Początkowo miał opory przed piciem w miejscu, w którym otaczało go aż tak wiele osób. Przez pierwsze kilkanaście, a może kilkadziesiąt minut myślał głównie o tym, aby uciec z tego miejsca i nigdy więcej nie wracać - może była to jego paranoja, może przekonanie że wciaż nie pasował do społeczeństwa? A może wszystko wymieszane po trochu?
Czerwone, śmiejące się twarze, otaczały ich, a istota kto z towarzyszy nalegał na to, aby znaleźć się w tym miejscu, powoli przestawało mieć znaczenie, tak długo jak wszyscy doskonale się bawili. Bo przecież... tak było, prawda?
Chociaż wciąż wszystko było dla niego stanowczo zbyt przytłaczające. Nie potrafił sobie przypomnieć czy kiedykolwiek wcześniej zjawił się w Edo - zdawało mu się, że nie, choć mieszkał w okolicznej wiosce niemalże całe życie. Nie czuł się komfortowo wkraczając do miast, od których zawsze musiał stronić przed wstąpieniem do korpusu - a teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej, zupełnie nie musiał się martwić niczym. Może posiadana broń u pasa, a może jeszcze co innego na to wpływało?
Dopił alkohol z własnej czarki, zaraz po tym czując jak ten silniej uderza do jego głowy. Jego rumieniec wcale nie różnił się od tych na otaczających go twarzach - choć stanowczo inni dookoła zdawali się mieć o wiele większe doświadczenie w kwestiach picia od niego. Czuł jak w głowie silniej mu zawirowało, przez co na moment wyciągnął się na blacie, policzek układając na boku.
Uśmiechnął się szeroko, może dziecinnie i stanowczo pijacko.
- więc... Powiez mi... czę... cssszto tutaj bywasz Tatsu? - zapytał w końcu, wzrokiem starając się sięgnąć i za sylwetkę dziewczyny, do ich trzeciego towarzysza, ale nie mógł go dostrzec. Wydawało mu się, że mówił coś o wyjściu dalej, do kolejnej Izakayi, ale on sam był zbyt skupiony na tym, że pierwszy raz pił i znajdywał się w aż tak ogromnym otoczeniu ludzi, że zupełnie wypadło mu to z pamięci. - Wieeesz... W Edo... i w takich takicho - powiedział, ręką zaraz wykonując zamaszysty ruch nad swoją głową. Jego wzrok podążył do góry za własnymi palcami, choć wcale nie podnosił się z blatu baru - i wcale nie był pewny czy coś próbował wskazać, ani tym bardziej czy coś dokładnego miał na myśli. Dlaczego zaczął machać ręką? I kto znów wybuchnął śmiechem za jego plecami? Śmiał się z historii, a może z nich? Nie do końca był pewny.
- Jesz...szesz jeden! - zawołał zaraz znów, podnosząc się nagle i gwałtownie z blatu, co wpłynęło na jego koordynację, i prędko musiał się chwytać tego samego blatu, aby nie spaść ze stołka zupełnie do tyłu. Choć był niemalże pewny, że inny klient stojący za nim był głównym powodem, dla którego nie spadł ostatecznie na ziemię. - Nisz nie wisiałaś! - zaraz zawołał do zabójczyni, po chwili samemu wybuchając śmiechem, kiedy poprawił się na niekoniecznie wygodnym stołku.
dialog #7d9360
Zapytała w myślach jedna z nielicznych komórek mózgowych wolnych od alkoholu, próbująca sobie przypomnieć co doprowadziła ją do tego pijaństwa w barze. Była tak blisko ukończenia treningu. Zrobienia czegoś pożytecznego z jej marnym życiem. Słyszała już plotki o tym co planował Takeshi-sensei na jej ostateczną selekcję. Jednak dosłownie na finiszu musiała zrobić kompletną głupotę.
Co ją podkusiło, by łapać tą ogromną kulę, zamiast ją odbić?
I tak, zamiast cierpienia Ostatecznej Selekcji, miała złamaną rękę. Zamiast ogromnego oręża nichiri, jakiś zwykły sztylet do obrony przed ludźmi. Najchętniej biłaby się przez dzień i noc swoim biczem, podczas swojej rekonwalescencji. Gdyby nie fakt, że tylko oddalałaby tym jeszcze bardziej swoją próbę. A już i tak zbliżała się do tego niebezpiecznego pięcioletniego progu...
Zabójca, który złamał jej rękę, zaproponował jej w ramach rekompensaty bardziej popularniejszą formę ucieczki od problemów, od której stroniła przez ostatnie parę lat. Niechętnie zgodziła się, gdy powiedział, że zabiera ze sobą jakiegoś Ne. Mając pewność, że to nie jest żadna głupia randka...
Zatopiła się w alkoholu szybciej, niż planowała. Tylko po to, by nie słyszeć tych donośnych ludzkich hałasów do których nie była przyzwyczajona. Jej lewa ręka, była w prowizorycznym temblaku. A "dziwność" i ciekawość tego "ustrojstwa" było tematem wielu plotek. Których nie chciała, ani trochę słyszeć. Jej policzki zaczęły przybierać lekkiego rumianego odcieniu, wraz z błogością gorszego słuchu. Połączony z lekkim uśmiechem, który mimowolnie i niezauważalnie malował się na jej twarzy:
- Maaarnując życie na picie... Jak ciii idioci co piją sake, przy byle zabójczym sukcesie?
Odparła lekko sarkastycznym tonem głosu, nie będąc jeszcze na etapie plątania języka. Zamiast tego przeciągała jedynie samogłoski, jakby miała problem z konstruowaniem niektórych zdań. Co w sumie przypominało plątanie języka po upiciu alkoholu, ale jednocześnie nim nie było. Oddech kamienia wraz z drobnym doświadczeniem alkoholowym dawał jej dość dużą odporność na alkohol, więc siedziała na swym stołku dość stabilnie i nie zdawała się wyglądać na pijaną. Przynajmniej do czasu.
Słysząc dopowiedzenie pytania, skrzywiła lekko swą twarz biorąc ostentacyjny wdech i wydech:
- Miasta śmierdzą Fukuro... Ludzie są głupiii że tam żyją... - odparła zatykając lekko nos. Od zapachu pijanych ludzi, który wydawał się być jej w tym momencie zapachem miejskim - Ale pewnie samuraje im każąąą. To zawsze ich wina.
Z trudną do zaprzestania ciekawością zapytała z drobną stanowczością, ale też wyraźną ciekawością w głosie. Wyraźnie odbiegającemu od obrazu, jaki chciała kształtować nacodzień:
- Jakieś cennee zioła tam rosną... w tym Edo? I czy to prawda, że żyje tu biliiion ludzi?
Moźe to był powód dla którego ci ludzie tak tu zlatują. Jakieś rzadkie tereny, gdzie rosną jakieś wspaniała kwiaty o jeszcze wspanialszych właściwościach. Może ma jakieś dziwne znaczenie, o których nauczyli ją kiedyś kapłani?
Wraz zamówieniem Fukuro, oparła swoją głowę na swej prawej ręce, której łokieć stał blacie , położonej na odezwała się również mówiąc:
- ♫Dla mnie dwa...♫
Z lekką konsternacją podchodząc do słodkiego, melodyjjnego głosu, który wyszedł z jej ust. Musiała się raczej przesłyszeć. Po latach treningu nie popełniłaby takiego głupiego błędu...
Jej drobną chwilę zadumań wywołał "upadek" Fukuro, na który Tatsu zareagowała mimowolnym śmiechem:
- Aleee widziałam... Ale co w sumie nie widziałam?
Odparła nie rozumiejąc aluzji. O której pewnie kiedyś słyszała i nie była w stanie zrozumieć o co mu chodziło.
- Ponoć trzeba mieć twardą dupę. Wtedy się nie spada...
Nie rozumiała w sumie sama, o czym i czemu o tym mówi, ale może znajdzie odpowiedź w kolejnym łyku trunku. Czemu nigdy nie wpadła na to, by tak uciekać od swych problemów? A tak... bo jest to zdecydowanie za przyjemne.
- Zabójczyyy... sukscess... To takie tszebaa mieć w pierwie... pierws... najpier - mówił, samemu zaczynając się uśmiechać. Spokojny, zrelaksowany, może nawet pierwszy raz w życiu tak się czuł? Może pierwszy raz w życiu nie myślał o tym, że nie pasował w pełni do jakiegoś miejsca - tutaj pijani pośród pijanych w końcu nie mogli mieć lepszego miejsca do wtopienia się w tłum.
Chociaż to przecież nie tak, że marnowali życie na piciu - choć może z czasem, jeśli spędzą życie na obserwowaniu jak świat był okrutny i jak potworny los spotyka często niewinnych ludzi przez demony, sami sięgną po alkohol tylko po to, aby to wszystko ich nie nawiedzało.
Może powinien częściej pić? Nie martwić się, nie bać, a po prostu skupiać na tym przyjemnym szumie, który zagłuszał wszystkie myśli i mieszał ze sobą zmysły - nie był do końca pewny co do stron świata, czy góra była na dole, a dół na górze, ani czy lewa z prawą się nie zamieniły miejscami. Może dlatego też było mu ciężej utrzymać równowagę nawet zwyczajnie siedząc? Na pewno łatwiej było mu znosić towarzystwo ludzi, nawet jeśli znajdywali się tak blisko niego. Rozmowa wydawała się być tak lekka i naturalna, przestawał martwić się o to co ludzie dookoła myśleli, jak oni się zachowywali i jak on sam wypadał. Wszystko było... łatwiejsze.
- Nic! A nic nic, a nic! - odpowiedział nagle poruszony tylko na pytanie o rośliny. - Niby nawosy capią, a szkooo capi miasto to prafie jak nawós! Aaaale... aaalee nie! - dodał, zaraz starając się jakby bardziej wyprostować przy nieszczęsnym stoliku, przy czym znów się zachwiał na stołku.
- Bo jak duszo luci to tam mniej wszysztkiego rosnie! A jak już to gorsze, bo i budynkuf więsej! Ale i cienia... A roślina to i tego tam... no jassno potrzebuje! I wody... wody też dużo. I gleby dobrej... ale to na glebę jak konie chodzą to to dobre... Chociasz nie fiem. Chodzi tam ich duszo? Koni... - zawahał się na dłuszą chwilę, bo choć całe życie dorastał nieopodal stolicy, nie miał szansy jej odwiedzić. Nie, kiedy był wyrzutkiem w społeczeństwie - nie później, kiedy wraz z matką i rodzeństwem byli obcy. A teraz? Ciągnęło go tam? Nie był do końca pewny. Z jednej strony czuł, że powinien wykorzystać szansę, którą uzyskał i rzeczywiście zacząć odwiedzać miejsca, o których kiedyś mogło mu się jedynie śnić, że je zobaczy - ale czy tak naprawdę kiedykolwiek śnił o zobaczeniu miejsc takich jak Edo? Tych, w których było tak pełno ludzi, w których było tak głośno...
W tej chwili wizja większej ilości gwaru mu nie przeszkadzała. Może nawet była całkiem przyjemną odmianą?
Na pewno wizja śmierdzącej stolicy przy jego węchu nie była kusząca. A z pewnością znacznie mniej...
Nie dotarło do niego, że rzeczywiście odezwała się w tej chwili dziewczyna mu towarzysząca - zajęło mu dłuższy moment, zanim przesunął na nią spojrzenie, uważnie się jej przyglądając w ciszy. Coś, czego nie robił, bo nie zwykł wpatrywać się w innych i przyglądać im, stanowczo był osobom unikającą kontaktu wzrokowego, ale i samego przymusu spoglądania na kogoś. Wygodniej było spocząć mu wzrokiem na jakikolwiek obiekt znajdujący się w okolicy niż na drugiego człowieka.
- Nie wisiałaś! - stwierdził pewny siebie, może nieco bardziej uparcie niż przywykł. - Nie wiem czy to ma coś do spadania... twarda dupa że... - dodał po tym, niepewny sam o czym rozmawiali, ale w końcu wcale nie miało to nic do znaczenia - ważniejszym było, że sama kwestia zwiedzania miast mimo wszystko wydawała mu się ciekawsza. Może powinni to robić? - Ale moszemy zobaczyć! Choć, poszukać! - zaraz zawołał, choć zupełnie nie było jasne czego dokładnie chciał szukać po nocy w mieście poza kłopotami. Może więcej alkoholu? A może rzeczywiście jakiś niesamowitych roślin?
dialog #7d9360
- Dla nieeektórych zabójców, wstaanie z łóżkaaa to jedyny, choć istotny sukceeees. Aleeee i taaak nieeech ciesząąąą się z te... - drobna czkawka przerwała słowa ciemnowłosej, która po chwili przerwy kontynuowała - I taaak umrzeeemy zabijając demonyy. Z daleeeka od przyjemneego zimaaa śmierci Izanamy-sama.
Wierzyła, że demony zjadają nie tylko ciała, ale też dusze. A zjedzona dusza, nigdy nie zostanie zabrana przez Izanami-sama. Do czasu, aż demon, który ją zjadł nie rozpadnie się w proch.
Wiedziała, że sięganie po alkohol jest oznakom słabości. Że ucieka przed cierpieniem, przy użyciu prostych trunków. Które wywoływały u niej radość, którą nie chciała poczuć. Jednak była słaba i beznadziejna. Zaś lewa ręka, która bolała ją przy każdym ruchu, była wystarczającym dowodem jej nieudolności. Która, gdy tylko stanie się sprawna, w przypuszczeniach zabójczyni, zostanie pochłonięta przez jakiegoś początkującego demona. Nie wierzyła, że utrzyma się na szlaku rok, a co dopiero przeżyje i zatriumfuje na Ostatecznej Selekcji.
Uśmiech Tatsu lekko zmalał na informację o braku żadnych rzadkich roślin w miastach.
- To chyyba nieee nawóóóz... Ani nieee zwłoki, booo pachnąą ładniej.
Wwąchała się ponownie w zapach, zauważając że w sumie nic już nie czuje. Wyobraźnia płatała, jej chyba dość nie małe figle. Nawet w sumie nie zauważyła, że zaczyna śmierdzieć, tak jak to co było dla niej zapachem miejskim.
- A czyy to prawdaa, że na zwłookach lepiiieeej rośliny rosną? - zapytała przyszła łowczyni kamienia wytężając szare komórki - Bo jak tak, to dużo ludziii, dużo nawooozu gdy martwi. A dużo nawozu to fajnee i rzaadkie kwiaty?
Przedstawiła swój cykl myślowy, zerując kolejny kieliszek z sake. Tak, to na pewno musiało mieć sens. Czemu nie wpadła za czasów swojego grabarskiego życia, na zajmowanie się hodowlą?
- Aleee siedzęę ni wiszeee. - rzekła tracąc kompletnie zrozumienie odnośnie tematu dyskusji i zamiast tego zajęła się otrzymanym przez karczmarza trunkiem. Gotowa była wyzerować kolejny z nich, kiedy kolejne niezrozumiałe słowa padły z ust chłopaka - Ale cooo zobaczyć? Twardąą duuu... - odrzekła podnosząc się gwałtownie ze swojego siedziska. Na tyle gwałtownie, że niemal natychmiast utraciła równowagę. Ratując się desperacko przed upadkiem, łapiąc swoją zdrową ręką ramię Fukuro:
- Trzęsięę... tuu.
Odrzekła nie rozumiejąc czemu upadła. Oraz, że jej ręka nie złapała blatu baru, a zielarza.
Chociaż może powinien zainteresować się bardziej, skąd zabójca przed ukończeniem treningu, znał zapach trupów? A może podświadomie sięgał raczej po kolejny łyk, nie chcąc i nie potrzebując tego wszystkiego odkrywać? Nie potrzebował wiedzieć - bo równie dobrze nie chciałby, żeby ktoś inny wiedział o nim. Nawet w wiosce, tam gdzie wciąż żyło jego rodzeństwo - nikt nie pytał, pozwalając im zostać. Nikt nie pytał, chociaż wszyscy się domyślali.
- Chciaaaałbym... Łatwo by było szukać... ale nie, nie, boooo... boo... bo to by znaczyło... że wisterii pełno byłoby wkoło! Tak jak trupów i demonów, i wszystkieeego... A ludzie też ludzi mordują! - wymachnął ręką w powietrze ku niezadowoleniu niektórych ludzi dookoła, którzy posłali im niechętne spojrzenia na temat, o którym dosłyszeli. W końcu śmierć nie była czymś, co było chętnie poruszane...
- Izanama-sama by patrzyłaa naaad tym co rośnie... a nie Inaaari-sama! Jakby tak rosłoo... - dodał, nawet nie dostrzegając w całym szumie alkoholu, że ziemia zdawała się być coraz bliższa, bo ktoś go pociągnął za ramię, a on sam nawet nie oponował - nie złapał się blatu, nie próbował przytrzymać nawet przez moment. Po prostu leciał z kieliszkiem w dłoni, z którego sake ostatecznie się rozlało i na niego, i na Tatsu, kiedy w końcu na niej wylądował, w pierwszej chwili nawet nie orientując się, że zmienił położenie - a co dopiero, że leżał na swojej towarzyszce.
- Trzęsieee... czy ty trzęsieszz? Spadłaś...
Nie dostrzegł nawet, kiedy jakieś obce ręce złapały go za fraki, podnosząc - ani kiedy te same ręce podobnie postąpiły z Tatsu.
- Wystarczy wam - usłyszeli, jakiś męski głos, który zabarykadował im ponowne wejście na stołki, a sam Fukuro machnął na mężczyznę ręką, ciągnąc zaraz przyszłą zabójczynię za ramię.
- Chooodź, poszukamy! Myślisz, że trupy są... tutaj? Tyleee budynków! Na pewno... na pewno ich nie sprawdzająą! Bo jaak to taak? Niekótre... niektóre podobno siedzą tygodniaami! W doomu! Może... może wtedy coooś rośnie? - rzucił, wyraźnie pochłonięty kwestią wyrastających z trupów roślin, zupełnie jakby tylko to go w tej chwili zainteresowało. I chciał podjąć wysiłek do odkrycia czy była to prawda, czy też jednak nie...
- Może to stąąąd Inaaari ma tyle... tyyyyle nasioon!
dialog #7d9360
Wzruszyła z lekką obojętnością ramionami, zdając sobie sprawę jedną z ostatnich trzeźwych komórek mózgowych, że jej przyzwyczajenie do zwłok i śmierci nie jest normalne dla tego "świata". Jakby nie każdy spędził całe swoje życie na cmentarzu, by uznawać taki fetor za normalny. Ludzie są dziwni w tym ich postrzeganiu upodobań węchowych.
Świat był dziwny. Ale kim była, by go próbować w jakikolwiek sposób ocenić. Jako potwór, którego przeznaczeniem było cierpieć do końca jej dni.
- Skoro ludzie ludzi mordują, to więcej nawozu dla naaa? - odparła podekscytowana dodając - Chyba, że jeee tną na kawałeczki. Albo paaalą żywcem. Albooo wyrkwawiają na śmierć. Luub zostawiają na zgnicie. Choć najjgooorsze są te pełneee robali. Booo wchodzą na ciebiieee niemal wszędzie.
Złapała się lekko za buzie czując nagły przypływ drobynch wymiocin, przypominając sobie niejedno ciało, jakie musiała zakopać. O ile zapach był dla niej niczym. O tyle niemal kruche ciało, pełne dziwnych istot, o których istnieniu nie miała pojęcia przyprawiało ją o drobne dreszcze.
- Nieeee to Izanaaama-sama. - odparła lekko nabumuszona dodając - Ona opiekuuuje się wszystkim na cmentarzu. Tymmm martwyyym, tyyym roślinnym, tyyym żywym.
Wierzyła w to otwarcie, mimo iż wiedziała, że to nie dokońca prawda. Inaczej, by tu nie była. Chociaż może nie żyłaby, gdyby jej wstawiennictwo? Może jej cierpienie ma sens głębszy niż sądziła. Może faktycznie nie została pochłonięta jej dusza, by zrobiła coś więcej, niż użerała się nad sobą?
Upadek był dla upitej dziewczyny dość niespodziewany. Jakkolwiek można było spodziewać się upadnięcia. Na jej szczęście Fukuro nie upadł na jej złamaną rękę, jednak jego ciało wyraźnie przyciągnęło resztę torsu do ziemi.
- Jaaaa spaaadłaa.... Niiiee tyyy
Odparła lekko desperackim tonem, czując jak ktoś ją podnosi. I chyba każe stąd iść? Bo coś niby im starczyło? Ale co niby mogło im starczyć?
- Saaake na drogę.
Odparła biorąc zamówioną przez siebie butelkę, nim wyganiający mężczyzna mógł zareagować. I ona sama mogła się gdzieś napić, bo Fukuro dość łatwo pociągnął nieświadomą praktycznie niczego zabójczynie.
- Oczzywiście. Taaam gdzie ludzieee tam Ona. A taaam, gdzie onaaa tam trup. Tyyylko...
Chciała coś powiedzieć, ale dość szybko zapomniała. Chyba to, że tylko nie te zjedzone przez robale. Ale chyba zdążyła już o tym zapomnieć.
- Gooręcej tu niż wieczorem.
Rzekła głośno swe desperacje, próbując napić się z butelki, która znajdowała się w jedynej sprawnej ręce ciągniętej przez Fukuro. Gwałtownie schylając głowę w jej stronę, nie czując się jakoś na siłach na jakieś wyrywanie z jego ucisku. Jak gdyby wszelkie jej czucia mięśniowe były skupione na utrzymaniu butelki i nie wylaniu jej zawartości.
- Aaaa, czyyy w mieeeście są duchy?
Zapytała z lekką niewinnością w głosie spacerując dalej ciemnymi uliczkami miasta. Skupiając całą swoją uwagę na próbie zatopienia swoich ust w słodkim sake, aniżeli na tym co działo się wokół niej.
Znał niektóre imiona - znał niektóre zwyczaje, wiedział o tym jakich ofiar i czego wymagają bogowie od ludzi, którzy za nimi podążali, ale i widział to jak złościli się bogowie. Może to zrobił jego ojciec wtedy, rozzłościł swoim pijaństwem Izanama-sama? Kiedy zjawił się na cmentarzu zataczając, kiedy okradał tych, którzy już nie mieli życia? Kiedy pozwalał na to wszystko?
A jednak sam nie był pewny czy kiedykolwiek szczerze podążał za bogami - nie mówiąc nawet o proszenie ich o cokolwiek w zamian. Byli okrutni, potrafili być gorsi od ludzi. Może z tym łączyła się ich boskość? Grali na wszystkim, czego dotykali - lepiej było nie zwracać na siebie ich uwagi. Ani w dobry, ani w zły sposób.
- Lisy teeeeż... padlinę jedząąą... - zwrócił uwagę, chociaż nawet sam nie był pewny czy dlatego, że był pewny, że to Inari-sama sprawuje pieczę nad roślinnością na cmentarzach? A może stwierdzić, że dawała botaniczne porady innym bóstwom poprzez swoich posłańców?
Podświadomie nie chciał się wykłócać, nie chciał konfliktów. Oddalenie się było wręcz jego odruchem - nie miał na to wpływu, nawet jeśli jego głowę w pełni pochłonęła kwestia roślin. Ludzie osadzali się tam, gdzie była woda - a tam gdzie była woda, były i rośliny. Inna wilgotność, inna flora mogły wpływać na to, że pojawiały się inne rośliny, a on sam tak rzadko miał szansę na obserwowaniu miasta z bliska. Może rzeczywiście coś się tutaj znajdywało? Coś innego niż w lasach i na polanach? Na wybrzeżach, w okolicach wód? Może ludzie w tym całym gwarze tego nawet nie dostrzegali? Może...
- Truuupie kwiaty! - zawołał nagle, choć umysł wcale nie zwrócił uwagi na to, że kwiaty często były sadzone przez ludzi - może z czasem same wyrastały z ciał? Z grobów? - Tam, gdzie trupy tam higanbana! Tam, gdzie higanbana tam duchyyyy... - mówił, nie zauważając, że jego towarzyszka usilnie próbowała napić się z zabranej ze sobą butelki. On sam nawet niekoniecznie dostrzegał, gdzie dokładnie się znajdują - że ulica wydawała się być coraz to cichsza i mniej przepełniona pijackimi krzykami i rozmowami. Dzielnica mieszkalna? Ulica kupiecka? Nie miał pojęcia, nie zastanawiał się nad tym, wpatrując się uparcie w ziemię, jakby chcąc dostrzec coś, czego nie było. Rośliny, liście, kwiaty - może korzeń? Może drzewa rosły tutaj w mieście, a może raczej próbowały rosnąć?
- Duchy to duchy! - stwierdził. - Duch cię nie dotknie... demon może! Trup, truup! Taki chodzący truu... - mówił pewny swojej racji. Bo jak duch miałby dotknąć? Choć niektóre yokai żywione złością i energią może były w stanie go dotknąć? Może...
Pociągnął mocniej Tatsu, zmieniając kierunek ich drogi, kiedy tylko dostrzegł na ziemi coś co przypominało liście - a tam, gdzie liście, tam mogło być więcej roślin. Zabójczyni dość prędko po tym była w stanie już swobodnie się napić z butelki, kiedy Fukuro znalazł się na kolanach przy niewielkim pospolitym kwiatku - nie wyróżniał się niczym specjalnym, ani wielkością ani wyglądem. Zwykły polny chwast, których poza miastem było mnóstwo.
- Może ma... maaa... inne... no wiesz takie... to co robi... - mówił, próbując przypomnieć sobie słowa, których by używał - ale wszystkie uciekały i się plątały. Dźwięki nie chciały wejść na odpowiednie miejsce. Wszystko wirowało, a on już sam nie był do końca pewny czy kwiat wyglądał pospolicie, czy wyglądał wyjątkowo.
dialog #7d9360
- Izanama-sama... to ... nie lis. - rzekła głośno, patrząc swym podpitym chłodnym wzrokiem na Fukuro. Chyba ten zielarz nie obraził jej Boginie, porównując go do jakiegoś futrzastego zwierzęcia. O którym wiedziała w sumie jedynie, że je kury. Nie roztrząsała to jednak głośno, dostrzegając wyraźnie, że słyszy zdecydowanie mniej, niż kiedykolwiek w jej życiu. Musiała się przesłyszeć.
Ciągnięta za jedyną zdrową rękę, Tatsu próbowała nie jednej sztuczki, by napić się upragnionego sake. Zniżając jednak głowę w nienaturalny sposób, przekrzywiając butelkę tak by można się napić, jej ciało zaznało słodkości wina. Niekoniecznie w sposób jaki ona planowała.
Duża część trunku została wylana w biegu na jej mino oraz szyi, doprowadzając do przemoknięcia tegoż materiału. Sama zaś zabójczyni zdawała się nie zwracać na to uwagę, triumfalnie wyrywając się z uścisku, gdy tylko tą ją puścił, zerując to co w niej pozostało:
- Mało...
Odparła po cichu, wywalając ją z ogromnym brzdękiem, gdzieś za siebie. Znajdując dopiero chwilę, by swym rozpitym wzrokiem rozejrzeć się gdzie jest.
- Kwiat? - zapytała zniżając głowę nisko w stronę rośliny. Na tyle blisko, by swym zamazanym wzrokiem móc się rozejrzeć.
- Nie kwiat...
Odparła znużonym głosem, podnosząc się powoli, tracąc wszelkie zainteresowanie tą rośliną:
- Ale... skoro... przy roślinach... - odrzekła przykucając na chwilę. Sięgając po coś ukrytego pod niej mino.
- To... czy wiesz? Jakie krzewy... mając najostrzejsze... kolce...
W jej jedynej sprawnej ręce pojawił się prowizoryczny bicz. Będący dwumetrową liną, którą związane były kilka gałęzi krzewów z kolcami. Na paru z kolców, czujny wzrok mógłby w stanie zauważyć zaschniętą krew. Jednak umknęło to jakkolwiek podpitej łowczyni kamienia, pokazującej z uśmiechem swoją zabawkę...
- Kwiat! - odpowiedział pewny swego na temat rośliny, zaraz sięgając do niej dłońmi, choć pąki kwiatów wcale nie były rozkwitnięte. Były małymi kulkami, które mogły nawet nie dotrwać do otwarcia się - szczególnie nie w rękach Fukuro, który w tej chwili nie był zbyt delikatny dla rośliny, mimo praktyki którą miał niemalże przez całe życie w obchodzeniu się z roślinami.
Za to z pewnością zabójczyni miała całą jego niepodzielną uwagę, kiedy zadała mu pytanie rodem z trivii na temat roślin.
- Megi! - odpowiedział pewnie i prędko nazwą znajomego mu krzewu, podnosząc się zaraz i wskazując na przedmiot trzymamy w jej dłoniach. - To też megi? Przypomina trochę... ale chyba są mniejsze te kolce? Może to inny... Ale jak znajdziemy... megi to... porównasz!
Złapał ją prędko za zdrową rękę, tym razem już nie trzymającą żadnego alkoholu, znów ciągnąc gdzieś, gdzie był pewny, że widział krzew, o którym w tej chwili wspomniał - przy jednej z posiadłości, a może sklepów? Teraz wciąż podczas zimy nie powinien się zielenić, więc powinno to być łatwo znaleźć...
Nawet jeśli wszystkie uliczki wyglądały identycznie, a trudno było w tym stanie odróżnić, gdzie kończyła się ulica, a zaczynała czyjaś posesja, szczególnie gdy było widać coś na wzór ogrodu.
- Widziałem... ozdobny! Krzew! One... one mają kolce! I to silne kolce... - wyjaśnił radośnie, chcąc zaprezentować Tatsu roślinę, bo w końcu łatwiej zawsze się o nich opowiadało, kiedy można było na nie spojrzeć.
- Taaaakie! - mówiąc to, wyrzucił obie swoje ręce do góry, jakby chciał zaprezentować wielkość, wciąż trzymając zabójczynię. - duże są! Same kolce... teraz powinny... być... może kilka liści! Ale kolce... kolce... - dalej bełkotał, rozglądając się po ścieżkach i uliczkach. Gdzie je widział? Jeszcze dzisiaj w ciągu dnia, zwracał uwagę na podobne rzeczy... Jedna uliczka, kolejna.
Jeszcze po drodze natrafiając na kolejną Izakayę, tym razem inną niż ta, z której zostali przegonieni, byli w stanie kupić kolejną porcję alkoholu, który z pewnością pomógł w mniejszym odczuwaniu chłodu nocy.
- Tam-! Tatsu, tam tam! - zawołał w końcu uradowany, dostrzegając znajomą roślinę wystającą zza muru czyjejś posesji, krzew nawet z takiej odległości zdawał się być całkiem okazały - choć może to Fukuro sam sobie wmówił, że taki był? Niewiele roślin widywało się w mieście, może już odzwyczaił się od widoku lasów i dobrodziejstw natury. - Chodź, chodź pij szybciej! Tam, pokażę ci!
dialog #7d9360
- Nie kwiat...
Powtórzyła niczym małe dziecko, krzyżując ręce na piersiach. Trzymając swój bicz, w jedynej zdrowej dłoni, uśmiechnęła się lekko słysząc o jakiejś nieznanej dotąd krzewiastej roślinie (a przynajmniej nie znanej z nazwy).
- A więc w dro...
Zdążyła jedynie rzec, będąc znowu gdzieś ciągnięta niewiadomo gdzieś. Czując narastającą ekscytacje, z poznania nowej rośliny, która jeśli chyba była dekoracyjną, to musiała mieć jakieś ładne kwiaty?
- Duże i silne? - powtórzyła powolnie dodając - Aaa... czy są wytrzymałe?
Krople sake zaczęły spływać po ubraniu Tatsu, która pod naporem przypadkowego zerknięcia w dół zauważyła przemoknięte mino. Które nie było z "magicznych" materiałów zapewniających wodoodporność:
"Mokre... Wysuszyć... Nie zimno..."
Powtórzyła do siebie w myślach zrzucając z siebie mino, przy pierwszej nadarzającej się z okazji, na jeden z pobliskich płotów. Pozostając jedynie hakamie i haori, przyszła łowczyni kamienia nie czuła kompletnie zimna, za sprawą kolejnej dawki alkoholu wchodzącej w jej ciało.
- A więc... gdzie... - powtórzyła biorąc kolejny łyk sake, zastanawiając się, jak mieć swój bicz w miarę pod ręką w razie niebezpieczeństwa. Miasta ponoć były niebezpieczne, a nie miała możliwości trzymania dwóch rzeczy naraz. Chowając swój oręż pod hakamą, chodząc wpierw lewo, a potem prawo, zaczęła odczuwać wyraźne problemy z kontrolowaniem swojego ciała. Chwiejnym krokiem, zbliżała się powoli w kierunku Fukuro, spoglądając na roślinę:
- Faktycznie... Duuużeee. - zmyśliła Tatsu nie będąc w stanie zbyt wiele dostrzec - Może... ma kwiaty...
Zaciekawiona zaczęła przechodzić na nieswoją posesję przez ten płot, odstawiając butelkę na bok. Pewnie, gdyby miała ze sobą kusarigamę, sprawną drugą rękę albo niebyła pijana, przeszkoda ta niestanowiłaby dla niej wyzwania. W obecnym stadium, jej trudy zdawały się być skazane na porażkę.
- Podsadź mn... - zaczęła, dostrzegając swoim podpitym wzrokiem misterną sylwetkę Fukuro. Nawet w jej obecnym stadium, czuła iż nie skończy się to dobrze. - Podsadzęęę cię.
Zaczęła kucając, pod murem i korzystając z okazji, biorąc do ręki ponownie sake. By napić się trunku na tą trudną drogę...
- Tak! I nie... bardzzziej... ela... elastyczne! - zawołał, uznając że była to jednak różnica w kwestii wytrzymałości. Łatwo mogły stracić swoją ostrość, ale na pewno nie łamały się tak szybko - a przynajmniej tak mu się wydawało, że dobrze pamiętał.
Fukuro w ogóle zdawał się nie zwracać uwagi na stan towarzyszki - czy była przemoczona, czy wystarczyło jej już alkoholu, czy nie skończyłaby rozbierania się tylko na mino, a nawet możliwe że gdyby w tej chwili zniknęła z jego otoczenia, stanowczo zajęłoby mu chwilę zorientowanie się, że coś było nie tak.
- Duże! I rośnie, może rosnąć... może jeszcze większe być! Ale tutaj pry... przycinaają! Bo było ładne ma być - wybełkotał, nie zadając nawet pytań, gdy była mowa o podsadzaniu czy byciu podsadzanym. Prędko wspiął się na mur przy pomocy Tatsu, a znajdując się na jego szczycie, zaraz usiadł okrakiem i wyciągnął rękę do dziewczyny.
- Zaprzesz się... nogami! I wejdiesz! - zawołał, chcąc w pewien sposób ja wciągnąć, bo w końcu trudno, aby sama się wciągnęła przy użyciu tylko jednej ręki. Chociaż może powinno to moje odpuścić? Zejść z muru, póki mieli szansę - i póki nie zostali zauważeni. Ale wyraźnie ten pomysł nie był czymś co mogło teraz wpaść im do głów.
- Jest popularne! Bo broni... i jest straszne! Ludzie się boją czasem megi, wiesz? - zaczął mówić z pełnym przejęciem. - Ale jego kolce mają... mają te dużo.. takich tych... przydatne są bardzo, o! I kwiaty, i nasiona. Bardzo dużo mają też - dalej bełkotał, czując się jakby dawał najlepszy wykład na temat krzewu pod słońcem.
dialog #7d9360
- Elastyczne...?
Zapytała cichutkim głosem, podnosząc się powoli z Fukuro na barana, tak by ten mógł wejść. Kolejny monolog przytakiwała bardziej z grzeczności, aniżeli jakiegokolwiek zrozumienia. Uśmiechając się niewinnie podała swą dłoń Fukuro, pozwalając sobie wpierw na skończenie butelki trunku. W końcu nie miała jak ją przenieść na górę. A jej lekko rozpijaczona głowa nie wpadła na pomysł, by postawić ją na murku.
Po pomyślnym wdrapaniu się na drugą stronę, spojrzała z lekkim zachwytem na rozświetlony malowniczy ogród. Należał on na pewno do kogoś wpływowego. A przynajmniej do kogoś, kto znał się na swoim fachu. Kontynuując grzeczne słuchanie wykładu Fukuro podniosła lekko brwi ze zdziwienia słysząc niepokojącą treść:
- Straszne? Ale... nie... trujące?
Zapytała z drobnym przerażeniem w głosie zmierzając w głąb ogrodu. Zauważając pewną roślinę o prostej i krzewiastej konsystencji:
- To... megi?
Zapytała schylając się w dół rośliny, która wyraźnie ją nie przypominała. Był to osmanthus. Rzadko spotykany poza południem tego kraju. Ale najwidoczniej właściciel tego ogrodu miał jakieś sposoby by je zdobyć.
- Dla tych, co nie chcą wiedzieć jak się kończy za duże picie...:
Ważniejszym jednak dla Tatsu okazał się nagły i nie spodziewany dotychczas nieprzyjemny uścisk w żołądku. Połączony z nie przyjemną koniecznością wyplucia czegoś. Nie świadoma tego co się zaraz wydarzy, schyliła głowę jeszcze bardziej w kierunku krzewiastego źródła. Dokonując na nim swojego pierwszego alkoholowego pawia w swoim życiu:
- Co?
Zapytała niemal samą siebie, nie mając kompletnie pojęcia co się przed chwilą stało. Ale miała wrażenie, że po tym nie miała tego uścisku. Więc to chyba dobrze... I mogła dalej pić i ruszać dalej.
Po tym nagłym wyrzygnięciu, młoda łowczyni była gotowa kontynuować dalszy marsz w kierunku celu, o ile Fukuro nie postanowił inaczej.
- Nie, nie! Nie trują... mogą... mogą zranić... Nie trują. Zwierzęta może, nie ludzi... - mówił, choć informacje mu się zlewały. Może to zmęczenie? Może wpływ alkoholu? Sam nie był pewny, bo nie miało to znaczenia, kiedy Tatsu zwróciła uwagę na inną roślinę, na której widok od razu Fukuro zbliżył się, prędko i jak na siebie dość niezdarnie, wyciągając ze swojej torby wszystko co było mu zawsze potrzebne - bo choć roślina nie kwitła, rozpoznawał jej wygląd, ale i zapach. Była rzadkością tutaj, dotychczas widział tylko zasuszone okazy znajdujące się w jednych zielnikach w korpusie - w końcu niektóre rośliny mogły być sprowadzone, ktoś mógł się na nie natknąć lub słyszeć coś o nich, nawet jeśli sprowadzane dobra były bardziej niż rzadkością. Nawet w pierwszej chwili nie dostrzegł, co dokładnie Tatsu robiła obok, będąc zbyt zajętym zbieraniem liści krzewu.
- ..Co? - zapytał bez zrozumienia, bardziej powtarzając po samej Tatsu niż rzeczywiście zadając pytanie. Chociaż nieprzyjemny zapach sprawił, że szybko odsunął się dwa kroki. Cóż, z pewnością dla samego krzewu mógł to być dobry... nawóz? Nie był do końca pewny, pakując liście, które udało mu się uciąć, do torby. Nikt nie powinien mieć nic przeciwko...
Kusiło go wykopanie choć jednej części, zabranie rośliny do wioski - osmanthus w samej Yonezawie! Był trochę zły na swoją towarzyszkę, że wcale nie ułatwiła mu tego ewentualnego zadania, tym bardziej kiedy ze skrzywioną miną wpatrywał się w krzew, ewidentnie nie potrafiąc podjąć decyzji czy zostawić go już w spokoju, czy ukraść większy fragment - na pewno nikt by się nie zorientował przecież! I to nie tak, że skradziony fragment by nie odrósł. Zajęłoby to trochę czasu, ale przy odpowiedniej pielęgnacji, na pewno by im się udało odbudować roślinę...
- Nie megi... to... inny krzew. Ale też krzew! Jest bardzo pachnący, zawsze czuć! Nawet jak jest zasuszony, pachnie i pachnie, i tylko go czuć! - mówił, zaraz łapiąc Tatsu pod ramię i odciągając od miejsca, w którym pozostawiła zawartość żołądka, jakby w obawie że ta jeszcze w nią wejdzie. A to nie byłoby zbyt łaskawe dla krzewu.
Puścił dziewczynę dopiero znajdując się przy kolejnym krzewie.
- To! To jest megi!- oznajmił, zaraz łapiąc jedną z gałęzi i nieco ją napinając, aby zaprezentować Tatsu kolce, którymi w końcu była zainteresowana. Nie były bardzo wytrzymałe, przy odpowiednim kącie były łatwe do złamania - raczej elastyczne, i długie. Same gałęzie równie podobnie, były całkiem odporne na złamania, łatwe do manipulowania nimi. - Jesze... nie kwitną! Ale jak tak..to są zielone. Całe owoce! Ale przed tym są białe takie... takie mniej białe...
dialog #7d9360
- Aleeee. Człowiek... to zwierzę?
Nie rozumiała, a jej umysł zdawał się coraz bardziej mniej rozumieć. Zostawiła w tyle swoją treść żołądka, czując się być ciągnięta gdzieś dalej.
- Gdziee...
Odparła słabym głosem, ziewając przeciągle. Niemal usypiając, jednak jej oczy wyraźnie odżyły na widok megi i rośliny, na której widok przyszłej łowczyni zaświeciły się oczy.
- Idealnaa...
Wzięła natychmiast parę z gałęzi, urywając ją i biorąc do ręki. Zaciskając zęby, wyciągnęła linę składając z niej prowizoryczny bicz.
Proste uderzenie, poleciało prosto na jej plecy ruchem kulistym, wprawiając natychmiast łowczynię w pijackie zamyślenie
- Słaba... Mało boli..
Odparła w pijackim zamyśleniu, spoglądając na Fukuro. Decydując się wykonać parę podobnych uderzeń, z dość nie małą siłą, wymierzonych prosto w plecy Ne:
- Jak boli? Jak boli?
Pytała piskliwym dziewczęcym głosem. Jakby sprawiało jej radość sprawdzanie wytrzymałości i skuteczności nowej zabawki. Nie rozumiejąc kompletnie, że takie testy nie powinno się przeprowadzać na drugim człowieku.
A może była to wyłącznie kwestia alkoholu budzącego nowe zapędy filozoficzne w prostym człowieku.
W pierwszej chwili nie do końca zrozumiał co faktycznie Tatsu zaczęła robić z gałęzią, którą zerwała. Samo zerwanie gałęzi wcale nie oznaczało, że miała w planach coś złego - Fukurō przecież wielokrotnie zrywał gałęzie i zbierał sadzonki, nie mając żadnych niecnych zamiarów, ani żadnych podobnych tych zabójczyni, z którą przyszło mu pić.
- H-hej! Nie, nie... boli! Oczywiście że boli! - zaraz odpowiedział, odsuwając się o dwa, a później jeszcze dwa kolejne kroki, czując uderzenie - choć nie do końca nawet orientując się czy to uderzenie poczuł, czy tylko wydawało mu się, że je poczuł. Może nie miało nawet miejsca? Nie mogło mieć przecież... Może to była wina alkoholu? Chociaż był niemalże pewny pieczenia na swoich plecach. I jej pytania - jej pytanie świadczyło o tym, że musiała go uderzyć. Z czym innym by się mogło wiązać..?
Odwrócił się do niej przodem, unosząc ręce na poziom klatki piersiowej, jakby był gotowy do obrony lub ataku - sam nie do końca był pewny na co się szykował. Uderzenie? Ale jednocześnie nie mógł jej zrobić zbyt wiele - w końcu była już wystarczająco ranna, kiedy patrzyło się na jej rękę.
Zawahał się znów, choć prędko wykonał kolejny ruch w tył.
- H-hej... Tatsu... od... odłóż to... okej..?
dialog #7d9360
Odrzekła znużona, na coś co kompletnie sensu nie miało. Jej upite szare komórki zdawały się być zmęczone zbyt długim myśleniem i nie miała ochoty szukać powodów na coś jeszcze. Bo w końcu ptak musiał być ptakiem, a człowiek człowiekiem? Człowiek, który był demonem nie miał żadnego sensu.
Przyszła łowczyni kamienia zachowywała dystans blisko Fukuro z ogromnym uśmiechem na jej buzi.
- A więc to... działa... BOLI!!
Zaśmiała się przeogromnie, zamachując się galęziom w stronę jakiegoś przypadkowego krzewu. Czując się, jakby dobyła ogromną kusarigamę, zaczęła bić swą rózgą na linie okoliczne drzewo:
- Czy to drzewo też boli!
Podeszła z dziecięcym zaciekawieniem do drzewa, dając młodemu zielarzowi spokój. Po chwili jednak westchnęła ze smutkiem obserwując kompletnie nie rozwaloną korę drzewa:
- Nie... jestem za słaba. Drzewo nie boli
Zamachnęła się ponownie swoim biczem. Wymierzając kolejny cios, tym razem wymierzony w jej plecy. Każdy cios zdawał się ustępywać kolejnemu ciosowi.
- Jestem... za słaba. Jestem potworem... Niech boli... Niech cierpię...
Mówiła otwarcie, uderzając się plecami coraz mocniej. Zapominając kompletnie, że jest na czyjejś posiadłości oraz o obecności Fukuro. Jeśli nie doszłoby do próby jej powstrzymania, na zaśnieżoną okolicę zaczynały powoli spływać pierwsze stróżki czerwonej krwi...
Poczuł zapach krwi. Poczuł, bo przecież doskonale go znał - a później zobaczył, co dokładnie się działo. Powinien ją powstrzymać? Powinien się nie zbliżać? Powinien ją zostawić tutaj samą, zachowywała się przecież jak wariatka. Ktoś powinien ją zamknąć. Co powinien zrobić? Zgłosić to gdzieś, do kogoś..? Do korpusu..?
Powinien się odwrócić i ją zostawić, tak byłoby łatwiej. Ktoś z domowników rezydencji, do której się zakradli, mógłby ją znaleźć i wezwać samurajów lub jeszcze kogoś innego - a może mieszkali to samurajowie? Sam nie wiedział, co by spotkało zabójczynię, gdyby po prostu ją zostawił samą sobie. Ale jego kroki zamiast z dala od Tatsu, poprowadziły go bliżej niej.
- Nie...? - powiedział, łapiąc jej ramię, chcąc ją przytrzymać i powstrzymać przed samookaleczaniem, nawet jeśli nie rozumiał co się właśnie działo. Dlaczego to robiła..? Dlaczego...
- Zostaw... - powiedział, a jego dłoń skierowała się na gałęzie, chcąc jej je wyciągnąć z dłoni. - Krew i... zamieszanie... zostaw, oddaj to...
dialog #7d9360
Nie spodziewanie poczuła pociągnięcie za ramię. Na którego widok wydała z siebie przeraźliwy pisk:
- Nie to...
Stało się to, czego się bała. Nie chciała, by ktoś wiedział o jej dyscyplinie. A na domiar złego, zdała sobie sprawę, że jej głos nie jest taki, jaki być powinien. Należał on do tej słabej Tatsu, która powinna już dawno umrzeć...
Będąc w amoku pozwoliła sobie wyrwać zakrwawioną rózgę. Czując chłodną bryzę na odsłoniętej, za sprawą zadanych sobie ran, zlękła się i zamarła nieruchomo.
Dopóki nie dostrzegła światła zapalającego się w rezydencji...
- Nie...
Wypowiedziała słabym głosem. Czując, że musi uciekać. Odepchnęła od siebie Fukuro, ruszając czym prędzej w kierunku potencjalnego wyjścia. Nikt nie mógł jej więcej zobaczyć. Nie może stać się słaba przez głupie plotki. Nie może pozwolić sobie, by ktokolwiek się nią przejmował.
Musiała uciekać, na oślep, przed siebie. Do jakiegoś ciepłego miejsca... gdzie będzie można spocząć.
Zostaw. To nie twoja sprawa, jedyne trzeźwe myśli odbiły mu się w głowie, ale nogi nie słuchały, kiedy puścił się biegiem za Tatsu. Jaki był jego plan? Powinien ją zostawić, pozwolić... To co chciała dokończyć? Nie był nawet pewny, co było jej zamiarem, skoro broń którą do tego zmierzała wyraźnie została w jego dłoniach.
Ale on czuł zapach krwi, który wiedział że mógł sprowadzać kłopoty i problemy. Nawet jeśli sami na siebie sprowadzali je w tej chwili, kiedy doganiał dziewczynę. Wyciągnął w jej stronę dłoń, chcąc ją złapać i zatrzymać przed dalszą ucieczką.
Nie wtrącaj się, to będzie później twój problem. Zostaw ją samą skoro chce uciekać, kolejny głos rozsądku zignorował, próbując zatrzymać Tatsu. Potrzebowała... Opatrunku. Pomocy? Nie był nawet pewny. Może uspokojenia się? Może powinien zaparzyć jej herbatę, żeby przestała... Właściwie co robić? Co robiła jeszcze przed chwilą? Nawet przez myśl nie przechodziła mu nazwa na to, czego był świadkiem, jakby chciał podświadomie o tym zapomnieć i wyprzeć to wszystko z pamięci.
W końcu zdecydował się na próbę przewrócenia dziewczyny na ziemię, żeby ją zatrzymać w miejscu. Potrzebowała medyka... Chyba? Był prawie pewny, nawet jeśli szumiało mu w głowie, a natarczywe myśli jedyne co podsuwały to pozostawienie jej na łaskę miasta.
- St...ój... - zawołał, próbując sprowadzić ją do parteru poprzez złapanie i przewrócenie się na ziemię razem z nią. Musiał ją przytrzymać, nawet jeśli jej rany mogłyby się pogorszyć przez to.
dialog #7d9360
Wzięła nogi zapas. Jednak zrobiła zaledwie dwa kroki. Poczuła silne szarpnięcie za swoją zdrową rękę. Jednak jej ciało dalej chciało uciekać.
Nawet nie zauważyła, że zrobiła mały obrót wokół osi. Po którym pojawiła się kompletnie nie spodziewana przeszkoda.
Ból niespodziewanego zderzenia w głowę Fukuro zdawał się przyćmić to co się działo dalej. Lądując w krzaku megi Tatsu poczuła ból pleców wraz z dźwiękiem łamanych gałęzi. Narastająca panika zdawała się sięgać zenitu, kiedy zdała sobie sprawę, że przebiła się z młodym zielarzem parę warstw gałęzi. Będąc bliżej ziemi, aniżeli wyjścia z kolcowej pułapki. Być może nawet byli na samej ziemi?
Ciemność gałęzi całkowicie zmąciła ją wizję. Widziała jedynie leżącego pod nią mężczyznę. Zaś każdy ruch zdawał się generować konieczny ból
- Cze...mu?
Wyszeptała panicznym szeptem, zdając sobie sprawę kto ją trzymał na ręce. Podobnie, jak niebezpiecznie blisko zdawała się być. Dalej leżała na Fukuro, jednak wiedziała, że jeśli spróbuje znowu uciec, może zostać znowu powstrzymana. Szczególnie, że jej zdrowa ręką mogła znajdować się dalej w jego uścisku.
Nie miała pojęcia co się dzieje ze światłem. Nie wiedziała, że stróże nocni zdecydowali się kompletnie zignorować to zajście. Czuła jednak, że uratować ją przed nieznanym losem z rąk samurajów, których nienawidzi może teraz tylko jedno.
Cisza
- Proszę... cicho.
Odrzekła ze spływającymi łzami, gdy zbliżyła swoją głowę do jego:
- Zrob...ię wszystko.
Nie wiedziała co robić. Nie była w stanie uciszyć go potencjalnie siłą, kiedy jej ręce były unieruchomione, poprzez złamanie, bycie w uścisku Fukuro, czy utrudnioną ruchliwością kolczastego krzewu.
W jej głowie pojawiła się tylko jedna możliwość uciszenia Fukuro. Na którą była gotowa, gdy tylko spróbuje krzyczeć lub będzie chciał się przedwcześnie wyrwać.
Odpowiedź na pytanie czemu nie była prosta. Za każdym razem sobie to pytanie zadawał, kiedy wtrącał się w coś, w co nie powinien. Tak jak teraz. Przecież powinien pozwolić jej biec - powinien pozwolić jej po prostu uciekać, nie przejmować się za bardzo, bo nie łączyło ich nic. Dlaczego nie potrafił zostawić innych po prostu zdanych na siebie? Powinien się stąd zabrać, nie gonić jej, nie starać się przytrzymywać, tak jak robił to teraz, kiedy to drugą ręką zaczął szukać jakiegoś podparcia na ziemi, żeby się unieść bardziej. Gdzieś, gdzie nie było tych cholernych kolców... Powinien po prostu ją odprowadzić... właściwie gdzie? Nie był pewny, gdzie się zatrzymywała. A czy opcja zostawienia jej w przypadkowo wynajętym pokoju była bezpieczna? Wątpił, patrząc po tym jak zaczęła uciekać...
- Po prostu... stój. Nie boli cię ręka? - dopytał, marszcząc brwi. Dużo trudniej podejmowało mu się decyzje - mimo świadomości, że musiał je podjąć. Stres i adrenalina nie pomagały przy umyśle zaćmionym przez alkohol. Dużo trudniej było mu zrozumieć, że samurajowie pilnujący porządku mogliby zwrócić na nich uwagę - a tym bardziej to, w jakiej sytuacji się znaleźli.
- ..co? Nie, Tatsu, jest okej, nic nie rób... z rękami w porządku? To jest istotniejsze... - powiedział, nie pojmując w najmniejszym stopniu, co teraz miało miejsce i dlaczego... płakała? Coś ją bolało? Cholera, to ręka, przeszło mu przez myśl, kiedy zamiast podeprzeć się ręką, przesunął je na gałęzie, aby spróbować odsunąć te próbujące zaczepić ich oboje. Dopiero wtedy podjął próbę podniesienia się do siadu, chcąc upewnić się że żadne kolce nie zaczepiają jeszcze bardziej Tatsu, będącej wyraźnie w stanie potrzebującym pomocy. Myślami był zupełnie gdzie indziej, zastanawiając się, jakich roślin potrzebował do wykonania dla dziewczyny czegoś przeciwbólowego... i może uspokajającego?
dialog #7d9360
Utraciła całkowitą kontrolę nad rzeczywistością. Na rzecz pomocy, której nie potrzebowała. Była ona znowu jedynie więzieniem, któremu mogła łatwo ulec...
Miała wrażenie, że jej pytanie i szlochanie zostało zignorowane. Błagania o cisze również. Ten zielarz cały czas gadał. A tak bardzo chciała, by przestał. Nie mogła dać się złapać tym cholernym samurajom, jednak czuła, że nie ucieknie od tego...
- Niee...
Powiedziała niemym głosem, widząc jak Fukuro odkrywa gałęzie (co mogło być wzięte za odpowiedź na któreś z pytań zielarza). Blednąc z każdą oddalającą się gałązką. Czemu on to robił? Ich zaraz przecież znajdą. Muszą ich znaleźć, jeśli zacznie zabierać coś, co ich odkrywa. Choć czy dalej tam są? Może on zwyczajnie chce, by została znaleziona. Chciał ją upokorzyć, tak jak Masaki...
Podnoszenie się mężczyzny wywołało jeszcze kolejną falę przerażenia. Szczególnie, iż nie robił tego dyskretnie. Musiała go powstrzymać.
Jej ciało próbowało przygnieść ciało zielarza, zaś jej usta chciały styknąc się z jego ustami. Parę łez opuściło oczy Tatsu, gdy próbowała całować Fukuro, jak najdłużej mogła. Próbując zagłuszyć ból tego aktu "oddania", kapitulacji, jaki postrzegała to co zrobiła. Czując dziwny rodzaj cierpienia, na który zasługiwała. Któremu chciała się poddać, ignorując wszelkie uczucie.
Gdy tylko zielarz uwolnił się z jej ust, rzekła ciepłym głosem:
- Zabierz... mnie stąd cicho do miejsca cichego. A do rana... będę twoja... mój sam...
Nie dokończyła jednak swych słów, gdyż płacz zdawał się przejąć pełną kontrolę nad jej zapijaczonym i zdesperowanym umysłem.
Nie był pewny czy brak bólu ręki był rzeczywisty, czy spowodowany upiciem... a może jeszcze czymś innym? W końcu trudno było mu uwierzyć, nawet w stanie upojenia, że rany które sobie zadała zupełnie były niewyczuwalne dla niej. Choć może rzeczywiście to alkohol zupełnie odrętwiał? Może sam proces przygotowywania go? Ale w aż takim stopniu? Był bezużyteczny w niesieniu pomocy medycznej, zupełnie nie radził sobie z czymś podobnym, ale dużo swobodniej czuł się w samych środkach leczniczych. Starając się podnieść jego myśli raczej wędrowały w stronę przygotowania maści na rany - w końcu niezaleczone mogły doprowadzić do jeszcze gorszego stanu, a zabójczyni już teraz miała wystarczająco problemów.
Był zbyt skupiony na próbie ułożenia planu działania przy myślach, które nie chciały zlepić się w sensowną całość, żeby dodatkowo zwracać uwagę na ruchy Tatsu, której przecież próbował pomóc. Był pewny, że powinni gdzieś znaleźć pokój, tak aby mogła odpocząć i może rano ktoś mógłby sprawdzić jej rany, ale i rękę. Nie był do końca pewny czy powinien jej przypilnować do rana - patrząc po jej nagłej próbie ucieczki, czy tym co zaczęła robić z samą rośliną kolczastą...
Zamarł, czując pocałunek, którego ani się nie spodziewał, ani nie był pewny co właściwie powinien w tej chwili zrobić, zupełnie będąc wyrwanym z toku myśli. W pierwszym odruchu chciał się odezwać, choć szybko uświadomił sobie, że było to znacznie utrudnione. W końcu odsunął się od dziewczyny, wracając z powrotem do położenia się w krzakach.
Właśnie próbowałem to zrobić, przeszło mu przez myśl, kiedy usłyszał jej prośbę, choć zrobił się jeszcze bardziej rumiany, słysząc jej kolejne słowa. A do tego zaraz jeszcze się rozpłakała. Nie mając najmniejszego pojęcia, co miałby zrobić, znów ją objął jedną ręka, starając się podnieść do siadu, tak żeby byli w stanie rzeczywiście wydostać się w końcu z krzaków.
To ty jesteś teraz głośno..., pomyślał, starając się jednak nie odzywać. Zresztą, co i jak miałby skomentować w tej chwili? Wolał nic, wolał nie ryzykować, że znów zostanie uciszony. Chociaż widząc to jak dziewczyna się rozpłakała, wątpił aby to miało być zagrożeniem.
Chociaż nie wiedział co gorsze - kiedy tak się rozpłakała, czy kiedy po prostu nagle zaczęła uciekać. Kiedy tylko udało im się podnieść z krzaków, dalej obejmował ją, przytulając do siebie, jakby to miało jej pomóc się wypłakać. Sumienie nie pozwalało mu jej zostawić w takim stanie samej, kiedy zaczął się rozglądać. Dostrzegł gdzieś w oddali samurajów, którzy nie zdawali się zupełnie przejmować ich dwójką. W pierwszej chwili pomyślał, żeby zapytać się o drogę do miejsca gdzie mogliby znaleźć pokój - choć prędko zrezygnował z dwóch powodów. Przecież on sam nie powinien zwracać się do samurajów. To nie był korpus, a nawet wśród innych zabójców było to... dziwne oderwanie od czegoś, czego był nauczony całe życie. Drugą myślą było, że nie chciał, aby ktokolwiek wziął ich powód szukania pokoju za... taki.
Przez moment pomyślał, że łatwiej byłoby po prostu usiąść gdzieś w jakiejś uliczce i przeczekać do rana, ale czy mógł ryzykować, że Tatsu znów zacznie uciekać? Zerknął znów na nią, widząc że potrzebowała wyraźnie czegoś na uspokojenie. W końcu pociągnął ją, decydując się na zabranie ją do ryokanu, w którym sam się zatrzymał.
dialog #7d9360
Nie możesz odpowiadać w tematach