Kushikatsu-Daruma
Ustawiona nieopodal mostu Ebisu izakaya, będąca bardzo popularnym miejscem spotkań i świętowania dla mieszkańców Osaki. Jest ona obszerna i dobrze zaopatrywana dzięki bliskości kanału Dōtonbori, plus może chwalić się wyjątkowo utalentowanym kucharzem potrafiącym wykonać większość popularnych dań – aczkolwiek jego specjalnością są wszelkiej formy szaszłyki, z yakitori i grillowanymi na węglu drzewnym warzywami. Można tutaj również dostać podstawowe napitki, pokroju sake, shochu i umeshu. Dodatkowym elementem podbijającym popularność tego lokalu jest spora scena ustawiona na jego uboczu, gdzie mieszkańcy mogą świętować poprzez śpiewanie różnych ludowych piosenek wraz ze współbiesiadnikami.
- Jakie twe imię kochana?
- Ichika...
Odparła zauroczona kobieta, z uśmiechem lekkim niczym piórko. Jakby jej na nocy dziś plany znaczenia żadnego nie miały...
"Szkoda, że nie Sakura..."
Zdecydowała się wstąpić do jednego z miejsc nieopodal kanału Dotonbori. Było to popularne miejsce wśród rodowitych Osakijczyków, którzy chętnie świętowali tutaj wspólnie z przyjezdnymi. Jedli i pili. Kitsune także wstąpiła tutaj na kolację. I chociaż przed nią stał teraz parujący i pachnący ramen, to nie on miał być jej prawdziwym, daniem głównym, a zaledwie byle przekąską. W końcu dla jej demonich kupek smakowych i tak nie miał żadnych walorów. Mógł równie dobrze być zwykłą wodą. Absolutnie bez smaku.
Wyglądała nienagannie. Czarne, zwiewne kimono, włosy upięte w luźny kok, lisie uszy sterczące wesoło i miecz przypięty do pasa. Tak jak zawsze nosił go Takuya. Trochę od niego odgapiła. W końcu nigdy przedtem nie posiadała własnej katany. Nie musiała się ukrywać. W końcu była u siebie. W mieście pełnym innych demonów. Jej czerwone tęczówki bardzo szybko wychwyciły znajomą twarz przeciskającą się w tłumie. Nikły uśmiech od razu zagościł na jej pełnych wargach. Czyżby spodziewała się gości? I to jeszcze Piekielny Artysta we własnej osobie. Dobrze się składało, w końcu mieli do pogadania.
- Sakura - poprawiła dziewczynę nawet nie kryjąc się, że podsłuchała ich rozmowę. Specjalnie chciała zwrócić na siebie uwagę Taishiro. Kiedy na nią popatrzył uśmiechnęła się do niego słodko, gestem dłoni wskazując miejsce na przeciwko siebie. Jeśli ludzka dziewczyna wydała z siebie jakikolwiek dźwięk niezadowolenia, Kitsune posłała jej pełne politowania spojrzenie. Nie była warta niczego więcej.
- Odwiedziłeś mnie, Artysto? - Zagadnęła, przekładając pałeczki do prawej dłoni i wpatrując się w swój pełny nijakiej zupy talerz.
- Zaś to jest Takuya?
- Przynieście mi tą zupę ramenem zwaną.
- Ma ścieżka w rejony te zaprowadziła. Przypadek czysty, że w miejsce to trafiłem. Za śpiewami, muzyką i tańca swawolami. Z głową na karku dalej, a nie w rękach mnisich.
- Mam nadzieję, że podróż twa z Oguni do Osaki, w żołądku demonim się nie odbyła?
- Hmmm - zamyśliła się na chwilę spoglądając na ludzkiego mężczyznę, którego pochwycił Artysta. Nie wyglądała na zaskoczoną. Spodziewała się, że większość demonów, która ją znała podchwyciła imię tak łatwo wypowiedziane przez Minoru. Było bronią, ostrzem, które każde z nich mogło wykorzystać w walce z Lisicą. Przynajmniej tak miało im się wydawać. - Takuya był przystojniejszy - skwitowała jedynie ze znudzeniem lustrując marionetki w rękach Taishiro.
Kiedy Taishiro zdecydował się do niej dosiąść nie kryła rozbawienia. Uśmiech nie opuszczał jej pełnych ust, kiedy wzięła pierwsze kilka nitek makaronu na pałeczki. Wyglądały przepysznie, niemal niczym ludzkie jelita.
- Naprawdę wierzysz w przypadki, mój drogi? - Zapytała przekrzywiając lekko głowę i spoglądając na niego spod długich rzęs. Ona chyba miała inne zdanie na ten temat. - Byłam ciekawa kiedy znowu się spotkamy. Zastanawiałam się, czy będziesz za mną tęsknił - zagadnęła nie kryjąc pewności siebie. Chyba po prostu tak okazywała radość z tego spotkania. Z pozoru mogło się wydawać, że ta dwójka się nie znosi, jednak w relacjach demonów nie było to już takie oczywiste.
Odprowadziła wzrokiem kelnera, który przyniósł ramen i postawił przed demonem. Kiedy upewniła się, że odszedł na bezpieczną odległość ponownie zblokowała z Taishiro spojrzenie krwistoczerwonych tęczówek.
- Nie tym razem. Fuj - odpowiedziała wracając wspomnieniami do ich wspólnej misji z Ryo. Nie było to najprzyjemniejsze spotkanie z Księżycami, w jakim miała okazję uczestniczyć. Teraz jednak każde z nich posiadało innego właściciela. Czy to stawiało ich w bardziej "nietykalnej" perspektywie przed resztą Kizuki? Miała taką nadzieję. - Co takiego zobaczyłeś wtedy, kiedy się rozstaliśmy na terenach Świątyni?
- Może kiedyś stanie się piękniejszy...
"...gdy Minoru dla rozrywki swej zabić Takuye każe lub okaleczyć. O ile czas przeszły, nie podpuchą jest marną."
Dokończył zdanie w myślach swych artysta głaszcząc swoją marionetkę "Takuyi" niczym malutkie dziecko. Wierząc, że słowo to nie padłoby na pewno, gdyby tylko przeszłością było.
Artysta zamyślenie zdawał się popaść nad zdaniem Kitsune, iluzje dobrą sprawiając. By po chwili za sprawą delikatnego dźwięku shimsenu* zza okna zacząć beztrosko stukać palcami w rytm grającej muzyki:
- Plany Stwórcy i Bogów są ponad rozumieniem dalej naszym i przypadkiem je nazwać łatwo. Lecz kłamstwo beznadziejne bym rzekł, gdybym powiedział, że spotkania tego żem nie wyczekiwał. Tak jak mąż wyczekuje na spotkanie z żoną.
Ostatnie zdaniem żartem było prawdziwym, co śmiechem swym podkreślił wręcz wyraźnie. Gdyby mężowie wiernie spotkań wyczekiwali, dzielnice rozkoszy pustkami by świeciły.
Gdy "Takuya" zupę przyniósł artysta zatrzymał go prawej ręki złapaniem. Usta swe oblizując palec swój na usta położył, by ciszę na nim wywołać. I gdy tylko dłoń ludzka nad zupą stanęła delikatnie pazurem ją rozciął. By bez smaku zupę przyprawić smakiem krwi słodkiej.
- Towarzystwa utrzymaj Ichice, co Sakurą jest zwana. A nagroda czeka cię słodka.
Wyszeptał do uszka Takuyi obserwując przez chwilę, jak siada przy stoliku najbliższym. Słuchając się ze strachu, nie z krwi rozkazów demona.
Uśmiechnięty artysta na ziemie obok Kitsune powrócił, ze spokojem rzecząc:
- A tak, w końcu obiecałem ci o tym opowiedzieć. Choć celność twych cieni daleka od ideału była. - rzekł z niewinnym uśmiechem artysta - Szkoda, że tak szybko do środka wbiegłaś. Walka ta wspaniałym widowiskiem była, chociaż nadążyć za nią wzrokiem było trudno. Piorun z wizji światłem wręcz z oczu promieniował, z ciemnością próbując zwyciężyć. Lecz światło porażkę poniosło w końcu, gdy uciążliwą muchę ubił w końcu. Aż wtedy...
Artysta westchnął z zadużeniem lekkim i zaczerwienieniem drobnym. Prawdziwym czy udawanym? Trudno rzec, lecz wzrok swój ani na chwile z Kitsune zdawał się spuszczać:
- Delikatna demonica z mieczem lekkim krwistym i ciałem dziewczęcym. Skórą gładką, jak u niemowlęcia i włosami jasnymi niczym niewinności biel. I ruchami lekkimi niczym piórko. Hime-sama w okazałości swej cudnej, przede mną wręcz stanęła. Z triumfem Dziewiątą ją jako pierwszą obwieściłem, przeszłość niejako przewidując, licząc że mieczem swym z zaskoczenia żywot jego zakończy.
Taishiro wetchnął teatralnie ze spokojem rzecząc:
- Jaka szkoda, że to nie ona tak naprawdę była...
Ze spokojem swą opowieść w idealnym momencie domknął. Ciekawość swojej rozmówczyni wzbudzając, gdy łyżkę delikatnie w ramenie zamoczyć. By uraczyć się krwi smakiem zabijanej lekko przez wody smak, swój głód uspokajając i wzbudzając głód wiedzy u Kitsune.
- Muzyka na zewnątrz:
- Tak tak, też się cieszę, że Cię widzę - odparła z pełną buzią jak na prawdziwą damę przystało. Uśmiechnęła się promiennie chwytając jego niewinny żarcik o nieustannej tęsknocie męża za żoną. Chyba rzeczywiście można było ich do takich porównać. - Będziesz to jadł? - Dodała wskazując pałeczką na pływający w jego zupie kawałek mięsa i jeśli nie protestował od razu je sobie zabrała.
Kitsune zmrużyła lekko powieki nie kryjąc zainteresowania, kiedy Artysta ponownie powtórzył imię kwitnącej wiśni. W końcu lisica była znana ze swojego nieustannego pragnienia poznawania wszystkiego co nowe. Czystej ciekawości, którą nikt nie mógł ujarzmić.
- Czemu masz taką obsesję na punkcie Sakury? - Zapytała jak gdyby nigdy nic przyglądając mu się uważnie, jak gdyby spodziewała się kłamstwa i próbowała go przejrzeć.
Ich rozmowa toczyła się jednak dalej przechodząc na bardziej przyziemne tematy czasu, który udało im się spędzić wspólnie. Misja, której udział został na nich wymuszony. Teraz jednak każde z nich posiadało swojego właściciela. Kitsune wysłuchała go do końca, aż w końcu przyszedł czas na dziecięcy grad pytań.
- Piorun? Spotkałeś tego całego Hashire? - Zainteresowała się od razu. Taishiro widocznie potrafił ją doskonale przejrzeć. Nie, żeby było to jakoś wyjątkowy wielki wyczyn. Lisica często przypominała ciekawskie dziecko. Nic dziwnego, jeśli spędziła większość swoich młodzieńczych lat w zamknięciu. - Czemu pokłóciłeś się z tą demonicą na Trybunach? Jak jej w ogóle było? Tą, która także chciała miecz. Widziałeś jak nią pomiatałam? - Kontynuowała słowotok chichocząc zadowolona sama z siebie. - W ogóle skąd znasz Yamato? Jest taki fajny! - Zachwyciła się i w którymś momencie dźgnęła Taishiro w jego dłoń, jedną z trzymanych, drewnianych pałeczek. Na szczęście były tępo zakończone.
Konsternację lekką pytanie o mięso go wprawiło, lecz po chwili uśmiechnął się miło rzecząc:
- Nie dawno jadłem, więc mięsem się podzielę.
Talerz z uśmiechem bliżej przystawiając, by mięsa wyciągania proces ujawnić damie. Zastanawiał się, czy błędu nie popełnia drobnego i ludziny rezygnuje. Lecz nawet jeśli, to kawałek tylko mały.
- Każdy musi mieć jakąś. - odparł niewinnie i dodał ze spokojem - Kwiat to ładny, co różowy i słodki. Niczym krew ma. Zaś na świecie żyje dama jedna, co imię to posiada. Co śmierć jej cierpienie zakończyć powinna, lecz żywot jej sztucznie jest przedłużany.
Delikatnie pazurami rozciął swą dłoń, uwalniając kropelek parę krwi o różu odcieniu, by słowa swe potwierdzić. Mimika jego twarzy zdawała się być zamyślona lekko. Szczery w swoich wypowiedziach był, lecz świadomości co do swej obsesji zdawać się kompletnie nie był. Jakby patrząc na emocje innych zapominał o swych samych.
Nie śpieszono mu było z odpowiedzią na mnogie grono pytań. Dopóki nie poczuł ukucia gładką, częścią pałeczki. Powstrzymując się z trudem przed wypluciem i zadławieniem, zachował uśmiechniętą twarz łapiąc lisice za rękę, co przypadkowo była tą z krwią jego. Chwytem pewnym, choć delikatnym na swój sposób.
Przełykając głośno odrzekł po chwili:
- Ta wersja Hime złapała mnie za dłoń uchwytem brutalnym. - odparł z uśmiechem małe kłamstwo wspominając, co złapanie za rękę jej uzasadniało - I nagle czar prysł i Kizukowa Dziesiąta Księżniczka w Hashirę Złowieszczego się zamieniła, co mężczyzną koło trzydziestki był z oczami krwistymi niczym demon. Co dłoń mą odepchnął i krzycząc typowe heroiczno-tragiczne rzeczy, typowe dla tych co klęskę ponieśli. Bo w rozrachunku ostatecznym triumf był nasz całkowicie. Gdyż on przede mną uciekł pierwszy. Wcale nie dlatego, że był szybki niczym światło, na tyle że oczy me iluzje Hime stworzyły.
Świątynia spalona, Najwyżsi choć uciekli, to żyją. A oni sami zabili z ludzi ponad tuzin, pod nosem Pioruna Hashiry. No i ostatecznie, to Taishiro zwyciężył. Każdy, obserwator tej nocy mógłby stwierdzić to okiem gołym. Że ostatni na polu boju pozostał. Może nawet kiedyś obraz powstanie, co prawdę w tej kwestii obwieści.
Uwalniając powoli dłoń, jeśli Kitsune na to pozwoli, przystąpił nad zaspokojeniem głodu wiedzy demonicy. Przy okazji próbując zaspokoić swój:
- Stare sprawy, co przebicie przez nią tego białowsłosego rozdrapały. No i chciałem zobaczyć, jak Seiyushi w strachu przede mną rani się znowu, by z krwi swej używać. - ramionami wzruszył wzrok zniżając w kierunku miecza - Można by rzec, że przez rozgrzewkę mą drobną, co ją wyczerpała, sukces twój jest sukcesem moim również. Chociaż do twarzy zawsze ci było z światłem twych cieni, niż z światłem miecza lub włóczni. To jednak zwycięstwa gratulować ci trzeba.
Przybliżając się, łokcie kładąc na krawędź stołu, zapytał lekkim szeptem:
- Pan pawian przemoczony zdradził cokolwiek, na temat właściciela miecza poprzedniego?
- Ah fajny z jego chłop, według przyjaciela wspólnego. Przekaż mu me najszczersze pozdrowienia. I że ma dość rozległą plamkę białą na spodniach swego mnisiego stroju. Pewnie od śliny, co z głodu mu ciągle tryska.
Artysta zaśmiał się lekko, wiedząc że ten mnich jakoś go nie lubił i nie polubił. Ale cóż, Taishiro nigdy nie szukał przyjaciół na siłę. Współpraca wśród demonów często popłacała, ale nie był desperatom.
- Fajniejszy od Takuyi? Lub tej drugiej służebnicy Minoru-samy? Lub tego słodkiego demonka kostki ci gryżący? Kogo na piewszym, drugim, a kogo na czwartym miejscu w rankingu fajności byś postawiła? A no i o zaszczytnym trzecim zapomnieć nie można...
Odparł artysta zaczynając bardziej dziecinnym głosem gadać o tematach przyjemniejszych, niż zabijanie, czy mieczu, którego ostatniego ludzkiego właściciela nienawidził. W końcu lubił ploteczki i lubi gadać. Z racji, że kiedyś udawał, że żyje z tego.
- Muzyka na zewnątrz (bez zmian):
Sakura musiała być w takim razie dla niego wyjątkowa. Rozumiała to doskonale. Fascynacja inną osobą, chociaż ulotna, była znana Lisicy wręcz doskonale. Gdyby była człowiekiem pewnie przypięto by jej łatkę nieuleczalnej romantyczki o zmiennym sercu. Teraz jej serce było jednak martwe.
- Skoro powinna umrzeć, nie możesz jej w tym pomóc? - Zapytała unosząc na niego zaciekawione spojrzenie. Przyglądała mu się dłużej zza gęstych rzęs, jak gdyby się nad czymś zastanawiała. - A może wcale nie chcesz go ukracać i wolisz zatrzymać ją przy sobie - snuła domysły, które równie dobrze mogły być błędne co trafne. Nie miało to pewnie większego znaczenia. Każdy z demonów miał własne demony. Tak wyglądało ich nieśmiertelne życie.
Kitsune jak zwykle strzelała pytaniami szybciej niż Seyiushi mieczami stworzonymi z własnej krwi. Była ciekawska, ale także uchodziła za gadułę. Artysta mógł właśnie doświadczyć beztroskości jej dobrego nastroju. Pozostawało tylko pytanie na jak długo. Złapana za dłoń uśmiechnęła się zadowolona, jak gdyby właśnie na tym jej zależało. Bez większego zastanowienia zacisnęła na skórze Taishiro swoje chude palce i uniosła jego dłoń ku górze. Nachyliła się, i jeśli się nie wyrwał, przytknęła jego zakrwawioną skórę do swoich pełnych ust.
Wysłuchała go w ciszy przytakując lekko. Kiedy spróbował zabrać dłoń puściła ją momentalnie nie zamierzając mu tego utrudniać. Spojrzała na niego chytrze oblizując wargi z jego krwi. Prawdziwy deser, w porównaniu ze zwykłym ramenem.
- Rozumiem. Sama lubię się bawić - odpowiedziała kodując w głowie imię Seiyushi. Demonicy, która zalazła jej za skórę. Kitsune może szybko wybaczała, ale nigdy nie zapominała. Wywnioskowała, że Taishiro zapoczątkował tamto starcie wyłącznie dla własnej rozrywki. Był to dla niej wystarczająco dobry powód i pewnie na jego miejscu zrobiłaby to samo. Bo czemu nie? Każdy lubił czasami namieszać. Dlatego właśnie tak bardzo uwielbiała Minoru. Uchodził za króla manipulacji, a ona chorobliwie chciała zostać jego królową. W końcu oznaczało to władzę, prawda? A na tym jej zależało.
Pan pawian zdradził cokolwiek?
- Niestety nie - zaczęła również lekko się przybliżając, żeby nikt ich nie podsłuchał. - Jeszcze. Wiesz coś może na ten temat? - Dopytała. Nie łudziła się, że Artysta podzieli się z nią wszystkimi swoimi informacjami. Były przecież drogie. Wciąż zamierzała jednak spróbować, bo czemu nie?
Ranking u Kitsune nie istniał. No może oprócz Minoru, ale on był przecież poza konkursem.
- Oczywiście, że najważniejszy jest Minoru-sama - odparła z westchnieniem nieuzasadnionej tęsknoty. Oparła łokieć na stole, a na otwartej dłoni położyła swój policzek, jak gdyby była nagle okropnie zmęczona. - A co do reszty. Wszyscy należą do mnie. Bez wyjątku. Tak jak i Ty - zaczęła, jak gdyby było to oczywiste. Tak, miała tendencje do przywłaszczania sobie innych niczym własnych zabawek. - Przynajmniej kiedyś też będziesz mój, Taishiro.
- Być może poza zasięgiem jest moim. - odrzekł ramionami wzruszając lekko - Albo jest już dawno martwa.
Zabójcy albo jej żywot skrócili albo gdzieś wywieźli do tej swej Yonezawy. Jeśli to pierwsze to szczęśliwe zakończenie ją spotkało. Jeśli nie, częścią planów dalekosiężnych jego się stanie, z racji że o niej wiedział dosłownie wszystko, nim łaską ją tą obdarzy. Trofeum co pamiętnikiem jej jest moc ma i będzie mieć dużą. Zabójcy pożałują, że jej cierpienia na tym świecie przedłużyli. Poczynając od tej, przez którą jej życie prawdziwym koszmarem się stało...
Artysta z uśmiechem przyglądał się zabawie Kitsune. Zastanawiając się, czy powinien złapać ją mocniej jeszcze i pomyśleć nad jej "rozjaśnieniu". Cokolwiek to znaczyć mogło. Chyba nie chciał niespodzianki psuć sobie dla tak prostej przyjemności. W spokojny sposób obserwował to co Kitsune próbuje zrobić, przyjemną aurę uroku swą uwalniając. Gotowy, by zakończyć to jednym swym słowem.
- Ja wiem o tym mieczu wszyyystkoooo - odparł z delikatnym uśmiechem przybliżając swój nosek, na dosłownie milimetry przed niej - Chociażby, że właściciel przed pawianem nie był demonów łowcą. Oraz co potrafił robić z nim ostatni zabójczy właściciel.
Artysta zastanowił się chwilę, o cenę jaką mógłby chcieć za te informację. Kitsune nie wiedziała o niczym, co ciekawić by go mogło, zaś nawet gdyby wiedziała, nie musiałby oferować nic w zamian. Impuls instynktowny pomysł mu podsunął, co nawet ciekawym na przyszlość planem było:
- Jeśli w przyszłości dalekiej lub bliskiej okazja mi się nadarzy do nosa Seiyushi lub Ryo utarcia mocnego. Czy na pomoc twą liczyć mogę? Lub jeśli plany twe w te dwa demonie byty uderzą, angaż i wiedzę w tej sztuce mi zapewnisz?
Cena prosta i kusząca, lecz oparta na demoniej prawdzie. Nienawiść łączyła demony bardziej, niż zyski jakiekolwiek. A jeśli okazję będzie miał, by uprzykrzyć życie Ósmemu lub Seiyushi, to coś co radość zapewni mu na lata lub miesiąc. W zależności na kogo wypadnie. I jak epicką pieśń lub sztukę o tym napisze...
Artysta ostentacyjnie ziewnął, podczas odpowiedzi pierwszej na pytanie. Tracąc dużo dziecinnej werwy, jaką uzyskał wraz z pytania zadania. Co prawda, interesujące w tym było, że w rankingu person niepytanych o Stwórcy zapomniała. Lecz chyba wpływ Minoru, o którym plotki mówią tyle, zaczął działać na nią szybciej niż sądził. Szkoda wielka, ale zabawę druga część odpowiedzi przynajmniej przywróciła.
Opierając się pewnie o krawędź siedliska, rzekł z wyraźnym spokojem w głosie:
- Ah widziałem doskonale, jak mniszek należy do ciebie. Nie był gotowy dla pani swej wszystko zrobić.
Nie podjął próby skrócenia Minoru-samy o głowę pod wpływem krwi jego, by księżniczkę spod władzy złego potwora uwolnić. Co znaczyło dla artysty, że nie była ona dla niego aż tak istotna. Nie wspominając, reakcji jego na rozkaz Kitsune. Podejrzenia miał pewne, co mogłoby sprawić, że Kitsune tak szybko przynajmniej na chwile istotna dla niego być przestała.
- Co byś zrobiła tej trybunowej nocy z mną? Gdyby ma główka do ciebie trafiła?
Zapytał uśmiechem tajemniczym. Będąc ciekaw szczerze, czym i po co na ten zaszczyt sobie zasłużył. By stać się jej własnością potencjalną. Gwałtownie tupocząc nóżką, w rytmie skocznej muzyczki shimsenu.
- Muzyka na zewnątrz:
Kiedy się do niej przybliżył mógł z łatwością obserwować jak jej źrenice powiększają się na jego następne słowa.
- Więc powiedz mi wszyyyyystkooo - odparła bardziej piskliwym głosem nie kryjąc podekscytowania. Specjalnie trąciła jego nos swoim, skoro już znajdował się tak blisko. Całe "wszystko", o którym wspomniał miało także swoją cenę. Nic przecież nie było za darmo, a Kitsune spodziewała się haczyka. Westchnęła teatralnie odsuwając się trochę. Wysłuchała propozycji zastanawiając się kilka krótkich chwil. Nie, żeby specjalnie myślała nad odpowiedzią. Tak naprawdę już dawno zdecydowała.
- W zamian proponujesz mi zabawę - skwitowała potakując lekko głową. - Pod warunkiem, że nie będzie to przeszkadzało Minoru-sama. Może tak być? Chętnie pobawię się z Tobą, Taishiro - odpowiedziała i miała nadzieję, że był w stanie uszanować jej jedyny warunek. W końcu nie mogła przeciwstawić się swojemu właścicielowi ani zrobić niczego wbrew jego woli. Artysta jednak powinien to zrozumieć. Był w końcu w podobnej sytuacji.
Kitsune nie patrzyła na Stwórcę w taki sposób jak na inne demony. Był dla niej mitycznym bytem. Czymś niemożliwym i nieosiągalnym. Zajmował najskrytsze miejsce w jej martwym sercu. Kiedyś obiecał, że po nią wróci, a ona wciąż czekała. Nie zapomniała o nim, zwyczajne nie mierzyła go tą samą miarą co Minoru. Kizuki stał się najważniejszym demonem. Nie ważyłaby się porównywać Stwórcy do nikogo lub niczego. Dlatego praktycznie nigdy o nim nie wspominała. Były demony, które wykrzykiwały modły w jego imieniu, a ona czciła go w milczeniu.
- Yamato nie jest moim pupilem ani służbą - stwierdziła machając lekko dłonią, jak gdyby Taishiro nie zrozumiał. - Oni wszyscy po prostu należą do mnie - odparła jak gdyby było to coś bardzo oczywistego, wzruszając lekko przy tym ramionami. Chyba nikt nie był w stanie przewidzieć co dokładnie miała na myśli. - I kiedyś przestaną być w stanie mi odmówić - dokończyła z chytrym uśmiechem spoglądając na swojego rozmówcę. Jej lisie uszy drgnęły lekko na dźwięk nagłej, skocznej muzyki.
Co byś zrobiła tej trybunowej nocy z mną? Gdyby ma główka do ciebie trafiła?
- Może bym Cię wtedy po prostu zjadła? - Myślała głośno nie spuszczając krwistoczerwonych tęczówek z Artysty, jak gdyby chciała badać jego reakcję. - A może zatrzymała przy sobie na zawsze.
Teatralne przemyślenie nad warunkiem Kitsune udał. Trącąc ją w swoim nosem wpierw w góre, by potem powrócić w bok. Dodając swój warunek jakże oczywisty:
- I Eijiemu-sama również ma nie przeszkadzać.
Wątpił, by któryś z dwóch bytów wyższych, których domeną był spryt, szukało współpracy, oparcia i posługi w Seiyushi. A na pewno ucieszą się z potencjalnego ruchu przeciwko numerowemu pretendentowi. Jednak, gdzie dwóch Kizuki za kulisami, tam wszystko jest możliwe. Szczególnie, jeśli chciałby innych dwóch na scenie umieścić. Czy faktycznie liczyć mógł, na kontrolę jakąkolwiek? Raczej nie, więc małymi kroczkami robić swoje musiał. Stawiając pierwszy tam, gdzie wiedział, co robić.
- A więc opowiem, ci o wszystkiiiiim. - odrzekł ze spokojem mówiąc - Ten miecz ostatni raz, był w rękach zabójcy oddechu ognia, co Kyoya Rin się zwał. Będąc w jego rękach, gdy tchnienie swe ostatnie wydawał, w pojedynkę walcząc z demonami trzema. Ginąc nie z rąk demonich, ani krwawienia. Lecz z techniki, co jedenastą formą nazwana przez niego została. Duszę jego spalając, ogniem cienistym. Co zgasić nie można było niczym.
Artysta odsunął swe ciało o centymetrów parę, by lepiej przyjrzeć się twarzy Kitsune:
- Pawian pierwszym demonem w tej sztuce był. Ten, kto nichirin te przygarnął był drugim. Zaś mi przypadła rola skromna trzeciego.
Ukłonił się lekko niczym gwiazdor mówiąc:
- Pawian oddalił się wraz z tym drugim, co Richii dla ułatwienia nazwę. Jednak już wtedy w oczach Mokrego widziałem pożądanie do tego trofeum.
Splatając ręce na piersiach rzekł jedynie:
- Był to ostatni raz kiedy Richiiego widziałem. Nie było go w Kioto, nie było go też w Oguni. Wręcz odważną tezę wystawić mogę, że zabił Pawian inny wieczny żywot zabił, by miecz ten zdobyć. Zaś teraz oddał go Tadao-sama?
Pokręcił głową lekko głową, czując że coś tu nie gra. Miał nawet teorie gotową, czemu postąpił, jak postąpił. Lecz w tym wszystkim, jego pomysły potencjalne się nie zawierały, w tym wszystkim co miał do powiedzenia.
- Jest jeszcze jedna rzecz, o której powiedzieć ci mogę. - odparł artysta, po ciszy wymuszonej, która do myślenia miała - Lecz, by pewność zyskać orężowi muszę się przyjrzeć bliżej.
Ręcę Tadao-sama najlepszą ekspozycją miecza nie były. W porównaniu do mostka, w którym kiedyś on widniał. Coś zmieniło się w tym mieczu, od ich ostatniego spotkania bliskiego. Lecz pewność zyska jedynie, gdy w rękach jego się znajdzie.
Taishiro przytaknął lekko głową, mimiką pełną rozumienia. Iluzję tworząc, że rozumie doskonale myślenie, które nierozumie. Umiejętność do perfekcji dopracowana, podczas jego przykrywki jako taikomochi. Czy chciał rozumieć, jak ktoś może być czyiś, a zarazem nie być? Przybliżenie mu wystarczy, że Kitsune chce być niczym oiranki, co stałą klientów bazę są tworzyć. Myśląc, że klientela w pełni jej uroku się znajduje.
- Będę wyczekiwać tego dnia.
Odparł niewinnie, wiedząc że on raczej nie nadejdzie. Jak każdy demon miała marzenia, które skończyć się mogą jednym trafnym nichiri cięciem.
Słysząc o pożarciu, artysta uśmiechnął się szerzej, wywracając maślanymi oczami w bok, odlatując świadomością daleko nad ziemię. Przypominając sobie tą wspaniałą demonicę, którą kiedyś musiał pożreć. Która w idealnym momencie w Kioto wyszła z jego ciała, by jednym zdaniem seppuku wymusić na samurajów kupie. Może kiedyś tak piękną rzecz, uda mu się wywołać...
Tupał dalej swą nóżką, gdy druga część zdania padła, uśmiechając się szerzej mówiąc:
- Nie jeden demon przekonał się już, jak głowa ma sama jest zabójcza. Jednemu z nich głowę wręcz urwało prawie. Lecz to strata wielka byłaby ogromna. Bo bez rąk i nóg nie mógłbym zrobić tego, co z Edo pamiętam najlepiej i najczulej.
Nucąc pod nosem, zapytał o rzecz jedną dłoń swą podając:
- Tańcem mnie ponownie uraczysz? W rytm skoczny tego shimsenu.
- Muzyka na zewnątrz (bez zmian):
I takim sposobem doszli do porozumienia. Zadowolenie Kizuki było dla nich priorytetem. W końcu żadne z nich nie chciało oberwać. Musieli uważać, a oprócz tego mogli robić co chcieli. Ich umowa niosła ze sobą spore korzyści dla każdej strony. Po walce o miecz sama chciała podręczyć Seiyuishi. Nie z powodu rywalizacji. Z powodu jak ta potratowała Katsu. W końcu tylko Kitsune miała prawo tak ją poniżać. Przesadziła dotykając kogoś, kto nie należał do niej. Lisica zdecydowanie chciała nauczyć ją trzymania tych obślizgłych łap przy sobie. Na samą myśl zaczynała się hiperwentylować ze złości. Na szczęście Taishiro przeszedł do ciekawej historii o mieczu. Inaczej pewnie rozniosłaby całą miejscówkę w proch.
Słuchała go jak urzeczona. Nie przerywała mu, kodowała wiadomości. Oddech ognia, Kyoa Rin, trzy demony, zabójcza technika. Pisnęła podekscytowana nie odrywając podekscytowanego wzroku z Taishiro. Nagle jej nowa zabawka nabrała większej wartości. Tak samo jak fajowość Rintarou i aktorskie umiejętności Artysty.
Dlaczego oddał miecz? Taishiro pokręcił głową, a ona także zaczęła się zastanawiać. Jak zwykle na głos:
- Widocznie nagroda była tego warta - zaczęła mrużąc lekko powieki i wystukując o stolik szponem jakiś nieznany rytm. - Albo go nie oddał, tylko się go pozbył - dodała wzruszając lekko ramionami. Była ciekawa. Jak zawsze zresztą. Ciekawość zżerała ją od środka. Chciała wiedzieć dlaczego tak postąpił. Zakodowała sobie, żeby go zapytać przy pierwszej lepszej okazji, jeśli taka w ogóle się natrafi.
Kiedy wyraził chęć dokładniejszego obejrzenia miecza uniosła brew ku górze zastanawiając się chwilę.
- Bez żadnych sztuczek i łapki przy sobie! - Powiedziała posyłając mu długie i znaczące spojrzenie. Czasami mu ufała, czasami ani za grosz. To był jeden z tych kluczowych momentów. Jak potoczy się ich dalsza relacja? W końcu jednak wyciągnęła Nichirin zza pasa pokazując Taiowi.
Taishro przytaknął i to jej wystarczyło. Uwierzyła, że rozumiał, nawet jeśli ona do końca nie rozumiała swojej pokręconej logiki. Zaśmiała się na krótką historyjkę na temat głowy. Taishiro miał za sobą wiele interesujących doświadczeń. Całkiem przeciwnie do Kitsune. Ona była dopiero na początku. Uczyła się życia. Chłonęła informację niczym gąbka wodę. Wszystko wdawało jej się nowe i tak bardzo ciekawe. Większość swojego demoniego istnienia spędziła w zamknięciu. W samotności. Teraz oddychała wolnością i to ona stała się jej największym marzeniem. Pragnęła ją całą sobą tak samo bardzo, jak się jej obawiała.
Kiedy wyciągnął do niej dłoń ujęła ją chętnie. Wstała poprawiając idealny materiał swojego stroju.
- Z przyjemnością - odpowiedziała przybliżając się do Artysty. Muzyka była skoczna, wesoła i energiczna. Jednak Kitsune nigdy nie grała według panujących zasad. Zarzuciła dłonie na kark Taishiro wynajdując własny, powolny rytm. Ruszała biodrami narzucając wolne tempo. Taniec nie pasował do muzyki, ale właśnie tak chciała tańczyć. Jej czerwone tęczówki nieustannie wptarywały się w demona. - A ty czego pragniesz, Taishiro?
Wsłuchiwał się z tajemniczym uśmiechem, w teorie Kitsune nie dodając w tej chwili słowa żadnego. Pewności niemiał dalej, czy Rintarou idiotą był tak dużym, by tak niebezpieczną zabawkę oddać w imię hazardu czystego. Mimo, iż kształtowane origami takiego figurę łatwą do ułożenia przybierać zaczynało.
Przytaknął delikatnie, z uśmiechem prostym dodając:
- A mogę je mieć na sobie?
Zaśmiał się lekko, obserwując z powagą miecz, przybliżając do niego głowę. Tak by mieć perspektywę przybliżoną do tej, gdy miał go w mostku wbity. I jednocześnie odskoczyć, gdyby coś nim próbowała robić. Jego uśmiech stał się poważniejszy, gdy odsunął się na moment, by dać sygnał lekkim skinieniem ręki, by go obróciła, by drugą jego stronę również mógł zobaczyć. W zależności od decyzji Kitsune, przyglądnął mu się w podobny sposób.
I gdy tylko skończył oglądać go rzekł:
- Ten miecz zmienił barwę na podobną, gdy Rin użył tej techniki. A może przez śmierć jego w trakcie nie zmieniła nigdy koloru swego?
Pamiętał jak Araki, zwany Richii, machał go przed oczami jego, jakby wierzył, że używać go potrafi. Nie potrafił przypomnieć sobie jednak, czy kolor ten był wtedy tak czarnisty, czy może jednak typowo czerwoniasty. A może zywczajnie nie chciał sobie przypominać?
- Jakby Pawian rozmowny i pomocny nie był, wystarczy że cieniami swoimi coś do ognia z wyglądu podobnego zrobisz. I siebie i miecz tym otoczysz. Po czym "przyjaźnie" machniesz nad głową mu tym.
Uśmiechnął się szerzej, ciesząc się że sztuka ta będzie jedną z rzeczy ostatnich, jakie chciał, by być z tym mieczem związanym w sposób czynny, chyba że na część drugą się skusi. Rintarou był idiotą, że go wymienił, a nie zniszczył. Nadejdzie pewnie kiedyś czas, że pożałuje swej decyzji. Tak jak ten martwy demon żałował pewnie w ostatnich swych chwilach, że zdecydował się wynieść Rintarou i miecz tej nocy.
Artysta przyciągnął Kitsune do siebie, skocznym ruchem chcąc ruszyć na dwór w kierunku sceny. Zatrzymując się jednak wyraźnie, gdy lisica objęła go za kark, zwalniając wyraźnie tempo. W rytm dziwny i dotychczas mu nie znany. W końcu Kabuki to był taniec szybki i efektowny. Zaś japońskie tańce dworskie chyba tak nie wyglądały? Ciekawość jednak góry dała od szybkiej muzyki, do której miłości nogi zbyt szybko się nie poddały. Powoli uspokajając się, gdy ręce ułożył na talii.
Jego twarz była uśmiechnięta choć lekko wręcz spięta. Zaś jego delikatna aura uroku zdawała się być w gotowości pełnej. Jedno pchnięcie, wraz z myślą i może uciec. Dając sygnał jasny, co rozkazem i komendą by był.
Ale, czy faktycznie uciec chciał?
Delikatnie ruch swój kierował, w stronę sceny bliska odpowiadając na pytanie. Oczu swych z Kitsune nie spuszczają, na pytanie bez cienia strachu odpowiedział:
- Tego co każdy z nas pragnie. Wieczności.
Lecz nie w takiej formie, jaką każdy z nich chciał. Wieczności, jaką posiadał Sun Zi, czy europejski Szekspir, którego imię nie raz Taishiro się obiło. Wieczności w kształtowania umysłów ludzkich. Lecz nie próbował wyjaśniać swojej wieczności rozumienia Kitsune. Nie wierzył, że będzie w stanie to zrozumieć. Jedyny demon, co zdaniem Taishiro mógłby go zrozumieć to Eiji-sama.
Jednocześnie delikatnie wzrokiem powędrował. Gdzie "Takuya" i "Sakura" mile czas śmiejąc się do rozpuchu spędzali. Pierwsze lody przełamując bawiąc się doskonale. Widząc demony przechodzące obok spoważniali lekko, nie wiedząc co robić. A sam artysta decyzji w tej kwestii wydawać im nie zamierzał. Chyba, że Kitsune wydać im jakieś chciała?
- Cienie i miecz - potaknęła w zrozumieniu. Niby nie ufała Taishiro. Był przecież kolejnym podstępnym demonem w jej życiu. A mimo to słuchała i wpatrywała się w niego jak w obrazek. Mógł kłamać od samego początku, a ona bez zająknięcia chłonęła wszystkie informacje jakie jej sprzedawał. Nie kwestionowała niczego. Nie ufała mu za grosz, a jednak wierzyła całym martwym sercem. Była naiwna i nie dało się tego ukryć. Po wszystkim ponownie przyczepiła Nichirin do pasa.
Przyciągnięta w stronę Taishiro pisnęła wesoło. Była szczęśliwa, ze szczerym uśmiechem na pełnych ustach. Tańce i zabawy, wszystko co sprawiało jej przyjemność. Tai niby nie znał jej za dobrze, a jednak idealnie trafiał z pomysłami w to co lubiła. Jeśli specjalnie i podstępnie próbował wkraść się w jej łaski udawało mu się bez błędnie. Nie dociekała podstępu w jego zachowaniu. Wręcz przeciwnie, cieszyła się każdą chwilą. Jak gdyby wszystkie zmartwienia nie istniały. Nie było pychy, odrzucenia czy choroby, która rozwijała się w jej ciele. Kitsune pozostawała lekkoduchem. Jak gdyby jutro miało nigdy nie nadejść.
Wieczności.
Uśmiech także rozświetlił jej zbyt często przyćmione, szkarłatne tęczówki. Zwinnym, ale powolnym ruchem owinęła mu dłonie wokół szyi oddając się muzyce. Chociaż jej delikatne, taneczne ruchy ciała absolutnie nie pasowały do skocznych dźwięków, do których bawili się ludzie wokół nich. Umysł Kitsune miał własną melodię, znaną tylko jej. Trwała tak przez chwilę kołysząc się wraz z Taishiro. W którymś momencie wspięła się na palce przybliżając buzię do jego ucha.
- Piękne pragnienie, Taishiro - powiedziała cicho i gdyby nie wrażliwy słuch demona pewnie w ogóle by jej nie usłyszał. Jeśli się nie odsunął jej pełne usta złożyły delikatny, niewinny pocałunek na policzku Taishiro. Nie miała złych zamiarów. Przynajmniej nie tym razem.
Zaraz po tym odsunęła się na dwa kroki w tył zwiększajac między nimi dystans. Wszystko co było piękne musiało się kiedyś skończyć. W końcu nawet największe przyjemności należało dozować, żeby się nimi nie znudzić. Kitsune nudziła się wszystkim bardzo szybko. Tak jak "Takuya" i "Sakura" spędzali razem czas, tak towarzystwem Taishiro chciała nacieszyć się jeszcze nie jeden raz.
- Następnym razem chciałabym zobaczyć te wieczność. Pokażesz mi? - Zapytała głośniej blokując z nim jeszcze dłuższą chwilę spojrzenie. Przekrzywiła lekko głowę jak, gdyby się nad czymś zastanawiała. Zapamiętywała obrazek demona przed sobą. Uśmiechnęła się po raz ostatni. Następnie odwróciła się na pięcie znikając w tłumie. Zostawiając Taishiro z obietnicą kolejnego spotkania.
zt
- Jeśli oręż ten zobaczę w dłoniach innych, niż twych. To dopilnuje, by pamięć o nim przepadła na wieki.
Obietnica ta zabrzmiała dość słodko. Jakby obietnice ochrony tego miecza złożył. Mimo, iż chciałby zrobić pewnie wszystko, by pamięć o nim przepadła na wieki. Z chęcią wykorzysta okazję pierwszą, by pozbyć się tego durnego ostrza raz na zawsze. Abominacji, co istnieć nigdy nie powinna. Gdy tylko znajdzie się po za łapskami Kitsune. Sam nie wiedział, czy to dlatego, że boi się tego co Pierwszy zrobić by mu mógł. Czy zwyczajnie ułamek jego gentelmenem bycia się odzywa spod demoniego martwego serca jego?
Taishiro bawił się w najlepsze, rozluźniając się z czasem. Wiedząc, że zabawa ta przecież nie mogła być tak różna od zabawy ze szlachetnymi oirankami. Jednak... świadomość, że rozmawia z demonicą sprawiała, iż wielokrotnie swoje myślenie zmieniał. Wiedział, że ludzie potrafią naprawdę kochać i się zauroczać. W przypadku demonów... jego potencjalna para, którą poznał nad jeziorem pewnym, zdawała się być nie miłością, a wykorzystywaniem. Inu może liczyła, z biedności jej serca, że jest ważna dla Rintarou, lecz tak naprawdę prawda wspomniana przez demona tej nocy, była prawdą smutną również dla Taishiro. To nie była miłość, lecz chęć posiadania wytrenowanego wcześniej pieska, którego będzie chciał tylko trzymać w budzie. Świat ludzki również był brutalny jeśli chodzi o uczucia. Słyszał o tym na kroku każdych, a nie jedną nieszczęśliwą miłosną historie słyszał.
Dlatego Taishiro nie wierzył w jakąkolwiek miłość. A już na pewno nie demoniom miłość...
Grał dalej rolę kochanka. Mimo, iż czuł że jest ona mu narzucona lekko. Stresował się, choć nie wiedział czym. Cały czas wierzył, że mógłby to przerwać. Ale nie chciał jednak tego przerwać. Że powinien to przerwać, a jednak z drugiej strony nie chce. Wiedział, że ruchy Kitsune są szczere, jednak czuł, że są częścią jakieś głębszej intrygii. Walki Kizukich? Tak, Minoru musiał chcieć kazać jej uwieść go, by plany Eijiego szpiegować. Tak, to wyjaśniać musiało nastrojów zmianę dość obszerną. Że też wcześniej planu tego nie przejrzał...
Znajdując logikę, w tej logiki braku, uśmiechnął się szczerze i uspokoił. Grając rolę swoją chętniej i śmiejąc się nie miłosiernie. Nie uciekł, gdy Kitsune w policzek go pocałowała. Delikatny ruch, co oiranki okazywały, gdy zabawę chciały prowadzić dłużej. Jak mógł przez chwilę wierzyć, że w tej sztuczce jest coś głębszego?
- Będę wyczekiwać spotkania kolejnego w wieczności dalekiej.
Mówiąc to ukłonił się lekko i gdy tylko drapieżnicza konkurencja odeszła, zaczął rozglądać się za pożywieniem nowym. Którym nie będzie "Sakura" i "Takuya". Niech zabawią się urokiem, który być może w miłość się zamieni. Gdy demon zgłodniały spotkaniem, zamiast krwi mięsa ludzkiego kogoś innego spróbuje...
zt
Szła za nim już jakiś czas. Nie wiedziała czy ją zauważył i udawał, że nie widział; czy po prostu był zbyt zaabsorbowany otaczającymi go ludźmi. Podążała za nim już od kilku uliczek co jakiś czas kryjąc się po kątach. Była całkiem subtelna jak na to, że perfidnie go śledziła. W wesołym humorze z uśmiechem na ustach rozpoznała go bez problemu. Jasne włosy i te błękitne tęczówki. Nigdy ze sobą nie rozmawiali, ale nie uszło jej uwadze jak rozmawiał z Rintarou. Jak się przy nim zachowywał. Znała tą zależność. W końcu ona starała się tak samo przed Minoru. I chociaż wyglądała jak najbardziej niewinna istota na tym świecie zamierzała to z premedytacją wykorzystać. Nie od dziś nie lubiła brudzić sobie swoich ślicznych rączek, zdecydowanie bardziej pasowało jej poprosić go o pomoc.
Weszła za nim do zatłoczonej karczmy marszcząc zgrabny nosek od smrodu alkoholu, ludzkiego jedzenia mieszającego się z potem. Fuj. Nie lubiła takich miejsc, ale nie mogła pozwolić sobie na marudzenie. Przepychała się między kolejnymi ludźmi próbując zbliżyć się do demona. Miała na sobie niebotycznie drogie kimono w czarnym kolorze ozdobione różnymi kwiatowymi wzorami utrzymanymi w liliowych odcieniach pasujących do długich włosów opadających po obydwu stronach jej ślicznej buzi.
Torując sobie drogę w końcu odnalazła demona. Niestety lekko pchnięta przez pijanego mężczyznę wpadła prosto na jego plecy. Jęknęła cicho nie zbyt zadowolona, a kaptur peleryny spadł z jej głowy ukazujący parę puchatych, lisich uszu.
- Ichi! - pisnęła przyciskając się do jego boku, jak by miał ją ochronić przed złym tłumem zwykłych ludzi, których przecież mogła rozszarpać jednym atakiem. Rash miał racje. Demony były obłudne.
- Pachniesz jak Rintarou - rozmarzyła się cichutko wciąż wciśnięta w jego bok, jak by czuła się zagrożona. Jak by wcale nie była jednym z najpotężniejszych stworzeń w całym pomieszczeniu tak jak sam Ichitaro. Wiedziała jedynie połowicznie co go łączyło z Rinem. Nie znała całej historii, ale cześć zwyczajnie sama sobie dopowiedziała. Słowa popłynęły same. Jak zawsze mówiła co myślała. Bez zbędnego filtra czy hamulców. Przypominał jej Rintarou, bo do niego należał. A może rzeczywiście byli do siebie podobni? Bardziej niż sam Ichitaro mógłby sobie zdawać z tego sprawę.
Nie wyglądała jak by miała się odsuwać, nawet jeśli by tego sobie zażyczył. Niczym prawdziwa pijawka korzystała z jego ciepła i bliskości. Ot tak dla własnej zachcianki. Westchnęła w końcu wzruszając lekko szczupłymi ramionami. W myślach przewróciła oczami na jego karcący ton. Nie poczuła jednak skruchy.
- Więc mnie stąd zabierz, Izayoizuki. Przyszłam tutaj za tobą - poprosiła tak, że tylko jego demoni słuch mógł ją usłyszeć. Ignorowała wszystko co działo się wokół. Ludzie nie mięli dla niej większego znaczenia. Była ponad nimi. Stanowili zaledwie namiastkę posiłku. Nic więcej. A ona obecnie nie była głodna. Miała ważniejsze sprawy na głowie, do których potrzebowała tego ślicznego demona, który tak opiekuńczo trzymał ją w swoich ramionach. Nie mogła zaprzeczyć nawet przed samą sobą, że jej się nie podobało. Jego gest był odruchowy, a ona poczuła się wyjątkowa. Coś zatrzepotało w jej żołądku, bo chociaż nie znała słowa miłość, była nieuleczalną romantyczką. Przynajmniej na ludzkie standardy. Dopóki dostawała to czego chciała.
- Mogłabym cię zatrzymać na zawsze - odparła rozbawiona, bo miejsce ich spotkania nie miało żadnego znaczenia. Kitsune jak zawsze zbyt ciekawska, żeby sobie odpuścić. Po prostu musiała za nim poleźć. Zobaczyć z kim się spotykał. Może był to ktoś jeszcze ciekawszy? Może znajomy? Gdyby mogła wyczytałam wszystko z niego niczym z odpartej księgi. Tylko po to, żeby potem szybciutko się znudzić.
Jęknęła męczeńsko, kiedy się od niej odsunął, bo wcale nie chciała się ruszać. Noc była młoda. Wciąż mieli czas. Po co ten pośpiech? Dala się mu prowadzić, kiedy lawirował między obrzydliwymi, spoconymi ciałami. Jedną dłonią zatkało sobie nos, drugą chwyciła się jego ubrania zaciskając palce na miękkim materiale, jak by bała się, że mógł ją zgubić.
Wychodząc na zewnątrz odetchnęła z ulgą. Nocne powietrze zalało płuca w nowym przypływie energii. Mieli sporo rzeczy do załatwienia. Sporo do zrobienia, a jednak beztroskie chwile w jego ramionach przyniosły jej zaskakująco dużo ukojenia. Był nieszkodliwy. Tak przynajmniej jej się wydawało. Mogła się sporo pomylić. Nawet nie wiedziała jak bardzo.
- No dobrze - zgodziła się w końcu, jak by wcale nie chciała nic mu tłumaczyć. Spojrzała na niego przelotnie, a ogniki rozbawienia tańczyły w jej karmazynowym tęczówkach. Zdecydowanie knuła coś niedobrego. Kiedy się do niej przybliżył uśmiechnęła się wesoło umykając pod jego ramieniem, kawałek dalej. - W posiadłości Uesugi znajduje się coś co należy do mnie - zaczęła przechadzając się powoli dookoła niego. Jak by go sprawdzała. Mierzyła jego przydatność. Jego siłę. Jedno kółko, potem następne. - Widzisz. Zawarłam z Rintarou pewną umowę i chciałabym ją właśnie takim prezentem przypieczętować. Pomyślałam, że może mógłbyś mi pomóc odzyskać to co moje, słodki Ichitaro - kontynuowała słodkim głosem.
W którymś momencie, kiedy znajdowała się za jego tyłem zdecydowała się do niego podejść, podczas okrążania go po raz trzeci. Nie myśląc za wiele przytuliła się do jego pleców owijając talię szczupłymi ramionami. Przyłożyła do jego kręgosłupa swój policzek wzdychając lekko.
- W końcu coś cię z nim łączy. Pomóż mi a ja kiedyś pomogę tobie.
Na wzmiankę o Rintarou skuliła się ledwie wyczuwalnie. Flecista należał do tego typu demonów, który się podziwiało lub unikało. Nic pomiędzy nie miało sensu. Był sam w sobie wyjątkowy. Może dlatego wpadł jej w oko? Wtedy na trybunach, kiedy przejrzał ją w sekundę mimo, że nic o niej nie wiedział. Przeczytał z niej jak z otwartej księgi, a ona nie mogła mu tego zapomnieć. Był bezkarnym typem manipulatora i nawet się z tym nie chował. Świadomie jednak wchodziła z nim w pokręcone układy. Zwyczajnie nienawidziła nudy, a Rintarou był jej przeciwieństwem.
- Wiem, że jest niebezpieczny - burknęła niezadowolona, bo traktował ją jak głupiutkie dziecko. A przecież wcale nie dawała mu ku temu powodów i nie zachowywała się nad wyraz dziecinnie. W c a l e. - właśnie dlatego jest taki fascynujący wiesz?
Stała tak jeszcze kilka dłuższych chwil z nosem wtulonym w jego plecy. Nie ruszała się korzystając z tej krótkiej, beztroskiej chwili. Czy tego chciał czy nie naprawdę przypasował jej na przytulankę. Był taki spokojny, a zarazem całkiem miły. Może gdyby spotkali się w innych okolicznościach mogliby się lepiej poznać? Może nawet doceniłby jej towarzystwo. Teraz nie miało to znaczenia. Mieli inne rzeczy na głowie, chociaż lisica jeszcze trochę samolubnie korzystała z jego bliskości. Nie obchodziło ją w końcu czy miał coś przeciwko czy nie.
Zaśmiała się cicho pod nosem. Naprawdę próbował się targować? Miał tupet zważając na swoje miejsce w hierarchii. Nie wątpiła w jego umiejętności. W końcu Rintarou nie wybrałby dla siebie jakiegoś słabiaka, ale ona także do słabych nie należała.
- Jedna przysługa i opowiem ci o mojej umowie z Rintaro. Kto wie może też na niej jakoś skorzystasz? - zdecydowała tonem nie znającym sprzeciwu. I gdzie podziała się ta milusia dziewczynka? Westchnęła męczeńsko w końcu go puszczając. Nie kryła się nawet z tym, że został jej ulubiona przytulanką. Puściła go niechętnie ruszając w stronę posiadłości. Na razie nie widziała sensu, żeby się ukrywać. Zatrzymała się po dwóch krokach wyciągając w jego stronę dłoń. Zamierzał ją ująć? W końcu nikt nie dawał mu gwarancji, że była normalna.
- Możesz przestać tyle pytać? - zapytała z pozoru wesoło chichocząc pod nosem niczym rozweselony chochlik, jednak ta pojedyncza ostrzegawcza nuta w głosie zarezerwowana tylko dla niego, okazała się niemożliwa do przeoczenia. Kończyła jej się cierpliwość, której od zawsze przecież brakowało. Zdecydowała się przestać mu odpowiadać. Jednostronny wywiad środowiskowy zaczynał jej ciążyć. Traciła ochotę do dalszej zabawy, a przecież ta noc miała być wyjątkowo zabawna. Skrzywiła się z niesmakiem zastanawiając się, czy gdyby wyrwała mu głowę i zabrała ze sobą tylko ciało, byłby tak samo mocno przydatny? Przynajmniej by milczał. - To pamiątka, dobrze? Złoty wisiorek z zawieszką. Jest podpisany, Konoe Kirin. Masz go nie otwierać - wytłumaczyła w końcu idąc posępnie przed siebie. Nie zaszczyciła go spojrzeniem, bo miała dosyć tej rozmowy. Zdecydowała się trochę przyspieszyć ich podróż do posiadłości.
Idąc ramię w ramię trzymała jego dłoń. Z początku nie odzywała się chwilę, jednak już po kilkunastu krokach dała się wciągnąć w rozmowę o Rintarou. Jak by inaczej. Zamyśliła się na chwilę zaciskając mocniej dłoń na jego palcach. Słysząc pytanie roześmiała się szczerze.
- Absolutnie! - Żachnęła się, bo nie zamierzała umierać. Zdążyła się już odrobinę przypalić i nie zamierzała powtarzać tego błędu. - Po prostu on jest taki. No wiesz taki taki - próbowała mu wytłumaczyć, chociaż w ogóle jej nie wychodziło. Skończyła swoją wypowiedzieć zduszonym piśnięciem jak by mówiła o czymś wyjątkowo fajowym i słodkim. Nie zamierzała więcej dopowiadać. Chyba musiał sam się domyślić o co jej chodziło.
Ulice powoli pustoszały, a księżyc świecił coraz wyżej na niebie. Chociaż wciąż przed północą czas mijał powoli. Dochodziła idealna godzina na ich nikczemną infiltrację budynku. Słysząc jego pytanie zatrzymała się nagle. Spojrzała na niego z błyskiem w karmazynowych tęczówkach. Jej pełne usta wykrzywiły się w pełnym zadowolenia uśmiechu. Jej dłoń powędrowała ku górze wskazując na budynek nieopodal.
- Wejdziemy oknem - powiedziała mu wskazując na jedno z okien posiadłości Uesugi, od której dzieliło ich kilkadziesiąt metrów, chociaż budynek był już widoczny. Musieli jeszcze przedostać się przez ogrodzenie i pewnie wspiąć na jakieś drzewo nieopodal okno. Błahostka, prawda? Nie czekając na jego reakcję ruszyła wesoło w stronę przygody. Podwinęła rękawy kimona gotowa do wspinania się na mur.
Nie możesz odpowiadać w tematach