu stwierdzić, że po prostu została dobrze lub źle zinterpretowana. - Prychnął na koniec spoglądając z powrotem na szachownicę. Nie był zbyt zadowolony, że jego plan kakaowych widełek został w ten sposób brzydko zablokowany. Nie oszukujmy się, nie był też wybitnie wyrafinowany. Krzywiąc twarz zrobił kolejny krok.
- Spoiler:
- Nigdy nie masz pewności, czy twoje istnienie przypadkiem nie nacisnęło komuś na odcisk, może kiedyś zjadłem kogoś, kogo ona chciała albo kogoś, kogo nie powinienem jeść, bo był jej bliski. Ciężko jest powiedzieć, nigdy nie czułem z jej strony wrogości, może obojętność, zaniechanie, ale każdy gra w grę, którą uznaje za stosowną. Demony zaskarbiają sobie moją sympatię za różne rzeczy, ty na przykład wykazałeś się manierami, których nie każdy by się dopuścił... Ten przedmiot to pierścień. - Odpowiedziałem mu na pytanie, które nie było dla mnie żadną tajemnicą, w końcu zabranie tego przedmiotu, nie przysporzyłoby niczego dobrego potencjalnemu złodziejowi. Wziąłem kolejny łyk tej pomyjowatej krwi, która należała pewnie do jakiegoś chłopa, co jadł najgorsze i zepsute rzeczy, aby wspaniały pan na włościach, miał co jeść i mógł cieszyć się smakiem.
- Całkiem wygodna wymówka, w razie czego powiesz, że źle to zrozumiałeś, ale w większości przypadku raczej następnym razem się uda. Ciekawy czy już dostrzegasz swój problem, który zbliża się większym krokami. - Przesunąłem piona bliżej jego skoczka, sprawdzałem jego odruch, delikatnie zwiększając napięcie w środkowy polu, wymusiłem ruch, który musiał podjąć, jeżeli chciał uratować jednostkę.
- Plansza:
- Ależ oczywiście. - Potwierdził jego słowa. Choć były raczej jasne. - Żyjemy ile chcemy. Robimy co chcemy. Poza… tfu… słońcem i łowcami nic nam nie może zaszkodzić. Rozpamiętywanie takich czy innych uraz jest naszą rozrywką wypitą z krwią przy narodzinach. Wnioskuję po twojej wypowiedzi, że nie zdarzyło się nic oczywistego. Nie oplułeś jej, nie okradłeś. - Wzruszył ramionami. Może i liczył na jakieś pikantne plotki, ale z drugiej strony po co mu to. - Wykazałem się manierami? Dziękuję, choć nie ukrywam, że sobie nadmiernej uprzejmości nie przypominam. Choć chamem staram się nie być. - Pogładził brodę w zadumie. Cóż, nie utrzymywał zbyt wiele kontaktów z pobratmcami, ale spodziewał się, że demoniczność u wielu mogła iść w parze z chamstwem. Yamato starał się reprezentować bycie lepszym od śmiertelników, nie tylko w sile i sprawności.
Oderwał się od łechatania własnego ego, kiedy Yuta stwierdził, że jego sytuacja na planszy nie jest godna pozazdroszczenia. - Taaa… teraz widzę. Cóż, będzie mnie to swędziało przez resztę partii. - skrzywił się patrząc na pionki. Lubił skoczki, ale brak możliwości odwrotu był ich bolesną cechą. Może kiedyś zmienią zasady żeby mogły. - No nic. Gratuluję pierwszej figury, ale pierwsza krew będzie moja. - Skwitował kolejny ruch z uśmiechem.
- Spoiler:
Nie możesz odpowiadać w tematach