Sesja wciąż może być kontynuowana w dziale z retrospekcjami, który znaleźć można tutaj.
Mimo wszystko jego konkretne preferencje jedzeniowe utrudniały mu sprawę. Może i bandyci byli dosyć częstym widokiem w ich czasach, ale nie zawsze da się na takiego trafić codziennie. Jadł w sumie nie dawno, ale był osobą, która korzystała z okazji, kiedy los mu ją dosłownie podtykał pod nos.
Zmierzch nadciągnął już jakiś czas temu, a wiosenne niebo ładnie oświetlał księżyc w towarzystwie setek gwiazd. Ookami spokojnie, w pełnym odzieniu ukrywającym jego demoniczne oblicze przemierzał drużkę wraz ze swoim mieczem przy pasie. Prawdopodobnie ruszyłby dalej, gdyby nie scenka, której miał okazję być świadkiem. Człowiek, raczej w średnim wieku z tobołkiem na kiju leżał przewrócony i był napastowany przez innego zaraz przed kapliczką. Nie ingerował od razu, starając się najpierw wychwycić, co jeden z nich wygaduje.
Tak, zdecydowanie brzmiało to na rozbój. Obserwując to, ciężko było w sumie dojść do innego wniosku. Zwłaszcza że z ust całkiem dobrze zbudowanego bandziora padły słowa takie jak "Śmieć" i "Oddawaj". Wilk zbliżał się w ich kierunku powolnym krokiem, aż Ci w końcu zwrócili na niego uwagę. Wtedy usłyszał dwie rzeczy. Prośbę o pomoc oraz groźbę. To, co nastąpiło chwilę później, było raczej oczywiste. Ookami wyjął swój miecz z nieludzką prędkością i zbliżył się do bandyty, któremu szybkim ruchem ściął głowę. Ta upadła na ziemię, jednak nie bolało go to za mocno. Głowa nie była zbyt smacznym kąskiem. Zdecydowanie najbardziej lubował się w ramionach, udach i klatce piersiowej. A te dzięki bogom były całe. Mógł więc je rozszarpać własnoręcznie.
Dręczony przed chwilą mężczyzna wpierw zareagował z przerażeniem, kiedy łeb oprawcy wylądował u jego stup wraz z cielskiem, które dołączyło sekundę później. Lękowi, ustąpiła wdzięczność. Jednak zanim ten dobrze zdążył powiedzieć cokolwiek w kierunku demona, spotkał się z dosyć szorstkimi słowami. - Idąc w tamtym kierunku, dotrzesz do miasta. A teraz odejdź. Już. - Nie prosił, nie sprawdzał, czy wszystko w porządku. Po prostu odprawił mężczyznę z kwitkiem i odprowadził wzrokiem. Kiedy ten już zniknął z pola widzenia Wilka, mógł się skupić na zabraniu stąd śniadania. No, zrobiłby to. Gdyby nie kroki z kierunku, w którym uciekł ocalony przypadkiem mężczyzna. Odwrócił więc głowę w tamtym kierunku, wypatrując ich źródła. Kogo znowu niosło?
Ten konkretny demon upodobał sobie polowanie na kapłanki i kapłanów shinto – paskudne stworzenie o bezczelnych upodobaniach. Chociaż z reguły Asagi nie angażował się osobiście, ot kolejny demon do zabicia, to jednak w tym przypadku sprawa miała w sobie pewien osobisty charakter i niebieskooki zamierzał wykonać ją szczególnie sumiennie. W tym celu zdecydował się patrolować okolice, wędrując od świątyni do świątyni, od kapliczki do kapliczki – żmudne i trudne, świątynek nie brakowało, ale noc była długa, a on wszak nie miał nic lepszego do roboty…
Staruszek podbiegł do kapelusznika po czym głosem szaleńca oznajmił mu bez ogródek
- Yama-no-kami, uratował mnie Yama-no-kami!” – co mocno zaintrygowało naszego bohatera. Prosty lud często w ten sposób nazywał demony czające się w kniejach, ale zwykle opowieści te dotyczyły makabrycznych zbrodni, a nie opowieści o byciu… ratowanym. Niebieskie oczy samuraja dokładnie zlustrowały starca, który nosił na sobie ślady napaści – ubranie miał poszarpane, jasnym było, że ktoś go zaatakował, ale przez kogo? Może jakiś bandyta, którego napadł niedźwiedź?
– Jak uratował cię ów „Yama-no-Kami”? zapytał niebieskooki podnosząc ostrożność nieco wyżej. Czyżby był paranoikiem? Możliwe. Zwłaszcza dlatego, że wiedział o tym, że niektóre demony posiadają bardzo szeroki zakres umiejętności. Wcale nie wykluczone, że ten mężczyzna był jedynie pułapką, może ofiarą jakiegoś czaru?
– Napadł mnie zbójca, a on go zabił. Jednym ciosem. I był wielki! O taki! starzec wysoko podniósł dłoń nad swoją głowę i nawet jeśli przesadzał, to jego „wybawiciel” musiał mieć około 2 metrów wzrostu – albo bardzo duży niedźwiedź, albo wysoki demon.
– Gdzie? – zapytał krótko Sayamaka zbliżając się o krok, tak by mieć starca w zasięgu uderzenie rękojeścią – nie ufał mu, ale musiał się upewnić. Ta opowieść brzmiała jak majaki pijaka, ale od swego rozmówcy nie czuł alkoholu. Nie umiał też zweryfikować, czy ma do czynienia z jakimś czarem czy innym diabelstwem, więc jedynym co pozostało, to udać się we wskazanym przez mężczyznę kierunku i sprawdzić samemu…
– A więc to ty jesteś Yama-no-Kami, o którym mówił tamten starzec. To intrygujące. – rzekł zatrzymując się w odległości około 6 metrów. Jego lewa dłoń już spoczywała na saya, a kciuk opierał się o tsubę. Prawa ręka jeszcze nie leżała na rękojeści, jednakże pozostawała uniesiona nieco nad nią, tak by łatwo było jej dobyć. Dlaczego jeszcze nie atakował?
– Nazywam się Sayamaka Asagi. Jestem łowcą demonów. – przedstawił się niebieskooki, uspokajając oddech i przygotowując się do walki. Skąd przy tym tak absurdalne trzymanie się etykiety? Cóż, nawet jeśli musisz kogoś zabić, to wcale nie oznacza, że nie możesz zachować przy tym dobrych manier…
Szczerze, gdyby nie to, że pojawił się tu Asagi, demon prawdopodobnie w tym momencie zbierałby zwłoki bandyty, żeby posilić się nim gdzieś z dala od drogi. Najlepiej w głębi lasu gdzieś na drzewie. Obecnie będąc zaczepionym przez obcego, nie powinien uciec ze zwłokami. Tylko niepotrzebnie się by naraził w ten sposób. Na kolejnego bandytę nie wyglądał, a sądząc po ubiorze, wysławianiu się i mieczu przy pasie... Samuraj? Jeśli tak, to nie powinien go zabijać. Zaintrygowały go słowa obcego, a zwłaszcza sposób, w jaki został nazwany. Takie przypadki już się zdarzały, ale uczucia towarzyszące im zawsze były identyczne. Z jednej strony kochał to... Tytuł przepełniony był szacunkiem, a z drugiej strony czuł, że niezbyt na niego zasługiwał, co z kolei rodziło swojego rodzaju wstyd.- Przepraszam chłopcze, ale musiała zajść pomyłka. Nigdy nie nazwałem się w tak arogancki sposób. - Zazwyczaj robili to przerażeni ludzie, którym przez przypadek ratował życia podczas poszukiwania pożywienia.
Głos wilka zdecydowanie był spokojny, chociaż sam spokój został zmącony w momencie, w którym dostrzegł gotowość młodzieńca po sięgnięcie po swoją broń. Przedstawienie swoich personaliów oraz zawodu mu nie pomogły.
Ookami rzadko kiedy gdzieś się zatrzymywał na dłużej i polował jedynie na społeczne męty, więc podejrzewał, że nie koniecznie ten pojawił się w tej okolicy właśnie z powodu wędrującego wilka. Być może będzie w stanie to ugrać bez sięgania po broń i sztukę demonicznej krwi. -Tak... Domyślałem się po twoim niebieskim Haori. - Symbol rozpoznawczy tegoż klanu. Nie pamiętał czy za swojego ludzkiego życia znał jakiegokolwiek Sayamakę. A jeśli już to byłby obecnie prawdopodobnie starcem. O ile dożył do tej chwili.
Postawił więc wszystko na jedną kartę. Swoje stare imię i nazwisko, które miał okazję poznać podczas trzydziestoletniej niewoli przez własny klan. Przedstawienie się samym imieniem "Ookami" przy jego ubiorze, tym jak się wypowiadał, mogło narobić niepotrzebnych podejrzeń, którymi i tak jego rozmówca był pewnie wypełniony. - Fujihone Yami. Miło mi poznać. - Teraz tylko należy mieć nadzieję, że Asagi nie słyszał o incydencie sprzed pięćdziesięciu lat, w którym wysoki rangą, został siłą przemieniony w Demona podczas misji, a następnie pojmany i zamknięty przez klan. Inaczej albo będzie musiał brnąć w kłamstwo i dyplomację, albo szykować się do walki. Nie chciał go zabijać ani pozbawiać możliwości do samodzielnego funkcjonowania, więc oby nie doszło do starcia. - Rozumiem... Mogę spytać, co sprowadza łowcę demonów w te okolice? - Starał się nie dać ponieść przyzwyczajeniu. Dlatego starał się nie dać się złapać i nie nazwać go zabójcą demonów, pomimo tego, że ten przedstawił się jako łowca. Niby podobne znaczeniowo słowa, ale mógłby się domyślić, że Ookami wie o istnieniu korpusu. A to nie pomogłoby u w tej sytuacji.
Mimo wszystko nadal szykował się do ewentualnego uniku z maksymalną prędkością. Doskonale wiedział jak kończą demony, których głowy zostaną ścięte przez nichirin. Ale jakim oddechem władał jego potencjalny przeciwnik? Tego dowie się jak tylko usłyszy nazwę techniki, bądź ujrzy kolor ostrza. No, chyba że młokos opracował swój własny. Wtedy obydwoje będą walczyć w pełni nieświadomi umiejętności przeciwnika. O ile w ogóle do starcia dojdzie.
Sztuką walki było nie jedynie władanie orężem, w szerszym znaczeniu składały się na nią również metody zyskania przewagi mentalnej nad przeciwnikiem, można to było uzyskać na miliony sposobów. Począwszy od straszliwego wyglądu, przez zrobienie czegoś niespodziewanego, na zwykłej rozmowie kończąc. Słowa potrafiły pochwycić umysł, splątać go i odwieść od przyjętej ścieżki. Sayamaka został w tym wyszkolony na długo, zanim w jego ręce trafiło pierwsze ostrze nichirin, ba, na długo zanim w ogóle dowiedział się o istnieniu demonów – w nowym Imperium Tokugawów to właśnie nie miecz, a piękny język stanowiły największą broń.
– Arogancją jest również skrywać swe oblicze, gdy ktoś zdradza ci we imię, a ty przedstawiasz siebie, Fujihone-san. – odpowiedział spokojnie olbrzymowi. Czy chciał się upewnić w tym, co i tak przeczuwał i podpowiadało mu doświadczenie, czy po prostu bardzo zależało mu na utrzymaniu wszelkich konwenansów, a może wszystko po trochę? Jednym z kluczowych elementów etykiety było jasne deklarowanie swoich intencji – brak informacji był również informacją. Ukrywanie czegoś wcale nie oznaczało, że czegoś nie ma – wręcz przeciwnie, należało tym bardziej spodziewać cię jakiegoś zagrożenia.
- Niestety, obowiązki. – odpowiedział zgodnie z prawą szermierz, nie tracąc czujności. Czuł, że powoli ich dyskusja zbliża się do końca. Nie zamierzał ani popełniać błędów przeszłości, ani również być ich więźniem – ta sytuacja była dalece inna od tamtej, a jednocześnie, podobna. Musiał zachować jasny umysł.
– Fujihone-san, zdejmij swój kapelusz, lub cię do tego zmuszę. – tyle i aż tyle. Więcej słów nie było potrzebnych, już jedną sugestię o odsłonięcie twarzy posłał, teraz padło już bardzo jasne polecenie i deklaracja, że jeśli olbrzym tego nie zrobi, jego głowa zwyczajnie spadnie z jego ramion wraz z ów kapeluszem. Sayamaka już odliczał w oczach dystans, jaki jest mu potrzebny by doskoczyć i jednym cięciem zrealizować groźbę.
Zdjęcie nakrycia głowy, a tym samym ukazanie wilczej głowy niemalże gwarantowało zostanie zaatakowanym. Nie zdjęcie jej, a tym samym działanie sprzeczne z poleceniem młodego mężczyzny również oznaczało walkę. Z tą różnicą, że mógł się do niej przygotować przynajmniej sięgając do broni. Ucieczka też wchodziła w grę, ale oznaczałoby to, że musiały porzucić swoje pożywienie, które dopiero co ubił. Bandyci zazwyczaj się ukrywali, więc zanim namierzyłby kolejnego, z pyska kapałaby mu ślina na widok jakiegokolwiek człowieka. Chyba że kilka dni przeczeka żywiąc się tylko krwią... Nie, skoro już zabił, musi pożreć. Dlatego jeśli dojdzie do starcia, będzie musiał zmusić zabójcę do odwrotu albo pozbawić go przytomności. Inną opcją była też możliwość pozbawienia go możliwości ruchu poprzez okaleczenie, ale niezbyt mu to pasowało. Z przyczyn osobistych. -Obawiam się, że jest to niemożliwe. - Mówiąc to przyjął postawę by móc w razie czego błyskawicznie wyjąć miecz. Jego plan uległ lekkiej modyfikacji. Zamiast uniknąć ataku, spróbuje go odeprzeć. Albo chociaż uskoczyć i wykorzystać lukę w obronie. Ewentualnie użyć swoich demonicznych sztuczek, których zabójcy tak nienawidzili. W końcu nie każdy demon był władającym sztuką demonicznej krwi. A ta niepewność czasem dawała przewagę. Póki co nie obnażał ostrza, a bok jego ciała był wycofany. Zupełnie jakby planował cięcie po szerokim łuku zaraz po dobyciu broni. - Nie chcę z tobą walczyć, jednak zaatakowany będę się bronić. - Ostrzegał, chociaż wątpił by zabójca go posłuchał. Skupił się uspokajając oddech i szykując do nieuniknionego starcia. Czekał aż Asagi wykona pierwszy ruch.
– Niech tak będzie. – odpowiedział niebieskooki słysząc słowa wielkoluda i widząc zmianę w jego postawie. Wybór metody walki na możliwie bliską jego własnemu stylowi zdecydowanie odpowiadał Sayamace, jego serce zabiło nieco szybciej, ale siłą woli przywołał myśli do porządku. Bardzo rzadko zdarzało mu się walczyć przeciwko demonom, które posiadały takie maniery i metody walki. Jasne, słyszał o demonach które miały broń, ale by walczyły za pomocą iaijutsu? No cóż, skoro tak wybrał, to tym lepiej dla niebieskookiego – stoczy walkę na własnym gruncie. Z drugiej strony, jak już pierwsze zdziwienie opadło, w głowie samuraja zaświtało pytanie – skąd u diabła demon zna takie techniki? Czy tylko się z nim droczy, czy blefuje, a może już zabił jakiegoś łowce pioruna i postanowił imitować jego styl? Nie ma to znaczenia. Wątpliwości i myśli spowalniają umysł. Liczy się to co widzi, a widzi wroga przygotowanego do wykonania techniki bliźniaczej do pierwszego kata stylu pioruna. Bardzo dobrze – jak bowiem powiedział „niech tak będzie”…
Niebieskooki owinie palce wokół rękojeści swojego tachi, lewą rękę leżącą na saya wypchnie je lekko do przodu, co by nie zawadziło o wakizashi. Następnie ruszy w stronę przeciwnika, pierwotnie mając miecz skierowany ostrzem ku górze, ale w miarę zbliżania się do przeciwnika skręci je pierw poziomo jak on, a następnie, tuż przed samym dobyciem…
– Kaminari no Kokyu: Go no kata: Netsu Kairai! – zakrzyknie zbliżywszy się już w dystans skuteczny, obracając lewą ręką miecz w czasie dobywania zupełnie ostrzem w dół. Dzięki temu, wykona wznoszące cięcie, którego celem podstawowym będzie albo trafić dłonie wielkoluda, które będą kierować szerokie cięcie, a następnie powinna również dosięgnąć jego samego i podzielić na dwoje. Jeśli nawet nie to, to chociaż trafienie w dobywane ostrze powinno zapewnić możliwość przynajmniej odbicia go w bok i obronienia się.
Cokolwiek jednak się nie stanie, samuraj zrobi kolejny krok do przodu prawą ręką i wykorzysta to, że pierwszy cios szedł w górę – jego lewa ręka wróci z saya na miejsce, ale nie zatrzyma się tam tylko pomknie stronę prawej trzymającej miecz. W tym momencie prawa obróci miecz ostrzem w stronę wilka by zadać kolejne cięcie – tym razem skośne celując w lewy bark olbrzyma, a mające się zakończyć na jego prawym biodrze. Cięcie to będzie jednak cięciem oburęcznym – zainicjuje je ręka prawa, ale lewa dokończy gdy tylko chwyci miecz.
Czy to już koniec ofensywy? Jeśli udało się pierw rozbroić, a potem poranić wilka, to pozostaje spróbować iść po jego szyje, ale… jak? Mając miecz po drugim cięciu na dole, niebieskooki lekko obniży pozycję w kolanach, następnie skręci biodra tak, by lewym być nieco do przodu i uniesie momentalnie miecz tak, by szpicem celować w gardło olbrzyma. Ruch ma za zadanie również zatrzymać wielkoluda przed jakimś atakiem. Sayamaka nie będzie jednak trwał w takiej postawie – jest ona jedynie chwilowa po to, by po skierowaniu już miecza na grdykę wykonać wybicie korzystając ze skręconych bioder z krokiem lewą nogą w przód jednocześnie wykona głębokie, oburęczne pchnięcie na niemalże całą długość ramion wymierzone we wspomniany już punkt na szyi przeciwnika. W zamyśle samuraja, skutecznie trafione pchnięcie zakończone zostanie skręceniem miecza w prawo i próba podcięcia szyi.
Ku Asagiemu zmierzały dwa zadziwiające fakty. Ookami nie czekał aż ten się zbliży z wyjęciem miecza. Dobył klingi wcześniej, czyli prawdopodobnie wbrew jego założeniom. W końcu wilkowi chodziło głównie o to by ostrze nabrało impetu, zanim zabójca pioruna zbliży się na dostateczną odległość. Drugi fakt, prawdopodobnie był znacznie bardziej szokujący. Ostrze, którego dobył demon posiadało klingę w kolorze głębokiego niebieskiego. Tak to był nichirin, ale czemu miał kolor w rękach demona? Na to znał odpowiedź na chwilę obecną tylko Ookami i siły wyższe.
Podczas gdy Asagi się zbliżał, wilk się skupił i przymierzył się do wykonania formy mogącej być jednocześnie atakiem jak i obroną. Wykonując technikę, również delikatnie wyskoczył w powietrze. To co miało nastąpić, prawdopodobnie doprowadzi do tego że jeśli to przeżyje, to zabójcy będą go poszukiwać z jeszcze większą zaciętością. -Mizu no Kokyu: Roku no kata... - Tak, miał zamiar otoczyć się wirem wodnym z nadzieją, że ten odeprze atak zabójcy jakikolwiek on nie był. -Nejire Uzu - Nie miał żadnej pewności, do czego dojdzie w tym starciu. Miał jednak tylko dwa cele. Pokonać Asagiego nie zabijając go oraz oddalić się z zabitym wcześniej bandytą, by móc w spokoju go pożreć.
Zwłaszcza że wykorzystał właśnie swój jedyny as w rękawie w postaci elementu zaskoczenia.
Kolejność: Ookami (atak) -> Asagi (obrona) -> MG
Czas na odpis: brak
Dodatkowe informacje:
OOKAMI: płytkie cięcie po skosie, widoczne na prawym barku (poziom 1). -2PK.
SAYAMAKA ASAGI: brak
- Przewaga szybkości pozwoliła Asagiemu przejąć inicjatywę.
- Od teraz każdy z was może wykonać maksymalnie TRZY akcje, z czego każda powinna być wyróżnione poprzez pogrubienie, podkreślenie, kolor etc. - do wyboru. Za akcje uznaje się również wykonanie znacznych uników. Użycie umiejętności postaci również uznaje się za jedną akcję - np. specjalnych właściwości zmysłów jeżeli takie zostały odblokowane czy regeneracji czy manipulacji ciałem.
- Obrona/defensywa odbywa się przy założeniu że broniący się dostrzega zbliżający się pierwszy atak przeciwnika, o ile taki atak zostanie wykonany.
- Jeżeli chcecie również rozwijać fabularne motywy, to oddzielcie je enterem od fragmentu postu tyczącego się wyłącznie walki.
- Wasze informatory zostają zamknięte do momentu ukończenia walki.
- W razie pytań zapraszam na PW albo na DC (Renfei #6499).
Kiedy życie daje Ci okazję, należy ją wykorzystać. Nie przerwał używania swojej demonicznej sztuki krwi. Zwłaszcza kiedy już ją zaprezentował. Jednego asa już pokazał, a jako że miał ich całą talię, postanowił wyjąć kolejnego.
Złapał oddech, a ostrze ponownie spowiło się ciemno-niebieską wodą, ciemniejszą niż u wodnych zabójców, a na myśl przytaczającą morskie fale. Wyskoczył ku Asagiemu chcąc wykonać zwód. Udać, że zamierza ciąć frontalnie. -Mizu no Kokyu, San no kata: Ryūryū Mai - Zaraz przed nim wykonał niezbędne piruety, by znaleźć się za jego plecami. Praca nóg trzeciej formy zdawała mu się być do tego perfekcyjna. Zwłaszcza gdy w grę wchodziło wykonywanie kombinacji. Przeskakując za plecy przeciwnika, szybko odbił się od ziemi w jego kierunku przygotowując swoją autorską formę. - Chi no Kokyu, Ichi no kata... - Wykonał pchnięcie mieczem wprost w Asagiego. Nie obchodziło go gdzie trafi i jak głęboko go zrani. Mógł w sumie tylko go nawet szturchnąć. Liczyło się tylko trafienie. -Suzumebachi. - Jeśli trafił, to walka powinna być dla niego dużo prostsza.
Może to właśnie ten szok zaważył na tym, że Asagi nie wykonał prawidłowo drugiego cięcia i zawahał się przed pchnięciem? Czy w zasadzie można mówić o zawahaniu się? Generalnie, wytracił swój impet, największą przewagę wynikającą z jego metody walki i teraz musiał skupić się maksymalnie na obronie, bowiem jak głoszą teksty dawnych mistrzów „cios który nie dosięga wroga, jest ciosem śmierci” – dokładnie to się teraz wydarzyło i nie miało znaczenia, w jaki sposób demon mógł korzystać z technik oddechu – liczyło się jedno: obaj trwali w walce na miecze. W walce, której Asagi miał nigdy nie poczuć na własnej skórze, a do której szkolony był od momentu gdy zaczął poprawnie chodzić…
– Pokaż więcej. rzekł do swojego przeciwnika, mrużąc lekko oczy i nieznacznie luzując zbyt mocny uścisk dłoni na rękojeści miecza. Chciał możliwie najlepiej czuć teraz swoje tachi, a siłą woli odsunąć pytania i wątpliwości. Teraz tańczyli na dwie klingi – zaufać stali z której wykuto jego tachi. Ta broń to jego duma i życie.
Sayamaka będzie się starał obracając się na przodostopiu obu nóg podążać za przeciwnikiem tak, by stale być do niego przodem (jeśli trzeba, to wykona i krok w tył, by nie skrzyżować własnych nóg), niezależnie od tego, jak ten będzie próbował go obejść – zgrać swoją prędkość z jego finezją, odgadnąć kolejny krok i w razie gdyby jednak z formy trzeciej wodnego oddechu wyszło cięcia brutalnie przyjąć je na swoją klingę (którą w razie potrzeby ustawi nawet pod kątem prosty do ciosu) – cel jest jeden: wytrzymać impakt ataku i nie dopuścić do własnego ciała, a w razie za wielkiego oporu, przekierować cios nad siebie, pozostając stale pod „dachem”.
Nieznana nazwa innego oddechu nie będzie miała dla Sayamaki znaczenia.
Pchnięcie przyjmie na klingę swojego miecza, korzystając z właściwości tachi jaką jest krzywizna – ustawiony ostrzem do podłoża i przed siebie miecz jest w zasadzie płaski, ułożony ostrzem poziomo względem podłoża uzyskuje wygiętą w łuk linię. To zamierza wykorzystać Łowca.
Asagi skręci miecz na płasko, tak by lewa ręka znajdowała się w linii środkowej między nim, a przeciwnikiem, prawa natomiast na zewnątrz od tej środkowej linii. W ten sposób uzyska ze swoich rąk i miecza coś na kształt trójkątna prostokątnego – ręce to przyprostokątne, miecz przeciwprostokątna (trochę obła) – to po niej ostrze Ookami’ego ma zostać skierowane poza jego ciało.
Resztę swego ciała „skręci” tak, by znajdować się po bezpiecznej stronie miecza, który teraz będzie jego tarczą. Jak wspomniano, Sayamaka zamierza pozwolić, by klinga wilka płynęła po jego własnej – przekierować ją na bok, daleko od ciała, a jednocześnie wymusić na nim zwolnienie – bowiem szpic jego własnego tachi zostając w środku sprawi, że jeśli wielkolud natrze za mocno, sam znajdzie się w zasięgu szpica broni łowcy.
W podstawowym założeniu, Asagi zamierza wykorzystać siłę wilka przeciwko niemu – skierować pchnięcie poza swoje ciało, ale jeśli ten okaże się być w stanie połapać się w tym fortelu i spróbować jednak dosięgnąć samuraja, to Sayamaka zmieni strategię – utrzymując to same ułożenie rąk, skieruje swój miecz w dół – wbije go ostrzem w ziemie i uczynić z niego oś obrotu. Po jednej stronie tej osi będzie miecz Ookami’ego, po drugiej ciało Asagi’ego, który dopilnuje, by ten układ się nie zmienił.
Kolejność: Asagi (atak) -> Ookami (obrona) -> MG
Czas na odpis: brak
Dodatkowe informacje:
OOKAMI: -2PK - 4PK + 1PK(DBA) = -5PK (Łącznie, od puli początkowej).
- płytkie cięcie po skosie, widoczne na prawym barku (poziom 1)
SAYAMAKA ASAGI:
- głębokie cięcie na lewym barku (poziom 2)
- trzy płytkie cięcia na plecach (3x poziom 1)
- płytkie cięcie na prawym barku (poziom 1)
- W razie pytań zapraszam na PW albo na DC (Renfei #6499).
Kolejny cios jaki nadszedł należał do nieznanego mu stylu i ku szczęściu samuraja spłynął po ostrzu jego tachi w snopie iskier. To starcie należało kierować w kierunku końca, takiego czy innego - Asagi czuł, że jego przeciwnik może jeszcze skrywać coś więcej, ale pewne różnice fizyczne między nimi zostały już ujawnione. Nie pozostawało wiele więcej, jak trzymać się swoich przewag, tak długo, jak można było jeszcze trzymać w dłoni miecz…
Sayamaka wykona wypad prawą nogę do przodu i wypchnie swój miecz mocno przed siebie, zadając głębokie i proste pchnięcie na niemalże pełne wysunięcie prawej ręki. Lewa ręka która dotychczas stabilizowała uchwyt pozostając na grzbiecie broni, posłuży teraz za prowadnicę – już nie będzie trzymała miecza, lecz ułatwi skierowanie pchnięcia prosto w tors olbrzyma, nieco poniżej mostka by nie odbić kissaki od kości. Ten układ będzie trwał przed krótką chwilę, tyle ile pozwoli krok prawą nogą do przodu z jednoczesnym wyrzuceniem prawego, zdrowszego barku wprzód.
Nie jest to jednak jedynie pchnięcie. Asagi bowiem niezależnie od tego czy trafi czy nie… wyrzuci miecz przed siebie jak strzałę puszczając go prawą dłonią, co powinno zmusić wilka do jakiegokolwiek działania, albo... zdziwić go. Zanim jednak wypuści miecz zadając pchnięcie prawą ręką, lewa gdy tylko skończy swoją pracę powędruje do nasady saya krótszego miecza – wakizashi…
– Kaminari no Kokyou! San no kata: Shūbun Seirai! – zawoła nazwę techniki, dobywając prawą ręką krótsze z ostrzy i wybijając się do przodu – pierwsze cięcie tą techniką będzie szeroki poziomy cięciem, mierzony na wysokość brzucha olbrzyma. Asagi będzie się starał szybko napierać przed siebie, bo zdaje sobie sprawy z różnicy zasięgów broni - teraz musi być bliżej by dosięgnąć celu.
Trafiwszy lub nie, Asagi stale będzie ścigał Ookami’ego, odwróci miecz ruchem nadgarstka do drugiego bliźniaczego cięcia w przeciwną stronę - czyli powracając po tej samej trajektorii (z prawej na lewą). I znów, niezależnie czy trafił czy nie, nie zatrzyma się, lecz przeciągnie cięcie szeroki w swoje lewo by, płynnym ruchem przenieść je nad głowę, lekko po jej lewej stronie.
Trzecie cięcie techniki trzeciej, będzie wykonane po skosie z lewej na prawą – celując przez klatkę piersiową wilka – celem otworzenia jej w kierunku biodra. Cięcie towarzyszył będzie krok lewą nogą dla wygodniejszego cięcie, a po nim…
Czwarte, przedostatnie uderzenie techniki, podobnie jak drugie będzie odbiciem poprzedniego. Asagi znów odwróci nadgarstek prawej ręki i wyprowadzi skośne wznoszące cięcie z prawej, tnąc jednak nieco niżej niż od biodra, z zamiarem zranienia przedniej części uda wielkoluda – przerwanie mięśnia czworogłowego na pewno może ograniczyć jego mobilność, którą wszak tak górował nad Łowcą, a potem wznieść się do góry (tnąc resztę). Jakby jednak nie było...
Piąte cięcie – ostatnie. Skoro miecz szedł w górę, to znów będzie nad głową szermierza – dotychczas Asagi stale starał się napierać, by zmusić wilka do ruchu, tym razem… Wraz ze spadającym z góry pionowym głębokim cięciem wakizashi zatrzyma się - celem ostatniego ataku jest niejako „odsunąć” Wilka od samuraja (oczywiście, trafienie też mile widziane), ale ma to go niejako zmylić i dać Asagi’ego czas rozeznać się, gdzie poleciało jego tachi.
Odnośnie walki stylu wodnego oddechu, w głowie rozbrzmiewało mu tylko jedno zdanie. "Musisz być jak szalona rzeka.". Od kogo dokładnie znał te słowa, nie miał pojęcia. Po prostu było i walczył zgodnie z tą regułą. Szczerze mówiąc chciał skończyć to starcie jak najszybciej i z minimalnymi szkodami poniesionymi przez obydwie strony. Dlatego gdy jego autorskie pchnięcie chybiło celu, poczuł narastającą irytację. Ze względu na specyfikę tej techniki i to, że dał z siebie naprawdę dużo w tak krótkim okresie, nie mógł sobie pozwolić na kolejne próby trafienia ją. Ewentualnie mógł zostawić ją na sam koniec jeśli uda mu się wygrać, a jego przeciwnik będzie w naprawdę kiepskim stanie. Zważając na to że kruk pewnie poleciałby po wsparcie medyczne, pewno zdołaliby dotrzeć na miejsce i w porę go opatrzeć nim się wykrwawi od zadanych przez wilka ran. Naprawdę żałował, że nie zainwestował czasu i pieniędzy w jakąś trujące smarowidło na miecz wywołujące paraliż. Nie żeby miał czas na zakupy po zapadnięciu zmroku, gdy kupcy zamykają kramy. No chyba że w zimę, gdy ta zapada znacznie szybciej.
Kiedy tylko zauważył pchnięcie w swoją stronę, wykonał odskok do tyłu trzymając swój miecz w pogotowiu. Nie spodziewał się jednak tak ekstrawaganckiego porzucenia głównej broni przez zabójcę. Ookami nie miał za bardzo czasu i instynktownie poszedł na żywioł sięgając po najsilniejszą formę, jaką miał w zanadrzu i z której mógł skorzystać, póki nadal miał na tyle krwi. -Mizu no Kokyu, Jū no kata: Seisei Ruten - Ta technika chyba najbardziej oddawała bycie szaloną rzeką. Zaczynając technikę spróbował odbić rzucony w niego miecz, po czym wykonywać kolejne części techniki, chcąc jak najszybciej uzyskać jej maksymalny efekt. Asagi nie pozostał bierny, ponieważ po rzuconej katanie, pojawił się atak formą błyskawicy, za pomocą znacznie krótszej broni. Wilkowi nie pozostało nic innego jak próbować odbijać ciosy wykorzystując zwiększającą się moc dziesiątej formy. Szczerze? Miał małą nadzieję na wytrącenie Przeciwnika z równowagi, ale czuł, że to nie będzie proste.
Kolejność: Ustalcie między sobą kolejność, obie postaci mają możliwość podjęcia ataku lub bronienia się.
Czas na odpis: brak
Dodatkowe informacje:
OOKAMI: -2PK - 4PK + 1PK(DBA) = -5PK (Łącznie, od puli początkowej).
- płytkie cięcie po skosie, widoczne na prawym barku (poziom 1)
- głęboka pozioma rana powyżej brzucha (poziom 3)
- głęboka pozioma rana na wysokości brzucha, równoległa do powyższej (poziom 2)
- dwie płytkie rany na prawym biodrze (poziom 1)
SAYAMAKA ASAGI:
- głębokie cięcie na lewym barku (poziom 2)
- trzy płytkie cięcia na plecach (3x poziom 1)
- płytkie cięcie na prawym barku (poziom 1)
- Punkty Krwi nie zostały zużyte - moc nie zdołała się uformować.
- W razie pytań zapraszam na PW albo na DC (Renfei #6499).
Jedna rzecz go jednak dziwiła. Pomimo odniesionych ran, czuł się dobrze. Zupełnie jakby walka z ponownym używaniem oddechu była tą rozrywką, jakiej potrzebował w swoim dosyć nudnym, demonicznym życiu. Podczas walki zauważył jednak rzecz, na którą postanowił zwrócić uwagę korzystając z tej ich chwili przerwy, by Ookami doszedł do siebie po natarciu, a Asagi poszedł po wyrzucony miecz. - Hmm... Popracuj nad utrzymywaniem całkowitej koncentracji. Gubisz ją... - Zauważył to, wiedział, że ma rację... Tylko... Ech. Głowa go zaczynała boleć od myślenia o tym. Jednego był pewien. Gdyby Asagi mógł używać form pioruna częściej, to ta walka skończyła by się wyjątkowo szybko ze względu na to że Ookami miałby problemy z odparciem ich.
Zaczerpnął oddechu i wyskoczył w powietrze, w stronę Asagiego, wykonując przy tym drugą formę oddechu wody. -Mizu no Kokyu, Ni no kata: Mizu Guruma - Jednak nie było mowy by na tym przystanął. Wykonanie drugiej formy było niczym innym jak wstępem do dużo silniejszej techniki, a tym samym kamuflażem dla niej. Korzystając z impetu, jaki nabrał przy obrocie, wykonał atak z góry z nadzieją, że Asagi spróbuje go zablokować.-Hachi no kata: Takitsubo! - Krzyknął uderzając. Kiedy wylądował już na ziemi, spróbował wykonać dosyć niestandardowy atak i może trochę niespodziewany. Nie chciał przedłużać tej walki, dlatego postawił na kombinację, która początkowo mogła nieco przytłoczyć Sayamakę. Tym niespodziewanym atakiem, było kopnięcie masywną nogą w bok chłopaka, które miało go posłać w murek. A tak dokładniej to w wyrwę w nim.
Słysząc słowa demona, Sayamak poczuł irytację. Nie dość, że jego przeciwnik walczył technikami typowymi dla Łowców, to jeszcze miał czelność zwracać mu uwagi na temat prawidłowej metody walki? I jakby tego było mało, demon miał rację. I to wywołało gniew szermierza.
– Dużo gadasz jak na... – syknął gryząc się w język by powstrzymać obelgę, jaką miał rzucić w stronę wilka, miast tego dodał - Kim ty w ogóle jesteś!? po czym zacisnąwszy dłonie na swoim tachi podniósł oba miecza mierząc nimi w Demona. Ten chciał go uczyć kenjutsu? Dobrze, zobaczymy jak sobie z tym poradzi…
Widząc jak demon wyskakuje w jego stronę, samuraj zmrużył lekko oczy i zacisnął mocno dłonie na rękojeści obu mieczy, z zamiarem przyjęcia ciosu na ich skrzyżowane w kształt X ostrza., którymi zasłoni się przed i nieco nad sobą. Ostatnie finezyjne próby blokowania skończyły się niczym, teraz pora na brutalną siłę przeciwko sile. Przyjmując oba ciosy, Asagi ugnie lekko nogi by mieć z czego amortyzować impet, ale również przeciwstawić mu własną energię.
Dodatkowo zdając sobie sprawę z tego, że napór techniką na pewno będzie zbyt mocny by się siłować, Sayamaka zamierza skręcić swojej ciało w lewo by zejść z linii napierającego miecza i zastosować „technikę” a raczej zasadę oddechu wody przeciwko wielkoludowi – woda nie oporuje, tylko przyjmuje nadany kształt.
Asagi zatem zamierza uciec z krzyżowego bloku przez przekierowanie siły ataku prawą ręką dzierżącą wakizashi by docisnąć miecz wilka w dół (czyli zgodnie z jego kierunkiem pracy) natomiast trzymane w lewej ręce tachi sprytnie „wyplątać się” przez opuszczenie ostrza w dół, by chwilę później odwrócić je w dłoni tak, by znalazło się w pozycji wysokiej – idealnej do zadania za chwilę głębokiego cięcia na pochyloną szyję wilka.
Przy tym wszystkim wspomniena wcześniej przesunięcie/skręcenie ciała w lewo
Pytanie, czy jednak mu się to uda i czy nie stanie się przez to odsłonięty na jakiś niespodziewany cios?
Kolejność: Ookami (atak) -> Asagi (obrona) -> MG. W przypadku zapowiedzianego końca walki kolejność obojętna.
Czas na odpis: brak
Dodatkowe informacje:
OOKAMI: -2PK - 4PK + 1PK(DBA) - 4PK = -9PK (Łącznie, od puli początkowej).
- płytkie cięcie po skosie, widoczne na prawym barku (poziom 1)
- głęboka pozioma rana powyżej brzucha (poziom 3)
- głęboka pozioma rana na wysokości brzucha, równoległa do powyższej (poziom 2)
- dwie płytkie rany na prawym biodrze (poziom 1)
SAYAMAKA ASAGI:
- głębokie cięcie na lewym barku (poziom 2)
- trzy płytkie cięcia na plecach (3x poziom 1)
- płytkie cięcie na prawym barku (poziom 1)
- W przypadku zapowiedzianego końca walki podsumowanie w następnej kolejce.
- W razie pytań zapraszam na PW albo na DC (Renfei #6499).
Decyzja którą podjął była więc szybka i przemyślana przez tę jedną sekundę, kiedy Zabójca Demonów zaliczył bliskie spotkanie z podłożem.
Ookami kopnął mocno w ziemię chcąc wzburzyć piach i kamienie, by stworzyć sobie swojego rodzaju zasłonę, po czym wystrzelił w kierunku pozostawionych zwłok, które chciał zabrać i uciec z nimi w las.
Szczerze? Miał nadzieję, że ta niewielka piaskowa zasłona na coś się zda i Asagi będzie opóźniony przez te kilka sekund, jeśli postanowi ruszyć wilczym śladem. Z drugiej strony czy mógł sobie na to pozwolić? Mimo wszystko Ookami zadał mu kilka niewielkich ran, jednak w przeciwieństwie do demonów, jego nie zaleczą się samoistnie. No chyba że skubaniec był jednym z tych maniaków, którzy jedzą demony. To chore odwrócenie łańcucha pokarmowego nawet w nim budziło lekkie, nieprzyjemne dreszcze.
No i pewnie Kruk towarzyszący zabójcy zdołał już wylecieć... A co za tym szło, pojawi się tu więcej zabójców. Jeśli będzie miał pecha, to między innymi tropiciele, którym wyśledzenie kogoś jego rozmiarów nie zajmie zbyt dużo czasu.
Walka dobiegła końca, nierozstrzygnięta. I szczerze miał nadzieję że nigdy jej nie dokończą. Bo wtedy na pewno odniosą dużo większe obrażenia. A może nawet przez swoje zawachanie Wilk padnie trupem... W sumie gdyby ogarnął sobie jakąś masywną metalową obrożę żeby ciężej było mu ściąć szyję? Nie... Wtedy żarty z jego wyglądu mogłyby być jeszcze bardziej bolesne.
zt?
Dodatkowe informacje:
OOKAMI: -9PK (Punkty regenerują się samoistnie na kolejnej fabule)
- płytkie cięcie po skosie, widoczne na prawym barku (poziom 1)
- głęboka pozioma rana powyżej brzucha (poziom 3)
- głęboka pozioma rana na wysokości brzucha, równoległa do powyższej (poziom 2)
- dwie płytkie rany na prawym biodrze (poziom 1)
- Podkreślone rany należy zregenerować według wzoru z zakładki "Regeneracja demonów". Do momentu wyleczenia rany należy wpisać w profilu.
SAYAMAKA ASAGI:
- głębokie cięcie na lewym barku (poziom 2)
- trzy płytkie cięcia na plecach (3x poziom 1)
- płytkie cięcie na prawym barku (poziom 1)
- Podkreślone rany należy zregenerować według wzoru z zakładki "Leczenie/Rekonwalescencja ludzi". Do momentu wyleczenia rany należy wpisać w profilu. Czas rekonwalescencji: 2 fabuły.
Mnich wszedł do środka, a jego zmysły natychmiast opanował ciężki zapach krwi. Wnętrze było skromnie urządzone, a kilka niskich stołów i poduszek na podłodze stanowiło jedyne miejsce do siedzenia. Drewniane ściany zdobiły proste malowidła przedstawiające sceny rzezi.
Mnich zauważył, że znajdowało się kilka postaci. Kilka demonów gawędziło przy stołach, a niektórzy cicho mamrotali przed posiłkiem. Między nimi krążyła garstka śmiertelników noszących między gośćmi zamówienia. Yamato usiadł przy jednym z wolnych stołów i pstryknął na człowieka zamawiając kubek krwi.
Podczas jedzenia mnich przyglądał się otaczającym go postaciom. Po ich ubiorach można było sądzić, że wśród nich byli zarówno biedacy, jak i zamożniejsi podróżnicy. Większość była jednak zajęta własnymi sprawami.
A może to człowiek prowadził taki przybytek, żeby wkupić się w łaski demonów? Ta myśl nie dawała mi spokoju, dlatego musiałem to sprawdzić i przekonać się na własnej skórze, kto wie, może przy odrobinie szczęścia zobaczę, jak aroganckiego demona ścinają o głowę. Rozpacz i desperacja to jedno z niewielu uczuć, które lubiłem oglądać.
Tylko nie wiedziałem, gdzie to jest, ale po kilku dokładnie przepytanych ludziach w końcu dowiedziałem się gdzie, prawdopodobnie jest ten lokal. Dotarłem na miejsce, które z zewnątrz przypominało bardziej porzucony lokal i ten napis „jadłodajnia”. Nie pozostało mi nic innego jak wejść do środka i sprawdzić, co w trawie piszczy. Już w pierwszej chwili dało się poczuć zapach krwi, nieco zleżałej i zaschniętej, ale była to krew. Nieświeża nie wzbudzała mojego pożądania, lubiłem ją pić prosto ze źródła.
Po kilku chwilach dostrzegłem, dobrze mi znanego mnicha, który siedział sobie wygodnie przy stoliku i popijał krwawe pomyje. Nie widzieliśmy się od dłuższego czasu, od momentu, w którym przegrałem na arenie i chcąc czy nie prawdopodobnie on przegrał zakład, skoro zagrzewał mnie do walki.
- Yamato. - Podszedłem do stolika i zająłem miejsce. - Może powiesz mi, co robisz w takim miejscu, to z ciekawości? -
- Yuta. - Sparafrazował słowa znajomego i odpowiedział na pytanie. - Żłopię niskiej jakości krew z brudnego kubka, który widział ścierkę pewnie kilka miesięcy temu. Chociaż akurat za to jestem wdzięczny. - Nie wiadomo co było brudniejsze kubek czy szmatka. - A ty? - Zapytał z krzywym uśmiechem.
- Pozwól że ugoszczę cię tym jakże doskonałym trunkiem. - Powiedział z przekąsem pstrykając znowu palcem na służbę. - Szukam jakiejś stabilniejszej miejscówki do życia niż jaskinie, rudery i… - Wskazał na ściany budynku. - inne szałasy. Osaka wydaje się być w porządku. - Wzruszył ramionami. W końcu mieszkało tu niemało znajomych mu i bliższych demonów. No i dostęp do jedzenia był prostszy niż bieganie za bartnikami i wieśniakami.
- Przez wzgląd na przeszłość nie odmówię, chociaż wolę bardziej wyrafinowany trunki, które sam sobie dobre i mogę czerpać prosto ze źródła, ale darowanej krwi nie zagląda się, w zagrzybiały kubek. - Odpowiedziałem i zająłem miejsce przy jego stoliku w oczekiwaniu i rzuciłem w kierunku odchodzącego obsługi. - Byle nie z dziecka! - Chciałem to zaznaczyć, bo spożywanie dzieci było dla mnie obrzydliwe, coś w głowie sprawiało, że ich krew czy mięso smakowało mi paskudnie.
- Niby tak, ale z drugiej strony tłok nie jest wskazany, a przynajmniej mi nie bardzo pasowało. Chociaż wiadomo, że tutaj można sobie pozwolić na większą swobodę, ale jakoś tak nie bardzo lubiłem być w zatłoczonych przez nasz gatunek miejscach zbyt długo. Chociaż może to wynik ostatniej takie stypy na arenie i trybunach. - Wspomniałem o gorzkiej nocy, podczas której wiele rzeczy poszło tak, jak nie powinno, aż w końcu służka miała położyć kubek, chwyciłem ją delikatnie za nadgarstek i spojrzałem na nią zimny obojętnym wzrokiem, lekko przechylając głowę i hipnotyzując ją wzrokiem.
- Nie odchodź za daleko, bo będę musiał później przepłukać czymś wyśmienitym gardło. - Nie byłem brutalny czy okrutnym, a wręcz przeciwnie delikatny i urokliwy. A następnie wróciłem spojrzeniem na Yamato, w którego stronę skierowałem kubek.
- Za dobre noce. -
Nie możesz odpowiadać w tematach