Na widok nowych kłów mężczyzny, Matsudaira skrzywił się co najmniej tak, jakby jakiś losowy chłop właśnie do niego podszedł i polizał go po ręce. Siłą rzeczy lubił ignorować fakt, że jego towarzysze byli demonami, dlatego irytował się za każdym razem, kiedy widział jakiś "dowód" na różnice między nimi - w tym własną słabość, bo chociaż zachowywał się jakby postradał wszystkie rozumy to zdawał sobie sprawę z faktu bycia
jedynie człowiekiem. Pod wieloma względami lepszym, ale wciąż człowiekiem.
Z tego samego powodu nie odpowiedział nic więcej Ichitarō, jedynie zaśmiał nieco "nieswojo".
Dlatego wolę poczekać na odpowiedni moment do ukąszenia.—
Możemy ograniczyć te wężowe nawiązania? Dzięki — sapnął, przechylając głowę w bok. Doskonale zdawał sobie sprawę że słuchanie o kąsaniu, owijaniu lub - nie dajcie, bogowie! - grzechotaniu szybko wyprowadzi go z równowagi. —
Nie mogłeś sobie dobrać jakiegoś ciekawszego zwierzęcia? — dopytał jeszcze, w ogóle nie będąc świadomym "procedury" dobierania sobie patrona czy umiejętności jako świeży demon. Nie wiedział więc, czy "obecność" węży była odgórną decyzją, czy też jego własną.
Uniósł jedną brew, żeby po chwili ciszy parsknąć głośnym śmiechem.
—
Ja? — oburzony przyłożył otwartą dłoń do swojej klatki piersiowej. —
Buntować? Przeciwko bratu? Za kogo ty mnie masz, Ichitarō? — kontynuował bez zrozumienia. Moment później ponownie się zaśmiał. —
Ah! O to ci chodzi! — Udając nagłe olśnienie nawiązał do sytuacji, w której poprosił demona o pozbycie się Morishige oraz Hikaru. Machnął ręką lekceważąco. —
To co innego. Ja jestem zadowolony z obecnego układu i póki Kōro nie spróbuje mi się dobrać do dupy, to ma we mnie i brata i przyjaciela. — Wzruszył ramionami zaraz po tym, jak ułożył sobie dłoń na klatce w geście przysięgi. —
Także na spokojnie, bądź mu lojalny, jak na moje to możesz sobie i do niego walić ale jak Pana Kapitana pojebie, to pamiętaj, kto zaczął — przypomniał jeszcze z wyrzutem, oczekując, że wtedy jednak demon wstawi się za nim samym. Był świadom swoich atutów - mógł poruszać się w świetle słonecznym, miał całkiem spore doświadczenie w sterowaniu okrętem i jeszcze do tego
rzeczywiście posiadał staż w straży, za którą się podają.
Jego brew ponownie uniosła się, kiedy zobaczył, jak jeden ze strażników pada po spotkaniu z obrzydliwie wyglądającą mgiełką. Wzdrygnął się, jednocześnie posyłając w drugiego z mężczyzn strzałę z kuszy; nie musieli długo czekać, aby i on legł na ziemi. Matsudaira podszedł do niego i westchnął w niezadowoleniu.
—
Celowałem w oko. Naprawdę musiałeś się poruszyć?Celował, ale trafił w szyję. Jednak to nie ruch strażnika zdecydował o tym, że Ryōyū trafił go w przełyk, a wcześniejsze poruszenie niesmacznie wyglądającą zdolnością demona.
—
Czyżbyś zeżarł zepsutą rybę, że ci tak jebie? — zakpił, zwracając się ponownie do swojego nowego
kumpla.