Opuściła właśnie leśną gęstwinę i skierowała się w stronę strumienia, który stanowił obowiązkowy przystanek na jej drodze powrotnej do Yonezawy, gdy dostrzegła tam małą grupkę rosłych jegomości. Odruchowo naciągnęła na głowę słomkowy kapelusz, ale ani myślała rezygnować z uzupełnienia zapasów wody. Była zresztą niemal pewna, że stroje nieznajomych przypominają te noszone przez członków korpusu, ale dzieląca ich odległość nawet dla jej wprawnych oczu stanowiła pewne wyzwanie i wolała zachować ostrożność. Hiō zachowała równe tempo i nieśpiesznie zbliżyła się do małego obozowiska, pozwalając dostrzec im swoją obecność, by uniknąć niepotrzebnej zwady.
Dopiero wtedy, gdy upewniła się, że nie myliła się w swojej ocenie i faktycznie ma do czynienia z towarzyszami broni, zdecydowała się do nich dołączyć i zasięgnąć języka na temat stolicy. Jasnym było, że napotkani Ne zmierzali w odwrotnym kierunku, tak więc na pewno byli w stanie udzielić jej kilku przydatnych informacji lub chociaż zaktualizować te, które już posiadała. Setsuka wymieniła pozdrowienia ze stojącymi najbliżej, ale postanowiła, że zanim zarzuci ich większą ilością pytań uzupełni najpierw deficyt wody. Zrzuciła więc z pleców swój rynsztunek i zostawiła go pod drzewem, gdzie wciąż mogła go obserwować, nawet jeśli zdecyduje się oddalić. Zaufanie zaufaniem, ale na zimne lepiej było dmuchać.
Setsu nachylała się właśnie nad brzegiem i zanurzała bukłak w kierunku odwrotnym do nurtu, by go napełnić, gdy dostrzegła kątem oka parę zbliżających się stóp. Pozostała spokojna, ale gdy nieznajomy zatrzymał się obok nie mogła go już ignorować.
— Wyruszyliście z Yonezawy, prawda? — zagadnęła, w końcu prostując plecy. Upiła drobny łyk, próbując ugasić pragnienie i przecierając usta wierzchem dłoni obróciła się wreszcie ku rozmówcy.
Zamarła na sekundę dostrzegłszy jego blizny, a przez jej twarz przemknął cień zaskoczenia, ale nie odwróciła wzroku zmieszana. Była zabójcą, widziała już gorsze obrażenia i choć mężczyzna nie należał już może do najpiękniejszych, nie czuła z tego powodu obrzydzenia czy nawet niechęci. Szybko przeszła nad tą sytuacją do porządku dziennego i próbując uniknąć ostentacyjnego gapienia, które mógłby odebrać jako niegrzeczne, skupiła uwagę na jego oczach.
Odsunęła dłoń od warg i posłała mu uprzejmy, łagodny uśmiech. Zaraz potem uniosła ramię i zrzuciła kapelusz na plecy, by zyskać nieco więcej swobody.
— Słyszałam, że ostatnio grupa zabójców starła się z demonami pod jakąś świątynią. Czy wszyscy wrócili?
Głośne westchnięcie, którym zaraz ją uraczył sprawiło, że szczupłe palce drgnęły, a następnie objęły bukłak z większą siłą. Nie była pewna czego pragnie w tym momencie bardziej: chlusnąć mu wodą w tę krzywą, pobliźnioną mordę czy od razu wrzucić do strumienia. Na pewno nie zamierzała strzępić sobie dalej języka.
— Zapomnij — mruknęła, bo sądząc po tonie w jakim wypluł z siebie te dwa słowa, nie miał jej do powiedzenia niczego miłego. Wolała zakończyć tę rozmowę tu i teraz zanim jej własna irytacja przejmie kontrolę nad odruchami; skoro tak okropnie mu wadziła, zamierzała jak najszybciej zostawić go samemu sobie.
Poczyniła nawet krok w tył, ale coś w wyrazie jego twarzy, gdy wreszcie raczył na nią zerknąć zaraz zatrzymało ją w miejscu. Ne wyglądał tak, jakby właśnie zobaczył ducha, ale nawet pomijając ślady poparzeń, Hio była stuprocentowo pewna, że nigdy wcześniej się nie spotkali. Jego kolejne słowa wprawiły ją w autentyczna konsternację.
Jak… co? - zmarszczyła brwi, próbując wywnioskować o co dokładnie pytał, ale dźwięk upadającego wiadra skutecznie ją rozproszył. Drgnęła i zerknęła na ziemię, a potem znów na mężczyznę. Może był niespełna rozumu?
— Hm — prychnęła, kręcąc głową. Nie miała na to czasu, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła tak po prostu odwrócić się i odejść. Jego reakcja była dziwna i gwałtowna, a przez to ciężko ją było zignorować. Wyglądał jakby cierpiał na jakieś rozdwojenie; w jednej chwili gotów był kazać jej się odpieprzyć, a w drugiej sprawiał wrażenie jakby ni z tego, ni z owego przeobraziła się w demona, który planował rzucić mu się do gardła. Nie była pewna czy chce wiedzieć co nastąpi potem.
To właśnie w tym momencie powinna się była wycofać, tyle że… Cóż, po prostu nie zdążyła. Kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie, większość poza jej własną kontrolą i ani się obejrzała, męskie ramiona już obejmowały jej zesztywniałe z zaskoczenia ciało. Imię, którym Ne się posłużył dźwięczało w jej głowie jeszcze przez chwilę, ale nie wywołało żadnej reakcji; nawet nie brzmiało znajomo. Szum krwi w uszach spowodowany skokiem adrenaliny w końcu jednak ustał i Hiō drgnęła niespokojnie, zdając sobie sprawę z absurdu zaistniałej sytuacji. Stała przy strumieniu jak ostatnia idiotka, zamknięta w niedźwiedzim uścisku obcego faceta, w jednej ręce wciąż ściskając bukłak z wodą, a drugą obejmując rękojeść tanto, którego ostrze przyciskała do jego pleców na wysokości nerki. Chwyciła za broń instynktownie, gotowa dźgnąć napastnika, gdyby zaszła taka okazja, ale w porę uświadomiła sobie, że sięgnął do niej nie po to, by wyrządzić jej krzywdę, a po prostu przytulić. Gdyby mogła wybierać, po stokroć wolałaby chyba pierwszą opcję.
Dziewczyna poruszyła się, próbując odzyskać panowanie nad sytuacją, a kiedy to nie poskutkowało warknęła ostrzegawczo i obracając tanto rąbnęła typa metalową kashirą prosto w żebra.
— Setsuka — sapnęła, wykorzystując moment mimowolnej reakcji organizmu na cios i przy pierwszej okazji wyrwała się z niechcianych objęć. Powiedzieć, że sytuacja była dla niej niekomfortowa byłoby sporym niedopowiedzeniem, ale mimo wszystko nie chciała wyrządzić zielonookiemu krzywdy. — Hiō Setsuka, tak się właśnie nazywam. Wystarczyło powiedzieć, że nie życzysz sobie towarzystwa, ten dziki teatrzyk nie był potrzebny — zapewniła z wyraźnym przekąsem, nie kryjąc swojego niezadowolenia. Nie była pewna czy nieznajomy był autentycznym wariatem, czy po prostu udawał, chcąc się jej w ten sposób pozbyć, ale jedno było pewne - osiągnął stuprocentowy sukces.
Chociaż może w innych okolicznościach te łzy nakazałyby jej się nad tym wszystkim głębiej zastanowić, ale w tej konkretnej sytuacji nie zrobiły na niej szczególnego wrażenia.
— A teraz wybacz — wymamrotała podirytowana, wsuwając tanto na miejsce. — Nie zamierzam dłużej marnować twojego i mojego czasu — oznajmiła i cofnęła się o krok z zamiarem szerokiego ominięcia przeszkody w postaci rosłego, męskiego cielska.
Odrobina dobrego wychowania i spokoju... Czy to naprawdę zbyt wiele?
Nie zdążyła go nawet minąć, kiedy masywne ramię wyrosło tuż przed jej czołem i zablokowało przejście. Hiō zacisnęła zęby i zwinnie pokonała barykadę, tym razem nie racząc nawet spojrzeć w kierunku nieznajomego. Gdyby mogła, najchętniej po prostu nakryłaby uszy dłońmi, by uchronić się przed jego paplaniną; ten luksus zarezerwowany był jednak wyłącznie dla małych, rozpieszczonych dziewczynek, a o ile było jej wiadomo - przez ostatnie jedenaście lat nikomu nie przyszło do głowy, by ją rozpieszczać.
To właśnie ta liczba sprawiła, że w końcu zwróciła uwagę na jego słowa. “Jedenaście lat”, powtórzył to już dwukrotnie, akurat wtedy, gdy wróciła myślami do przeszłości… Ten dziwny zbieg okoliczności zmusił ją do zatrzymania wpół kroku. Setsuka wbiła stopy w ziemię i zerknęła na zielonookiego przez ramię, posyłając mu skonsternowane spojrzenie. Nic z całego jego przemówienia nie miało dla niej większego sensu, a jednak wzmianka o bracie wywołała niepokojące ukłucie w okolicach serca. Zabójczyni drgnęła i zmarszczyła brwi, próbując domyślić się źródła tej reakcji, ale im dłużej Ne mówił, tym większą miała ochotę kazać mu się w końcu zamknąć, bo jego głos skutecznie zagłuszał jej myśli.
Sudo Chihaya - powtórzyła z wolna, próbując wywołać jakieś skojarzenie.
— Nie wiem kim jest ta cała Chihaya, w porządku? — warknęła w końcu z wyraźnym poirytowaniem. — Nie znam jej — podkreśliła, obracając się przodem do mężczyzny, ale z jakiegoś powodu zabrzmiało to dla niej jak wierutne kłamstwo i zawahała się przez sekundę. Czy to możliwe, że ten nieznajomy był jakoś powiązany z jej przeszłością? Czy to możliwe, że faktycznie się znali? Hiō przez lata próbowała dowiedzieć się czegoś na temat tego kim była i czy są jeszcze gdzieś na świecie bliscy, którym na niej zależy, ale bez powodzenia. Wyobrażała sobie, że kiedy w końcu spotka kogoś, kto będzie w stanie odpowiedzieć na jej pytania, coś w jej głowie przeskoczy i jej wspomnienia powrócą, dlatego tak ciężko było jej teraz wziąć pod uwagę, że być może nieznajomy nie był wcale szalony.
— Nie mam brata, a już na pewno nie takiego imieniem Kazuma. Wychowali mnie mnisi i szamani, jestem sierotą ty dupku, nie znam swojej rodziny, zadowolony?! — syknęła, mając już serdecznie dość tych oskarżeń, przed którymi nie sposób się było bronić. Wypowiedzenie tego imienia raz jeszcze poruszyło w niej pewną strunę, ale zignorowała to, zbyt wściekła, by się nad tym w tej chwili rozwodzić.
Nie miała przecież brata… Prawda?
— Nie wiem kogo szukałeś przez te jedenaście lat, ale nie jestem nią, dotarło? — mruknęła ze ściśniętym gardłem, przyglądając się mu nieco uważniej.
Ta postawa, ton głosu, wykrzywiona w grymasie twarz - to wszystko wydawało się takie autentyczne. Brunet nie udawał, ale czy w takim razie powinna była wziąć pod uwagę, że faktycznie była Chihayą, której szukał?
— Ja… — urwała.
Uderzenie gorąca było niespodziewane, a ból, który zaraz zaćmił w jej skroniach na moment odebrał jej oddech. Setsu przygarbiła się i przycisnęła wolną dłoń do czoła, a potem cofnęła się chwiejnie o krok, ze świstem wypuszczając powietrze z płuc. Cokolwiek to było, zniknęło równie nagle, jak się pojawiło, pozostawiając po sobie jedynie niekomfortowy ucisk.
— Przepraszam, muszę… — urwała ponownie, wściekła na samą siebie za te grzecznościowe przeprosiny, których nie była mu winna. — Muszę iść — wymamrotała i ruszyła w kierunku miejsca, w którym zostawiła rzeczy, ale zanim do nich dotarła, ból uderzył ponownie i zmusił ją do wsparcia się na pobliskim drzewie.
Co do cholery?
Pulsowanie w skroniach narastało, nie pozwalając jej podejść do sytuacji na trzeźwo. Mieli być rodziną? Blizna na jej ustach była jego dziełem? Faktycznie, posiadała ją już po przebudzeniu w domu medyka jedenaście lat temu, ale czy to czegokolwiek dowodziło? Myślenie o tym i bezradność, którą odczuwała wobec wyrwy ziejącej w pamięci napełniało ją coraz większym gniewem. Czy gdyby była osobą, której szukał, nie powinna go już rozpoznać? Nawet jeśli głos, którym zaraz do niej przemówił istotnie miał w sobie coś znajomego czy nie było to efektem jego nagabywania?
Setsu przymknęła oczy, wsłuchując się w brzmienie i ton jego słów. Próbowała zignorować łupanie pod czaszką, ale ilekroć sięgała pamięcią do bezdennej otchłani, ból skutecznie ją rozpraszał. Z głośnym, pełnym irytacji sapnięciem zerwała kapelusz z pleców i porzuciła go pod drzewem, chwilowo nie będąc w stanie odpowiedzieć mężczyźnie inaczej, jak tylko krótkim skinieniem. Nie miała pojęcia co się właśnie działo, ale od dawna nie czuła się tak paskudnie, a że nie była pewna czy faktycznie da radę podejść do strumienia o własnych siłach - przyjęła oferowaną pomoc bez choćby cienia sprzeciwu.
Uniosła ramię i pozwoliła Ne opleść nim szyję, po czym wsparła ciężar ciała na jego boku i pozwoliła poprowadzić się do brzegu. Duchota coraz dotkliwiej dawała jej się we znaki, więc gdzieś po drodze zdecydowała się w końcu porzucić bukłak i zamiast tego sięgnęła do kołnierza kimona, by kilkoma szarpnięciami poluzować materiał.
— Spasuję — wymamrotała na tę idiotyczna propozycję. Oberwał, ponieważ na to zasłużył, a nie dlatego, że Setsu nawykła w ramach hobby czy kaprysu nokautować wszystkich nieznajomych… — Dziękuję — wykrztusiła jeszcze, gdy dotarli na miejsce i zielonooki poluzował uścisk.
Gdy tylko stanęła o własnych siłach, przysiadła (choć z jego perspektywy może raczej opadła na tyłek) przy brzegu i kolejnymi, niezdarnymi szarpnięciami wyswobodziła ramiona z rękawów odzienia, by w następnej chwili nachylić się gwałtownie nad taflą i zgodnie z sugestią mężczyzny, przepłukać twarz zimną wodą. Raz, drugi, a potem trzeci. Co prawda nie pozbyła się w ten sposób bólu głowy, ale przynajmniej pokonała nudności i odzyskała trochę trzeźwości umysłu.
Hio zaczekała aż utrudniający oddychanie ucisk w klatce piersiowej nieco zelży i wyprostowała się, unosząc brodę ku górze. Nie studiowała nieba, bo jej powieki pozostawały w tym czasie opuszczone, ale trwała tak przez chwilę, próbując odzyskać kontrolę nad własnym ciałem. Kiedy w końcu otworzyła oczy i obróciła głowę ku mężczyźnie nie było w nich już złości, a jedynie rezygnacja i jakaś dziwna beznadzieja.
Wykorzystując fakt, że Ne przykucnął obok, Setsu uniosła ku niemu prawe, pokryte tatuażami ramię, by ostatecznie przysłonić drżącą dłonią dolną połowę jego twarzy od nosa aż do szczęki. Zmarszczyła brwi, intensywnie nad czymś myśląc i w końcu odszukała jego spojrzenie, zerkając najpierw w to pokryte bielmem, a potem w zdrowe oko.
— Naprawdę cię nie pamiętam — oznajmiła i westchnęła ciężko. Jej głos pozostawał spokojny pomimo walki, która toczyła się właśnie w jej myślach. — Nie pamiętam niczego sprzed dnia, kiedy znaleziono mnie wykrwawiającą się na brzegu. Nazywam się Hiō Setsuka, ponieważ tak nazwał mnie kapłan w świątyni i takie imię noszę od jedenastu lat. — Było to jedyne wyjaśnienie, na jakie mógł w tym momencie liczyć. — Nawet jeśli… — urwała i zaczerpnęła uspokajający wdech. — Nawet jeśli faktycznie znasz mnie jako kogoś innego, choć nadal wątpię, że tak jest — podkreśliła — tamtej dziewczynki również nie pamiętam.
Zakończywszy to lakoniczne przemówienie odsunęła dłoń i przycisnęła ją do własnej, obolałej skroni, podczas gdy drugą wsparła na ziemi, próbując niezdarnie podnieść się do pionu.
Obawiam się, że twoja Chihaya umarła lata temu - pomyślała, krzywiąc się, ale nie zamierzała mówić o tym na głos, bo mężczyzna zdawał się już wystarczająco wzburzony.
Racja. Skoro nie potrafiła sobie niczego przypomnieć, sama także powinna jak najszybciej zebrać się do kupy i opuścić tą przeklętą polanę zanim ból rozsadzi jej czaszkę.
Nie potrafiła zrozumieć dlaczego ta nagła rezygnacja w jego spojrzeniu tak ją poruszyła. Nie dopuszczała do siebie myśli, że faktycznie mogła być powodem jego cierpienia, bo wtedy musiałaby przyznać, że mu wierzy. Mimo to z trudem powstrzymała się, by nie sięgnąć ku niemu raz jeszcze, tym razem po to, by jakoś dodać mu otuchy, której ewidentnie potrzebował. Której ona sama również potrzebowała, choć nie zamierzała się do tego przed nikim (nawet przed sobą) przyznać.
Zamiast tego ponownie, bez sprzeciwu skorzystała z jego pomocy i chwyciła wyciągniętą dłoń. Pozwalała, by jego słowa docierały do jej uszu, ale nie analizowała ich, postanawiając odłożyć to na później, kiedy już zostawi te smutne, zielone oczy daleko za sobą. Nie mogła pozwolić, by to, co mówił namieszało jej w głowie i rozbudziło w niej niebezpieczne pragnienia przyjęcia tego za prawdę. Minęło tyle lat, więc dlaczego natknęła się na tego mężczyznę właśnie teraz? Los nigdy nie był jej szczególnie przychylny, ale ten zaskakujący zwrot akcji wydawał się wyjątkowo okrutny.
— Blizna — mruknęła i dosłownie sekundę po tym, jak puściła jego dłoń zacisnęła drżące palce na jego przedramieniu; desperacki chwyt, który zdradził jej rozchwianie.
Setsuka zmarszczyła brwi, przez moment po prostu walcząc ze sobą w milczeniu. Zignorowała nawet jego pytania, ponieważ nie potrafiła powstrzymać pokusy zadania własnego, choć gdy już się zdecydowała, sprawiała wrażenie, że robi to raczej wbrew sobie.
— Ta blizna — powtórzyła, szukając jego spojrzenia i koniuszkiem języka dotknęła zgrubienia na dolnej wardze. — Powiedziałeś, że powstała z twojej winy… Jak dokładnie?
Nie rozumiała dlaczego tak bardzo chciała poznać odpowiedź na to pytanie. Dlaczego ze wszystkich rewelacji, jakie dziś usłyszała to właśnie ta wzbudziła teraz jej największe zainteresowanie? Być może dlatego, że wydawała się najbardziej przyziemna i najłatwiej byłoby w nią uwierzyć, ale przecież Setsu wcale nie chciała wierzyć. Prawda?
Przez moment nawet pulsowanie w czaszce ustało, jak gdyby całe jej ciało wyczekiwało tej historii. Czuła, że to kompletny absurd, ale nie potrafiła temu zaprzeczyć.
Fioletowe ślepia przez chwilę błądziły po męskiej sylwetce aż w końcu skupiły się na miejscu, w którym łączyły się ich ręce i tam już pozostały. Setsu czuła, że pomimo ciekawości nie jest tak naprawdę gotowa usłyszeć tego, co Ne ma jej do powiedzenia i przez chwilę miała nawet nadzieję, że z czystej złośliwości odmówi odpowiedzi, ale właśnie wtedy w końcu otworzył usta i rozpoczął opowieść.
Słuchała więc uważnie, a kącik jej ust co chwila mimowolnie drgał, raz czy dwa nawet unosząc się ku górze w łagodnym uśmiechu. W pewnym momencie odjęła nawet dłoń od czoła, bo nieznośne pulsowanie ustało, dzięki czemu mogła na spokojnie oddać się rozmyślaniu. Przyjemnie było wyobrazić sobie taką przeszłość i dorastanie wśród kochających przyjaciół i rodziny, łatwo było zatracić się w tego typu marzeniach. Były tym bardziej kuszące, że przez ostatnie jedenaście lat rzadko miała okazję doświadczyć podobnej bliskości. Yamabushi owszem, byli jej rodziną, ale łącząca ją z nimi więź opierała się na wdzięczności i wspólnych przeżyciach, będąc przy tym znacząco ograniczoną przez wyznania i wiarę, co do których nie zawsze się zgadzali. Ren natomiast, co potrafiła dostrzec dopiero teraz, z perspektywy czasu, szybko przyjął rolę środka jej prywatnego wszechświata, ponieważ nie było wtedy nikogo, kto byłby w stanie przemówić jej do rozsądku. I choć uczucie, które do niego żywiła było niewinne i szczerze, nie dało się zaprzeczyć, że poza tym, co zechcieli sobie zdradzić, niemal w ogóle się nie znali. Brakowało im czasu, skradły go demony, za co Setsu prawdopodobnie już nigdy nie będzie w stanie sobie wybaczyć.
Uczucia i emocje, które opisywał nieznajomy były jednak inne. Budziły wyłącznie tęsknotę i słodkie wrażenie posiadania swojego miejsca na świecie, którego brak stanowił w przypadku Hio prawdopodobnie największą bolączkę. Chihaya miała szczęśliwe dzieciństwo, a choć wydawała się przy tym niepokojąco nieporadna, miała do tego prawo z racji swojego wieku. Czy gdyby nie wypadek, który miał miejsce tamtego dnia, miałaby szansę na szczęśliwe życie? Czy gdyby nie utraciła wspomnień..
Nie. Nie powinna była myśleć w ten sposób; wciąż nie mogła mieć pewności, że jest bohaterką tej historii. Jednak, gdyby faktycznie nią była, co takiego wtedy zaszło? Setsu zmarszczyła brwi i przeniosła spojrzenie na własne ramię. Zaraz za nim podążyła także jej wolna dłoń. Zabójczyni przesunęła opuszkami palców po bliznach, kryjących się pod tatuażem, dzięki wieloletniemu doświadczeniu potrafiąc rozpoznać w nich ślady demonicznych szponów. Z tymi ranami obudziła się jedenaście lat temu, to przez nie niemal umarła, więc musiałyby mieć jakiś związek z wypadkiem. Czy jednak faktycznie stał za nim potwór?
Setsu zacisnęłą palce na ramieniu i podniosła wzrok. Wciąż nie rozpoznawała tej twarzy, nadal była jej obca, dlatego nadzieja, która przez moment wkradła się do jej serca była taka bolesna. A co, jeśli wspomnienia nigdy nie powrócą? A co, jeśli nigdy nie pozna prawdy? A co, jeśli prawda okaże się zbyt przerażająca?
— Nie sądzę żebyś miał za co ją przepraszać — odpowiedziała, podchwytując zielone spojrzenie. Smutek, który odczuwała zdawał się być niczym w porównaniu z tym, który dostrzegała w jego rysach, choć wiedziała, że skutki tego spotkania odbiją się na niej o wiele dotkliwiej później, w zaciszu własnego lokum. Teraz po prostu instynktownie odgradzała się od niepotrzebnych emocji.
— Dobrze się czujesz? — zapytała, mrużąc podejrzliwie oczy, gdy nietknięta poparzeniami skóra na jego twarzy ni z tego, ni z owego przybrała wściekle czerwony odcień.
Setsuka odegnała własne zmartwienie i zbliżyła się o krok, asekuracyjnie przyciskając wolną dłoń do męskiego ramienia. Nie miała pojęcia co spowodowało tę nagłą zmianę, dlatego obserwowała Ne czujnie, próbując znaleźć przyczynę. Czy w jego przypadku też powinna była winić emocje?
Nie doszukawszy się tam żadnych innych objawów, Hio w końcu oderwała uważny wzrok od jego poczerwieniałej twarzy, a zamiast tego podążyła nim za jego rozbieganym spojrzeniem. Zerknęła w dół na swoje odkryte ramiona, brzuch i klatkę piersiową, która pozostawała owinięta standardową, elastyczną opaską i zmarszczyła czoło. Z kimona wyswobodziła się do pasa już dobrą chwilę temu, więc nie dostrzegła w tej sytuacji niczego zaskakującego. To przecież nie tak, że była naga… Na pewno nie była też pierwszą, która zaświeciła przed nim skórą, czyż nie?
Zabójczyni uniosła brew i raz jeszcze zerknęła na spłoszoną twarz nieznajomego, tym razem bez trudu rozpoznając czające się w jego rysach emocje. Zawstydzenie i zagubienie wiodły zdecydowany prym, a sztywność, którą wyczuwała w jego ramieniu była tylko kolejnym dowodem na to, że sytuacja stała się dla niego niekomfortowa. W czym jednak tkwił problem?
Setsu opuściła wolną od jego dotyku dłoń i przechyliła z zainteresowaniem głowę, ale zanim zdążyła zapytać, gubiący język Ne sam udzielił jej odpowiedzi w tej kwestii. Myśl, która zaraz wkradła się do jej głowy była idiotyczna, a mimo to rozważyła ją na poważnie, bo nie potrafiła znaleźć żadnego innego wytłumaczenia. Opcje były tak naprawdę trzy: był wyjątkowo cnotliwy, nie lubił kobiet albo… Czy to możliwe, że nie miał doświadczenia? Ponieważ jakkolwiek się nie starała, nie potrafiła spojrzeć na siebie jego oczami, w żaden sposób nie wiązała jego reakcji ze sobą w sposób szczególnie personalny.
Ironicznie, pomimo całego absurdu tego spotkania, to właśnie ta chwila pozwoliła jej odzyskać równowagę. Była przyziemna, stosunkowo prosta i odciągała uwagę od pozostałych, niezwykle dołujących spraw, więc chwyciła się jej niczym tonący brzytwy. Zabawne, że w tak krótkim czasie była świadkiem tak licznych i całkiem różnych wariantów jego osobowości: od aroganckiego, przez troskliwego aż do ujmująco wręcz niewinnego. Efekt ten byłby zapewne o wiele bardziej widowiskowy, gdyby nie szpecące go blizny, choć może właśnie ten odpychający wizerunek, który podkreślał pewną groteskowość chwili dodawał mu uroku. Przez chwilę jej myśli zbłądziły w kierunku tych licznych blizn, ale zapanowała nad sobą nim zdążyła pogrążyć się w zadumie na temat okoliczności ich powstania.
— Czyżby? — prychnęła na sugestię, jakoby miała się przeziębić i sięgnęła do własnych ramion, by ostentacyjnie odgarnąć do tyłu opadające na nie kosmyki, a tym samym wręcz ułatwić mężczyźnie obserwację. Zabieg ten okazał jednak zbędny, ponieważ zdołał wcześniej odwrócić wzrok.
Kąciki jej ust uniosły się w rozbawionym uśmiechu. Gdyby spotkali się w innych okolicznościach zapewne pokusiłaby się o nieco więcej śmiałości, a zdecydowanie mniej przyzwoitości, ale miała na uwadze, że nie byli na polanie sami, a ich przedstawienie skupiło już na sobie zbyt wiele uwagi. Mimo wszystko Ne aż prosił się, by się z nim trochę podroczyć.
— Wiesz, nigdy nie uważałam się za szczególnie urodziwą, ale żeby jakiś mężczyzna nie mógł nawet na mnie spojrzeć? — westchnęła ciężko, na moment wznosząc oczy ku niebu. Rola urażonej niewiasty mogłaby być nawet ciekawa, ale tylko przez chwilę, bo jakoś zupełnie nie była w jej stylu.
Spojrzenie Setsu zsunęło się w końcu na ich wciąż złączone ręce. Dlaczego ten dotyk przychodził jej tak łatwo? Cóż, ostatecznie mogła zrzucić to jeszcze na nadmiar emocji, tylko…
— Ty tylko trochę skóry — mruknęła.
Krótkim, zdecydowanym szarpnięciem przyciągnęła do siebie mężczyznę, chcąc sprawdzić czy faktycznie będzie się temu opierał. Wcześniej sam naruszył jej przestrzeń osobistą, więc czy teraz pozwoli zniwelować dzielącą ich odległość do zera? Bez względu na jego reakcję, Hio znów ulokowała spojrzenie na bliznach zdobiących jego szyję i obojczyk. Powstrzymała się przed sięgnięciem i prześledzeniem ich palcami, a zamiast tego wyswobodziła rękę z męskiego uchwytu i objęła dłoń Ne, by przejąć nad nią kontrolę.
— Tylko. Trochę. Skóry — powtórzyła, oddzielając poszczególne wyrazy dłuższą przerwą. Czy wciąż mówiła o sobie, czy odnosiła się do śladów na jego ciele?
W tym samym czasie przysunęła jego dłoń do miejsca tuż pod własną szyją, u zbiegu obojczyków, ale zatrzymała się nim opuszki jego palców faktycznie jej dotknęły. Dlaczego właściwie to robiła? Czy aż tak desperacko pragnęła odwrócić swoją uwagę od Chihayi? Czy tak właśnie ją sobie teraz wyobrażał?
Ogarnij się.
Setsu westchnęła, a w następnej chwili cofnęła się o krok i uwolniła rękę nieznajomego. Postanowiła zakończyć to tu i teraz, póki pozostały jej jeszcze jakieś resztki rozsądku i godności. Pośpiesznie naciągnęła na siebie kimono, choć pozwoliła, by pozostało rozchylone na wypadek, gdyby duszności powróciły.
— Uważaj na siebie. — Krótkie pożegnanie, które wydostało się z jej ust niosło ze sobą szczere życzenie, bo nawet jeśli wciąż nie dopuszczała do siebie myśli, że mogła ich łączyć wspólna przeszłość, jej zdradzieckiemu sercu wizja ta zdecydowanie przypadła do gustu.
Później - obiecała sobie, obracając się do mężczyzny plecami. Później się nad tym wszystkim zastanowisz, teraz się skup.
Nawet jeśli nieznajomy nie miał takiej intencji, jego kolejne słowa zabrzmiały jak niepokojąco pompatyczna obietnica. Dwa proste wyrazy, które osobno nie znaczyły nic szczególnego, ale złożone w całość po raz kolejny zatrzęsły jej wolą… Setsu zamierzała odejść od razu i póki nie dotrze do Yonezawy, w której mogła się czuć potencjalnie bezpieczna, nie ulegać ciekawości i nie zaprzątać sobie głowy tym wszystkim, ale głos Ne sprawił, że raz jeszcze się zawahała.
Nie bądź głupcem. Nie czekaj, żyj - chciała odpowiedzieć, ale język odmówił jej posłuszeństwa. Zwolniła kroku, podniosła bukłak, który wcześniej porzuciła i zerknęła na mężczyznę przez ramię. Nie mogła mu niczego obiecać, nie było gwarancji, że cokolwiek sobie przypomni i trzymanie go przy sobie byłoby niesprawiedliwe, a jednak… Perspektywa bliskiej obecności kogoś, komu nie była zupełnie obojętna, kogoś, kto dawałby jej nadzieję na odzyskanie jedenastu lat życia była cholernie kusząca. Hio gardziła taką jawną hipokryzją, a mimo to nie sposób było nazwać jej teraz inaczej.
Pragnęła prawdy. Pragnęła odpowiedzi. Pragnęła swojego miejsca na świecie i jedynie obawa przed kolejnym, rozdzierającym poczuciem straty powstrzymywała ją przed zmianą zdania i zarzuceniem Ne dziesiątkami pytań. Ostatecznie chyba jednak pragnęła wierzyć, tyle że wiedziała już z własnego doświadczenia, że ślepa wiara w cokolwiek często niesie ze sobą ryzyko zniszczenia, a tego miała już niestety pod dostatkiem. Mężczyzna był tylko kolejnym, smutnym dowodem na potwierdzenie tej teorii.
— Straciłeś już jedenaście lat życia, nie sądzisz, że to wystarczająco? — mruknęła. Przełknięcie i zatrzymanie dla siebie całej reszty, która cisnęła jej się na usta kosztowało ją sporo wysiłku, ale nie robiła tego wyłącznie dla siebie.
W końcu dotarła pod drzewo i starając się zignorować czujne spojrzenie zielonookiego, poprawiła splot obi przy pasie, by następnie wsunąć między materiał swój miecz. Pomimo wszelkich prób, nie potrafiła powstrzymać się od powracania myślami do tematu swojej tożsamości.
Czy tamta nieporadna Chihaya posługiwałaby się mieczem z równą wprawą? Czy tamta płaczliwa dziewczynka ścinałaby demonom głowy z równą bezwzględnością? Czy jego ukochana przyjaciółka porzuciłaby tylu ludzi na pewną śmierć? Czy potrafiłaby z tym żyć? Hio Setsuka potrafiła i właśnie dlatego nie miała wątpliwości co do tego, że nie jest osobą, której Ne szukał; nie mogłoby mu zależeć na kimś takim, prawda?
Może i nie jest Sudo Chihayą obecnie, ale jeśli istniał choćby cień szansy, że kiedyś faktycznie nią była, przerzucając przez ramię swój worek Setsu podjęła decyzję, że to rozważy. Ta myśl sprawiła, że ciężar na jej barkach i irytujący ucisk w piersi nieco zelżały. Dlatego też, kierując się w stronę ścieżki wiodącej do Yonezawy przystanęła przy mężczyźnie i spojrzała na niego z góry, obracając w palcach rondo słomkowego kapelusza.
— Jedenaście lat. Czym jest przy tym dodatkowy tydzień lub dwa — prychnęła, dając mu tym samym znać, że jednak akceptuje jego obietnicę i chciałaby, aby jej dotrzymał. — Nie daj się zabić, a na pewno w końcu cię znajdę — oznajmiła, wzdychając przy tym ciężko. To, w jakim celu zdecyduje się go odnaleźć było już zupełnie inną sprawą. — Nie nawykłam łatwo się poddawać, ale nie rób sobie większych nadziei — ostrzegła, po czym wcisnęła mu kapelusz na głowę z zadziornym uśmiechem i zaraz nasunęła rondo niżej, by przysłonić mu wzrok.
Kiedy go podniósł, zabójczyni była już daleko za strumieniem, poza zasięgiem jego głosu, próbując nie dać wszystkim tym okropnym wątpliwościom pożreć się żywcem.
[z/t]
Nie możesz odpowiadać w tematach