NISHIŌJI RYŌTA
Zabójcy Demonówoddech płomienia192 cmWAGA
Data urodzenia 25/05/1622
Miejsce pochodzenia Osaka
Miejsce zamieszkania Yonezawa
Klasa społeczna samurajska
Zawód policjant
- Jest bardzo dobrze zbudowanym mężczyzną, który często patrzy na innych z góry z uwagi na wzrost,
- Doskonale wyszkolony szermierz, który ćwiczył się w tej sztuce od najmłodszych lat,
- Posiada mocną głowę do alkoholu, choć kiedy za dużo wypije zaczyna myśleć o swojej rodzinie. Ewentualnie zaczyna się śmiać i śpiewać,
- Ma/miał romans ze swoją młodszą siostrą Tsuru. Ciężko powiedzieć jaki jest obecny stan sprawy,
- Jego katana ma złote zdobienia na rękojeści, lecz samo ostrze ma kolor krwawej czerwieni,
- Jego katana jest też dłuższa niż normalne z uwagi na jego wzrost oraz posturę,
- Przeważnie ubiera białe kimono z ciemnymi oraz złotymi elementami, zaś jego haori jest białe z czarnymi wstawkami,
- Bardzo lubi motyw kwiatów w strojach czy sztuce,
- Uwielbia smażone mięso oraz ryby. W sumie lubi wszystko co smażone,
- Posiada swój prywatny dziennik, w którym notuje spostrzeżenia na temat demonów, ich sposobów walki, technik oraz swojego śledztwa,
- Czuje się swobodnie w towarzystwie kobiet,
- Jest uprzejmą i radosną osobą, lecz kiedy trzeba robi się poważny i skupiony na pracy,
- Z uwagi na fakt, iż Mori jest jego bliźniaczką łatwiej mu wyczuwać jej emocje czy nastroje, tak jak jej łatwiej jego,
- W wolnych chwilach lubi malować naturę, a zwłaszcza pejzaże. Odpręża go to,
- Niektórzy mogą powiedzieć, że lubi kiedy demony skwierczą.
Jeśli chodzi o jego rodzeństwo to nigdy nie było między nimi złej krwi, a przynajmniej tak zawsze uważał. Owszem nie spędzali ze sobą zbyt dużo czasu, ale kiedy tylko miał czas starał się podtrzymywać więź między braćmi i siostrami. Zawsze jednak miał pewną słabość do swojej młodszej siostry bliźniaczki, którą uwielbiał denerwować i jej dokuczać, ale biada temu kto kiedykolwiek sprawiłby, że płakała. Taka osoba spotkałaby się z jego gniewem. Takie same odczucia miał do pozostałego rodzeństwa, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż każdy z nich żyje zupełnie innym życiem. Nie był idiotą i potrafił to dostrzec. Tak było w wielu rodzinach i nie było z czym tu dyskutować. Osobiście jednak chciał, by ich więzi przetrwały jak najdłużej, a tym bardziej nie chciał widzieć chorej żądzy, która mogła być spowodowana walką o władzę. Młodzieńcze nadzieje.
Jako najstarszy z całego rodzeństwa, a także pierworodny syn oraz potomek samuraja jego życie miłosne było zabezpieczone odkąd tylko pamiętał. Rodzice szybko wybrali dla niego odpowiednią kandydatkę na żonę. Himeko Taira była bardzo spokojną i oddaną kobietą. Poznał ją już w wieku ośmiu lat, zaś ich rody starały się, aby spędzali jak najwięcej czasu ze sobą. Miało to im pomóc w oswojeniu się oraz rozwinięciu więzi. Po części można uznać, że rodzinom się to udało. Może nie była to miłość jak w słynnych historiach czy eposach, ale mieli swoją własną, szczególną więź, która latami się rozwijała. Byli swoimi najbliższymi przyjaciółmi, a także powiernikami. W wieku osiemnastu lat pobrali się i przeprowadzili do innej posiadłości jego rodziny, by mogli zacząć wspólnie żyć stworzyć własną rodzinę. Jego siostra bliźniaczka była już od roku mężatką. Zaś pozostałe rodzeństwo pozostawało w stanach narzeczeństwa, bądź szukano im odpowiednich partnerów. Ryōta szanował swojego szwagra. Uważał go za osobę silną, inteligentną, odpowiedzialną oraz zdolną kontrolować jego bliźniaczkę. Lubił czasami do nich wpadać z Himeko. To były te lepsze czasy. Kiedyś świat był prosty.
Stare porzekadło mówi, że kiedy życie obdarowuje cię zbyt wielkim szczęściem, to trzeba uważać, ponieważ zapewne szykuje dla ciebie niespodziankę. Zazwyczaj taką, która nie jest za bardzo przyjemna. Po roku małżeństwa z Himeko w ich wspólnym życiu pojawiła się kolejna osoba. Mała Hanabi. Była kopią swojej matki. Piękna jak ona, ale posiadała też geny rodu Nishiōji. Ryōta wiedział wtedy co czuje każdy ojciec, gdy widzi swoje dziecko. Można powiedzieć, że w tym momencie nie myślał o rodzie, o karierze czy o innych głupotach tego typu. W tym momencie liczyła się dla niego żona, oraz to małe, bezbronne stworzenie, które trzymał w ramionach. Dziecko to coś co zmienia ludzi i nawet jego siostra w momencie zastania matką uspokoiła się nieco, choć w dalszym ciągu nie podobało mu się to, iż się naraża. Tak samo jak jego brat. Dołączenie do niesławnego Korpusu, który miał niby polować na demony było dla niego zaprzeczeniem całego wymiaru sprawiedliwości. W końcu ta cała zabawa bardziej przypominała dawne czasy, gdy samurajowie byli bezkarni. Jego ojciec pewnie by się wściekł, gdyby się o tym dowiedział, lecz Ryōta nie wyjawił ich sekretu. Uważał, że są dorośli i mają prawo decydować o tym co chcą robić. Nawet jeśli tego nie pochwalał. Poza tym on sam miał zupełnie inne zajęcia. Jego mała Hanabi rosła jak na drożdżach i Ryōta tylko czekał, że zacznie się bawić ze swoim kuzynostwem, które wreszcie pojawiło się na świecie. Mężczyzna naprawdę planował dobre życie, a los obdarowywał go coraz bardziej. Piął się w hierarchii, a na dodatek na świecie pojawił się jego syn. Akira. Był on trzy lata młodszy od Hanabi, która wręcz przepadała za młodszym bratem. Wszystko naprawdę dobrze się układało. Aż za dobrze. Dobra karta musiała się odwrócić, a świat pokazać mu, że istnieje też druga strona monety. Znacznie mroczniejsza. Tego dnia stracił wszystko.
Wracał z dość długiej podróży związanej pracą i naprawdę jedyne o czym marzył to ciepła kąpiel, objęcia żony i zobaczenie dzieci. Specjalnie nawet kazał woźnicy się pospieszyć, aby zdążyć przed zmrokiem, lecz z uwagi na niedawne burze trakt był rozmoknięty, a na dodatek gałęzie czy uszkodzenia nie pomagały w podróży. Ryōta jednakże nie przejmował się tym, gdyż w myślach już planował jak spędzi najbliższe dni. Może odwiedzi rodziców? A może zobaczą co u Mori, jej męża oraz ich dzieci? Możliwości było nadzwyczaj wiele. Ostatecznie żadna z nich nie doszła do skutku. Już kiedy zbliżali się do posiadłości czuł, że jest coś nie tak. Po pierwsze było głośno. Za głośno jak na tę porę. Po drugie widział osoby, których nie powinno tu być. Członkowie Policji stali przed posiadłością i wyglądali jakby zupełnie nie wiedzieli co mają zrobić. Wiele lat później Ryōta doskonale rozumiał ich, gdyż z pewnością nigdy nie widzieli czegoś takiego. Ona sam nie pozwolił się zatrzymać, choć starali się. Przebił się przez nich niczym tajfun i wpadł do środka w poszukiwaniu swojej rodziny. Widok jaki zastał z pewnością będzie nawiedzał go do samego końca. Wartownicy, którzy powinni byli strzec Himeko, Hanabi i Akiry byli wybebeszeni, a niektórzy wręcz rozerwani. Z pewnością było to okropne, lecz w tym momencie dla niego liczyło się tylko bezpieczeństwo jego bliskich. Wiedział, że gdzieś są, ale nie słyszał ich. Nawet jego doskonały słuch nie pomógł mu. Jednak byli tam. W ich sypialni. Leżeli tam razem. W trójkę. I choć ich ciała były tak okropnie zbeszczeszczone to wiedział, że to oni. Po prostu wiedział. Nogi ugięły się pod nim i w pewnym stopniu stracił kontakt z rzeczywistością. Następne wydarzenia i dni pamięta jak przez mgłę. Wyrywki. Nie uczestniczył w nich duszą, a jedynie ciałem. Działał jak na automacie. Nawet czuł się jak martwy, gdyż nic mu już nie zostało. Jego rodzina spoczęła w rodzinnej krypcie, a on wrócił do rodzinnej posiadłości. Nie chciał już przebywać w tamtej rezydencji, a poza tym nie czułby się tam dobrze. Za dużo wspomnieć. Za wielka strata. Nie miał ochoty widzieć czy rozmawiać z kimkolwiek. Wziął wolne w swoich obowiązkach i całe dnie spędzał w swoich pokojach. Pił sake i wpatrywał się w przestrzeń. Tak płynęły kolejne dni.
Dni zaczynały zlewać się w jedno, lecz nie zwracał na to uwagi. Szczerze mówiąc przestał zwracać uwagę na cokolwiek. Dzisiejsi lekarze nazwali by ten stan niezwykle ciężką depresją połączoną z poczuciem winy. Wtedy można było mówić, że stracił chęć do życia. Ryōta nie sprawiał w tym okresie żadnych problemów. Nie awanturował się. Nie wszczynał burd. Nawet nie krzyczał. Po prostu był niczym skorupa ludzka. Nawet pomagał jak ktoś go o coś poprosił, ale przeważnie siedział w pokoju i patrzył się tępo w przestrzeń. Nawet sake już mu obrzydło. Nie myślał jednak o samobójstwie. Odebranie sobie życia w takim przypadku byłoby zwykłym tchórzostwem, a on nigdy by się czymś takim nie splamił. I tak płynął dzień za dniem, gdy nagle pojawiło się coś nowego. Nowa zmienna, która sprawiła, że ruszył. Obecnie mógłby jej podziękować, gdyż to ona wlała w niego nowe siły i ponownie zaczął cieszyć się życiem, choć ich relacja jest z pewnością bardzo skomplikowana. Tsuru jako jedyna w tym okresie starała się codziennie z nim rozmawiać. Może przez fakt, że martwiła się o niego, a może iż w jej małżeństwie nie układało się za dobrze. Ryōta też nie wiedział co sprawiło, że zaczął postrzegać swoją siostrę w innym świetle. Może to jej delikatność? Może jej uśmiech? A może to, iż brakowało mu ciepła lub chciał znaleźć jakieś zastępstwo Himeko? Możliwe, że wszystko po trochu. Jakimś dziwnym zrządzeniem losu, od czynu do czynu rozpoczęli coś, co z pewnością zostałoby skarcone. Nie było to w porządku, lecz ciemnowłosy w tym momencie nie zastanawiał się nad tym. Ważna była bliskość, którą mu dawała i możliwość rozmowy z kimś, kto również cierpi. Może to co robili nie było odpowiednie, lecz jemu dało to nową siłę. Ponownie zaczął wychodzić do ludzi. Ponownie podjął się pracy. Zaczął się ponownie uśmiechać. Szkoda tylko, że ten uśmiech miał wkrótce zginąć.
Ich rodzina była przeklęta. W jakiś sposób obrazili bogów, bądź ktoś ich przeklął dawien dawno. Kolejne straty trapiły ich rodzinę. Rok po śmierci jego rodziny, ten sam los spotkał jego bliźniaczkę. Ich brat prawie stracił życie w tym bestialskim ataku, który przypuścił demon. Sam Ryōta nie za bardzo chciał wierzyć w istnienie takich potworów, ale z każdym kolejnym upływającym rokiem jego wiara się zmieniała. Ayumu został wygnany przez ich ojca, a sam Ryōta nie wiedział co robić. Wszystko zaczynało się sypać. Jego tajny związek z własną siostrą również nie pomagał, a fakt iż Mori się o tym dowiedziała tylko dolewał oliwy do ognia. Wiedział, że ich nie wyda, ale równocześnie czuł iż musi uważać. Jego siostra od śmierci pierwszego męża zmieniła się. Może nie było to tak dobrze widać, ale czuł to. W końcu byli bliźniakami i mieli tą specjalną więź, nawet jeśli będzie temu zaprzeczać. Jeśli Mori będzie chciała mu kiedyś zaszkodzić to ta informacja z pewnością będzie bardzo cenna. Równocześnie widział, że interesuje się nieodpowiednimi rzeczami, czy ma w poważaniu męża. Zakładał, iż ma kochanka i jeśli to społecznie było to niezbyt dobrze widziane, to miał nadzieję, że wie co robi. Naprawdę nie chciał kolejnego pogrzebu. Jednocześnie wszyscy z jego rodzeństwa udali się w swoją stronę. Wiedział, czym się zajmują. Była to jego praca, ale poza tym nie chciał za bardzo wnikać w ich życie. Może się bał, że skończy się to źle. W końcu ich rodzina była przeklęta.
Sam Ryōta wrócił do pracy jako Policjant i ponownie się odnalazł w tej kwestii. Miał do tego dryg jak to powtarzał jego ojciec czy przełożeni, o czym świadczyły awanse czy też pochwały. Dostawał kolejne sprawy, a także zlecenia. Praca pomagała mu zapomnieć o bólu i stracie. Jednakże poza pracą miał swoją własną sprawę. Sprawę, która zaczęła się w dniu, gdy jego żona i dzieci zginęli. Miał zamiar dopaść tego drania, bądź znaleźć tych z którymi współpracował, bądź dla których pracował. Ciężko było zdobywać informacje o demonach, ale jako Nishiōji miał nieco większe pole do działań. Większy dostęp do dokumentów, a także częstsze wyjazdy w teren. Oczywiście mógł też porównywać tajemnicze zabójstwa czy zniknięcia do swoich badań. Skoro już wiedział o istnieniu innych sił działających w ich świecie, to mógł też patrzyć na wszystko w znacznie szerszej perspektywie. Jednakże pomimo całej tej wiedzy i groma możliwości wytropienie czegoś, co według większości społeczeństwa było tylko mitem, było niezwykle trudne. Zwłaszcza iż nie wiedział nic na temat tego stwora. Jedyna co zapamiętali świadkowie oraz co udało mu się wyczytać to fakt, iż dostrzeżono postać o długich włosach i powiewających szatach, która przeskakiwała mury posiadłości, a także śmiech. Głośny, histeryczny śmiech, który świadkowie opisywali jako przerażający do szpiku kości. Zupełnie jakby ktoś wypuścił oszalałego mordercę. Nie było to zbyt wiele, lecz było to lepsze niż nic. Poza tym miał też coś czego nie mieli inni. Dostęp do osób, które potrafiły zająć się demonicznym problemem. I zamierzał z niego skorzystać.
Nie musiał długo szukać, ani za bardzo się starać. Fakt, że całe jego rodzeństwo było w tym całym korpusie, by niezmiernie przydatny. Szybko udało mu się dotrzeć do osoby, która stała nieco wyżej w hierarchii i uciął sobie z nią pogawędkę. Początkowo chciał jedynie informacji o demonach, a w zamian mógłby dzielić się informacjami ze śledztw Policji. Przez krótki czas ten układ nawet działał, lecz w miarę rozmów i poznawania motywów zaczynał się przekonywać. Może nie stał się nagle ich fanem, lecz podzielał niektóre ich poglądy. Z pewnością ten o eksterminacji demonów z ich świata bardzo do niego przemawiał. Kiedy zaś otrzymał propozycję wstąpienia do Korpusu musiał ją przemyśleć. Początkowo chciał ich wyśmiać, lecz po dłuższych rozmyślaniach oraz zważeniu wszystkich za i przeciw postanowił przyjąć propozycję. Dzięki ich mocy mógłby skuteczniej pracować, a jednocześnie może udałoby mu się znaleźć jego małego koteczka. Wiedział, że ten demon w dalszym ciągu grasuje, gdyż pojawiały się co jakiś czas podobne sceny zbrodni, którym zawsze towarzyszył ten szalony śmiech. Ciekawiło go, czy będzie się tak samo śmiał, gdy wreszcie go dopadnie.
Jego trening przebiegał dość sprawnie i szybko. Był mężczyzną w kwiecie wieku, który doskonale był obeznany z szermierką, a na dodatek dość szybko odkrył, iż ogień jest jego naturalnym sprzymierzeńcem. Było to przyjemne, a jednocześnie satysfakcjonujące. W końcu ogień od zarania ludzkości był jej sprzymierzeńcem, a na dodatek była to rzecz, której demony się obawiały. Ogień może nie był tak silny jak żywe słońce, ale z pewnością zadawało im ból. Wystarczyło tylko połączyć techniki z posiadaną wiedzą. Wiedział jak wymachiwać mieczem. Teraz musiał nauczyć się jak machać, aby ściąć demona. O dziwo nie było to takie proste, lecz Ryōta nawet nie zakładał, iż takie będzie. Szczerze mówiąc nawet by się zawiódł gdyby tak właśnie było. Musiał dzielić swój czas pomiędzy treningi, pracę oraz życie jako następca głowy rodu, ale prawdę mówiąc czuł iż żyje. Czuł, że od dawien dawna naprawdę robi to co jest słuszne, a nie konieczne. Poza tym już dawno nauczył się, że im więcej człowiek potrafi tym będzie to zbierało swoje owoce w przyszłości. Dlatego też ćwiczył, rozwijał się, uczył oraz w dalszym ciągu zbierał informacje. Nie mógł stać w miejscu. Nie jeśli chciał któregoś dnia stanąć naprzeciwko tego stwora i skrócić go o jego nikczemną głowę.
Po mniej więcej półtora roku, choć bliżej temu było do dwóch lat Ryōta wreszcie ukończył swój trening i mógł poddać się ostatecznemu testowi swojej mistrzyni. Bardzo był ciekaw co przygotowała dla niego Hashira Płomienia. Spodziewał się wszystkiego, gdyż jak było już mu to wcześniej mówione w trakcie szkolenia, zabójca musi umieć odnaleźć się w każdej okoliczności oraz umieć podjąć różne działania. Jego zadaniem było udanie się do małej wioski, która od dwóch nocy była gnębiona przez demona. Miał go wytropić, a następnie ściąć. No i dobrze by było gdyby sam przy tym nie stracił życia. Z pozoru zadanie było proste, lecz doskonale wiedział iż na takich właśnie najłatwiej można było polec. Ryōta zakładał, że problem z demonem był znacznie dłuższy, ale zapewne zmieniał swoje cele, aby nie być tak łatwo złapany. Tym razem już mu tu nie będzie dane. Nishiōji przybył do wioski praktycznie przed zachodem słońca. Nie miał zamiaru się meldować czy też bawić w ogłaszanie, iż zabójca pojawił się i demon ma zwiewać. Z tego co wiedział bydlak bardzo lubi młode kobiety, a najbardziej te, które wkraczały w pełnoletność. A że w wiosce były dwie lub trzy dziewczyny odpowiadające preferencją demona to wystarczyło tylko poczekać. Miał dziewczęta na oku oraz ustawił się takim miejscu, że słyszał co trzeba. Nie musiał długo czekać. Chwilę po wybiciu pierwszej godziny po północy usłyszał krzyk dziewczyny. Nie była daleko, ale dla zwykłych ludzi nie było możliwości by się do niej dostać. Przynajmniej nie przed tym jak jej życie opuści jej ciało.
Poruszał się jak najszybciej, stare kierując się odgłosem butów oraz stóp. Nie byli daleko, ale dziewczyna miała coraz mniej czasu. Słyszał jej krzyki i prośby o pomoc oraz śmiech demona. Dobrze. Był rozproszony i nie spodziewał się, że ktoś może po niego przyjść. W końcu przez tak długi czas był nieuchwytny, że zachłysnął się własną bezkarnością. Błąd, który popełniają wszyscy mordercy oraz bandyci. Im dłużej działają tym stają się coraz bardziej pewni siebie, a jednocześnie coraz mniej myślą o własnym bezpieczeństwie. Są pyszni i przeważnie głupie błędy prowadzą ich do schwytania. Tak właśnie było w przypadku tego demona. Zapomniał o całym bożym świecie goniąc za swoją ofiarą. Lecz świat nie zapomniał o nim.
Pierwszy cios spadł na niego za pomocą pierwszej formy oddechu płomienia. Nim demon zrozumiał co się stało to jego nogi znajdowały się dobrych kilka metrów od jego ciała, a on sam szorował paskudną gębą po pyle. Dziewczyna miała na tyle rozumu w głowie, iż nawet nie patrzyła się w tył. Po prostu uciekała. Demon był wściekły i słusznie. Miał swoją małą gołębicę praktycznie w swych szponach, a tu nagle pojawia się ktoś znikąd i nie dość, że odejmuje mu nogi, to jeszcze sprawia iż jego ofiara ucieka. Ciemnowłosy wręcz czuł wylewającą się ze stwora wściekłość, ale to dobrze. Im bardziej się wkurzy tym jego ataki będą bardziej niechlujne. Może bardziej chaotyczne, ale z pewnością będzie przypominał dzikie zwierzę. I tak też było. Potwór po regeneracji nóg rzucił się na niego, chcąc go szybko posiekać pazurami, lecz Nishiōji przyjął postawę obroną i parował jego uderzenia. Demon wściekał się coraz bardziej, a on tylko czekał na odpowiedni moment. Znalezienie okna w obronie przeciwnika było podstawą szermierki, zaś to bydle było na tyle głupie, że porzuciło obronę. Wysoki wyskok z głośnym rykiem miał zapewne go przyszpilić do ziemi, aby później demon mógł go zmasakrować szponami i zębami. Tak się jednak nie stało. Ryōta był gotowy na ten atak i kiedy tylko oponent znalazł się w zasięgu jego ostrza, to dopadł go. Druga Forma Oddechu Płomienia. Wschodzące Palące Słońce. Potężne cięcie od dołu pozbawiło atakującego demona głowy, która poleciała kilka metrów dalej, a bezwładne ciało upadło u stóp zabójcy. Kilka chwil później nie było już śladu po stworze, a sam Ryōta mógł wrócić do mistrzyni i poinformować ją o zakończonym egzaminie. Tego dnia oficjalnie został Zabójcą Demonów.
Kolejne lata upływały dość szybko i w miarę podobnie. Pracował zarówno jako Policjant jak i Zabójca. Śledził, zabijał i chwytał potwory. Zarówno te demoniczne, jak i ludzkie. Czasami miał jednak wrażenie, że niektórym ludziom niewiele brakuje do stania się demonami. Szczególnie kiedy widział naprawdę bestialskie zbrodnie. Jednocześnie jednak nie zapominał o swojej własnej misji. Szukał demona, który zniszczył jego rodzinę. Były to bardzo powolne poszukiwania, ale wiedział, że stwór żyje. W ostatnich latach jego aktywność zwiększyła się i coraz śmielej sobie demon poczynał. Z jednej strony to było dobre, gdyż rosła szansa na to, że popełni błąd, lub zacznie zostawiać więcej śladów, a z drugiej rósł coraz bardziej w siłę. Znaczyło to, że sam Ryōta musiał ponownie przyłożyć się do treningów, aby kiedy dojdzie już do starcia samemu nie stracić głowy. Ostatni rok jednak był dość ciężki dla Korpusu, a i jego samego ojciec zaczął dręczyć o znalezienie kolejnej partnerki. Sam Ryōta jednak nie widział nikogo odpowiedniego dla siebie, a ponadto musiał zrobić coś ze swoją relacją z Tsuru. Może spędzali mniej czasu ze sobą, a ostatnio prawie nic, lecz w dalszym ciągu mieli wspólną przeszłość i trzeba było się zastanowić co dalej. Jednocześnie dochodziła do tego obawa odnośnie Mori, a także jego bracia też nie mogli pozostawać niezauważeni. Szykowało się dla niego naprawdę sporo pracy.
Twoja Karta została zaakceptowana, a ty właśnie wstąpiłeś w szeregi Zabójców Demonów.
Co więcej, na start dostajesz 50 punktów, które możesz przeznaczyć na rozwój postaci. Do zobaczenia na fabule!
Nie możesz odpowiadać w tematach