- Shhh, uspokój się. Nic się nie stanie. Jakby Eri stała tam spokojnie to by jej nie zobaczyła. Następnym razem ją też zabierzemy - powiedział najstarszy spośród rodzeństwa, szczerze niechętny do samej wizji odpuszczenia tej minimalnej dozy wolności, jaką właśnie otrzymał, będąc tak blisko możliwości wymknięcia się poza mury posiadłości! A na pewno poza wzrok służących, którzy próbowali przygotować go na kolejne spotkanie z ludźmi, których nie chciał widzieć - a tym bardziej, kiedy mógł w końcu spędzić czas z rodzeństwem, o który zdawał się walczyć za każdym razem, i za każdym razem dostawał odmowę, słysząc że nie wypadało mu spędzać czasu na czymś tak trywialnym, i że miał skupić się na pisaniu, tworzeniu, nauce...
A musiał przyznać, że wizja posiadania drugiej wersji siebie, do której nie ma się ograniczonego dostępu, bardzo mu się podobała! I niejednokrotnie zazdrościł Terayukiemu i Eri, że mieli siebie - kiedy on nie miał nikogo tak specjalnego z kim mógłby spędzać czas.
Kiedy już mogli być pewni, że służka opuściła pomieszczenie, dopiero wtedy Takahiro wyciągnął brata na pokój, choć wcale nie puszczał jego ramienia, ciągnąc prędko do drzwi na ogród, który wiedział że tymczasowo był poza ich zasięgiem - podobno matka zażyczyła sobie renowacje i zmiany ze względu na zbliżającą się wizytę kogoś z rodziny, ale dzięki zamieszaniu, które tam panowało, mogli być pewni, że nikt ich nie dostrzeże. A na pewno nie tak łatwo! A do tego Takahiro już doskonale wiedział, gdzie znajdywało się wyjścia, jeśli mieli udać się tamtą ścieżką.
- Nikogo tutaj nie powinno być, ale musimy i tak być cicho. Może jakaś służba tutaj będzie... chociaż mam nadzieję, że nie. Uważaj tylko jak chodzisz, bo bałaganu tu jest tyle, że nigdy w ogrodzie takiego nie widziałem - mówił, samemu przeskakując nad rozrzuconymi roślinami i kamieniami, i różnego rozmiaru donicami. Jakieś narzędzia, jakieś wory... nie zastanawiał się szczerze co i do czego było używane, skupiając się na drodze, która miała ich zaprowadzić do zazwyczaj zamkniętej tylnej bramy, która dla ułatwienia transportu tego wszystkiego, była otwarta. A przynajmniej nie powinna być otwarta, ale zauważył, że sama służba nie martwiła się zamykaniem jej, z czego na pewno mogli skorzystać.
Kiedy znaleźli się już o stóp bramy, i uchylonych drzwi, Takahiro z szerokim uśmiechem popchnął drewno, które bardzo łatwo ustąpiło - i w taki sposób znaleźli się o krok przed wyjściem, gdzie tylko zechcieli. I spędzeniem odrobiny czasu jak bracia.
dialog #8b8000
Wytarł zaślinioną dłoń w ubranie brata jeszcze zanim go pociągnął. Podczas przeprawy przez ogród zdawał się zupełnie zapomnieć o tym, o ile lat młodszy był jego brat - i że ten wciąż jeszcze rósł, utrzymując tempo. Rwał się wręcz do wydostania z terenu posiadłości, jakby za murami czekała na niego jakaś niesamowita tajemnica, którą ktoś przed nim ukrywał przez ostatnie lata - kiedy w rzeczywistości lgnął do wszystkiego, co mogło się choć przez chwilę wydawać nowym. I innym. A przede wszystkim świeżym!
- Daleko! - oznajmił z szerokim uśmiechem, wychodząc za bramę i z lekkim trudem starając się ją domknąć - chociaż na tyle, aby droga ich ucieczki nie była tak prędko odkryta. - Jak najdalej! Jak najprędzej pobiegniemy... Tak, żeby nas nie znaleźli do samej nocy! A później wrócimy, zakradniemy się do pokojów jak gdyby nigdy nic, i udamy, że dla wszystkich nasze zniknięcie było tylko snem, a my cały czas znajdywaliśmy się w posiadłości! - powiedział, czując jak już odrobina wolności zaczęła działać na jego wyobraźnię, kiedy nachylał się do brata. - Ale musisz być przekonujący w tym! Tak, żeby nawet Eri uwierzyła, że cały czas byłeś obok... I wtedy, kiedy już prawie ci uwierzy, uśmiechniesz się do niej i dasz jej... - zawahał się na moment, zastanawiając się, co młodszy brat mógłby podarować swojej bliźniaczce. - Spinkę! Piękną spinkę zza głębokich wód i z odległych lądów, której nikt nigdy nie widział! Którą podaruje nam sama Amaterasu! - zachwycił się, mówiąc tym głośniej, im bardziej oddalali się od rezydencji w nieznane, kierując się w stronę natury, która mogła być zwodnicza. Las? Staw? Gdzie mogli znaleźć piękniejsze przygody niż góry? Ah tak zgubić się i napotkać kami-sama, któregokolwiek z wielu!
- Albo kwiat... Albo kamień... Jeśli nie znajdziemy żadnej spinki godnej Eri. Niektóre kamienie są jedyne w swoim rodzaju! Myślisz, że będzie do niej pasował jakiś? O! Słyszałem podobno o rzemieślnikach, którzy zmieniają kamienie w przepiękne spinki! I grzebienie... Więc jeśli znajdziemy kamień, może to być piękny prezent dla Eri! - zachwycił się, wchodząc ja ścieżkę, która prawdopodobnie była wydeptana przez jakiś mieszkańców pobliskiej wioski, bo mogli dostrzec, że w okolicy znajdywały się pola uprawne - nie mieli wcale do nich tak daleko.
dialog #8b8000
- Słabo kłamiesz, pewnie gubisz słowa, zaraz się zaczynasz wiercić... to nie takie trudne, żeby kłamać, wiesz? Muszę to robić cały czas, chociaż może z dorosłymi jest łatwiej w tej kwestii... - stwierdził, stawiając na równi kłamanie wraz ze wszystkimi uprzejmościami, które był zmuszony wymieniać podczas spotkań i nie spotkań.
Po części był z siebie dumny, że potrafił znaleźć właściwie przyciski brata - choć wcale nie było to trudne. Może rzeczywiście lepiej, że Eri została zabrana przez służbę? Siostrę zawsze było trudniej nagiąć do jego woli, choć mógł to zrzucić na Teruyukiego, który sam w sobie zbyt mocno się do woli bliźniaczki naginał - nauczyła się, jak samej nie poddawać się presji. A może po prostu za mało czasu spędzał z nią, żeby wiedzieć, gdzie nacisnąć, aby łatwiej mu pozwalała na niektóre rzeczy?
Zaśmiał się jednak, prędko wyrównując kroku z bratem.
- Do miasta? Możliwe, że nawet znam miejsce... - zastanowił się przez chwilę, na moment wbijając wzrok w drogę przed nimi. Czy mieli czas na taką podróż? I powrót? Wiedział, że zjawienie się u rzemieślnika mogło być ryzykowne - tak samo niepewnie jak kwestia zapłaty. Trudno było ocenić wartość pieniądza, które udało się zgarnąć Takahiro - nie posługiwali się w końcu nimi, nie w takim sensie jak inni. Uczyli się ekonomii i wartości przedmiotów, ale samo płacenie - przecież rzadko musieli to robić.
- Ale pierw kamień! Może poszukamy rzeki? Tam powinny być piękne, i kolorowe! Może jakieś z daleka... niektóre rzeki w końcu płyną przez mile i mile i nigdy się nie kończą, na pewno coś pięknego można w nich znaleźć - stwierdził, chociaż nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie właściwie powinni szukać jakiejś rzeki - może właśnie dlatego prędko zboczył z drogi, żeby ruszyć w kierunku nieprzetartych szlaków do lasu. Gdzie indziej miałaby być rzeka jeśli nie w lesie? - A jeśli dzisiaj nie znajdziemy rzemieślnika... to zajmę się tym później. Napiszesz list, jaką chcesz spinkę dla Eri, a ja już się zajmę tym, żeby trafił ten list do odpowiedniej osoby! - stwierdził z uśmiechem, powoli zaczynając się rozglądać za wszystkim co mogło wydawać się interesujące - rośliny, i drzewa, ale i kamienie na samej drodze, jakby coś gdzieś rzeczywiście było warte uwagi. Chociaż nie mogli wiedzieć, że coś nie będzie wartego uwagi!
Choć z pewnością dla Takahiro samo wyjście bez zmartwień, służby i rodziców nad głową było spełnieniem wszystkich życzeń, które miał. Mógł odetchnąć, ruszając pomiędzy drzewami - i nie przejmować się czy liście i gałęzie zaczepiały się o jego szaty, czy nie. Nikt nie zwracał na niego uwagi, nie w taki sposób, który nie chciał. Właściwie to czuł się jakby był w pełni kontroli, bo sama wizja panikującej matki, która nie może go znaleźć, była dla niego czystą przyjemnością. Cicho mścił się za wszystkie nakazy i zakazy, a choć wiedział że prędko mogło się to na nim zemścić, nie chciał o tym myśleć w tej chwili. Chciał się cieszyć skrawkiem wolności jaką otrzymał.
- Może powinniśmy zebrać więcej kamieni? Tak wiesz, na zapas? Na przyszłość? Kto wie, kiedy następnym razem nadarzy się okazja, żeby wymknąć się z posiadłości... - stwierdził, nieco z przekąsem, niezadowolony wizją ponownego zamknięcia - choć to wszystko mogło się wiązać z silną chęcią buntu z jego strony. W końcu był w wieku, w którym szukał jak sprzeciwiać się panującym dookoła zasadom i jak mógłby wszystko podważyć.
dialog #8b8000
Szczególnie, że nie chciał się do tego przyznać nawet przed samym sobą.
- Och, tak myślisz? Że słabo kłamie? - zapytał z szerokim uśmiechem, bardziej rozbawiony podobnym zarzutem niż oburzony. Trudno było brać takie słowa na poważnie, kiedy wychodziły z ust młodszego brata. - Kogo okłamałeś? Naszego ojca kiedyś? A może matkę? - zapytał, chcąc po części dowiedzieć się nieco na temat brata - jakie relacje łączyły go w jego mniemaniu z rodzicami? Ile oni im poświęcali uwagi, chociaż wątpił, aby wiele. Ale chciał wiedzieć o tym, czego nie widział codziennie - dlaczego Terayuki i Eri mieliby okłamywać ich rodziców, jakie kierowały nimi zachcianki i życzenia. Chciał wiedzieć, bo nie mógł tego doświadczyć sam. Brakowało mu rodzeństwa i swobody w relacjach. Sam wszystko musiał w końcu budować na kłamstwie, które musiał pamiętać, aby o nic się nie potknąć. Presja podczas spotkań była bardziej niż uciążliwa...
- Mhmm... I dla innych pięknych dziewcząt, które przychodzą na spotkania. Może powinienem podarować wkrótce jakąś spinkę jednej, mówiąc jej, że to od mojego młodszego brata, który ją podejrzał, kiedy ostatni raz tutaj była i się w niej zakochał? - powiedział z szerokim uśmiechem, praktycznie cały czas zerkając na brata, zamiast na drogę. Czuł, że to było niesprawiedliwe - że nie mogli rozmawiać swodobnie, kiedy tylko chcieli; czuł że te kilka godzin spotkania, które udało mu się wytargać siłą z rezydencji, nie były wystarczające, żeby poznać kogoś, kto przecież powinien być do niego podobny i doskonale go rozumieć! Nie tak jak rozumiał się z Eri - ale przecież rodzeństwo powinno być ze sobą blisko! Wierzył w to pełni, nie przyjmując nawet innej opcji, nawet jeśli nie miał siły ani możliwości na walkę z realiami.
Zastanawiał się właściwie, jaka spotka go kara za podobny wybryk i ucieczkę. Może powinien martwić się tym bardziej?
- Och, oczywiście, że ci pomogę! Z przyjemnością. Nawet więcej, nauczę cię, jak pisać najpiękniejsze listy, abyś mógł zawsze takie zostawiać dla Eri! Chociaż to powinno być całkiem proste dla ciebie - przyznał, bo w końcu czy nie było niczego prostszego od przelania własnych uczuć na papier? Czuł, że on sam miał ich coraz mniej - i coraz mniej jego pisanie polegało właśnie na tym, co działo się w jego sercu i jego głowie. Musiał zgadywać, co działo się w głowach innych i czego ich sercom brakowało, co przecież nie było zawsze proste - wręcz przeciwnie, było to pracą mozolną i nieprzynoszącą żadnych skutków. Na pewno nie takich, których by oczekiwał.
Widząc jak młodszy ruszył pędem, prędko postawił podobnie, choć specjalnie trzymał się o pół kroku za nim - a jednak miał go na wyciągnięcie ręki, jakby chcąc zapewnić sobie odpowiednio szybkie złapanie jego ubrania i powstrzymanie przed wpadnięciem na coś lub dotknięciem. Las był coraz gęstszy, coraz głośniejszy, ale i cichszy jednocześnie. Śpiew ptaków czy szum rzeki był stanowczo przytłumiony, jakby las tworzył wokół nich przedziwną barierę. Zapach kory mieszał się z poszczególnym runem, które było tak inne od zapachów kadzideł, olejków czy posiłków w rezydencji. Pachniało zupełnie jak nic, z czym obcowali na codzień.
Dobiegli w końcu do strumienia, przy którym Takahiro wyciągnął rękę i zatrzymał młodszego brata, aby ten na pewno nie wpadł do wody, kręcąc się wokół śliskiego brzegu. Choć strumień nie był zbyt wielki, był wartki, a nurt silny. Nie chcieli przecież sprawiać sobie większych kłopotów czy problemów niż te, które z pewnością czekały na nich z powrotem w domu.
- Dla Eri, dla Miyohime i dla mamy. Dla kogoś jeszcze byś chciał poszukać kamieni na spinki? - zapytał, nie schylając się wcale do ziemi, bardziej wyszukując wzrokiem pierw czegoś godnego do schylania się.
dialog #8b8000
- Potrafisz? W takim razie może powinienem zostawić tobie wytłumaczenie nas, jeśli zostaniemy przyłapani? - powiedział, wcale nie będąc złym na brata - zdawało się wręcz przeciwnie, że coraz chętnie ciągnął go i podpuszczał, aby zachowywał się jeszcze dziecinnie. - Tym bardziej, skoro mówisz, że już oszukałeś ojca! To chyba oznacza, że chcesz powtórzyć ten wyczyn? - zapytał ze szczerym rozbawieniem, może nawet pozwalając sobie na cichy śmiech, szybko go jednak ucinając, aby młodszy brat się nie obraził przypadkiem na niego. W końcu nie miał niczego złego na myśli - a raczej, niczego konkretnego, bo jego prowokowania z łatwością można było zaklasyfikować do rodzaju tych niekoniecznie miłych.
- Och, przecież w tym cała zabawa! W problemach, w nieporozumieniu! - powiedział ekspresyjnie, szczerząc się szeroko. - Ale no dobrze... nie podrzucę nikomu spinki w twoim imieniu... Zresztą, nie wiem czy ktokolwiek ciekawy do mnie przychodzi - stwierdził, wzruszając ramionami, bardziej z przekory. Dusił się podczas tych wszystkich spotkań, szczególnie że zawsze było wtedy mnóstwo ludzi. Bardziej przymus uczestnictwa mu przeszkadzał - sam fakt, że musiał się na nich znaleźć. Było ich za dużo, zbyt często...
- Oh? To bardzo dobrze, powinieneś się dobrze uczyć - powiedział, nieco poważniejąc. - To byłby wstyd, gdyby Eri szybciej się uczyła od ciebie! I lepiej sobie radziła... W końcu kiedyś będziesz musiał reprezentować ród. Eri musi być w przyszłością dobrą żoną... nie potrzebuje do tego szybko się uczyć. Choć na pewno to dobrze, że oboje sobie radzicie z nauką - powiedział, może nieco bardziej poważnie niż zamierzał - a może nieświadomie chcąc wbić bratu do głowy to, co jemu samemu wbijano, że był odpowiedzialny za nazwisko, które nosił. Musiał się zachowywać, spełniać i przewyższać oczekiwania, które inni, czasem zupełni nieznajomi, narzucali na niego.
Kiedy brat przeszukiwał w rzece, on sam powoli i nieśpiesznie bardziej krążył wokół, kucając tylko w określonych momentach, ale w większości jego zdobycze były od razu satysfakcjonujące dla niego samego - a czasem, sięgał po zwykłe kamienie, odkładając je jako te wybrane, zupełnie jakby miał zamiar bardziej sprezentować komuś żart, a nie prawdziwy prezent. Prawdą było, że chciał przetestować swoje umiejętności kłamania i zagrać rodzicom na nosie, szczególnie w kwestii kandydatek na jego żonę, z którymi wiedział, że musiał się spotkać niedługo. Kolejne wizyty, na które nie miał najmniejszej ochoty się zjawiać...
- Dla nikogo z myślą. Zbieram na zapas... bardziej, żeby mieć pod ręką, na wszelki wypadek, a czasem żeby opisać w opowiadaniu lub wierszu... Jeśli ktoś, dla kogo spinka będzie odpowiednim prezentem, odwiedzi mnie, wtedy mogę wręczyć mu kopię rękopisu z odpowiednią spinką - wyjaśnił, nawet jeśli nie było to do końca prawdą, kiedy sięgał po kolejny zwykły i niczym nie wyróżniający się kamień. W końcu chciał komuś sprawić bardziej żart niż prezent - a to również zaliczało się pod zbieranie z myślą o kimś.
Zaraz po tym jednak sięgnął po inny, który przeplatały różne odcienie zieleni. Podał go jednak bratu, zamiast zatrzymywać dla siebie.
- Jak ten? Szukasz konkretnych kolorów? - zapytał, przyglądając się strumieniowi. Może powinni pójść jego ciągiem, obserwować czy nie znajdą czegoś ciekawego? - Może powinieneś również poszukać dla przyszłej narzeczonej? Ojciec na pewno doceni jeśli zechcesz wysłać jej prezent - powiedział, zastanawiając się przez moment. - Chociaż musisz dowiedzieć się czegoś na jej temat... żeby wybrać odpowiedni kamień... Albo wymyślić dobry powód, dlaczego ten kamień był z myślą o niej - stwierdził, samemu będąc stanowczo fanem kłamania i wymyślania.
Sięgając po kolejny kamień, kiedy kucnął bliżej Teruyukiego, jakby nigdy nic nabrał więcej lodowatej wody ze strumienia i spróbował ochlapać brata. Dla zaczepki, bo mógł, bo nikt mu nie mógł zabronić przecież - chociaż nawet nie celował w twarz czy konkretne miejsce. Uśmiechnął się zaraz do niego szeroko, zupełnie jakby chciał powiedzieć przez to, że przecież nic nie zrobił.
dialog #8b8000
- Dobrze, dobrze. Trzymam cię za słowo, że nas ojciec jeszcze pochwali...- powiedział, ledwo powstrzymując odgłos śmiechu - bawiło go to, ale nie w sposób, w który chciał szydzić z młodszego brata. W rzeczywistości cieszył się z tych interakcji z Teruyukim - cieszył się, że mógł zaznać tej relacji, której mu odmawiano, bo miał ważniejsze sprawy na głowie, niż zabawa z dziećmi, albo powinien znać swoje miejsce i być odpowiedzialniejszy niż głupie zabawy. Frustrowało go to na wielu płaszczyznach - czuł chęć do buntu z racji na swój wiek. Chciał podważać wszystkie zasady panujące w społeczeństwie i chciał krzyczeć o tym jak to dorośli nie mieli racji, ale wiedział jednocześnie, że nie mógł tego robić wprost. Nikt nie chciał tego słuchać, a już na pewno nikt z dorosłych. Dorośli mieli to do siebie, że nienawidzili słyszeć prawdy o tym jak bezmyślnie postępowali, nienawidzili kiedy ktoś młodszy ranił ich ego prawdą.
- Och, wiele interesujących osób spotkałem - przyznał, zastanawiając się na dłuższą chwilę. To nie tak, że nie myślał o ożenku - miał to w głowie, myślał o tym za każdym razem, kiedy słyszał o nowej pięknej pannie, która miała się zjawić. Ale jak miał wybrać tę jedyną? Najpiękniejszą? Najmądrzejszą? Najbardziej obytą, najcichszą? - Nie wiem, to nie jest łatwo decyzja, wiesz? Podobno mam ją podjąć sam, bo jestem artystą, ale wiem, że jakiejkolwiek decyzji nie podejmę, będzie to decyzja za dwie osoby... A jak mam wybrać? Jest tyle pięknych, ciekawych osób... - dodał łagodnie, bez złośliwego uśmiechu na wargach. Może dlatego, że mówił szczerze, bo chciał mówić w ten sposób - nie chciał budować murów między sobą, a swoim rodzeństwem. Postanowił to już pewien czas temu, choć kto mógłby o tym wiedzieć, oprócz niego. Chciał być szczery z nimi, bo wiedział, że dorośli nie będą z żadnym z nich szczerzy. Świat dorosłych był otoczony kłamstwami, i może dlatego taką przyjemność sprawiało mu wywoływanie zamieszania? Burzenie i podważanie tego, co nie było prawdziwe, jakby w jednej chwili chciał wszystko zburzyć, ale w następnej grzecznie ulegał wszystkim grom, które wymyślali dorośli.
W końcu, gdyby ktokolwiek usłyszał o dzisiejszej przygodzie, uznałby że postradali zmysły! Ale w jego głowie, ucieczka z rezydencji była przygodą, której nie mogli doświadczyć często. W końcu czym innym? Byli sami, w nieznanym i narażeni na niebezpieczeństwo - wymykali się pierw ostrożnie z murów bezpiecznego i bogatego świata, wypełnionego wszystkim, czego mogli sobie zapragnąć, aby skosztować tego, o czym nawet nie wiedzieli, że potrzebowali od życia. Każdy dorosły uznałby za głupotę, szukanie kamieni na spinki, kiedy oni właśnie tym się zajmowali. Mogli udać się do kupca, mogli zapłacić za piękne kamienie szlachetne i wykonanie ozdób, ale gdzie w tym wszystkim piękno? Gdzie uchwycona myśl, gdzie pewnego rodzaju romantyzm i sentyment?
Spojrzał zaskoczony na brata, słysząc taką propozycję, ale zaraz zbył ją miękkim śmiechem. - Doceniam, ale dziękuję. To nie będzie już tym samym, kiedy nie będę tutaj zbierał kamieni z wami, nie uważasz? - powiedział, uznając zupełnie ich zajęcie za pretekst dla czegoś, jego zdaniem ważniejszego - czasu, którego wcześniej nie posiadali. Czasu, o który tak bardzo chciał walczyć...
- Figurka, mówisz? - zastanowił się, uważnie przeglądając kamieniom, które widział w wodzie. Chociaż czy symbol rodu byłby dobrym? Aby się prezentować, oczywiście, ale był w pewnym sensie... bezduszny. W jego mniemaniu. - A może... zwierzę? Kwiat? - zapytał, wyławiając nie niebieski, a duży i biały z burowatymi zabarwieniami, kamień. - Wróbel lub raniuszka, są niewielkie i przeurocze, puchate i jasnej maści... A gdyby zwisało to ze spinki? Figurka, o której tylko ty i Eri będziecie wiedzieli, że jest prezentem od jednego dla drugiego? - zaproponował, zaraz odkładając wyłowiony kamień na kupkę do zabrania, po czym roześmiał się lekko.
- I ja, naturalnie... też będę o tym wiedział - powiedział, kiwając głową, zaraz podnosząc się od strumienia. Sięgnął ręką do głowy młodszego, mierzwiąc mu włosy. Wyraźnie szukał i cieszył się podobnymi drobnymi gestami czy rozmowami. Chciał mieć kontakt z rodzeństwem, większy niż ten na który ledwo mu pozwalano.
- Rozumiesz, coś bardziej... personalnego. Coś, co nie będzie tylko kolejną ozdobą spośród wielu, którą Eri otrzyma...
dialog #8b8000
Spojrzał jednak na młodszego nieco zaskoczony, aby prędko zaśmiać się czysto i przyjaźnie, uznając jego słowa za urocze. Nie widział, aby to jego młodsza siostra miała wybrać mu kandydatkę na żonę - nie, nie było o tym mowy. Jednocześnie musiał przyznać, że było to urocze działanie życzeniowe ze strony Teruyukiego.
- To jest... jakieś rozwiązanie - powiedział, choć wciąż lekko chichotał. Nie zgadzał się do końca z takim rozwiązaniem - nie zgadzał się z oddawaniem ważnych czy problematycznych decyzji w ręce przypadku, choć mogło to być przez fakt jak wielokrotnie sam tracił przywilej decydowania o tym, co chciał zrobić. - Ale nie mogę zapytać Eri, żeby podjęła tę decyję. Dla niej to będzie łatwe, bo to nie ona będzie żyła ze skutkami, nie uważasz? - zwrócił uwagę, Tokugawie. - Musisz podejmować decyzje, nawet te trudne. Przynajmniej wtedy możesz powiedzieć, że próbowałeś, prawda? Jeśli coś pójdzie nie tak... - powiedział, chociaż wcale nie karcił brata - zwracał uwagę bardziej, ale był w na tyle dobrym humorze, że jego ton głosu brzmiał bardziej na neutralny. W końcu jeden z bliźniaków zrobi tak, jak będzie uważał - Takahiro nie miał nawet możliwości pilnowania go, aby podejmował własne decyzje. Nie miał decyzyjności, ani mocy sprawczej.
- Następnym razem jak będziesz miał problem, możesz przyjść do mnie, dobrze? Wtedy pomogę ci się z tym uporać, tak żebyś sam podjął decyzję - zaproponował, zaraz zniżając głos, jakby zdradzał mu tajemnicę - choć bardziej niż zdradzał coś, namawiał go po części do nieposłuszeństwa względem rodziców. - Będziesz musiał się pewnie tylko wykraść tak, żeby nikt nie zauważył, że idziesz do mnie, jasne?
Ale swoją myśl o tym, że młodszy powinien podejmować samemu decyzje, miał zamiar wprowadzić dość prędko, kiedy na pytania podekscytowanego brata, rozłożył ręce, wzruszając ramionami. Zaraz jednak się zaśmiał.
- Musisz tutaj sam zadecydować. Nie mogę ci podsuwać rozwiązań, nie uważasz? - powiedział, uśmiechając się zaraz. - Tanuki są... urocze. A kwiaty mają wiele znaczeń. Co do płatków śniegu... - zastanowił się przez chwilę. - Może wtedy powinny być dwa? Jeden dla Eri, jeden dla ciebie... - zaproponował, ledwo powstrzymując się przed wyjawieniem znaczenia dwóch podobnych do siebie płatków śniegu przed Tokugawą. W końcu chciał, żeby brat podjął decyzję sam - i może sam uzasadnił swój wybór? Dwie figurki dwóch, podobnych do siebie, ale nie identycznych, płatków śniegu stanowczo mu się podobała. Może to na śniegu, na tej różnicy i unikalności zamarzniętej wody powinien się skupić w przyszłości? Ludzie uwielbiali śnieg przez jego piękno, ale przynosił on i wiele złego - w końcu był zabójczy, noc pod grubą pierzyną mogła być śmiertelna z wychłodzenia...
Klepnął brata lekko w ramię, ruszając powoli na ścieżkę.
- Chodź, pójdziemy do miasta, do rzemieślnika, który powinien się wszystkim zająć... I w tym czasie musisz się zdecydować, jakie figurki byś chciał. Ja ci nie powiem, jakie masz wybrać, bo w końcu to ma być prezent dla Eri od ciebie, prawda? - powiedział, nie czekając na młodszego zanim ten się zbierze ze wszystkimi kamieniami - w pewnego rodzaju groźbie zostawienia go samego nad rzeką, chciał zmusić go do szybszego tempa. W końcu i tak nikomu by się nie poskarżył, nawet gdyby Takahiro na chwilę czy dwie go zgubił w lesie, prawda? Mógłby mieć większe problemy za ucieczkę z rezydencji i nie słuchanie się czy nieuwagę, niż starszy za spuszczenie go z oczu na moment.
A wiedział, że droga do wioski, a po tym z powrotem do rezydencji mogła im zająć więcej czasu - i z pewnością do ich powrotu, ktoś może się zorientować, gdzie naprawdę się zapodzieli.
dialog #8b8000
- Nie liczę na nic innego niż to, że potrafisz taki być - odpowiedział bez zastanowienia - bo również i tego nie mógł wiedzieć, nawet gdyby bardzo chciał znać opowiedz czy brat byłby zdolny. Wątpił w to? Może odrobinę... ale i tak chciał zobaczyć jak młodszy próbuje podjąć działanie i może przy tym wplątać się w tarapaty, choć gdyby tak to się skończyło, spróbowałby się za nim wstawić. Choć wiedział, że nie mógłby zdziałać wiele.
Uśmiechnął się znów wesoło, kiedy zauważył jakim groźnym jego brat był dzieckiem. No tak - w końcu nie miał zamiaru mu niczego ułatwiać, co wynikało z faktu jak bardzo Yuusei uwielbiał oglądać to jak ludzie wokół niego się męczyli. Mógł mu zasugerować, że może zapytać Eri o podjęcie tej decyzji, ale postanowił być łaskawy i nie drwić aż tak mocno z brata.
Kiedy miał przeczucie, że coraz bardziej mógł być niewidoczny przez otaczający ich las, powoli zaczął zwalniać kroku, stawiając raczej nie na szybszy chód, a większe kroki - co i tak dawało mu przewagę, porównując między nimi różnicę wzrostu wynikającą czysto przez wiek.
- Uważaj jak wystawiasz język. Jeszcze się przewrócisz i go sobie odgryziesz, i jak będziesz wtedy pytał Eri o rady? Będziesz musiał wszystko zapisywać, a od tego ręce bolą jak za dużo się tego robi - postraszył go ze stanowczo zbyt poważną miną jak na bajkę, którą wymyślił - zupełnie jakby był zły za wystawiony język, co było dalsze od prawdy. Nie potrafił się do końca gniewać na podobne rzeczy - może rzeczywiście zezłościłby się początkowo, gdyby rodzeństwo wtargnęło do jego pokojów i zrujnowało coś nad czym pracował? Ale nie mógł widzieć sytuacji, w której gniewałby się na młodszych członków rodziny za wyzwiska, czy podobne uszczypliwości... A może jego gniew był po prostu kierowany jedynie w stronę dorosłych? Mogło być to bliskie prawdy.
Może dlatego też wysunął rękę, podtrzymując za bark młodszego, kiedy poczuł jak ten się potknął o jeden z wystających korzeni, których zapatrzony w kamienie nie zauważył. W końcu nie chciał, żeby ten zrobił sobie krzywdę.
- Są ładne. Są... unikalne. Podobno nie ma dwóch takich płatków śniegu, podobno każdy jest inny - powiedział, wychodząc na ścieżkę i upewniając się, że młodszy brat nie zaplątał się w żadne chaszcze po drodze, co miałoby mu utrudnić wydostanie się z gęstwiny. Po tym już ruszył poboczem, nasłuchując czy nie jechał żaden wóz, czy inny koń, przed którym możliwe że musieliby się schować... W końcu nie chcieli zostać nakryci na samotnych spacerach zanim dotrą do rzemieślnika.
- Wiesz co też możesz powiedzieć Eri? Że są takie jak wy - powiedział spokojnie, kopiąc jeden z leżących na ścieżce kamieni, bo kto miałby mu zabronić. - Jednocześnie podobne, ale i unikalne. Jedno różniące się od drugiego, ale tylko odrobinę. I będące podobne do siebie, też tak odrobinę - dodał, skiwając lekko głową. - Płatki śniegu to dobry wybór. Może powinieneś pomyśleć nad różnicami, jakie chcesz żeby w nich były? - podsunął bratu kolejną potencjalną i trudną decyzję, którą będzie musiał prawdopodobnie podjąć sam.
dialog #8b8000
- Dusza rozdzielona na dwa ciała, mogłoby być to dobrym motywem, choć historie o rodzeństwie rzadko się sprawdzają. Dorośli wolą... historie o miłości - powiedział, choć sam nie był zachwycony czymś podobnym. Relacja między zakochanymi podobno przyciągała innych, ale jednocześnie nie było to coś, o czym Takahiro chciał pisać. A jednak musiał, kiedy miał na sobie wzrok wszystkich i oczekiwania. Nie mógł pisać otwarcie o upadkach królestw czy wojnach - jeszcze zwróciłby na siebie uwagę w ten niebezpieczny sposób, jeszcze ktoś spróbowałby się go pozbyć, jeszcze...
- Ale wtedy postaci mogą się nazywać Ire i... Yuki. Wtedy nikt nie będzie wiedział, że to o was, oprócz was - zaproponował, zapominając o tym omsknięciu brata - a może też specjalnie nie wypominając go, skoro sam przeprosił. I nie uznawał tego za coś aż tak złego. W końcu gorszy był fakt ich ucieczki poza rezydencję. A słowa... słowa nie miały aż tak wielkiej wagi w jego odczuciu. Łatwo było je interpretować i manipulować nimi. Były bronią, która w pewnym momencie przestała robić na nim wrażenie. Nie, kiedy wiedział jak wiele osób posługuje się słowem bez pomysłu i polotu. W końcu jego młodsze rodzeństwo uczyło się nie mówić tego co im ślina przynosiła, ale nawet kiedy podobne omsknięcie się zdarzało... może to i lepiej? Może właśnie tak powinno być? Może powinien się cieszyć, że Eri lub Teruyuki potrafili jeszcze się potknąć w ten sposób?
- Zaprzedane dzieci Amaterasu i Tsukuyomi, reprezentujące nie dzień i noc, ale fazy księżycowe. Jedno pełne i piękne, drugie niemalże zanikające gdzieś w świecie, który jest im wrogiem. Nie mogące pojawiać się za dnia, w obawie że ich matka pokara ich za to, jak bliskie wyglądem są swojemu ojcu, a który silnie rozzłościł boginię... - zaczął zastanawiać się na głos nad czymś, co mogło zostać pięknie opisane - choć nie do końca był pewny czy rzeczywiście powinien ruszać podobną tematykę. Może jeśli jego słowa naokoło byłyby zbalansowane i dobrze dobrane...
- Nauczysz się walczyć? Zostaniesz w przyszłości generałem? - zapytał, po raz kolejny chcąc się nieco podroczyć z bratem w ten sposób. - Lepiej mieć samuraja, który obroni Eri, nie uważasz? Bo kto zajmie się nią, jeśli spróbujesz ją obronić i przydarzy się, że podczas tej próby zginiesz? A jeśli to samuraj zginie, szkoda będzie mniejsza - stwierdził bez większego wzruszenia na wspomnienie o cudzej śmierci. W końcu dlatego ich siostra została wysłana do testowania trucizn - nazwisko które posiadali wiązało się z zagrożeniami i obowiązkami, choć równie wieloma przywilejami. Byle jaki samuraj w teorii nie był warty tyle samo co ich dwójka. Samurajowie mieli ich bronić, a nie na odwrót.
Pora była coraz późniejsza, a nawet jeśli wyraźnie sporo miejsc, które mijali, powoli się zamykało a ludzie wracali do domów, na pola i do własnych interesów. Pytanie młodszego jednak wcale nie wytrąciło Yuuseia - on doskonale znał odpowiedź na to, gdzie mężczyźni pracujący fizycznie spotykali się po dniu pracy. Może też dlatego intuicyjnie złapał młodszego za ramię, trzymając go bliżej siebie, jakby to miało zapewnić mu obronę. Cóż, stanowczo ich wygląd im jej nie zapewniał - choć gdyby straż ich zobaczyła, możliwe że prędko zostaliby odeskortowani z powrotem do rezydencji...
- Izakaya... Albo pijalnia - rzucił w końcu, zerkając na Teruyukiego. - Nie tchórzysz chyba, co? Jeszcze ludzie nie będą tak pijani... - stwierdził, choć prawdą było, że nie mógł mieć na ten temat nawet odrobiny pojęcia, kiedy ciągnął na jeden ze stołków brata jednej z Izakayi, zajmując już po kilku chwilach ten obok niego. Od razu zwrócili na siebie uwagę klientów i obsługi, nawet jeśli nikt zadał otwarcie pytania, wyraźnie w obawie, że młodzi panicze mogliby mieć za plecami obstawę.
dialog #8b8000
- Są piękne, ale puste, bo tego oczekują dorośli. Wiesz, że się zgadzam z tobą? Historie o miłości są nudne i przewidywalne. A dorośli są głupi, bo właśnie takie najbardziej lubią - stwierdził po swoim krótkim śmiechu, bez większego skrępowania. W końcu młodszy brat nie doniósłby, w jaki sposób Takahiro wypowiadał się na temat innych - a nawet gdyby, był sprytniejszy niż skarżenie młodszego członka rodziny. W końcu posługiwał się słowem już od małego berbecia, i to w otoczeniu dorosłych, którym przymilał się na wszelkie sposoby.
- Musisz porozmawiać na ten temat z panem ojcem w takim wypadku - wyjaśnił spokojnie, samemu nie bardzo przejmując się utratą żyć przez kogoś takiego jak samurajowie. Nie mieli przecież większego znaczenia. Byli wojownikami, którzy prędzej czy później mieli zginąć w boju - byli kimś, dla kogo śmierć na służbie i ochrona tak wysoko urodzonych jak oni, sama w sobie powinna być zaszczytem, którego powinni pragnąć. Do czego innego mieliby się przydać? Starszy Tokugawa w najmniejszym stopniu nie miał poszanowania do cudzego życia. W końcu był najważniejszy we własnym rozumieniu. On i inni członkowie jego rodziny. Młodsi czy starsi... cóż, tutaj ta hierarchia mogła się różnić. Ale nie miało to znaczenia, bo życie każdego Tokugawy było ważniejsze od nie-Tokugawy. A Teruyuki powinien mieć tego świadomość - więc Takahiro wyłącznie spełniał swoją braterską powinność, zaszczepiając to ziarno w młodszym bracie.
Nie martwił się zmęczeniem młodszego brata, bo w najgorszym wypadku ktoś go zaniesie na plecach do rezydencji. A w koszmarnym wypadku, on będzie musiał być tym kimś, niosąc go na plecach z powrotem do posiadłości. Nie uśmiechało mu się to do końca - ale inną opcją byłoby zostawienie brata gdzieś pod ścianą, kiedy by zasnął, a to wiązałoby się prawdopodobnie z jeszcze większymi konsekwencjami niż samo wymknięcie się z rezydencji.
Zerknął na brata, wyciągając do niego dłoń i mierzwiąc łagodnie jego włosy. Uśmiechnął się, jakby chciał go zapewnić, że niedługo wrócą do domu, kiedy sam przesunął wzrokiem po znajdujących się w izakayi mężczyznach. Wysunął się zaraz, wyciągając zza pazuchy sakiewkę z pieniędzmi, które często starał się ukrywać po własnym pokoju czy ubraniach. W końcu nie wypadało mu jeszcze w tym wieku posiadać pieniędzy czy posługiwać się nimi, od czego miał służbę? Ale tutaj niewiele osób się czymś podobnym martwiło. A nie było niczego lepszego niż smak zazdrosnych spojrzeń ze strony dorosłych, którym ledwo starczało na przeżycie.
- Proszę polać na mój koszt, wszystkim - powiedział, a obsługujący zawahał się tylko przez moment, póki nie zajrzał do sakiewki. Zmierzył spojrzeniem dwóch, jak prędko mógł dojść do wniosku, paniczów, kiedy rzeczywiście obrócił się, aby zaserwować alkohol wszystkim zgromadzonym, co z pewnością spotkało się z zadowoleniem ze strony i tak już pijanych mężczyzn. Ktoś zaśmiał się, pytając co tutaj dokładnie robili, kiedy Takahiro sam przyjął czarkę. Zerknął na młodszego brata, przez chwilę zastanawiając się czy powinien w żarcie podsunąć mu na spróbowanie alkoholu, ale ostatecznie uznał, że Teruyuki miał przecież jeszcze czas na skosztowanie go, kiedy zacznie chodzić na bankiety trwające do późna.
- Szukamy rzemieślnika, który wykona piękne spinki na zamówienie - ogłosił Takahiro, przymykając oczy na moment, kiedy wypił na raz zawartość czarki, nie krzywiąc się, choć kosztowało go to wiele wysiłku. Jednak w tej chwili musiał zachować swoją twarz przede wszystkim wspaniałego brata, a w następnej kolejności kogoś, kto był na równi z mężczyznami spędzającymi czas w izakayi.
- Oho, jakieś specjalne życzenia co do tych spinek? Jak zapłata będzie sowita to to nie problem... - odezwał się jeden z mężczyzn, a Tokugawa spojrzał na niego, nieco szturchając po tym młodszego brata.
- Pokaż co zebrałeś - poprosił Teruyukiego.
dialog #8b8000
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|