Trening Miesięczny
Jakiś czas temu opuścił Oguni i ruszył jak najdalej od miejsca swojego wątpliwego zwycięstwa, przemierzał trakt z głową spuszczoną w dół. Mimo iż był jednym z ostatnich demonów, które ostały się na arenie to nie czuł satysfakcji, wręcz przeciwnie słowa Stwórcy i Yamy sprawiły iż czuł się jak największa porażka. Był zdziwiony tym iż przeżył, nie został ukarany za swój postępek, choć może został i jeszcze po prostu o tym nie wiedział? To go chyba zdołowało i wkurzyło najbardziej, niepewność co do tego jaki los sobie zgotował. Znak na języku świadczący o jego awansie powinien go uspokoić, powinien sprawić iż poczuje euforię z tego iż gdy już wziął się za coś to przyniosło to efekt, nie marnował czasu i energii na darmo, a zamiast tego? Był przypomnieniem iż to dopiero początek długiej i żmudnej drogi jaka go czeka.
Miał parę pomysłów co mógłby uczynić by pokazać Stwórcy i Yamie iż nie jest skończoną porażką, tylko wymagałoby pracy co doprowadziło do konfliktu wewnętrznego. Umysł mówił by wziąć się do roboty, zaś jego natura próbowała mu wmówić, że ma na to sporo czasu. Zirytowało go to niezmiernie, stąd postanowił iż odłoży te myśli na potem, teraz miał ochotę coś przekąsić by zagryźć swą irytację. Los się do niego uśmiechnął, podniósł swój łeb w górę i dostrzegł ludzkie zabudowania. Na jego twarzy zagościł uśmiech skryty skrzętnie pod maską, ruszył w stronę chat by po kilku krokach zatrzymać się z powodu krzyku kobiety. Wyczuł w nim strach, a to mogło świadczyć o jednym, ktoś chciał go ubiec, zacisnął pięści czując jak rośnie w nim gniew. Tym razem nie pozwoli by ktokolwiek pozbawił go nagrody.
Pobiegł w stronę domostw skąd dobiegł do niego niepokojący odgłos, nim wbiegł między budynki usłyszał kolejny krzyk co odebrał jako dobry znak, wciąż miał okazję by nacieszyć się posiłkiem. Nie musiał szukać ofiary gdyż ta wbiegła w niego, chowając twarz w jego klatce piersiowej. Spojrzał na kobietę początkowo zdziwiony, by potem westchnąć. Głupia nie wiedziała, że wpadła prosto w łapy swego oprawcy, widocznie był zbyt przerażona o czym choćby poświadczyć mogły łzy jakie Ichitarō poczuł na swej piersi. Usłyszał po chwili gwizdanie co sprawiło iż podniósł wzrok, ujrzał tam innego demona o bladej skórze i jednym rogu pośrodku czoła, ubrany był jedynie w spodnie i poszarpaną koszulę.
—
Ej Ty!— Zawołał nieznajomy —
To mój posiłek, znajdź sobie własny!— Warknął demon podchodząc nieco bliżej. Jego słowa nie ruszyły zbytnio Ichitarō, bo i czemu by miały. Czarnowłosa jednakże wtedy cofnęła się parę kroków w tył będąc teraz pomiędzy demonami i krzyknęła ze strachu widząc iż wpadła na kolejne dziecię nocy. Jednorogi rzucił się jak dzikie zwierzę na wieśniaczkę, która stanęła jak sparaliżowana. Nim jednak ją dorwał, Ichitarō pozbawił ją żywota, poprzez cięcie szponami w gardło i rzucenie jej na bok.
—
Co ty zrobiłeś! Chciałem ją zjeść żywą!— Ryknął rogacz —
Rozerwę cię na strzępy— Wydarł się i rzucił się w stronę białowłosego, który po tym co spotkało go na arenie w Oguni cieszył się z tej walki, mógł się w końcu wyżyć się na kimś, rozładować napięcie. Pozbyć się tego nieznośnego uczucia, które mówiło mu iż jest porażką. Demon zamachnął się na niego z góry, jego paznokcie urosły zmieniając się w szpony. Ichitarō w ramach obrony, podobnie jak na arenie wytworzył łuski na swym lewym przedramieniu i wzniósł kończynę w górę aby zablokować uderzenie. Gadzia skóra powstrzymała częściowo cios, jego oponent jedynie go zadrapał. Niewielka rana, która zniknie sama po jakimś czasie .Ichitarō kontratakował, samemu tnąc w gardło krzykacza, ten jednakże sprawnie odskoczył w tył unikając ciosu zadanego przez swego pobratymca. Dopiero co się starli, a Ichitarō już wiedział iż to będzie ciężka walka, jego oponent był z pewnością szybszy, a to oznaczało iż musiał w jakiś sposób zlikwidować jego przewagę.
Najpotężniejszą bronią demona była jego sztuka krwii, była jego wizytówką i symbolem siły, białowłosy wiedział o tym i stąd miał zamiar uczynić swój dar potężniejszym, czemu więc nie poeksperymentować na tym wyzwaniu jakie go czekało. Wziął głęboki oddech i zamknął swe oczy myśląc intensywnie o tym co go spotkało, jego węże go zawiodły bo były za małe i za słabe tak jak i On. Rozciął swe przedramię i skupił się na tym uczuciu, krew popłynęła rześko z rany i przemieniła się w dwa dwunastometrowe, grube gady o białych jak śnieg łuskach i błękitnych oczach. Wężę zasyczały bacznie obserwując jednorogiego, po czym prędko uderzyły na niego. Dwie bestie przeciw jednemu demonowi, to zmusiło go do uciekania, wróg nie dał się otoczyć swym przeciwnikom przez co te nie mogły pochwycić w swym potężnym uścisku, raz udało się jednemu z węży ukąsić swój cel, ale nic to nie dało, wszak pozbawione były jadu w przeciwieństwie do swych mniejszych wersji. Znów szpon Ichitarō powędrował do ramienia białowłosego by naciąć skórę i wyzwolić krew potrzebną mu do kreacji tych łuskowatych piękności. Wadą większych stworzeń było to iż były doskonale widoczne, jego przeciwnik nie miał problemu z obserwacją ich i unikaniem ich ataku, było też ich za mało by mogły zapędzić go w kozi róg. Z tą myślą wytworzył kolejne dwa wężę, były tak samo duże jak ich świeżo co wytworzeni bracia lecz w przeciwieństwie do nich w ich kłach znajdował się jad, nowe dzieło białowłosego. Dwa wężę dołączyły do gonitwy za jednorogim demonem, który w związku z podwojoną ilością wrogów tracił swą przewagę, pozwolił wężom się otoczyć. Gady zaczęły krążyć wokół niego, nieraz przeplatając się nawzajem i zacieśniając krąg wokół demona. Demon próbował wyskoczyć z tej wężowej pułapki, ale wtedy to jeden z jadowitych potworów należących do błękitnookiego zdołał wbić swe kły w łydkę demona wstrzykując tam nową odmianę jadu, inspirowaną głosem Yamy jaki to Ichitarō usłyszał w swej głowie, miejscu które miał za swą prywatną świątynie do czasu aż nie usłyszał w niej kobiecego głosu. Mieszanie w głowach innych musiało być okrutne, stąd to nadał te cechę swym dwóm wężom, by zapewniały powolną śmierć fizyczną ale i psychiczną
Z uśmiechem na ustach obserwował jak jego wróg wykonał parę kroków w jego by go zaatakować, cofnął wtedy swe węże do siebie by te przyjęły atak szponami na swe łuski, opłotły białowłosego, tworząc wokół niego wijącą się zbroję. Obserwował z radością jak jad zbiera swe żniwo, jak jego przeciwnik cofnął się i nagle wykonał unik przed niewidzialnym wrogiem, mógł sobie tylko wyobraźić cóż takiego widział jednorogi syn stwórcy, a przy okazji słabł z każdą chwilą gdy to jad wykańczał jego organizm. Gdyby był człowiekiem, czekała by go długa i powolna śmierć z otaczającym go koszmarze, ale był demonem dlatego w akcie łaski białę węże ruszyły prędko by go opleść, zaciskały się coraz bardziej na jego ciele, łamiąc powoli kości. Muzyka dla uszy błękitnookiego, który ruszył po należny mu posiłek.